Wiadomo╢µ

Tak naprawdΩ wtedy nad brzegiem morza niewiele siΩ liczy│o. By│a tylko odleg│a przestrze± toni morskiej i jaka╢ dziwna s│abo╢µ i chyba w│a╢nie bezsilno╢µ. A potem sta│o siΩ to, na co wszyscy czekali╢my. Sta│o siΩ to, po co nas tam zaprowadzono. Sta│o siΩ wszystko. Kto╢ wszed│ po pas do wody i dr┐▒cymi rΩkoma wyci▒gn▒│ z wody adresowan▒ do niego butelkΩ. To by│ koniec i pocz▒tek dla wszystkich.

ªni│em ju┐ r≤┐ne rzeczy. Ka┐dy ╢ni. Przecie┐ tak naprawdΩ niewa┐ne, czy ╢pimy. Wa┐ne jest tylko to, czy ╢nimy. Przez kilka nocy pod rz▒d ╢ni│em wyspΩ na bezkresnym i jakby zaczarowanym morzu. ªni│em katastrofΩ statku i rozbitka na samotnej wyspie w nieznanym nikomu zak▒tku ╢wiata. Nie znalaz│em tego kszta│tu na ┐adnej mapie ╢wiata. Nie istnia│. Ale w moim ╢nie wszystko by│o prawdziwe. Przez kolejne noce ╢ni│em rozbitka buduj▒cego sw≤j nowy ╢wiat na obcej do wczoraj wyspie. TrochΩ to trwa│o. A potem rozbitek zacz▒│ przychodziµ wieczorami na ska│y przy krawΩdzi jego ╢wiata, tam gdzie zaczyna│o siΩ morze. Najpierw tylko siedzia│. Potem ╢piewa│. I patrzy│ w resztki blasku nieznanego s│o±ca ton▒cego w otch│ani w≤d. A kt≤rego╢ wieczoru przyni≤s│ z sob▒ butelkΩ. Nie wiem, sk▒d j▒ mia│. Widocznie bardzo chcia│ j▒ mieµ. Mo┐e po prostu j▒ wymy╢li│. Do butelki w│o┐ony by│ niewielki, zmiΩty skrawek papieru. Widocznie nie umia│ wymarzyµ sobie ca│ej karty. Wrzuci│ butelkΩ do wody, chwilΩ patrzy│ w swoje znikaj▒ce w wodzie odbicie, po czym odszed│ do swych tajemnic. A po morzu p│ynΩ│a butelka z niewielkim, zmiΩtym skrawkiem papieru. A na wodzie mimo nocy pozosta│o jego odbicie. Moje odbicie. Czas mija│. Musia│em wr≤ciµ do swego snu. Ale rozbitek znik│. Znik│ wraz z wysp▒ porzucon▒ gdzie╢ i zapomnian▒ przez Stw≤rcΩ. ªni│em za to drogΩ. Zaprowadzi│a mnie do sporej zatoczki. W zatoczce k│Ωbi│ siΩ ju┐ t│um. Wszyscy chodzili tam i z powrotem i dziwnie tΩsknie spogl▒dali na morze. Z naszej pla┐y morze wydawa│o siΩ byµ przyjazne i spokojne. Woda na pewno by│a p│ytka. Po g│adkiej tafli wody prze╢lizgiwa│ siΩ ╢wit. Odrodzone ╢wiat│o │ama│o siΩ na dziwnych kszta│tach, dryfuj▒cych jakby od zawsze po tym morzu, w│a╢nie w tej zatoce. Kto╢ krzykn▒│ niemo, kto╢ podbieg│, kto╢ gestykulowa│ znacz▒co, kto╢ chcia│ co╢ t│umaczyµ. Stali╢my tam chyba wszyscy. Wszyscy przedstawiciele naszego umieraj▒cego gatunku. W powietrzu poczΩ│y wibrowaµ my╢li, pragnienia i ... nie, na uczucia by│o jeszcze zbyt wcze╢nie. Uczucia spa│y. Trzeba je by│o obudziµ, by mog│y zacz▒µ ╢niµ. A przecie┐ po to by│y. By│y przecie┐ po to, by ╢niµ o nas. I by│y po to, by zapachnia│o powietrze. Mia│y przecie┐ zwyciΩ┐aµ bitwy powietrzne z my╢lami i pragnieniami nawet. Ale spa│y. Nikt nie wszed│ do wody. Kilku ╢mia│k≤w podesz│o na tyle blisko, by poczuµ s≤l morsk▒ na ustach. Ale s≤l na s│odkich ustach przecie┐ przera┐a│a. I by│a inna. Nikt nie chcia│ ryzykowaµ. Chodzili╢my po pla┐y a┐ do wieczora. Gdy zapad│ zmierzch i dryfuj▒ce butelki znik│y z widoku, zaczΩli╢my siΩ rozchodziµ. Nie by│o ju┐ czego wypatrywaµ.

ªnili╢my tak kilka kolejnych nocy. Co noc z nadziej▒ ruszali╢my t│umnie do zatoki i co wiecz≤r senny wracali╢my do siebie rozczarowani. Bo przecie┐ kto╢ co╢ mia│ zrobiµ. I nie zrobi│. Patrzyli╢my na siebie coraz czΩ╢ciej ze z│o╢ci▒. Ale ci▒gle wracali╢my do snu. Uciekali╢my od siebie samych. Dzie± zmiesza│ siΩ z oczekiwaniem na sen. Sen zmiesza│ siΩ z gorycz▒ i pragnieniem spokoju.

Tak naprawdΩ wtedy nad brzegiem morza niewiele siΩ liczy│o. By│a tylko odleg│a przestrze± toni morskiej i jaka╢ dziwna s│abo╢µ i chyba w│a╢nie bezsilno╢µ. A potem sta│o siΩ to, na co wszyscy czekali╢my. Sta│o siΩ to, po co nas tam zaprowadzono. Sta│o siΩ wszystko. Kto╢ wszed│ po pas do wody i dr┐▒cymi rΩkoma wyci▒gn▒│ z wody adresowan▒ do niego butelkΩ. I tyle tylko. Ale tyle tylko wystarczy│o. Woda zagotowa│a siΩ pod stopami cudownie st▒paj▒cych po niej ludzi. Butelki kolejno znika│y. Ka┐dy tuli│ te w│asn▒ do siebie. Niekt≤rzy unosili je w g≤rΩ i krzyczeli co╢. Nie s│yszeli╢my dok│adnie, zbyt wielu krzycza│o. Ale wiedzieli╢my, ┐e krzycz▒. Bo to nie by│ ju┐ niemy krzyk. Ka┐dy z nas mia│ w d│oniach to, po co tu przyszed│. A mo┐e jednak przyprowadzono nas tam. I kim w│a╢ciwie by│ ten, kt≤ry nie zawaha│ siΩ wej╢µ do wody? I gdzie siΩ nagle podzia│? Trwa│o to tylko chwilΩ. Przecie┐ wa┐nym by│o tylko to, ┐e siΩ doczekali╢my. W ko±cu kto╢ co╢ zrobi│. I niewa┐nym by│o, kim by│. Kto╢ musia│ przecie┐ co╢ zrobiµ. Musia│, bo wierzyli╢my, ┐e tak bΩdzie. Ty przecie┐ wierzysz, ┐e wejdΩ do tej wody. Czekasz, bym otworzy│ butelkΩ i odczyta│ Twoje zagubione S.O.S. Dlatego w│a╢nie muszΩ tam wej╢µ i zrobiµ to. Dla Twojej wiary.

Wiadomo╢µ? Jest. Nie zaginΩ│a. Nadal czytasz mi j▒ co rano, szepczesz niepewnie i jakby trochΩ w po╢piechu ka┐dej ulotnej nocy, usypiasz mnie ni▒ ci▒gle od nowa. Teraz czytasz j▒, le┐▒c obok. Dlatego, ┐e kto╢ wszed│ do wody i wyci▒gn▒│ bezsiln▒ butelkΩ. Dlatego, ┐e wesz│a╢ do tej wody. Dlatego, ┐e ja ju┐ tam by│em. I dlatego, ┐e s≤l na ustach smakuje naprawdΩ piΩknie...

S│ubice, kwiecie± 1999.



Opinie juror≤w na temat powy┐szego tekstu znajduj▒ siΩ tutaj.

Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrze┐one