Adam Podstawczyński Koniec listopada Najgorzej jest, gdy nie masz nic do roboty. Siedzisz na wersalce w swoim pokoju, drzwi zamknięte, jakaś lampka, zakładasz nogę na nogę, zdejmujesz, odwrotnie, opuszkiem palca do warg, do nosa, uszu, delikatne muśnięcia, ale twój system nerwowy powoduje drażnienie, zagłusza myśli, ale one powracają, wyrażniejsze od każdego włosa na włosa na twojej nodze, pyłka w powietrzu, ciszy. Ja nie dla ciebie to piszę, ty przecież wiesz jak to jest, masz za sobą kilkanaście lat i każdą chwilę tak dokładnie zanalizowaną. Nie myślisz o Marii, albo tak ci się tylko wydaje, robisz herbatę (zalewasz wrzątkiem - dlaczego powoduje to bóle żeber, mostka, skurcze klatki piersiowej?), siedzisz nad tą herbatą, piętro wyżej muzyka, wiele nóg, a ty przytulony do szklanki, nogi w kapciach, a sam rozpięty chyba nad całym miastem. To przecież nic nie znaczy, ona wciąż jest twoja, ostatni już łyk, zimny płyn, trzeba wziąć się w kocu do roboty, tylko kilka godzin do egzaminu, byle nie myśleć, więc jeśli nic nie znaczy, to czemu wiesz, że już po wszystkim, że już nigdy nic nie będzie po staremu. Otwierasz okno, trochę powietrza, zimno, koniec listopada, wiesz, dzisiaj nie mogę, może kiedy indziej( to głos Marii zza oceanu przewodów telefonicznych), nie, na razie nie dzwoń, wiesz, ktoś u mnie jest, odłożona słuchawka, fusy na dnie szklanki, drapiesz się w głowę, zdejmujesz, zakładasz okulary. A potem już wiesz dobrze, że nie zajrzysz do otwartego podręcznika, na wołanie zza zamkniętych drzwi odpowiesz zaraz, mamo, otworzysz szerzej okno, za zimno, nawet jak na tę porę roku, muzyka z góry coraz głośniejsza, koniec muzyki, ale ty już stoisz w ciszy nad miastem, trochę się garbisz, okno jest niskie, wąski parapet, lecisz inaczej niż myślałeś, jakoś tak nieporadnie, ku swoim myślom, ku temu, co zostawiłeś, ale piękniejszemu, takiemu, jakie powinno być, jakie może kiedyś będzie. Ten tekst pochodzi ze strony 5000słów prawa autora tekstu zastrzeżone