Alfred Purdy

Samarkanda



Elena i Walentyna


z Al Purdy

tlum.: W. Kontewicz

To ┐e kobiety w Taszkiencie s▒ ╢liczne
jest zwyk│ym stwierdzeniem faktu
- Elena tatarski przewodnik
z wysokimi mitologicznymi
ko╢µmi policzkowymi
jest tego potwierdzeniem
Pyta mnie o wiersze
i chwali sowiecki postΩp
ja chwalΩ ElenΩ
Kobiety z Samarkandy s▒ piΩkne
i to te┐ jest poza dyskusj▒
mog▒c▒ odnie╢µ siΩ jedynie
do stopnia absolutu
Walentyna z Samarkandy
ta±cz▒ca ostatniej nocy
ona jest r≤wnie┐ ciekawa
mojej poezji
Staram siΩ wyt│umaczyµ
┐e wiersze s▒ o Walentynie
┐e wiersze s▒ o Elenie
o s│odko╢ci miodu
i nie╢wiadomo╢ci pszcz≤│
U╢miechaj▒ siΩ jak Bibi
Chanum i jej architekt
i zn≤w m≤wi▒ o sowieckim postΩpie
Walentyna czy zrobi│em
jakikolwiek postΩp?
Elena tu jest wiersz
dla ciebie ja bΩdΩ po╢redniczy│
w rozmowie z radnymi miasta
tak by Tatarzy mogli znowu
je╝dziµ po swoich stepach
a ty poprowadzisz ich
do kurhanu Tamerlana
po╢rednicz▒c ╢mierci
w chwaleniu seksu i ┐ycia
zanim zn≤w zaczniesz m≤wiµ
o sowieckim postΩpie
"To jest nasz nowy teatr
Bawe│na jest naszym podstawowym produktem eksportowym"
Eleno i Walentyno
ja bym eksportowa│ was nie bawe│nΩ
wasz▒ walut▒ zamienn▒
s▒ niebiosa z czerwonymi ustami
kt≤re rozedr▒ ka┐de pryncypia
na ╢wiatowych gie│dach
ledwie s│yszalnym westchnieniem
mo┐ecie zburzyµ ka┐dy rz▒d
bΩdziemy kluczyµ wΩdrowaµ
i skakaµ pomiΩdzy arbuzami
og│osimy moratorium na postΩp
bΩdziemy jedli winogrona i
szasz│yki na bazarze
w Samarkandzie i wypluwali pestki
prosto na nowe ╢wiΩc▒ce buty
prezydenta miasta
Walentyno i Eleno
o cudownych czerwonych ustach
zr≤bmy retro regres
czyli cofnijmy siΩ wstecz
co bΩdzie faktycznym postΩpem
w poszukiwaniu absolut≤w
Pozw≤lcie ze przytrzymam
wasze d│onie zmieniaj▒c bieg wypadk≤w
na winogrona i arbuzy
tak ┐e ci▒gn▒ce w≤z osio│ki
i targuj▒ce przekupki wpadn▒ w zachwyt
a na jednym z zacnych grob≤w
stary D┐ygit
za╢piewa smutna piosenkΩ
o niezwyk│o╢ci dzisiejszego poranka
dla Eleny i Walentyny
na stepach Centralnej Azji

Samarkanda









Kapitalistyczne my╢lenie


z Al Purdy (tlum.: W. Kontewicz)

"Gus" powiedzia│em do Gustafsona
"tu na ruskiej ziemi napisawszy by│e╢
dziewiΩtna╢cie wierszy a ja tylko jedena╢cie
Zosta±my prawdziwymi towarzyszami i
spr≤bujmy jako╢ zr≤wnowa┐yµ dysproporcje:
Zatem ja dam tobie jeden z moich wierszy
za twoich piΩµ
przecie┐ to musi byµ uczciwa wymiana a opr≤cz tego
ja jestem znany z mojej wspania│omy╢lno╢ci"
Gus przez moment wygl▒da│ zaskoczony
lecz w nastΩpnej chwili odgryz│ siΩ
Jako╢ nie mogΩ tego zrozumieµ
mam na my╢li jego dziwne zachowanie

"Gus" powiedzia│em kiedy stali╢my
na Placu Czerwonym z odparzonymi stopami
czekaj▒c tygodniami aby dostaµ siΩ do mumii Lenina
a pastelowe kopu│y katedry ªw. Bazyla
marzy│y pomiΩdzy koszmarami chmur
"Gus" powiedzia│em "je╢li zamieniΩ moje jedena╢cie
wierszy za trzy napisane przez Pasternaka
garstkΩ pomara±czowego popio│u ze wzg≤rz
jego domu w Peredelkino
i tr≤jkΩ Borysa za tak▒ sam▒
Majakowskiego lub za dwie Puszkina
i do│o┐Ω kij hokejowy Tretiaka i kr▒┐ek
za wiersze Wozniesenskiego
plus doleje do tego µwiartkΩ czystej
czy wtedy bΩdzie zgoda na twoje dziewiΩtna╢cie wierszy?"

("Wyjmij rΩce z kieszeni
kapitalistyczna ╢winio"
ruski policjant rozkaza│
niedaleko mauzoleum Lenina zatem wyj▒│em je)

Hm to by│a niez│a pr≤ba
Tak zwany system barterowy czasami siΩ udaje
nawet tu na ruskiej ziemi
podzia│y s▒ takie same
Na marginesie
propozycja dla Pasternaka Puszkina Majakowskiego
i Wozniesenskiego taka jak niniejsza
jest niczym innym jak
osi▒gniΩciem najwy┐szych wierzcho│k≤w
maj▒c na wzglΩdzie moje przeciΩtne zdolno╢ci
I Lenin
kiedy cz│apiemy obok jego trumny
jak pa±szczy╝niani ch│opi na ┐elaznych kikutach
blady W│odzimierz nie ma nic do powiedzenia
co ja uwa┐am za jego cicha zgodΩ na handel
I teraz rozwa┐aj▒c moja powiΩkszon▒ liczbΩ wierszy
powinienem zacz▒µ rozgl▒daµ siΩ za Bloka "Dwunastoma"
"I co ty na to Gus?"
Moskwa





Incydent miΩdzynarodowy


z Al Purdy

tlum.: W. Kontewicz

Szale±stwo melon≤w granat≤w i winogron - targ
D┐ygiccy ch│opi sprzedaj▒ owoce i sw▒ d│ugowieczno╢µ
- mu│ wprzΩgniΩty w kolaskΩ pe│n▒ bawe│ny i melon≤w
Nefryt grobu Tamerlana i niebieska mozaika nieba
to ju┐ tylko jeden krok od orgii kolor≤w Bibi Chanum
- a my obcokrajowcy usma┐eni i odwodnieni
ja sam zauwa┐am 8 letnie dziecko siorbi▒ce loda
wskazujΩ na± palcem i podnosz▒c brwi zadajΩ pytanie
w rodzaju Gdzie kupi│e╢ tego loda, dzieciaku?
W tym┐e momencie kto╢ szarpie moje go│e ramiΩ
i widzΩ jak jestem odpychany od dzieciaka z lodem
przez D┐ygita z oczami p│on▒cymi jak ogniste kule
by│ego wsp≤│plemie±ca Tamerlana
dzisiaj powa┐nego obywatela Samarkandy
"Co chcesz do pioruna?" pytam go poirytowany
wiedz▒c ┐e on nie rozumie ani jednego s│owa
Nasz przewodnik szczΩ╢liwie odnalaz│ siΩ w krytycznej sytuacji
tu┐ przed rozwaleniem mojego m≤zgu pomiΩdzy pestki melon≤w:
"On my╢la│ ┐e chcia│e╢ sfotografowaµ jego dziecko i ┐onΩ"
Hm nawet nie wiedzia│em ┐e on ma ┐onΩ
a tak na marginesie to nie mam nawet aparatu fotograficznego
I pomy╢leµ gdybym tak sfotografowa│
t▒ bez w▒tpienia tajemnicz▒ azjatyck▒ zawoalowan▒ piΩkno╢µ
to jaka╢ malutka jej cz▒steczka mog│aby by│a nale┐eµ do mnie?
- usuwaj▒ mnie szybciutko jej wsp≤│plemie±cy ze step≤w
gdzie pij▒ sfermentowane noc▒ o╢le mleko
w sfilcowanych jurtach ostrz▒c swe d│ugie szable w nadziei
┐e bΩd▒ zniewa┐eni i w≤wczas podejm▒ odpowiednie kroki
a ta±cz▒ce dziewczynki potykaj▒ siΩ o bia│e ludzkie czaszki

Timur Kulawy ta±czy│ przez kr≤tk▒ chwilΩ na moim grobie
a moja czaszka by│a kamieniem wΩgielnym jego wisielczej
piramidy w przypadku gdyby co╢ strasznego wydarzy│o siΩ
i zosta│a przelana krew potomk≤w ksiΩ┐niczki Bibi
- I je╢li Timur nie m≤wi nic to dlaczego tamten D┐ygit brzΩczy jak trute±?
Mo┐liwo╢ci s▒ wrΩcz niesko±czone - w ka┐dym b▒d╝ razie
jestem zadowolony ┐e rodzinna solidarno╢µ posiada priorytet
nawet tu na stepach Centralnej Azji

Samarkanda






Niebieskie Miasto


z Al Purdy

tlum.: W. Kontewicz

O tak intensywnym lazurze
┐e przenika w ka┐de ko╢ci
i dostarcza mrocznej planecie
niebo do g≤ry nogami
Moja ┐ona wci▒┐ ╢pi
zmΩczona mordercz▒ podr≤┐▒
Ja budzΩ siΩ bardzo wcze╢nie
i si│a rzeczy zezwalam jej chrapaµ
z twarz▒ odwr≤cona do ╢ciany
zaniedbanego pokoju hotelowego
Ten niezwyk│y romans z Azj▒
powoduje moje podwy┐szone ci╢nienie
i widoczne pulsowanie krwi
W ko±cu ona przewraca siΩ na boku
i rozgl▒da podczas gdy ja stojΩ przy oknie
pr≤buj▒c wypatrzeµ wielb│▒da
gdzie╢ na przebudzonych ju┐ ulicach:
jak▒╢ kobieta zamiata kocie │by
czym╢ w rodzaju brzozowej miot│y
wΩgiel drzewny tli siΩ na rusztach
morze niebieskiej ceramiki ale brak wielb│▒d≤w
Co╢ siΩ mi wydaje ┐e bΩdΩ pamiΩta│
ten moment jako co╢ nadzwyczajnego
oderwanego od kontynuacji fizycznego bytu
i mam wra┐enie ┐e oddali│em siΩ daleko
gdzie╢ za lazur ogl▒daj▒c siebie samego
wpatruj▒cego siΩ w ╢pi▒c▒ na │≤┐ku kobietΩ
widz▒cego po raz drugi w│a╢nie to co widzΩ:
wielb│▒dzie ┐yczenie i tl▒cy siΩ wΩgiel drzewny
niebieskie miasto powoli budz▒ce siΩ do ┐ycia
i leciutki szelest poruszaj▒cej siΩ krtani
Czy bΩdΩ widzia│ to wszystko po raz drugi
czy te┐ ten drugi raz w│a╢nie nadszed│?
- Moja ┐ona budzi siΩ ani tu
ani tam zupe│nie zdezorientowana
patrzy na mnie zdziwiona
br▒zowymi nieruchomymi oczami
przez d│ug▒ chwilΩ

Samarkanda i Ameliasburgh








Rozkojarzenie


z Al Purdy
tlum.: W. Kontewicz

I Timur zn≤w wyrusza na wojnΩ -
W tamtych czasach (koniec XIV stulecia)
nie by│o w cywilizowanym ╢wiecie cz│owieka
od wysokich g≤r Pamiru a┐ po Tien Szan
kt≤ry by wym≤wi│ jego imiΩ bez strachu
Timur by│ w do╢µ zaawansowanym wieku
kiedy wyrusza│ na wojnΩ
kula│ te┐ na jedn▒ nogΩ od urodzenia
i nosi│ krzywo opadaj▒ce mongolskie w▒sy tak ┐e
┐adna kobieta nie mog│aby nazwaµ go przystojnym
I kto wie czy to nie atrakcyjno╢µ w│adzy
a z pewno╢ci▒ strach uwodzi│y najmocniej
byµ mo┐e jeszcze wiek rekompensowa│ braki urody:
w ka┐dym razie Bibi Chanum kocha│a go
Chi±ska ksiΩ┐niczka patrzy│a jak wyrusza│ na wojnΩ
(piΩkna jak pok≤j pe│en stepowych tΩcz)
z b│Ωkitno b│Ωkitnej Samarkandy:
d│uga pokrΩcona i zakurzona linia
je╝d╝c≤w i zwierz▒t poci▒gowych
torowa│a sobie drogΩ w kierunku g≤rskich prze│Ωczy:
przysadzi╢ci wojownicy z twarzami p│askimi jak deska
z tarczami z wo│owej skory │ukami z byczych piszczeli
i ich dow≤dca kt≤ry w│a╢nie podbija│ ╢wiat

W 1977 roku
w b│Ωkitno b│Ωkitnej Samarkandzie
olbrzymi kamienny sarkofag
zawieraj▒cy wed│ug miejscowych szcz▒tki Timura
czeka by on wyskoczy│ zn≤w i podbi│ ╢wiat na nowo
Czerwone i ┐≤│te portrety Lenina
i Marksa pokrywaj▒ ╢ciany budynk≤w wok≤│
z nieod│▒cznym sierpem i m│otem
podczas gdy pch│y skacz▒ w zakurzonym motelu
Przysta± na chwilΩ na parkingu a zobaczysz
jak dr┐▒ce fale roz┐arzonego powietrza
hu╢taj▒ siΩ po bezkresnym stepie
a w dalszej perspektywie g≤ry Tien Szan
i szczyty niebotycznych Pamir≤w
gdzie ca│e armie wymarz│y na ╢mierµ
To ┐e nie mo┐esz nic powiedzieµ
lub ┐e nie mo┐esz my╢leµ znaczy bardzo wiele:
stoisz w pewnego rodzaju spirytystycznym
transie przez kilka minut
zanim lubie┐ne kszta│ty kobiety
obna┐a siΩ przy praniu w rozbieraj▒cym s│o±cu
rozmydl▒ ci siΩ kolory w twych rozbieganych oczach
jak tumany kurzu
I pomy╢leµ: w ca│ym tym nieposprz▒tanym dzikim ╢wiecie
tylko dziΩkowaµ Bogu za kobiety

Samarkanda







Mauzoleum Lenina



z Al Purdy

t│um.: W. Kontewicz

Jestem czΩ╢ci▒ dwukilometrowej kolejki
czekaj▒cej by dostaµ siΩ do ╢rodka mauzoleum
- ┐o│nierze ekspedientki wiejscy ch│opcy
prosto z mlekiem i miodem p│yn▒cej Ukrainy
i wszystkich stron Zwi▒zku Sowieckiego
pilnowani s▒ nie przez a┐ tak tajn▒ policjΩ
I to bΩdzie m≤j absolutnie pierwszy raz kiedy
bΩdΩ m≤g│ zobaczyµ jedne z najwiΩkszych zw│ok
Na przyk│ad nigdy nie widzia│em Pasteura z Pary┐a
Galena z Grecji kt≤ry ┐y│ w Rzymie
Amerykanina Salka (ups - przepraszam - ten wci▒┐ ┐yje)
Bantinga i Besta z Toronto Schwitzera z Afryki
te wszystkie zw│oki jako╢ usz│y mojej uwadze
W przyµmionym ╢wietle gΩsiego mijamy przeszklon▒ trumnΩ
zawieraj▒c▒ bardzo blad▒ twarz z piaskow▒ kozi▒ br≤dk▒
i byµ mo┐e to jest wina ╢wiat│a
ale zauwa┐y│em pajΩczynΩ zwieszaj▒c▒ siΩ od ucha
a┐ po nos Lenina
Nonsens - takie niedbalstwo jest nie do pomy╢lenia po rewolucji
Z powrotem w domu w Kanadzie szperam po encyklopediach
i dodajΩ kilka nie mniej wa┐nych zw│ok do mojej listy
Klebs Harvey Koch Fleming Lister Ehrlich
i jest ma│o prawdopodobne ┐e t│um z Placu Czerwonego
s│ysza│ te nazwiska ja tak┐e ich nie s│ysza│em
a zreszt▒ ╢wiΩto╢µ i wielko╢µ wywo│uj▒ u mnie alergiΩ
- psychologicznie rozwa┐aj▒c - to co zostanie
w mojej pamiΩci to jest blade cia│o W│odzimierza Lenina
kt≤re jest tylko ma│▒ cz▒stk▒ wszystkich znanych i nieznanych zw│ok
ani mniejsze ani wieksze ani boskie
tylko ludzkie

Moskwa i Ameliasburg





Zdawanie sobie sprawy ┐e on napisa│ kilka z│ych wierszy


z Al Purdy

t│um.: W. Kontewicz

WstydzΩ siΩ was
moje wiersze
jeste╢cie mi winne trochΩ wiΩcej
ni┐ da│y╢cie mi ostatnio
moje wiersze
zapomnia│y╢cie swoich powinno╢ci
robienia ze mnie kogo╢ wa┐nego
wasz▒ funkcj▒ w tym ┐yciu
jest maszerowanie przede mn▒
z fletem bΩbnem szkock▒ kobz▒
i o╢mielanie moich niepewnych krok≤w
moje wiersze
waszym obowi▒zkiem jest by ludzie
chcieli popatrzeµ na was i miΩdzy wersami
ujrzeµ niewyra╝n▒ dwuznaczn▒ moj▒ w│asn▒ twarz
enigmatyczn▒ ale z pewno╢ci▒ m▒dr▒
moje wiersze
wasz▒ odpowiedzialno╢ci▒ jest k│amstwo i wyolbrzymianie mnie
tak bym m≤g│ wygrzewaµ siΩ w szacunku miliona czytelnik≤w
lub miliona w jednym
tak by b│yszczeµ w ich pe│nym zachwytu powitaniu
i tak by moje zmumifikowane cia│o wyprzedzi│o moj▒ ╢mierµ
tak by wykluczyµ wymianΩ mojego biologicznego bytu
(a ten inny byt
diamentowy garbus w mojej g│owie
siedz▒cy w ciemnym k▒cie mojej czaszki
kt≤ry nie bΩdzie udobruchany
przez ┐adne nagrody
on te┐ ma ambicje
- tyle ┐e zupe│nie inne -)
moje wiersze
zdradzi│y╢cie swego stw≤rcΩ
pozbΩdΩ siΩ was wyprΩ siΩ was przeklnΩ was
i odk▒d ┐ycie kt≤re wam da│em jest nie sp│acone
i mi│o╢µ kt≤r▒ na was wyla│em nie przynios│a potomstwa
zostawiΩ was w rynsztoku smaganym wichrem
aby zsiek│ was deszcz a ╢nieg zamaza│ wasze znaczenie
w samo gor▒ce po│udnie w nocny ch│≤d na ko│ysz▒cym siΩ statku Ziemia
podczas gdy gwiazda poranna
bΩdzie ╢wieciµ nad waszymi nagrobkami
moje wiersze zawiod│y╢cie mnie
ale skoro tylko dojdΩ do siebie
po tej zdradzie
bΩdΩ wΩdrowa│ pomiΩdzy wzg≤rzami ╢piewaj▒c
i celebruj▒c m≤j w│asny upadek
przekszta│cany w│a╢nie w co╢ innego