Powr≤t

Jakub Turkiewicz

Dzie± przed godzin▒ B.

Han Solo siedzia│ przy stoliku jedynej na ca│ym Hoth kantyny i popija│ whiskey z lodem, kt≤rego spory kawa│ek odpad│ od bia│ej powierzchni zimnego sufitu i nie zauwa┐ony przez nikogo wpad│ do szklanki w kt≤rej przemytnik zanurza│ swe namiΩtne usta.
- Przepraszam, czy mogΩ siΩ przysi▒╢µ ? - zapyta│a niewielka zielona istota, kt≤rej jedyne odzienie stanowi│y czapka z nutrii i ciep│e, we│niane skarpety.
- Zale┐y do kogo - powiedzia│ Han Solo.
Istota nie opowiedzia│a, tylko wyjΩ│a zza ucha monetΩ, kt≤r▒ rzuci│a barmanowi wo│aj▒c.
- To za zamieszanie.
Barman tymczasem przygotowa│ drinka i podaj▒c go hojnemu go╢ciowi powiedzia│:
- W≤dka z martini. Zamieszana, nie wstrz▒╢niΩta. Jak zwykle.
Stw≤r podziΩkowa│ uprzejmie, po czym spojrza│ nieufnie na oddalaj▒cego siΩ barmana i wla│ ca│▒ zawarto╢µ szklaneczki do stoj▒cej tu┐ obok stolika , donicy w kt≤rej go╢cie lokalu hodowali ro╢linΩ o nazwie jΩzyk te╢ciowej.
- Nigdy nie pijΩ w lokalach. To zbyt niebezpieczne.
- Ja natomiast zawsze strzelam do obcych, kt≤rzy przysiadaj▒ siΩ do mojego stolika. Szczeg≤lnie je┐eli maj▒ zielon▒ sk≤rΩ.
- Daj spok≤j Solo ! Nazywam siΩ Deckard, jestem │owc▒ z Ord Mantell.
- úowc▒ ? Czy┐by wynaj▒│ ciΩ Jabba de Hutt ?
- Nie ! Jestem wolnym strzelcem . Zbyt wolnym by mierzyµ siΩ z tob▒. S│ysza│em, ┐e chcesz przy│▒czyµ siΩ do rebelii.
- Tak. Uwa┐am ┐e pora zrobiµ wreszcie co╢ ze swoim ┐yciem. Do╢µ ju┐á podr≤┐y w nieznane ! Stabilizacja - oto czego mi trzeba.
- Jasne - powiedzia│ │owca z Ord Mantell zmieniaj▒c wyraz twarzy. Trudno jednak zinterpretowaµ jego grymas, je┐eli nie nale┐y siΩ do tej samej rasy. - Pranie pieluch, sypianie z jedn▒ i t▒ sam▒ kobiet▒ do ko±ca ┐ycia, brak swobody dzia│ania.... A najlepiej znajd╝ sobie etat. Osiem godzin pracy dziennie a potem nia±czenie dzieci. Tego ci potrzeba ?
Han Solo zamy╢li│ siΩ g│Ωboko po czym wsta│ i uroczy╢cie o╢wiadczy│ :
- úowco z Ord Mantell ! Sprawi│e╢ ┐e zmieni│em zdanie ! Nie przy│▒czΩ siΩ do rebelii ! IdΩ czym prΩdzej zakomunikowaµ genera│owi Rieekanowi ┐e muszΩ odlecieµ. DziΩkujΩ ci serdecznie !
- ProszΩ bardzo - powiedzia│ Deckard, po czym wybieg│ z kantyny poniewa┐ zauwa┐y│ ┐e za oknem zacz▒│ padaµ ╢nieg. I szala│ w╢r≤d bia│ego puchu jak jaki╢ rozbrykany piesek, fika│ kozio│ki, robi│ or│a, naciera│ twarz ╢niegiem. Niestety po dziesiΩciu minutach przysz│a Wampa i odgryz│a mu g│owΩ.



Wicket W. Warrick siedzia│ na trawie i usi│owa│ wcisn▒µ sobie w ty│ek niewielki kijek.
- Niab niab ! - powiedzia│ z w╢ciek│o╢ci▒ rzucaj▒c patyk na ziemiΩ.
- Ukka lula, ukka lula ! - zaintonowa│ Chirpa, kt≤ry wy│oni│ siΩ zza wielkiego pnia i chwiejnym krokiem zbli┐a│ siΩ do ma│ego ewoka.
- Niab niab ! - rzek│ Wicket.
- Niab niab niab ! - Odpowiedzia│ Chirpa.
Tymczasem zza gΩstego krzewu wy│onili siΩ Paploo i Logray.
- Niab ! - powiedzieli zgodnym ch≤rem.
Przyjaciele usiedli w krΩgu i wsp≤lnie ╢piewali:
- Ukka lula ! Ukka lula ! Ukka lula !
Nagle uwagΩ ich przyku│o dziwne poruszenie w╢r≤d paproci. WytΩ┐yli s│uch, zaczΩli niespokojnie wΩszyµ. Po chwili jednak roze╢miali siΩ weso│o. To po prostu Teebo przyszed│ na polanΩ by jak co rano bawiµ siΩ z nimi !
- Ukka lula, ukka lula, ukka lula ! - za╢piewali.
W pewnym monencie wzrok Chirpy pad│ na porzucony przez Wicketa patyk.
- Niab, niab ! - powiedzia│, podszed│ do znaleziska i przyjrza│ mu siΩ uwa┐nie. Przy│o┐y│ go do czu│ego nosa i pow▒cha│.
- Uuuuuuu ! Uka lula ! - wykrzykn▒│.
Tymczasem Teebo wyrwa│ mu patyk z rΩki i r≤wnie┐ pow▒cha│.
- UUUuuuu ! Niab niab ! Ukka lula niab ! - krzykn▒│ z zachwytem, po czym poda│ patyk swojemu najlepszemu przyjacielowi Paploo. Ten przy│o┐y│ kijek do nosa i w▒chaj▒c go powiedzia│ z zachwytem.
- Lula lula, ukka lula niab !
Przez chwilΩ obraca│ patyk przed czarnymi oczkami, wreszcie wysun▒│ r≤┐owy jΩzyk i poliza│ jego ko±c≤wkΩ .
- Niaaaaaab ! - powiedzia│ przymykaj▒c kosmate powieki.
Wicket odebra│ mu cenne znalezisko i nios▒c je w prawej rΩce ruszy│ przed siebie tanecznym krokiem. Pozosta│e ewoki ruszy│y za nim weso│o ╢piewaj▒c : " Nio│a ! Incia nio│a !" . Nie spos≤b opisaµ rado╢ci jaka zapanowa│a w wiosce, gdy weso│y korow≤d dotar│ do jej granic. Wszyscy mieszka±cy przy│▒czali siΩ do procesji, a pl▒saj▒cy rado╢nie na jej czele Wicket z dum▒ unosi│ patyk w g≤rΩ i my╢la│ o tym jak ┐ycie ewok≤w z dnia na dzie± staje siΩ lepsze.



Lando Calrissian siedzia│ w swoim gabinecie, kt≤ry wygra│ w karty i bawi│ siΩ wygran▒ w karty kostk▒ rubika. Wtem otworzy│y siΩ wygrane kiedy╢ przez niego w karty drzwi i stan▒│ w nich Dack.
- Witaj Lando - powiedzia│, choµ s│owa jego zabrzmia│y raczej jak ┐egnaj.
- Cze╢µ Dack. Co s│ychaµ ?
- OdchodzΩ, Lando. Postanowi│em wst▒piµ w szeregi rebelii.
Lando podszed│ do barku i przygotowa│ przyjacielowi drinka.
- Napij siΩ trochΩ whiskey ! Bardzo dobry gatunek. Wygra│em j▒ wczoraj w karty od jakiego╢ │owcy.
Lando lubi│ ch│opaka. Ten nie╢lubny syn Lobota i ┐ony Landa - Vimy nigdy nie sprawia│ k│opot≤w. Co wiΩcej ! By│ nadziej▒ ca│ej rodziny Calrissian≤w na lepsze ┐ycie. ªwietnie gotowa│, doskonale siΩ uczy│ a opr≤cz tego mia│ piΩkn▒ narzeczon▒, kt≤ra spodziewa│a siΩ jego dziecka.
- Dowiedzia│em siΩ - powiedzia│ Dack - ┐e rebelianci przebywaj▒ teraz na planecie Hoth. Jest z nimi Luke Skywalker ten szlachetny bohater naszej galaktyki. Poprosi│em o przydzia│ do jego snowspeedera. Ze Skywalkerem za sterami nic mi nie grozi. To moja gwarancja bezpiecze±stwa. Ech ! CzujΩ siΩ jakbym m≤g│ wzi▒µ na siebie ca│e imperium !
- Co to znaczy ? - spyta│ Lando
- Nie wiem, ale fajnie brzmi. Mam nadziejΩ ┐e wzbogacΩ siΩ trochΩ, rozumiesz ? úupy wojenne i te sprawy. Wreszcie bΩdΩ m≤g│ wynaj▒µ mieszkanie i o┐eniµ siΩ z Ool▒. MuszΩ zgromadziµ nieco forsy bo gotowa ode mnie odej╢µ. Wczoraj znalaz│em w jej szufladzie foldery zachΩcaj▒ce do zostania tancerk▒ erotyczn▒ w pa│acu jakiego╢ Jabby. Nie potraktowa│em tego powa┐nie, ale zda│em sobie sprawΩ ┐e nie sam▒ mi│o╢ci▒ cz│owiek ┐yje. Trzeba zarobiµ.
- No c≤┐, Dack. Skoro bΩdziesz lata│ jednym speederem z samym Luke Skywalkerem, jestemá o ciebie spokojny. Nic ci nie grozi ! - powiedzia│ Lando ca│uj▒c ch│opaka w czo│o. Spojrza│ na wygrany kiedy╢ w karty zegarek. - A teraz id╝ . Zaraz przyjdzie tu kilku moich przyjaci≤│. Um≤wili╢my siΩ na partyjkΩ sabaka.
- Lando... - powiedzia│ Dack. - Chcia│bym ci co╢ daµ. Oto m≤j niebieski p│aszcz, zwany peleryn▒. Nosi│em go jako ma│y dzieciak. Teraz jest mi za ma│y. We╝ go na pami▒tkΩ.
- O ! - powiedzia│ Lando - BΩdzie to pierwsza rzecz jak▒ posiadam, kt≤rej nie wygra│em w karty ! DziΩki. Zaraz j▒ za│o┐Ω.
- Nie ! BΩdziesz ╢miesznie wygl▒da│ bo jest stanowczo za kr≤tka. Po prostu miej j▒ na szczΩ╢cie.
Lando u╢miechn▒│ siΩ i pomacha│ ch│opakowi na do widzenia. By│ o niego spokojny. Wiedzia│ ┐e w rebelii awansuje siΩ bardzo szybko. Wystarczy zaprzyja╝niµ siΩ z ksiΩ┐niczk▒ Lei▒ albo Luke Skywalkerem a ju┐ zostaje siΩ genera│em.
- Byµ mo┐e sam kiedy╢ spr≤bujΩ - wycedzi│ przez wygrane kiedy╢ w karty zΩby i u╢miechn▒│ siΩ tak, jak to tylko on potrafi.


Kapitan Piett siedzia│ na wilgotnej, zielonej │awce w jednym z Corrusca±skich park≤w i pali│ papierosa.
- Suka ! - powiedzia│.
W jego uszach wci▒┐ brzmia│y s│owa niedosz│ej te╢ciowej :
"C≤┐ pan sob▒ w og≤le reprezentuje ? Kim pan jest ? Jaki╢ ma│o znacz▒cy kapitan ╢mie ubiegaµ siΩ o rΩkΩ mojej c≤rki ? Niech pan to sobie z g│owy wybije. Oj. S│abo mi !
Mojej c≤rce pisane jest lepsze ┐ycie. Nie po to j▒ chowa│am, ┐eby zmarnowa│a siΩ przy jakim╢ nic nie znacz▒cym kapitanie. Rozumiem admira│ ! To co innego. Ale pan szansy w og≤le nie ma by admira│em zostaµ ! Chyba za 40 - 50 lat. Za wysokie progi na twoje nogi. A teraz ja ┐egnam siΩ z panem, bo oto wkr≤tce przybΩdzie tu admira│ Ozzel. Nie wiem czy pan wie, ale cz│owiek ten zna osobi╢cie lorda Vadera i cieszy siΩ jego wzglΩdami. No ju┐, wynocha ty ludzkie zero !"
Niespodziewanie z zamy╢lenia wyrwa│ go jaki╢ szelest. To stara cyganka sadowi│a siΩ na │awce obok niego.
- A witaj panoczku ! Cyganka prawdΩ powie, poka┐ rΩkΩ, daj grosika !
Piett wyj▒│ portfel i da│ cygance ca│y plik banknot≤w.
" Nie bΩdzie mi to potrzebne" - my╢la│ - " Na front idΩ. ªmierci poszukam, je╢li mi│o╢µ mi nie pisana. Wszystkie pieni▒dze jakie na zarΩczynowy pier╢cionek od│o┐y│em..."
- O dziΩki panoczku ! Cygance pomog│e╢ ! Serce u ciebie dobre, choµ zranione. Daj r▒czkΩ, powr≤┐Ω ci ja, dobrym s│owem pomogΩ.
Piet poda│ jej d│o± u╢miechaj▒c siΩ smutno.
- Dwie s▒ kobiety w ┐yciu twojem. M│oda jedna, inksza stara. Starej siΩ nie b≤j, z wojny wr≤cisz, wzglΩdy pozyskasz. M│oda p│ocha, ale sercem ku tobie zwr≤cona. Nie rezygnuj kawalerze. Sekret ci zdradzΩ ! DecyzjΩ wa┐n▒ w ┐yciu zawodowym podj▒µ ci przyjdzie od kt≤rej awans zale┐y. PamiΩtaj ! ªnieg i zima twoim sprzymierze±cem. Sukcesu szukaj tam gdzie ╢nieg i zima ! Los tw≤j tam gdzie wieczne lody odmieniµ siΩ mo┐e.
- BΩdΩ o tym pamiΩta│ - powiedzia│ Piett i ju┐ wstawa│ gdy cyganka przytrzyma│a jego ramiΩ.
- Gro╝bΩ widzΩ ! Przypadek tobie nieprzychylny ! PamiΩtaj ! Litery A strze┐ siΩ ! Litera A, zgubΩ ci przyniesie ! Dbaj o pole ! Nigdy go nie opuszczaj !
- Dobrze - powiedzia│ kapitan wstaj▒c. - Nigdy nie opuszczΩ pola.
Odszed│ zasmucony.
"Pola nie opuszczaj ! Co ona my╢li, ┐e jestem jakim╢ wie╢niakiem ? Ju┐ my╢la│em ┐e jej s│owa nape│ni▒ mnie otuch▒ a tu co ? Okaza│o siΩ ┐e bzdury plecie."
Zdenerwowa│ siΩ, obr≤ci│ na piΩcie i doby│ blastera. Cyganki jednak ju┐ nie by│o.
- Jak to mo┐liwe ? - zapyta│
- Strze┐ siΩ litery A ! - odpowiedzia│o echo.


- I co Luke ? My╢lisz ┐e to dobrze wygl▒da ? - zapyta│ genera│ Rieekan prΩ┐▒c pier╢ do kt≤rej przy u┐yciu butaprenu przyklei│ chwilΩ wcze╢niej listek czerwonych pastylek do ssania "neoangin".
Luke podskoczy│ i uderzy│ siΩ w g│owΩ o szybΩ na wp≤│ otwartego kokpitu snowspeedera.
- Cholera jasna, przestraszy│ mnie pan.
- Nie szkodzi. No jak, podoba ci siΩ ?
- Te┐ mam takie pastylki, ale noszΩ je w kieszeni. Przydaj▒ siΩ na tej mro╝nej planecie. Likwiduj▒ chrypkΩ albo wczesne symptomy b≤luá gard│a.
- No tak - rzek│ Riekan - Ale ja przyklei│em je sobie do munduru. W imperialnych mundurach bardzo podobaj▒ mi siΩ te ich kolorowe kwadraciki na piersi. To chyba jakie╢ odznaczenia, albo co╢. Mo┐e opisuj▒ w ten spos≤b sw≤j stopie±.
- Niech pan nie r┐nie g│upa generale. Wszyscy wiedz▒, ┐e zanim przy│▒czy│ siΩ pan do rebelii s│u┐y│ pan wiernie Imperatorowi.
- Zaraz, zaraz - Rieekan zmiesza│ siΩ nieco - chyba mia│em co╢ za│atwiµ w sztabie. Zaraz wracam.
"Wreszcie sobie polaz│" - my╢la│ Luke - " Niewiele brakowa│o a przy│apa│ by mnie na instalowaniu │adunku wybuchowego w rΩkoje╢ci wyrzutni harpun≤w. Sprytnie to sobie zaplanowa│em. Na pewno przydziel▒ mi jakiego╢ smarkacza, z kt≤rym musia│bym dzieliµ siΩ s│aw▒. Ja bym odwala│ ca│▒ robotΩ a s│awa przy okazji sp│ywa│a by na niego. Niedoczekanie. W czasie pierwszej potyczki udam, ┐e mam uszkodzone lasery i ka┐Ω mu odpaliµ harpun. Facet poci▒ga za spust i ca│y pulpit eksploduje mu w twarz. Ale┐ to sobie wymy╢li│em. Jestem geniuszem".
- HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA ! - roze╢mia│ siΩ gromkim ╢miechem.
- Co jest ? - spyta│ Haná Solo, kt≤ry w│a╢nie wr≤ci│ ze spotkania z │owc▒ z Ord Mantell.
- Yyyy - luke wydawa│ siΩ nieco zmieszany, ale szybko zapanowa│ nad sob▒ i przywo│a│ spryt.
- Nie nic. - powiedzia│. - CieszΩ siΩ tylko ┐e wymy╢li│em co╢ fajnego. Ot≤┐ gubiΩ ci▒gle miecz ╢wietlny, kt≤ry wisi na s│abym krokodylku i co chwila muszΩ siΩ po niego schylaµ. Pomy╢la│em, ┐e warto zainstalowaµ w rΩkawicy magnes. Rozumiesz ? Miecz spada, ja tylko wyci▒gam d│o± a on do mnie przylatuje.
- Dobry pomys│ - odpar│ Han. - Zapytaj Chewbaccy mo┐e ma co╢ w╢r≤d swoich rupieci. Tylko nie wymontujcie elektromagnesu z silnika bo bez niego nie spos≤b wej╢µ w nadprzestrze± ! Ha ha !
Biedny Han nie wiedzia│ ile mia│ go kosztowaµ ten niewinny ┐art.


Robot Jedi Skippy obudzi│ siΩ w j▒drze imperialnego komputera .
"Uda│o siΩ !" - pomy╢la│. - " Uda│o mi siΩ przenie╢µ swoj▒ psychikΩ do tej okropnej maszyny zwanej centralnym komputerem imperium."
Czym prΩdzej, aby nie traciµ cennego czasu pod│▒czy│ siΩ do sieci i odnalaz│ twardy dysk na kt≤rym Lord Vader zapisywa│ historiΩ swojego ┐ycia.
" PamiΩtnik Lorda Vadera czyli mnie" - przeczyta│ Skippy. B│yskawicznie przyswoi│ sobie tre╢µ pliku po czym zawo│a│:
" O rety ! Vader planuje pojmaµ Hana Solo i ksiΩ┐niczkΩ oraz ChewbaccΩ i roboty, aby zwabiµ Luke'a Skywalkera w pu│apkΩ !Tak nie mo┐e byµ ! To zagra┐a powodzeniu misji rebeliant≤w ! A przecie┐ dobro musi zwyciΩ┐yµ !"
Skippy przywo│a│ moc aby wyczuµ, gdzie w tej chwili znajduj▒ siΩ rebelianci.
" Hoth ! Oni s▒ na Hoth ! Co robiµ ?... Ju┐ wiem !"
Skippy wiedzia│, ┐e musi ostrzec ludzi, kt≤rzy walcz▒ o s│uszn▒ sprawΩ. Czym prΩdzej przedosta│ siΩ do sieci holo i przeskoczy│ na pok│ad gwiezdnego niszczyciela rozpylaj▒cego z│owieszczy zol robot≤w zwiadowczych w rejonie planety Hoth.
"WejdΩ do systemu robota zwiadowczego, kt≤rego misj▒ jest penetracja Hoth. OdnajdΩ bazΩ rebeliant≤w, lecz nie przeka┐Ω tej informacji Imperium. Nawi▒┐Ω kontakt z przedstawicielami sojuszu i ostrzegΩ ich przed niebezpiecze±stwem. Plan na pewno siΩ powiedzie, bo rebelianci w przeciwie±stwie do imperium najpierw zadaj▒ pytania a dopiero w ostateczno╢ci strzelaj▒. Nie to co siepacze Imperatora, kt≤rzy postΩpuj▒ odwrotnie."
Skippy by│ pe│en entuzjazmu. Kiedy wnikn▒│ do systemu zwiadowcy us│ysza│ g│uche szczΩkniΩcie. Kapsu│a w kt≤rej siΩ znalaz│ zosta│a uwolniona.
" Zd▒┐y│em ! W ostatnim momencie ! Co za szczΩ╢cie ! OdmieniΩ teraz losy ╢wiata !" - my╢la│ mechaniczny jedi, zmierzaj▒c ku powierzchni bia│ej planety.


Mamaw Nadon siedzia│ na brzegu swojego │≤┐ka i szykowa│ siΩ do snu. Nie wiedzia│ ┐e kiedy siΩ obudzi, galaktyka zn≤w bΩdzie wygl▒da│a inaczej. Nie zdawa│ sobie sprawy, ┐e ci▒g wypadk≤w kt≤re maj▒ zmieniµ oblicze ╢wiata nieprzerwanie toczy sw≤j bieg , gdzie╢ lata ╢wietlne od jego rodzimej planety. Mamaw Nadon modli│ siΩ w duchu. B│aga│ Boga aby wreszcie przesta│ nawiedzaµ go w snach Kapitan Klos - fikcyjna postaµ, od pewnego czasu nΩkaj▒ca jego umΩczon▒ psychikΩ.

Ci▒g dalszy nast▒pi w trzeciej czΩ╢ci trylogii " Dzie± przed godzin▒ C". Wkr≤tce na ekranach monitor≤w.