02

Ilekroµ widzia│ to miejsce, zawsze przypomina│ sobie co╢, czego sam nie by│ zupe│nie ╢wiadomy. My╢l▒c o nieruchomych, poszarpanych obrazach b│▒kaj▒cych siΩ po jego pamiΩci nie wiedzia│ co oznaczaj▒ chwilowe doznania, widoki, kt≤re b│yskawicznie ukazywa│y siΩáprzed jego oczyma i r≤wnie b│yskawicznie zmienia│y siΩ w na poz≤r rzeczywisty ╢wiat, kt≤ry go otacza│. Nigdy nie dowiedzia│ásiΩ co oznacza│y dziwne liczby i symbole wyryte w jego pamiΩci. Byµ mo┐e nie mia│y one ┐adnego sensu, po prostu stanowi│y pozosta│o╢ci po jego dawnym ┐yciu i tym czym siΩ zajmowa│. Kilkana╢cie ostatnich dni przynios│o spok≤j, kt≤rego nigdy nie zazna│, otwart▒ przestrze±, w kt≤rej biega│ái cieszy│ siΩ niczym dziecko. Przesta│y go nawiedzaµ jakiekolwiek wspomnienia, wizje z przesz│o╢ci, kt≤re jednoznacznie stanowi│y podstawΩ jego cierpie±. Sko±czy│y siΩ ci▒g│e koszmary nocne; ju┐ nigdy nie budzi│ siΩ poza swym pokojem, przestraszony, odciΩty od rzeczywisto╢ci, mamrocz▒cy s│owa pozbawione sensu. Pierwszy raz widzia│em go u╢miechniΩtego; sta│ beztrosko nad sporych rozmiar≤w kamieniem o dziwacznym kszta│cie, przypominaj▒cym ponure oblicze ksiΩ┐yca. Obraz ten by│ o tyle odmienny od codzienno╢ci... Ca│e terytorium pozosta│e przy wierze, spowite by│o bowiem sporymi kamieniami i g│azami, powbijanymi pomiΩdzy szare piachy okrywaj▒ce ca│▒ powierzchniΩ. Jedynie gdy zbli┐a│ sie sezon wiatr≤w, oczekiwany latami, z r≤┐nych zak▒tk≤w niesione z wiatrem by│y czΩ╢ci zielonego metalu... On zawsze widz▒c ten bezwarto╢ciowy metal, bieg│ za nim pr≤buj▒c go dopa╢µ, z│apaµ i posi▒╢µ na w│asno╢µ. Pr≤by te okazywa│y siΩ daremne... Tym razem na kamieniu, nad kt≤rym zastygn▒│ widnia│y prymitywne wyroby z zielonego metalu... Nie reprezentowa│y dla nas ┐adnej warto╢ci, on jednak sta│ tak godzinami i patrzy│... Ostatni dzie± pobytu by│ dla niego wyj▒tkowo pechowym... Zosta│ opΩtany my╢l▒, kt≤ra bezczelnie wdzieraj▒c siΩ do jego psychiki, torturowa│a go wizj▒ cz│owieka w│adaj▒cego ╢wiatem... cz│owieka pij▒cego czyst▒ wodΩ, jedz▒cego zielony metal, hoduj▒cego zawierzΩta... Opu╢ci│ nas ze ╢wiadomo╢ci▒, bycia kim╢ innym ni┐ my, byµ mo┐e kim╢ lepszym, jednak┐e bezpor≤wnywalnie gorszym... Lepiej sta│o siΩ dla niego, ┐e odszed│... Nie mia│ ┐adnych poprawek genetycznych, my╢lami ucieka│ do utopijnej wizji ╢wiata pokrytego zielonym metalem i wod▒ pitn▒... nie by│ zupe│nie przygotowany do ┐ycia na CyberEarth...

Tekst pochodzi ze strony 5000s│≤w.
Prawa autora tekstu zastrze┐one.