Adam Podstawczyński Toast Zabawa była na całego. Wyborowa lała się roześmianymi potokami, ale pojawiały się też lepsze trunki. Opaśli panowie dawno już porozpinali paski na ostatnie dziurki: gorące dania przeplatały się z chłodnymi zakąskami, ciastami i wódką, wódką, wódką... Czerwone twarze roześmianych pań i panów zlewały się z przekrzykiwanymi rozmowami o polityce i pogodzie, o polityce i pieniądzach, o polityce i wódce. Spoceni i zarumienieni panowie wznosili coraz to nowe toasty: za rząd, za niższe cła na samochody, za niedźwiedzie polarne. Potem wszyscy jakoś tak przycichli, po kolei zauważali małą, może sześcioletnią dziewczynkę stojącą w drzwiach, szarą zza kłębów dymu papierosowego. Biesiadnicy zawieszali rozkołysany wzrok na jaskrawo-czerwonej spódniczce-odznaczała się na mętnym tle wyraźniej niż buzia dziecka. Ale twarz też w końcu zwracała uwagę: podkrążone, jakby wycieńczone oczy, zapadnięte policzki; smutne, dorosłe spojrzenie. Gdy zupełnie ucichły brzęki szkła i chichoty kobiet, dziewczynka utkwiła spojrzenie w jednym z panów w garniturach, podniosła plastikowy kubeczek z domku dla lalek, i powiedziała głośno i wyraźnie: -Żebyś mnie, mamusiu, nigdy więcej nie zostawiła w mieszkaniu samej z twoim mężem. Goście pijanymi ruchami głów skierowali spojrzenia na pana, w którego wpatrywało się dziecko. Potem do dziewczynki podeszła mama, wzięła ją za rączkę; jaskrawo-czerwona spódniczka zniknęła w czeluści przedpokoju. Za chwilę zadzwoniły pierwsze kieliszki, pan, na którego patrzyli goście rzucił jakiś żart, panie się zaśmiały, panowie odpowiedzieli śpiewem, karnawał trwał. Wznoszono kolejne toasty: za rząd, za samochody, za rynki zbytu, za czerwone spódniczki. ten tekst pochodzi ze strony "5000słów" prawa autora tekstu zastrzeżone