Bitwa


Relacja z bitwy pod Og≤rami Wielkimi, Luty '99

Dzie± drugi. 20:41.
Od poprzedniej relacji sytuacja znacznie siΩ zaostrzy│a. Nikt nie my╢la│ nawet o przyst▒pieniu do rozm≤w. Za to przez ca│y dzie± nadci▒ga│y posi│ki.

I oto sta│a siΩ rzecz bezprecedensowa na polskiej scenie politycznej. Ot≤┐ po stronie rz▒dowej stoj▒ obecnie prawie wszystkie si│y polityczne. Poniewierani przez Leppera Andrzeja, na miejsce konfliktu przybyli przyw≤dcy SLD, AWS, UW a tak┐e niekt≤rzy przedstawiciele Episkopatu. Szczeg≤lnie przydatni mog▒ okazaµ siΩ ┐o│nierze, kt≤rych ╢ci▒gn▒│ tu minister Onyszkiewicz Janusz. Nie bez znaczenia zapewne bΩdzie sprzΩt przywieziony na kilku ciΩ┐ar≤wkach przez Millera Leszka i Oleksego J≤zefa. Niestety nikt nie chce zdradziµ, co siΩ na nich znajduje.

Lepper Andrzej r≤wnie┐ wezwa│ lojalne mu si│y do stawienia siΩ w Og≤rach Wielkich. I tak przybyli, niemal┐e w komplecie, przyw≤dcy PSL z kilkoma chor▒gwiami woj≤w oraz, niespodziewanie, szef OPZZ, Wiaderny J≤zef, z tysi▒cami poddanych. Powody przybycia tego ostatniego nie s▒ jasne. Podobno chodzi│o tu o jaki╢ szanta┐, ale nikt nie jest w stanie potwierdziµ tych sensacji. Jak dot▒d. Natomiast zapowiadana pomoc ojca Palecznego, wprawdzie przyby│a, ale bezdomni tu┐ po darmowym posi│ku wr≤cili na dworzec.


Obraz olejny "Bohater na barykadzie" pΩdzla prywatnego malarza Leppera,
pana Borysa Wallejki. Wiernie oddana postaµ, w stroju ludowym, trzymaj▒ca mo│otowa.

Dzie± trzeci. 7:13.
Wcze╢nie rano pod zasieki podesz│a delegacja lojalist≤w. By│o to mo┐liwe tylko dlatego, ┐e czuwaj▒cy na wie┐ach stra┐niczych rolnicy jeszcze spali. Grupa z│o┐ona z ministr≤w Geremka Bronis│awa i Tomaszewskiego Janusza oraz opozycjonisty Oleksego J≤zefa przedar│a siΩ pod sam namiot Leppera, tam dopiero natykaj▒c siΩ na jego sekretarza, kt≤ry w│a╢nie chcia│ wybraµ siΩ na trufle. Zaskoczony, kaza│ im czekaµ, bo przewodnicz▒cy Samoobrony, rzekomo, my│ w│a╢nie zΩby. Gdy p≤│ godziny p≤╝niej okaza│o siΩ, ┐e Lepper nie mo┐e wyj╢µ, gdy┐ akurat ogl▒da odtwarzany z magnetowidu, ostatni odcinek "Mody na Sukces", politycy zaczΩli siΩ niecierpliwiµ. Zrezygnowali na dobre, gdy doniesiono im, i┐ ich niedosz│y rozm≤wca zacz▒│ µwiczyµ przem≤wienia przed lustrem. Ka┐dy wie, ┐e to mo┐e potrwaµ kilka godzin. SytuacjΩ uratowa│ prezes Kalinowski, godz▒c siΩ zast▒piµ swego przyjaciela.
Lojali╢ci chytrze chcieli przekupiµ przeciwnika, prezentuj▒c mu dwie nagie, kapu╢ciane g│owy. Prezes uni≤s│ siΩ jednak honorem i, przyjmuj▒c dary, rzek│ te oto s│owa: "Kapu╢cianych g│▒b≤w ci u nas dostatek, ale i te przyjmiemy jako wr≤┐bΩ zwyciΩstwa".
WiΩc jednak bitwa!

Dzie± trzeci. 11:56.
Trudn▒ decyzjΩ o ataku podejmuje w ko±cu sam prezydent Aleksander. Gdy rozlega siΩ sygna│ ataku, ch│opi wychodz▒ na barykady i ╢piewaj▒ "BogurodzicΩ". W│a╢ciwie, to tylko p≤│ zwrotki, gdy┐ dalej nikt nie pamiΩta. Si│y rz▒dowe pragn▒c uszanowaµ tΩ donios│▒ chwilΩ zwlekaj▒ z oddaniem pierwszej salwy. Rolnicy widz▒c to, nie przestaj▒ ╢piewaµ. Dalej ci▒gn▒ "Sz│a dzieweczka do laseczka", potem "Przybyli u│ani pod okienko" i "O Fortuna" Carla Orffa. Na koniec, w przebojowy spos≤b, prezentuj▒ znany utw≤r folkowy "Beneath the Remains" zespo│u ludowego Sepultura. Zachwycona publiczno╢µ przypomina sobie w ko±cu, po co tu jest, i pozwala tylko na dwa bisy.

Pada rozkaz otwarcia ognia. Dwa czo│gi (tylko tyle dojecha│o, z powodu... blokad) pierwsz▒ salw▒ roztrzaskuj▒ w drobny mak ci▒gnik, kt≤ry wed│ug policjant≤w, by│ nieprawid│owo zaparkowany na ╢rodku drogi. Rozw╢cieczy│o to rolnik≤w, kt≤rzy odpowiedzieli zmasowanym ogniem. Szczeg≤lnie wiele szk≤d robi│y zmarzniΩte ziemniaki, klasy "bryza". Posy│ane by│y z mordercz▒ dok│adno╢ci▒ i ju┐ niebawem dwa z nich wpad│y do lufy czo│gu. ChwilΩ p≤╝niej wstrz▒snΩ│a nim eksplozja, rozrywaj▒ca lufΩ na trzy r≤wne czΩ╢ci.
Zadanie: Je╢li spad│y one ziemiΩ tak, ┐e utworzy│y tr≤jk▒t, jakiej wielko╢ci jest k▒t pomiΩdzy czΩ╢ci▒ ╢rodkow▒ a zewnΩtrzn▒ lufy?

Nadzieja wr≤ci│a, gdy nad pole bitwy nadlecia│ jedyny polski my╢liwiec bombarduj▒cy. Dow≤dztwu, niestety, nie uda│o siΩ nam≤wiµ na udzia│ w akcji wiΩcej pilot≤w, kt≤rzy, nie wiedzieµ czemu, stracili zaufanie do prze│o┐onych, od pamiΩtnej katastrofy pod Mi±skiem Mazowieckim, w listopadzie 1998 roku.
Doskonale wyµwiczony pilot przelecia│ nad pozycjami wroga na bardzo ma│ej wysoko╢ci tak, ┐e zdmuchn▒│ namiot przewodnicz▒cego Samoobrony. Po nawrocie, ju┐ mia│ go nawet na celowniku, podczas gdy ten niewzruszony, nadal sta│ przed lustrem i strzela│ p│omienne mowy. Sta│a siΩ jednak rzecz straszna. Przypadkowo wystrzelony z procy pocisk przeciwlotniczy klasy "mo│otow" trafi│ w odpalan▒ w│a╢nie rakietΩ typu "powietrze-ziemia". Eksplozja zarysowa│a lakier na samolocie i zdenerwowani piloci musieli awaryjnie l▒dowaµ.


Oto jak sko±czy│ siΩ wypad kawalerii powietrznej. Za│amani piloci, po wyl▒dowaniu, pr≤bowali pope│niµ samob≤jstwo. Powodem okaza│ siΩ fakt, i┐ samolot nie by│ ubezpieczony i wci▒┐ p│acono za niego raty.

W dodatku Onyszkiewicz Janusz, kt≤ry wdrapa│ siΩ na czo│g, by lepiej widzieµ pole bitwy, spad│ tak nieszczΩ╢liwie, ┐e ponownie z│ama│ sobie nogΩ. Po s│owach "o, w mordΩ je┐a!" nakaza│ odwr≤t.

Okrzyk triumfu wzni≤s│ siΩ ponad najwy┐sze nawet drzewa i polecia│ hen, daleko (z wiatrem). Rado╢µ rolnik≤w nie trwa│a jednak d│ugo. Minister Tomaszewski Janusz, widz▒c nieporadno╢µ kolegi, rzek│: "ju┐ czas, ch│opcy".
Niebieska armia ruszy│a naprz≤d. Najpierw jecha│y polewaczki "Star", p≤╝niej dziesi▒tki woz≤w patrolowych "Nysa", a za nimi maszerowa│ trzon polskiej Policji, m│odzie±cy w piΩknych, odprasowanych mundurach, z pa│ami i tarczami w d│oniach.
Gdy zbli┐ono siΩ na odleg│o╢µ strza│u, okaza│o siΩ, i┐, z powodu zbyt d│ugiego postoju, zamarz│a woda w polewaczkach oraz ┐e praktycznie wszystkie pojazdy jad▒ na rezerwie paliwa. Postanowiono jednak nie przerywaµ szturmu. R≤wne szeregi p│ynnie sunΩ│y ku barykadom. Na nic zda│y siΩ rzucane buraki, tudzie┐ miotane jaja sadzone. Strach pojawi│ siΩ w╢r≤d broni▒cych.
Wtedy, po raz pierwszy od wielu miesiΩcy, wyrwa│ siΩ z hipnozy i przem≤wi│ Pawlak Waldemar. Wyrwa│ komu╢ megafon i zaintonowa│: "ZOMO! ZOMO!". Po chwili nutΩ podchwycili i inni. Na efekty nie trzeba by│o d│ugo czekaµ. Speszeni gliniarze, zaczΩli siΩ wycofywaµ, ogl▒daj▒c swoje buty i pogwizduj▒c co╢ niewinnie. Minister Tomaszewski nagle przypomnia│ sobie, ┐e zostawi│ w domu w│▒czone ┐elazko, wsiad│ na rower i odjecha│.

Bliscy za│amania rz▒dowcy ju┐ my╢leli o ust▒pieniu, gdy o g│os poprosi│ sam prezydent Aleksander:
"Zebrani! Lojalni Pa±stwu, Porz▒dkowi i Prawdzie. Nie zostawiajcie Narodu w chwili Pr≤by! Potrzebujemy Was! Nadszed│ moment Prawdy! Gdy zawiedli inni, My musimy wzi▒µ na Nasze barki ciΩ┐ar Odpowiedzialno╢ci za ObronΩ Polskiego Stylu »ycia!
Wzywam Was wszystkich do Pomocy! Mamy ostatni▒ SzansΩ skruszenia rebelii. Sam poprowadzΩ ko±cowy szturm. Kto p≤jdzie ze mn▒?!?!?"

Zebrani ludzie poma│u zaczΩli wstawaµ (gdy┐ s│uchali swego wodza na klΩczkach) i stawaµ za nim. Do roboty wziΩli siΩ dzia│acze SLD, ods│aniaj▒c w ko±cu plandeki na owych tajemniczych ciΩ┐ar≤wkach. Okaza│o siΩ, i┐ przywieziono nimi bro± dla posp≤lstwa. A by│y ni▒ dechy nabite gwo╝dziami pochodz▒ce z SulΩcina, z willi profesora Ko│odki. By│ to pierwszy w historii przypadek, gdy politycy SLD po╢wiΩcili dobra materialne swojego najlepszego kolegi, by dopom≤c sprawie publicznej. Choµ niekt≤rzy z│o╢liwcy dopatruj▒ siΩ w tym jakiego╢ podstΩpu.

Po czterech minutach i dwunastu sekundach, wszyscy chΩtni stali ju┐ uzbrojeni. G│≤wn▒ masΩ tworzyli kierowcy, przywiedzieni tu chytrze quasi-objazdami. Byli tak┐e stra┐acy (niekt≤rzy nawet zabrali ze sob▒ butelki po winie, przeznaczone na wymianΩ), zwykli trolldrinkerzy, dzieci jad▒ce na kolonie oraz mi│o╢nicy wszelkiego rodzaju zadym. Podzielono ich na trzy formacje: grupΩ zaczepn▒ pod dow≤dztwem Danuty Waniek, tzw. m│ot armii, czyli g│≤wne si│y, maj▒ce skruszyµ przeciwnika w otwartym starciu (poprowadzi│ sam Aleksander) oraz jednostki szybkiego reagowania, dowodzone przez Tadeusza Mazowieckiego.

Dru┐yny Pani Waniek dzielnie dra┐ni│y rolnik≤w, ale musia│y siΩ wycofaµ, gdy z zaro╢li lasu, niespodziewanie wyskoczy│a kawaleria PSL. Chor▒gwie z zielon▒ koniczynk▒ │opota│y na wietrze, gdy je╝d╝cy przeszli w galop, a p≤╝niej w cwa│.
Mimo, i┐ wydawa│o siΩ, ┐e jest ju┐ za p≤╝no, do boju rzucono brygady Mazowieckiego.
Gdy do szereg≤w wycofuj▒cych siΩ, kawaleriΩ dzieli│o zaledwie trzydzie╢ci metr≤w, zadyszki dosta│y, zaadoptowane na wierzchowce, maciory rolnik≤w, za bardzo, jak siΩ okaza│o, spasione. Po gwa│townym hamowaniu, je╝d╝cy zaryli mordami w b│oto i lojali╢ci przepΩdzili ich bez trudu.

Wtedy te┐ ruszy│ Aleksander.
Trzydzie╢ci centurii ciΩ┐kiej piechoty, uzbrojonej w dechy nabite gwo╝dziami oraz trzy s│onie bojowe z powiatowego zoo zrobi│o tak piorunuj▒ce wra┐enie na rebeliantach. a┐ zamieszanie wkrad│o siΩ w ich szeregi.


Spo│ecze±stwo stanΩ│o na wysoko╢ci zadania. Ka┐dy na sw≤j spos≤b przyczyni│ siΩ do zwyciΩstwa.
Oto pracownicy powiatowego Ogrodu Zoologicznego podczas ataku. Dobrze wyszkolone zwierzΩta odegra│y tu niebagateln▒ rolΩ.

PoczΩto szukaµ przyw≤dc≤w, w nadziei, ┐e swoim przyk│adem odbuduj▒ mocno podupad│e morale. Kalinowski wraz z Pawlakiem, widz▒c klΩskΩ swojej jazdy, uciekli do lasu. Wiaderny usiad│ na ziemi i zacz▒│ szlochaµ. Wszystkie oczy zwr≤ci│y siΩ wiΩc na Leppera. Ten jednak tylko pomacha│ im ze swojego ╢mig│owca i odlecia│. M≤wiono, ┐e wyskoczy│ tylko po papierosy, ale nikt go wiΩcej nie widzia│ w tych okolicach.


Przewodnicz▒cy Lepper, dbaj▒c o to, by nikomu niczego nie brakowa│o, uda│ siΩ swoim prywatnym ╢mig│owcem po papierosy i wodΩ mineraln▒. Niestety nie zd▒┐y│ wr≤ciµ na czas.

Ostatni▒ form▒ oporu, na jak▒ zdecydowali siΩ spontanicznie rolnicy, by│o u┐ycie broni biologiczno - chemicznej. Najpierw bombardowano zbli┐aj▒ce siΩ r≤wnym krokiem szeregi gnoj≤wk▒. Determinacja w╢r≤d lojalist≤w by│a jednak tak du┐a, i┐ nie tracili oni nawet czasu na czyszczenie ubra± po oberwaniu ╢mierdz▒cym pociskiem. Przyk│ad da│ tu znowu sam Aleksander, kt≤ry dostawszy │ajnem prosto w twarz, przetar│ tylko niedbale oczy, nie przerywaj▒c nawet marszu!
Pokonanie wilczych do│≤w nie okaza│o siΩ problemem, gdy┐ mia│y one tylko 20 cm g│Ωboko╢ci - rolnikom nie chcia│o siΩ widocznie kopaµ. Przera┐ani rolnicy, maj▒c wroga w odleg│o╢ci nie wiΩkszej, ni┐ na rzut kaloszem, rozpylili przed palisad▒ du┐e ilo╢ci proszku E-Automat, popularnego ╢rodka wzbogacaj▒cego mleko. Na moment widoczno╢µ spad│a do 4 cm. O tym, ┐e atakuj▒cy dotarli ju┐ do fortyfikacji, ╢wiadczy│ dono╢ny stuk, a p≤╝niej przera╝liwy │omot.
Okaza│o siΩ, i┐ to prezydent Aleksander, nie widz▒c najlepiej poprzez sp│ywaj▒ce mu z czo│a │ajno, wyr┐n▒│ g│ow▒ w palisadΩ. Efekt zaskoczy│ wszystkich (opr≤cz rolnik≤w). Barykada runΩ│a. Po oglΩdzinach wysz│o na jaw, i┐ by│a to dekoracja, wypo┐yczona z gminnego teatrzyku lalkowego.

Najdziwniejsze okaza│o siΩ to, ┐e gdy wiatr oczy╢ci│ powietrze, po ch│opach nie by│o ╢ladu. Mo┐e opr≤cz s│omy, kt≤ra musia│a im powypadaµ z but≤w, gdy wziΩli nogi za pas. Jak jednak uda│o im ewakuowaµ siΩ w tak kr≤tkim czasie, pozostanie chyba zagadk▒. Choµ trwaj▒ ju┐ rozmowy nad wynajΩciem do zbadania tej sprawy pana Wo│osza±skiego.

Zdziwienie poma│u zaczΩ│o przechodziµ w rado╢µ. Rolnicy porzucili mn≤stwo sprzΩtu. Czterna╢cie skrzynek wina, 243 kilogramy kie│basy, trzy beczki kiszonych og≤rk≤w i wiele innych, przydatnych rzeczy. Ta±com i swawolom nie by│o ko±ca. Nawet, cichaczem, wr≤ci│ minister Tomaszewski. Ca│▒ noc trwa│a uczta, mimo przejmuj▒cego mrozu.


Podczas przeszukiwania zdobyczy po bitwie, odkryto parking zarekwirowanych przez rolnik≤w samochod≤w osobowych. Niestety nie mo┐na ich by│o zidentyfikowaµ, gdy┐ pozdejmowano tablice rejestracyjne oraz przebito wszelkie numery identyfikacyjne. Z braku innej mo┐liwo╢ci, zwyciΩzcy planuj▒ podzieliµ siΩ │upem.

Tradycyjnie, bitwΩ opisa│ swoimi s│owami, miejscowy wieszcz, Kita Franciszek:
(po riki, tiki, bΩc!):

"Czo│gi, samoloty,
Dzia│a i marines
Mogom nam naskoczyµ -
Nic nas nie powstrzymie!"

Ch│opi, gdy na drodze
Zabrzmia│ r≤g bawoli,
Poszli za swym wodzem-
Lepper ju┐ - doby│ wid│y!

Dzie± czwarty. 11:26
Wraz z kacem przysz│y tak┐e refleksje. Po podliczeniu bilansu zysk≤w i strat, okaza│o siΩ, ┐e dochody ze sprzeda┐y pustych butelek nie wystarczy│y na nowy lakier na samolot.
W dodatku zewsz▒d dochodzi│y sygna│y, i┐ zbiegli rolnicy do│▒czaj▒ do setek mniejszych blokad, nadal parali┐uj▒c ruch samochodowy.


Wycofuj▒ce siΩ hordy rolnik≤w niszczy│y wszystko na swojej drodze. Na szczeg≤lne bestialstwo nara┐eni byli g│≤wnie kierowcy. Oto jak potraktowano pierwszy napotkany samoch≤d.

CiΩ┐ko nie m≤wiµ tu o Pyrrusowym zwyciΩstwie. Choµ znale╝µ mo┐na tak┐e i pozytywne strony zaj╢cia. Nar≤d pokaza│, ┐e w ciΩ┐kich chwilach, jak mogli╢my siΩ nie raz ju┐ przekonaµ, potrafi stawiµ czo│a agresorom.

Rolnicy, mimo, i┐ okazali siΩ trudnym przeciwnikiem, niczym stug│owa hydra, zobaczyli, ┐e musz▒ zacz▒µ siΩ baµ zwyk│ego obywatela z nabit▒ gwo╝dziami dech▒!

 

Specjalnie dla Was, czcigodni parkowicze, w imiΩ szerzenia prawdy, korespondent wojenny, Mc Schmuck.

PS. O fakcie, i┐ byli╢my ╢wiadkami historycznego wydarzenie niech ╢wiadczy obecno╢µ na miejscu bitwy samego Ogrodnika Januarego, kt≤ry wcieli│ siΩ w rolΩ fotoreportera.


Nazad