Alfred Wellington Purdy

Swiety Franciszek w Ameliasburg


z Al Purdy

Wracajac do pachnacej smola szopy
ktora jest moim slodkim domem pomiedzy
dziko rosnacymi rozami i porozrzucanymi puszkami
w chlodne majowe popoludnie
rozniecam ogien pod plyta pieca
wyciagam troche artykulow spozywczych
wychodze na zewnatrz porozgladac sie
przygotowany na przybycie lodowca
Dwa szpaki zalozyly gniazda kolo domu
jeden na transformatorowej skrzynce
drugi na wystajacej rurze komina
tam skad wychodzi dym w kazdym gniazdku
byly cztery niebieskie jajka z pelnym nadziei
usmiechem wygrawerowanym na skorupkach
Przymykam ogien tak szybko jak tylko potrafie
i szczesliwie zaczynam wyobrazac sobie
ze jestem ich opiekunem
super specjalna ogromna mama
pracownik socjalny pomiedzy ptakami
(kto by przyszedl dla mnie na ratunek
gdyby moja zona zaatakowala mnie
lub byc moze znalazla zgubione zlote
pioro ze skrzydla Ikara)
Moj piec ogrzewa gniazdo
o jakies 15 stopni
pomagajac w inkubacji - wydedukowalem
Swiadomosc mojej przydatnosci rekompensowala mi
kompletny brak whisky w domu na ten wieczor
Poza tym pracownik elektrowni przyszedl
zlozyc mi wiejska przysiege wiernosci
Nastepnego dnia zauwazylem ze obydwa gniazda
zostaly zwalone i lezaly na ziemi
niebieskie jajeczka stluczone zoltka rozmazane
pewnie ten inkasent dzialal zgodnie z instrukcja
o zagrozeniu pozarowym. Pomyslalem sobie - sukinsyn
nigdy nie bede matka szpakow









Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrze┐one