Spis tre£ci ªwiat Mroku

ªredniowiecze strachu


Ceud

Szklane zwierciad│a, wampiry i ludzie

Wydaje siΩ oczywistym faktem, i┐ wampir to odbicie s│abo╢ci cz│owieka. Trzeba wiΩc przyj▒µ jego pierwotn▒ niedoskona│o╢µ i por≤wnaµ j▒ do niedoskona│o╢ci cz│owieka. I choµ wydaje siΩ to zbyteczne, to porz▒dkuje kilka rzeczy w ╢wiecie i mo┐e wp│yn▒µ na odgrywanie postaci. Klany to ju┐ czysta symbolika okre╢laj▒ca istotΩ ludzk▒. Nie bΩdΩ przyr≤wnywa│ ich do 10 przykaza± Bo┐ych, bo nie specjalnie za nimi przepadam i mo┐e to zrobiµ ka┐dy w kilka minut. WolΩ odnie╢µ siΩ do przymiot≤w okre╢laj▒cych jednostki. PrzeanalizujΩ r≤wnie┐ po trosze wp│yw klan≤w na aspekt cz│owieczej Materii i Ducha, czyli co jest najbardziej ludzkie, a co nieludzkie w poszczeg≤lnych Krewnych - co zbli┐a ich do ludzi, a co oddala. Mam nadziejΩ, ┐e ten artyku│ choµ odrobinΩ na╢wietli "z│ot▒ trzynastkΩ" i pozwoli na lepsze zrozumienie dzieci Kaina (one s▒ naprawdΩ biedne - musimy daµ im choµ ma│▒ dawkΩ zrozumienia)

Zacznijmy od Assamit≤w. Morduj▒, wiΩc ich wp│yw na materiΩ, na cia│o jest zdecydowanie negatywny. PostΩpuj▒ jednak wedle w│asnego kodeksu i kieruj▒ siΩ w│asn▒ wiar▒, tak jak wiΩkszo╢µ ludzi, wiΩc aspekt Ducha jest tutaj pozytywny. Symbolizuj▒ grzech Kaina. Mo┐na by sugerowaµ im g│≤wny wp│yw na inne klany, czy te┐ "moralne" pierwsze±stwo tego klanu przed innymi. S▒ r≤wnie┐ (jako og≤lna postaµ wampirza) najbardziej odpowiedni do stereotypu "wampira z│ego", jaki by│ w tamtych czasach rozpowszechniany - krwio┐erczego monstra bez uczuµ.

Brujah reprezentuj▒ pierwotne cz│owiecze±stwo, choµ zdawaµ by siΩ mog│o i┐ jest w tym klanie wiele sprzeczno╢ci i sama idea po│▒czenia spo│ecze±stwa ╢miertelnik≤w z Kainitami zdaje siΩ byµ co najmniej szalona, bior▒c pod uwagΩ pogl▒dy innych krewnych i mentalno╢µ przeistoczonych. Je╢li by pomin▒µ cel, jaki postawili sobie Brujah, to mo┐na z │atwo╢ci▒ przyj▒µ ich sfery Duchow▒ i Materii jako pozytywne, a ┐e nie wszyscy jego cz│onkowie kultywuj▒ tak▒ postawΩ, to jestem za tym, by tak zrobiµ, chocia┐ waha│bym siΩ w kwestii Ducha - dlatego te┐ nie mogΩ uznaµ Brujah jako najbardziej ludzkich z klan≤w. Ta idea wydaje mi siΩ chora i niezgodna ani z dekalogiem, ani z Bibli▒, ani ze zdrowym rozs▒dkiem, kt≤ry ka┐dy (noà prawie) ╢miertelnik posiada.

W lasach bawi▒ siΩ Gangrele. Nie bΩd▒cy w stanie zaakceptowaµ ludzi z racji ich gwa│townej ekspansji. Wi▒┐▒cy siΩ za wszelk▒ cenΩ z Gai▒, by j▒ broniµ. Dla wielu to tylko zwierzΩta... ci, kt≤rzy tak uwa┐aj▒... maj▒ po czΩ╢ci racjΩ. Bo chocia┐ na pierwszy rzut oka mog▒ byµ Gangrele najbli┐ej pierwotnej przyrody i "czysto╢ci" ducha (jako ┐e nie t│amsz▒ w sobie Bestii i trzymaj▒ j▒ na d│ugiej smyczy, co wydaje siΩ byµ postaw▒ najbardziej naturaln▒ w przypadku Kainit≤w - wiadomo przecie┐ do czego prowadzi t│umienie w sobie gniewu, czy jakichkolwiek innych emocji), to mimo tego - jatki, kt≤re urz▒dzaj▒, s▒ tragiczne w skutkach, nawet je╢li s│u┐▒ zahamowaniu rozwoju ╢miertelnik≤w. Gangrele przegrywaj▒. Zawsze. Aspekt Materii jest wiΩc u nich negatywny, ale Duch za to - bez skazy (w sensie nie╢miertelnych). I tak - s▒ oni zwierzΩtami. A┐ zwierzΩtami.

Trupami zajmuj▒ siΩ Kapadocjanie i zaczn▒ siΩ nimi interesowaµ r≤wnie┐ ludzie, ale trochΩ p≤╝niej i w innych celach. Klan przypomina odrobinΩ rozsianych po ╢wiecie bajkowych czarnoksiΩ┐nik≤w, kt≤rzy w swoich podziemnych komnatach robi▒ kolorowe eliksiry i mikstury. I w gruncie rzeczy sprawy maj▒ siΩ podobnie, tylko ┐e w│a╢ciwie taki Kapadocjanin to wampir ponury, kt≤rego poznaµ po wyrazie twarzy z odleg│o╢ci kilkuset metr≤w. Byµ mo┐e wydaje im siΩ, ┐e obcuj▒c z trupami zyskaj▒ w oczach swych krewnych? »e odnajd▒ w odorze zw│ok resztki cz│owiecze±stwa? A mo┐e to takie odkupienie za grzechy, wieczna pokuta... Badanie ╢mierci s│u┐y Materii, ale m▒ci Ducha - tak jest w przypadku Kapadocjan i tak te┐ bΩdzie ze ╢miertelnikami.

Ci, kt≤rzy nie widz▒ w│asnego odbicia. Kt≤rzy nosz▒ ╢wiadomo╢µ swej nieludzkiej (nawet jak na wampiry) u│omno╢ci zakrywaj▒c j▒ umiejΩtno╢ciami spiskowania i poz▒ wiecznych graczy. Lasombra to dzieci, kt≤re nie dojrza│y do swego nie-┐ycia. Traktuj▒c ╢wiat jak szachownicΩ, a istoty jak pionki nie nigdy nie osi▒gnie siΩ Golkondy, ale im na niej przecie┐ nie zale┐y (to jeszcze bardziej podkre╢la ich niedojrza│o╢µ do brzemienia jakim obarczy│ ich Kain). Ich wp│yw na MateriΩ i Ducha jest zab≤jczy nawet dla nich samych, bo gubi▒ siΩ we w│asnych konszachtach i k│amstwach.

Czy nie wszyscy geniusze byli szaleni? Ka┐dy z nich mia│ w sobie pierwiastki chaosu, kt≤re pozwala│y mu na osi▒gniΩcie pe│ni swych mo┐liwo╢ci intelektualnych. Tak i jest z Malkavianami. Ich umys│ to jedna wielka niewiadoma, nieogarniΩta liczba ╢cie┐ek, kt≤r▒ pod▒┐aj▒. Wydaje mi siΩ, ┐e oni ju┐ GolkondΩ przero╢li, zrozumieli j▒ dawno temu i nie pozosta│o im nic innego, jak tylko kierowaµ innych na jej szlak. A ┐eby nie by│o │atwo, zaczΩli wplataµ w swe poszlaki nici szale±stwa absolutnego, kt≤re zrozumiej▒ tylko ci, kt≤rzy na to zas│uguj▒. Golkonda to Graal, a osi▒gnie go najczystszy. Mo┐e jednak Malkavianie nie wiedz▒, ┐e ju┐ go zdobyli? Mo┐e ich geniusz jest fa│szem?

Biedni Nosferatu przetwarzaj▒ swoje informacje w kana│ach... pozwalaj▒, by to ona stanowi│a o ich u┐yteczno╢ci i nie robi▒ praktycznie nic, by poprawiµ swoj▒ pozycjΩ w╢r≤d klan≤w. Ocenianie ich po pozorach jest zgubne, a przecie┐ niemal┐e wszyscy Kainici tak czyni▒. Traktuj▒ ich jak punkt informacji p│atnej - tak nie powinno byµ, ale zawsze kto╢ musi byµ koz│em ofiarnym. S▒ doskona│ym przyk│adem tego, ┐e wsp≤lna niedola │▒czy. Ci, kt≤rzy wejrz▒ g│Ωbiej, ni┐ tylko w ich spaczone oblicza, zaskocz▒ siΩ mile i znajd▒ w nich przyjaci≤│. Nie szata wszak┐e zdobi wampira. A aspekt Materii i Ducha? S▒ w pozycji ofiar i nie maj▒ chΩci (mimo wiΩkszych nawet ni┐ Lasombra mo┐liwo╢ci) bezpo╢redniego wp│ywania na ╢miertelnik≤w. Je╢li tylko uwierzyliby w sw▒ si│Ω, bardzo szybko staliby siΩ agresorami. A mo┐e wiedz▒ o niej i nie chc▒ jej wykorzystaµ w pe│ni? C≤┐, widocznie taki ju┐ ich los - pozostaµ neutralnym za wszelk▒ cenΩ. Barwy cienia s▒ jednak sta│e, a stagnacja barw wyniszcza.

A Ravnos? Cyrkowi kuglarze i oszu╢ci, a jednak wiele w nich buntu i pewnej niedojrza│o╢ci ideologicznej. Ich granicz▒ca z mitomani▒ zdolno╢µ deformacji fakt≤w i rzeczywisto╢ci jest sposobem na ┐ycie i zabaw▒, ale tak┐e oznak▒ tego, i┐ nie s▒ w stanie przystosowaµ, czy te┐ nie maj▒ najmniejszego zamiaru przystosowywaµ siΩ do niej. Nie s▒ lubiani i nie lubi▒ innych, wiΩc wszystko zmieniaj▒, maj▒c nadziejΩ na kolejn▒ dawkΩ ╢miechu. TrochΩ jakby ┐ebrz▒c o zabawΩ... To trudny klan, poniewa┐ ciΩ┐ko znale╝µ w nim co╢ wiΩcej ni┐ dzieciΩc▒ zdolno╢µ k│amania, z│odziejstwa i czystej zazdro╢ci. Nie mo┐na zaliczaµ go r≤wnie┐ do zdecydowanie negatywnego - Ravnosi u╢wiadamiaj▒ ludziom niesta│o╢µ przedmiot≤w i s│≤w. Nauczaj▒? Tak, ale na poziomie zupe│nie nie╢wiadomym. SferΩ Ducha ratuje ich honor, choµ to bardzo dziwne po│▒czenie z pozosta│ymi cechami - sprawia wra┐enie upchniΩtego na si│Ω. Wp│yw na MateriΩ pozostaje negatywny.

Kusiciele. Wieczny symbol Szatana w postaci wΩ┐a. Oni wiedz▒, czego chc▒. Wiedz▒, ┐e s▒ ╝li do cna i znaj▒ swoje miejsce w ╢wiecie. Wyznawcy Seta to mocny klan. Byµ mo┐e nie tak dobrze zorganizowany, ale o niezmiennych pogl▒dach i niez│omnej woli. To wcielenie Diab│a - wszystko co najgorsze.

Toreador to klan pr≤┐ny. Niby strze┐e sztuki, ale spos≤b w jaki to czyni, jest doprawdy bezsensowny. Podczas walki Toreadorzy potrafi▒ zachwyciµ siΩ kunsztem broni swego wroga, co prowadzi do wiadomo czego. Ta chora fascynacja sztuk▒ to zas│ona dla ich pustego bytu. Bez artyzmu Toreadorzy s▒ nikim. Ten klan skazany jest na wymarcie, powoli wyka±czaj▒c siΩ psychicznie, wymy╢laj▒c nowe teorie i kierunki w sztuce, zamiast nauczyµ siΩ walki. Poezj▒ nie zatrzymasz ognia trawi▒cego obrazy w swej galerii. Zapomnieli o mieczu, zatracili siΩ w hedonizmie. Teraz p│ac▒ surow▒ cenΩ - nie s▒ doceniani przez nikogo. Ich warto╢µ r≤wna jest zeru. Ale mimo wszystko nie s▒ tego ╢wiadomi - najwa┐niejsza jest sztuka. Nic poza ni▒ nie ma warto╢ci. Boj▒ siΩ prawdy i nie ogl▒daj▒ siΩ za siebie. Noc, w kt≤r▒ Toreador u╢wiadomi sobie ciΩ┐ar powierzonego mu zadania, bΩdzie noc▒ prze│omow▒. BΩdzie zarazem ostatni▒, bo jedyne co zobaczy, to w│asne flaki na pod│odze, ju┐ bez patosu i piΩkna. Brutalnie rzeczywiste, ale oni potrafi▒ tylko czuµ. Niczego nie widz▒. Choµ nie mo┐na zaprzeczyµ inspiracji jak▒ obdarowuj▒ i wzbudzaj▒ w ╢miertelnych, ale ta zaleta nie niweluje w najmniejszym stopniu ich ignorancji.

Tremere reprezentuj▒ wy│am, walkΩ o akceptacjΩ. Walka z Tzimisce to b≤j czysto symboliczny. To co╢ jak cykl p≤r roku - po zimie jest wiosna - i nic nie mo┐e jej zatrzymaµ. Jedyny cel to prze┐ycie, znalezienie w│asnego miejsca w Mrocznym ªredniowieczu. W takiej walce nie licz▒ siΩ straty, czy sumienie (s▒ w tym bardzo podobni do Gangreli, mimo wzajemnej nienawi╢ci). Dlatego Tremere s▒ klanem bezwzglΩdnym. Dlatego musz▒ siΩ jeszcze wiele nauczyµ.

Diab│y to mimo wszystko dziadkowie. Wymieraj▒ ╢mierci▒ naturaln▒ i jest to w przypadku Tzimisce ╢mierµ nie tyle bolesna, co niezbyt ╢wiadoma. Nie s▒ w stanie zrozumieµ, ┐e wojna z Tremere jest dla nich zbawieniem, bo wreszcie mog▒ otrzepaµ swe szaty z kurzu i przypomnieµ sobie dawne czasy, kiedy rz▒dzili barbarzy±cami o nie gorszych zwyczajach ni┐ Diab│y. Stagnacja i dekadencja to trucizna, kt≤ra powoli ich zabija. Nie pomo┐e im ╢wiadomo╢µ ogromu swej wiedzy i g│Ωbia tradycji. Nic nie da r≤wnie┐ deformacja cia│a, kt≤ra nie kszta│tuje duszy, tylko wypacza materiΩ. Byµ mo┐e to w│a╢nie Tzimisce s▒ najwiΩkszym chaosem, pomijaj▒c oczywi╢cie ╢cis│▒ hierarchizacjΩ i przywi▒zanie do w│asnych ziem. Widaµ w nich wiele z plemion czas≤w staro┐ytnych, mistycyzm wiΩkszy od jakiegokolwiek innego klanu, a nawet co╢ egzotycznego. Przypominaj▒ co╢ na smak mitycznej Afryki i tych wszystkich rytua│≤w, kt≤re tubylcy z hipnotycznym namaszczeniem wykonuj▒. Ich stosunek do Boga i Szatana przedstawia siΩ r≤wnie┐ bardzo dojrzale i oryginalnie - maj▒ w nim wiele s│uszno╢ci. Wy│amuj▒c siΩ z cyklu wiary i duchowie±stwa s▒ w g│Ωbi duszy bardzo ludzcy. Niestety ska┐eni wci▒┐ swymi nieludzkimi zwyczajami.

Ventrue s▒ prawdopodobnie najbardziej ludzkim z klan≤w. Ich chΩµ zdobywania w│adzy przekracza nawet ludzk▒ zach│anno╢µ, tylko ┐e ╢miertelnikom chodzi o pieni▒dze. Ventrue za╢ ciesz▒ siΩ z w│adzy jak dzieci z budowanych w piaskownicy zamk≤w. Siedz▒ na swoich tronach cali zadowoleni, ┐e mog▒ patrzeµ na wszystkich z g≤ry. Kompleks ni┐szo╢ci, kt≤ry przerodzi│ siΩ z czasem w megalomaniΩ? Ta u│omno╢µ bardzo ich ogranicza i stawia na ca│kowitej r≤wni (a mo┐e nawet ni┐ej?) z lud╝mi i ich s│abostkami. Mo┐na r≤wnie┐ Ventrue z │atwo╢ci▒ do ╢miertelnych w│adc≤w por≤wnaµ, ale w▒tpiΩ, czy to zaleta.

Przy Pariasach, podobnie jak w przypadku Nosferatu, zn≤w mamy przyk│ad wsp≤lnej niedoli i braterstwa. Nie wierzΩ, ┐e te ╢wiadome swej tragedii wampiry nie organizuj▒ w│asnych elizj≤w. Nie wierzΩ r≤wnie┐, ┐e nie spiskuj▒ i nie zak│adaj▒ w│asnych przymierzy z racji s│abo╢ci swej krwi. Ten przypadek to czysta tragedia, bo opr≤cz samej kl▒twy objawia siΩ czternastopokoleniowcom totalne odrzucenie i najni┐szy szczebel drabiny spo│ecznej Kainit≤w. Prawdopodobnie jednak zyskuj▒ oni wiΩksze "poparcie" ze strony ╢miertelnik≤w i mimo swej s│abo╢ci prze┐ywaj▒, chocia┐ tylko w grupach. Nieo╢wiecone jednostki gin▒ nie poznaj▒c swego prawdziwego oblicza.

S▒ jeszcze oczywi╢cie Baali, linie krwi, ale to ju┐ przecie┐ znacznie inna historia.


Na g≤rΩ strony