Literatura i Samobójstwo

Literatura jest w większości niebezpiecznie smutna.
Kiedy miałam 21 lat doprowadziła mnie prawie do samobójstwa.
Tylu inteligentnych pisarzy płakało w rękawy i krzyczało :
- Bez Sensu Bez Sensu Bez Sensu - tak o egzystencji.
I zrobili z niej kata. Ze słońca atomową żarówkę.
Z miłości bezpańską sukę.

Ja odkryłam sens, choć życie moje różami nie jest usłane.
Cierpiałam jak każdy, by z cierpienia zbudować siłę.
Wymieszana z instyktem samozachowawczym
pcha się do przodu. Nie boję się zbliżenia
do linii granicznej.

Mam 26 lat i pozagrobową pamięć
fragmenty snów analizuję układam widzę:
idzie - prywatnia powieść przeznaczenia.
Każdy inną lekcję ma, inaczej zapisaną.

Jestem wykfalifikowanym psychoanalitykiem,
mojej Psyche członowatej, jak ciało gąsienicy.

Piszę, wydaje mi się że to wciąż poezja,
chociaż słów niepotrzebnie nie przebarwiam.
Jestem zwolenniczką treści, która usprawiedliwa formę,
nie na odwrót.

Literaturo, chcę od ciebie mądrości.
Literaturo, chcę od ciebie pokrzepienia.
Ręki na moim ramieniu, jak wielkiego skrzydła anioła stróża.
A-kra-ka-dabra - Literaturo, otwórz się - zaklinam,
bądź jaskinią życia nie śmierci.

Czyżbym była ostatnią czarownicą ?
Moja przyjaciółka mówi, że jestem guru, o którym nie wie nikt,
bo ukrywam się pod twarzą, tak młodą i śliczną,
jak odstraszającą,
dla tych co nie potrafią patrzeć
inaczej.

Jakże bym miała zrujnować to piękno,
które wychodowałam na nieużytkach.
Tyle starań, a oni wtedy też nie wierzyli,
że kiedyś powstanę, zatańczę w kusej sukience.
Ja urodzona nogami,
wyrwanymi z zawiasów.

W każdym z nas jest piękno.
Nie ma formy, w którą nie może wejść Dusza.
Człowiek nie jest linijką ani płaskim talerzem.
Człowiek jast wielką niewiadomą,
dopóki sam się o sobie, nie dowie.

Gdzieś na głębokości jakiejś,
ukryta jest twoja nieśmiertelność.
Jeśli uda ci się ją odnaleść,
wypełni tkanki i mięśnie,
z twojego ciała uformuje nowe ciało,
jakby to samo,
tyle że pięknie wyjdziesz oczami,
spojrzysz w lustro i zobaczysz elfa.

A w Polsce, taka głupia moda na przerośniętą skromność.
Ludzie mówią: - Jak ci nie wstyd, obnosić się
z tym ciałem. Z tym pytaniem, o więcej.
Z tą głową, w chmurach. Z tym palcem, w dupie.
Jak ci nie wstyd, mówić, że jesteś
ideałem, pedałem, mędrcem.

Jak ci nie wstyd, język pokazywiać światu.

A w Polsce, taka głupia moda na umartwianie,
na postowanie, na suchą moralność,
trzaskającą, jak gałązki bez lasu,
w ogniu piekielnym, kominka Episkopatu.

Pokochaj siebie, a świat też cię pokocha.
Nie wątpij, bo on też zwątpi.

Czy to jest jeszcze poezja ?
Tak tylko sprawdzam.
Kiedy miałam 21 lat pisałam jak oni:
poezję przeraźliwie zdewastowaną po stracie nadzieji.
A wina tu była pewnych noblistów,
oni, na wszystko mieli odpowiedź, tak perfekcyjnie
negatywną.
Miałam 21 lat i byłam młodą intelektualistką.

Chciałabym uratować, tych co trzymają pistolet w ustach.
Tak jak kiedyś uratowałam siebie.
Nieprzypadkowo.
Z całą premedytacją czynu.

07.'99 Amsterdam