Jaros│aw Ronek - teksty


Jaros│aw Ronek ma 30 lat. Adres do korespondencji: jarek_r@it.com.pl.






SZCZEGӣ ODNALEZIONY



Za ka┐dym razem, kiedy przypomina│ sobie ten wiecz≤r, nie potrafi│ przywo│aµ z pamiΩci pewnego drobnego szczeg≤│u, kt≤ry jemu, poniek▒d dobremu, choµ zapoznanemu pisarzowi ╢redniego pokolenia, wydawa│ siΩ istotny z punktu widzenia logiki ┐yciowych wydarze±. By│ to wiecz≤r na tyle wa┐ny i brzemienny w skutki, ┐e brak w│a╢nie tego szczeg≤│u mΩczy│ go i dra┐ni│ niczym motyw piosenki, kt≤rej tytu│u nie mo┐emy sobie przypomnieµ. Zdesperowany, pr≤bowa│ r≤┐nych metod, kt≤re mog│yby mu dopom≤c w rozwik│aniu ponurej zagadki: zatrudni│ prywatnego detektywa, kt≤rego zadaniem by│o zbadanie minuta po minucie wieczornych wydarze±; wystawi│ sztukΩ opart▒ na zapamiΩtanych obrazach, gdzie aktorzy mogli interpretowaµ grane przez siebie role wed│ug w│asnego uznania; zasiΩgn▒│ porady wr≤┐ki i znanego chiromanty. Wszystko na darmo. Przesz│o╢µ
by│a r≤wnie nieodgadniona, co przysz│o╢µ.
W ko±cu, doprowadzony do skraju za│amania nerwowego, podj▒│ siΩ rzeczy zaiste heroicznej. Wraz z grup▒ przyjaci≤│, jaka mu jeszcze pozosta│a po publicznym og│oszeniu go szale±cem i degeneratem, postanowi│ pope│niµ samob≤jstwo. (Jest rzecz▒ og≤lnie znan▒ i udowodnion▒, ┐e z chwil▒ ╢mierci ca│a nasza przesz│o╢µ przejawia siΩ kalejdoskopem obraz≤w). Niczym uczniowie Sokratesa zasiedli w kole i wsp≤lnie za┐yli truciznΩ. Na efekty nie trzeba by│o d│ugo czekaµ. Jedno po drugim zasypiali w b│ogim ukojeniu, wpatrzeni w oczy ukochanego mistrza, kt≤ry ze spokojem oczekiwa│ nadej╢cia zagubionego wspomnienia. W ko±cu zosta│ sam. Skupiony, czu│ jak cz│onki odmawiaj▒ mu pos│usze±stwa. Jego ┐ycie przewija│o siΩ w obrazach i zdaniach, dawno zapomnianych lub dobrze znanych, by w ko±cu dotrzeµ do pamiΩtnego wieczoru. SzczΩ╢liwy przeczuwa│, ┐e jes
t coraz bli┐ej. I rzeczywi╢cie - szczeg≤│ nagle stan▒│ przed nim w ca│ej swej okaza│o╢ci i krasie.
Co ciekawe, ostatnia rozpaczliwa my╢l, jak▒ jego umieraj▒cy m≤zg rzuci│ w oczekuj▒c▒ go ciemno╢µ, nie dotyczy│a szczeg≤│u. Ten okaza│ siΩ b│ahy i nic nie znacz▒cy.



DZIESI╩CIU Z "ALBATROSA"



- Z pizz▒ w ╢wiat m│odzi przyjaciele ! - zakrzykn▒│ Szef i otworzy│ drzwi prowadz▒ce na zewn▒trz pizzerii "Albatros".
- Hurra, hurra ! - odkrzyknΩli╢my ┐wawo i wybiegli╢my na ulicΩ. "ªwiat jest taki piΩkny, kiedy cel w ┐yciu i s│o±ce ╢wieci "- pomy╢la│em i dumnie rzuci│em do kolegi biegn▒cego obok:
- Sprzedam dzisiaj dziesiΩµ i dwie sa│atki, a mo┐e, je╢li los pozwoli, dwana╢cie i trzy sa│atki.
- A ja, B≤g mi ╢wiadkiem, czterna╢cie i dwa soki - odpowiedzia│ ten┐e i ┐eby bardziej zaznaczyµ sw≤j przysz│y sukces kopn▒│ kamie±, kt≤ry zatoczy│ szeroki luk i uderzy│ w skro± kolegi biegn▒cego przed nami. Pozosta│o nas dziewiΩciu.
- Niech ziemia lekk▒ mu bΩdzie ! - zdyszane g│osy wypowiedzia│y zwyczajow▒ formu│kΩ. Jednak nie czas na zadumΩ, kiedy wyzwanie czeka. Biegniemy dalej.
- Klient !! - nagle krzykn▒│ kto╢ nerwowo.
- Gdzie ?! Gdzie ?! - zaskowycza│ kolega, upadaj▒c na ziemiΩ po potΩ┐nym, przypadkowym kopniΩciu.
- Niech ziemia ... - nie sko±czyli╢my, kiedy z ty│u dobieg│ nas przeci▒g│y gwizd, zapowied╝ nadchodz▒cych k│opot≤w.
- "Wietkongi" ! - przeszed│ nas dreszcz i jak jeden m▒┐ zwarli╢my szyki. Oddzia│ ma│ych, zwinnych sko╢nookich, sprzedaj▒cych azjatyckie paskudztwa, zbli┐a│ siΩ do nas z zatrwa┐aj▒c▒ prΩdko╢ci▒.
- Bracia ! - zacz▒│em odwa┐nie - kto ┐yw niech broni warto╢ci, pamiΩtajcie, ┐e ka┐dy poleg│y w boju bojownik za s│uszn▒ sprawΩ to gw≤╝d╝ do trumny naszych wrog≤w, ┐e oddaj▒c ┐ycie, tworzymy nowy wspania│y ╢wiat, pozbawiony ob│udy i z│ego ┐arcia - pΩdzi│em dalej nienasycony przysz│ym zwyciΩstwem - w g≤rΩ serca, zdu╢my hybrydΩ obcych si│, odgo±my czarne chmury wisz▒ce nad nasz▒ ukochan▒ ojczyzn▒ pizzy du┐ej, ╢redniej i ma│ej. Na pohybel azjatyckiej miernocie i ko│tu±stwu !
- Na pohybel ! - odkrzyknΩli bracia. OgarnΩ│a nas b│oga duma, czerwone s│u┐bowe kaftany furgota│y na wietrze niczym skrzyd│a husarii, z u╢miechem wkraczali╢my w rejony nieznane zwyk│ym ╢miertelnikom.
- ªrednia pepperoni ! Du┐a z mozarrell▒ ! - dodawali╢my sobie otuchy, kiedy dzika horda dziesi▒tkowa│a nasze szeregi, nie ustaj▒c w biegu.
- Niech ziemia lekk▒ im bΩdzie - zaintonowa│em w duchu, biegn▒c dalej. Zosta│o nas dw≤ch. Braterstwo walki po│▒czy│o nas na wieki.
- Wybacz druhu - wydysza│em do kolegi, niesionego uderzeniem mojego ramienia w kierunku pΩdz▒cego z naprzeciwka samochodu, dodaj▒c - wielka sprawa wymaga wyrzecze±.

Zachodz▒ce s│o±ce nada│o miastu poz│otΩ godn▒ czyn≤w, kt≤rych by│em ╢wiadkiem i czynnym uczestnikiem, a zbli┐aj▒cy siΩ neon pizzerii zapowiada│ kolejny piΩkny dzie± w s│u┐bie idei. Idei wspania│ej i wielkiej niczym du┐a pizza na ╢rednim cie╢cie z wszystkimi dodatkami.

Warszawa, 1999
Jaros│aw Ronek





Aby przeczytaµ komentarze dotycz▒ce powy┐szych tekst≤w, nale┐y klikn▒µ tutaj.

Teksty pochodz▒ ze strony 5000s│≤w.
Prawa autor≤w wszystkich tekst≤w na stronach 5000s│≤w zastrze┐one (kopiowanie, publikacja, publiczne odczyty w ca│o╢ci lub fragmentach tylko za zgod▒ autor≤w)


Czas utworzenia pliku: wtorek, 9 listopada 1999 roku. Godzina 20:01:10.