O autorze: Imię i nazwisko: zbliżone do pseudonimu. Ur. 1969 w Warszawie. Adres: ppp@box43.gnet.pl.
... od pierwszego wejrzenia
Kiedy zobaczył ją pierwszy raz, wiedział, że musi ją mieć. Musi ją zdobyć
za wszelką cenę. Jej sylwetka, sposób poruszania się oraz osobowość - wszystko było
doskonałe.
Tak naprawdę to niewiele wiedział o jej osobowości. Bo i skąd? Nigdy wcześniej
z nią nie rozmawiał, nikt mu o niej nie opowiadał. Nie znał jej wcześniej. Życie
czasem płata takie figle. Spotykasz jakąś osobę i na podstawie ulotnego wspomnienia
tworzysz sobie pełne wyobrażenie, które zaczyna istnieć niezależnie od pierwowzoru.
Gdyby tak nie było, to nie byłoby również rozwodów, zawodów miłosnych, zdrad oraz
zabójstw z miłości.
To paranoja - ludzie zabijają bo nienawidzą, zabijają też bo kochają.
Zwierzęta nie mają tego problemu - albo żyją w zgodzie, albo zabijają dla
pożywienia. Jedynie modliszki są wyjątkiem. Może jeszcze jakieś inne stworzenia, ale
to rozważania dla zawodowych zoologów.
- Czy to miejsce jest wolne? - nigdy nie zapomni tego pytania.
- Tak - był zmieszany. - Oczywiście! - Usiadła przy jego stoliku i, jakby nic się nie
stało, wyjęła z torebki lusterko, w którym zaczęła poprawiać swój makijaż.
Pochłaniał jej widok całym swoim istnieniem. To właśnie wtedy zadecydował,
że musi ją mieć. Jej smukła sylwetka korzystnie wyróżniała się na tle
otaczających ich podlotków oraz matron. Te pierwsze nie zdążyły się jeszcze
przeobrazić w bijące seksem wampy, a te drugie miały już ten etap za sobą.
Oczywiście zawsze istniała spora grupa kobiet, które nigdy nie przeszły tego
przeobrażenia i z podlotków przemieniały się od razu w wieloryby lub suche i
nieestetyczne nietoperze - ale ta grupa go nie interesowała. Zawsze był zdania, że
wewnętrzne piękno jest dobrym uzupełnieniem tego co na zewnątrz, lecz egzystując
samodzielnie jest tylko tym, czym może być masło bez chleba lub bułki. Po prostu mdły
dodatek, od którego chce się rzygać.
Patrzył spokojnie jak zamawia kawę i powoli ją wypija. Nie miał odwagi
zamienić z nią choćby jednego słowa, bo bał się, że zniknie. Ulotni się jak jakaś
nocna zjawa. Udawał, że czyta gazetę, ale tak naprawdę to nieustannie ją obserwował.
Podziwiał jej zwiewną sukienkę, oraz to, co przy powiewach wiatr ujawniał jego oczom.
I ten duszący zapach akacji. Upalne dni pod koniec maja to nic nadzwyczajnego. Akacja
zawsze działała na niego jak narkotyk.
Zastanawiał się czy zauważyła, że ją obserwuje. Musiałaby być idiotką,
żeby tego nie zauważyć. Spoglądał na jej smukłe nogi, szczupłe stopy i jędrne uda.
Podziwiał jej dłonie, talię osy i wszystko, co tylko mógł dostrzec.
W kąciku ust dziewczyny pojawił się delikatny uśmieszek. Taki jak u kobiet, które
wiedzą, że podobają się mężczyznom. Bardzo lubił ten uśmiech. Wyzwalał w nim tyle
emocji, że czuł się jak huragan. Zmiótł by wszystko na swojej drodze by ją zdobyć.
Jednak nie robił nic. Korzystał z faktu, że pozwalała mu się oglądać - podziwiać
jak grecki posąg, wręcz dzieło sztuki.
Tego dnia upały po raz pierwszy zostały przeszyte powiewem wiatru, który
osuszał pot na czołach wiecznie zapędzonych ludzi. Drzewa i krzaki wydawały delikatny
szum - dużo cichszy niż ten, który wydają suche, jesienne liście.
To takie zabawne. Przez całą zimę ludzie marzą o ciepłym słońcu, a co roku,
gdy nadejdzie lato, zaczynają narzekać na wysoką temperaturę. Do lata było jeszcze
daleko, ale akurat nadeszła fala upałów, które od kilkunastu lat pojawiały się
wiosną. Podobno to rezultat zmian klimatycznych, ale któż to może wiedzieć?
A gdyby tak powiedzieć chociaż jedno słowo?... Nie, lepiej nie! Tak tylko
zniknie cały urok, a wyobrażenie może okazać się bardzo dalekie od rzeczywistości.
Nawet nie zauważył, jaki był jej głos. Te kilka zdawkowych słów wypowiedzianych do
kelnera umknęło mu. Po prostu je przeoczył. Ale... Może to i dobrze. Przynajmniej
może teraz dobierać do wyglądu taki głos, jaki mu najbardziej pasuje.
- Czy ma pan może ogień? - to pytanie go zaskoczyło.
- Tak, proszę - powiedział. A więc ma swoje nałogi.
Czekał na następne słowa, ale milczała. Musiał przyznać, że nie był
rozczarowany jej głosem. Idealnie pasował do wyglądu. Nie jakiś skrzeczący lub
piskliwy "alcik" ale głęboki, zmysłowy - a właściwie to zupełnie normalny.
Wcale nie był głęboki. Pytanie o ogień zadane głębokim i zmysłowym głosem przy
kawiarnianym stoliku nie byłoby niczym innym niż powiedzeniem - Zerżnij mnie! - A ona
nic takiego nie powiedziała. Po prostu poprosiła go o ogień.
Przyglądał się jej ukradkiem, a ona, świetnie o tym wiedząc, udawała, że
niczego nie zauważa. Zdawało mu się, że ją to bawi. Takiego samego zdania musiał
być kelner, bo w pewnym momencie mrugnął do niego porozumiewawczo i sprośnie się
uśmiechnął. Co za gbur!!! Był oburzony, że ktoś wdziera się w jego intymność. Na
szczęście kelner schował się przed upałem we wnętrzu kafejki i nie wykazywał
najmniejszego zamiaru wychodzenia ze swej nory.
Bawiła się jego spojrzeniem. Zupełnie tak, jakby ją ono w jakiś sposób
dotykało. Jakby mogła je czuć na swoim ciele. Jednocześnie wpatrywała się przed
siebie. Zauważył, że miała przy sobie jakieś kobiece pismo. Nie żaden brukowiec, ale
takie zachwalające przebywanie we wszechobecnym dobrobycie. Kim może być osoba, która
kupuje takie pisma?
Były co najmniej dwie odpowiedzi na to pytanie. Odpowiedź pierwsza - zamożna
snobka. Odpowiedź druga - biedna snobka. Patrząc na jej ubranie mógł się domyślać,
że pierwszy stereotyp był znacznie bliższy prawdy. Chyba, że jej osoba wyrwała się
ze wszystkich stereotypów, co by go ucieszyło najbardziej. Jednego był pewien - nie
była kwoką zadowalającą się sensacyjnymi informacjami z życia nowych gwiazdek,
które co roku rozbłyskują na firmamencie sławy.
Nie lubił tępych kwok. Zawsze wydawało im się, że są takie mądre i oczytane,
a tak naprawdę to nie wiedziały o życiu nic! Żyły w świecie telewizyjnych seriali i
mydlanych oper, karmiąc się specjalnie dla nich spreparowaną przez autorów brukowców
prasową papką. Takie kobiety przygnębiały go i doprowadzały do szału. Cieszył się,
że akurat ona zdawała się być inna.
Zerknął jeszcze raz na jej nogi. Zauważyła to i uśmiechnęła się delikatnie
lecz z pewnym wyrazem triumfu. Cały czas siedziała zapatrzona w tę swoją gazetę, ale
dostrzegła jego spojrzenie. Zupełnie jakby je wyczuła na sobie. Jej kwiecista sukienka
powiewała na wietrze, co chwile kusząc go odsłanianymi wdziękami. Odniósł wrażenie,
że specjalnie usiadła w taki sposób aby mógł ją podziwiać. Jedno było pewne -
była w pełni świadoma swego uroku i lubiła gdy mężczyźni się nią interesują.
Przy kolejnym powiewie wiatru zobaczył jej białe, koronkowe majtki, które
mignęły na chwilę i znów zostały okryte woalem kwiecistego materiału. Była
naprawdę zgrabna. Jędrne uda, szczupła talia i kształtne piersi. Nie wielkie jak u
gwiazdy porno lecz w sam raz. Nie przesłaniały jej widoku lecz go dopełniały.
Zawsze uważał, że kobiety są piękne w całości. Same piersi lub nogi to tylko
kawałki mięsa i skóry, które nie mogą żyć samodzielnie. Dopiero w zestawie z cała
resztą tworzą interesujący widok.
- Czy ja jestem erotomanem? - powiedział. Boże! Czy naprawdę to powiedział na głos?
Spojrzał na swoją towarzyszkę przy kawiarnianym stoliku, ale ona nie okazywała ani
zdziwienia, ani złości... Nie! To były tylko jego myśli. Całe szczęście, że nie
wypowiedział ich na głos.
Chciał się do niej odezwać, ale nie wiedział co powiedzieć. Każde słowo
mogłoby popsuć nastrój. Zobaczył jak podnosi się z krzesła i zbiera do opuszczenia
kawiarni. Ostatnia szansa...
- Do widzenia - odezwała się do niego.
- Do widzenia - odzyskał umiejętność wydobywania z siebie czarującego głosu. -
Dziękuję za miłe towarzystwo. - W jej oczach pokazało się zaskoczenie i pewne
rozbawienie.
- To ja powinnam podziękować.
- Pani? A za co?
- Za pańskie spojrzenia, które powinny wprawić mnie w zakłopotanie lub w samozachwyt.
- Uśmiechnęła się czarująco.
- Przepraszam - nie wiedział co odpowiedzieć na takie wyzwanie. - Mam nadzieję, że
Pani mi wybaczy.
- Oczywiście - tym razem roześmiała się głośno. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - odpowiedział, po czym dodał po cichu, gdy się od niego oddalała -
Mam nadzieję...
Chodził po mieście przypatrując się różnym ludziom i nie mógł się pozbyć
myśli o kobiecie w kwiecistej sukience. Opętała go swoją osobą. - Muszę ją mieć -
powtarzał w myślach co chwilę. - Muszę ją mieć!
Nieczęsto zdarzało mu się takie opętanie. Ostatnio coraz rzadziej. Żył w
niespokojnym świecie i był jego częścią. Wszystko zmieniało się w takim tempie. Tak
szybko ulatywało życie i tak szybko pojawiały się jego nowe oznaki.
Był już zupełnie pewien tego, że czeka go okropna, bezsenna noc. Bezsenność
wywołana obrazem kobiety i spotęgowana odurzającym zapachem eksplodującej po zimie
przyrody. Już miewał takie noce. Wiedział, że aby ukoić ból musi ją zdobyć. Tylko
jak ją teraz spotkać? - Do zobaczenia. - Powiedziała "DO ZOBACZENIA". Czy
mógł w wierzyć? Dlaczego właściwie miałby jej ufać? Zapadał zmierzch, a on
chodził bez celu po mieście. Byle do świtu. Byle przetrwać do pierwszych promieni
słońca, które na nowo ożywią usypiające teraz ulice. Byle do świtu...
Następnego dnia znowu pojawił się w kafejce. Był już dojrzałym mężczyzną -
jeszcze nie w średnim wieku ale dojrzałym - a zachowywał się jak napalony nastolatek.
Przeczuwał, że takie zachowanie nie znajdzie u niej poklasku. Musiał się uspokoić.
Przez pewien czas siedział wewnątrz ciemnej, pełnej papierosowego dymu sali, aż
poczuł, że zaczyna się dusić. Wyszedł na patio i zamówił piwo. Było zimne a w
intensywnym świetle słońca przyniesiona butelka szybko pokryła się tysiącami
malutkich kropelek.
Tak bardzo chciał aby znowu tutaj przyszła. Pragnienie było tak silne, że aż
odczuwał je jak pewien rodzaj fizycznego bólu. - Co będzie, jeśli się nie pojawi? Czy
ten ból nigdy nie ustąpi? - Zadał sobie te dwa pytania, po czym zorientował się, że
usiłuje wzbudzić w sobie poczucie cierpienia. To prawda, nie mógł doczekać się jej
przyjścia, ale w przeszłości nie raz znajdował się w takiej sytuacji. Kobiety nie
przychodziły a on je odnajdywał lub nie. Takie już jest to nasze życie.
- Czy pan zamierza może coś zamówić? - Pytanie kelnera wydało mu się w tej chwili
niedorzeczne.
- Przecież już piję piwo.
- Myślałem, że chciałby pan zamówić coś więcej. - Kelner nie wyglądał na
zażenowanego ripostą.
- Jeżeli będę miał taką ochotę, przywołam pana i mam nadzieję, że wtedy będzie
pan w pobliżu. - Uśmiechnął się, a kelner odpowiedział mu tylko skrzywionym
grymasem, po czym zniknął tak jak to kelnerzy mają w zwyczaju.
Zaczął obserwować przechodzących ludzi. Niektórzy mus się przyglądali, inni
zaś przechodzili obojętnie, zapatrzeni w swoje sprawy. Cieszyli się, martwili lub byli
zupełnie obojętni. - Czy ci wszyscy ludzie myślą? Czy myślą? Tak samo jak on? -
Wiedział, że mają swoje myśli, ale na pewno inne niż jego. On był oryginalny -
jedyny w swoim rodzaju - lecz tylko nieliczni mogli się o tym przekonać...
Nagle zobaczył ją. Ona też go spostrzegła. Uśmiechnęła się do niego, a on
spojrzał w jej kierunku przyjaźnie i zaprosił gestem do swojego stolika. Przez chwilę
wydawało mu się, że postanowiła zignorować zaproszenie, ale ku jego zadowoleniu
zaczęła się zbliżać z twarzą rozpromienioną uśmiechem.
- Dzień dobry - powiedział.
- Dzień dobry - odpowiedziała słodko.
- Dziękuję, że przyjęła Pani moje zaproszenie.
- Prawdę mówiąc, podchodząc tutaj liczyłam na taki gest.
- Wiedziała Pani, że tu będę?
- Miałam taką nadzieję - jeszcze raz się uśmiechnęła. Jej twarz przybrała anielsko
słodki wyraz.
- Czego sobie Pani życzy? - Zapytał i zaczął rozglądać się za kelnerem, ale tak jak
wcześniej podejrzewał, ten rozpłynął się w powietrzu i wszelki słuch po nim
zaginął. - Zdaje się, że będę musiał pójść do baru. Więc, czego Pani sobie
życzy?
- Czy piwo jest smaczne? - Zapytała.
- Lubi Pani piwo? - Zmarszczył brwi.
- Może skończmy z tą Panią. Mam na imię Anna.
- Michał. Lubisz piwo?
- Czy to takie dziwne?
- Muszę przyznać, że nie znam wielu kobiet lubiących piwo.
- W takim razie jestem jednym z wyjątków potwierdzających regułę - uśmiechnęła
się zalotnie.
Zostawił ją przy stoliku i poszedł do baru po schłodzoną butelkę piwa. Zanim
wszedł do środka, obejrzał się i zerknął na swą "zdobycz". Wyglądała
naprawdę imponująco. Mógł być z się dumny - i był dumny. Teraz wiedział, że
będzie ją miał tylko dla siebie. "Anna" - to niezbyt wyszukane imię, wręcz
nazbyt proste - ale "Michał"? Czemu powiedział, że nazywa się Michał?
Zresztą, czemu nie?...
Po chwili znów siedzieli przy stoliku i prowadzili konwersację, uśmiechając
się do siebie i sącząc schłodzony złoty trunek. Letnia senność zdawała się
udzielać wszystkim przebywającym na ulicach. Taksówki nie pędziły tak jak zwykle, pot
ściekał z czół kierowców uwięzionych w korkach. Niektórzy goście kawiarni
przysypiali nad swoimi gazetami, wykorzystując w ten sposób porę lunchu na odreagowanie
upału. Było nawet całkiem przyjemnie - jedynie smog stawał się coraz bardziej
nieznośny, a samochody z katalizatorem rozsiewały za sobą nieprzyjemny zapach
siarkowodoru. Kiedyś spaliny pachniały jak chemikalia - teraz śmierdzą jak zgniłe
jajka.
- Pracujesz gdzieś w pobliżu? - Zapytał.
- Nie.
- Masz urlop? O tej porze większość ludzi siedzi w pracy lub wybiega na ulicę, aby
coś przekąsić w pobliskiej knajpce - zrobił zdziwioną minę.
- A ty nigdzie nie pracujesz? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Pracuję.
- A co robisz, że masz tyle wolnego czasu? - Przez chwilę zastanawiał się czy
powiedzieć prawdę, czy skłamać.
- Morduję piękne i bogate kobiety, a od czasu do czasu napadam na banki.
- A to dobre - uśmiała się. - Budujesz nastrój tajemniczości!
- Czy tajemniczość nie jest tym czego oczekujemy od życia? - Zapytał.
- Myślę, że jest - potwierdziła.
- A ty co robisz?
- Może i ja zachowam w tajemnicy swoją profesję - uśmiechnęła się czarująco. -
Skoro ty chcesz być anonimowy, to może i ja tak zrobię. To jest nawet ekscytujące.
- Czyżby utrzymywał cię bogaty mąż? - Zażartował.
- Może - odrzekła. - Czy wyglądam na osobę zamożną.
- Na pewno nie na biedną.
- Nie powiedziałam, że jestem biedna.
- Może pracujesz jako modelka...
- Może - odpowiedziała tajemniczo. Podobała mu się taka tajemniczość. To taki
dodatkowy dreszczyk emocji.
Przez ponad godzinę rozmawiali o niczym i oboje zdawali się przy tym świetnie
bawić. Nawet wyniosły kelner, który jakimś cudem zjawił się wreszcie przy ich
stoliku nie był w stanie popsuć im humoru. Doszło nawet do tego, że kupił jej jeden z
bukiecików polnych kwiatów, sprzedawanych przez krzątającą się pomiędzy stolikami
kwiaciarkę. Kiedy wręczał Annie kwiaty, kwiaciarka uśmiechnęła się do niego, a z
jej twarzy biło matczyne ciepło. Poczuł pewien rodzaj rozrzewnienia.
- Może przejdziemy się na spacer? - Zapytał. - Niedaleko jest bardzo przytulny park.
- Wiem - odparła i zamiast udzielać odpowiedzi wstała od stolika. Szarmancko podał jej
rękę i ruszyli w promieniach słońca jak para kochanków. Emanowali szczęściem i
świeżością, jaką można dostrzec jedynie na początku znajomości pomiędzy
mężczyzną a kobietą. Nie chciał psuć takiego uczucia.
Na większość ludzi zieleń drzew działa kojąco - łagodzi obyczaje. Tak też
podziałał na nich widok parku - oazy zieleni w samym środku mikstury betonu i asfaltu.
Drzewa i krzewy zdawały się skutecznie tłumić hałas wywoływany przez
przejeżdżające w pobliżu samochody. Również smród spalin był znacznie mniej
nieznośny. Usiedli na ławeczce.
- Często przychodzisz do tego parku? Zapytał, spoglądając jej prosto w oczy.
- Niestety nie mam na to zbyt dużo czasu.
- W takim razie jednak pracujesz.
- Nie mówiłam, że nie pracuję - roześmiała się szeroko, pokazując szereg białych
zębów, zupełnie jak z reklam pasty.
- Nie mamy zbyt wiele tematów, jeżeli chcemy zachować atmosferę tajemniczości -
powiedział.
- Więc nie rozmawiajmy - zbliżyła się i oparła głowę na jego ramieniu - na razie
nie rozmawiajmy.
Objął ją ramieniem i niemal poczuł emanującą z niej zmysłowość. Jakże jej
pragnął. Gołym okiem było widać, że jej ciało domagało się pieszczot. Kwiecista
sukienka znów odsłoniła kształtne udo, na którym pozwoliła mu położyć swoją
dłoń.
- Może pójdziemy w jakieś bardziej zaciszne miejsce - zaproponował.
- Myślałam, że nigdy tego nie powiesz.
- Nie wiedziałem, czy mi wypada. Prawie się nie znamy.
- Tak jest znacznie bardziej ekscytująco.
- Ale, jeżeli mamy zachować anonimowość, nie możemy iść ani do mojego ani twojego
domu.
- Co proponujesz?
- Jakiś hotel?... - Zamiast odpowiedzi skrzywiła się.
- A może przydrożny motel? - Zapytał.
- To brzmi znaczenie lepiej - uśmiechnęła się.
- Po drugiej stronie parku jest mój samochód.
- O, to dowiem się o tobie czegoś więcej - zażartowała.
- Wątpię. Wypożyczyłem go dopiero trzy dni temu - odparł.
- W takim razie chodźmy.
W podmiejskich hotelach nikt nie uśmiecha się znacząco, gdy na pytanie o
godność zatrzymującej się na noc pary pada popularne, wręcz pospolite nazwisko. Taka
sytuacja zdarza się tak często, że już nikogo nie jest w stanie zadziwić, a
większość z podrzędnych hotelików zawdzięcza gros swoich zysków właśnie takim
parom. To tylko życie i nie należy się temu dziwić.
Pokój był przytulny - urządzony skromnie ale znacznie lepszy od hotelików w
centrum miasta. Wszystko lśniło czystością i sprawiało miłe wrażenie. Obsługa
zadbała nawet o bukiecik polnych kwiatów na miniaturowym stoliczku.
- Jak Ci się tu podoba? - Zapytał.
- Całkiem przyjemnie - na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Więc?... - Zlustrował ją wzrokiem.
- Napiłabym się czegoś zimnego.
- Pani życzenie jest dla mnie rozkazem - zażartował i zaczął wodzić wzrokiem za
telefonem, przy pomocy którego mógłby połączyć się z recepcją. Nie znalazł
żadnego. - To nawet dobrze - pomyślał.
- Zdaje się, że będę musiał zejść do baru.
- Zaczekam.
Prawie wybiegł z pokoju. Nie mógł się doczekać tej upragnionej chwili, kiedy
wreszcie będzie ją miał. Teraz już wiedział, że ta chwila nadchodzi i jest już
blisko. Bardzo blisko. Z tego podniecenia zapomniał zapytać jej czego by się napiła.
Trudno - sam dokona wyboru.
Po chwili wracał już z dwiema butelkami. W jednej ręce niósł szampana, w
drugiej zaś francuskie białe wino.
- Jest delikatne i ma niepowtarzalny smak. - Właśnie tymi słowami kelner zachwalał
trunek, który teraz niósł do pokoju. Uznał, że niepowtarzalny smak będzie jak
znalazł na tę okazję.
Dokładnie obejrzała cały pokój - wyglądał dość sympatycznie. Popatrzyła na
drzwi w oczekiwaniu na poruszenie się klamki i jakby na jej zawołanie, drzwi się
otworzyły, a w nich pojawił się Michał z szarmanckim uśmiechem na twarzy.
- Przyniosłem coś zimnego - powiedział. Uśmiechnęła się do niego i pomyślała, że
jest czarujący. Naprawdę fajny facet - nietuzinkowy!
- A czy mamy jakieś kieliszki?
- Na dole powiedziano mi, że znajdziemy je w pokoju.
Kieliszki rzeczywiście znajdowały się w pokoju na stoliczku, który znajdował
się w jednym z jego rogów. Michał podszedł do niego, otworzył butelkę i nalał po
lampce szampana. Kiedy podchodził do łóżka, na którym wygodnie się rozłożyła, ona
rozkoszowała się widokiem swojego przypadkowego bądź co bądź kochanka. Podał jej
bulgoczący, złoty napój i podniósł swój kieliszek do góry.
- Za udany wieczór - powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
- Za udaną noc - odpowiedziała czarująco i wychyliła kieliszek, wypijając szampana
prawie duszkiem. Odstawiła kieliszek na nocny stolik w rogu łóżka i oparła głowę na
poduszce. Zamknęła oczy.
Usłyszała jak Michał odstawia swój kieliszek. Jej serce zabiło mocniej, gdy
poczuła jak się do niej zbliża. Postanowiła nie otwierać oczu i poczekać na rozwój
sytuacji. Perspektywa spędzenia nocy z nieznajomym napawała ją takim podnieceniem,
jakiego nie odczuwała od wielu miesięcy. Tym bardziej, że był to bardzo przystojny i
miły nieznajomy. Kiedy poczuła jego rękę na swoim brzuchu, poczuła jak naprężają
się jej sutki. Cicho westchnęła i chciała go objąć.
- Jeszcze nie teraz - powiedział, delikatnie aczkolwiek stanowczo odsuwając jej rękę.
- Pozwól, że ja poprowadzę. - To zaczynało być naprawdę bardzo ekscytujące.
- Nie otwieraj oczu - wyszeptał i przysunął swoje usta do jej wilgotnych warg.
Delikatny pocałunek był bardzo miły i żałowała, że trwał tak krótko.
Poczuła jego dłoń na wewnętrznej stronie swego uda, jednak gdy chciała je
rozchylić, zabrał ją. Czuła, że się z nią drażni i właśnie to było takie
podniecające. Nagle zaczął powoli rozpinać jej bluzkę. Leżała w bezruchu i
oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Poddała się narzuconej grze i musiała przyznać, że
się jej to podoba. Zsunął bluzkę z jej ramion i pogładził po brzuchu. Po chwili
poczuła na nim chłodne krople szampana. Połaskotały ją więc się zaśmiała.
Uciszył ją delikatnie kładąc palec na jej ustach. Poczuła pocałunek na
brzuchu. Jego język delikatnie zlizywał złoty płyn. Coraz większe podniecenie
ogarniało całe jej ciało i bezwiednie położyła dłoń na jego głowie. Poczuła jak
zsuwa jej stanik, odsłaniając nabrzmiałe piersi. Chciała by zaczął je pieścić i
nie zawiodła się. Najpierw dotykał ich delikatnie opuszkami palców, później zaczął
masować i ...
* * *
Kiedy dotykał jej ciała, czuł jak wzbiera w nim podniecenie.
Nareszcie nadchodziła ta chwila, na którą tak czekał. Pieszcząc jej piersi zerknął
za okno, gdzie liście drzew tańczyły w resztkach promieni popołudniowego słońca. To
teraz!
* * *
Poczuła jak zsuwa jej stanik, odsłaniając nabrzmiałe piersi.
Chciała by zaczął je pieścić i nie zawiodła się. Najpierw dotykał ich delikatnie
opuszkami palców, później zaczął masować i... nagle poczuła potworny ból. Jej
szeroko otwarte oczy wyrażały zarazem przerażenie i zdziwienie. Nie wiedziała co się
stało ale odruchowo przyłożyła dłonie do miejsca, z którego promieniował ból.
Podniosła je do twarzy i zobaczyła na nich jakiś czerwony płyn. Przez chwilę
zastanawiała się co to jest, ale zaraz zrozumiała, że to krew. Spojrzała w oczy
Michała szukając pomocy, ale on zdawał się niczego nie zauważać. Dalej uśmiechał
się do niej czarująco. Nie mogła tego zrozumieć.
Wraz z narastaniem poziomu adrenaliny ból słabł. Kałuża krwi się
powiększała, a jej siły malały. Jej kochanek dalej się do niej uśmiechał, jakby
nie wiedział co się dzieje. Chciała do niego krzyczeć, by ją ratował, ale nie mogła
wydobyć z siebie głosu. Spojrzała na jego dłonie i zobaczyła, że w jednej z nich
trzyma coś błyszczącego. Nie mogła rozpoznać tego kształtu, wszystko się
rozpływało w oczach. Nagle dostrzegła co to za przedmiot i ogarnęło ją jeszcze
większe przerażenie. Jej partner trzymał w ręku długi, ostry sztylet, ociekający
krwią. Jej krwią!
Jej spojrzenie wyrażało przerażenie, zawód i Bóg wie co jeszcze. Chciała się
bronić, ale nie mogła ruszyć żadnym członkiem swego ciała. Nagle zobaczyła jego
uśmiech i zaczęła szukać wzrokiem ratunku, jej oczy błądziły po całym pokoju,
który stawał się coraz ciemniejszy. Zobaczyła jeszcze łagodny uśmiech na twarzy
Michała i jego dłoń zbliżającą się do twarzy. Poczuła, że zamyka jej powieki i
zobaczyła ciemność. Nie czuła już bólu. Nie czuła już strachu. Nie czuła już...
Komentarz znajduje się tutaj.
Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstu zastrzeżone