O autorze: ImiΩ i nazwisko: zbli┐one do pseudonimu. Ur. 1969 w Warszawie. Adres: ppp@box43.gnet.pl.





... od pierwszego wejrzenia

ááá Kiedy zobaczy│ j▒ pierwszy raz, wiedzia│, ┐e musi j▒ mieµ. Musi j▒ zdobyµ za wszelk▒ cenΩ. Jej sylwetka, spos≤b poruszania siΩ oraz osobowo╢µ - wszystko by│o doskona│e.

ááá Tak naprawdΩ to niewiele wiedzia│ o jej osobowo╢ci. Bo i sk▒d? Nigdy wcze╢niej z ni▒ nie rozmawia│, nikt mu o niej nie opowiada│. Nie zna│ jej wcze╢niej. »ycie czasem p│ata takie figle. Spotykasz jak▒╢ osobΩ i na podstawie ulotnego wspomnienia tworzysz sobie pe│ne wyobra┐enie, kt≤re zaczyna istnieµ niezale┐nie od pierwowzoru. Gdyby tak nie by│o, to nie by│oby r≤wnie┐ rozwod≤w, zawod≤w mi│osnych, zdrad oraz zab≤jstw z mi│o╢ci.
ááá To paranoja - ludzie zabijaj▒ bo nienawidz▒, zabijaj▒ te┐ bo kochaj▒. ZwierzΩta nie maj▒ tego problemu - albo ┐yj▒ w zgodzie, albo zabijaj▒ dla po┐ywienia. Jedynie modliszki s▒ wyj▒tkiem. Mo┐e jeszcze jakie╢ inne stworzenia, ale to rozwa┐ania dla zawodowych zoolog≤w.

- Czy to miejsce jest wolne? - nigdy nie zapomni tego pytania.
- Tak - by│ zmieszany. - Oczywi╢cie! - Usiad│a przy jego stoliku i, jakby nic siΩ nie sta│o, wyjΩ│a z torebki lusterko, w kt≤rym zaczΩ│a poprawiaµ sw≤j makija┐.

ááá Poch│ania│ jej widok ca│ym swoim istnieniem. To w│a╢nie wtedy zadecydowa│, ┐e musi j▒ mieµ. Jej smuk│a sylwetka korzystnie wyr≤┐nia│a siΩ na tle otaczaj▒cych ich podlotk≤w oraz matron. Te pierwsze nie zd▒┐y│y siΩ jeszcze przeobraziµ w bij▒ce seksem wampy, a te drugie mia│y ju┐ ten etap za sob▒. Oczywi╢cie zawsze istnia│a spora grupa kobiet, kt≤re nigdy nie przesz│y tego przeobra┐enia i z podlotk≤w przemienia│y siΩ od razu w wieloryby lub suche i nieestetyczne nietoperze - ale ta grupa go nie interesowa│a. Zawsze by│ zdania, ┐e wewnΩtrzne piΩkno jest dobrym uzupe│nieniem tego co na zewn▒trz, lecz egzystuj▒c samodzielnie jest tylko tym, czym mo┐e byµ mas│o bez chleba lub bu│ki. Po prostu md│y dodatek, od kt≤rego chce siΩ rzygaµ.

ááá Patrzy│ spokojnie jak zamawia kawΩ i powoli j▒ wypija. Nie mia│ odwagi zamieniµ z ni▒ choµby jednego s│owa, bo ba│ siΩ, ┐e zniknie. Ulotni siΩ jak jaka╢ nocna zjawa. Udawa│, ┐e czyta gazetΩ, ale tak naprawdΩ to nieustannie j▒ obserwowa│. Podziwia│ jej zwiewn▒ sukienkΩ, oraz to, co przy powiewach wiatr ujawnia│ jego oczom. I ten dusz▒cy zapach akacji. Upalne dni pod koniec maja to nic nadzwyczajnego. Akacja zawsze dzia│a│a na niego jak narkotyk.
ááá Zastanawia│ siΩ czy zauwa┐y│a, ┐e j▒ obserwuje. Musia│aby byµ idiotk▒, ┐eby tego nie zauwa┐yµ. Spogl▒da│ na jej smuk│e nogi, szczup│e stopy i jΩdrne uda. Podziwia│ jej d│onie, taliΩ osy i wszystko, co tylko m≤g│ dostrzec.
W k▒ciku ust dziewczyny pojawi│ siΩ delikatny u╢mieszek. Taki jak u kobiet, kt≤re wiedz▒, ┐e podobaj▒ siΩ mΩ┐czyznom. Bardzo lubi│ ten u╢miech. Wyzwala│ w nim tyle emocji, ┐e czu│ siΩ jak huragan. Zmi≤t│ by wszystko na swojej drodze by j▒ zdobyµ. Jednak nie robi│ nic. Korzysta│ z faktu, ┐e pozwala│a mu siΩ ogl▒daµ - podziwiaµ jak grecki pos▒g, wrΩcz dzie│o sztuki.

ááá Tego dnia upa│y po raz pierwszy zosta│y przeszyte powiewem wiatru, kt≤ry osusza│ pot na czo│ach wiecznie zapΩdzonych ludzi. Drzewa i krzaki wydawa│y delikatny szum - du┐o cichszy ni┐ ten, kt≤ry wydaj▒ suche, jesienne li╢cie.
ááá To takie zabawne. Przez ca│▒ zimΩ ludzie marz▒ o ciep│ym s│o±cu, a co roku, gdy nadejdzie lato, zaczynaj▒ narzekaµ na wysok▒ temperaturΩ. Do lata by│o jeszcze daleko, ale akurat nadesz│a fala upa│≤w, kt≤re od kilkunastu lat pojawia│y siΩ wiosn▒. Podobno to rezultat zmian klimatycznych, ale kt≤┐ to mo┐e wiedzieµ?
ááá A gdyby tak powiedzieµ chocia┐ jedno s│owo?... Nie, lepiej nie! Tak tylko zniknie ca│y urok, a wyobra┐enie mo┐e okazaµ siΩ bardzo dalekie od rzeczywisto╢ci. Nawet nie zauwa┐y│, jaki by│ jej g│os. Te kilka zdawkowych s│≤w wypowiedzianych do kelnera umknΩ│o mu. Po prostu je przeoczy│. Ale... Mo┐e to i dobrze. Przynajmniej mo┐e teraz dobieraµ do wygl▒du taki g│os, jaki mu najbardziej pasuje.
- Czy ma pan mo┐e ogie±? - to pytanie go zaskoczy│o.
- Tak, proszΩ - powiedzia│. A wiΩc ma swoje na│ogi.
ááá Czeka│ na nastΩpne s│owa, ale milcza│a. Musia│ przyznaµ, ┐e nie by│ rozczarowany jej g│osem. Idealnie pasowa│ do wygl▒du. Nie jaki╢ skrzecz▒cy lub piskliwy "alcik" ale g│Ωboki, zmys│owy - a w│a╢ciwie to zupe│nie normalny. Wcale nie by│ g│Ωboki. Pytanie o ogie± zadane g│Ωbokim i zmys│owym g│osem przy kawiarnianym stoliku nie by│oby niczym innym ni┐ powiedzeniem - Zer┐nij mnie! - A ona nic takiego nie powiedzia│a. Po prostu poprosi│a go o ogie±.

ááá Przygl▒da│ siΩ jej ukradkiem, a ona, ╢wietnie o tym wiedz▒c, udawa│a, ┐e niczego nie zauwa┐a. Zdawa│o mu siΩ, ┐e j▒ to bawi. Takiego samego zdania musia│ byµ kelner, bo w pewnym momencie mrugn▒│ do niego porozumiewawczo i spro╢nie siΩ u╢miechn▒│. Co za gbur!!! By│ oburzony, ┐e kto╢ wdziera siΩ w jego intymno╢µ. Na szczΩ╢cie kelner schowa│ siΩ przed upa│em we wnΩtrzu kafejki i nie wykazywa│ najmniejszego zamiaru wychodzenia ze swej nory.
ááá Bawi│a siΩ jego spojrzeniem. Zupe│nie tak, jakby j▒ ono w jaki╢ spos≤b dotyka│o. Jakby mog│a je czuµ na swoim ciele. Jednocze╢nie wpatrywa│a siΩ przed siebie. Zauwa┐y│, ┐e mia│a przy sobie jakie╢ kobiece pismo. Nie ┐aden brukowiec, ale takie zachwalaj▒ce przebywanie we wszechobecnym dobrobycie. Kim mo┐e byµ osoba, kt≤ra kupuje takie pisma?
ááá By│y co najmniej dwie odpowiedzi na to pytanie. Odpowied╝ pierwsza - zamo┐na snobka. Odpowied╝ druga - biedna snobka. Patrz▒c na jej ubranie m≤g│ siΩ domy╢laµ, ┐e pierwszy stereotyp by│ znacznie bli┐szy prawdy. Chyba, ┐e jej osoba wyrwa│a siΩ ze wszystkich stereotyp≤w, co by go ucieszy│o najbardziej. Jednego by│ pewien - nie by│a kwok▒ zadowalaj▒c▒ siΩ sensacyjnymi informacjami z ┐ycia nowych gwiazdek, kt≤re co roku rozb│yskuj▒ na firmamencie s│awy.
ááá Nie lubi│ tΩpych kwok. Zawsze wydawa│o im siΩ, ┐e s▒ takie m▒dre i oczytane, a tak naprawdΩ to nie wiedzia│y o ┐yciu nic! »y│y w ╢wiecie telewizyjnych seriali i mydlanych oper, karmi▒c siΩ specjalnie dla nich spreparowan▒ przez autor≤w brukowc≤w prasow▒ papk▒. Takie kobiety przygnΩbia│y go i doprowadza│y do sza│u. Cieszy│ siΩ, ┐e akurat ona zdawa│a siΩ byµ inna.

ááá Zerkn▒│ jeszcze raz na jej nogi. Zauwa┐y│a to i u╢miechnΩ│a siΩ delikatnie lecz z pewnym wyrazem triumfu. Ca│y czas siedzia│a zapatrzona w tΩ swoj▒ gazetΩ, ale dostrzeg│a jego spojrzenie. Zupe│nie jakby je wyczu│a na sobie. Jej kwiecista sukienka powiewa│a na wietrze, co chwile kusz▒c go ods│anianymi wdziΩkami. Odni≤s│ wra┐enie, ┐e specjalnie usiad│a w taki spos≤b aby m≤g│ j▒ podziwiaµ. Jedno by│o pewne - by│a w pe│ni ╢wiadoma swego uroku i lubi│a gdy mΩ┐czy╝ni siΩ ni▒ interesuj▒.
ááá Przy kolejnym powiewie wiatru zobaczy│ jej bia│e, koronkowe majtki, kt≤re mignΩ│y na chwilΩ i zn≤w zosta│y okryte woalem kwiecistego materia│u. By│a naprawdΩ zgrabna. JΩdrne uda, szczup│a talia i kszta│tne piersi. Nie wielkie jak u gwiazdy porno lecz w sam raz. Nie przes│ania│y jej widoku lecz go dope│nia│y.

ááá Zawsze uwa┐a│, ┐e kobiety s▒ piΩkne w ca│o╢ci. Same piersi lub nogi to tylko kawa│ki miΩsa i sk≤ry, kt≤re nie mog▒ ┐yµ samodzielnie. Dopiero w zestawie z ca│a reszt▒ tworz▒ interesuj▒cy widok.
- Czy ja jestem erotomanem? - powiedzia│. Bo┐e! Czy naprawdΩ to powiedzia│ na g│os? Spojrza│ na swoj▒ towarzyszkΩ przy kawiarnianym stoliku, ale ona nie okazywa│a ani zdziwienia, ani z│o╢ci... Nie! To by│y tylko jego my╢li. Ca│e szczΩ╢cie, ┐e nie wypowiedzia│ ich na g│os.

ááá Chcia│ siΩ do niej odezwaµ, ale nie wiedzia│ co powiedzieµ. Ka┐de s│owo mog│oby popsuµ nastr≤j. Zobaczy│ jak podnosi siΩ z krzes│a i zbiera do opuszczenia kawiarni. Ostatnia szansa...
- Do widzenia - odezwa│a siΩ do niego.
- Do widzenia - odzyska│ umiejΩtno╢µ wydobywania z siebie czaruj▒cego g│osu. - DziΩkujΩ za mi│e towarzystwo. - W jej oczach pokaza│o siΩ zaskoczenie i pewne rozbawienie.
- To ja powinnam podziΩkowaµ.
- Pani? A za co?
- Za pa±skie spojrzenia, kt≤re powinny wprawiµ mnie w zak│opotanie lub w samozachwyt. - U╢miechnΩ│a siΩ czaruj▒co.
- Przepraszam - nie wiedzia│ co odpowiedzieµ na takie wyzwanie. - Mam nadziejΩ, ┐e Pani mi wybaczy.
- Oczywi╢cie - tym razem roze╢mia│a siΩ g│o╢no. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - odpowiedzia│, po czym doda│ po cichu, gdy siΩ od niego oddala│a - Mam nadziejΩ...

ááá Chodzi│ po mie╢cie przypatruj▒c siΩ r≤┐nym ludziom i nie m≤g│ siΩ pozbyµ my╢li o kobiecie w kwiecistej sukience. OpΩta│a go swoj▒ osob▒. - MuszΩ j▒ mieµ - powtarza│ w my╢lach co chwilΩ. - MuszΩ j▒ mieµ!
ááá NieczΩsto zdarza│o mu siΩ takie opΩtanie. Ostatnio coraz rzadziej. »y│ w niespokojnym ╢wiecie i by│ jego czΩ╢ci▒. Wszystko zmienia│o siΩ w takim tempie. Tak szybko ulatywa│o ┐ycie i tak szybko pojawia│y siΩ jego nowe oznaki.
ááá By│ ju┐ zupe│nie pewien tego, ┐e czeka go okropna, bezsenna noc. Bezsenno╢µ wywo│ana obrazem kobiety i spotΩgowana odurzaj▒cym zapachem eksploduj▒cej po zimie przyrody. Ju┐ miewa│ takie noce. Wiedzia│, ┐e aby ukoiµ b≤l musi j▒ zdobyµ. Tylko jak j▒ teraz spotkaµ? - Do zobaczenia. - Powiedzia│a "DO ZOBACZENIA". Czy m≤g│ w wierzyµ? Dlaczego w│a╢ciwie mia│by jej ufaµ? Zapada│ zmierzch, a on chodzi│ bez celu po mie╢cie. Byle do ╢witu. Byle przetrwaµ do pierwszych promieni s│o±ca, kt≤re na nowo o┐ywi▒ usypiaj▒ce teraz ulice. Byle do ╢witu...

ááá NastΩpnego dnia znowu pojawi│ siΩ w kafejce. By│ ju┐ dojrza│ym mΩ┐czyzn▒ - jeszcze nie w ╢rednim wieku ale dojrza│ym - a zachowywa│ siΩ jak napalony nastolatek. Przeczuwa│, ┐e takie zachowanie nie znajdzie u niej poklasku. Musia│ siΩ uspokoiµ.
ááá Przez pewien czas siedzia│ wewn▒trz ciemnej, pe│nej papierosowego dymu sali, a┐ poczu│, ┐e zaczyna siΩ dusiµ. Wyszed│ na patio i zam≤wi│ piwo. By│o zimne a w intensywnym ╢wietle s│o±ca przyniesiona butelka szybko pokry│a siΩ tysi▒cami malutkich kropelek.
ááá Tak bardzo chcia│ aby znowu tutaj przysz│a. Pragnienie by│o tak silne, ┐e a┐ odczuwa│ je jak pewien rodzaj fizycznego b≤lu. - Co bΩdzie, je╢li siΩ nie pojawi? Czy ten b≤l nigdy nie ust▒pi? - Zada│ sobie te dwa pytania, po czym zorientowa│ siΩ, ┐e usi│uje wzbudziµ w sobie poczucie cierpienia. To prawda, nie m≤g│ doczekaµ siΩ jej przyj╢cia, ale w przesz│o╢ci nie raz znajdowa│ siΩ w takiej sytuacji. Kobiety nie przychodzi│y a on je odnajdywa│ lub nie. Takie ju┐ jest to nasze ┐ycie.
- Czy pan zamierza mo┐e co╢ zam≤wiµ? - Pytanie kelnera wyda│o mu siΩ w tej chwili niedorzeczne.
- Przecie┐ ju┐ pijΩ piwo.
- My╢la│em, ┐e chcia│by pan zam≤wiµ co╢ wiΩcej. - Kelner nie wygl▒da│ na za┐enowanego ripost▒.
- Je┐eli bΩdΩ mia│ tak▒ ochotΩ, przywo│am pana i mam nadziejΩ, ┐e wtedy bΩdzie pan w pobli┐u. - U╢miechn▒│ siΩ, a kelner odpowiedzia│ mu tylko skrzywionym grymasem, po czym znikn▒│ tak jak to kelnerzy maj▒ w zwyczaju.

ááá Zacz▒│ obserwowaµ przechodz▒cych ludzi. Niekt≤rzy mus siΩ przygl▒dali, inni za╢ przechodzili obojΩtnie, zapatrzeni w swoje sprawy. Cieszyli siΩ, martwili lub byli zupe│nie obojΩtni. - Czy ci wszyscy ludzie my╢l▒? Czy my╢l▒? Tak samo jak on? - Wiedzia│, ┐e maj▒ swoje my╢li, ale na pewno inne ni┐ jego. On by│ oryginalny - jedyny w swoim rodzaju - lecz tylko nieliczni mogli siΩ o tym przekonaµ...

ááá Nagle zobaczy│ j▒. Ona te┐ go spostrzeg│a. U╢miechnΩ│a siΩ do niego, a on spojrza│ w jej kierunku przyja╝nie i zaprosi│ gestem do swojego stolika. Przez chwilΩ wydawa│o mu siΩ, ┐e postanowi│a zignorowaµ zaproszenie, ale ku jego zadowoleniu zaczΩ│a siΩ zbli┐aµ z twarz▒ rozpromienion▒ u╢miechem.
- Dzie± dobry - powiedzia│.
- Dzie± dobry - odpowiedzia│a s│odko.
- DziΩkujΩ, ┐e przyjΩ│a Pani moje zaproszenie.
- PrawdΩ m≤wi▒c, podchodz▒c tutaj liczy│am na taki gest.
- Wiedzia│a Pani, ┐e tu bΩdΩ?
- Mia│am tak▒ nadziejΩ - jeszcze raz siΩ u╢miechnΩ│a. Jej twarz przybra│a anielsko s│odki wyraz.
- Czego sobie Pani ┐yczy? - Zapyta│ i zacz▒│ rozgl▒daµ siΩ za kelnerem, ale tak jak wcze╢niej podejrzewa│, ten rozp│yn▒│ siΩ w powietrzu i wszelki s│uch po nim zagin▒│. - Zdaje siΩ, ┐e bΩdΩ musia│ p≤j╢µ do baru. WiΩc, czego Pani sobie ┐yczy?
- Czy piwo jest smaczne? - Zapyta│a.
- Lubi Pani piwo? - Zmarszczy│ brwi.
- Mo┐e sko±czmy z t▒ Pani▒. Mam na imiΩ Anna.
- Micha│. Lubisz piwo?
- Czy to takie dziwne?
- MuszΩ przyznaµ, ┐e nie znam wielu kobiet lubi▒cych piwo.
- W takim razie jestem jednym z wyj▒tk≤w potwierdzaj▒cych regu│Ω - u╢miechnΩ│a siΩ zalotnie.
ááá Zostawi│ j▒ przy stoliku i poszed│ do baru po sch│odzon▒ butelkΩ piwa. Zanim wszed│ do ╢rodka, obejrza│ siΩ i zerkn▒│ na sw▒ "zdobycz". Wygl▒da│a naprawdΩ imponuj▒co. M≤g│ byµ z siΩ dumny - i by│ dumny. Teraz wiedzia│, ┐e bΩdzie j▒ mia│ tylko dla siebie. "Anna" - to niezbyt wyszukane imiΩ, wrΩcz nazbyt proste - ale "Micha│"? Czemu powiedzia│, ┐e nazywa siΩ Micha│? Zreszt▒, czemu nie?...

ááá Po chwili zn≤w siedzieli przy stoliku i prowadzili konwersacjΩ, u╢miechaj▒c siΩ do siebie i s▒cz▒c sch│odzony z│oty trunek. Letnia senno╢µ zdawa│a siΩ udzielaµ wszystkim przebywaj▒cym na ulicach. Taks≤wki nie pΩdzi│y tak jak zwykle, pot ╢cieka│ z cz≤│ kierowc≤w uwiΩzionych w korkach. Niekt≤rzy go╢cie kawiarni przysypiali nad swoimi gazetami, wykorzystuj▒c w ten spos≤b porΩ lunchu na odreagowanie upa│u. By│o nawet ca│kiem przyjemnie - jedynie smog stawa│ siΩ coraz bardziej niezno╢ny, a samochody z katalizatorem rozsiewa│y za sob▒ nieprzyjemny zapach siarkowodoru. Kiedy╢ spaliny pachnia│y jak chemikalia - teraz ╢mierdz▒ jak zgni│e jajka.

- Pracujesz gdzie╢ w pobli┐u? - Zapyta│.
- Nie.
- Masz urlop? O tej porze wiΩkszo╢µ ludzi siedzi w pracy lub wybiega na ulicΩ, aby co╢ przek▒siµ w pobliskiej knajpce - zrobi│ zdziwion▒ minΩ.
- A ty nigdzie nie pracujesz? - Odpowiedzia│a pytaniem na pytanie.
- PracujΩ.
- A co robisz, ┐e masz tyle wolnego czasu? - Przez chwilΩ zastanawia│ siΩ czy powiedzieµ prawdΩ, czy sk│amaµ.
- MordujΩ piΩkne i bogate kobiety, a od czasu do czasu napadam na banki.
- A to dobre - u╢mia│a siΩ. - Budujesz nastr≤j tajemniczo╢ci!
- Czy tajemniczo╢µ nie jest tym czego oczekujemy od ┐ycia? - Zapyta│.
- My╢lΩ, ┐e jest - potwierdzi│a.
- A ty co robisz?
- Mo┐e i ja zachowam w tajemnicy swoj▒ profesjΩ - u╢miechnΩ│a siΩ czaruj▒co. - Skoro ty chcesz byµ anonimowy, to mo┐e i ja tak zrobiΩ. To jest nawet ekscytuj▒ce.
- Czy┐by utrzymywa│ ciΩ bogaty m▒┐? - Za┐artowa│.
- Mo┐e - odrzek│a. - Czy wygl▒dam na osobΩ zamo┐n▒.
- Na pewno nie na biedn▒.
- Nie powiedzia│am, ┐e jestem biedna.
- Mo┐e pracujesz jako modelka...
- Mo┐e - odpowiedzia│a tajemniczo. Podoba│a mu siΩ taka tajemniczo╢µ. To taki dodatkowy dreszczyk emocji.

ááá Przez ponad godzinΩ rozmawiali o niczym i oboje zdawali siΩ przy tym ╢wietnie bawiµ. Nawet wynios│y kelner, kt≤ry jakim╢ cudem zjawi│ siΩ wreszcie przy ich stoliku nie by│ w stanie popsuµ im humoru. Dosz│o nawet do tego, ┐e kupi│ jej jeden z bukiecik≤w polnych kwiat≤w, sprzedawanych przez krz▒taj▒c▒ siΩ pomiΩdzy stolikami kwiaciarkΩ. Kiedy wrΩcza│ Annie kwiaty, kwiaciarka u╢miechnΩ│a siΩ do niego, a z jej twarzy bi│o matczyne ciep│o. Poczu│ pewien rodzaj rozrzewnienia.

- Mo┐e przejdziemy siΩ na spacer? - Zapyta│. - Niedaleko jest bardzo przytulny park.
- Wiem - odpar│a i zamiast udzielaµ odpowiedzi wsta│a od stolika. Szarmancko poda│ jej rΩkΩ i ruszyli w promieniach s│o±ca jak para kochank≤w. Emanowali szczΩ╢ciem i ╢wie┐o╢ci▒, jak▒ mo┐na dostrzec jedynie na pocz▒tku znajomo╢ci pomiΩdzy mΩ┐czyzn▒ a kobiet▒. Nie chcia│ psuµ takiego uczucia.

ááá Na wiΩkszo╢µ ludzi ziele± drzew dzia│a koj▒co - │agodzi obyczaje. Tak te┐ podzia│a│ na nich widok parku - oazy zieleni w samym ╢rodku mikstury betonu i asfaltu. Drzewa i krzewy zdawa│y siΩ skutecznie t│umiµ ha│as wywo│ywany przez przeje┐d┐aj▒ce w pobli┐u samochody. R≤wnie┐ smr≤d spalin by│ znacznie mniej niezno╢ny. Usiedli na │aweczce.
- CzΩsto przychodzisz do tego parku? Zapyta│, spogl▒daj▒c jej prosto w oczy.
- Niestety nie mam na to zbyt du┐o czasu.
- W takim razie jednak pracujesz.
- Nie m≤wi│am, ┐e nie pracujΩ - roze╢mia│a siΩ szeroko, pokazuj▒c szereg bia│ych zΩb≤w, zupe│nie jak z reklam pasty.
- Nie mamy zbyt wiele temat≤w, je┐eli chcemy zachowaµ atmosferΩ tajemniczo╢ci - powiedzia│.
- WiΩc nie rozmawiajmy - zbli┐y│a siΩ i opar│a g│owΩ na jego ramieniu - na razie nie rozmawiajmy.
ááá Obj▒│ j▒ ramieniem i niemal poczu│ emanuj▒c▒ z niej zmys│owo╢µ. Jak┐e jej pragn▒│. Go│ym okiem by│o widaµ, ┐e jej cia│o domaga│o siΩ pieszczot. Kwiecista sukienka zn≤w ods│oni│a kszta│tne udo, na kt≤rym pozwoli│a mu po│o┐yµ swoj▒ d│o±.
- Mo┐e p≤jdziemy w jakie╢ bardziej zaciszne miejsce - zaproponowa│.
- My╢la│am, ┐e nigdy tego nie powiesz.
- Nie wiedzia│em, czy mi wypada. Prawie siΩ nie znamy.
- Tak jest znacznie bardziej ekscytuj▒co.
- Ale, je┐eli mamy zachowaµ anonimowo╢µ, nie mo┐emy i╢µ ani do mojego ani twojego domu.
- Co proponujesz?
- Jaki╢ hotel?... - Zamiast odpowiedzi skrzywi│a siΩ.
- A mo┐e przydro┐ny motel? - Zapyta│.
- To brzmi znaczenie lepiej - u╢miechnΩ│a siΩ.
- Po drugiej stronie parku jest m≤j samoch≤d.
- O, to dowiem siΩ o tobie czego╢ wiΩcej - za┐artowa│a.
- W▒tpiΩ. Wypo┐yczy│em go dopiero trzy dni temu - odpar│.
- W takim razie chod╝my.

ááá W podmiejskich hotelach nikt nie u╢miecha siΩ znacz▒co, gdy na pytanie o godno╢µ zatrzymuj▒cej siΩ na noc pary pada popularne, wrΩcz pospolite nazwisko. Taka sytuacja zdarza siΩ tak czΩsto, ┐e ju┐ nikogo nie jest w stanie zadziwiµ, a wiΩkszo╢µ z podrzΩdnych hotelik≤w zawdziΩcza gros swoich zysk≤w w│a╢nie takim parom. To tylko ┐ycie i nie nale┐y siΩ temu dziwiµ.
ááá Pok≤j by│ przytulny - urz▒dzony skromnie ale znacznie lepszy od hotelik≤w w centrum miasta. Wszystko l╢ni│o czysto╢ci▒ i sprawia│o mi│e wra┐enie. Obs│uga zadba│a nawet o bukiecik polnych kwiat≤w na miniaturowym stoliczku.
- Jak Ci siΩ tu podoba? - Zapyta│.
- Ca│kiem przyjemnie - na jej twarzy pojawi│ siΩ tajemniczy u╢miech.
- WiΩc?... - Zlustrowa│ j▒ wzrokiem.
- Napi│abym siΩ czego╢ zimnego.
- Pani ┐yczenie jest dla mnie rozkazem - za┐artowa│ i zacz▒│ wodziµ wzrokiem za telefonem, przy pomocy kt≤rego m≤g│by po│▒czyµ siΩ z recepcj▒. Nie znalaz│ ┐adnego. - To nawet dobrze - pomy╢la│.
- Zdaje siΩ, ┐e bΩdΩ musia│ zej╢µ do baru.
- Zaczekam.

ááá Prawie wybieg│ z pokoju. Nie m≤g│ siΩ doczekaµ tej upragnionej chwili, kiedy wreszcie bΩdzie j▒ mia│. Teraz ju┐ wiedzia│, ┐e ta chwila nadchodzi i jest ju┐ blisko. Bardzo blisko. Z tego podniecenia zapomnia│ zapytaµ jej czego by siΩ napi│a. Trudno - sam dokona wyboru.
ááá Po chwili wraca│ ju┐ z dwiema butelkami. W jednej rΩce ni≤s│ szampana, w drugiej za╢ francuskie bia│e wino.
- Jest delikatne i ma niepowtarzalny smak. - W│a╢nie tymi s│owami kelner zachwala│ trunek, kt≤ry teraz ni≤s│ do pokoju. Uzna│, ┐e niepowtarzalny smak bΩdzie jak znalaz│ na tΩ okazjΩ.

ááá Dok│adnie obejrza│a ca│y pok≤j - wygl▒da│ do╢µ sympatycznie. Popatrzy│a na drzwi w oczekiwaniu na poruszenie siΩ klamki i jakby na jej zawo│anie, drzwi siΩ otworzy│y, a w nich pojawi│ siΩ Micha│ z szarmanckim u╢miechem na twarzy.
- Przynios│em co╢ zimnego - powiedzia│. U╢miechnΩ│a siΩ do niego i pomy╢la│a, ┐e jest czaruj▒cy. NaprawdΩ fajny facet - nietuzinkowy!
- A czy mamy jakie╢ kieliszki?
- Na dole powiedziano mi, ┐e znajdziemy je w pokoju.
ááá Kieliszki rzeczywi╢cie znajdowa│y siΩ w pokoju na stoliczku, kt≤ry znajdowa│ siΩ w jednym z jego rog≤w. Micha│ podszed│ do niego, otworzy│ butelkΩ i nala│ po lampce szampana. Kiedy podchodzi│ do │≤┐ka, na kt≤rym wygodnie siΩ roz│o┐y│a, ona rozkoszowa│a siΩ widokiem swojego przypadkowego b▒d╝ co b▒d╝ kochanka. Poda│ jej bulgocz▒cy, z│oty nap≤j i podni≤s│ sw≤j kieliszek do g≤ry.
- Za udany wiecz≤r - powiedzia│, patrz▒c jej prosto w oczy.
- Za udan▒ noc - odpowiedzia│a czaruj▒co i wychyli│a kieliszek, wypijaj▒c szampana prawie duszkiem. Odstawi│a kieliszek na nocny stolik w rogu │≤┐ka i opar│a g│owΩ na poduszce. ZamknΩ│a oczy.
ááá Us│ysza│a jak Micha│ odstawia sw≤j kieliszek. Jej serce zabi│o mocniej, gdy poczu│a jak siΩ do niej zbli┐a. Postanowi│a nie otwieraµ oczu i poczekaµ na rozw≤j sytuacji. Perspektywa spΩdzenia nocy z nieznajomym napawa│a j▒ takim podnieceniem, jakiego nie odczuwa│a od wielu miesiΩcy. Tym bardziej, ┐e by│ to bardzo przystojny i mi│y nieznajomy. Kiedy poczu│a jego rΩkΩ na swoim brzuchu, poczu│a jak naprΩ┐aj▒ siΩ jej sutki. Cicho westchnΩ│a i chcia│a go obj▒µ.
- Jeszcze nie teraz - powiedzia│, delikatnie aczkolwiek stanowczo odsuwaj▒c jej rΩkΩ. - Pozw≤l, ┐e ja poprowadzΩ. - To zaczyna│o byµ naprawdΩ bardzo ekscytuj▒ce.
- Nie otwieraj oczu - wyszepta│ i przysun▒│ swoje usta do jej wilgotnych warg. Delikatny poca│unek by│ bardzo mi│y i ┐a│owa│a, ┐e trwa│ tak kr≤tko.
ááá Poczu│a jego d│o± na wewnΩtrznej stronie swego uda, jednak gdy chcia│a je rozchyliµ, zabra│ j▒. Czu│a, ┐e siΩ z ni▒ dra┐ni i w│a╢nie to by│o takie podniecaj▒ce. Nagle zacz▒│ powoli rozpinaµ jej bluzkΩ. Le┐a│a w bezruchu i oczekiwaniu na rozw≤j wydarze±. Podda│a siΩ narzuconej grze i musia│a przyznaµ, ┐e siΩ jej to podoba. Zsun▒│ bluzkΩ z jej ramion i pog│adzi│ po brzuchu. Po chwili poczu│a na nim ch│odne krople szampana. Po│askota│y j▒ wiΩc siΩ za╢mia│a.
ááá Uciszy│ j▒ delikatnie k│ad▒c palec na jej ustach. Poczu│a poca│unek na brzuchu. Jego jΩzyk delikatnie zlizywa│ z│oty p│yn. Coraz wiΩksze podniecenie ogarnia│o ca│e jej cia│o i bezwiednie po│o┐y│a d│o± na jego g│owie. Poczu│a jak zsuwa jej stanik, ods│aniaj▒c nabrzmia│e piersi. Chcia│a by zacz▒│ je pie╢ciµ i nie zawiod│a siΩ. Najpierw dotyka│ ich delikatnie opuszkami palc≤w, p≤╝niej zacz▒│ masowaµ i ...

*ááá *ááá *

ááá Kiedy dotyka│ jej cia│a, czu│ jak wzbiera w nim podniecenie. Nareszcie nadchodzi│a ta chwila, na kt≤r▒ tak czeka│. Pieszcz▒c jej piersi zerkn▒│ za okno, gdzie li╢cie drzew ta±czy│y w resztkach promieni popo│udniowego s│o±ca. To teraz!

*ááá *ááá *

ááá Poczu│a jak zsuwa jej stanik, ods│aniaj▒c nabrzmia│e piersi. Chcia│a by zacz▒│ je pie╢ciµ i nie zawiod│a siΩ. Najpierw dotyka│ ich delikatnie opuszkami palc≤w, p≤╝niej zacz▒│ masowaµ i... nagle poczu│a potworny b≤l. Jej szeroko otwarte oczy wyra┐a│y zarazem przera┐enie i zdziwienie. Nie wiedzia│a co siΩ sta│o ale odruchowo przy│o┐y│a d│onie do miejsca, z kt≤rego promieniowa│ b≤l. Podnios│a je do twarzy i zobaczy│a na nich jaki╢ czerwony p│yn. Przez chwilΩ zastanawia│a siΩ co to jest, ale zaraz zrozumia│a, ┐e to krew. Spojrza│a w oczy Micha│a szukaj▒c pomocy, ale on zdawa│ siΩ niczego nie zauwa┐aµ. Dalej u╢miecha│ siΩ do niej czaruj▒co. Nie mog│a tego zrozumieµ.
ááá Wraz z narastaniem poziomu adrenaliny b≤l s│ab│. Ka│u┐a krwi siΩ powiΩksza│a, a jej si│y mala│y. Jej kochanek dalej siΩ do niej u╢miecha│, jakby nie wiedzia│ co siΩ dzieje. Chcia│a do niego krzyczeµ, by j▒ ratowa│, ale nie mog│a wydobyµ z siebie g│osu. Spojrza│a na jego d│onie i zobaczy│a, ┐e w jednej z nich trzyma co╢ b│yszcz▒cego. Nie mog│a rozpoznaµ tego kszta│tu, wszystko siΩ rozp│ywa│o w oczach. Nagle dostrzeg│a co to za przedmiot i ogarnΩ│o j▒ jeszcze wiΩksze przera┐enie. Jej partner trzyma│ w rΩku d│ugi, ostry sztylet, ociekaj▒cy krwi▒. Jej krwi▒!
ááá Jej spojrzenie wyra┐a│o przera┐enie, zaw≤d i B≤g wie co jeszcze. Chcia│a siΩ broniµ, ale nie mog│a ruszyµ ┐adnym cz│onkiem swego cia│a. Nagle zobaczy│a jego u╢miech i zaczΩ│a szukaµ wzrokiem ratunku, jej oczy b│▒dzi│y po ca│ym pokoju, kt≤ry stawa│ siΩ coraz ciemniejszy. Zobaczy│a jeszcze │agodny u╢miech na twarzy Micha│a i jego d│o± zbli┐aj▒c▒ siΩ do twarzy. Poczu│a, ┐e zamyka jej powieki i zobaczy│a ciemno╢µ. Nie czu│a ju┐ b≤lu. Nie czu│a ju┐ strachu. Nie czu│a ju┐...

Wy╢lij email










Komentarz znajduje siΩ tutaj.

Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrze┐one