Sanktuarium

Sanktuarium mojej garsoniery
jest piekłem drzwiami z tektury
po schodach schodzą
spadają
spopielałe włosy
odgłosy destrukcyjnej piosenki

Sanktuarium nie bez powodu
bo bieli się tu kłaniam
bo biel sadzam na kolana
bo od bieli głodem przymieram

Sanktuarium gorzkie liche
banalne
nachalne

I wchodzi rząd kapłanów
w ubraniach całkiem cywilnych
i wnosi relikwie miasta
młodości urody
chwały

Wrocław '95


*Wiersz pochodzi z czsów rozwiązłych, z czasów obłędu, jest w całości wielopłaszczyznową, kliniczną i sarkastyczną metaforą, której oko rzucone najpierw na gibsowe ściany kawalerki na czwartym piętrze, zjeżdża na ściany z mięsa, stając się opisem mózgu, nie mieszkania. 'Rząd kapłanów' to rząd kochanków, dosłownie i w przenośni.