W pokoju panował półmrok, ale nie potrzebował jej widzieć, aby rozpoznać doskonale znane mu kształty. Stała teraz przed nim zupełnie naga. Jej sylwetka, ciemniejsza na tle białej ściany zdradzała, że dzisiejszy zachód słońca nie był końcem, a początkiem czegoś wspaniałego. Przeciągnęła się i wolno zbliżała się do niego. Jej pełne piersi kołysały się łagodnie będąc coraz bliżej i bliżej jego twarzy. Poczuł ich niesamowitą miękkość i ciepło. I jeszcze ten zapach. Uwielbiał go. Delikatna woń kwitnącej brzoskwini. Wtulił się w nią i czuł, że cały świat stał się w jednej chwili zupełnie nieważny. Wszystko zostało gdzieś poza tym pokojem. Gdyby to było możliwe, chciałby żeby ktoś ich zaczarował tutaj i teraz. Na zawsze pozostaliby razem w tym mroku, całkowicie wypełnionym zapachem miękkich brzoskwiń. Żaden komunikator... Komunikator?... O nie! Piskliwy dzwonek brutalnie zniszczył cały nastrój tej chwili. Wiedział, że musi go odebrać. Niechętnie odsuwał się od jej piersi, gdy nagle poczuł, że nie może się uwolnić. Coś trzymało go za nos. Jakiś nienaturalny uścisk zaskoczył go zupełnie.
- Nie, nie zostaw! Zostaw mnie!- krzyczał przerażony.
Otworzył oczy. Powoli uniósł głowę, a przychodziło mu to z trudem, bo razem z nią podniósł klawiaturę. Z obrzydzeniem uwolnił swój nos spomiędzy "g" i "h" i odrzucił klawiaturę. Nie pamiętał który to już raz zasnął nad komputerem
- Cholera, taki piękny sen. Mam nadzieję, że to coś ważnego- powiedział patrząc z nienawiścią na dzwoniący komunikator.
- Słucham - warknął do słuchawki
- Pan Horacy Morszczuk? - głos w słuchawce nie wróżył nic dobrego. Służbowy ton i ochrypły od wydawania rozkazów głos.
- Tak. Co się stało? Przecież jest 4 rano!-
- Mówi generał Rudolf Żelazko. Przepraszam, że pana budzę ale mamy stan nadzwyczajny. Dzwonię ze sztabu kryzysowego. Prezydent i minister obrony już tu są. Czekamy tylko na pana. Proszę się pospieszyć! -
- Ale co się...- zdanie przerwał mu odgłos rozłączanej rozmowy.
Spojrzał przez okno na ulice Krakowa. Właśnie zaczynały się godziny szczytu. Ulicami ciągnął nieprzerwany sznur ziemolotów i antygrawobusów. Szybko skalkulował czas jaki zajęłaby mu droga ziemolotem. Z westchnieniem odrzucił kartę kodową.
- I znowu pojedziemy metrem. I to jest stolica? - powiedział do siebie kiedy wychodząc z mieszkania wydawał polecenia komputerowi domowemu.
- Życzę miłego dnia :-) - ciepły, kobiecy głos popłynął z głośnika komputera.
- Mam nadzieję, słoneczko! - rzucił mu na pożegnanie.
- Witam pana. Cieszę się, że tak szybko pan przybył - prezydent podniósł na chwilę głowę znad ekranu komunikatora i zaszczycił Horacego zdawkowym uśmiechem. W pokoju byli wszyscy najważniejsi ludzie piątej Rzeczypospolitej. Prezydent-Alojzy Parch, Fiodor Skoczmi -minister obrony, szef sztabu-generał Żelazko, oraz Marian Krzaklewski Trzeci, szef wywiadu i dowódca sił specjalnych. W rogu pokoju siedziała jeszcze jakaś nieznana Horacemu kobieta.
- Co się dzieje panowie? O przepraszam. Pani i panowie- poczuł, że zabrzmiało to zupełnie nieodpowiednio do chwili.
- Proszę usiąść- powiedział prezydent wskazując na krzesło stojące przy jednym z włączonych komunikatorów.
- Pani porucznik proszę przedstawić sytuację. Niech mi pan wybaczy Morszczuk, że nie zrobię tego osobiście, ale właśnie mam przewodniczącego Paktu na linii - prezydent zrobił szpagat, bo lubił się popisywać i pochylił się nad komunikatorem, a kobieta siedząca w rogu pokoju wstała i podeszła do Horacego niosąc ze sobą plik jakiś wydruków i zmysłowo kręcąc biodrami.
- Witam panie pułkowniku - powiedziała promiennie się uśmiechając. Poczuł się dziwnie. Nikt go tak nie nazywał od kiedy odszedł ze służby czynnej. Tym bardziej, że jako pracownik wywiadu nie obnosił się ze swoim stopniem nawet w czasie służby.
- Nazywam się Angelika Lukow. Pan mnie nie zna, ale to jest jeden z aspektów mojej pracy. Ale pan na pewno to rozumie. Jestem doradcą rządu do spraw mniejszości narodowych i konfliktów rasowych.
Angelika była szczupłą, wysoką brunetką. Nie mogła mieć więcej niż 25 lat i nie mniej niż 24. Uśmiech na jej twarzy czynił ją wręcz piękną. Horacy pomyślał, że z takim wyglądem absolutnie nie pasuje do swojej roli.
- Pozwoli pan, że od razu przejdę do sedna sprawy- powiedziała Angelika przysuwając krzesło i siadając koło Horacego. Niestety nie zauważyła, że wzięła krzesło Prezydenta, który wyrżnął jak długi.
- Pozwoliłbym ci na wszystko, kotku- pomyślał Horacy i uśmiechnął się do siebie.
-Otóż mamy sytuację kryzysową. Wczoraj rano przyszła wiadomość z siedziby NATO. Pakt ostrzegał, że daje nam 12 godzin na zaprzestanie wszelkich działań zbrojnych przeciwko ludności niemieckiej na Śląsku. Pomimo zabiegów dyplomatycznych, godzinę temu samoloty Paktu zaatakowały nasze instalacje radarowe, przeciwlotnicze i automaty z colą. Co gorsza, do wiadomości publicznej podano dane jakoby nasze wojska wypędzały ludność niemiecką ze Śląska, a nasza polityka miałaby mieć na celu całkowite oczyszczenie tego regionu z ludności napływowej- uśmiech dawno gdzieś uciekł z twarzy Angeliki. Znalazł się na twarzy Prezydenta, który wciąż siedział na ziemi, bo wyrżnął o ziemię swoimi atrybutami męskości i minę miał nietęgą.
- Teraz pan rozumie dlaczego pana wezwaliśmy. Jako pracownik wywiadu...
- Były pracownik wywiadu- wtrącił się Horacy
- Oczywiście. Jako były pracownik wywiadu ma pan szereg kontaktów w
tym regionie. I jest pan jednym z niewielu agentów, którzy byli na Śląsku
i wciąż żyją. Pojawiła się pewna, dość niesamowita, możliwość rozwiązania
tej niezwykle niekorzystne sytuacji. Nie ma czasu na dalsze wyjaśnianie.
Wszystkie niezbędne materiały ma pan w tych aktach. Na lądowisku czeka
już wahadłowiec. W panu ostatnia nadzieja. Powodzenia pułkowniku i niech
Moc będzie z panem!
W drodze na lądowisko imienia Ofiar Stacji Kosmicznej Mir, Horacy przypomniał sobie całą historię konfliktu na Śląsku.
150 lat temu, kiedy w wyrobiskach starych kopalń odkryto gigantyczne pokłady krzemu powstała tam polska "krzemowa dolina". Teren był bardzo trudny, użycie robotów górniczych nie wchodziło w rachubę. Potrzebowano ludzi. Wtedy zaczął się napływ taniej siły roboczej z pogrążonego w kryzysie Związku Niemieckiego. Wielu z nich pozostało na Śląsku, założyli swoje rodziny zaczęli zaszczepiać na tym gruncie swoją kulturę. 20 lat temu ich liczba na Śląsku sięgała 75% całej ludności. 2 lata temu zaczął się konflikt. Zażądali niepodległości dla regionu Śląska, albo przyłączenia go do Związku Niemieckiego. Zaczęli wypędzać polską ludność z tego obszaru. Rząd skierował tam oddziały żandarmerii, potem regularne jednostki wojskowe, a w końcu szalikowców. Sytuacja wydawała się opanowana, więc zaczęto stopniowe wysiedlanie ludności napływowej z powrotem do Związku Niemieckiego.
Wszystko szło pomyślnie, opór był minimalny. W końcu, bądź co bądź,
są to rdzennie polskie terytoria. I wtedy do wszystkiego wmieszała się
Komisja Do Spraw Mniejszości przy ONZ. Zarzuciła nam dyskryminację, próbę
eksterminacji mniejszości niemieckiej jednym słowem stek bzdur. Oczywiście
nikt nie mówił głośno, że przewodniczącym komisji jest Hans Richtenbaum.
Po ostrej reakcji polskiej dyplomacji do całej sprawy włączyło się NATO
przynaglone rezolucją ONZ. Zaczęła się wojna nerwów, gróźb i politycznego
szantażu. Rok temu zorganizowały się niemieckie sthurmgruppen i zaczęły
regularną wojnę partyzancką z naszą armią, Jak widać nic nie pomogło i
dzisiaj, pierwszy raz w historii, wojska Paktu uderzyły na jednego ze swoich
członków. I to dokładnie w 155 rocznicę przyjęcia nas do NATO. Co za ironia
losu!
Im bardziej Horacy zagłębiał się w materiały wręczone mu przez Angelikę,
tym większe było jego zdziwienie. Miał przed sobą mapę z naniesionymi współrzędnymi
dla GPS'u, dossier niejakiego Anatola Kota, oraz dziwny tekst skopiowany
z jakiegoś starego serwera:
...i dzień nadejdzie taki, gdy przyjaciel wrogiem się stanie i jego
flota napadnie na niego.
Gdy ziemia od zawsze własna, cudzą ma być, zbrojnym ramieniem wymuszona.
A sprawiedliwy naród jeden się ostanie i osamotniony przy prawdzie
tkwić będzie.
I wtedy wstaną ci co śpią wiecznie i w liczbie tak małej jak ziarna
złota wśród piachu ziaren,
pokonają siły nieprzyjaciół. I pokój nastanie, a przyjaciele znowu
przyjaciółmi będą.
A ziemia od wieków ojczysta znów do ojczyzny powróci...
Reszta była napisana w zupełnie niezrozumiałym języku.
Kopsnij że się do gacha co się pod lasem melinuje.
Pojeb z niego totalny. Gandzi nie szluguje, kwasa nie używa, a odwałki
ma codziennie.
Fagas ten ma w swej melinie booka z crackami co ten pasłord rozwiążą:
Żeleźnioki z tripa wrócą i czarne motyle pogrzebaczami przechrzszczą
a backnąć ich do życia może tylko misiek co ryczy jak osika
Z pozostałych informacji wynikało, że Horacy ma się spotkać na Śląsku z Anatolem Kotem, współrzędne jego domu są naniesione na mapę, wszelkimi sposobami ma zmusić go do odszyfrowania drugiej części tekstu. Zadaniem Horacego jest wykonanie instrukcji w nim zawartych.
Nie widział sensu żeby zastanawiać się nad znaczeniem tego tekstu przed
spotkaniem z Kotem. Wprowadził więc współrzędne do GPSu spakował mapę
i załadował akumulator do miotacza. 15 minut później stał na leśnej drodze
patrząc jak wahadłowiec bezszelestnie unosi się i odlatuje.
Stary, zgarbiony staruszek o brodzie długiej i siwiuteńkiej targał wielki baniak z mlekiem, wydając przy tym te przeraźliwe dźwięki, które były jego świszczącym oddechem. Jego celem wydawało się być wlanie mleka do gigantycznego koryta, wokół którego kotłowało się jakieś 20 różnej maści kotów, kotek i kociaków. A że dziadunio stary już był i co nieco niezgrabny, to baniak wypadł mu z rąk i utworzył białą rzekę, łapczywie teraz chlipaną przez wszystkie kociaki. Dziadunio westchnął, uśmiechnął się dobrotliwie i pierwszemu z brzegu kotkowi odrąbał łeb siekierą, którą uprzednio wyciągnął z brody. Zanim reszta kompanii zorientowała się o co biega, cztery następne pięcionogi dołączyły do swojego kolegi, a ich łebki potoczyły się do pobliskiej rzeki, groteskowo podskakując na kamieniach.
Horacy otrząsnął się z chwilowego odrętwienia, wyrwał zza pasa miotacz i przeskoczył przez ogrodzenie.
-Rzuć tą siekierę Kocie. Co ty robisz? Dlaczego mordujesz te niewinne kociaki? krzyczał w stronę dziadka wymachując mu przed nosem miotaczem.
-Bo, bo to złe kociaki były powiedział dziadek i rzucił siekierę trafiając oszołomionego kota, który nie zdążył uciec i patrzył na dziadka swymi wielkimi ze strachu oczyma. Dziadek trafił go nieczysto, bo krew buchnęła obficie, ale kot darł się w niebogłosy i wyraźnie dawał jeszcze znaki życia. Horacy wymierzył z miotacza i rozwalił kociakowi głowę, żeby się nie męczył.
-No i coś ty zrobił temu biednemu kotkowi wredny staruchu- wrzasnął w stronę dziadka
-Wyrwałem chwasta- warknął dziad
-Wiele już w życiu widziałem śmierci, ale nie rozumiem po co zabijać takie przemiłe stworzenia? głos Horacego zdradzał uczucia. Wyszedł już z wprawy.
-Co ty wiesz o zabijaniu- odburknął dziadek i przysiadł na pieńku wycierając zakrwawione ręce w brodę.
-Czy ty jesteś Anatol Kot, były najlepszy agent rządowy, czterdziestokrotnie odznaczony, a obecnie cierpiący na pomroczność jasną i z tego powodu osiadły na tym oto zadupiu? zapytał Horacy cytując sporą część dossier Anatola. Miał dosyć tego wrednego dziada i chciał jak najszybciej zakończyć całą sprawę
-Tak. A bo co?- żachnął się dziadek, a oczy mu zabłyszczały.
-Jestem agent Horacy Morszczuk i przybywam tu z misją rządową. Nie wiem co ci idioci w sztabie wymyślili, ale mam rozkaz zmusi... to znaczy poprosić cię drogi dziadku Anatolu o przetłumaczenie tego oto tekstu. Jest to sprawa o najwyższym priorytecie dla państwa, a więc i ciebie drogi dziadku mówiąc te słowa wręczył Kotowi kopię dziwnego tekstu. Ten o nic nie zapytał, nic nie powiedział tylko wyciągnął z brody ołówek i zaczął coś pisać na kartce wręczonej mu przez Horacego. Po chwili wyciągnął z brody cztery tomiska jakiś zmurszałych ksiąg i pomrukując pod nosem pisał dalej. Po kilku minutach wręczył zapisaną kartkę Horacemu i wstał, najwyraźniej w celu oddalenia się.
-Ależ dziadku Anatolu. Nie boisz się sam tu mieszkać. A jak przyjdą rebelianci, to co wtedy zrobisz?- Horacemu szczerze żal się zrobiło Kota. W końcu kiedyś jak i on teraz był agentem.
-A zabiję ich wszystkich- odburknął Kot i kopiąc koci łeb po kocich łbach, oddalał się w stronę rzeki.
-Anatolu! Anatolu Kocie! Poczekaj. Porozmawiajmy!- Horacy starał się zatrzymać dziadka.
-Nie chce mi się z tobą gadać- odpowiedział Kot. Wyciągnął z brody kajak, wsiadł do niego i odpłynął z prądem rzeki wiosłując miarowo.
Horacy chwilę stał na brzegu odprowadzając Anatola wzrokiem dopóki kajak nie dotarł do 400 metrowego wodospadu. Potem już nie było na co patrzeć, więc wrócił pod dom Kota, usiadł na pieńku i zaczął czytać co Anatol zapisał na kartce. Wynikało z tego, że dalsza część informacji była w języku staropolskim, ale dziadulo chwalił się, że świetnie go zna. Tłumaczenie było następujące:
Kopsnij że się do gacha co się pod lasem melinuje.
Skontaktuj się z mędrcem co w lesie mieszka
Pojeb z niego totalny. Gandzi nie szluguje, kwasa nie używa, a odwałki
ma codziennie.
Ekstrawagancki z niego człowiek. Używek nie stosuje, a umysł jego światły
co dzień
Fagas ten ma w swej melinie booka z crackami co ten pasłord rozwiążą:
Mędrzec ten ma w domu swym księgę kodów, która pozwoli na rozszyfrowanie
tego oto zapisu:
Żeleźnioki z tripa wrócą i czarne motyle pogrzebaczami przechrzszczą
a backnąć ich do życia może tylko misiek co ryczy jak osika
Ta część nie była przetłumaczona. Anatol nabazgrał, że wszystkie potrzebne informacje zawarte są w księdze kodów. Horacy odnalazł ją w domu Kota, ukrytą w pudełku po zapałkach. Nie było czasu na sprawdzanie kodów. Horacy pospiesznie schował księgę kodów i wezwał wahadłowiec. 15 minut później leciał w stronę Zakopanego, przeglądając księgę kodów.
2 godziny później świat obiegły sensacyjne wiadomości. NATO straciło
nad Polską 12 niewykrywalnych przez radary F-218. Sztab Paktu odmawia podania
szczegółowych wiadomości. Nieoficjalne źródła podają, że użyto jakiejś
nowej, niesamowicie skutecznej broni. NATO wstrzymało wszelkie działania
militarne przeciwko Polsce i w pełni popiera jej prawo do Śląska. Niemieccy
osadnicy w popłochu wycofali się z tego regionu. Obecnie stanowią 0,2%
ludności Śląska i wciąż uciekają kolejni.
-To był prezydent? Co chciał?- zapytała Angelika poprawiając ramiączko stanika, które zsunęło się odsłaniając zdecydowanie za dużo.
-Tajemnica powiedział Horacy
-Słuchaj. Przeważnie nie umawiam się z uczniami. Ale bardzo zależy mi na tym MIGu- szepnęła Angelika
-To nie ta kwestia, kotku. To było z Top Guna. Pomyliłaś się z przekąsem zauważył Horacy
-Oh! Ale ze mnie idiotka. Słuchaj. Przeważnie nie umawiam się z współpracownikami. Ale bardzo mi zależy na tych F-218. Jakim cudem udało się ich strącić aż 12? I co to za nowa broń? - szepnęła Angelika
-Sekret za sekret. Zacznijmy od ciebie powiedział Horacy przysiadając się bliżej i obejmując Angelikę
-No dobrze. Angelika Lukow to nie jest moje prawdziwe imię. Naprawdę nazywam się Demi. Demi Mur, ale wolę Angelika. Teraz twoja kolej- powiedziała patrząc Horacemu głęboko w oczy. Przeraziła się bo ujrzała tam puste. Puste słoiki po musztardzie. Horacy uśmiechnął się i podał jej zmiętą kartkę papieru.
-ACH! To te dwie linijki nie opublikowanego tekstu znalezionego na tym starym serwerze. Jakim cudem udało się je przetłumaczyć?- krzyknęła z zachwytu Angelika
-Okazało się, że Anatol Kot miał księgę kodów. Ja ją zdobyłem i rozszyfrowałem przekaz- powiedział Horacy z dumą
-Zaczynam rozumieć. To niesamowite Horacy! Angelika, a raczej Demi, przyglądała się kartce na której były przetłumaczone te dwie linijki:
Żeleźnioki z tripa wrócą i czarne motyle pogrzebaczami przechrzszczą
Rycerze się obudzą i F117 mieczami swymi zniszczą,
a backnąć ich do życia może tylko misiek co ryczy jak osika
,a obudzić ich może tylko zawodzenie Michała Bajora
-Ale co się działo potem? Co robiłeś w Zakopanem?- pytania padały jak deszcz za oknem
Horacy wziął głęboki oddech, pyknął z fajeczki i zaczął swą opowieść.
-Polecieliśmy do Zakopanego. No wiesz to miasto co znowu ubiega się o organizację olimpiady. Który to już raz? Ach tak 54. Może w końcu się im uda. Ale wróćmy do naszej opowieści. Zgodnie z zapisem udaliśmy się pod Giewont. Tam puściliśmy z 2000 watowych głośników jazgot przeraźliwy, który nasi archeolodzy wydobyli na wykopaliskach w Żarnowcu. Nazywało się to wycie Michał Bajor Lajw czy jakoś tak. Z początku nic się nie działo, już mieliśmy odlatywać, gdy nagle z jednej z jaskiń wyleciało dwunastu chłopa wrzeszcząc przeraźliwie i wymachując mieczami. Cali byli zakuci w jakieś żelastwo. Myśleliśmy, że to jakieś cyborgi, ale nie to były najprawdziwsze, średniowieczne żeleźnioki.
Chłopaki błagali nas, żeby to wycie wyłączyć. Mówili, że zrobią wszystko, a myśmy tylko na to czekali. Mówimy im jaka jest sytuacja, a oni zgodzili się pomóc. Powłazili w tych swoich stalowych wdziankach na okoliczne góry i jak jakiś F-218 przelatywał w okolicy, to oni wystawiali te swoje miecze w górę, a systemy nawigacyjne F-218 dostawały fioła i tak 12 z nich wyrżnęło o okoliczne wzgórza.
Horacy pyknął z fajeczki i opowiadał dalej
Potem przyszedł czas na podziękowania i opowieści. Okazało się, że chłopaki spili się jakimś samogonem zaraz po tym jak ich znajoma, chyba Wanda miała na imię, utopiła się w Wiśle. Podobno strasznie nie chciała jakiegoś Niemca. Chłopaki bardzo ją lubili, bo i wypić z nią było można i pozwierzać się jak im coś na sercu zalegało, no i tak się z tego żalu spili, że zasnęli i zupełnie stracili poczucie czasu. Obudziło ich dopiero to piekielne zawodzenie. Jak widać w samą porę. Chłopaki bardzo chcieli trochę się porozglądać po naszym świecie, więc prezydent obiecał zorganizować im wycieczkę. No wiesz, Oświęcim, Wieliczka i te klimaty. Aha i jeszcze powiedzieli, że średniowieczni żołnierze to nie byli żeleźnioki, tylko rycerze, czy jakoś tak. I to koniec opowieści moja droga- powiedział Horacy pykając z fajeczki.
-Cudowna opowieść Horacy- szepnęła mu do ucha i odgarniając włosy pocałowała
go. Horacemu cały świat zawirował przed oczyma. Odganiał od siebie natarczywą
myśl, że ona robi to tylko dla tych informacji. Wtulił się w nią i w jednej
chwili wszystko inne straciło znaczenie. Ściągnął z niej resztki bielizny
przytulając się do jej piersi. Uśmiechnął się do siebie czując zapach kwitnących
brzoskwiń.
Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrzeżone