Maciej Zinkowski ma 24 lata i mieszka w Lublinie. Pisze od dziesięciu lat - głównie dla przyjaciół i do szuflady. Kontakt z Marcinem: maciekzi@polbox.com.
Pierwszy tom wierszy |
Drugi tom wierszy |
Na skróty na przełaj
Przez uliczek gwar
Pod zamek, przez Grodzką
Pod z kamienia lwa.
Na skróty w dół w górę
Przez latarni krzyk
Na miasto, na Stare
W tę noc ruszam dziś
Na Stare Miasto lubelskie wyruszam nocą
Aby ujrzeć je wreszcie nie przy świetle dnia
I idę oglądać jego tajemne drzwi
I słuchać, wciąż słuchać co za nimi gra
Na Miasto Stare Lublina wyruszam mojego
Bo kocham je tak jak kocha się dziewczynę
I śnić o nim będę i śnić z nim będę
By być i w ułudzie, w ułudzie z nim chwilę
Na skróty przez bramy
Przez podwórek dreszcz
Pod zegar na wieży
Pod czasu goń treść
Na skróty przez Złotą
Przez place i skwer
Pod kościół jedyny
Tam pcha mnie mój ster.
Na Stare Miasto płynę co dnia o zawsze
I wiem że to dla mnie ono tam wciąż stoi
Katedra i Zamek, Po Farze mój Plac
Lecz dusza, ma dusza wciąż czegoś się boi
Na Stare Miasto biegnę wśród śmiechów co sił
Bo nie wiem czy jeszcze je kiedyś zobaczę
Bo może już jutro, już jutro być może
Gdzieś w dali swój życia szlak oznaczę.
Na skróty, na skróty
Choć żem abderyta
To w końcu utuli
Mnie jego dłoń skryta
Na skróty, na skróty
By szybciej tam być
By z Miastem mym Starym
Choć chwilkę tę żyć
Na skróty na przełaj
Przez śnieg i przez deszcz
Przez śmiech i zabawy
Aż po śmierci dreszcz.
Lublin, 08 stycznia 1997 r.
Spod parasola słonecznych dni
Prosto w rynnę.
Trafiłeś!
Nie masz gdzie iść.
Jesteś jeszcze wysoko,
Bardzo wysoko
W górze razem z ptakami
Lecz już widać,
Że zdecydowanie obniżyłeś noty.
Opadasz na dół
I już wiesz, że stoczy cię
Życia proza.
Już czujesz chłodny podmuch
Bólu,
Żalu,
Smutku.
Już wiesz, że nigdy
Nie wdrapiesz się tak wysoko
Jak tam skąd spadłeś.
Lecz nie!
Widzisz światło gdzie rynna się kończy
U jej wylotu.
Znów życie do ciebie wraca,
Znów świat będzie twój
Drabina?
To nic!
Ty i tak wdrapiesz się na szczyt.
Wyżej
I wyżej
I wyżej.
Jeszcze wyżej niż kiedykolwiek!
Jeszcze wyżej niż ktokolwiek!
Nad niebo!
Nad Boga!
Nad wszystko!
Tak myślisz i pędzisz w dół.
Niczym szaleniec w amoku
Gnasz na oślep,
Nie bacząc na nic,
Na żadne zakazy,
Nakazy,
Prośby,
Lecisz i czujesz,
Że blisko już twój cel
Twój szczyt,
Twe marzenie.
Twój raj utracony.
Lecz na dole,
U wylotu rynny,
Czeka na ciebie
Tylko szary,
Zimny,
I brudny rynsztok.
Lublin, 23 maja 1998 r.
Za zbrodnię czeka cię kara,
Ta kara to wielki ból.
Pomiędzy stuknięciem zegara
Zostanie z ciebie nul.
Nim słońce obmyje ci twarz,
A kat obetrze swe czoło,
Stęknięcie wydobędziesz raz
I życia zatoczysz znów koło.
Za zbrodnię czeka cię kara,
Choć zbrodnia ta to jest życie.
Usłyszysz więc chichot zegara
I skończysz swe ziemskie bycie
Lublin, 19 XI 1997
Miłosierdzia Twego Panie żądam
Już nie proszę i nie błagam tylko żądam
Obdarzyłeś i obdarzasz wszystkich szczodrze
Więc i mnie swym miłosierdziem obdarz
Miłosierdzia Twego Panie mi potrzeba
Abym przeżyć mógł przynajmniej dzień
Noc otuchę znów przyniesie, noc jest dobra,
Lecz dniem miłosierdziem Ty mnie obdarz
Nocą łatwiej o przetrwanie i o wiarę
Rosną myśli różne niczym bez
Oplatają serce, duszę, głowę
Lecz ja wiem, że Ty tego chcesz
Miłosierdzia Twego Panie żądam
Żądam bowiem płakać już nie umiem
Żądam - teraz to jest dla mnie wszystko
Żądam na kolanach nisko.
Lublin, 02 XII 1997 r.
Ten mały cud
Który dał nam dobry Bóg,
Który dałaś mi właśnie ty,
Każdej nocy mi się śni
Ten mały cud
Nosi znamię moje twe
Daje życie, daje śmiech.
Ten mały cud
Sto wyrazów różnych masz,
By opisać jego twarz,
Tak naprawdę tylko znasz,
Tą jedną twarz.
Ten mały cud,
Który rączki zgina dwie,
Który serca nasze rwie,
Ten mały cud.
Ten mały cud,
Który dał nam dobry Bóg,
Który dałaś mi właśnie ty,
Pod mym okiem pięknie śpi.
Ten mały cud,
Który wprawia serca w głód,
Który tworzy z cudu cud,
Ten mały cud.
Prawie milion słówek znasz
By opisać jego twarz,
Tak naprawdę w sercu masz
Tą małą twarz.
Ten mały cud,
Który spłynął z nieba nut,
Który sprawił słońca wschód,
Ten mały cud.
Ten mały cud,
Stopił serca twardy lud,
Zasiał ziarno w sercu twym,
Zasiał także w sercu mym
Ten mały cud.
Tysiąc jeden gestów znasz,
By pokazać jego twarz,
Tylko jeden, jeden masz
Ten mały cud.
Ten mały cud,
Który zesłał nam dobry Bóg
Zmienił życie w życia miód,
Ten mały cud.
Ten mały cud
Drogę jasną wskazał nam,
Chociaż on jej nie znał sam
Oddał nam
Ten mały cud.
Ten mały cud.
Lublin, 09 września 1997 r.
Dokąd zdążasz
Z kieliszkiem wina w ręku
Na przełaj
Przed siebie
Na wprost
Co tam znajdziesz
Chleb niosąc na tacy ze sobą
Dla mnie
Dla nich
I innych
Co za to otrzymasz
Bretnale miast berła
W Twych dłoniach
Jak świat
Nasz świat
Lublin, 14 III 1997 r.
wiara silna pozostanie
chociaż wiary we mnie brak
czas różowy znów się stanie
chociaż ze mnie został wrak
wiara w życie niezachwiana
ujrzy że wciąż o niej śnię
błoga radość wyczekana
wtedy nagle ziści się
noc pokryje moje szczątki
gdy to piękno się narodzi
Śmierci będą to początki
gdy noc ze mnie trupa spłodzi
Lublin 28 X 1997 r.
Po kolejnym uderzeniu bata
Upadam i nie mogę wstać
Widzę jak ręka wymierza kolejny cios
Leżę
Nic już nie czuję
Będę twardy do końca
Kolejny cios
I rozkaz wstawaj
Leżę
Nie podniosę się za nic
Jestem twardy
Uderzenie
Leżę
Jestem twardy
Jestem twardy
Jestem...
Zgon
Lublin, 01 XII 1997 r.
Uśmiechnij się a ja
Twój uśmiech poprowadzę
Za rękę poprzez świat
Do nieba zaprowadzę
Uśmiechnij się a ja
Twój uśmiech w dal poniosę
Na skrzydłach niczym wiatr
Do góry go poniosę
I poszybuję z nim
Pod nieba bezdroża
Tam gdzie ułudy dym
I marzeń senna zorza
W obłoki prosto wzlecę -
Mej duszy dziką otchłań
Uśmiechem Twoim wzniecę
Żal serca z krótkich rozstań
Uśmiechnij się a ja
Dłoń Twoją w locie chwycę
Nim spłonię się rumieńcem
W beztroskim swym zachwycie
Uśmiechnij się a ja
Złe czyny Ci odpuszczę
By przyjaźń żyła w nas
Swój uśmiech również puszczę
Wkroczymy wtedy razem
Ja z Tobą a Ty ze mną
W świat wyobraźni, marzeń
Przyjaźń rozjaśni ciemność
Poszybujemy w górę
Pod niebo pod obłoki
By śpiewać z ptasim chórem
Nim życie wosk roztopi
Lublin, kwiecień 1998 r.
Kark na pieńku wsparty
Do góry wnosi się topór
Krzyk i kolejne słowo
Ucięte przez cenzurę
Lublin, 14 III 1997 r.
Nie wiadomo co się stało
Zbrakło wiary w życie
Może jeszcze w coś
Nikt powiedzieć nam nie umiał
Czemu tak a nie inaczej
Czemu ciemność jasność niszczy
Nie wiadomo co to było
Przeszło wszystko i minęło
Nie wie nikt co stało się
Było żyło przeminęło
Tak być musi taki los
Memento mori...
I więcej nic.
Lublin, 21 XI 1997 r.
Ja jestem szczurem
Biegnę pod murem
Uciekam przed kotem złym
Gdy mnie dopadnie
To skończę marnie
Żywot na świecie tym
Ja jestem szczurem
Zginę pod murem
Gdy kot w kark wbije swe kły
Nawet nie krzyknę
Ani nie zipnę
Gdy w proch rozsypią się sny
Lecz nie zamienię tego losu za nic
Lecz nie zamienię tego losu za nic
Lecz nie zamienię tego losu za nic
Bo jestem szczurem
Zginę pod murem
Bo jestem szczurem
Zginę pod murem
Ja jestem prosty
Lekko zazdrosny
O losy innych i sny
A czasem wielki
Gdy w dnie butelki
Zobaczę nagle złe skry
Ja jestem szczurem
Dom mój pod murem
A w domu nic tylko strach
Lecz nie o kota
Choć to niecnota
Ważniejszy jest mej duszy krach
Lecz nie zamienię tego losu za nic
Lecz nie zamienię tego losu za nic
Lecz nie zamienię tego losu za nic
Bo jestem szczurem
Zginę pod murem
Bo jestem szczurem
Zginę pod murem
Ja mam problemy
Wiary i tremy
Lecz inni są niżej gdzieś
Jestem przyziemny
Ale nie ciemny
I dobrze znam życia treść
Wolę być szczurem
Niż ludzkim gburem
Zginąć z łap kocich i kłów
Nie znać przyczyny
Ani godziny
Nie zawieść się na ludziach znów
Dlatego nie chcę zmienić tego losu za nic
Dlatego nie chcę zmienić tego losu za nic
Dlatego nie chcę zmienić tego losu za nic
Choć jestem szczurem
A śmierć pod murem
Choć jestem szczurem
A śmierć pod murem
Lublin, 31 X 1998 r.
Raz po raz gdy zegar bije,
Słychać stęknięcia i żal
Gdzieś w dali ból wielki się kryje
Choć nie jest no najdalsza dal
Raz po raz z uderzeniem dzwonu
Ktoś w grzbiet przyjmuje razy
I choć ból mknie od tego tonu
Nikt przerwać się go nie waży
Raz po raz gdy wstaje słońce
Ciała do dołów składają
Choć ciepłe jeszcze gorące
I choć wciąż drogi szukają
Lublin, 19 XI 1997 r.
Srebrne krople zwisają z gałązek jak łzy,
A chłodem zwiało w około -
To sny! Kochanie! To sny.
To w nich chylisz zmęczone czoło.
Płynie deszcz strugą z rynien blaszanych
I śpiewa swe smutne sonety.
Ten deszcz, Kochanie, to świat nasz cały,
Świat w którym braknie podniety!
Srebrne krople zwisają z gałązek jak łzy
I ludzie smutniejsi są w koło
I ja, Kochanie, i ty
O ziemię wsparliśmy już czoło
Lublin, 09 II 1995 r.
Już zjeżdżają się jejmoście,
Przyjaciele różni goście.
Już prezentów jest bez liku,
Ale pośród gwaru krzyku,
Nie ma nowożeńców wcale!
Kiedyż wejdą tu na salę?
A pan młody w ciszy kąta
Głowę marą swą zaprząta:
"Jak to będzie moi mili? -
Tak Januszek cicho kwili-
Jak z Agusią żyć będziemy?
Czy stworzymy raj na ziemi?
Czy ma miłość w tym pomoże?
Może będzie znacznie gorzej?
Jezu! Co się ze mną dzieje?
Wszystko w oczach mi się chwieje!
Przedtem, będąc kawalerem,
Chciałem stanąć tam w kościele,
Wraz z Agnieszką, miłą moją
Piękną cudną tą dziewoją
I przysięgać na krzyż chciałem!
Miłość, wierność dać jej miałem!"
Tutaj przerwał, westchnął cicho.
Sam nie wiedział co za licho
Dzisiaj tu wstąpiło w niego,
Co za mara rusza ego
I nie daje chwili spocząć,
Januszkowi dać wypocząć?
Spojrzał w okno biedny młodzian
A za oknem ciepło odzian
Biegał sobie chłopak z panną!
Jaśko zrobił minę marną.
"Boże cóżem ja Ci zrobił
Żeś mnie takim strachem dobił?!"
Nagle w drzwi ktoś załomotał.
Drżącym głosem Janusz - "Kto tam?"
Słyszy zza drzwi w odpowiedzi -
"No, Januszek. Co tak siedzisz?!
Czas wyruszyć w wielką drogę!"
A Januszek - "Ja nie mogę!"
"Czyś ty zdurniał?!- rzecze głosik -
Punktualnie ksiądz nas prosił!"
Drzwi skrzypnęły wnet w zawiasach,
I do środka, na obcasach
Weszła siostra pana Janka.
On ją poznał, choć woalka
Zasłaniała jej pół twarzy.
"Mój Januszku o czym marzysz?!"
"Mam już dosyć moja siostro!"
Potraktował ją dość ostro.
"Co się stało mój braciszku?
Czyżbyś był już po kieliszku?"
Na to Jasio jej odpowie
Drapiąc się po biednej głowie
"Nic nie piłem, siostro moja,
Lecz przeraża mnie dziewoja
Z którą właśnie ślub dziś biorę!"
Na to mu odpowie ona:
"Mój Januszku, wszak twa żona,
Mówię żona bo już prawie,
Czysta jest jak rosa w trawie.
Więc już bać się nie masz o co,
Sam zobaczysz późną nocą!"
Lecz Januszek rozżalony:
"Nie chcę żadnej już mieć żony
Wciąż mi dźwięczą w uszach słowa:
"Wiesz, Januszku, panna owa,
Która zdaje się aniołem,
Lecz po ślubie bij jej czołem!""
Na to siostra "Mój kochany!
Są na świecie różne damy:
Jedne wredne i szkaradne,
Inne miłe, śliczne, ładne.
W tej zaś drugiej grupie, człeku
Jest twa luba co od wieków,
Ty wciąż za nią tak szalałeś,
Niejedno kroć dlań kłamałeś!
Więc ty durna ośla skóro
Chcesz opuścić dziewkę którą
Tyle lat tak czarowałeś
I na wieki być z nią chciałeś?"
"Sam już nie wiem siostro moja!
Niby słuszna prawda twoja."
"Więc nie piłeś dziś wódeczki?"
Rzuca siostra z innej beczki.
"Ani grama - rzecze Janek -
Nawet piwka, chociaż ranek,
Taki dziwny dzisiaj miałem,
Że se browar walnąć chciałem."
Litościwie siostra na to:
"No tak - Jaśko to amator!
Oj, Janeczku! Oj, niebożę!
Łyknij setę - to pomoże!"
Janusz za poradą siostry,
Wciągnął w nozdrza zapach ostry
Kieliszeczek wnet przechylił,
I zawartość zeń wychylił.
Płyn rozgrzewa powolutku,
Janek czuje odpływ smutku.
Nagle, rety, ale heca!
Janusz istny tajfun wznieca!
Chwila, moment i gotowy.
Siostra pyta: "Czy żeś zrowy?"
"Tak jak rybka, siostro moja!
Cudna jest kuracja twoja!"
Janusz szybko nabrał werwy
Już na wodzy trzyma nerwy:
"Ruszać śmiało! No, kochani!
Wszak tam czeka moja pani!"
Cuda, cuda to i dziwy!
Janusz który tak się krzywił,
Teraz biegał jak szalony,
By nie spóźnić się do żony.
Mówię "żony" bo już prawie
I ze śmiechu aż się dławię.
Kto od smutku go wybawił?
Kto złą zmorę szybko zdławił?
Czy to człowiek? Anioł może?
Powiedz proszę, powiedz Boże!
Lecz nie człowiek to był żaden
Ani anioł choć przykładem
Świecił nam tu dzisiaj dobrym
I w dobroci swej był szczodrym.
Kimże więc osoba owa?
Polska wódka wyborowa!
Przyszedł w końcu na morał czas.
Zawołajmy więc wszyscy wraz.
Zawołajmy więc churałem:
"WIWAT WÓDKA!!!! - lecz Z UMIAREM!"
I pamiętaj człeku młody,
Gdy wyprawiać będziesz gody,
Wspomnij słowa wiersza tego,
On przypomni druha twego.
Lublin, 21 XII 1992 r.
(w przerwach w szorowaniu drzwi)
Dla Janusza i Agnieszki (już Woźniaków)
Teksty pochodzą ze strony 5000słów
Prawa autora tekstu zastrzeżone.