W dobie Internetu, wolnego rynku, muzyki techno i innych innowacji końca tego tysiąclecia coraz częściej odrywamy się od tradycji, dla wielu z nas nie jest ona dobrem kulturalnym poprzedniego pokolenia, ale oznaką zacofania i niepostępowości. Właśnie - postępowość, cóż ona oznacza? Czy, aby nie być uważanym za staromodnego, należy się nowocześnie ubierać i wtrącać do swojej mowy zachodnie makaronizmy? To raczej snobizm niż postępowość. Postęp w życiu i obyczajach, to długotrwały proces, którego nie przyśpieszy się włożeniem na siebie drogiej bluzki, czy znajomością pięciu angielskich wyrazów.
Postęp wymaga czegoś więcej, wyznacza nowe kierunki myślenia, którym nie wszyscy mogą podołać, a zwłaszcza Ci, którzy przyzwyczajeni do tradycji i utartych od dawna obyczajów, nie chcą zmieniać swego życia, choćby nawet na lepsze. Nie chcą lub nie mogą, bo naturalnym mechanizmem obronnym człowieka jest obawa przed nieznanym. Taką tendencję może zaobserwować u siebie każdy, mniejszy lub większy konserwatysta, a nawet człowiek uważający się za postępowego. Ale czy jest to złe? Czy należy to krytykować? Dzisiaj chcemy rozwijać kapitalizm, być bardziej tolerancyjni i wolni w decyzjach. Ale, co będzie w roku 2050? Co będzie, gdy dzisiejsza postępowość i nowoczesność będzie za kilka dekad teraźniejszością, a obsługa komputera przez przedszkolaka (należy jeszcze zastanowić się, czy będzie taka instytucja jak przedszkole...) będzie na porządku dziennym? Czy po pewnym czasie społeczeństwo nie zapragnie kolejnych zmian? Z pewnością tak. A przy tak dynamicznym tempie kapitalistycznego życia stanie się to pewnie już przed upływem kolejnego stulecia. Z historii wiemy, że nawet w czasie wielkich i wspaniałych dla ludzkości epok szybko pojawiali się prekursorzy. Nie zdziwmy się, gdy za kilkadziesiąt lat coraz większa część społeczeństwa zapragnie powrotu do XX, czy nawet XIX wieku, a na przełomie kolejnych wieków, faktem stanie się idea socjalizmu, tym razem utopijnego.
Dzisiaj może wydawać nam się to absurdalnym, ale kiedyś ludzie stwierdzą, że kapitalizm i wolny rynek narzucają zbyt szybkie tempo życia, w efekcie niektóre jednostki zdane tylko na siebie w tak nieprzyjaznym świecie, zaczną kultywować dawne obyczaje, uważając jedynie, aby zapomniane idee rzeczywiście łączyły, a nie dzieliły społeczeństwo. Wprawdzie ludzi tych nie będzie zbyt wielu na początku, ale z czasem, gdy kapitalistyczni tradycjonaliści będą odchodzić do przeszłości wraz z końcem wieku XXI, powróci tak nieprzychylny dzisiaj dla nas ustrój.
Jednak za nim kapitalizm stanie się symbolem staroświeckości, musi on przejść jeszcze wiele metamorfoz, bo na jego drodze rozwojowej stoi wiele przeszkód, choćby dzisiejsi tradycjonaliści odrzucający nowe trendy. Na razie to ludzie postępu muszą walczyć z ludzkimi obawami i niechęciami i choć droga daleka, to kiedyś będą żyć w świecie dla siebie idealnym, wykreowanym przez nich samych. Kiedyś także go utracą na rzecz kolejnych ludzi postępu. A więc przy odrobinie wyobraźni i wyrozumiałości każdy może poczuć się w roli tradycjonalisty. Bo jeśli jeszcze nie dziś, tak za kilkadziesiąt lat skapituluje i zapragnie powrotu do przeszłości.
Więc czy jest jakiś sens budować nowoczesny świat, który po pewnym czasie okaże się już przestarzałym i będzie potrzebował kolejnych zmian, czasami nawiązujących do odrzuconej kiedyś przeszłości? Odpowiedź brzmi: tak. Od początku świata zmiany są nieodłącznym towarzyszem ludzkości, a choć Ci, którzy podejmą się ich wprowadzania spotkają się z uzasadnionym sprzeciwem i niezrozumieniem, kiedyś zostaną docenieni, czasem dopiero po śmierci...
Wielcy tego świata już dawno zrozumieli taki byt i porządek, i choć wcale nie musimy tego akceptować, to nie wiele wskóramy, bo postęp jest naturalnym procesem i to w każdej dziedzinie życia. O tym wiedzieli już zarówno Kopernik jak i Norwid.
A więc jaka jest ta przyszłość? Dla jednych mniej lub bardziej różowa, ale nie klaszczmy zbytnio, aby nam prawice nie obrzękły...
Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrzeżone