Słowa autora: Mam 26 lat. Właśnie kończę AE w Krakowie. Jestem facetem, od którego niedawno odeszła żona. Wtedy właśnie zacząłem pisać, szukając ukojenia w słowach i ramionach kobiety, której nie ma. Kiedyś, będąc w dołku psychicznym, napisałem dwa wiersze, które leżą gdzieś zapomniane na strychu. Teraz myśli jakoś znów same układają się w potok słów, więc przelewam je na papier. Tym razem chciałbym się jednak podzielić nimi z innymi, choć tak naprawdę trochę się ich wstydzę. Wiem, że tak naprawdę tylko ja je rozumiem i tylko dla mnie są czymś szczególnym. Może jednak znajdzie się ktoś, kto zechce je przeczytać i przy okazji odnajdzie w nich część siebie. Ewentualną korespondencję z Waszą opinią o moich wypocinach proszę przesyłać na e-mail: konsay@polbox.com.
Wiersze - część pierwsza |
Wiersze - część druga |
witaj radości nieskromnych słów
wypowiadanych z rumieńcem na twarzy
szepcie mówiony skrycie
by nikt nie usłyszał prócz Niej
płomienne spojrzenie
szukające blasku oczu Jej
delikatny dotyku
niby tak od niechcenia
ale skąd ten dreszcz
rozkoszy uśmiechu
najpiękniejszych ust
które spragnione są
moich ust
kimkolwiek jesteś
jesteś w moich snach
samotnych dniach
wypełniasz pustkę
serca żal po Tej
której już nie ma
odeszła zostawiła mnie
dla samej siebie dla pana M.
został mi tylko smutek
utopiony w kroplach
w moich łzach
jakże gorzki jest wolności smak
gdzie jest ten swobody raj
w Tobie nadzieja na nowy dzień
zapomnienie w flircie topi się
przeszłość jak we mgle
teraz tylko Ty liczysz się
kimkolwiek jesteś zostań ze mną
zostań choćby w moich snach
przyjdź i nigdy nie opuszczaj mnie
pokaż mi więc swoją twarz
niech czuję słodycz Twoich ust
najcudowniejszy smak
niech widzę rozkoszny uśmiech ten
co ożywia każdy dzień
chcę by przeszywał wiecznie dreszcz
gdy dotykasz mnie
spojrzenie niech rozpala
te najskrytsze myśli me
szept niech stanie się krzykiem
uniesieniem naszych serc
czas już by radość
wypełniła wszystkie dni
życie i tak przecież krótkie jest
więc chwilą trzeba żyć
uchwycić każdy dzień
na nowo odkryć się
Ty jesteś jak powietrze
którego wciąż mi brak
słońcem w którym budzi się las
by jesienią oddać najpiękniejszy bukiet z liści swych
obnażyć korony drzew
całkowicie zmienić się
jesteś kroplą wody
co obmywa spękane usta wędrowca
gasi pragnienie
pozwala żyć
iskrą nadziei na ognia żar
tańczącym na wietrze płomieniem świecy
światłem w tunelu co rozjaśnia najtrudniejsze dni
tęczą która ożywia deszczowy szary dzień
łukiem Twoich barw
jesteś cudem moich marzeń
szczęśliwym dniem
lepszym jutrem
zapomnieniem
jesteś szeptem co wciąż w duszy gra
lecz odwagi brak by powiedzieć Ci
jak bardzo moje serce drży
w mojej głowie
więcej myśli jest
niż ogarnąć mogę
kotłuje się w niej cały świat
labirynt życia
łaskawym mi nie był
ścieżki szczęśliwych dni
w pół drogi zgubiłem gdzieś
utraconej miłości
już nie chcę znać
jej głos tak obcy mi jest
to nie byłby ten czar
najchętniej osiągnąłbym
nirwany czy Hadesu bram
lecz to nie jest wyjście
zbyt kocham ludzki świat
do lotu muszę wzbić się tak jak ptak
poszybować i znaleźć swój kąt
na nowo zaufać i znów pokochać
najtrudniejszy będzie pierwszy krok
leżę w łóżku sam
ciemność przytula mnie
cisza mym przyjacielem
marzenie kochanką jest
leżę i patrzę w sufit
jeziorem on jest
a w nim odbicie gór
echo szczęśliwych dni
ściany jedynym oparciem mym
fundamentem życia w trudne dni
gdy nie rozumiem świata
gdy kogoś mi brak
przez okno księżyc wkrada się
nadając mieszkaniu świąteczny czar
światło i cień jak taniec ciał
po pokoju wije się
muzyka symfonią deszczu jest
z zewnątrz dochodzi jej szmer
każdy dźwięk nutką życia jest
każda kropla kroplą ludzkich łez
znów nieprzespana samotna noc
ciemność i pustka wypełnia mój dom
marzenia gdzieś uciekły echo już wybrzmiało
tylko cisza ze mną jest
jesteś szczytem najwyższej z gór
tak samo piękna
lecz i nie do zdobycia
tylko mój wzrok dotyka Cię
jesteś rwącym potokiem
strumieniem najczystszych wód
boję się byś mnie nie porwała
bym nie utopił się w objęciach Twych
wiem że często jesteś burzą
sztormem morskich fal
żywiołem nie do ogarnięcia
szkoda że i takiej Cię nie znam
gwiazdeczką lśniącą jesteś
tak różną spośród wielu gwiazd
i tak jak wszystkie gwiazdy
zbyt wysoko jesteś
jesteś horyzontem
który widzę co dnia
ale czy horyzont można zdobyć
czy istnieje jakieś zaklęcie by pomóc mi
w zimowy mroźny dzień
Święta pukają do każdej z bram
ci co otworzą swoje drzwi
ugoszczą miłość
wyrzucą strach i złość
ten jeden dzień w roku
tak szczególny jest
bo przyszedł Bóg na świat
by odkupić ludzkie łzy
nauczyć nas jak żyć
więc patrzmy w niebo
i czekajmy na pierwszej gwiazdy błysk
by razem usiąść przy śnieżnym stole
uczynić ten wieczór innym
spożyć posiłek miłości na cały rok
zaświeć już gwiazdeczko
dla każdego z nas
niech twój światła blask
da nadzieję tym
co samotnie spędzą wigilijny dzień
tak chciałbym blisko Ciebie być
dotykać Twoich dłoni
patrzeć w oczy Ci
widzieć uśmiech Twój
tą radosną twarz
pieścić włosy, szyję i usta
szeptać do ucha słowa
po których przenika
miłosny dreszcz
przytulić Cię
byś w ramionach mych
doznała szaleństwa smak
poczuła rozkoszy wiatr
chcę kosztować Twego ciała
te najskrytsze z miejsc
płonąć wpierw jak ogień
by ugasić żądze swe
tak Ciebie pragnę
w myślach i we snach
każdej nieprzespanej nocy
również w ciągu dnia
i proszę nie mów nic
niech brzmi cisza
bo wszystko co słyszeć chcę
to bicie naszych serc
stoję przed lustrem
odbicia jakby brak
zaciśnięte usta
bólu znak
czy to moja twarz
oczy inne niż z przed lat
brak miłości zgasił dawny żar
gdzie jest radość
gdzie ich blask
czy to jestem ja
wspomnień czar
jest jak róży kwiat
lecz nie widzę piękna róż
czuję ostrych kolców bat
czy długo jeszcze tak
stoję przed lustrem
widzę swoją twarz
stoję tutaj sam
długo to już trwa
to niestety ja
pytasz mnie o życia sens
bo widzisz świat przez czarny kir
pytasz mnie gdy stoję na rozstaju dróg
sam nie wiem jak mam dalej żyć
sens życia nie jest szarym dniem
to nie praca i ciągły stres
pogoń za szmalem
kolejka przy kasie
rozdarte uczucia
ciągłe rachunki
czy kamień w bucie
sens ma poranku świt
zimowy śniegu puch
krótkie szaleństwo szaleństw
zlepek ukochanych dni
pięć sekund miłości
zaspokojony marzeń głód
pocałunek ust.
dotyk ciał
dialog oczu bez słów
zarwana noc by być z Nią
zakazany owoc dobra rzecz
czuć przez chwilę jego smak
lecieć w snach tak jak Ikar
wolnym być nigdy nie stoczyć się
tak więc życia sens
sekundą szczęścia jest
nie przegap jej bo krótko trwa
nie marnuj życia szarością dnia
do przodu idź
żyj dla tych chwil
dla spełnienia marzeń żyj
hej Ty zatrzymaj mnie
nie pozwól mi tak pędzić
zbyt blisko zbliżyć się
zerwać cienką nić
zahamuj potok słów
nie przyjmuj dotyku rąk
ciepłe spojrzenie zmróź
niech nie widzę oczu Twych
twój obcasów stuk
korytarza echa dźwięk
gdy tak ślicznie śmiejesz się
to jest magii flirt
więc niech kolejny mój krok
nie będzie do Twych drzwi
dla naszego dobra
powiedz proszę nie
mimo że to tylko w mojej głowie tkwi
zatrzymaj mnie bym nie oszalał
bym nie biegł do celu którego niema
mógł spojrzeć sobie w twarz
zakręcony dziwny świat
kiedyś bym nawet o tym nie pomyślał
dzisiaj przez to nie mogę spać
bądź mi kochanką ale tylko w snach
Rozmawiałem w nocy z Bogiem
tak dawno nie mówiłem szczerze z Nim
i nie boję się moich słów
bo wiem, że On zawsze będzie kochał mnie...
mnie, robaka tak upadłego
Nie zadałem Mu miliona pytań
bo tylko jedno ważne jest
mimo, że ten milion pytań jest jak
rozbita tafla szkła, w całość układa się
a każda odpowiedź musi kogoś zranić
Zapytałem Go, dlaczego wpadłem z jednej skrajności w drugą
wpierw utrata miłości która trwała wiele lat
dziś nie znaczy już nic
teraz zakochałem się i jestem tego tak pewien
a przecież miłość ta może zadać tyle ran
Dlaczego to właśnie Ona
gdy na łące tyle innych kwiatów jest
dlaczego moje uczucie tak silne jest
dlaczego czuję, że tak naprawdę kocham pierwszy raz
że za Jej jedno tak, oddałbym wszystko, wszystko co mam
Dlaczego pokochałem kobietę
o której nawet nie powinienem śnić
dlaczego Ją kuszę, nie pozwolę spokojnie żyć
każda moja najkrótsza myśl
tak wielkim grzechem jest - Boże wybacz mi...
Czułem, że mnie słyszał
bo, czyż Bóg nie usłyszy
zranionej mojej duszy tak głośny krzyk
grzmotu spadającej łzy
szlochu swojego dziecka umierającego z miłości
Bóg milczącym przyjacielem jest
nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, żadnej wzgardy...
może sam nie wie, co zrobić z darem miłości który ludziom dał
gdy zakazana jest, gdy nie można razem być
gdy kochasz i musisz obok żyć, czy On tak chce...
dlaczego...
Dotyku Anioła doznałem dziś
gdy najmniej spodziewałem się Go
aż w pierwszej chwili przeraziłem się
Był mały, słodki, bezbronny
nieufny, może wystraszony
tak niewinny i niegroźny
Jego stopy stawiały lekko kroki
tak szybko zbliżał się
czy jestem jego wart - przez myśl przemknęło mi
Nagle dotarł do mnie
dotyk Jego aksamitnych rąk
tak delikatnych jak pierwszy śnieg
Szaleństwo szczęścia ogarnęło mnie
tak bardzo pragnąłem Go
razem poznawaliśmy świat czterech ścian
Przez chwilę byliśmy tylko dla siebie, On i ja...
uśmiechnął się, przytulił mnie
może powiedzieć coś chciał...
Poczułem na nas Twój wzrok
tak inny niż dotąd
jakiego jeszcze nie znałem
Patrzyłaś oczami kochającej matki
widziałem w nich tyle ciepłej miłości
żar serca, który nigdy dla Niego nie zgaśnie
Napłynęły mi łzy, nie widziałaś ich
tak chciałem Twoim spojrzeniem na wieczność ogrzać się
z Wami być
W nocy nie mogłem spać
w moich myślach był tylko On, Ty, My...
to był cudowny dzień - dziękuję Ci
Żałuję tylko jednego
żałuję, że nie pojechałem z Tobą...
następnym razem nie zawaham się
Jak wiele znaczą łzy mężczyzny
gdy kropla po kropli
powoli spadają w dół
Łzy radości
gdy ukochana powie "tak"
Łzy szczęścia
gdy rodzi się upragnione dziecko
Łzy bólu
gdy umiera bliski ktoś
I choć czasem nie widzisz
mokrych ścieżek na policzku mym
nie myśl, że uczuć mi brak
że nie potrafię kochać
że wstyd mi wzruszyć się
że obok życia martwy chcę stać
Gdy oczy płakać już nie mogą
dusza wylewa potok suchych łez
łez, których nie widać
Każda taka łza
tysiące innych warta jest
Każda z nich
częścią nas jest
Każda mówi
co naprawdę myślimy
Nigdy jednak się do tego nie przyznamy
tacy już jesteśmy
my mężczyźni
Cicha noc
Święta noc
Pierwsza noc
Jedyna noc
Noc bez gwiazd
Noc bez marzeń
Noc pełna żalu
Noc z kroplami bólu
Bez miłości noc
Bez nadziei noc
Ciemna noc
Głucha noc
Noc bez Ciebie
Noc bez śmiechu
Samotna noc
Moja noc
Zbyt długa noc
Siedzę w samotnym pokoju
tak cichym, głuchym, spokojnym
siedzę i czekam na Ciebie
moja jedyna myślo nieodgadniona
Przyjdziesz dzisiaj tu do mnie
choć być może, nie staniesz w tych drzwiach
nie pokażesz mi Swojej twarzy
ja nie ujrzę piękna Twych barw
Zaskrzypiały jęcząco drzwi
usłyszałem szelest kroków rytm
moje serce przestało bić
czy to idziesz Ty
To nie była melodia Twych stóp
tylko mych pragnień fałszywy dźwięk
nawet jeśli nie przyjdziesz tu dziś
czuję, że myślami Jesteś obok mnie
Dostałem wczoraj trudny telefon
Jej głos tak rozżalony był
mówiła, że powrotu chce
mówiła, że...
Nie mogę z Nią znów być
tak długo zabijałem o Niej sny
i mimo, że zawsze będzie częścią mnie
naprawdę, nie mogę z Nią być
I nie zmuszaj mnie
Ty, o której teraz śnię
bym wbrew sobie
przyjął Ją
Bym kochał się z Nią
a przed oczami Ciebie miał
każdy Jej telefon
był myślą o głosie Twym
Uroczysta kolacja
byłaby tęsknotą za zwykłą kawą, byle z Tobą
Jej tysiące czułych spojrzeń
za jedno Twoje oddałbym
Być może nigdy nie usłyszę Twojego "tak"
ale wolę samotnie kochać Cię
czekać na ten deszczu dreszcz
niż ranić Ją niepewnością mą
Proszę, nie każ mi być tak obłudnym
przecież wiesz, że dla żaru oczu Twych
że na jedno Twoje "tak"
przy Tobie bym był, zostawiłbym Ją
Dlatego proszę Cię, nie rób tego Jej
nie każ mi z Nią być
czy Twoje oczy mogły tak kłamać
czy ich blask zwykłym odbiciem słońca był
czy ten żar tylko w mojej głowie się tlił
czy mogłem tak mylić się
czy Twoje usta mogły tak łżeć
czy uśmiech fałszywym był
czy słowa które słyszę dziś, prawdziwe są
czy ich kształt zmylił mnie, bo wbrew wszystkiemu ślepo kocham Cię
czy Twoja twarz tak promienna, zarazem okrutną jest
czy każdym gestem, sam oszukiwałem się
czy chciałem widzieć w Twojej twarzy, odbicie własnej miłości
a może jestem tylko głuchym ślepcem, pragnącym słyszeć i widzieć szczyt marzeń swych
czy to wszystko prawdą, czy kłamstwem jest
czy rządzi Tobą tylko strach
czy dla dobra dzieci, usta powiedziały "nie"
a może na moje nieszczęście, tak właśnie chcesz
czy moje oczy widzą tyko to co chcę, a uszy słyszą własny szept
czy naprawdę nic do mnie nie czujesz
ale dlaczego Twoja twarz tak smutna dzisiaj jest
dlaczego pozwoliłaś mi, tak blisko zbliżyć się, a teraz tak odpychasz mnie
wciąż mówiłaś, że coś powiesz mi
potem tak boleśnie milczysz, ranisz mnie
jak bardzo nienawidzę Twoich słów; może, jutro, kiedyś...
jak okrutnie brzmi "bo nie"
zniósł bym wszystko, zrozumiałbym każdą odpowiedź
ale nie mogę uwierzyć, że bawiłaś się mną
że byłem zwykłą kukłą w rękach Twoich
a zamiast sznurków były uśmiechy, spojrzenia i gesty
Boże, ja chyba śnię
czy naprawdę kobieta, którą tak kocham
w tak dziecinne zabawy bawiła się
czy jestem dla Niej zwykłą zabawką, nieznaczącą nic lalką
czy słowa, że czytam w Twoich oczach myśli Twe, tak jak nikt
że tyle o Tobie wiem, nie słysząc nic z Twoich ust
że w głowie Ci się kręci, bo nie wiesz jak masz żyć
że jeść nie możesz i sen nie chce przyjść
czy były to tylko kłamstwa, bo z pewnością słyszałem słowa te
czy "Dotyk Anioła" nie wzruszył Cię
czy tam opisany dzień, nie znaczył nic, prócz kilku płyt
bo dla mnie, był najpiękniejszym dniem, dniem którego nigdy nie zapomnę Ci
jeśli nic do mnie nie czujesz
dlaczego przybiegłaś tak szybko, przeczytać kolejny wiersz
dlaczego kazałaś mi we łzach deszczu stać i przyglądać Ci się
tak jakbym, tam u góry nie miał swoich łez, w myślach nie miał Cię
pytanie ostatnie najważniejszym jest
w co mogę bardziej wierzyć Ci
w rozsądne słowa ust, które można tak łatwo rzec
czy w pięknych oczu blask, nad którymi tylko dusza władzę ma
lecz jeśli naprawdę szczęśliwą jesteś
odejdę, by z daleka kochać Cię
a może znów mylę się
bo ciągle tak pragnę Cię
na to pytanie, w ciszy, odpowiem sobie sam
pozostałe domysłami mymi będą
bo Twoim ustom, tak trudno mówić myśli swe
obym, tym razem mylił się
Usłyszałem słowa
po których odeszła mi krew
serce przestało bić
ma głowa z szafotu stoczyła się
Jej usta mówiły prawdę tak bolesną
prawdę w którą nie chcę wierzyć
marionetką byłem oczu Jej
na blask świecideł nabrałem się
Nie czytałem nic z Jej oczu
to niestety tylko myśli me
tak mocno czułem, że rozumiem Ją
po trzykroć znów zawiodłem się
Sam się oszukałem
sam okłamałem się
jednak dla tych krótkich chwil
dla oczu tych, warto było przez chwilę śnić
Zadzwonił telefon
obudził mnie ze snu o Tobie
szybko pobiegłem odebrać go
z nadzieją w głowie
że to będziesz Ty
Podnoszę słuchawkę
słyszę czyjś głos
jak na ironię to kobiecy głos
nie Twój, tak miły, tak oczekiwany, kochany...
Obcy mi był, mimo że znany
Ruszyłem wargami
powiedziałem coś
odłożyłem słuchawkę
pomyślałem - smutno mi że to nie Ty...
zasnąłem
Śnię dalej o Tobie
tak realistycznie cudowne sny
całą duszą kocham Cię...
nagle słyszę telefon, pobiegnę
może tym razem to będziesz Ty
chcę być tam
gdzie ginie miłość
bym umarł raz na zawsze
pozbył uczuć się
wbić prosto w serce
sztylet nienawiści
połknąć garść tabletek
by znieczulić pragnień ból
wyskoczyć z okna
i rozbić na zawsze słowa "kocham Cię"
podpalić się
niech spłoną myśli me
utopić się
marzeń szczyt pochować na morza dnie
niestety...
duszy nie da zabić się
Zmienić swój świat
w zimny głuchy głaz
lecz wpierw usłyszeć
jedno magiczne Jej "tak"
Ostatni raz ujrzeć usta ukochanej
mówiące że chce tego co ja
i na zawsze stracić wzrok
w ciemności pogrążyć się
Poczuć bliskość Jej ciała
pieszczotę cudownych rąk
bym mógł spokojnie umrzeć
pochowany w miłosnym grobowcu na morza dnie
Wiem że jutro usta powiedzą martwe "nie"
choć Jej serce tak pragnie żyć
jednak słowa te nie zmrożą mojej krwi, nie zabiją mnie
cierpiąc, będę musiał obok Niej wiecznie żyć
Obudziłem się zlany potem
ból głowy rozsadza ciało me
oczy ledwie widzą
i tak świat spojrzenia nie jest wart
Do ręki biorę zdjęcie Jej
przyciskam do serca
przykładam do ust
a to przecież tylko papier jest
Jej tu nie ma
tak daleko jest
dzieli nas odległość nieba bram
choć oboje żyjemy tu, w szarości dnia
Sięgam po szklankę
a tam tylko suche dno
jak zapomnieć, w czym utopić żal
tak okropny jest na trzeźwo świat
Byłem dzisiaj w piekle
ot tak po prostu
przekroczyłem zasad próg
Nie widziałem diabła tam
byłem tylko ja
i mojej duszy odbicia w okruchach szkła
Nie czułem zapachu palonych ciał
byłem tam przecież sam
jedynym swądem byłem ja
Ognia tam nie ma
gorącym żalem mojego serca
musiałem ogrzać się sam
Nawet wieczność nie trwa tam tak długo
bo czym jest wieczność piekła
gdy na ziemi raju brak
Tak chciałbym tam zostać
i nigdy nie wracać tu
bo po co żyć, gdy nie można ukochanej mieć
Pytasz mnie dlaczego tu byłem?
odpowiedź tak prosta jest
w mężatce zakochałem się
Teksty pochodzą ze strony 5000słów.
Prawa autora tekstów zastrzeżone.