Waldemar Kontewicz
Kosmopolityczne Anio│y
Nigdy nie podejrzewa│em
┐e anio│y i Dusza Pana Cogito
m≤wi│y bΩd▒ obcym g│osem
gdzie╢ za oceanem i to z mojej winy
A jakie to skomplikowane i odpowiedzialne
podobieraµ kolorowe paciorki l╢ni▒ce skrzyde│ka
imiona dla Siedmiu Jasno╢ci Niebieskich
z czwartej ╢wiΩtej ksiΩgi Edras
a p≤╝niej jeszcze przekonaµ
ultraliberalny The New Yorker
┐e to nie jest wyprawa krzy┐owa Polak≤w
na D│ug▒ WyspΩ i Manhattan
I kiedy zdawa│o siΩ
┐e starczy miejsca w magazynie
dla Gabriela i fruwaj▒cej sp≤│ki
wyskoczy│ nastΩpny Litlleton
z rze╝nicz▒ masakr▒ m│odych ludzi
Zatem anio│y musz▒ byµ cierpliwe
mo┐e w ko±cu umilknie strzelanina
i znajdzie siΩ dla nich trochΩ miejsca
w gazetach
W anielsk▒, lipcow▒ noc 1999 roku. Toronto
Liceum w Przasnyszu
Nie zrodzi│o Herberta
gdy┐ nie mia│o takiej potrzeby
wystarczy│o sze╢µ tysiΩcy uczni≤w
przez siedemdziesi▒t lat
dziesiΩµ miesiΩcy w roku
d│uga i ciΩ┐ka brzemienno╢µ
zwa┐ywszy ┐e sam akt poczΩcia
to by│ gwa│t co siΩ
gwa│towi odcisn▒│
Nie szczΩdzi│o wstydu nikomu
w obwieszczeniach wo╝nego:
"Z powodu nieuiszczenia czesnego
zawieszam w nauce BΩcwalskiego."
i ju┐ nie marki czy ruble p│aci│ ojciec
ale ┐ywe 50 z│otych z or│em w koronie
albo korzec pszenicy lub dwa ┐yta
Nie posadzi│o Saula Bellowa
samego w koziej │awie
tak jak Ob│udzynera ª│amaka
i Ester Kolczy±sk▒
kt≤rzy znale╝li p≤╝niej
niepoliczalne towarzystwo
w komorze gazowej
(a ile┐ to zapach≤w ╢lazowych cukierk≤w
wziΩli oni z sob▒ na zawsze)
- Bellow zajΩty by│ pisaniem
"Planet Pana Sammlera"
Nie zamknΩ│o siΩ samo
podmioty nawet tak szlachetne
jak Liceum w Przasnyszu
nie maj▒ na tyle si│ witalnych
kt≤rych nie brak│o Niemcom
po sze╢ciu latach
eksperymentu faszystowskiego
na przasnyskiej tkance licealnej
mo┐na by│o zobaczyµ
ile w╢r≤d pozosta│ych kom≤rek
by│o martwych a ile zwyrodnia│ych
najwa┐niejszym jednak zadaniem sta│o siΩ
odminowanie kaflowych piec≤w
za pomoc▒ ognia i ucieczki
na drug▒ stronΩ korytarza
Nie posk▒pi│o Liceum │ez
skrzΩtnie suszonych w kronice szko│y
- na twarzach piΩknych
│ez "Obojskich" i "Gawinnych"
- na twarzach dziobatych
│ez fa│szywych
Nie wynios│o siΩ Liceum
ani do Szczytna ani do Warszawy
jak chce tego drogowskaz
przed kt≤rym i ja kiedy╢
stan▒│em pierwszy raz bez ojca
w wΩdr≤wce z Galicji przez Kurpie
do Kanady
Kowal Toronto, czerwiec 99