Ilekroć widział to miejsce, zawsze przypominał sobie coś, czego sam nie był zupełnie świadomy. Myśląc o nieruchomych, poszarpanych obrazach błąkających się po jego pamięci nie wiedział co oznaczają chwilowe doznania, widoki, które błyskawicznie ukazywały się przed jego oczyma i równie błyskawicznie zmieniały się w na pozór rzeczywisty świat, który go otaczał. Nigdy nie dowiedział się co oznaczały dziwne liczby i symbole wyryte w jego pamięci. Być może nie miały one żadnego sensu, po prostu stanowiły pozostałości po jego dawnym życiu i tym czym się zajmował. Kilkanaście ostatnich dni przyniosło spokój, którego nigdy nie zaznał, otwartą przestrzeń, w której biegał i cieszył się niczym dziecko. Przestały go nawiedzać jakiekolwiek wspomnienia, wizje z przeszłości, które jednoznacznie stanowiły podstawę jego cierpień. Skończyły się ciągłe koszmary nocne; już nigdy nie budził się poza swym pokojem, przestraszony, odcięty od rzeczywistości, mamroczący słowa pozbawione sensu. Pierwszy raz widziałem go uśmiechniętego; stał beztrosko nad sporych rozmiarów kamieniem o dziwacznym kształcie, przypominającym ponure oblicze księżyca. Obraz ten był o tyle odmienny od codzienności... Całe terytorium pozostałe przy wierze, spowite było bowiem sporymi kamieniami i głazami, powbijanymi pomiędzy szare piachy okrywające całą powierzchnię. Jedynie gdy zbliżał sie sezon wiatrów, oczekiwany latami, z różnych zakątków niesione z wiatrem były części zielonego metalu... On zawsze widząc ten bezwartościowy metal, biegł za nim próbując go dopaść, złapać i posiąść na własność. Próby te okazywały się daremne... Tym razem na kamieniu, nad którym zastygnął widniały prymitywne wyroby z zielonego metalu... Nie reprezentowały dla nas żadnej wartości, on jednak stał tak godzinami i patrzył... Ostatni dzień pobytu był dla niego wyjątkowo pechowym... Został opętany myślą, która bezczelnie wdzierając się do jego psychiki, torturowała go wizją człowieka władającego światem... człowieka pijącego czystą wodę, jedzącego zielony metal, hodującego zawierzęta... Opuścił nas ze świadomością, bycia kimś innym niż my, być może kimś lepszym, jednakże bezporównywalnie gorszym... Lepiej stało się dla niego, że odszedł... Nie miał żadnych poprawek genetycznych, myślami uciekał do utopijnej wizji świata pokrytego zielonym metalem i wodą pitną... nie był zupełnie przygotowany do życia na CyberEarth...
Tekst pochodzi ze strony 5000słów.
Prawa autora tekstu zastrzeżone.