Czarny Opel pΩdzi│ ulicami u╢pionego Berlina tn▒c snopami ╢wiat│a resztki ciemno╢ci, kt≤rym uda│o siΩ umkn▒µ przed wszΩdobylskimi neonami. By│o ju┐ sporo po ╢wiΩtach jednak niekt≤re witryny sklep≤w wci▒┐ zachΩca│y do wej╢cia, kusz▒c choinkami i ozdobami ze sztucznych iglak≤w. Na porozwieszanych w poprzek ulicy girlandach konkurowa│y ze sob▒ plastikowe gwiazdy i ╢wiec▒ce swastyki u│o┐one z r≤┐nokolorowych ┐ar≤wek. Targane silnym wiatrem chwia│y siΩ na wszystkie strony, a rzucane przez nie cienie, to wspina│y siΩ po murach starych kamienic, to znowu┐ w po╢piechu chowa│y siΩ w ciemnych jaskiniach bram. Stolica Trzeciej Rzeszy szumnie przygotowywa│a siΩ do Sylwestra roku 1954. Sam pocz▒tek nowego roku by│ tylko jednym z powod≤w dekoracji miasta. Bowiem w│a╢nie na dzie± 1 stycznia 1955 roku wyznaczono datΩ, kiedy na lotnisku centralnym w Berlinie wyl▒duj▒ samoloty z ostatnimi ┐o│nierzami niemieckimi z ameryka±skiego Korpusu Ekspedycyjnego. Ma to byµ symboliczne rozpoczΩcie nowej ery, zaakcentowane szczeg≤lnie mocno poprzez nadanie autonomii Guberni ameryka±skiej. St▒d opr≤cz ozd≤b ╢wi▒tecznych, na ka┐dym kroku mo┐na by│o siΩ natkn▒µ na skrzy┐owane flagi Trzeciej Rzeszy i Autonomicznej Guberni ameryka±skiej.
Pomimo wczesnej pory ulice by│y nadzwyczaj opustosza│e. Tylko nieliczni przechodnie z trudem poruszali siΩ po chodnikach pr≤buj▒c wszelkimi sposobami ochroniµ siΩ przed wszΩdobylskim ╢niegiem, wspartym silnym p≤│nocnym wiatrem. ZajΩci swoj▒ prywatn▒ walk▒ z ┐ywio│em zupe│nie nie zwracali uwagi na pΩdz▒cy ulicami samoch≤d. ªnie┐yca coraz bardziej przybiera│a na sile. Zima widocznie mia│a swoje powody, dla kt≤rych koniecznie chcia│a pokrzy┐owaµ plany obchod≤w Nowego Roku.
Drogi by│y opustosza│e, tak wiΩc samoch≤d szybko dojecha│ do rezydencji na obrze┐ach miasta i mijaj▒c wartownik≤w w bramie, zatrzyma│ siΩ z piskiem opon przed wej╢ciem. Z samochodu wysiad│o trzech mΩ┐czyzn. Dw≤ch z nich w mundurach Abwhery wyra╝nie g≤rowa│o wzrostem nad trzecim z nich. Musia│ byµ wy┐szy stopniem, gdy┐ ┐o│nierze zasalutowali mu gdy wysiada│ z samochodu. Charakterystyczny stukot jego podkutych but≤w, zak│≤ca│ idealn▒ ciszΩ tej zimowej nocy. Jego czarny mundur nie wyr≤┐nia│ siΩ niczym na tle ciemnych mur≤w. Zdawa│ siΩ nale┐eµ do czΩ╢ci nocnej dekoracji podw≤rza i tylko srebrne szlify SS na ko│nierzach │▒czy│y go z realnym ╢wiatem.
Wartownicy zasalutowali i otworzyli drzwi. MΩ┐czy╝ni weszli do ╢rodka i szybko szli szerokim korytarzem w kierunku schod≤w prowadz▒cych na pierwsze piΩtro rezydencji. Korytarz by│ ozdobiony obrazami przedstawiaj▒cymi g│≤wnie sceny batalistyczne i jaki╢ genera│≤w ze starych, nierealnych ju┐ wojen. Znawca zapewne odkry│by tu dzie│a sprowadzone ze wszystkich Guberni Trzeciej Rzeszy. MΩ┐czy╝ni weszli po schodach i zatrzymali siΩ przed drzwiami, przy kt≤rych sta│o kolejnych dw≤ch wartownik≤w. Jeden z ┐o│nierzy Abwhery zameldowa│ siΩ, wartownicy sprawdzili jak▒╢ listΩ i podejrzliwie przygl▒daj▒c siΩ przybyszom, z wyra╝n▒ niechΩci▒ otworzyli drzwi. Tr≤jka ┐o│nierzy wesz│a do ╢rodka i regulaminowo salutuj▒c zameldowali siΩ postaci, kt≤ra siedzia│a przy biurku na drugim ko±cu pokoju. Pok≤j by│ wielko╢ci po│owy boiska pi│karskiego, wiΩc ┐o│nierz melduj▒c siΩ robi│ to tak g│o╢no jakby chcia│, ┐eby us│yszeli go wartownicy przy g│≤wnym wej╢ciu.
-Hail Hitler! Oberleutnant Heinrich Koch melduje doprowadzenie, zgodnie z rozkazem pana genera│a, majora Hansa von Richthofena û prawie wykrzycza│ jeden z ┐o│nierzy Abwhery.
-Hail Hitler û odpowiedzia│ g│os z g│Ωbi pokoju.-dziΩkujΩ. Mo┐ecie odmaszerowaµ
-Tak jest, Herr general! û┐o│nierze zasalutowali unosz▒c praw▒ rΩkΩ i wyszli z pokoju.
-ProszΩ podej╢µ majorze û powiedzia│ genera│ odk│adaj▒c papiery z biurka, jakby chcia│ na nim zrobiµ miejsce dla majora. Westchn▒│ i usiad│ sztywno, bez ruchu. Nie odrywa│ wzroku od majora.
Ten podszed│ sprΩ┐ystym krokiem w kierunku biurka. Pok≤j by│ na tyle du┐y, ┐e up│ynΩ│a spora chwila zanim zbli┐y│ siΩ na odleg│o╢µ pozwalaj▒c▒ na rozpoznanie twarzy genera│a. W pewny krok majora wkrad│o siΩ nagle niezdecydowanie. Osoba genera│a zrobi│a na nim kolosalne wra┐enie. Pomimo powagi stopnia, major nie by│ w stanie ukryµ emocji wywo│anych prze╢wiadczeniem z kim przyjdzie mu rozmawiaµ. Za biurkiem siedzia│ bowiem sam genera│ Herman Goering g│≤wnodowodz▒cy Luftwaffe i druga po Hitlerze osoba w Rzeszy.
-Hail Hitler! û zasalutowa│ major Richthofen i staraj▒c siΩ opanowaµ dr┐enie g│osu kontynuowa│. û melduje siΩ major Hans von Richthofen, 1 Dywizja Specjalna SS, 2 Kompania Szturmowa. Ostatni przydzia│ Gubernia Zachodnia, Londyn.
-Spocznij majorze. ProszΩ usi▒╢µ.-genera│ wskaza│ przyzwalaj▒cym gestem na krzes│o- zapali pan?
-Nie, dziΩkujΩ panie generale. Nie palΩ. û odpowiedzia│ Hans si│▒ powstrzymuj▒c siΩ od wstania z krzes│a i zasalutowania. Zupe│nie nie by│ przygotowany na rozmowΩ prowadzon▒ w takim tonie.
-Zapewne zastanawia siΩ pan dlaczego zosta│ oderwany od swojej kompanii i ╢ci▒gniΩty tutaj do Berlina û stwierdzi│ Goering zaci▒gaj▒c siΩ papierosem, a po chwili chmura sinego dymu oddzieli│a go od swojego rozm≤wcy.
-Tak jest, panie generale! û Hans nie m≤g│ siΩ prze│amaµ, aby zrezygnowaµ z oficjalnego tonu i przyj▒│ pozycjΩ, kt≤r▒ okre╢li│ w my╢lach jako äna baczno╢µ siedz▒c na krze╢leö.
-ZacznΩ od tego panie majorze, ┐e pa±ska kompania dosta│a ju┐ nowego dow≤dcΩ. Major Diestl to ╢wietny oficer i mo┐e pan byµ spokojny o swoich ludzi. Pana czeka zupe│nie nowe zadanie. Powiedzia│bym nawet, ┐e od pana osoby zale┐y bardzo du┐o. My╢lΩ, ┐e wiΩcej ni┐ pan jest sk│onny s▒dziµ û Goering otworzy│ jedn▒ z teczek le┐▒cych na biurku. Z du┐ym zainteresowaniem przestudiowa│ jeden z dokument≤w, kt≤re z niej wyci▒gn▒│ i gasz▒c ledwo napoczΩtego papierosa zwr≤ci│ siΩ do Hansa.
-Jaka jest pa±ska specjalizacja, majorze?
-Strzelec wyborowy, panie generale! û Hans odpowiada│ automatycznie. Od samego pocz▒tku, gdy przyszed│ rozkaz stawienia siΩ w Berlinie obawia│ siΩ ko±ca tej sprawy. W ostatnim czasie nic szczeg≤lnego w Londynie siΩ nie dzia│o. On i jego kompania ograniczali siΩ do rutynowych akcji skierowanych przeciw antyfaszystowskim terrorystom. »adna z nich niczym szczeg≤lnym siΩ nie odznacza│a. Co prawda byli Kompani▒ Specjaln▒, nazywaj▒ ich nawet najlepsz▒ jednostk▒ w Zachodniej Guberni. Przez 3 lata jego dowodzenia, kompania zbiera│a same pochwa│y, a jego zesz│oroczna promocja na majora by│a tego ukoronowaniem. Ale ┐adne z wydarze±, o kt≤rych wiedzia│ nie mog│o byµ powodem do wizyty u prze│o┐onych. A ju┐ na pewno nie tak wysoko.
-Jest pan bardzo skromny, majorze. S▒dz▒c z dostΩpnych mi raport≤w z akcji, to jest pan najlepszym strzelcem w Zachodniej Guberni, a mo┐e nawet w ca│ej Rzeszy? û genera│ u╢miechn▒│ siΩ, ale u╢miech ten wygl▒da│ jak intruz na jego twarzy.
-Staram siΩ s│u┐yµ Rzeszy i Hitlerowi najlepiej jak potrafiΩ, panie generale! û Hans nie przywyk│ do bycia chwalonym w ten spos≤b. Ca│e swoje doros│e ┐ycie zwi▒za│ z armi▒ i jedynym sposobem pochwa│ jakie zna│ by│a droga s│u┐bowa. Wyczuwa│, ┐e genera│ zmierza do czego╢ upewniaj▒c siΩ przedtem co do jego osoby. Ca│a rozmowa by│a wrΩcz dziwna. C≤┐ mog▒ interesowaµ kogo╢ takiego jak Goering umiejΩtno╢ci pos│ugiwania siΩ broni▒, posiadane przez jakiego╢ tam majora z zapad│ej dziury, jak▒ niew▒tpliwie jest Londyn.
-To bardzo dobrze majorze. Bardzo dobrze. Takiego cz│owieka w│a╢nie nam potrzeba. ûNa twarzy Goeringa znowu pojawi│ siΩ u╢miech, ale m≤g│ on oznaczaµ w zasadzie wszystko. Skrupulatnie posk│ada│ wszystkie dokumenty i z│o┐y│ je do teczki.- Bardzo dobrze. Zapewne jest pan wielce ciekaw, dlaczego pana tutaj sprowadzili╢my? Ot≤┐ nie le┐y w mojej kompetencji wyja╢nianie panu szczeg≤│≤w. Jutro rano spotka siΩ pan z jedyn▒ osob▒ posiadaj▒c▒ takie kompetencje. û Goering badawczo przygl▒da│ siΩ reakcji Hansa. Doskonale zdawa│ sobie sprawΩ, ┐e major domy╢li siΩ o kogo chodzi i ciekaw by│ jego reakcji. Tylko nerwowy skurcz na twarzy Hansa da│ znaµ ╢wiatu, ┐e zrozumia│ jego aluzjΩ
-WidzΩ, ┐e pan major ju┐ chyba wie z kim siΩ spotka? û Goering u╢miechn▒│ siΩ û tak majorze, spotka siΩ pan z samym walecznym fuhrerem.
Po ostatnim zdaniu Hans nie m≤g│ powstrzymaµ dr┐enia miΩ╢ni na twarzy. äWalecznyö to przymiotnik co najmniej niew│a╢ciwy w takiej sytuacji. Pos│u┐yµ siΩ nim z tak▒ nut▒ w g│osie, z takim brakiem wiary w jego znaczenie, m≤g│ jedynie cz│owiek pokroju Goeringa. I tylko cz│owiek o takich wp│ywach. Hans by│ pewien, ┐e za co╢ takiego spokojnie mo┐na by wys│aµ ka┐dego ┐o│nierza do walk z partyzantami w Guberni Wschodniej, gdzie╢ za Uralem.
-BΩdΩ zaszczycony, panie generale! û Hans z│apa│ siΩ na tym, ┐e prawie krzycza│
-Niew▒tpliwie majorze. Niew▒tpliwie û na twarzy Goeringa zn≤w zago╢ci│ u╢miech, kt≤ry Hans okre╢li│by jako ironiczny û na dzisiaj to ju┐ wszystko. Adiutant odprowadzi pana do kwatery, a jutro rano proszΩ siΩ zameldowaµ u mnie.- Goering zadzwoni│ mosiΩ┐nym dzwonkiem, podobnym do tych jakie widuje siΩ jeszcze w hotelach. Po kilku chwilach do pokoju wszed│ adiutant. Hans odmeldowa│ siΩ i adiutant odprowadzi│ go do pokoju. Hans by│ zbyt zmΩczony by zastanawiaµ siΩ dzisiaj nad ca│▒ t▒ spraw▒. Od 48 godzin by│ na nogach i w ci▒gu tego czasu przejecha│ p≤│ Europy. Jedyny cel dzisiejszego dnia jaki postanowi│ jeszcze zrealizowaµ, to zdecydowanym szturmem zdobyµ pierwsze z brzegu │≤┐ko. Zdj▒│ mundur, przebra│ siΩ w rzeczy ze swojego baga┐u, kt≤ry kto╢ ju┐ zd▒┐y│ przynie╢µ do pokoju i po│o┐y│ siΩ do wielkiego │≤┐ka, kt≤re zajmowa│o spor▒ czΩ╢µ jego pokoju. Po kilku chwilach ju┐ spa│.
***
Rano zjad│ ╢niadanie w towarzystwie dziwnych postaci patrz▒cych na niego z obraz≤w w wielkiej jadalni. GodzinΩ p≤╝niej adiutant zaanonsowa│ mu, ┐e samoch≤d ju┐ czeka i powinien siΩ pospieszyµ. Po kilku chwilach siedzia│ w znajomym czarnym Oplu, kt≤ry bardzo szybko przemieszcza│ siΩ po za╢nie┐onych ulicach podberli±skich miejscowo╢ci. Zima stara│a siΩ udowodniµ, ┐e Trzecia Rzesza nie rz▒dzi wszystkim. Trzeba przyznaµ, ┐e odnosi│a spore sukcesy, bo co chwilΩ mijali p│ugi ╢nie┐ne i brygady robotnik≤w przymusowych od╢nie┐aj▒ce coraz to nowe odcinki dr≤g.
Wydarzenia ostatnich dni by│y na tyle nieprawdopodobne, ┐e Hans nie zastanawia│ siΩ nad nimi specjalnie. Doszed│ do wniosku, ┐e nic to nie da, a jego przemy╢lenia mog▒ tylko jeszcze bardziej zaciemniµ obraz rzeczy. Bior▒c pod uwagΩ wrodzony pesymizm, zupe│nie zarzuci│ rozmy╢lania i napawa│ siΩ zim▒ mijan▒ za oknami samochodu.
P≤│ godziny p≤╝niej Opel zatrzyma│ siΩ przed bram▒ starego ╢redniowiecznego zamczyska. Jedno │▒czy│o dzie± dzisiejszy tej budowli z jej ╢redniowieczn▒ przesz│o╢ci▒. Zar≤wno wtedy jak i teraz pe│ni│ rolΩ obronn▒. Z ilo╢ci stra┐nik≤w mijanych po drodze mo┐na by stworzyµ ca│kiem spory oddzia│. Dokumenty i przepustkΩ kierowcy sprawdzano kilka razy. W ko±cu zatrzymali siΩ przed g│≤wnym wej╢ciem. Drzwi samochodu otworzy│ jaki╢ porucznik SS, zasalutowa│ i kaza│ i╢µ za sob▒. Szli przez bardzo d│ugi korytarz, pod koniec kt≤rego porucznik przekaza│ Hansa dw≤jce innych SS -man≤w uzbrojonych w automaty. Ci odprowadzili go pod jedne z drzwi. Po chwili weszli do pokoju.
-Hail Hitler!- wrzasn▒│ jeden z nich û major Hans von Richthofen, zgodnie z rozkazem, main fuhrer
S│owa kierowa│ do postaci opartej o okno w ko±cu pokoju. Postaµ machnΩ│a od niechcenia rΩk▒ i SS-mani wyszli z pokoju wrzeszcz▒c uprzednio û Hail Hitler! û i t│uk▒c obcasami.
-Major Hans von Richthofen, 1 Dywizja Specjalna SS...-zacz▒│ regulaminowy meldunek Hans.
-Wiem, wiem majorze. Nie s▒dzi pan, ┐e dzisiaj jest prawdziwie niemiecka pogoda? PiΩkna pogoda. û Hitler m≤wi│ do Hansa nie odwracaj▒c wzroku od okna
-Tak jest, main fuhrer! û Hans czu│ siΩ bardzo dziwnie. Jak ma│e dziecko, kt≤re pierwszy raz przychodzi do szko│y i musi stan▒µ twarz▒ w twarz z surowym nauczycielem. Czu│, ┐e tylko s│u┐bowa forma i oficjalne ┐o│nierskie stwierdzenia pozwol▒ mu na prowadzenie rozmowy. Sta│ wyprΩ┐ony na baczno╢µ z wzrokiem utkwionym w ╢cianie naprzeciwko.
-ProszΩ spocz▒µ majorze. Jak pan zapewne zauwa┐y│ jestem otoczony samymi s│u┐bistami i ka┐da odmiana dobrze mi zrobi. Chocia┐ lekarz zaleca stabilizacjΩ, ale ca│e szczΩ╢cie to ja jestem fuhrerem û Hitler odwr≤ci│ siΩ od okna i wskaza│ gestem na krzes│o stoj▒ce przy stole, w roku pokoju.- ProszΩ usi▒╢µ majorze. Na pewno jest pan zmΩczony wydarzeniami ostatnich dni. Napije siΩ pan kawy?
-Tak jest, main fuhrer!- Hans dos│ownie pomaszerowa│ na miejsce wskazane mu przez Hitlera. Usiad│ i nala│ kawy, najpierw fuhrerowi potem sobie.
-Niech pan spr≤buje majorze. Wy╢mienita kuba±ska kawa. û Hitler u╢miechn▒│ siΩ, a Hans z trudem zdoby│ siΩ na co╢ co przypomina│o grymas cierpienia. Dziwnie zabrzmia│o stwierdzenie äkuba±skaö. Nikt ju┐ nie u┐ywa│ starych nazw kraj≤w od kiedy podzielono ╢wiat na Gubernie i Prowincje. Hitler wsta│ i podszed│ do biurka, sk▒d wzi▒│ jak▒╢ teczkΩ, Hansowi zdawa│o siΩ, ┐e t▒ sam▒ kt≤ra wczoraj by│a u Goeringa. Hans przygl▒dn▒│ siΩ fuhrerowi. To co zobaczy│ spowodowa│o, ┐e zacz▒│ zachowywaµ siΩ jeszcze bardziej nerwowo. Nie widzia│ przed sob▒ postaci z telewizji, czy gazet. Dumnej, wyprΩ┐onej, z gniewnym wyrazem twarzy. Mia│ przed sob▒ cz│owieka zniszczonego przez chorobΩ, w kt≤rego oczach nie by│o widaµ zapa│u. Lekko zgarbiony i bardzo wychudzony wygl▒da│ jak po ciΩ┐kiej rekonwalescencji. Hansowi co╢ kaza│o odwr≤ciµ wzrok, wiΩc zacz▒│ intensywnie analizowaµ zawarto╢µ swojej fili┐anki kawy. Hitler podszed│ do sto│u i usiad│ naprzeciwko Richthofena, wyci▒gaj▒c z teczki jego akta.
-Major Hans von Richthofen û czyta│ na g│os û 1 Dywizja i tak dalej. Trzykrotnie odznaczony za wzorow▒ s│u┐bΩ i brawurowe akcje przeciwko terrorystom. Od 3 lat dow≤dca 2 Kompanii Szturmowej SS w Guberni Zachodniej- przerwa│ i popatrzy│ na Hansa- Goering m≤wi│, ┐e to najlepsza jednostka w tym rejonie Rzeszy
-Mam ╢wietnych ludzi, main fuhrer! û odpowiedzia│ Hans i pomy╢la│, ┐e tak naprawdΩ to mia│.
-A pa±skie nazwisko? û Hitler od│o┐y│ akta i podni≤s│ fili┐ankΩ z kaw▒ û Czy pochodzi pan z tych Richthofen≤w z Schweidnitz?
-Tak jest, main fuhrer! û Hans by│ wdziΩczny, ┐e nie musi m≤wiµ o sobie û m≤j dziadek i jego brat walczyli w I wojnie ╢wiatowej. Byli jednymi z najlepszych pilot≤w tamtej wojny.
-WidzΩ, ┐e skromno╢µ to wrodzona cecha pa±skiej rodziny û Hitler wsta│ od sto│u i podszed│ z fili┐ank▒ kawy do okna û brat pa±skiego dziadka, baron Manfred von Richthofen by│ najlepszym pilotem tamtej wojny. My╢lΩ, ┐e by│by z pana dumny
-DziΩkujΩ main fuhrer û Hans czu│, ┐e odzyska│ ju┐ pe│n▒ kontrolΩ nad swoim g│osem. Nerwowy trik znikn▒│ z jego twarzy.
-Wracaj▒c do tematu wojny, majorze û Hitler gwa│townie odwr≤ci│ siΩ od okna i patrzy│ na Hansa. Wygl▒da│ teraz dok│adnie tak jak na zdjΩciach w gazetach. A mo┐e Hans chcia│ tak go widzieµ û jak pan my╢li co pozwoli│o wygraµ nam, Niemcom, wojnΩ?
-MΩstwo ┐o│nierzy i ludno╢ci niemieckiej i niezachwiana...-Hans z│apa│ siΩ na tym, ┐e recytuje frazesy jeszcze ze szko│y oficerskiej
-Takie stwierdzenia mo┐e pan sobie darowaµ, majorze û Hitler wygl▒da│ na poirytowanego û Te formu│ki wymy╢la Speer, a ja je zatwierdzam, wiΩc mo┐e mieµ pan pewno╢µ, ┐e znam je wszystkie. Odpowiem panu. Technika majorze. Wunderwaffe pozwoli│a nam wygraµ tΩ wojnΩ. Tylko i wy│▒cznie bomby atomowe zrzucone na MoskwΩ, Stalingrad i Bristol sprawi│y, ┐e alianci skapitulowali. û Hitler gestykulowa│ coraz dobitniej, jego wzrok b│▒dzi│ gdzie╢ po obrazach wisz▒cych na ╢cianach pokoju. û kto wie jak potoczy│yby siΩ losy tej wojny gdyby to Anglicy pierwsi zbudowali bombΩ. Tak, tak majorze. Taka jest prawda. Czy zdaje sobie pan z tego sprawΩ?
-Tak jest, main fuhrer! û Hans pomy╢la│, ┐e odpowiedzia│by tak na ka┐de pytanie. äCzy mogΩ panu urwaµ rΩkΩö- Tak jest, main fuhrer! Najdziwniejsze, ┐e wcale go to nie przera┐a│o. Traktowa│ swojego fuhrera tak jak nakazywa│a Rzesza. Fuhrer jest Rzesz▒!
Hitler podszed│ do kominka i dorzuci│ polano. Drewno by│o bardzo wysuszone, wiΩc po chwili buchnΩ│o jasnym p│omieniem.
-Rzesza, Niemcy majorze s▒ jak ten ogie±. Ca│y czas trzeba co╢ dorzucaµ, ┐eby nie zgas│. I to jest nasze niemieckie przekle±stwo. Jeste╢my panami ca│ego ╢wiata, ka┐dy kraj jest Rzesz▒. Rzesza to ╢wiat majorze û Hitler opar│ siΩ rΩkoma o biurko, i m≤wi▒c te s│owa zastyg│ w bezruchu. Wygl▒da│ jak jaki╢ dziwny pomnik.- i co z tego majorze, skoro spo│ecze±stwo nie doros│o do swojej roli!
Hitler nerwowym krokiem podszed│ do mapy i pokazywa│ poszczeg≤lne Gubernie i Prowincje. Wygl▒da│ jak rozgniewany profesor geografii strofuj▒cy niedouczonego studenta.
-Oni nie rozumiej▒ faszyzmu, chc▒ uk│ad≤w, chcieli autonomii dla Guberni ameryka±skiej. Oni, majorze. Nawet Goering. Co z tego, ┐e ich rz▒d jest ca│kowicie w naszych rΩkach? Nie mo┐na panowaµ nad takim terytorium nie maj▒c tam swoich ┐o│nierzy. Pan jest oficerem majorze, czy┐ nie mam racji!?
-Tak jest, main fuhrer! Ma pan absolutn▒ racjΩ. Nie mo┐na kontrolowaµ takiego obszaru nie trzymaj▒c go silnie w gar╢ci û Hans by│ zdziwiony, ┐e zdoby│ siΩ na taki komentarz.
-Tak jest majorze! W gar╢ci. A co bΩdzie jutro? Do Berlina wr≤c▒ ostatni niemieccy ┐o│nierze z Guberni ameryka±skiej! BΩdzie na ╢wiecie kontynent, na kt≤rym niemiecki ┐o│nierz nie bΩdzie absolutnym panem. I to w imiΩ czego? äPoprawy stosunk≤wö, pokazania ╢wiatu äfaszyzmu z ludzk▒ twarz▒ö. Oni nie rozumiej▒, ┐e to jest pocz▒tek ko±ca Rzeszy. Uk│ady, pakty, a mo┐e kolejne autonomie. Si│a majorze, si│a! Oto jedyny argument w polityce! Si│a i strach! Rzesz▒ rz▒dziµ mo┐e tylko strach, majorze! Rzesza to imperium lΩku! û Hitler ostatnie s│owa prawie wykrzycza│. ZmΩczony opad│ na krzes│o i przez chwilΩ siedzia│ bez ruchu. Zegar na ╢cianie zacz▒│ wybijaµ dziesi▒t▒. Hitler jakby czeka│ na ten sygna│. Wsta│ i podszed│ do biurka. Wyj▒│ z niego jakie╢ dokumenty i podszed│ do stolika. Usiad│ naprzeciwko Hansa.
-Spo│ecze±stwo z┐era rak majorze. Zupe│nie tak jak mnie. Speer i jego demagogia. Na pewno pan s│ysza│ o ächwilowych problemach zdrowotnych fuhreraö. To nie s▒ chwilowe problemy majorze. Ja umieram, a razem ze mn▒ ca│e spo│ecze±stwo û Hitler wypowiedzia│ te s│owa nie ze strachem, ale z jak▒╢ wielk▒ satysfakcj▒.
-Ale┐ main fuhrer...-tylko tyle zdo│a│ wydobyµ z siebie Hans. By│ tak przyt│oczony nawa│▒ s│≤w Hitlera, ┐e w g│owie mia│ zupe│ny mΩtlik. NajchΩtniej znikn▒│by, schowa│ siΩ w jednym z tych wielkich kredens≤w stoj▒cych w pokoju. Dlaczego on mia│ to s│yszeµ? Dlaczego pad│o w│a╢nie na niego?
-Czas jest teraz naszym wrogiem majorze û Hitler m≤wi▒c te s│owa patrzy│ prosto w oczy Hansa- ale jest to wr≤g, kt≤rego mo┐na pokonaµ. û m≤wi▒c te s│owa poda│ Hansowi plik dokument≤w wyjΩtych z biurka. Hans wzi▒│ je dr┐▒c▒ rΩk▒ i nawet na nie patrz▒c na nie, po│o┐y│ automatycznie przed sob▒.
Hitler gwa│townie wsta│ i podszed│ do kominka. Sta│ przez d│u┐sz▒ chwilΩ zupe│nie bezruchu, wpatrzony w ogie±.
-Pana zadaniem bΩdzie zabicie cz│owieka, majorze û rzuci│ nagle do lustra wisz▒cego nad kominkiem.-wszelkie informacje odno╢nie czasu i miejsca znajdzie pan w teczce, kt≤ra le┐y przed panem
Hans podni≤s│ teczkΩ i chcia│ j▒ rozwi▒zaµ.
-Nie teraz majorze! û Hitler uprzedzi│ go û nie ma na to czasu. Wr≤ci pan za chwilΩ do Berlina, tam skontaktuje siΩ z panem genera│ Zeumer, kt≤ry wyja╢ni wszelkie szczeg≤│y. Jedyne co mogΩ powiedzieµ, to ┐e ╢miertelny strza│ musi pa╢µ jutro. Czy jest pan zdolny zabiµ dla Rzeszy, majorze?
-Jestem bardzo dobrym strzelcem û idiotycznie odpowiedzia│ Hans, ale nie m≤g│ siΩ zdobyµ na nic lepszego.
-To wiem. Ale czy jest pan zdolny zabiµ ka┐d▒ osobΩ. Nawet kogo╢, kto mo┐e siΩ wydawaµ panu wzorem do na╢ladowania, w imiΩ dobra Rzeszy? û Hitler wypowiedzia│ te s│owa jak twierdzenie, a nie pytanie, wyra╝nie akcentuj▒c s│owa äka┐d▒ osobΩö
-Tak jest main fuhrer! Jestem got≤w zabiµ ka┐dego, je┐eli dostanΩ taki rozkaz! û Hans chcia│ ┐eby ta rozmowa sko±czy│a siΩ jak najszybciej.
-W takim razie majorze, mo┐e pan odej╢µ. Jeszcze jedno. Ta sprawa nie mo┐e wyj╢µ poza ╢ciany tego pokoju. Nikt nie mo┐e siΩ o tym dowiedzieµ. Nawet Goering. Czy mogΩ na pana liczyµ majorze? û Hitler odwr≤ci│ siΩ do okna i zdawa│ siΩ zupe│nie ignorowaµ Hansa
-Tak jest, main fuhrer! û Hans zerwa│ siΩ z krzes│a. Zasalutowa│ i wyszed│ pospiesznie, czuj▒c ┐e ka┐da minuta d│u┐ej w tym pomieszczeniu kosztuje go coraz wiΩcej wysi│ku.
-A zw│aszcza Goering û powiedzia│ Hitler, gdy Hans wychodzi│ ju┐ z pokoju. Na tyle jednak cicho, ┐e major nie m≤g│ tego us│yszeµ.
14 godzin p≤╝niej Hans siedzia│ skulony na dachu starego, uszkodzonego jeszcze w czasie wojny terminalu na lotnisku Berlin centralny. W ci▒gu tych 14 godzin sta│ siΩ zupe│nie innym cz│owiekiem. Hans von Richthofen zosta│ gdzie╢ tam w podberli±skiej rezydencji. Dawny Hans umar│ w chwili gdy genera│ Zeumer wyja╢ni│ mu szczeg≤│y jego zadania. Pomimo usilnych stara±, przez ca│▒ noc nie zmru┐y│ oka nawet na minutΩ. My╢la│ o wszystkim tylko nie o czekaj▒cym go zadaniu. Podobnie teraz. Zastanawia│ siΩ idiotycznie dlaczego ten stary terminal wci▒┐ tutaj sta│, zupe│nie nieprzydatny. Czy┐by kto╢ wiedzia│ 10 lat temu, ┐e on, major Hans von Richthofen wyjdzie na niego, ┐eby oddaµ najwa┐niejszy strza│ w swoim ┐yciu?
Popatrzy│ na zegarek. Pozosta│o nieca│e 10 minut. Wiedzia│, ┐e nie mo┐e siΩ zastanawiaµ, bo zaczn▒ mu dr┐eµ rΩce. A wtedy? Wola│ nawet o tym nie my╢leµ. Pot drobnymi kropelkami sp│ywa│ mu z czo│a. Zmieni│ pozycjΩ tak ┐eby widzieµ trybuny wype│nione lud╝mi oczekuj▒cymi na przylot samolot≤w z niemieckimi ┐o│nierzami. Po raz setny sprawdzi│ odleg│o╢µ i ustawienia celownika optycznego.
-Krzy┐ na 800 metr≤w. Wiatr s│aby, poprawka zero û m≤wi│ do siebie w my╢lach.
Otworzy│ zamek Mausera. W komorze le┐a│y niewinnie wygl▒daj▒ce pociski. S│o±ce za│amywa│o siΩ na ich i odbija│o we wszystkich kierunkach. Hans zdecydowanie prze│adowa│ karabin wprowadzaj▒c nab≤j do komory.
Spojrza│ przez celownik na wielki zegar wisz▒cy nad wej╢ciem do portu lotniczego.
-Jeszcze 5 minut- powiedzia│ do siebie. Od│o┐y│ karabin, wzi▒│ gar╢µ lodowatego ╢niegu i przy│o┐y│ sobie do twarzy. Trzyma│ rΩkΩ a┐ ╢nieg zupe│nie siΩ rozpu╢ci│. Podni≤s│ karabin. Us│ysza│, ┐e od strony trybun narasta coraz wiΩkszy ha│as powodowany tysi▒cami ludzkich szept≤w.
Po│o┐y│ siΩ i wychyli│ karabin znad krawΩdzi, opieraj▒c go o murek otaczaj▒cy dach terminalu. Z│o┐y│ siΩ do strza│u i przez celownik obserwowa│ trybuny. Krzy┐ wolno przesuwa│ siΩ po twarzach ludzi. MΩ┐czy╝ni, kobiety, rozkrzyczane dzieci wymachuj▒ce flagami. W pewnym momencie wszyscy spojrzeli w stronΩ najwy┐szych trybun. Hans poprowadzi│ karabin za ich wzrokiem. Krzy┐ celownika prze╢lizgiwa│ siΩ po kolejnych rzΩdach i zatrzyma│ siΩ na najwy┐szym.
Hans wzi▒│ g│Ωboki oddech. T│um na trybunach co╢ skandowa│, ale do Hansa dociera│y tylko urywane zdania. Przycisn▒│ bro± do ramienia i przesuwa│ j▒ w prawo, czuj▒c ┐e kosztuje go to coraz wiΩcej wysi│ku. Nagle w celowniku zaczΩ│y pojawiaµ siΩ znajome twarze. Hans czu│, ┐e serce podchodzi mu do gard│a, ale rΩka pozosta│a zupe│nie niewzruszona. Pewnie prowadzony krzy┐ celownika prze╢lizgiwa│ siΩ po g│owach SpeerÆa, Goeringa, Himmlera i samego Hitlera. Hans czu│, ┐e musi to zrobiµ natychmiast, bo uczucie duszno╢ci stawa│o siΩ coraz wiΩksze. Przycisn▒│ karabin do ramienia, odci▒gn▒│ bezpiecznik, jeszcze raz wycelowa│ i wystrzeli│.
Pole widzenia Hansa, by│o ograniczone do okrΩgu celownika. Widzia│ wszystko jak w zwolnionym tempie. Najpierw przez u│amek sekundy dym i b│ysk wystrza│u, chwilΩ potem postaµ, bΩd▒ca w ╢rodku krzy┐a gwa│townie odskoczy│a do ty│u, wyrzucona jak▒╢ potΩ┐n▒ si│▒. Zaraz za ni▒ utworzy│a siΩ czerwona mg│a opadaj▒ca powoli na martwe ju┐ cia│o. Hans odruchowo prze│adowa│ karabin i ponownie przy│o┐y│ celownik do oka. Pozosta│e postaci pochyla│y siΩ nad jego ofiar▒. Cisza jaka zapanowa│a zaraz po wystrzale zosta│a zast▒piona strasznym krzykiem tysiΩcy ludzi zgromadzonych na trybunach. Hans opar│ siΩ plecami o zimn▒ ╢cianΩ. CiΩ┐ko oddycha│, a rΩce trzΩs│y mu siΩ tak, ┐e nie m≤g│ utrzymaµ karabinu. Do jego m≤zgu dotar│a my╢l, ┐e w│a╢nie zabi│ Adolfa Hitlera.
Po chwili zacz▒│ szlochaµ. P│acz przerodzi│ siΩ nagle w histeryczny ╢miech. Kosztowa│o go sporo wysi│ku, ┐eby siΩ uspokoiµ. Usiad│ i przycisn▒│ twarz do zimnej ju┐ lufy karabinu. Dopiero ch│≤d stali spowodowa│, ┐e zacz▒│ my╢leµ logicznie. W jego umy╢le splataj▒ siΩ wspomnienia rozmowy z genera│em Zemerem.
äHitler rozkaza│ ┐eby go zabiµ, majorze. Jest ciΩ┐ko chory i nie chce umieraµ w │≤┐ku. Chce zgin▒µ jak ┐o│nierz. Dlatego ╢ci▒gnΩli╢my pana do Berlina. Fuhrer zdaje sobie sprawΩ, ┐e Rzesza prze┐ywa powa┐ny kryzys. Niemiecki lew jest z│y, bo znudzony, panie majorze. Ten lew musi dostaµ jakie╢ zajΩcie. I bΩdzie nim Ameryka, majorze...ö urywki rozmowy przesuwa│y siΩ w g│owie Hansa.
äZanim zabije pan fuhrera zostawi pan list, w kt≤rym przyzna siΩ pan do wsp≤│pracy z terrorystami antyfaszystowskimi z Guberni ameryka±skiej. O╢wiadczy pan, ┐e to oni zorganizowali zamach. Nikt nie bΩdzie nic podejrzewa│. Hitler zostawi│ testament, w kt≤rym ca│▒ w│adzΩ przekazuje w moje rΩce. Goering okaza│ siΩ byµ zbyt uleg│y, oczywi╢cie on sam nic o tym nie wie. Zostanie aresztowany zaraz po zamachu. Kto╢ musi wreszcie po│o┐yµ kres tym ustΩpstwom!ö
Hans us│ysza│ jakie╢ rozmowy i szybkie kroki podkutych but≤w na schodach terminalu...
äJeszcze tego samego dnia wypowiemy wojnΩ Ameryce, a wojska inwazyjne natychmiast wyrusz▒ do walki. Na terenie ca│ej Rzeszy wprowadzΩ stan wojenny i rozwi▒┐emy ostatecznie kwestiΩ antyfaszyst≤w i partyzantki we wszystkich Guberniach.ö
Odg│osy by│y coraz bli┐sze. Hans po│o┐y│ siΩ i skierowa│ lufΩ karabinu w stronΩ drzwi wej╢ciowych na dach terminalu...
äJest jeszcze jedno majorze. Niestety musi pan zgin▒µ. Mam nadziejΩ, ┐e pan to zrozumie. Wszystko dla dobra Rzeszy! O rodzinΩ proszΩ siΩ nie martwiµ, zatroszczymy siΩ o wszystko. ProszΩ pamiΩtaµ, ┐e ca│o╢µ musi wygl▒daµ bardzo realistycznie. Nikt nie mo┐e mieµ cienia w▒tpliwo╢ci, ┐e pracuje pan dla antyfaszyst≤w. Nie mo┐e siΩ pan poddaµ bez walki. Musi siΩ pan broniµ majorze...ö
Nagle nast▒pi│a gwa│towna eksplozja i drzwi wylecia│y z zawias≤w. Po chwili z dymu wy│oni│a siΩ postaµ w czarnym szturmowym mundurze z automatem w rΩce. »o│nierz zauwa┐y│ Hansa i zamiast strzeliµ zamar│ na chwilΩ bez ruchu. Hans wystrzeli│ trafiaj▒c go w krta±. »o│nierz upad│, a na ╢niegu utworzy│a siΩ jasnoczerwona plama. Dopiero po chwili dotar│o do Hansa, ┐e trup le┐▒cy przed nim to kapral Kraus, ┐o│nierz z jego w│asnej kompanii.
-No tak- pomy╢la│ û w ko±cu to najlepsi ludzie, musieli ubezpieczaµ to lotnisko.
Z otch│ani po wysadzonych drzwiach nie wy│oni│a siΩ ju┐ ┐adna postaµ. Hans zacz▒│ bez│adnie strzelaµ w kierunku drzwi, gdy┐ doskonale wiedzia│ co za chwilΩ nast▒pi. SekundΩ p≤╝niej, w stronΩ Hansa poszybowa│ granat, a za nim drugi i trzeci.
-Dok│adnie tak jak ich szkoli│em - przelecia│o mu przez g│owΩ û trzy granaty, wtedy na pewno nie zd▒┐▒ odrzuciµ. ChwilΩ potem trzy potΩ┐ne eksplozje wstrz▒snΩ│y ca│ym terminalem.
Gdy wiatr rozwia│ dym, major Diestl wszed│ na dach. Przykucn▒│ przy zabitym ┐o│nierzu.
-Cholera jasna! Dwa dni od momentu jak zast▒pi│em Richthofena i ju┐ trup w kompanii ûpomy╢la│
Podszed│ do drugiego cia│a. O dziwo cz│owiek ten usi│owa│ co╢ powiedzieµ poruszaj▒c ustami. Diestl siΩgn▒│ do kabury, ale spojrza│ jeszcze raz na zamachowca i stwierdzi│, ┐e nie ma sensu. Cz│owiek ten nie mia│ twarzy. S│owa dobywa│y siΩ purpurowymi ba±kami z bezkszta│tnej, szkar│atnej i bia│ej miazgi, kt≤ra znalaz│a siΩ nagle w miejscu twarzy. Diestl z│apa│ siΩ na tym, ┐e usi│uje sobie przypomnieµ, gdzie i kiedy widzia│ co╢ podobnego. Podszed│ do brzegu dachu i patrzy│ w kierunku t│umu na trybunach, zastanawiaj▒c siΩ do kogo strzela│ i czy trafi│ ten cz│owiek. Spojrza│ jeszcze raz na jego zmasakrowan▒ twarz. To by│ owoc granatu. NiezrΩcznie otwarty owoc granatu û ┐y│kowaty, szkar│atny, ociekaj▒cy sokiem. Okaleczony owoc granatu na talerzu kremowym jak ko╢µ s│oniowa! Diestl wzdrygn▒│ siΩ na t▒ my╢l. Pojedynczy wystrza│ przeszy│ ciszΩ. Kt≤ry╢ z ┐o│nierzy dobi│ zamachowca.
Jednostajny pomruk silnik≤w oznajmia│, ┐e samoloty zbli┐aj▒ siΩ do lotniska.
Tylko kilka os≤b w Rzeszy wiedzia│o, ┐e zaraz po zatankowaniu wyrusz▒ z
powrotem, a razem z nimi setki innych.
KONIEC
Krak≤w, 20 kwietnia 1999
Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrze┐one