KAWAúY


  • Baca jest s▒dzony za zab≤jstwo turysty, ale siΩ nie przyznaje. SΩdzia pyta:
    - No to jak to by│o, Baco?
    - Ano nijak. Siedzio│ek se na przyzbie i struga│ek osikowy ko│ecek. A ten turysta siad se kole mnie i zaco│ je╢µ cere╢nie. I co zjod, to mi pesteckom trach!!! w oko. A jo nic, ino se strugom ten ko│ecek. A on znowu zjad i trach!!! mie pesteckom w oko. A jo nic i dalej strugom... A on zjad │ostatniom cere╢nie, rzuci│ mi torebke pode nogi, wsta│ i tak niescΩ╢liwie sie potkn▒│, ┐e upad│ na ten ko│ecek, com go strugo│. I tak, panie, co╢ ze 27 razy...

  • Jak ┐egna siΩ kleryk-informatyk?
    W imiΩ Ojca, i Syna, i Ducha ªwiΩtego, Enter.

  • Syn wr≤ci│ do domu z samymi dw≤jami na ╢wiadectwie. Poniewa┐ ojciec przez ca│y rok suszy│ mu g│owΩ o oceny i czepia│ siΩ nauki, syn ba│ siΩ jak diabli pokazaµ ╢wiadectwo. Ojciec jednak, zamiast rzucaµ gromy i laµ paskiem, zaprosi│ syna na fotel. Syn usiad│ niepewnie. Ojciec wyj▒│ papierosy:
    - Zapal synu...
    - Tata, no co ty, ja nie palΩ...
    - Pal, synu!
    Zapalili. Po chwili ojciec otworzy│ barek i wyj▒│ szkock▒.
    - Napij siΩ, synu...
    - Tata, daj spok≤j, ja nie pijΩ...
    - Pij, jak ojciec daje!
    Napili siΩ. Ojciec wyj▒│ zza tapczanu Playboya.
    - Masz, ogl▒daj...
    - No nie, tata, nie wyg│upiaj siΩ...
    - Ogl▒daj!!!
    Siedz▒, popijaj▒, czas p│ynie leniwie. Syn ju┐ ca│kiem siΩ wyluzowa│, siΩgn▒│ sam po papieroska, lekko szumi mu w g│owie. Przerzuca kartki Playboya, zaci▒ga siΩ z widoczn▒ przyjemno╢cia i wreszcie rzuca od niechcenia znad kolejnej rozk│ad≤wki:
    - Kurna... tata... i kto to wszystko dupczy? No kto to wszystko dupczy???
    - Prymusi, synu, prymusi...

  • Australijczyk kupi│ nowy bumerang. Tylko za cholerΩ nie m≤g│ wyrzuciµ starego...

  • Baca jest s▒dzony o pobicie obcokrajowca dewizowego. SΩdzia pyta:
    - Baco czemu╢cie go pobili?
    - Bo pedzio│ do mnie "chuju"!
    - Ale┐ baco, to obcokrajowiec, Anglik - mo┐e powiedzia│ "how are you", to zwrot grzeczno╢ciowy po angielsku! Przepro╢cie go i jeste╢cie wolni.
    - Moze i tak pedzio│. Jo sie na angielskim nie znom! Kiej tak, to niek mi wybocy!
    Wraca baca do domu i co╢ mu spokoju nie daje. Mruczy pod nosem:
    - Moze i ten Anglik pedzio│ "ha│arju", ale cemu potem dodo│ "pierdolony"???

  • Wiejskie baby dr▒ pierze w zimowy wiecz≤r i opowiadaj▒ sobie, jaki to jest najwiΩkszy b≤l na ╢wiecie:
    - NajwiΩkszy b≤l jest wtedy, jak zΩby bol▒, │o Jezu jak to boli...
    - Eeeee, g≤wno sie znacie kumo - najwiΩkszy b≤l by│, jakem mojego Franusia rodzi│a...
    - A dyµ tam, godocie! Nic nie wiecie! NajwiΩkszy b≤l jest wtedy, jak sie ch│op po pijoku dobierze do baby nie tam gdzie trza!
    A stara Wojciechowa przys│uchuje siΩ tym przekrzykiwaniom i wreszcie nie wytrzymuje:
    - Syµko co godocie, to je nieprawdo! Cy wom nigdy cycka do sieckarni nie porwa│o?

  • Do Manhattan Chase Bank przychodzi staruszka z workiem pieniΩdzy i prosi o rozmowΩ z dyrektorem. Urzednik po d│ugim wahaniu prosi dyrektora.
    - W czym mogΩ pani pom≤c ?
    - Chcialabym wp│acic do waszego banku sumΩ 200 tys. $
    - Dobrze, ale sk▒d pani ma tak du┐▒ kwote pieniΩdzy?
    - Po prostu zak│adam sie z r≤┐nymi osobami o bardzo du┐e sumy i zawsze wygrywam, je┐eli pan chce, moge siΩ te┐ z panem za│o┐yµ. Za│≤┐my siΩ o 50 tys. $ ┐e jutro o 12:00 w po│udnie pana jaja stan▒ siΩ kwadratowe...
    - Chyba pani ┐artuje - Ale dyrektor mysli sobie ...50 tys. $ to niez│y pieni▒dz, a szansa
    na kwadratowe jaja r≤wna jest zeru. Dyrektor przyj▒│ zak│ad i umowili siΩ na 12:00 nastΩpnego dnia. Dyrektor po przyj╢ciu do domu sprawdzi│ swoje jaja, rano te┐, ale nie zanosi│o siΩ na to, ┐eby sta│y siΩ kwadratowe. W miarΩ zbli┐ania siΩ godz. 12:00 dyrektor coraz czΩ╢ciej upewnia│ siΩ, a pewno╢µ wygranej ros│a z ka┐d▒ chwil▒. Punktualnie o 12:00 do banku przysz│a staruszka z pewnym facetem.
    - To ╢wiadek zak│adu, w razie wygranej chcΩ, aby wszystko by│o zgodnie z prawem.
    - Dobrze, ale moje jaja sprawdza│em przed chwil▒ i s▒ takie jak zawsze...
    - Ale ja te┐ muszΩ siΩ przekonaµ o tym, prosze pokazac!
    Dyrektor trochΩ za┐enowany rozpina rozporek, zdejmuje spodnie...
    - ProszΩ, s▒ takie jak powinny! Przegra│a pani 50 tys!
    - Ale rozumie pan, ┐e dopiero po wymacaniu mo┐na to stwierdziµ, muszΩ to sama sprawdziµ.
    Dyrektor zezwoli│, staruszka obiema rΩkami dotyka, ╢ciska i maca jego jaja. Wtedy go╢µ towarzyszacy staruszce blednie, zaczyna wrzeszczeµ, waliµ g│ow▒ w mur i pada na posadzkΩ
    - Co mu siΩ sta│o? - pyta dyrektor
    - W│asnie straci│ 150 tys. $, bo za│o┐y│am siΩ z nim, ┐e o dzisiaj 12:00 bΩdΩ trzyma│a za jaja dyrektora Manhattan Chase Bank.

  • Na miasto napadl smok. Palil domy, pozeral dziewice i robil duzo innych okropnych rzeczy. W miescie mieszkalo trzech rycerzy: Duzy, Sredni i Maly. Tak wiec mieszkancy, gdy tylko uswiadomili sobie co sie dzieje, co sil w nogach pobiegli do Duzego Rycerza po pomoc:
    - Duzy Rycerzu, Duzy Rycerzu! Ratuj nasz grod przed strasznym smokiem! W tobie nasza nadzieja!
    Duzy Rycerz zmarszczyl czolo i mowi:
    - Hm... Wyprawa na smoka to powazna sprawa! Nie moge zdecydowas sie tak od razu. Dajcie mi czas do namyslu. Przyjdzie po odpowiedz za... no, za tydzien.
    Ha! Smok, jak sie zdaje, nie mial zamiaru czekac ani godziny. Coz bylo robic? Mieszkancy popedzili co sil w nogach do Sredniego Rycerza.
    - Sredni Rycerzu! Ratuj nas przed okrutnym smokiem!
    A Sredni Rycerz na to:
    - No, no... Walka ze smokiem to nie byle co! Musze sie wczesniej dobrze zastanowic - sami rozumiecie. Odpowiem wam za... za... moze za dwa tygodnie?
    Rozgoryczeni, bez wiekszych oczekiwan, poszli mieszkancy do Malego Rycerza.
    - Maly Rycerzu, na nasze miasto napadl smok! Ratuj nas!
    Maly Rycerz nic nie odpowiedzial, tylko osiodlal konia, wlozyl zbroje, wsiadl na konia, dobyl miecza i tarczy i juz, juz chcial odjezdzac, gdy ktorys z oniemialych ze zdziwienia mieszkancow wykrztusil z siebie:
    - Maly Rycerzu, ty... ty nie potrzebujesz ani chwili, zeby sie zastanowic?
    A Maly Rycerz na to:
    - Tu sie nie ma co zastanawiac, tu trzeba spierdalac!
    (Marcin Sawicki, Warszawa)

  • Przychodzi Jasio do sklepu i k│adzie na blacie wsze i m≤wi:
    - PoproszΩ Coca-Cole
    A ekspedientka na to:
    - Za co?
    - Za-wsze Coca-Cola.
    (Wojtek Pawlikowski)

  • Przychodzi kura do kury:
    - Dzie± dobry, jest m▒┐?
    - A jest, jak zwykle, grzebie przy aucie...

  • Przychodzi d┐d┐ownica do d┐d┐ownicy:
    - Dzie± dobry, jest m▒┐?
    - Eee... nie ma, wyci▒gnΩli go na ryby...

  • Stary »yd, fabrykant win, le┐y na │o┐u ╢mierci. Dooko│a rodzina. On szepcze:
    - Teraz przeka┐Ω wam tajemnicΩ produkcji wina. Nale┐y wzi▒µ zle┐a│ych ╢liwek, albo gruszek ulΩga│ek, albo obitych jab│ek, albo...
    Jego syn nagle przerywa:
    - Tate, ja s│ysza│em, ┐e wino robi siΩ z winogron!!!
    - Te┐ mo┐na...

  • Siedzi facet u dentysty. Od kilku godzin dentysta mΩczy siΩ przy jego trzonowcach, wreszcie ociera pot z czo│a i pyta facia:
    - To co, zrobiµ przerwΩ na papierosa?
    - O tak, tak, prosze!
    I dentysta wyrwa│ mu obie jedynki...

  • Jad▒ sobie rycerze, a tu przy go╢ci±cu stoi starzec w bardzo z│ym stanie. Zatrzymali siΩ i indaguj▒:
    - Kt≤┐e╢ ty, dobry cz│owieku?
    A starzec pokazuje, ┐e nie mo┐e m≤wiµ, bo ma wyrwany jΩzyk. Oko ma r≤wnie┐ wy│upione.
    - Przeb≤g! Ty┐e╢ Jurand ze Spychowa???
    On┐e kiwa g│ow▒ w potwierdzeniu.
    - Kto ci taki gwa│t zada│, daj znak jaki╢!
    Starzec kre╢li w powietrzu znak krzy┐a...
    - Nie mo┐e byµ! Na pogotowiu ciΩ tak urz▒dzili???

  • Przychodzi facet do lekarza z bol▒cym │okciem. Lekarz bada go pobie┐nie i ka┐e oddaµ mocz do analizy. Facet wraca do domu i zastanawia siΩ: "Po cholerΩ mu m≤j mocz, przecie┐ mnie boli │okieµ!" Po czym z│o╢liwie wlewa do s│oika sw≤j mocz, mocz c≤rki, ┐ony i stary olej silnikowy. Po kilku dniach idzie po wyniki. Lekarz rzecze:
    - Nie mam dla pana dobrych wiadomo╢ci. »ona siΩ panu puszcza codziennie, c≤rka jest w ci▒┐y z Murzynem, auto siΩ sypie, a pan niech przestanie siΩ onanizowaµ w wannie, bo t│ucze pan │okciem o krawΩd╝ i to od tego tak boli...

  • Siedzi misio na kanapie i ogl▒da sw≤j palec, a potem w▒cha z zaciekawieniem:
    - Wosk? - niucha dalej...
    - Raczej g≤wno... - ale w▒cha ponownie...
    - Eeee.... wosk, na pewno wosk... - w▒cha znowu...
    - Kurcze, chyba jednak g≤wno...
    - Nie, wosk, na sto procent wosk...
    - Tak, to wosk!
    Po chwili sie g│Ωboko zamy╢la:
    - Ale sk▒d w dupie wosk???

  • - Jasiu nie pij wody z ka│u┐y!!!
    - Dlaczego?
    - Bo tam jest mn≤stwo bakterii
    - Eeee.... nie ma ani jednej, przejecha│em po nich dwa razy rowerem!

  • We wsi by│ m│ynarz, co ┐adnej dziewce nie przepu╢ci│. Ka┐d▒ wykorzysta│. Ludzie przymykali oko, bo przecie┐ ka┐dy mia│ we m│ynie interesy, ale miarka siΩ przebra│a, gdy m│ynarz wyrucha│ c≤rkΩ so│tysa. So│tys zwo│a│ radΩ starszych i powiada:
    - Tak dalej byµ nie mo┐e! Musimy co╢ z tym zrobiµ, bo nam we wsi ani jedna panna nie zostanie. Rad╝cie kumowie co robiµ! Po d│ugiej chwili podnosi siΩ z ko±ca izby wielka w│ochata │apa...
    - Gadaj kowal, co╢ wymy╢li│?
    - Ja... mogΩ... tego, no... przypierdoliµ m│ynarzowi...
    - Eeee... g│upi╢! RΩkΩ masz jak nied╝wied╝ - przywalisz i zabijesz, a m│ynarza ino jednego we wsi mamy. Rad╝cie kumowie jak to inaczej za│atwiµ. Po d│ugiej chwili podnosi siΩ z ko±ca izby wielka w│ochata │apa...
    - Co╢ tam znowu wymy╢li│, kowal?
    - Ja... eeee... tego, no mogΩ przypierdoliµ krawcowi! Krawc≤w mamy dw≤ch!

  • W restauracji go╢µ ┐yczy sobie na obiad kurczaka, ale zaznacza, ┐e ma to byµ kurczak z DΩbicy. Kelner biegnie na zaplecze i opowiada kierownikowi o sprawie. Kierownik decyduje:
    - Nie wyg│upiaj siΩ, wszystkie kurczaki s▒ takie same! Daj mu tego, co jest pod rΩk▒, z Pruszkowa, i niech siΩ facet buja! - Kelner zatem serwuje go╢ciowi po chwili kurczaka na st≤│. Facet wk│ada kurczakowi palec w kuper, wyci▒ga, oblizuje i m≤wi:
    - Pan mnie oszuka│, to nie jest kurczak dΩbicki, to pruszkowski. Ja stanowczo domagam siΩ przyrz▒dzenia kurczaka dΩbickiego!
    Kelner spietrany leci na zaplecze. - Szefie, pozna│ siΩ! Co robimy? - Szef powiada:
    - Kurna, ma racjΩ, te pruszkowskie s▒ do niczego. Tu obok w sklepie s▒ kurczaki kieleckie, prawie takie dobre jak dΩbickie - leµ kup i daj mu! No przecie┐, kurna, nie mo┐e siΩ zorientowaµ!
    Po jakim╢ czasie kelner serwuje nowego kurczaka. Facet znowu wk│ada kurczakowi palec w kuper, wyci▒ga, oblizuje i m≤wi do dr┐▒cego kelnera:
    - ProszΩ pana, to jest kurczak kielecki! Ja chcΩ dΩbickiego!
    Kelnera zmy│o z sali. Na zapleczu narada bojowa. Kierownik poddaje siΩ:
    - Dobra, kurna, za│atwi│ nas! Niech stracΩ, trzeba mu daµ tego cholernego kurczaka z DΩbicy! Wsiadaj w taks≤wkΩ, jed╝ do delikates≤w i kup najlepszego dΩbickiego kurczaka. Przyrz▒dziµ i podawaµ!

    Po pewnym czasie kelner dr┐▒cymi rΩkoma podaje go╢ciowi kurczaka. Ten na oczach ca│ej sali, zamar│ej w bezruchu, powtarza procedurΩ:
    wk│ada kurczakowi palec w kuper, wyci▒ga, oblizuje i m≤wi:
    - DziΩkujΩ, to jest kurczak dΩbicki. - I zabiera siΩ do jedzenia. Wszyscy oddychaj▒ z ulg▒. W tym momencie do stolika przytacza siΩ jaki╢ kompletnie nawalony facet, ╢ci▒ga spodnie i wypina dupΩ do go╢cia:
    - Panie... eeep! b│agam, pom≤┐ mi pan... eeep! bo ja nic nie pamietam, kurna, gdzie ja mieszkam?

  • Bardzo g│odny rycerz jedzie przez las, a┐ tu na polanie widzi gospodΩ. My╢li sobie - "No, wreszcie siΩ najem". Uwi▒zuje konia, wchodzi do gospody, zamawia jad│o i czeka przy stole. Nagle w drzwiach gospody pojawia siΩ jaki╢ pacho│ek i wrzeszczy w panice:
    - Ludzieee! Ratuj siΩ kto mo┐e! Czarny Rycerz nadje┐d┐a!
    Wszyscy w wielkim pop│ochu opuszczaj▒ gospodΩ. Nasz rycerz, wiedziony instynktem stadnym, r≤wnie┐ ewakuuje siΩ z t│umem. A g│odny jest jak cholera! Wreszcie, po odczekaniu kilku godzin w ukryciu, powoli ludzie wychodz▒ z krzak≤w i wracaj▒ do gospody. Niestety musz▒ zaczekaµ, bo pod kominem zgas│o i jad│o wystyg│o. Rycerz siedzi i czeka na sw≤j posi│ek my╢l▒c: - "Kurna, teraz siΩ nie dam sp│oszyµ! MuszΩ co╢ zje╢µ, bo umrΩ z g│odu!" I w chwili, gdy karczmarz ju┐ pojawi│ siΩ w drzwiach kuchni, nios▒c dla rycerza p≤│ pieczonego prosiΩcia, wszystkich zn≤w porazi│ krzyk pacho│ka:
    - Ludziska! Uciekajcie! Czarny Rycerz znowu nadje┐d┐a!!!
    Karczma pustoszeje w mgnieniu oka. Rycerz poniesiony nag│ym odruchem, spieprza znowu w krzaki, a w brzuchu burczy mu niemi│osiernie!!! W ukryciu my╢li: - "Kt≤┐ to jest ten Czarny Rycerz? Azali ja sam nie jestem rycerzem? StawiΩ mu czo│a, ale zje╢µ muszΩ i basta!!!" Po kilku godzinach karczma ponownie siΩ zaludnia. Znowu odgrzewanie jedzenia itp. Wreszcie nasz rycerz dostaje swego prosiaka i │apczywie wk│ada w usta pierwszy kΩs. Kubki smakowe o┐ywaj▒, ╢lina wype│nia jamΩ ustn▒. Z b│ogostanu wyrywa go krzyk przeszywaj▒cy do szpiku ko╢ci:
    - Ludzieeee!!!! Czarny Rycerz wraca!!!!!
    W sekundΩ w karczmie jest pusto. Tylko nasz rycerz kuli siΩ przy stole, orz▒c nerwowo ostrogami polepΩ. W rΩce zaciska gicz wieprzow▒ i my╢li: - "Przeb≤g! Choµbym mia│ zgin▒µ - zje╢µ muszΩ! Nie ulΩknΩ siΩ".
    Za plecami s│yszy tΩtent konia, parskanie i ciΩ┐kie kroki. Ogromny cie± przes│ania wej╢cie. Kroki zbli┐aj▒ siΩ, stal szczΩka o stal, a g│os powiada:
    - A wiΩc to tak! Chojraka zgrywasz? Za to zrobisz mi laskΩ albo ciΩ zabijΩ!
    Nasz rycerz kalkuluje w po╢piechu: - "Jeszczem nie dojad│, szkoda tak zacnego prosiaka zostawiaµ. ZrobiΩ mu laskΩ, a potem je╢µ doko±czΩ". Po czym odwraca siΩ i nie patrz▒c nawet do g≤ry przyklΩka na kolano (w zbroi strasznie mu niewygodnie) i robi laskΩ. S│yszy g│os z g≤ry:
    - A uwa┐aj, przy│bic▒ nie przytnij! - Po chwili czuje dobrotliwe klepanie po g│owie stalow▒ rΩkawic▒:
    - No, no, udatnie to robisz! A po╢piesz siΩ, bom s│ysza│, ┐e tu Czarny Rycerz rych│o nadjedzie i bΩdziem musieli spierdalaµ...

  • Baca jest s▒dzony za gwa│t. SΩdzia ┐yczy sobie us│yszeµ, jak przebiega│o ca│e zaj╢cie. Baca opowiada:
    - Wsed│ek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie spar│o, wzionem jo za kiecke i zdar│em. Potem z│apa│ek jo za prawy cycek...
    SΩdzia reaguje gwa│townie: - Baco, nie m≤wi siΩ za cycek, tylko za pier╢! M≤wcie jeszcze raz.
    - No dobra... Wsed│ek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie spar│o, wzionem jo za kiecke i zdar│em. Potem z│apa│ek jo za prawo pier╢, potem za lewy cycek....
    - Baco, nie m≤wi siΩ za cycek, tylko za pier╢! Pilnujcie siΩ, jak zeznajecie!
    - No dobra... Wsed│ek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie spar│o, wzionem jo za kiecke i zdar│em. Potem z│apa│ek jo za prawo pier╢, potem za lewo pier╢ i ciep│em jo na wyrko. Zdjonem portki i jo wydupcy│ek
    - Baco, uwa┐ajcie! Macie powiedzieµ: "odby│em z ni▒ stosunek seksualny"
    - No dobra... Wsed│ek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie spar│o, wzionem jo za kiecke i zdar│em. Potem z│apa│ek jo za prawo pier╢, potem za lewo pier╢ i ciep│em jo na wyrko. Zdjonem portki i odby│ek z nio stosunek seksualny. A potem jo galanto wydupcy│ek...

  • Rozmawiaj▒ dwa ╢lepe konie:
    - BΩdziesz startowa│ jutro w Wielkiej Pardubickiej?
    - Nie widzΩ ┐adnych przeszk≤d...
    (Jurek R≤┐ycki)

  • Polak, Rusek i Niemiec dostali od diab│a zadanie: wytresowaµ psa. Ka┐dy dosta│ worek kie│basy, psa i dwa tygodnie na tresurΩ. Po tym czasie odbywa siΩ sprawdzian. Wchodzi Niemiec, chudy jak patyk, wymΩczony, niewyspany, pies na┐arty jak bania. Niemiec podaje komendy: siad, │apa, pro╢, le┐eµ... Pies wykonuje piΩknie ka┐de polecenie. Diabe│ chwali Niemca. Po chwili wchodzi Rusek w podobnym do Niemca stanie - wychudzony, wycie±czony. Pies gruby jak ╢winia, pos│usznie wykonuje wszystkie polecenia: siad, │apa, pro╢, le┐eµ... Diabe│ chwali Ruska. Wreszcie wchodzi Polak. Na┐arty, wypasiony, wyluzowany. A pies - szkoda gadaµ: sk≤ra i ko╢ci. Diabe│ z pyskiem na Polaka:
    - Ty durniu, ze┐ar│e╢ ca│▒ kie│basΩ!!! No i czego nauczy│e╢ psa?
    A Polak tylko wycelowa│ palcem w psa i m≤wi: - Pro╢!
    A pies: - Prooooooszeeeee......

  • Baca wlecze do lasu ╢cierwo psa. S▒siad zagaduje:
    - A c≤z to sie sta│o, kumie?
    - Aaaa... musio│ek go zastrzeliµ!
    - To pewnie by│ w╢ciek│y, co???
    - No, zachwycony to nie by│!!!

  • W Hyde Parku kto╢ notorycznie wy┐era│ jab│ka z drzew. Ogrodnik postanowi│ zaczaiµ siΩ na z│odzieja. Gdy w nocy co╢ zaczΩ│o szele╢ciµ w ga│Ωziach, ogrodnik podkrad│ siΩ do jab│onki i ujrza│ na niej ciemn▒ postaµ. Niewiele my╢l▒c, z│apa│ z│odzieja za jaja. ªcisn▒│ i pyta:
    - Gadaj, kto╢ ty?! - Odpowiedzia│a cisza. ªciska wiΩc mocniej:
    - Gadaj, p≤kim dobry, kto╢ ty ??!!!! - Dalej cisza... ªcisn▒│ z ca│ej si│y:
    - Gadaj draniu, kto╢ ty ?????!!!!!!!!!! Zduszony g│os wyj▒ka│:
    - ....J≤zek..... nie...mo...wa.... ze wsi........


  • TW╙J KAWAú