Bardziej przeczuwam niż rozumiem.
By dostrzec, co mi umyka (bądź za czym goni autor) - syntezuję, wcześniej
analizując.
Czasem łamię żelazną zasadę dobrej krytyki - dystansu do utworu i jego
twórcy.
Raczej nie określam wiersza tak: "brachykatalektyczny tetrametr z janików
opadających
zgodnie z prawem wymienności stóp".
Jeżeli znajdę spójną interpretację - to już coś!
Nieodwołalny sybiektywizm dyktuje mi niestety zmienne kryteria oceny...
(Liczę, że owa niesprawiedliwość będzie naprawiona przez innych,
biorących udział w tej przedniej zabawie!)
Dzięki mojemu Przyjacielowi, zwracam uwagę także na "zupełność" utworów.
Jak piszę, co piszę... |
zaniosłem moje słowa
na spalenie ogień rozproszył ich ciała z treści pozostał dym nie czuję się jak Himmler
jestem popiołem |
prężyłem głowę
szczeliną źródła chcąc nawilżyć ruchome wydmy twojego brzucha słonecznym namiotem warownią zdobną piaskową babą grzęzawiska
|
"skarżysko-kamienna"
głodni kelnerzy
|
zakopuję pod cieniem
słońca sterylny worek z popiołem nieznanego drzewa wilgotnością źródła
|
znalazłem miejsce
dla wątroby gęsi karmionej kukurydzą dla martwych dzieci wypełnionych głodem to ulica
|
spójność
kosmosu potwierdzają
miłosne
ballady i rozkosz
smaku
oliwek z gaju
rozległego
pagórkami
długo
na to czekalismy
ja
i wieczny ogień
|
Teksty pochodzą ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrzeżone