Agnieszka Pa│ac - teksty


Agnieszka Pa│ac ma 27 lat, sko±czone studia polonistyczne i mieszka w Krakowie. Obecnie jest na studiach doktoranckich i pracuje w rozmaitych wydawnictwach. Kontakt z autork▒: ennoia@kki.net.pl.


ISABELLA



Codzienne siedzenie przed lustrem i mozolne pielΩgnowanie urody. Robi│a to od lat, a z ka┐dym rokiem potrzebowa│a na to wiΩcej czasu. Wpatrywa│a siΩ w lustro w poszukiwaniu pierwszych zmarszczek na blador≤┐owej twarzy. O siwe w│osy siΩ nie martwi│a - by│a blondynk▒, wiΩc i tak nie by│oby ich widaµ.
Mia│a dwadzie╢cia piΩµ lat i panicznie ba│a siΩ, ┐e siΩ zestarzeje. Matylda powiedzia│a jej kiedy╢, ┐e u pewnych ludzi, m│odo╢µ to najstarsze przyzwyczajenie. Isabella nie rozumia│a tych s│≤w, jak zreszt▒ wielu innych.
Sko±czy│a studia dziΩki wielkiemu wysi│kowi - swojemu i pewnego oczarowanego ni▒ asystenta, kt≤rego zwodzi│a tak d│ugo, dop≤ki nie napisa│ za ni▒ pracy magisterskiej i potem jeszcze przez kr≤tki czas do obrony. Zupe│nie nie wiedzia│a, co mog│aby ze sob▒ zrobiµ. Jej jedynym, niepodwa┐alnym atutem by│a zawsze uroda, kt≤ra byµ mo┐e za kilka lat zniknie i rozpadnie siΩ w proch.
Matylda opowiada│a jej kiedy╢ o czym╢ takim - podobno stare przedmioty, zw│aszcza pieczo│owicie konserwowane przez lata, potrafi▒ w przeci▒gu kr≤tkiego czasu zestarzeµ siΩ w obrzydliwy spos≤b.
- Pokrywaj▒ siΩ liszajami i koroduj▒ - opowiada│a Matylda. - Po prostu umieraj▒. Taka jest w│a╢nie ╢mierµ przedmiot≤w.
Matylda zna│a mn≤stwo podobnie okropnych historii, ale ta zapad│a Isabelli najg│Ωbiej w pamiΩµ.
Po nieuniknionym rozpadzie ich paczki (Matylda w Pary┐u, Milosz w Londynie, a Pawe│ nie wiadomo gdzie), poczu│a siΩ bardzo samotna.
Matka, molestuj▒ca j▒ od pewnego czasu listami i telefonami, przyjecha│a do Krakowa.
- Co zamierzasz robiµ? - spyta│a bez wstΩp≤w, a Isabella ca│kowicie po╢wiΩci│a siΩ obserwowaniu jej nerwowej twarzy. Przerazi│o j▒ to. "Czy tak bΩdΩ wygl▒da│a za dwadzie╢cia lat?". By│y do siebie bardzo podobne. W│osy matki starannie ufarbowane na nienaturalny ┐≤│ty kolor, by│y pozbawione ╢wiat│a i martwe. Twarz o regularnych, arystokratycznych rysach, usiana by│a sieci▒ drobnych zmarszczek. Isabella przeczyta│a gdzie╢, ┐e podobnie wygl▒da tafla wody mu╢niΩta lekkim wiatrem. Przez czo│o matki przebiega│ co pewien czas nerwowy skurcz. Usta, jak pΩkniΩcie w tej dziwnej twarzy, mia│a zaci╢niΩte i blade pod warstw▒ szminki.
- Co zamierzasz dalej robiµ? - powt≤rzy│a matka. - Nie wiem - odpowiedzia│a Isabella.
- ProszΩ ciΩ, bez wielkopa±skich foch≤w! Sko±czy│a╢ studia, poszukaj sobie pracy! Jak ci siΩ nie chce, wyjd╝ za m▒┐!
To by│a niez│a my╢l. Milosz wyjecha│ jednak, zreszt▒ w▒tpi│a by chcia│ siΩ z kimkolwiek o┐eniµ, mo┐e poza Matyld▒.
- Dobrze, wyjdΩ za m▒┐ - odpowiedzia│a wiΩc, zaniepokojonej tym obrotem sprawy matce.
ParΩ dni p≤╝niej zauwa┐y│a, w kupowanej z codziennym odruchem gazecie, og│oszenie. Fotografik poszukiwa│ modelki do aktu i portretu. Posz│a pod wskazany adres.
Mieszkanie, kt≤re by│o jednocze╢nie pracowni▒, mie╢ci│o siΩ w ciemnym zau│ku, ko│o klasztoru wydaj▒cego darmowa zupΩ, co nape│ni│o IsabellΩ przygnΩbieniem.
Fotografik by│ m│ody i jak na artystΩ przysta│o mia│ rzadk▒ brodΩ nieokre╢lonego koloru.
- Adam jestem - wyci▒gn▒│ do niej rΩkΩ. - Zrobimy kilka zdjΩµ pr≤bnych.
Fotografowa│ j▒ w ubraniu, co IsabellΩ rozbawi│o, jako przejaw nadmiernej delikatno╢ci, zwa┐ywszy, ┐e od razu zdeklarowa│a siΩ jako modelka do aktu. Po zako±czeniu zdjΩµ zrobi│ jej kawΩ i pogadali trochΩ. Powiedzia│a, ┐e studiuje zaocznie i potrzebuje trochΩ pieniΩdzy, bo ma na wychowaniu dziecko - to na wypadek, gdyby mia│ ochotΩ na romans.
Rzeczywi╢cie, w tym momencie rozmowa utknΩ│a nagle i Adam powiedzia│, ┐e zadzwoni do niej z informacja jak wypad│y zdjΩcia.
Isabella wiedzia│a, ┐e wypadn▒ dobrze, gdy┐ zawsze tak by│o. Jej legitymacyjne fotografie zdobi│y witryny wielu zak│ad≤w. Jeszcze teraz, przechodz▒c ko│o fotografa blisko swego domu, widzia│a u╢miechniΩte zdjΩcie piΩknej blondynki, kt≤re zrobi│a sobie do dyplomu.
Adam zadzwoni│ po paru dniach. By│ pe│en entuzjazmu. ZdjΩcia pr≤bne od razu mo┐na by zamie╢ciµ w jakim╢ kalendarzu, no i mia│ wiele innych plan≤w. Proponowa│ bardzo rozs▒dna pensjΩ. Isabella posz│a tam nastΩpnego dnia.
Adam by│ ╢wietnym organizatorem i ju┐ mia│ kolejne zlecenie. Mia│a wyst▒piµ w reklam≤wce. W│a╢ciciel ma│ej firmy ogrodniczej chcia│ mieµ nalepkΩ na butelce z pestycydami, przedstawiaj▒c▒ dziewczynΩ w╢r≤d kwiat≤w. IsabellΩ trochΩ to zdziwi│o. Jej twarz w biurach, na firmowych kalendarzach by│a do zaakceptowania, ale na ╢rodku owadob≤jczym? - "Isabella, nieustraszona zab≤jczyni mszyc". Oferta by│a jednak dobra, a pieni▒dze warte zachodu.
I tak zaczΩ│a pozowaµ do zdjΩµ. Adam zrobi│ jej kilka akt≤w, jak siΩ wyrazi│ - "o walorach artystycznych", ale g│≤wnie fotografowa│ j▒ jako dodatek do r≤┐nych super produkt≤w.
Niebywa│e powodzenie, jakie odnie╢li od samego pocz▒tku sk│oni│o Adama do my╢li o rozszerzeniu dzia│alno╢ci.
Podzieli│ siΩ ni▒ z Isabell▒. - Gdyby╢my otworzyli firmΩ, tak▒ agencjΩ reklamow▒, mogliby╢my zatrudniaµ modelki i aran┐owaµ zdjΩcia do folder≤w i kalendarzy. Co ty na to?
My╢l by│a dobra. Dali og│oszenie do prasy, a Isabella zadzwoni│a do kilku bezrobotnych kole┐anek z roku. Wybrali piΩµ dziewcz▒t i po zrobieniu im serii zdjΩµ pokazywali je klientom.
- Jak w agencji towarzyskiej - zauwa┐y│a Isabella ┐artobliwie, ale Adam obruszy│ siΩ okropnie - Jeste╢my profesjonaln▒ firm▒. Organizujemy castingi, zatrudniamy modelki, robimy zdjΩcia, to nie ┐aden handel ┐ywym towarem!
Po otrzymaniu pierwszej pensji, Isabella zamierza│a sp│aciµ stare d│ugi i kupiµ co╢ matce, ┐eby zobaczy│a, jak c≤rka dobrze sobie radzi. Wesz│a jednak do sklepu z antykami, kt≤ry mie╢ci│ siΩ pod pracowni▒ Adama, a do kt≤rego wielokrotnie ju┐ zagl▒da│a przez szybΩ.
Wewn▒trz panowa│ mi│y p≤│mrok, a nie narzucaj▒cy siΩ sprzedawca liczy│ co╢ przy bocznym stoliku. UwagΩ Isabelli zwr≤ci│a stara, naftowa lampa z zielonym kloszem. Matylda zawsze tak▒ chcia│a mieµ. Uwielbia│a stare lampy, sama posiada│a kilka i mog│a m≤wiµ o nich godzinami. Podobnie jak o perfumach i niestrawnym poecie Johnie Keatsie.
Cena by│a wysoka, ale mimo to Isabella po│o┐y│a pieni▒dze na ladzie. - To za tΩ lampΩ. Zielon▒ - wyja╢ni│a sprzedawcy, kt≤ry znienacka siΩ o┐ywi│. - Ma pani ╢wietny gust! To bardzo piΩkna lampa w ╢wietnym stanie. By│a w│asno╢ci▒ pani P., wdowy po radcy, robi pani ╢wietny interes!
Sprzedawca by│ mi│y, ale stanowczo nadu┐ywa│ s│owa "╢wietny". Isabella przerwa│a ten nieoczekiwany potok wymowy - Nie znam siΩ na lampach i niewiele mnie obchodz▒. KupujΩ j▒ w prezencie. Dla siostry - wyja╢ni│a, gdy┐ twarz sprzedawcy przybra│a nagle wyraz pogardy, zmieszanej z obrzydzeniem.
WziΩ│a lampΩ i wysz│a. W ko±cu Matylda kiedy╢ wr≤ci. W domu postawi│a j▒ na stole, ale zupe│nie tam nie pasowa│a, przestawi│a j▒ na oko - to samo. Wreszcie, pokonana wstawi│a lampΩ do szafy. I wtedy ogarnΩ│a ja z│o╢µ - kupi│a bezu┐ytecznego grata dla Matyldy, kt≤rej w dodatku nie lubi│a. Znowu by│a bez pieniΩdzy.
Na szczΩ╢cie ukaza│ siΩ ju┐ kalendarz z jej podobizn▒. Wygl▒da│a na nim ╢wietnie, twarz ja╢nia│a jakim╢ dziwnym wyp│ywaj▒cym spod sk≤ry blaskiem. Zawsze na zdjΩciach wychodzi│a dobrze, zbyt dobrze. O wiele lepiej ni┐ w rzeczywisto╢ci. Wychodz▒c z atelier Adama, kt≤re by│o teraz r≤wnie┐ biurem agencji modelek, pobie┐nie spojrza│a w lustro. Z daleka dostrzeg│a kilka nowych zmarszczek. - M≤j Bo┐e! - Podesz│a do lustra i mimowolnie dotknΩ│a twarzy rΩk▒. Nie mog│o byµ w▒tpliwo╢ci - postarza│a siΩ. - Zaczynam siΩ sypaµ - powiedzia│a, a zmarszczki wok≤│ ust skrzywi│y siΩ brzydko.
Tego samego dnia popΩdzi│a do kosmetyczki. - Ile masz lat Isabello? - spyta│a pani Milena z trosk▒.
- Dwadzie╢cia piΩµ.
Kosmetyczka pokiwa│a g│ow▒ - Takie cery, jak twoja maj▒ sk│onno╢µ do szybkiego starzenia. Sk≤ra siΩ │amie, wychodz▒ zmarszczki. Musisz u┐ywaµ du┐o kramu i unikaµ s│o±ca.
- I nic na to nie mo┐na poradziµ?
- Niestety...
Po powrocie do domu Isabella d│ugo wpatrywa│a siΩ w lustro. Ju┐ nied│ugo bΩdzie wygl▒da│a, tak jak matka. Brzydka i pomarszczona.
Rozebra│a siΩ i stanΩ│a nago przed lustrem. By│a wci▒┐ idealnie szczup│a. Sk≤ra na udach i brzuchu by│a g│adka i sprΩ┐ysta. »adnej pomara±czowej sk≤rki i innych tego typu wstrΩtnych rzeczy. Pani Milena powiedzia│a jej kiedy╢, ┐e starzenie rozpoczyna siΩ od szyi. Jej szyja by│a jednak idealna: d│uga, smuk│a i blada. Cia│o wci▒┐ by│o doskona│e, tylko twarz... Twarz siΩ starza│a. Nie by│a ju┐ twarz▒ Isabelli sprzed roku, ani nawet Isabelli sprzed tygodnia.
"Bo┐e, jakbym chcia│a posmarowaµ czym╢ twarz i wygl▒daµ jak dawniej" - pomy╢la│a. Matylda opowiada│a jej kiedy╢ o czym╢ takim. Poeta angielski Byron i ten drugi nieszczΩ╢nik - Percy Bysshe Shelley szukali eliksiru m│odo╢ci w Rzymie. Matylda by│a nawet w tym domu, gdzie ponoµ przechowywano srebrn▒ szkatu│kΩ z tajemnicz▒ receptur▒.
- Byron wkr≤tce zgin▒│ podczas powstania w Grecji, a Shelley siΩ utopi│ - ╢mia│a siΩ Matylda - wiΩc ta mikstura niewiele im siΩ przyda│a.
Matylda by│a tam. Dom nale┐a│ do ksi▒┐▒t C. Matylda zna│a ich, jak wszystkich zreszt▒. Byµ mo┐e zna│a tak┐e ten przepis. Tylko nie wiadomo, gdzie ona siΩ podziewa│a.
Tymczasem agencja dzia│a│a coraz lepiej. Adam zatrudni│ kilku innych fotografik≤w, a sam zaj▒│ siΩ interesami.
Wysz│y naklejki z podobizn▒ Isabelli, a potem jeszcze jeden kalendarz. Zmarszczek przybywa│o, zauwa┐y│a ich niepokoj▒c▒ siatkΩ wok≤│ oczu.
Mia│a teraz mn≤stwo pieniΩdzy, wiΩc posz│a do innego salonu kosmetycznego, potem do jeszcze lepszego. Zrobi│a ca│▒ gamΩ rozmaitych zabieg≤w: lifting, laser, g│Ωbokie nawil┐anie i jeszcze inne, kt≤rych nazw nawet nie pamiΩta│a. Kupowa│a najdro┐sze kremy i ┐ele z kwasami owocowymi i mikrokapsu│kami. Wszystko na nic.
Adam wywo│a│ ca│▒ seriΩ jej nagich zdjΩµ. Chcia│ je wys│aµ na jaki╢ konkurs. Obejrza│a je z lΩkiem. Ale na zdjΩciach by│a wci▒┐ taka m│oda... Tylko lustro m≤wi│o co innego... Wci▒┐ dostrzega│a w nim nowe, niepokoj▒ce znaki.
Poprosi│a Adama, by zrobi│ jej zdjΩcie portretowe. Spodziewa│a siΩ okropnego rezultatu. Wysz│o wspaniale. Jej idealnie g│adka twarz, promienia│a wynios│ym ╢wiat│em.
- To niesamowite! - powiedzia│a ogl▒daj▒c zdjΩcie pod s│o±ce. Jednak┐e by│o to faktem. Na zdjΩciach nie mia│a zmarszczek, za to po wykonaniu fotografii znacznie ich przybywa│o.
- Szamani nie pozwalaj▒ siΩ fotografowaµ - wtr▒ci│ siΩ Adam.
- Dlaczego? - spyta│a odk│adaj▒c zdjΩcie.
- Uwa┐aj▒, ┐e to kradnie ich dusze, animΩ.
- My╢lisz, ┐e moj▒ animΩ tak┐e kradn▒ zdjΩcia? - zaniepokoi│a siΩ.
- Nie duszΩ. M│odo╢µ - odpowiedzia│ sk│adaj▒c sw≤j stary, wys│u┐ony aparat. - To prawie tak, jak z Dorianem Gray'em. Prawie.
- Nie czyta│am lektur na studiach - skrzywi│a siΩ Isabella
- Przynajmniej wiesz, ┐e by│a w spisie - za┐artowa│ Adam, ale Isabella ju┐ nie s│ucha│a.
O ile pamiΩta│a, Dorian zaprzeda│ dusze diab│u w zamian za wieczna m│odo╢µ. Jego portret starza│ siΩ, na twarzy dobija│y siΩ najokropniejsze wystΩpki w│a╢ciciela, ale on by│ wci▒┐ m│ody.
- Ale co to ma wsp≤lnego ze mn▒? - powiedzia│a do siebie. - Nawet nie wiem, jak siΩ ta bzdura sko±czy│a!
Gdyby chocia┐ wr≤ci│a Matylda! Przecie┐ musia│a doko±czyµ pisaµ pracΩ magistersk▒. Isabella posz│a nawet na uczelniΩ ┐eby siΩ dowiedzieµ. Matylda od p≤│ roku nie da│a znaku ┐ycia. Nie mieli tak┐e jej adresu.
Adam tymczasem wywiesi│ wielki szyld agencji "Jezebel", co kojarzy│o mu siΩ z jak▒╢ biblijn▒ grzesznic▒, czy czym╢ podobnym - tak to w ka┐dym razie wyt│umaczy│ Isabelli. Od momentu poszerzenia dzia│alno╢ci, wzros│y te┐ jego ambicje. Postanowi│ dokupiµ kilka pomieszcze±, a w jednym z nich zorganizowaµ wystawΩ starych aparat≤w fotograficznych. Mo┐na je by│o kupiµ dosyµ tanio, szczeg≤lnie od starszych, niezamo┐nych os≤b.
Adam znowu da│ og│oszenie do prasy i wkr≤tce zaczΩli nap│ywaµ chΩtni. Jeden z nich napisa│ list. Mia│ ogromna kolekcjΩ aparat≤w, ale by│ tak schorowany, ┐e nie m≤g│ do nich przyj╢µ, prosi│ wiΩc, by pofatygowali siΩ do niego. "Pofatygowali" - takiego u┐y│ s│owa.
- Powinni╢my kupiµ samoch≤d - powiedzia│a Isabella, gdy wysiedli z tramwaju, wprost w szalej▒c▒ ulewΩ. Niewiele pomaga│ parasol i os│anianie siΩ p│aszczem. MinΩli dwie ulice i znale╝li siΩ w centrum tajemniczej dzielnicy. Domy by│y w wiΩkszo╢ci przeznaczone do rozbi≤rki i mo┐na tu by│o z powodzeniem krΩciµ filmy o II wojnie ╢wiatowej - co zreszt▒ zrobi│ pewien ameryka±ski re┐yser.
- Szczur na szczurze - stwierdzi│a Isabella zagl▒daj▒c w jakie╢ brudne podw≤rko. W bramie kuli│y siΩ jakie╢ dzieci i kilku wyrostk≤w. Na podw≤rku jednego z dom≤w lokatorzy zorganizowali sobie co╢ w rodzaju letniego ogr≤dka, by│y tam doniczki z kwiatami i komplet ogrodowych mebli. Ta oaza ╢wietno╢ci by│a odgrodzona rdzewiej▒c▒ siatk▒ od ╢mietnika. Z trzech stron patrzy│y na ni▒ pokryte zaciekami ╢ciany obskurnego domu.
- Jak tu mo┐na mieszkaµ? - dziwi│a siΩ Isabella. PamiΩta│a, ┐e mieszka│ tu Milosz i by│ zachwycony tym okropie±stwem.
- Zobaczysz, jak tu bΩdzie kiedy╢! - w│▒czy│ siΩ Adam. - Wyburz▒ te rudery, wybuduj▒ nowe, super domy i bΩdzie to najdro┐sza dzielnica w mie╢cie. Snobistyczna i artystyczna.
- Tak. A na razie jest ╢mierdziastyczna i obsurystyczna.
- Daj spok≤j ! - u╢miechn▒│ siΩ pojednawczo Adam. - To ju┐ tutaj.
Weszli w kolejna bramΩ, prowadz▒c▒ na podw≤rko w tutejszym stylu. Kolekcjoner mieszka│ na pierwszym piΩtrze. MosiΩ┐na, grawerowana tabliczka g│osi│a, i┐ nazywa siΩ "A. S│ot. In┐ynier".
Wpu╢ci│a ich kobieta w gospodarskim fartuszku. A. S│ot siedzia│ w fotelu przy oknie, z nogami przykrytymi pledem.
- Jestem z agencji "Jezebel" - odchrz▒kn▒│ Adam. Starszy cz│owiek odwr≤ci│ siΩ do nich.
- ProszΩ wybaczyµ, ┐e nie wstajΩ. To parali┐ po wylewie. Mi│o mi pa±stwa poznaµ.
- Pisa│ pan... - zacz▒│ Adam.
- Jak pan widzi, choroba zmusza mnie do wyprzedania mojej kolekcji. NajchΩtniej sprzeda│bym j▒ w ca│o╢ci, nie na sztuki...
- Nie wiem, czy mo┐emy sobie na to pozwoliµ - zmiesza│ siΩ Adam.
- Rozumiem. ProszΩ siΩ rozejrzeµ - starszy pan zatoczy│ rΩka wymowne ko│o. Isabella dopiero teraz zauwa┐y│a, ┐e w pogr▒┐onym w p≤│mroku pokoju, wszΩdzie wisz▒, le┐▒ i stoj▒ aparaty fotograficzne. Zupe│nie siΩ na tym nie zna│a. Adam natomiast by│ w swoim ┐ywiole i prowadzi│ o┐ywion▒ rozmowΩ z w│a╢cicielem kolekcji. - M≤g│bym chyba kupiµ dwa albo trzy miΩdzywojenne - powiedzia│ ogl▒daj▒c zabawny aparat na wysokim statywie. - ChcΩ w moim atelier zrobiµ sta│▒ wystawΩ starych aparat≤w..
- WystawΩ? - o┐ywi│ siΩ staruszek. - Je┐eli tak, to proszΩ wzi▒µ wszystkie!
- Wszystkie? - zdziwi│ siΩ Adam. - M≤wi│em ju┐ panu, ┐e nie mo┐emy... - In┐ynier S│ot powstrzyma│ go ruchem rΩki - ChcΩ je panu wypo┐yczyµ, nie sprzedaµ. Umie╢ci je pan u siebie, jako eksponaty z prywatnej kolekcji...
- Bardzo chΩtnie - rozpromieni│ siΩ Adam. - DzwoniΩ po transport - szepn▒│ do Isabelli. - Zanim siΩ rozmy╢li.
Isabella zosta│a sama z in┐ynierem.
- Czy pan tak┐e robi zdjΩcia, czy tylko zbiera aparaty? - spyta│a dotykaj▒c nieuwa┐nie jednego z okaz≤w.
- Pani jest modelk▒? - zainteresowa│ siΩ in┐ynier.
- By│am.
- Nie rozumiem...
- Pewnie pomy╢li pan, ┐e opowiadam g│upstwa, ale zauwa┐y│am na zdjΩciach... - Isabella poczu│a nagle, ┐e ca│a ta historia brzmi po prostu absurdalnie.
- Czy s│ysza│ pan kiedy╢ o czym╢ takim jak anima?
- Anima? Czytuje pani CastanedΩ? - zainteresowa│ siΩ starzec.
- CastanedΩ? A kto to taki?
- Szaman. A w│a╢ciwie szarlatan. Byµ mo┐e jedno i drugie. Opisuje w swoich ksi▒┐kach podr≤┐e w pod╢wiadomo╢ci, kt≤re przekaza│ mu wielki szaman Don Juan.
- Ciekawe. - Isabella usiad│a przy herbacianym stoliku pod oknem i mimowolnie zaczΩ│a siΩ bawiµ bibelotami. - Nic nie wiem o szamanach - powiedzia│a z oci▒ganiem.
- Ja r≤wnie┐ niewiele. Do swoich wΩdr≤wek u┐ywali ro╢lin halucynogennych - yerba del diablo...
- I bali siΩ o swoja animΩ?
- Owszem - u╢miechn▒│ siΩ fotograf. - Czy zna pani Pico della MirandolΩ?
Isabella pokrΩci│a przecz▒co g│ow▒ - Ja nie znam wielu rzeczy... Niestety.
- W tym pani urok! Ot≤┐ Pico utrzymywa│, ┐e Chrystus by│ szamanem i to wysokiej klasy, a ca│a kultura i religia chrze╢cija±ska, to jedna wielka magia, okultyzm i wr≤┐biarstwo...
- Ko╢ci≤│ chyba go nie popiera│?
- Uwa┐a│ go raczej za poganina, rozkochanego w czarnoksiΩstwie. Ale proszΩ mi powiedzieµ - przypomnia│ sobie nagle - Co dzieje siΩ ze zdjΩciami?
- Nie starzej▒ siΩ - odpowiedzia│a Isabella
- Taka ich uroda - roze╢mia│ siΩ staruszek.
- Pan mnie nie rozumie. Ka┐de zdjΩcie odbiera mi m│odo╢µ. One s▒ wci▒┐ tak samo idealne, a ja ka┐dego dnia mam wiΩcej zmarszczek. Ka┐de zdjΩcie mnie postarza.
- Dziwne... - fotograf uni≤s│ brwi ku g≤rze. Isabella westchnΩ│a - Podejrzewa mnie pan, ┐e opowiadam bajki?
- Ale┐ sk▒d┐e znowu - zaoponowa│ fotograf. - To taki "Portret Doriana Graya" au rebours!
- Au? - nie zrozumia│a Isabella.
- Na wspak, czyli odwrotnie. Tym razem, to twarz siΩ starzeje, nie obraz...
- My╢li pan, ┐e to anima?
- Byµ mo┐e szamani maj▒ racjΩ - zamy╢li│ siΩ staruszek. - Twarze nas wszystkich rozsypuj▒ siΩ w proch pod wp│ywem fotografii, tylko u jednych zjawisko to postΩpuje szybciej ni┐ u innych...
- Jak pan s▒dzi, czy jest na to rada? - spyta│a Isabella przysuwaj▒c krzes│o do jego fotela.
- Nie mo┐e siΩ pani wiΩcej fotografowaµ, to jedyny spos≤b! A na razie niech pani pije herbatΩ z cukrem i cynamonem.
- Dlaczego z cukrem i cynamonem?
- Wed│ug Marsilio Ficino, s▒ to substancje o zawarto╢ci czystego ducha...
- Jest pan r≤wnie dziwny, jak moja przyjaci≤│ka - wzruszy│a ramionami Isabella. Staruszek roze╢mia│ siΩ. Na schodach rozleg│ siΩ odg│os szybkich krok≤w, to Adam wraca│ z tragarzami.
- Zabieramy ca│▒ kolekcjΩ - powiedzia│ z promiennym u╢miechem. - Mam nadziejΩ, ┐e nie zanudzi│ siΩ pan z Isabell▒?
- Och, nie ! Panna Isabella jest cudown▒ rozm≤wczyni▒, wymarzonym towarzystwem dla takiego starca jak ja!
- Czy przyjdzie pan na otwarcie naszej wystawy? - spyta│ Adam.
- Postaram siΩ. A pani, panno Isabello, odwiedzi mnie jeszcze kiedy╢, prawda?
Isabella u╢cisnΩ│a jego rΩkΩ. - PrzyjdΩ do pana z Matyld▒, kiedy tylko wr≤ci z Pary┐a...
- OczekujΩ pa± ka┐dego dnia - odpar│ fotograf, wpatruj▒c siΩ w IsabellΩ swoim dziwnym, nieco przygaszonym wzrokiem.








Aby przeczytaµ komentarze juror≤w dotycz▒ce powy┐szych tekst≤w, nale┐y klikn▒µ tutaj.

Teksty pochodz▒ ze strony 5000s│≤w.
Prawa autor≤w wszystkich tekst≤w na stronach 5000s│≤w zastrze┐one (kopiowanie, publikacja, publiczne odczyty w ca│o╢ci lub fragmentach tylko za zgod▒ autor≤w)


Czas utworzenia pliku: wtorek, 31 sierpnia 1999 roku. Godzina 16:44:50.