Bajka Bo┐onarodzeniowa


By│a mro╝na zimowa noc, gwiazdy migota│y na krystalicznie czystym niebie. Na pobliskich pag≤rkach zalega│ bladoniebieski od blasku ksiΩ┐yca ╢nieg. Z g│Ωbi krajobrazu wynurza│ siΩ przysypany ╢nie┐nym puchem ╢wierkowy las.
A w tym lesie sun▒│ na swych saniach niezwyk│y go╢µ - ╢w. Miko│aj. W│a╢nie w tym momencie, jaraj▒c szluga i smagaj▒c biczem sw▒ wiern▒ parkΩ renifer≤w, skrΩci│ w lewo i pomy╢la│: ?Tam wioska jest zapomniana, dla ╢wiΩtego jeszcze nieznana?. Wie╢ niby zwyk│a, niewyr≤┐niaj▒ca siΩ niczym. DziesiΩµ zagr≤d, karczma i ko╢ci≤│ male±ki. Na ko╢ciele krzy┐ przechylony, wiatr hula│ ostatnio. Lecz to wszystko nie jest a┐ tak istotne. Ot≤┐ zawita│ ╢w. Miko│aj w owej wiosce. Dziatek tam by│o o╢mioro. Trzy dziewki, a reszta to same ch│opaczki. Gdy tylko Miko│aja ujrza│y, rado╢µ nieopisana zago╢ci│a na ich twarzach.
- O zn≤w jedzie ten fagas z jeleniami! - poinformowa│ 6-letni Krzysio sw▒ 3 i p≤│ letni▒ siostrzyczkΩ ZosiΩ.
- Nie m≤w tak Krzysiu! To wcale nie jest fagas, tylko ╢w. Miko│aj. Bardzo mi│y staruszek! - sprzeciwi│a siΩ Zosia.
- G≤vno wiesz ma│a! - kr≤tko zako±czy│ rozmowΩ Krzysio.
Ubrali siΩ w ciep│e ubranka: kurteczki, czapeczki, szaliczki oraz rΩkawiczki i wybiegli na spotkanie ze ╢w. Miko│ajem. Reszta dzieciarni tak┐e przysz│a na spotkanie z nim. ªw. Miko│aj zakiepowa│ szluga i krokiem Johna Wayne'a podszed│ do milusi±skich.
- Witajcie weso│e cherubinki!
- My nie jeste╢my cherubinki, stary pryku! - odpar│ najstarszy Krzysio.
- Tak, tak, nie jeste╢my ┐adne tam idiotyczne cherubinki! - potwierdzi│y ch≤rem dzieci.
- Czemu tak brzydko siΩ wyra┐acie? - zdziwi│ siΩ ╢wiΩty.
- Wydaje Ci siΩ! - powiedzia│ Krzysio.
- Ale┐ dobrze s│ysza│em!
- G≤vno s│ysza│e╢. Po co╢ tu przyjecha│? Czego od nas chcesz? My nie lubimy Miko│ai. - doda│ Krzysio.
- Ja lubiΩ! - wtr▒ci│a siΩ Zosia.
- Ty smarkata, cicho tam. Morda w kube│. - dalej Krzysio zwraca siΩ do ╢w. Miko│aja - Spadaj st▒d µwoku i zabierz te ╢mierdz▒ce rogacze, bo zasraj▒ nam ca│e podw≤rze!
ªw. Miko│aj przypali│ nastΩpn▒ fajkΩ. Zaci▒gn▒│ siΩ mocno, chwilΩ pomy╢la│, zaci▒gn▒│ siΩ jeszcze raz, zn≤w pomy╢la│ i tu rzek│:
- Jeste╢cie bardzo niegrzeczni. Nie dostaniecie prezent≤w, ty ma│a te┐ nie dostaniesz. Wkurzyli╢cie mnie. PieprzΩ tak▒ pracΩ! Gdzie s▒ wasi rodzice? Czy wy wog≤le macie rodzic≤w? Ma│e potwory!!
Nagle z jednej z chat wychodz▒ przytuleni do siebie ojciec i matka Krzysia oraz Zosi.
- Witamy ╢w. Miko│aja! A c≤┐ to Miko│aj taki ponury? Czy┐by podr≤┐ mΩcz▒ca? Prosimy do ╢rodka, niech siΩ ╢wiΩty ogrzeje nim wyruszy w dalsz▒ podr≤┐.
- Mamo, mamo! - wrzeszczy Krzysio - A ╢w. Miko│aj na nas krzyczy i nie chce daµ nam prezent≤w!
- Pewnie by│e╢ niegrzeczny. Miko│aje to bardzo fajowi, starsi faceci. - ciep│o t│umaczy Krzysiowi mama - Ale o czym my tutaj gawΩdzimy, prosimy do ╢rodka. Trzeba przywitaµ tak ╢wietnego go╢cia.
Miko│aj ca│kowicie og│upiony obrotem sprawy, zabra│ prezenty i wkroczy│ do izby. Usiad│ w rogu sto│u przy choince. Jej zapach delikatnie smaga│ jego nozdrza. Chlipn▒│ dwa │yki ciep│ej herbaty i zacz▒│ rozpakowywaµ sw≤j worek. O ca│ym zaj╢ciu z dzieµmi pomy╢la│ tak: ?To by│ chyba jaki╢ majak, lub z│y sen?. Wtem us│ysza│ cichy szept: Wcale nie, hi, hi. Spr≤bowa│ to zag│uszyµ no i uda│o mu siΩ. Zacz▒│ rozdawaµ prezenty.
- Mam tu co╢ dla ciebie male±ka Zosiu, no chod╝ do mnie, nie b≤j siΩ.
Zosia siΩ wcale nie ba│a, wziΩ│a prezent i │adnie podziΩkowa│a.
- A to dla ciebie Krzysiu! - poda│ prezent Krzysiowi.
- Dla tatusia i mamusi tez co╢ mam.
Kiedy rozda│ prezenty, odpali│ nastΩpn▒ fajurΩ. Krzysio nawet zauwa┐y│ markΩ papieros≤w ╢w. Miko│aja i krzykn▒│:
- Mamo, mamo, a ╢w. Miko│aj pali Lucky Strike?i bez filtra!
- No, w│a╢nie czemu pan, no ╢wiΩty, czemu pan pali. Nie rozumiem, przecie┐ papierosy s▒ do dupy. - za│apa│a temat mamu╢ka.
ªwiΩty siΩ trochΩ poddenerwowa│.
- Jaram szlugi, bo lubiΩ to robiµ, nie bΩdΩ siΩ ka┐demu t│umaczyµ.
- No dobra, dobra, dobra! Nie ma sprawy! - za│agodzi│ dialog tatu╢.
- Ok! - odpar│ ╢wiΩty.
Akurat w tym momencie Zosia rozpakowa│a sw≤j prezent, otworzy│a pude│ko, a z niego wype│z│a jadowita kobra.
- A, a, aaaaaaaaaaaaa! - zaczΩ│a histeryzowaµ.
- A, a, aaaaaaaaaaaa! - wt≤rowa│a jej matka.
- O kurwa! - krzykn▒│ ojciec i tak samo krzykn▒│ sobie Krzysio. Poczu│ siΩ bardzo mΩski, gdy tak sobie krzykn▒│.
- úadny p│azik, co? - zapyta│ nie╢wiadomy ca│ego zamieszania ╢wiΩty.
Piski ma│ej Zosi i jej mamu╢ki zwabi│y sasiad≤w, ale przestraszy│y kobrΩ. SpΩkana kobra w panice uk▒si│a ZosiΩ i Krzysia, nastΩpnie czmychnΩ│a pod │≤┐ko. Zosia zemdla│a, Krzysio zblad│. Mama dozna│a szoku i w amoku zaczΩ│a szyde│kowaµ. RoztrzΩsiony tatu╢ krzykn▒│:
- Wyno╢ siΩ st▒d ty, ty ...... - i tu siΩ zaci▒│.
Jeden z trze╝wo my╢l▒cych zgromadzonych tu s▒siad≤w zadzwoni│ po karetkΩ. Drugi po policjΩ pomy╢la│, ┐e te┐ siΩ mo┐e przydaµ. Trzeci po stra┐ po┐arn▒, sam nie wiedzia│ czemu, tak jako╢ spanikowa│. Karetka przyjecha│a po p≤│godzinie. Zosia by│a ju┐ martwa. Szkoda ma│ej. Matka dalej szyde│kowa│a, wiΩc karetka zabra│a matkΩ, no i Krzysia. Krzysio po ciΩ┐kiej nocy tak┐e zmar│, nie pomog│a nawet najlepsza zachodnia surowica. Matka ju┐ na zawsze pozosta│a u czubk≤w. Szyde│kowa│a sobie a┐ do p≤╝nej staro╢ci. Jej wzory wygrywa│y na wielu znanych konkursach. Ojciec d│ugo rozpacza│, prezenty wyrzuci│ do ╢mieci. Rok p≤╝niej za│o┐y│ na nowo rodzinΩ. Jednak gdy nadchodzi│y ╢wiΩta Bo┐ego Narodzenia ogarnia│ go tajemniczy niepok≤j.
Za╢ sam ╢wiΩty Miko│aj zaraz po ca│ym zdarzeniu wyszed│ przed chatΩ zapali│ szluga, zaci▒gn▒│ siΩ raz mocno, pomy╢la│, zaci▒gn▒│ siΩ znowu, pomy╢la│ i wyrzuci│ to z siebie w ko±cu:
- Jednak to nie by│ majak, ani sen. Schizowa ta rodzinka!
Wsiad│ na swe sanie i lekko smagaj▒c biczem swe wierne renifery odjecha│. PΩdzi│ w╢r≤d za╢nie┐onych ╢wierk≤w, a ksiΩ┐yc o╢wietla│ mu drogΩ.

PS: W czasie ╢wi▒t Bo┐ego Narodzenia ka┐dy powinien byµ szczΩ╢liwy, NIEPRAWDA»!

Tomasz Cybulski