Tadeusz Petra┐ycki - teksty

Stary Dom



Stary Dom - dom mojego dzieci±stwa, dom do kt≤rego zje┐d┐a│em na ka┐de wakacje, oczekiwany przez bardzo kochaj▒ca mnie BabciΩ.
Najpierw by│a droga od stacji kolejowej, male±ki zagajnik obok cmentarza na, kt≤rym pochowani byli partyzanci, a ich mogi│y rozrzucone by│y miΩdzy brzozami majestatycznie szumi▒cymi nad przesz│o╢ci▒. P≤╝niej do Starego Domu prowadzi│a piaszczysta aleja miΩdzy dojrzewaj▒cym
zbo┐em, kt≤rego k│osy pe│ne ziarna przechyla│y siΩ to na jedn▒ to na drug▒ stronΩ i szeleszcz▒c na wietrze przypomina│y o pe│ni s│onecznego lata.
Ojciec pozwala│ mi zerwaµ jeszcze niedojrza│y k│os, t│umaczy│, ┐e to jest chleb, a ja wybiera│em ziarenka, gryz│em je usi│uj▒c doszukaµ siΩ smaku chleba.
Stary Dom ton▒│ w zielono╢ci wysokich sosen, pod oknami krzewy zagl▒da│y do okien, z za otwartych okiennic wygl▒da│y pelargonie. Do Starego Domu prowadzi│y drzwi kuchenne i wej╢cie od ogrodu. Ogr≤d nieco zaniedbany z klombem trawnika i alej▒ prowadz▒ca przez sosnowy las do sadu.
Na ma│ym ganeczku jak zawsze sta│a Babcia z nieod│▒cznym papierosem w d│ugiej szklanej rurce, u╢miechniΩta, oczekuj▒ca nas ju┐ co najmniej od godziny.
Powitanie, ojciec zasiada│ do gazety na tarasie, a ja pΩdzi│em powitaµ starych znajomych
do, kt≤rych nale┐a│ s▒siedzki kundel, d▒b, kt≤rego roz│o┐yste ga│Ωzie by│y doskona│ym miejscem do wspinaczki na sam wierzcho│ek, zagl▒da│em do sadu, gdzie pokazywa│y siΩ pierwsze jab│ka papier≤wki, przebiega│em przez las sosnowy w poszukiwaniu grzyb≤w.
P≤╝niej by│ obiad, ojciec wraca│ do miasta, zostawa│em sam z Babci▒ i tajemnicami Starego Domu.
Parter - kuchnia obok jadalnia z kominkiem, korytarz i gabinet dziadka, kt≤rego zna│em tylko z opowie╢ci. By│o to jedno z moich ulubionych miejsc, potrafi│em d│ugo wpatrywaµ siΩ w pe│ne tajemnic przesz│o╢ci przedmioty nale┐▒ce do kogo╢ kogo mia│em nigdy nie poznaµ. Na stoliku pod oknem le┐a│ od│amek pocisku, kt≤ry wed│ug opowie╢ci Babci o ma│o nie zabi│ dziadka podczas wielkiej wojny.
W gabinecie zwykle panowa│ p≤│mrok, sprawia│y to ga│Ωzie krzew≤w rosn▒cych pod domem. W dni deszczowe, pe│ne niepogody ba│em siΩ tam wchodziµ, snuj▒ce siΩ na ╢cianach cienie napawa│y mnie przera┐eniem, od┐ywa│y postacie potwor≤w i strach≤w z dziecinnych opowie╢ci.
Na p≤│piΩtrze sta│a stara szafa biblioteczna. By│a pe│na ksi▒┐ek. Wy┐ej sypialnie, │azienka i jeszcze wy┐ej strych na, kt≤ry nigdy nie pozwalano mi wchodziµ.
Stary Dom - pe│en dziwnych szmer≤w, spogl▒daj▒cych z portret≤w osobisto╢ci przed, kt≤rymi dr┐a│a dzieciΩca wyobra╝nia, pe│en tajemnic dawno minionych dni.
Wieczorem Babcia szczelnie zamyka│a okiennice, ja zasypia│em po szalonych gonitwach w poszukiwaniu przygody. Czasem budzi│y mnie jakie╢ szmery, wydawa│o mi siΩ ┐e s│yszΩ zawodzenia, gdzie╢ z odleg│ych k▒t≤w Starego Domu. Wtula│em g│owΩ do poduszki i usypia│em ukryty przed nocnymi strachami.
Rano budzi│ mnie zapach zbo┐owej kawy. Zaczyna│ siΩ kolejny dzie± wΩdr≤wek w poszukiwaniu ukochanego i wiecznie brudnego kundla, obserwacji wyskakuj▒cych znienacka z wysokiej trawy
┐ab, wspinaczki na d▒b, kt≤rego cierpliwo╢µ godna by│a pozazdroszczenia, a to wszystko dzia│o siΩ w cieniu Dobrego Starego Domu.
To w│a╢nie atmosferze Starego Domu zawdziΩczam fascynacje ksi▒┐kami do, kt≤rych siΩga│em bardzo jeszcze dziecinn▒ rΩk▒ przenosz▒c siΩ w ╢wiat marze± ukrytych w bajkowym ╢wiecie Andersena. O tak ! My╢l▒c o Starym Domu, wspominaj▒c odleg│▒ przesz│o╢µ my╢lΩ o przemijaniu, dzieci±stwie, lecie, s│onecznych wakacjach.
Dzi╢ marzΩ o powrocie na ma│▒ stacjΩ kolejow▒, marzΩ o spacerze obok cmentarzyka, chcia│bym choµ przez chwilΩ zn≤w us│yszeµ szum pe│nych k│os≤w i poczuµ aromat ╢wie┐ego ziarna i wreszcie doszukaµ siΩ smaku chleba. Mo┐e us│yszΩ g│os babci zachΩcaj▒cy do zej╢cia z drzewa . bo to ju┐ po│udnie, bo to czas na zupΩ ze ╢liwek i kundlowi trzeba zanie╢µ ko╢µ do obgryzienia...............
Czy mo┐liwe, ┐e jest jeszcze Stary Dom, czy przetrwa│ nawa│Ω dziej≤w, czy ja tam wr≤cΩ?
Przecie┐ to tylko marzenia, a marzenia przypominaj▒ krople deszczu spadaj▒ce na szybΩ. Chc▒ wedrzeµ siΩ do ╢rodka lecz twarda i zimna szyba rozbija ka┐d▒ kropelkΩ.
Ja w Starym Domu nie raz ws│uchiwa│em siΩ w deszcz szumi▒cy za oknami. Czasem mia│em ochotΩ zaprosiµ go do wnΩtrza, mo┐e w│a╢nie po to, aby marzenie nie rozbi│o siΩ jak te kropelki na szybie.

Warszawa dnia 05.10.1999 r





SzczΩ╢cie lasu




Znalaz│em gdzie╢ na dnie szuflady dawno zapomniane zapiski. Nieco po┐≤│k│y papier i wytarte atramentowe pismo.
Co mnie w tym zapomnianym dzienniczku zainteresowa│o? Wspomnienie dawnej mi│o╢ci, marze±, kt≤re odesz│y bardzo dawno w niepamiΩµ?
Czytam : " Ucich│y ptasie szczebioty, ucich│y ╢piewy przy ognisku. Wczoraj powita│ mnie gwar miasta. Wspomnienie zaczyna goniµ uciekaj▒c▒ w pop│ochu my╢l. Wspomnienia o dziewczynie pozosta│y gdzie╢ w piasku nadbrze┐nym jeziora, a mo┐e zosta│y w smutnym szumie drzew, kt≤rych smutek przeminie, gdy ujrz▒ nas zn≤w razem. PamiΩtam pierwszy dzie± kiedy usiedli╢my na pniu zwalonego drzewa, pamiΩtam twoje poca│unki, twoje oczy gorej▒ce, spojrzenia rozniecaj▒ce ogie± trwaj▒cy w g│Ωbi nas dwojga."
Dalej zapiski siΩ urywaj▒. Jednak powracaj▒ wspomnienia sprzed wielu lat, o wielkiej mi│o╢ci, spacerach po ogromnym lesie, zachodach i wschodach s│o±ca nad zagubionym w le╢nej g│uszy jeziorem, o wyprawach │≤dk▒ na wyspy szuwar≤w, kt≤rych gospodarzami by│o ptactwo wodne.
Przypomina siΩ para dzikich │abΩdzi wyp│ywaj▒cych ka┐dego ranka z pi▒tk▒ m│odych z ma│ej mulistej zatoczki w poszukiwaniu smacznych wodorost≤w.
Nazwali╢my je ludzkimi imionami i kiedy nawo│ywali╢my z bezpiecznej odleg│o╢ci zdawa│y siΩ majestatycznie odwracaµ ku nam, aby po chwili dostojnie odp│yn▒µ do swych codziennych zajΩµ.
Wstawali╢my ka┐dego niemal dnia o ╢wicie, czasem siadali╢my na brzegu poro╢niΩtego szuwarami jeziora ch│on▒c ╢wie┐y zapach tataraku lub wΩdrowali╢my le╢n▒ ╢cie┐k▒ do ostoi zwierzyny. Kulili╢my siΩ gdzie╢ miΩdzy ma│ymi sosenkami by po chwili w ca│kowitej ciszy ujrzeµ wychodz▒ce do wodopoju zwierzΩta, kt≤rych st▒pniΩcia by│y zupe│nie bezszelestne. Najpierw pojawia│y siΩ p│ochliwe sarny, a za nimi bacznie rozgl▒daj▒cy siΩ po okolicy i nads│uchuj▒cy potΩ┐ny jele±, niby m▒┐ pilnuj▒cy swego haremu. Za chwilΩ locha z dwojgiem male±stw biegn▒cych za matk▒ pochrz▒kuj▒c▒ ostrzegawczo, czasem do tej gromady do│▒cza│ p│ochliwy jak zawsze lis, intruz nocny przegl▒daj▒cy naczynia pozostawione przed namiotem.
Gdy s│o±ce wy┐ej stawa│o na niebie wok≤│ zaczyna│y siΩ ptasie nawo│ywania, cichsze i g│o╢niejsze kwilenia, bystry dziΩcio│ zaczyna│ codzienn▒ operacjΩ drzew, na jeziorze pojawia│y siΩ skrzecz▒ce perkozy nikn▒ce po chwili pod wod▒ w pogoni za drobnymi rybami, czasem w╢r≤d szuwar≤w woda g│o╢no zabulgota│a po ataku szczupaka na │awice p│otek.
Tak up│ywa│y dni lata, s│onecznych radosnych chwil, zupe│nie nieuchwytnych wra┐e±, kt≤re daje obcowanie z natur▒.
Byli╢my m│odzi, zakochani, szczΩ╢liwi. SzczΩ╢liwi spacerami do pnia zwalonego drzewa ╢wiadka mi│osnych wyzna±, wczesnymi porankami, zachodz▒cym s│o±cem nikn▒cym w czystej i nieruchomej tafli jeziora.
Kiedy nadchodzi│ wiecz≤r siadali╢my przy ognisku, nasze piosenki daleko nios│o le╢ne echo, ciemno╢µ i nastr≤j chwili prowokowa│ do objΩµ i ukradkowych poca│unk≤w, a las nabiera│ powagi nocy, odg│osy dochodz▒ce z g│Ωbi zupe│nie nie budzi│y lΩku, u╢ciski d│oni i ostatnie poca│unki ko±czy│y dzie±, kolejny dzie± wakacji.
Pozosta│a jeszcze jedna notatka pisana zapewne pod wp│ywem nastroju jednej chwili "PiΩkne jest ┐ycie w letni dzie±, ┐ycie przynosz▒ce z ka┐d▒ minut▒ now▒ niespodziankΩ, kocham niespodzianki tak jak kocham swoj▒ dziewczynΩ."
Nasze drogi rozesz│y siΩ. Pozosta│o wspomnienie tamtego lata i... po┐≤│k│e kartki z notesu, kt≤ry zn≤w trafi do najdalszego miejsca w ciemnej szufladzie.

Warszawa dnia 12.10.1999 r.








Aby przeczytaµ komentarze juror≤w dotycz▒ce powy┐szych tekst≤w, nale┐y klikn▒µ tutaj.

Teksty pochodz▒ ze strony 5000s│≤w.
Prawa autor≤w wszystkich tekst≤w na stronach 5000s│≤w zastrze┐one (kopiowanie, publikacja, publiczne odczyty w ca│o╢ci lub fragmentach tylko za zgod▒ autor≤w)


Czas utworzenia pliku: wtorek, 9 listopada 1999 roku. Godzina 17:11:38.