Alfred Wellington Purdy

Homo Canadensis



z Al Purdy

Nie znalem tego czlowieka,
lecz mysle, ze wszyscy inni chyba tak.
W barze kazdy byl przyjacielsko usposobiony,
oprocz faceta w czerwonej, kraciastej koszuli:
nieznajomy byl agresywny i prokanadyjski,
kiepujac papierosy na zewnatrz popielniczki,
bujajac sie w fotelu i pociagajac piwo
niczym wode
z kazdym haustem stawal sie coraz bardziej pijany -
"Najlepsze piwo na swiecie" powiedzial.
"Ale to jest jedyna rzecz kanadyjska ktora zostala"
i pociagnal po nas wzrokiem.
"Czy wiedzieliscie ze 60% kanadyjskiej produkcji
jest w rekach Amerykanow? Oni nazywaja ich Ameryka gowny partner -"
Towarzystwo buchnelo smiechem gdy nieznajomy przejezyczyl sie.
A on walnal piescia w stol
i powiedzial: "Przestancie ryczec!".
"W porzadku, troche sie spilem gdyz to lubie,
ale prosze sie nie smiac, bo sami widziecie ze ten kraj
JEST WYSPRZEDAWANY,
w sposob zwyczajny
bez wiekszego namyslu, jak bekniecie po obiedzie -"
"No to co z tego?" ktos zareagowal.
"Kazdy z nas tu obecnych wie, ze za 10 lat
bedziemy nalezec do Stanow..."
Nieznajomy zakrztusil sie, tak jakby polknal zabe-
"Tacy faceci jak ty zasluguja na to by byc sprzedanymi.
Ale skoro tylko cie kupia bedziesz Amerykaninem drugiej klasy,
tak jak Murzyni na poludniu, lub Indianie tutaj -
Zreszta bedziesz Amerykaninem 2 klasy poniewaz
nigdy nie byles Kanadyjczykiem 1 klasy -"
Mezczyzni w barze zastygli.
"W porzadku" powiedzial
"Kupie jeszcze jedno piwo i zamkne sie."
Nie wytrzymal nawet kilku sekund.
"Czy ktos slyszal o wyspach San Juan? Mysle ze nikt. No wlasnie, Kanade ocyganili tam.
Czy ktos wie cos o umowie zwanej Alaska Panhandle,
albo pamieta przypadek Herberta Normana?
Hm, mowie wam, ten kraj jest wysprzedawany
Jak szklanka piwa. To jest czysta ekonomia.
A kazdego z was to wszystko guzik obchodzi,
przechylacie wasze piwsko i czekacie zeby kupil was
jakis amerykanski tluscioch z Waszyngtonu.
I mowie wam oni wszyscy tam, sukinsyni, sa pazerni -!"
"A ja lubie Amerykanow" ktos powiedzial miekko
i jakby przez niezwykly zbieg okolicznosci jego ramie
wyladowalo na stole obok ramienia Kraciastej Koszuli.
Tyle tylko trzeba bylo:
"W porzadku krzykaczu, zobaczymy czy takis silny jak w pysku!" Nazywaja to silowaniem sie na rece:
zolte piwo chlusnelo jak tylko zwarli dlonie
i przycisneli lokcie do blatu stolika. Wszyscy patrzyli.
Nieznajomy w kraciastej koszuli byl pijany
a jego przeciwnik wydawal sie byc trzezwym,
zatem nie powinno byc watpliwosci kto wygra.
Ramiona ich wyprezyly sie jak debowe kloce.
Kraciasta Koszula nacisnal mocno,
"Mowie ci to sa sukinsyny -!"
Ten drugi facet byl ogromny lecz poddal sie szybko,
"Chyba ci udowodnilem" powiedzial Kraciasta Koszula
rozgladajac sie po stolikach. Zaczal wychodzic.
"Musze wracac" Do zobaczenia -"
"Czy ty polowales tutaj?" ktos zapytal.
"Tak, racja w poblizu Bancroft. Wywoze z soba pare groszy"
"Skad ty jestes?"
Szeroki usmiech ozdobil twarz Kraciastej Koszuli.
"Z Nowego Jorku" odpowiedzial.

tlum.: W. Kontewicz








Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrze┐one