Teksty Anny Syrek

Autorka o sobie: Nazywam siΩ Anna Syrek, mam 23lata i jestem "czasem nie przemijaj▒cym". Przesy│am swoje teksty, kt≤re trudno nazwaµ jakim╢ gatunkiem literackim. Adres do korespondencji dla wszystkich zainteresowanych: asyrek@hotmail.com.

MΩ┐czyzna i kobieta

Szept i potem cisza dalekie spojrzenie w dal bez przysz│o╢ci, biel i ╢nieg....Uchwyciµ ten moment zbli┐enia dwojga ludzi spo╢r≤d miliona... daleko od siebie ich rozplecione d│onie, oddech ulotny ciep│o uczuµ, daleko od siebie ich domy.... »adnego spojrzenia sobie w oczy, b≤l ka┐dego z nich tak samo silny lecz z innego ╝r≤d│a czerpany.. Tych ╢wi▒t chcieliby unikn▒µ - by siΩ uwolniµ od swoich bliskich - wiΩzienia serca, panicznego strachu, ┐e kto╢ zauwa┐y, ┐e siΩ zmienili...Ca│kiem sobie obcy, splecieni g│upim wiatrem przy jednym czasie, w tej samej sekundzie, na jednej krawΩdzi zatrzymani, b│agaj▒c siebie wzajemnie o przebaczenie.. siebie tylko maj▒c do stracenia - milcz▒cy ale krzyku pe│ni....On i Ona ...ca│e stulecia zdrady, przepa╢ci miΩdzy kobiet▒ i mΩ┐czyzn▒, pe│ni rzadkiej wiary, ┐e ╢mierµ wszystko zag│uszy..... nie pozwoli im b≤g jakkolwiek by go b│agali i z jakiejkolwiek pochodzi wiary - by im siΩ uda│o spojrzeµ wzajemnie na siebie i siΩ nie zraniµ....

Zdech│e marzenia

Patrz▒c w tamt▒ stronΩ gdzie uciek│y marzenia, z nim w aucie odjecha│y sobie dziwnie znajome-wygrzewaj▒ siΩ teraz w ramionach innej kobiety i choµ jej twarz smutniejsza jest od mojej i wiΩkszy w niej czai siΩ b≤l - obca tobie - nienawistna mnie..

Lito╢µ umiera cicho nad brzegiem mojej modlitwy przeklinam jej spojrzenie kt≤rym koi ciΩ do snu. Autostrada tonie we mgle i jest mo┐e bli┐ej do ko±ca ╢wiata - nic nie jest bli┐sze ni┐ ty w obrazie zastyg│y bez ruchu prawie martwy prawie m≤j. Na wyci▒gniΩcie my╢li na jedno wspomnienie wstecz, na jeden z│udy cie±. Tak pieszczΩ ciΩ samotnie w ka┐dym ╢nie - na wyci▒gniΩcie rΩki przychodzi potem ranek w pustej po╢cieli i tylko m≤j zapach przypomina mi o ┐yciu w kt≤rym nastawia siΩ wodΩ na herbatΩ, odmierza i przegrywa czas, chodzi siΩ prosto przed siebie ale wszystkie moje drogi nie s▒ alejami nr 52, nie s▒ nawet drog▒ do domu s▒ iluzj▒ mg│▒ i pustk▒ takim wΩdrowcom jak ja bli┐ej jest do ╢mierci ni┐ do ciebie, powoli krok za krokiem nad ostatni▒ w ┐yciu przepa╢µ-zobaczyµ jak tulisz j▒ do siebie pe│n▒ obawy i cierpienia a jej du┐e oczy ch│onn▒ twoje s│owa bez zrozumienia wprost do serca, do tej wyspy prawdy kt≤r▒ pokara│ nas B≤g ..I ona przestaje siΩ baµ tak samo jak ja kiedy po raz ostatni stawiam krok w przepa╢µ twojego milczenia....

"Requiem dla..."

Pewnego dnia obudzisz siΩ... popatrzysz na prawo, na lewo... i nic.

Popatrzysz przed siebie - zobaczysz siΩ w lustrze naprzeciw. Wstaniesz i dotkniesz swojego odbicia i wyda ci siΩ, ┐e s│yszysz szmer, tak ci bliski, tak znajomy, wyryty w pamiΩci wieloletnim przyzwyczajeniem, odwr≤cisz g│owΩ w nadziei spotkania i ... NIC.

Ogarnie ciΩ to dziwne, niepowstrzymywalne uczucie - nieodwracalno╢ci, czego╢ na zawsze zamkniΩtego. Nigdy ju┐ ┐aden szmer twojej wyobra╝ni nie bΩdzie prawd▒, iluzja nie stanie siΩ rzeczywisto╢ci▒... nie bΩdzie ju┐ jego oczu, u╢miechu, dotyku jego d│oni, jego ciep│a - JEGO OBECNOªCI. BΩdziesz staµ nieruchomo, sparali┐owana irracjonalnym poczuciem winy, tak strasznym, ┐e prawie namacalnym, poczuciem czego╢ tak codziennego, niedope│nionego, a dzi╢ ju┐ straconego na zawsze, poczuciem czego╢ tak przyziemnego, ┐e a┐ g│upiego: jakiego╢ u╢miechu, kt≤ry umar│ w sercu, jakiego╢ s│owa, zatrutego z│o╢ci▒, jakiej╢ straconej wsp≤lnej chwili, jakiego╢ gestu zapomnianego w pomieszaniu ┐ycia. Tak, to wszystko jest ju┐ stracone, czas niczego nie oddaje. Tylko pamiΩµ wyostrzy czasem, p≤╝n▒ por▒, jak▒╢ iskierkΩ umar│ego dnia - wsp≤lnego dnia.

Pewnego dnia obudzisz siΩ i zrozumiesz samotno╢µ; nie ma przyjaci≤│, nie ma owocu mi│o╢ci, ┐adnego... opr≤cz pamiΩci, kt≤ra obumrze wraz z tob▒.

Nigdy nie m≤w, ┐e tak bardzo cierpisz, s│owa wykradaj▒ nam czΩ╢µ naszej tajemnicy stawania siΩ... stawania siΩ w ┐yciu, w mi│o╢ci, w budowaniu nadziei, w burzeniu rozpaczy. WiΩc nigdy nie m≤w o swoim b≤lu, kt≤ry przytΩpi codzienno╢µ, od kt≤rego nie uciekniesz, ale kt≤ry kiedy╢ za╢nie w nowej nocy rado╢ci. Tylko ta nadzieja warta jest twoich dni - w ┐yciu tak nudnym szaro╢ci▒ przemijania.

Kiedy staniesz nad t▒ przepa╢ci▒, pr≤buj▒c przezwyciΩ┐yµ ka┐dy nowy dzie±, pr≤buj▒c walczyµ z bezsensem, spr≤buj podziΩkowaµ losowi za dar kt≤rym ciΩ obdarzy│, kt≤ry nie ka┐demu jest dany: dar wsp≤lny, dar spe│nienia, dar chwilowej, ale pe│nej obecno╢ci. Dar, kt≤ry przy ca│ej swojej z│udno╢ci, ca│ym zatraceniu w ╢mierci, przy ca│ym b≤lu, kt≤rym trzeba za niego zap│aciµ jest jednak wielkim darem wspomnie±, bo pozosta│o ci co╢... co╢ wielkiego, jaka╢ tajemna niµ kt≤ra, kt≤ra nie pΩka wraz z ko±cem linii ┐ycia, umacnia - bo tylko ona pozostaje...

To niµ waszych spojrze±, wsp≤lnych posi│k≤w przy blasku ╢wiec, tego jedynego w swoim rodzaju dotkniΩcia, jedynej wsp≤lnoty, wsp≤lnoty MIúOªCI. Pomy╢l przez chwilΩ, jak to by by│o, gdyby╢ nie mia│a za sob▒ tylu wspania│ych chwil wsp≤lnoty duszy i cia│a, gdyby ON by│ tylko marzeniem, jakim╢ promykiem nigdy nie mu╢niΩtym.

Gdyby ta mi│o╢µ pozosta│a tylko twoim niespe│nionym snem... B≤l by│by mo┐e mniejszy, bo nie wi▒za│by siΩ ze strat▒ obecno╢ci, mo┐e by│by kr≤tszy, ale zosta│aby╢ ca│kiem sama z pustk▒ pamiΩci i z tΩsknot▒ nigdy siΩ nie ko±cz▒c▒, tak piek▒c▒, tak samotn▒...

Na zew serca odpowiada cisza, tylko cisza, ale jak┐e pe│na, pe│na wspomnie±, bo los kt≤ry zadaje taki b≤l, daje ci tak┐e w spadku czas naznaczony waszym istnieniem. Masz co╢ czego nie ma nikt, co╢ co nie potrzebuje pielΩgnacji, bo to jest i bΩdzie na zawsze twoje, tylko twoje.

A on? Zapewniam ciΩ pozostawi│ tu co╢ najwarto╢ciowszego, najg│Ωbszego, najpe│niejszego i trwa│ego, czego nikt ci nie zabierze, co pomo┐e przetrwaµ wszystkie burze.

Pozostawi│ ci - WASZí PRZESZúOª╞. "Requiescat in pace"

Samopalenie

Spaliµ ko╢cio│y wyrzuciµ z nich krzy┐e i zaopiekowaµ siΩ Chrystusem...pokazaµ mu ┐ycie w mie╢cie nowe gatunki win kt≤re same zmieniaj▒ siΩ w krew...Porozmawiaµ z nim o jazzie i zrozumieµ sk▒d siΩ wzi▒│ nauczyµ go grania w bilard i poczuµ siΩ bezpieczniej ni┐ przed ksiΩdzem....

Kpina

Za wielka to by│a mi│o╢µ... dziecino, za wielka chΩµ posiadania... Gdy twoje oczy p│onΩ│y, nikt nie widzia│. Samotny widok pal▒cy twoje serce... chΩµ posiadania wiΩcej.. z dala od tego przeklΩtego miasta z dala od kurewskich autostrad gdzie b≤l uciekaj▒cych kochank≤w pozostawia w asfalcie wieczne ╢lady... by innym da│y nadziejΩ tym co uciekaµ bΩd▒ p≤╝niej... PamiΩtasz dziecino zach≤d s│o±ca na pustej pla┐y szum morza jak szept kochanka nie dany ci do pos│uchania nie dany do przemienienia we wsp≤lne ┐ycie... przez tego co serce twoje odrzuca│ na przysz│o╢µ nieokre╢lon▒... co dawa│ czasem iskrΩ, b│ysk w oku...cierniem wbijaj▒cy siΩ do wspomnienia i by│a╢ mu obca obco╢ci▒ z│▒ obco╢ci▒ przechodnia kt≤rego twarz pozostaje tylko nieokre╢lonym cieniem, smug▒ na horyzoncie ┐ycia, przemijaniem nic nie znacz▒cym, powiewem wiatru kt≤rego siΩ nie pamiΩta... tym by│a╢ dziecino tym los tw≤j ciΩ kara│ dzie± za dniem... za wielka to by│a mi│o╢µ taka co b│otem siΩ potrafi nasycaµ i g≤wnem uszczΩ╢liwiaµ takie kochanie kurwy... gdzie upokorzenie jest jedyn▒ s│odycz▒, gdzie pe│no wesz gdzie ty dziecino wiecznie │zami skropiona jak deszczem przeklΩtym obmyta swoj▒ pokut▒... PamiΩtasz jeszcze jego imiΩ?Tam daleko gdzie wzrok tw≤j siΩga│ gdzie s│o±ce │un▒ czerwon▒ siΩ pl▒ta│o, tam marzeniom swoim nada│a╢ imiΩ czy pamiΩtasz? Czy serce twe boli tak samo.... zawsze nadchodzi czas gdy rany skoml▒ ciszej gdy ciszej jΩczy b≤l zawsze nadchodzi taki czas nawet gdy jego nadej╢cia zwiastunem jest ╢mierµ zawsze nadchodzi taki czas ... g│upia nadzieja ludzi... ich modlitwy ko±czone zawa│em serca, wypadkiem, strza│em prosto w skro±...wyb≤r twojej dziecino ciszy... Czy pamiΩtasz ┐e zawsze mo┐na uciec w szale±stwa s│odk▒ przygodΩ, w czas inny-kwatera nr. 145... tam gdzie go ju┐ nie ma. Jedyna twoja szansa by go zabiµ - usun▒µ siebie- proste, czy┐ nie?Wieczory puste wieczory niesko±czone- ptaka ╢mierµ-nie wzbije siΩ ju┐ lotem m│odo╢ci lotem szansy lotem jutra skona│ w tobie taki sam jak w ka┐dym --pan szczΩ╢cia str≤┐ przysz│o╢ci bliski instynktowi ┐ycia. Wolno╢µ twoja twoj▒ trwog▒ by│a twoj▒ skaz▒ okaleczeniem duszy niezaspokojeniem cia│a... On by│ daleko-swoim wyborem nie przekle±stwem losu-to w tobie pali│o najbardziej jego wyb≤r- odrzucenie ciebie. By│y ┐yletki wysokie dachy gaz 100 tabletek...twoja cisza dziecinko... by│o tez co╢ na kszta│t wiary jaki╢ cel... wbrew wszystkiemu Bogu w twarzy pe│na dumy silna wola moc kochania jak pΩd ku przepa╢ci jak rajd do zbawienia... g│upota cz│owieka...twoja g│upota. Lecz kto ma prawo oceniµ... komu teraz wolno r≤wnaµ siΩ z tob▒ komu wolno tob▒ gardziµ... tylko jemu, prawda?Zawsze bΩdzie w tobie to przyzwolenie to b│ogos│awie±stwo na jego nikczemno╢µ na jego gromki g│o╢ny ╢miech kt≤ry rani twoje uszy kt≤rego ironia rozwierca tw≤j m≤zg ╢miech ponad ╢wiatem kt≤ry mo┐esz spostrzec ponad niebem kt≤remu rzucasz przekle±stwem w twarz w kt≤rym milknie twoja skarga... w kt≤rym odpoczywa Chrystus... te┐ bΩdziesz mieµ takie wakacje te┐ kiedy╢ bΩdzie ci dobrze mo┐e to nawet stanie siΩ z jakim╢ mΩ┐czyzn▒ z jakim╢ kutasem tak dziecino cud mo┐e siΩ staµ. Nie dajesz temu wiary prawda ? Jest w tobie tyko jeden kierunek ╢wiata i jeden zew krwi jest jedna dolina i jeden szczyt jest jedno boga zst▒pienie jedno wielkie ┐niwo i jeden grzech... Ale przyjdzie inny czas inna przestrze± taka ludzka zmiana po│o┐enia to bΩdzie kiedy╢ mo┐e ju┐ dzi╢ bo przewrotne jest ludzkie serce-jego jedyne z kamienia? Tak trudno ci dziecino pogodziµ siΩ z tym wiΩc szukasz w ksi▒┐kach i filmach potwierdzenia ┐e los czasem lepiej sobie kpi tak ci ci▒gle musi siΩ wydawaµ tak musi ci byµ...patrzenia najbardziej boj▒ siΩ twoje oczy patrzenia w niego to w tobie ci▒gle jest, prawda? Ten lΩk przed ujrzeniem jego ┐ycia czy szczΩ╢liwe ono czy te┐ nie... ┐ycia z inn▒ jakkolwiek piΩkn▒ jakkolwiek brzydk▒ ona jest ale jego jest. Taka to zazdro╢µ kobiety taka to w│adza kobiety taka to rado╢µ kobiety... nie twoja dziecino... twoja tylko rozpacz tw≤j krzyk i na nic s│owa twoje na nic nazwanie go idiot▒ na nic ┐al na nic...zwyk│a rzecz w ╢wiecie ludzkiej gry zwyk│y cz│owieczy dzie± zwyk│y od pokole± b│▒d w sprawiedliwo╢ci...zwyk│e przegrane ┐ycie zaprzepaszczony rozb│ysk pe│ni istnienia...twojego dziecinko istnienia...

To by│a zbyt wielka mi│o╢µ... Zbyt wielka chΩµ posiadania taka co z┐era od wewn▒trz taka co szepcze podstΩpnie wprost do konaj▒cego serca änie umieraj zawsze jest jeszcze nadzieja..."

Taras

Masz piΩkny dom... mam nadziejΩ bijesz j▒ rzadko..........przed nim ogr≤d i kwiaty pn▒ce siΩ ku chmurom.....my╢lΩ ┐e pieprzysz j▒ czΩsto.....Masz za drzwiami dziecko i wiarΩ w przysz│o╢µ.......wierzΩ sam siΩ spu╢ci│e╢ i st▒d powsta│o...... Najtrudniej przebaczyµ ci ,┐e masz taras... i nie potrafisz spojrzeµ na mnie z g≤ry

Agonia

Czuj▒c tak nie wiele zdaje siΩ mi, ┐e w oczach uwiera │za, przed sob▒ mam tylko twoje ┐ycie - dziwne │askotanie w gardle i na nic szukanie pociechy, kiedy gardzi siΩ sob▒. Omin▒µ to miejsce, nie musieµ tu nigdy wracaµ, byµ po prostu gdzie╢ indziej, choµ jeden raz, tak chcia│abym ┐yµ - tak daleko st▒d jest do ╢wiata czu│o╢ci, namiΩtnego poddania siΩ innemu uczuciu - tak jest cholernie daleko, zatrzymana nawet na chwilΩ, na czerwonym ╢wietle psychoterapii, tn▒c swoj▒ bezbarwn▒ sk≤rΩ wiem, ┐e zawsze pamiΩtam, pomimo chΩci twoje kroki i smutn▒ twarz, pamiΩtam d╝wiΩk twego g│osu i nico╢µ naszego spotkania i czujΩ omdlewaj▒cy strach, ┐e oto tak musi byµ i nic nie zmieni tego b≤lu nigdy ju┐-choµ twoja twarz przemieni│a siΩ w inn▒

PrzyjadΩ kiedy╢

PrzyjadΩ kiedy╢ tak pomimo..... PrzejdΩ siΩ wiejsk▒ drog▒ - pozwolΩ sobie spojrzeµ ponad ziemi▒ daleko w niebo odbieraj▒c mu w│adzΩ nad moim smutkiem. Krok za krokiem pe│nia oddechu i ╢piew w sercu i cichy skowyt nadziei zd│awionej lΩkiem....PodejdΩ jak z│odziej bli╝iutko na wprost twoich drzwi jak z│odziej uczuµ - dreszcz ┐ycia poczuje jak otula moje rozko│atane serce jak schn▒ │zy dni czekania odejd▒ w czas zapomnienia i tylko ta chwila, ┐▒dza podej╢cia bli┐ej - dotyku co╢ wiΩcej po 12 latach.... mo┐e twoje poznaj▒ce spojrzenie....

Chwila bez b≤lu ten wie co to znaczy komu umar│o serce z tΩsknienia a┐ rzygaµ siΩ chce a┐ krew p│ynie z ┐y│ pr≤┐ne s│owa pr≤┐na wiara przodk≤w s│owa otuchy i jakie╢ zwiΩd│e obietnice kochank≤w. Mo┐na pe│n▒ piersi▒ odpowiedzieµ na tykanie zegara p│yn▒cego ┐ycia. ParΩ sekund bli╝iutko ciebie pomimo... Splun▒µ mo┐e by siΩ chcia│o w jej zdradzieck▒ twarz, tej kt≤rej pozwoli│e╢ wytrzymywaµ tw≤j strach mo┐e powiedzieµ s│owa z│e, suk▒ nazwaµ jej po┐▒dane przez ciebie cia│o. PamiΩµ za mg│▒ ka┐dy dzie± i bycie daleko st▒d.... Rze╢kie powietrze przebudzenia po dniach wΩdrowania do ciebie.... Przymkn▒µ oczy przed ni▒, niech tkwi tam, gdzie los was zetkn▒│ po co ja? Po co to bycie pomimo... Nawet mnie nie zobaczysz jak kradnΩ te sekundy mi│osierdzia dla ┐alu, ┐e oto mnie nie wybrano do uspakajania twoich nocnych koszmar≤w.., ┐e wyrzuci│e╢ mnie poza.....To poza.... objΩ│o ju┐ ca│y ╢wiat i ca│y sens.... i ciemniej▒ we my╢li - zabiµ ciΩ.....sobie odpu╢ciµ resztΩ dni i nie czuµ nic.....pomimo... B│yszcz▒cy n≤┐ jak ostatnie b│ogos│awie±stwo dla nas, tylko m≤j, na wprost ciebie sk│adam rΩce do modlitwy o milczenie....

My mordercy

Tylu nas by│o tak samo wierz▒cych.... pal▒cych swoje wielkie dumne pochodnie ku czci..... ukrywali╢my w tym ogniu swoje marzenia... pe│ni cudu nowego narodzenia kupili╢my sobie domy postawili╢my st≤│ i by│o dobrze.... Patrzyli╢my w jutro jak w obietnicΩ, szeptali╢my do siebie i my╢leli╢my tak ju┐ pozostanie.....

NastΩpnej zimy zabrali nas....do ┐ycia okrutnego gdzie ka┐da ┐▒dza by│a ╢wiΩta i wyrzucali╢my z siebie jΩki rozkoszy, spali╢my w r≤┐nych po╢cielach i tulili╢my kilkurazowe erekcje... bia│a tabletka zawsze obok - ot tak, gdyby co╢ nie wysz│o, gdyby pojawi│a siΩ ulotna my╢l....

W≤dka sz│a naszym ╢ladem podniecaj▒c coraz mocniej...i poczuli╢my chΩµ wielkie wzburzone morze uczynienia komu╢ krzywdy - ot, tak, ┐eby by│o cieplej, fajniej....Brama, noc, n≤┐, krew....daleko zabrzmia│ ╢miech.......

Potem parΩ minut nad cudzym zaspokojeniem i jutro migocz▒ce nad │≤┐kiem......bia│a tabletka na strumie± my╢li.....I przelotne spojrzenie w lustro..... co jeszcze mo┐na zrobiµ by rozweseliµ dzie± ?

Co nas wziΩ│o tamtej nocy, co zgasi│o pochodniΩ, jaki by│ to b≤l kt≤ry wypΩdzi│ nas z domu ...┐e sprzedali╢my st≤│ by zamieniµ go na w≤dkΩ ....

Bardzo samotni pozostali╢my ze swoim dzikim ╢miechem.....






Teksty pochodz▒ ze strony 5000s│≤w.
Prawa autorki tekstu zastrze┐one.