Anna Misiec
Most
Biegł
jak szalony
przed siebie
do przodu
bez tchu
bez słów
bez wiary
nic w nim
nic wokoło
wszystko na nic.
Biegł bez tchu, byle dalej, byle szybciej od nich wszystkich, od
niej, ...od niej. Kim była, przecież tak dobrze ją znał. Kobieta, którą
kochał, kobieta, która stanowiła cały świat, ten świat był przecież tyle
wart. Biegł do przodu, potykając się o drzewa, potykając się o wiatr,
łzy w oczach, łzy w sercu, w sercu drzazga. Zagubił się, zagubił
rozum, zagubił duszę, pozostał strach. Mieli być razem, on i ona na
zawsze, jak w bajce, jak w snach. Biegł przez ulice, myślał, że biegnie
przez las, biegł przez most, myślał, że biegnie przez ...most, pod
którym woda, woda potrafi oczyścić, woda zabierze strach. Żelazna
barierka pod stopami, zimny w oczach wiatr. Kim była, kim jest.
Kobieta, która stanowiła świat.
Tak dobrze pamięta, jak pierwszy raz wzięli się za rękę. To już
tyle lat. Wzniósł oczy do góry, gdzie czarne niebo rzucało gwiazdami,
gdzie jasny księżyc pilnował miasta. Niebo, przecież miał swoje
własne, na czwartym piętrze, pierwsze drzwi na prawo. Tak dobrze
pamięta, jak pierwszy raz wzięli się za rękę. W oczach zimny wiatr.
Wiatr jak wiosenny płaszcz. Nie, to nie może być tak, mam swoje
niebo i o nie będę dbać.
W milczącym skupieniu, powolnym krokiem, przez most,
przez miasto, przed siebie, na czwarte piętro, pierwsze drzwi na
prawo. Mam swoje niebo i o nie będę dbać.
tekst pochodzi ze strony 5000słów
prawa autorki tekstu zastrzeżone