Maroko

W stronΩ Marrakeszu
Tu by│em, tu ┐y│em
Targuj siΩ, kto mo┐e
Atlas G≤r Atlasu


W stronΩ Marrakeszu

By│ luty, pocz▒tek lutego, a promienie upalnego s│o±ca smaga│y bujne drzewa palmowe. Zdecydowali╢my siΩ zostawiµ na razie CasablankΩ, gdzie wyl▒dowa│ nasz samolot i zobaczyµ j▒ w drodze powrotnej, po zej╢ciu z g≤r Atlasu Wysokiego. Po czterech godzinach dojechali╢my do Marrakeszu.
Im bli┐ej g≤r, tym mniej zieleni i wiΩcej pojedynczych, porozrzucanych ska│, Ani ╢ladu po piΩknych zielonych polach otaczaj▒cych CasablankΩ. Zatrzymujemy siΩ w schronisku m│odzie┐owym niedaleko dworca kolejowego. Z naszego przewodnika "lonely planet" wybrali╢my w│a╢nie to, bo szczerze m≤wi▒c by│o najbli┐ej, a nikomu nie chcia│o siΩ nigdzie dalej tachaµ kosmicznie ciΩ┐kich plecak≤w ze sprzΩtem wspinaczkowym. Schroniska marne, ale za ta stosunkowo ma│o w nim by│o (jak na Maroko) karaluch≤w, no i drugi du┐y plus - by│o dosyµ tanie (20 dirham≤w za noc - ok. 6 z│).
Rankiem nastΩpnego dnia ruszamy w g▒szcz uliczek mediny - starego miasta. Kto╢ kiedy po-wiedzia│, ┐e Marrakesz, to "per│a rzucona w pustynie". Mia│ racjΩ. Nas, zupe│nie oszo│omionych klimatem i ilo╢ci▒ wra┐e±, zniewala swoim piΩknem i egzotyk▒. Wci▒ga. Po przekroczeniu mur≤w otaczaj▒cych czΩ╢µ warown▒ miasta, czyli kasbΩ (pamiΩtacie jeszcze "Rock the kasba" The Clash'≤w?), wchodzimy w zupe│nie inny kwiat. ªwiat niczym z ba╢ni Sindbada »eglarza. Wszyscy faceci chodz▒ w d│ugich szatach - galabijach, a kobiety w tzw. kaftanach. WiΩkszo╢µ pa± twarze ma zas│oniΩte. Te, kt≤re zdecydowa│y siΩ na str≤j bardziej europejski, zaskakuj▒ nas wspania│▒ urod▒. Zakochiwa│em siΩ ╢rednio raz na kwadrans.
NastΩpnym maroka±skim miastem, jakie widzieli╢my, by│ Fez. Tu jeszcze w miarΩ mi siΩ podoba│o, a w labiryncie uliczek mediny czu│em siΩ jak w domu. W Meknesie podoba│a mi siΩ ju┐ tylko ma│a czΩ╢µ mediny i budowle, jakie pozostawi│ tu w XVII wieku Mulaj Ismail - w│adca, kt≤ry wyni≤s│ Meknes do godno╢ci stolicy i zatrzyma│ falΩ Turk≤w, atakuj▒cych Maroko od strony Algierii. Za to Casablanka rozczarowa│a mnie zupe│nie. Zwyczajne portowe miasto, jakich pe│no na przyk│ad na wybrze┐u Morza ªr≤dziemnego. Drogie hotele wybudowane z przepychem, lecz zupe│nie bez gustu, pojawiaj▒ce siΩ nie wiadomo z jakiej okazji nawi▒zania do filmu z Humphreyem Bogartem (nakrΩconego w CAúOªCI w studiach w USA) i handlarze krzycz▒cy po polsku "Stasiek, u mnie tania sk≤ra", a dalej ju┐ na szczΩ╢cie m≤wi▒cy po francusku.

 

Tu by│em, tu ┐y│em

Stosunek Maroka±czyk≤w do obcokrajowc≤w jest przyjazny. Nie przeszkadza im to, ┐e s▒ innego wyznania. W rozmowach czΩsto m≤wi▒, ┐e "jeste╢my dzieµmi jednego Boga". ChΩtnie zapraszaj▒ do dom≤w, nawet w okresie Ramadanu. BΩd▒c zaproszonym, powinno siΩ gospodarzom ofiarowaµ niewielki upominek, a wchodz▒c do domu nale┐y zdj▒µ obuwie. Je┐eli bΩdziemy jedli, ich zwyczajem, rΩk▒, powinni╢my robiµ to rΩk▒ praw▒. Opowiadania, ┐e w Maroku mo┐na przepa╢µ bez ╢ladu, nie maj▒ potwierdzenia. Oczywi╢cie, lepiej nie ryzykowaµ, kiedy nieznajomy zaprasza do "dobrego maroka±skiego domu". BΩd▒c w krajach arabskich musimy pamiΩtaµ o tym, ┐e zwyk│a, w naszym mniemaniu, uprzejmo╢µ wobec kobiety, szczeg≤lnie mΩ┐atki, mo┐e byµ przez Arab≤w ╝le odebrana.
Dla muzu│man≤w najwa┐niejsze jest ªwiΩto Barana-id el kebir, kt≤re ma uczciµ ofiarΩ, jak▒ Abraham z│o┐y│ Bogu. Tak jak u nas wybiera siΩ choinkΩ, tak w Maroku ca│a rodzina kupuje barana. I tak jak w polskich domach przed Wigili▒ w wannie p│ywaj▒ karpie, tak tam wybrany baran chodzi po ogr≤dku i czeka na sw≤j s▒dny dzie±. W 40 dni po zako±czeniu Ramadanu muzu│manie zarzynaj▒ zwierzΩta. Najpierw z w▒troby robi▒ co╢ w rodzaju szasz│yk≤w, potem na ognisku piek▒ │eb i wyjadaj▒ m≤zg. ªci▒gaj▒ sk≤rΩ, kt≤ra p≤╝niej bΩdzie wyprawiona i w postaci dywanika po│o┐ona na przyk│ad przed │≤┐kiem, a ko╢ci odrzucaj▒ za siebie. Im dalej polec▒, tym szczΩ╢liwszy bΩdzie nadchodz▒cy rok.

wybrze┐e Atlantyku

W okresie Ramadanu po zachodzie s│o±ca wszyscy Maroka±czycy jedz▒ harirΩ - zupΩ, kt≤rej podstaw▒ jest kolendra i w│oski groch. Kiedy mΩ┐czy╝ni modl▒ siΩ lub czytaj▒ Koran, kobiety przygotowuj▒ nastΩpne dania. Nieodzowne s▒ daktyle i bardzo s│odkie ciasteczka z sezamu i migda│≤w, a tak┐e nap≤j z zielonej herbaty, ╢wie┐ej miΩty i du┐ej ilo╢ci cukru. Ramadanowe wieczory to wzajemne wizyty trwaj▒ce do p≤╝nych godzin nocnych. Potem kr≤tki sen. BΩbny dudni▒ jeszcze w ciemno╢ciach, ┐eby wierni zd▒┐yli zje╢µ ╢niadanie przed wschodem s│o±ca. Potem mΩ┐czy╝ni udaj▒ siΩ do meczet≤w na mod│y. Mimo ┐e ╢wiΩty miesi▒c jest okresem postu, przeciΩtny Maroka±czyk wydaje wtedy na jedzenie prawie dwa razy wiΩcej ni┐ normalnie.
Maroko jest krajem urozmaiconym - na wybrze┐u s▒ piΩkne pla┐e, a w g│Ωbi kontynentu g≤ry, w kt≤rych przez ca│▒ zimΩ mo┐na je╝dziµ na nartach. Najlepiej tu przyjechaµ w okresie od maja do ko±ca wrze╢nia. Wtedy mo┐emy do woli korzystaµ z k▒pieli zar≤wno w Atlantyku, jak i Morzu ªr≤dziemnym.

 

Targuj siΩ, kto mo┐e

Maroko to sztuka handlu. Je┐eli dywan, ciuch lub lusterko ma cenΩ wywo│awcz▒ 100 dirham≤w, to bez trudu mo┐esz j▒ kupiµ za, dajmy na to, 35. Je┐eli na targowanie siΩ po╢wiΩcisz godzinΩ, parΩ razy bΩdziesz udawaµ, ┐e wychodzisz ze sklepu, Wybran▒ rzecz kupisz nawet za 10 dirham≤w!

Na ka┐dym kroku zaczepiaj▒ nas naganiacze. - Mo┐e dywan? - py-taj▒ na przemian po francusku, angielsku i hiszpa±sku - a mo┐e pokazaµ wam miasto? Tak jak wszΩdzie w krajach orientu, tak i w Maroku bia│y cz│owiek jest traktowany jak zbawca rodziny - ╝r≤d│o szybkiej got≤wki.
Targowaµ siΩ trzeba. Kto tego nie robi, ten jest traktowany jak zwyczajny frajer. Nie warto targowaµ siΩ tylko o jedzenie, bo w wiΩkszo╢ci stragan≤w i sklep≤w obowi▒zuj▒ ceny urzΩdowe.
ZachΩty do zakup≤w bywaj▒ przer≤┐ne. - Tylko u mnie special, democratic, students price - wo│a w▒saty facet i zaprasza wprost z ulicy do warsztatu tkackiego. - Czemu nie - my╢lΩ sobie. WchodzΩ.
SiedzΩ sobie wygodnie na stercie kilim≤w. Obok mnie gospodarz stawia srebrn▒ tacΩ z czajniczkiem i male±kimi szklaneczkami: Parzy zio│ow▒ herbatΩ. Jest piekielnie s│odka. Popijamy j▒ sobie malutkimi │yczkami i niezobowi▒zuj▒co konwersujemy, a jego syn zaczyna pokazywaµ dywany. Rozrzuca ich co najmniej 50. S▒ piΩkne. Wzory na nich obja╢nia najstarszy z syn≤w. Na ╢rodku wyhaftowany jest du┐y kwadrat, symbolizuj▒cy kasbΩ - czyli warowne domostwo. wewn▒trz kasby s▒ wielb│▒dy (dostatek), drzewa-symbole drzewa ┐ycia i namioty, kt≤re maj▒ oznaczaµ berberyjsk▒, go╢cinno╢µ. Na niekt≤rych dooko│a domowego ogniska s▒ te┐ umieszczone skorpiony - maje strzec domostwa przed niebez-piecze±stwami, i znaki nomad≤w - symbole podr≤┐y.
Na tym koniec zajΩµ z historii; wracamy na lekcjΩ small biznesu. Cena wywo│awcza dywanu - 650 dirham≤w. ...Ju┐ po godzinie wzajemnych podchod≤w ("bo nie ma przecie┐ gdzie siΩ spieszyµ") dywan idzie za nieca│e 200.
Nie jest to jeszcze rekord "berberyjskich upust≤w". Cena wywo│awcza pami▒tkowej czapeczki, na jak▒ mia│ apetyt jeden z moich kumpli, wynosi│a 200 dirham≤w. Sko±czy│o siΩ na 10... i to w dodatku za dwie sztuki.

 

Atlas G≤r Atlasu

Nawet najpiΩkniejsze miasto mo┐e znudziµ siΩ szybko, je┐eli na horyzoncie, ponad zielonym lasem palm wystaje g≤rskie szczyty. Dlatego zaraz po zwiedzeniu Marrakeszu pojechali╢my autobusem do Tinerhir.
Podr≤┐ przez prze│Ωcze g│≤wnej grani Atlasu Wysokiego trwa oko│o 10 godzin. Ale dla nas to jak podr≤┐ przez ca│y rok - od lata w zielonym Marrakeszu, przez zimΩ na za╢nie┐onej prze│Ωczy Tizi-n-Tichka (2260 m.n.p.m. - prawie jak Rysy!), po wiosnΩ na saharyjskiej stronie g≤r Atlasu. Je┐eli tylko w okolicy jest woda, z g≤r sp│ywa choµby strumyczek, to w jego okolicy wyrastaj▒ wspania│e, gΩste palmowe gaje i uprawy pomara±czy. Jednak ju┐ sto metr≤w dalej spalona s│o±cem ziemia nie urodzi ani jednego daktyla.
Z nastaniem zmierzchu 30--letnie Volvo z naszymi plecakami na dachu zatrzymuje siΩ w pierwszej wiosce na dwugo-dzinny posi│ek.
Do Tinerhir doje┐d┐amy w nocy. A stamt▒d przygodnym samochodem jeszcze 17 km do W▒wozu Todhra. Ju┐ w samochodzie padaj▒ pierwsze propozycje wymiany kasety z muzyk▒ berberyjsk▒ na jak▒kolwiek kasetΩ z Polski. Moja kaseta Dezertera (z Deuterem) robi furorΩ. Wymiana: towar na towar jest tu bardzo w modzie. Walkman za dywan, kaseta za kasetΩ, czy dziewczyna za dwa wielb│▒dy (tΩ transakcjΩ znam jednak jedynie ze s│yszenia).

W tym w▒wozie zrobimy d│u┐szy popas - postanowili╢my po przyjrzeniu siΩ jego cudom w pe│nym blasku porannego s│o±ca. ªciany stosunkowo w▒skiego, bo oko│o 30--40 metrowego w▒wozu wznosi│y siΩ ponad naszymi g│owami na tak▒ wysoko╢µ, ┐e wydawa│o mi siΩ, ┐e gdzie╢ w g≤rze musz▒ siΩ zrastaµ. Maj▒ ponad 300 metr≤w wysoko╢ci. Dolna czΩ╢µ - jakie╢ 150 metr≤w - jest r≤wnomiernie przewieszona. Pod tak utworzonym dachem schroni│o siΩ kilka male±kich rodzinnych hotelik≤w.
W Todhrze wspinali╢my siΩ przez dwa tygodnie. Tylko dwa tygodnie. Dla mnie to by│o stanowczo za ma│o, ale chcieli╢my jeszcze zobaczyµ kilka fajnych miejsc na p≤│noc od g≤r Atlasu.
Po dw≤ch tygodniach na opuszkach palc≤w mia│em zreszt▒ takie rany od ostrych ska│, ┐e nie by│o w▒tpliwo╢ci - wyje┐d┐amy.
Z w▒wozu pojechali╢my dalej na p≤│noc. Ale to ju┐ nie by│o to. Po czym╢ tak piΩknym, jak Todhra, ma│o co mog│o mnie jeszcze ruszyµ.
Z Casablanki wr≤cili╢my samolotem do Polski o ╢wicie. Po po│udniu zadzwoni│ do mnie kolega i m≤wi:
- Kiedy rano wyprowadza│em psa, zobaczy│em og│oszenie: "Dywan maroka±ski sprzedam TANIO. Tel..."