Rafa│ Jaworski - teksty


Rafa│ mieszka w Zielonej G≤rze. Adres: jawor20@polbox.com.

Podmiot w proszku.



Wyszed│ z ko╢cio│a, wsiad│ do autobusu, pomy╢la│ nad przes│aniem dzisiejszego kazania. Autonomiczno╢µ religijnego poznania Boga, to jego temat przewodni. Nijak nie potrafi│ sobie wyobraziµ jak to mo┐e wygl▒daµ w praktyce. Szybko skupi│ uwagΩ na stoj▒cej obok blondynce, ta jednak wysiad│a na nastΩpnym przystanku. My╢li jego zn≤w zajΩ│a tre╢µ s│≤w ksiΩdza. Z wybawieniem wiΩc spostrzeg│ na tylnym siedzeniu starego kolegΩ. Zainicjowa│ rozmowΩ. W jej trakcie okaza│o siΩ, ┐e znajomy opr≤cz pracy stara siΩ, jak to nieustannie powtarza│, ┐yµ pe│ni▒ ┐ycia. ªrodkiem do tego mia│a byµ zawarto╢µ woreczka, kt≤ry podmiot dosta│ od niego za darmo, przez wzgl▒d na dawne czasy.
Wiecz≤r by│ dzi╢ ponury. Jego beznadziejno╢µ przeszywa│a wszystkie zmys│y. Nasz bohater siΩgn▒│ do kieszeni, wysypa│ proszek na podrΩczne lusterko i bez wahania wci▒gn▒│ nosem materia│ do tworzenia ╢wietlistych idei. Spojrza│ w niebo, ksiΩ┐yc ╢wieci│ jasnym ╢wiat│em, gwiazdy zaczΩ│y ta±czyµ,frun▒│ ku nim by ponad nimi spotkaµ stw≤rcΩ. Zbli┐a│ siΩ do niego, i zbli┐a│ jednak wcale mu siΩ nie ╢pieszy│o do ostatniego aktu, zbli┐anie zdawa│o siΩ byµ celem samo w sobie. Wtem zadzwoni│ telefon, podmiot pop│yn▒│ ku niemu i odby│ przesympatyczn▒ rozmowΩ z komornikiem. Wr≤ci│ na miejsce, spojrza│ w lustro i ujrza│ Boga, pozna│ go. Po interesuj▒cej pogawΩdce pomy╢la│, ┐e ┐ycie jest piΩkne i zasn▒│.
Nazajutrz po przebudzeniu poszed│ po zakupy po drodze spotka│ ksiΩdza, kt≤ry zapytawszy go o zdanie na temat wczorajszej mszy, otrzyma│ nastΩpuj▒c▒ odpowied╝ :
- Nigdy nikt nic samodzielnie nie pozna . Wszyscy jeste╢my przesi▒kniΩci wszystkimi innymi, kt≤rzy stanΩli na naszej drodze. Ci inni za╢ wcale nie musz▒ byµ lud╝mi, jak my. To mog▒ byµ rzeczy, kt≤re wp│ywaj▒ na nasz▒ ╢wiadomo╢µ dowolnie j▒ kszta│tuj▒c. My, w swej naiwno╢ci twierdzimy, ┐e sami, z w│asnej woli siΩgamy po te rzeczy. Nie zauwa┐amy, ┐e my to nie my, ┐e jeste╢my tylko wi▒zk▒ z│o┐on▒ z rzeczy, kt≤re wcze╢niej na nas wp│ynΩ│y.
Ksi▒dz przeszy│ m≤wce, wzrokiem pe│nym zawodu i rzek│:
- Przyjdzie pan jutro i siΩ wyspowiada.
Nic wiΩcej nie doda│.

Podmiot na dyskotece.


Stoj▒c przed lustrem zastanawia│ siΩ, jaki bΩdzie dzisiejszy wiecz≤r. My╢la│, mo┐e pozna kobietΩ swego ┐ycia, uka┐e jej sw≤j romantyczny charakter, stanie siΩ w jej oczach niby B≤g. Kiedy ko±czy│ uk│adaµ fryzurΩ, szarmancko drasn▒│ okiem po swoim odbiciu. Jaki┐ by│ przystojny. WdziΩk jego przekracza│ granice dobrego smaku. On bΩdzie kr≤lem dzisiejszej imprezy - zdawa│y siΩ donosiµ, gdzie╢ zza ╢cian prorocze g│osy. Kiedy wyszed│ z │azienki, d╝wiΩk panegiryku zabrzmia│ g│o╢niej. Gdy by│ ju┐ na dworze, m≤g│ rozpoznaµ w przybli┐eniu jego ╝r≤d│o. Wsiad│ do taks≤wki, by pod▒┐yµ w kierunku przeznaczenia. I zbli┐a│ siΩ, zbli┐a│, ku realno╢ci otaczaj▒cego go uczucia. Choµ musn▒µ szczΩ╢cia.
Oczom jego ukaza│ siΩ wulkan, z kt≤rego erupcj▒ wyleje siΩ na± gor▒ca lawa, sk│adaj▒ca siΩ z cz▒steczek mi│o╢ci, dobra, podziwu. Postanowi│ nie czekaµ biernie a┐ to siΩ stanie i dotrzeµ wprost do jego j▒dra, gdzie g│osy co napad│y go w domu maj▒ sw≤j pocz▒tek. Na jego drodze stanΩli stra┐nicy, osiem, piΩµdziesi▒t - rzek│ jeden z nich. Zap│aci│. Twarz naszego podmiotu przys│oni│o zdziwienie. D╝wiΩki, kt≤re go tu przynios│y a jednocze╢nie st▒d siΩ wziΩ│y, by│y tak rzeczywiste w swoim wyrazie, ┐e opr≤cz nich nie s│ysza│ nic. Nie m≤g│ te┐ ujrzeµ czekaj▒cej na niego damy wieczoru. Widzia│ tylko ╢wiat│a, gasn▒ce, by za u│amek chwili zn≤w poraziµ ze zdwojonym impetem. G│os nie ╢piewa│, jak pocz▒tkowo my╢la│ nasz bohater, chwalebnej pie╢ni o nim. W╢widrowywa│ mu w m≤zg z nieustaj▒c▒ konsekwencj▒ i zaanga┐owaniem granicz▒cym z ob│Ωdem, esencjΩ dzisiejszego wieczoru, s│owa: bierz co chcesz. Chcia│ teraz czego╢ co mog│oby ostudziµ nieco jego rozpalone ┐▒dze, podszed│ do baru i za┐▒da│ piwa. Nieco och│on▒│, lecz nagle zobaczy│ j▒ - boginie piΩkna i m▒dro╢ci. Wla│ w siebie dwie du┐e w≤dki, co dodatkowo spotΩgowa│o jej urok. D│ugie blond w│osy zaczesane do ty│u, leniwie opada│y na ╢nie┐nobia│▒ koszulkΩ, kt≤ra nieco tylko przys│ania│a ramiona. Czarne, sk≤rzane spodnie uwydatnia│y jej okr▒g│e po╢ladki, kt≤re wraz z du┐ym sprΩ┐ystym biustem stanowi│y symetriΩ doskona│▒. Wysoki obcas, unosi│ jej i tak du┐▒, smuk│▒ postaµ gdzie╢ ponad chmury. Tam ja╢nia│a promienistym blaskiem jej piΩkna buzia, kt≤ra za drobniutk▒ warstw▒ makija┐u skrywa│a jeszcze mniejsze niedoci▒gniΩcia natury. Nie wiadomo jak to siΩ sta│o, ta±czy│ w jej ramionach, delektuj▒c siΩ cudownym zapachem jej cia│a. Wiedzia│ ju┐, ┐e spe│ni│y siΩ jego najskrytsze marzenia. Od tej chwili ┐ycie jego przesi▒knie niewys│owionym piΩknem mi│osnego bytu. Sens istnienia nabierze dla niego nowego, nie odkrytego przez ┐adnych naukowc≤w, wymiaru. Zaprosi│ pani▒ do stolika, kelner serwowa│ najlepsze drinki, ╢wiat wirowa│. Urwa│a siΩ muzyka. G│os nagle z│agodnia│ i miast wy╢piewaµ przes│anie wieczoru, grzecznie poprosi│ o opuszczenie lokalu i przyj╢cie jutro.
StanΩli na rozstaju dr≤g, wreszcie nasta│a cisza. Nie wiedzia│ za bardzo co powiedzieµ, jak wyraziµ swoje uwielbienie. Ona przerwa│a milczenie.
- Loda robiΩ za sto, po bo┐emu - sto dwadzie╢cia, je╢li chcesz co╢ ekstra - cena do ustalenia.
Ziemia nagle zaczΩ│a usuwaµ mu siΩ spod st≤p. Zebra│ my╢li i tak oto rzek│:
- Cena jak▒ p│acimy wszyscy jest z g≤ry ustalona, to kres kres≤w czyli ╢mierµ. Ka┐da inna zap│ata to etap na drodze do celu podrzΩdnego naszej egzystencji - szczΩ╢cia. Ono to jest mi│o╢ci▒ w swojej najwy┐szej formie. Jeden z akcydens≤w mi│o╢ci to fizyczny jej wyraz. Ale ten mo┐e byµ jej konsekwencj▒, nigdy za╢ przyczyn▒. Gdy odwracamy bieg rzeczy, pogr▒┐amy siΩ w beznadziejnej pustce jak▒ jest uprzedmiotowienie mi│o╢ci a co za tym idzie nasza degradacja do poziomu zwierz▒t. Powinni╢my jej szukaµ w sobie, przez dematerializacjΩ jej obiektu i skupieniu siΩ na jego immanentnych tre╢ciach. Cen▒, kt≤rej ┐▒dasz jest wyzbycie siΩ cz│owiecze±stwa. Jeste╢ jednak tak piΩkna, ┐e dam dwie╢cie jak pozwolisz mi spu╢ciµ ci siΩ na twarz.
W ten spos≤b podmiot, kt≤ry dla innych by│ jedynie przedmiotem, sta│ siΩ nim rzeczywi╢cie zachowuj▒c pozory autonomii.


Maj 1999





Aby przeczytaµ komentarze juror≤w dotycz▒ce powy┐szych tekst≤w, nale┐y klikn▒µ tutaj.

Teksty pochodz▒ ze strony 5000s│≤w.
Prawa autor≤w wszystkich tekst≤w na stronach 5000s│≤w zastrze┐one (kopiowanie, publikacja, publiczne odczyty w ca│o╢ci lub fragmentach tylko za zgod▒ autor≤w)


Czas utworzenia pliku: czwartek, 19 sierpnia 1999 roku. Godzina 14:31:48.