Teksty Rados│awa Stawarza

Autor sam o sobie: A imiΩ moje Rados│aw Stawarz, powoli do┐ywaj▒cy sΩdziwego wieku 23 lat na wroc│awskim uniwerku. M≤j adres: stavage@polbox.com. To mo┐e tyle o sobie, gdy┐ resztΩ m≤wi▒ moje wiersze.á

LUDZIE



zdaje im siΩ ┐e s▒ rozumni
zarozumialcy
nie rozumiej▒ nawet tego ┐e nie rozumiej▒
nie rozumiej▒ przede wszystkim samych siebie


WIATR



nieznane ptaki zaklΩte w wiatr
nios▒ powiew innego ╢wiata
piΩkne to ptaki z dziwnymi skrzyd│ami
ciep│ymi m▒drymi oczami

w bryzie delikatnej znaµ ich czu│o╢µ
matczyn▒ troskΩ i opieku±czo╢µ
oniemia│y podmuch ulgi przynosi spok≤j
wraca miarowy tandem uczucia i woli

w innym przewiewnym ╢wiecie
wyczuwam przedsmak b│ogiej nadziei
rozmi│owany w ta±cu z niewiadomym
ws│uchujΩ siΩ w zniewalaj▒cy u╢miech losu

odszed│em pogodzony z wiatrem


T╩SKNOTA



tr≤jk▒tny ╢wiat
natrΩtnych my╢li
zakrzywia odbicie
znanego lustra

podwodny ogie±
wypala zmys│y
podszyte strachem
┐ywej padliny

jak oswoiµ ciszΩ
w tym pustym ╢nie
gdzie dziurawy rozs▒dek
zawraca ╢lepe serce

z│owroga pomoc
wzmaga cierpienie
b│▒dz▒c nienawidzΩ
nie tylko siebie

k│ami▒c haniebnie
dusza zasypia
grzebi▒c w kamieniu
ukryte wspomnienia

zimna kwadratowa samotno╢µ
uwiera
rani
katuje


MIúOª╞ ?



kiedy braknie braku
│atwa pod│o╢µ
wype│nia pustkΩ
namiastk▒ wype│nienia

zdradzamy zdradzeni
przez zdrajc≤w

nas samych


POCZEKALNIA



┐yjΩ w poczekalni
a lekarz siΩ sp≤╝nia

naoko│o sami chorzy
┐ebrz▒cy o zrozumienie

┐ywi▒ nas jakim╢ jedzeniem
niewa┐ne ┐e bez smaku

jemy nie pytamy
to nie nasza rola

wreszcie lekarz przyszed│
jak zwykle obojΩtny

troskliwie niszczy
nasz▒ ╢wiadomo╢µ

zabrali kolejnego

b│agania nie pomog▒
pacjent nie do wyleczenia

jak my wszyscy

na t▒ dziwn▒ chorobΩ
dzi╢ zn≤w zabraknie leku

nie do wytrzymania
cierpienie z braku

moje miejsce w poczekalni


BIEG



biegnΩ
nie wiadomo sk▒d
nie wiadomo dok▒d
mijam aleje
drogi
ulice
na zakrΩtach nie zwalniam
zbyt ma│o czasu
czy zastanawiaµ siΩ nad skrzy┐owaniami
gdy czas tak pΩdzi
nie mo┐e mi uciec
nie mogΩ mu uciec
w ko±cu siΩ zatrzymam
bez ┐adnego wyja╢nienia
nie mogΩ k│amaµ
nie wiem kiedy


PORZUCONY



b│▒dz▒c w zau│kach ┐alu
w╢r≤d szumu beznadziei
ukrywam w│asne marzenia

ta±czΩ w ramionach b≤lu
prze┐arty rdz▒ niepamiΩci
zduszony w braku zaufania

rani▒c pomnik rado╢ci
owiany brakiem uczucia
broniΩ go przed utrat▒ szacunku

gdzie s▒ teraz pochodnie
g│osz▒ce dym uniesienia
jarz▒ce siΩ cierpieniem

z│o┐one w ofierze k│amcom
zbawiaj▒ teraz wspomnienia
wyprute ze ╢wiadomo╢ci

w krwawych objΩciach krzyku
stoj▒c w pΩdz▒cym czasie
usi│ujΩ dostrzec siebie


MOST



wiod▒c zwodzonym mostem
szlak zwi≤d│ wiod▒cego
rzeka rw▒c do przodu
pozosta│a w tyle

przewodnik chcia│ wracaµ
lecz oni nie s│uchali
bacz▒c by nie straciµ tempa
brnΩli wytyczonym szlakiem

zagubieni w╢r≤d nieznanego
przera┐eni w│asnym bytem
na pastwie oszuka±czego losu
staraj▒ siΩ znale╝µ nowe ┐ycie

zostawiwszy rzekΩ
dla suchej pustyni
ukradli swoj▒ przesz│o╢µ
maj▒ pustkΩ w sercu

lecz ci▒gle id▒ do przodu

tym samym szlakiem


ONA II



gdy ju┐ nie ma o czym
mogΩ pisaµ o niej
bo do niej niepodobna

towarzyszy dyskretnie
bierze mnie w swe ramiona
gdy nikt nie widzi

pie╢ci swym bezmiarem
tuli bez po╢piechu
czasu a┐ zbyt wiele

wybaczy chwile s│abo╢ci
przeczeka czar uniesie±
zagl▒dnie w smutne oczy

jej ci▒g│e powroty
to wieczna udrΩka

cicha
spokojna
wierna

wyrwa│em kolejny dzie±
stracony jak poprzednie
wci▒┐ samotny krwawiΩ


ZNICZE



po co znicze nieboszczykom
wiatr zapomni ┐e je zgasi│
nie ogrzej▒ swoich ko╢ci
nie zap│acz▒ nad swym losem
po modlitwie nie zamilkn▒

znicze nam potrzebne
aby opamiΩtaµ wiatr
rozniecaj▒cy p│omie±
co grzeje a┐ do b≤lu
po kt≤rym tylko modlitwa

i zn≤w p│acz
i znicze

po╢wieµmy ich duszom
pamiΩci▒



CHORYSú



dzwogary opΩtykaj▒
o zmrocy
pie╢ni▒c baczujΩ
w samo╢nie

kobiebrak wzmagubnie
objamia
panoja╝ni▒c siΩ
w chory╢le

bezniejdziejno╢µ ranieje
bezs│o±sem
szybraca ucieczno╢µ
od z│y╢li



WIECZOREM...



bo gdy ju┐ nic nie zosta│o
do powiedzenia
kiedy mr≤z zabra│ dusze
gdzie╢ daleko
po zmroku zwa╢niony umys│
nie wie dlaczego
b│▒kaj▒c siΩ w╢r≤d wspomnie±
nie patrzy im w oczy



PRAGNIENIE



dziwnymi drogami chadza dusza
w╢r≤d tykaj▒cego zmroku
niepokoi ka┐da my╢l
trwoni▒c nadziejΩ na spok≤j

jak nieuchronny kaganiec
wraca zjawa natrΩtna
dlaczego tak a nie inaczej
kiedy nasza niµ pΩk│a

ach gdyby┐ cofn▒µ czas
namalowaµ tamten obraz
nadaµ miano

zawsze


i wystawiµ go na pokaz





* * *

╢wietlisty tunel
drog▒ do wolno╢ci

* * *

trudno byµ psem
│atwiej ┐yµ kotom

* * *

bro± zmarzniΩtych
to przetrwanie

* * *

mi│o╢µ jest jak encyklopedia
trudno przeczytaµ wszystko

* * *

wysoka cena prawdy
nie t│umaczy braku popytu
sprawia to raczej
dostΩpno╢µ k│amstwa




Teksty pochodz▒ ze strony 5000s│≤w.
Prawa autora tekst≤w zastrze┐one.