Cytuję autora: Mam 24 lata i jestem świeżo upieczonym stomatologiem, uwielbiam literaturę sf i fantasy, Mrożka i Stachurę. Gram na gitarze, coś tam sobie piszę i więcej nie będzie żadnego o mnie chwalenia. Adres Marcina: mszylko@polbox.com.
Chłopiec zatrzymał się. Niebo wyglądało inaczej, ziemia wyglądała inaczej i w ogóle
coś było nie tak. Bardzo uważnie omiótł spojrzeniem całą okolicę, ale nie potrafił określić,
co konkretnie budziło jego niepokój. Wyczuwał natomiast pewne napięcie w powietrzu, jakąś nieokreśloną obecność, subtelny aromat górującej nad wszystkim woli.
-Kim jesteś ?- zapytał , obracając się w przypadkowym kierunku. Wibracje przybrały na sile.
-Horyzontem- malec nie miał pojęcia, który ze zmysłów dostarczył tę informację do jego umysłu.
-Horyzontem?- powtórzył pytanie, zabawnie marszcząc czoło.-A kto to taki ?
-Pomagam słońcu i ludziom- odrzekł horyzont.-Muszę zakrywać przed wścibskimi oczami
miejsce, gdzie słońce chowa się na nocny sen, w przeciwnym razie nie miałoby ani chwili
spokoju.
-A co robisz dla ludzi?- zainteresował się Misza Gaługin, on to bowiem był ten pierwszy
z Gaługinowych synów.
-Nie rozumiesz? Ochraniam przecież ich oczy. Wolałbyś patrzeć na słonce cała dobę, bez
przerwy ?
-A tak- odezwał się dumnie chłopiec. -Ja właśnie idę szukać domu, w którym mieszka słońce. Ale- zawahał się na moment- gdzie ty właściwie jesteś ?
-Wszędzie, z każdej twojej strony- roześmiał się horyzont.
Misza nie miał jednak czasu na dalszą pogawędkę. Gwiżdżąc pod nosem ruszył pospiesznie dalej.
-Hej !- zawołał za nim horyzont. -Zaczekaj chwilkę.
Malec odwrócił głowę.
-Jak ty mnie znalazleś ?-rozbłysło w jego świadomości natarczywe pytanie.
-Zwyczajnie, a bo co ?
-No wiesz, wszyscy tylko mnie widzą, obserwują, czasami rzucą jakieś dobre słowo, ale nie
mogą tu przyjść. Uciekam im cały czas, takie mam zadanie. A nagle ty...
Chłopiec wzruszył ramionami..
-Po prostu przyszedłem, i już.
I pomaszerował przed siebie, do domu, w którym mieszkało słońce. Horyzont zamyślił się. Spojrzał na ognistą kulą, zawieszoną nisko nad ziemią i , gdyby mógł, pacnąłby się w głowę.
-Zasnąłem !- powiedział sam do siebie. -Cholera, to przez ten smog oraz freony. Wykończę się tutaj - i wtedy dopiero zauważył, dokąd zmierzał Misza Gaługin.
-Nie idź tam !- wrzasnął za nim. -Zginiesz ! Nikt...
Ale mały nie słyszał , znikając w gorejącym blasku. Horyzont chciał pobiec za nim i wszystko wytłumaczyć. Zbliżali się jednak jacyś następni ludzie, a nie mógł popełnić tego samego błędu po raz drugi.
Uciekł więc, jak to miał w zwyczaju.
To nie jest wcale takie ekscytujące. Oboje siedzą na niewielkiej wersalce, nie patrząc
na siebie ani nie rozmawiając. Czasami któreś z nich rzuca pojedyncze słowo, aby zapaść się następnie w otchłań przejmującej ciszy. Przyzwyczaili się już do tego tak bardzo, że nie wywiera teraz to na nich żadnego wrażenia, zatem trwają pogrążeni we własnych rozmyślaniach przy starym, okrągłym stoliku. Mężczyzna zaczesuje swoje siwe włosy. Patrzy na ekran telewizora. Wzdycha. Kobieta wtóruje mu ciężkim oddechem, po czym tonie w trzymanej na kolanach robótce. A czas płynie nieubłaganie, zbliżając się do tej magicznej chwili z każdą sekundą.
Ile to już lat? Obrosłych niezmienną tradycją, wzniosłych momentów, które powszedniały jak grudniowe śniegi, posępnych i bezowocnych ? Jednak za kilka minut wszystko się wyjaśni. Zawsze tak myślą. Dlatego czekają, zastygli w niepewności, zaczarowani niegasnącą nadzieja.
Gdzieś tam, za oknami, rozlegają się pierwsze odgłosy wystrzałów, poprzedzane oślepiającymi błyskami. Twarze staruszków tężeją, po co ukrywać napięcie, zwłaszcza dzisiaj? To nie byle jaka noc, w końcu trafili na okrągłą datę. Przez ścianę sąsiedzi głośno odliczają brakujące sekundy. Jeszcze...jeszcze...
*
Mężczyzna nie reaguje na huk i wrzask, jaki wybucha dookoła. Zastygły niczym posąg wpatruje się uparcie w jeden, wybrany przez siebie punkt na ścianie. Kobieta wodzi swym wzrokiem po małym pokoju, uważnie zatrzymując się na każdym przedmiocie. Mija dłuższa chwila, zanim on decyduje się przemówić.
-Chyba znowu nic-stwierdza z rezygnacją, dołączając spojrzeniem do swojej żony.
-Ano, nic-mruczy pod nosem kobieta.
-Ech tam, diabła wszystko warte- macha ręką staruszek i ostentacyjnie miesza łyżeczką herbatę.
-Ech tam-dodaje babuleńka.
-Ech-przyznaje im rację herbata, jednakże bardzo, bardzo cicho.
-Puk, puk !
-Kto tam ?
-To ja. Puk, puk.
-Kto ?
-No, wiesz. Puk, puk.
-Co za ja ?
-Ach, zapomniałem. Masz przecież Alzheimera. Naprawdę mnie nie pamiętasz ? Puk, puk.
-Szlag by trafił to pukanie. Ktoś ty ? Daj mi spokój !
-Oj, nieładnie. Zapomina się przyjaciół... Puk. Puk.
-Przestań, do diabła.
-Puk, puk.
-Przestań, słyszysz ?
-Poważnie, chcesz tego ? Puk, puk.
-Spieprzaj, do cholery, z tym hałasem ! No, już !
-Okej, twoja decyzja.
I serce zamilkło.
Teksty pochodzą ze strony 5000słów.
Prawa autorów wszystkich tekstów na stronach 5000słów zastrzeżone (kopiowanie, publikacja, publiczne odczyty w całości lub fragmentach tylko za zgodą autorów)
Czas utworzenia pliku: niedziela 4 lipca 1999 roku.