- Już gdzieś widziałem to miejsce. powiedział do dziewczyny dwudziesto pięcioletni chłopak siedzący na kanapie i przeglądający atlas z pięknymi zdjęciami wysokich gór położonych w jednym z najbardziej egzotycznych krajów.
- Jasne. Pewno widziałeś je w jakimś filmie. dziewczyna siedziała naprzeciw chłopaka i popijając mrożoną herbatę oglądała jakiś serial w telewizji.
- Bez jaj. Czuję jakbym już kiedyś tam był. chłopak nie mógł odwrócić wzroku od fascynującego pejzażu.
- Kochanie zostaw już ten cholerny album i chodź do mnie. dziewczyna położyła szklankę z mrożoną herbatą na stole i odwróciła się w stronę chłopaka. Ten zaznaczył sobie stronę, na której znalazł to niezwykłe zdjęcie i położył album na fotelu, sam wstając i siadając okrakiem za dziewczyną przytulił ją do siebie. Ta cicho zamruczała.
- Mówiłem ci już, że szef przydzielił mi sprawę spółki Vernus?
- Naprawdę? Tak się cieszę kochanie, tak długo czekałeś na taką okazję.
- Zaczynają mnie doceniać.
- Łobuzy, dopiero teraz. dziewczyna pocałowała swojego mena w usta.
- Nie możesz dzisiaj olać pracy i zostać ze mną wieczorem w domu?
- No co ty. Dobrze wiesz, że muszę przeprowadzić z tym bufonem Danem wywiad.
- Ciężkie jest życie reporterki.
- Załóż się. dziewczyna powoli wstała i na odchodnym powiedziała jeszcze. Jutro się zobaczymy, życz mi szczęścia.
- Połamania dyktafonu raczej. odpowiedział chłopak.
Dziewczyna zabrała torebkę oraz płaszcz i wyszła pośpiesznie z mieszkania. Johny mieszkał w ogromnym luksusowym wieżowcu, na dwudziestym piątym piętrze. Był czerwcowy ciepły wieczór, wstał z sofy i zabierając z fotela album, który wcześniej przeglądał wyszedł na balkon i rozłożył się na leżaku. Z powrotem otworzył album na zdjęciu, które wcześniej przeglądał i wpatrzył się w nie. Otulało go przedziwne uczucie. Czuł się związany z ziemią, którą widział na fotografii. Na początku zafascynowany tym uczuciem, w końcu przestraszył się nie na żarty i wyrzucił album za balkon. Ten spadał coraz większą szybkością. Johny wszedł z powrotem do mieszkania, wyciągnął butelkę wina i wrócił na balkon, starając się już nie myśleć o tym dziwnym uczuciu. Jednak tej nocy nie mógł zasnąć, a gdy w końcu mu się to udało śniły mu się dziwne rzeczy. Stał na czele wojska, siedział na koniu, a za nim stał rząd niezliczonej gwardii ludzi. Znajdował się w tych samych górach, które widział na fotografii. Obudził się z krzykiem, cały spocony.
Gdy wychodził rano do pracy, na parkingu dopadł go dozorca.
- Dzień dobry panie Comburn.
- Cześć starszy, co jest? zapytał od niechcenia Johny otwierając drzwi swojego BMW.
- Wczoraj z pana balkonu spadła książka. Na szczęście jest cała. Bardzo gustowny album. Miałem wczoraj go panu przynieść, ale nie chciałem przeszkadzać. mówiąc to wyciągnął z torby album. Johny cofnął się.
- Wiesz, co? Wyrzuć to, spal.
- Taki piękny drogi album? A mógłbym go sobie zostawić?
- Tak pewnie, ale nie pokazuj mi już go na oczy.
- Tak oczywiście. dozorca schował album z powrotem do torby. Dziękuje. powiedział jeszcze na odchodnym.
Johny stał jeszcze chwilę, aż przeszedł go dreszcz, za nim wsiadł do samochodu. Włączył radio. Ciężka hardrockowa muzyka uspokoiła go. Odpalił samochód i wyjechał z parkingu.
Do domu wrócił zadowolony, sprawa w sądzie, którą prowadził potoczyła się po jego myśli. Reszta pracy nad nią była już formalnością. W doskonałym humorze wpadł do domu. Właśnie dzwonił telefon, odebrał go, w słuchawce zabrzmiał dziwny nie naturalny głos:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. O co chodzi?
- O pana dusze.
- O co? zapytał ponownie zaskoczony John.
- Dobrze pan słyszał. Czy nie mógł pan wczoraj dobrze zasnąć?
- Skąd pani wie?
- To ja tu zadaje pytania. Jeśli będzie pan miły mogę panu pomóc.
- Jest pani bezczelna. Z kim rozmawiam?
- Przepraszam nie przestawiłam się rzeczywiście, ale na pewno odłożył by pan słuchawkę. Wróżka Majo.
- Wróżka? uśmiechnął się zdając sobie sprawę, że rozmawia z wariatką. Wróżka od czego?
- Nie dziwię się pana żartobliwego tonu. Ale sprawa jest poważna, musi pan do mnie przyjechać.
- Ta rozmowa nie ma sensu. Do widzenia pani. nie czekając na rozmowę odłożył słuchawkę.
- Kto dzwonił? zapytała Dominika biorąca prysznic.
- Jakaś wariatka skarbie. powoli wszedł do łazienki i otworzył drzwi do prysznica. I jak ci się udał wywiad? dotknął jej nagich mokrych pleców.
- Bajecznie. wciągnęła Johniego pod prysznic. Choć był w ubraniu nie opierał się. Lubił taką dziką i namiętną miłość.
Dzień spędzili wspaniale, kolacja, kino, potem ich ulubiony pub. Także uwieńczenie wspaniałego wieczoru było iście królewskie. Jednak tej nocy znów nadszedł Johniego dziwny sen. Tym razem jednak nie siedział on na koniu, a był wleczony w kajdanach, razem z innymi niewolnikami. Miał zakrwawione ciało. Nagle stanął przed jakimś dowódcą w masce, który podszedł do Johniego. Gdy stanął przed nim ściągnął maskę. Miał twarz Johniego.
- Oddaj mi moje ciało! krzyknął.
- Ja.....
- Myślisz, że to tylko taka wyobraźnia, nędzarzu?
Johny starał się utrzymać spokój powtarzając sobie, że to tylko taki sen. Wódz wyciągnął miecz i podszedł do zakutego w kajdany więźnia.
- Oddaj mi ciało nędzny sługo. Ażebyś nie myślał, że to tylko był sen, zostawiam ci małą pamiątkę. przejechał mu po klatce mieczem.
Johny poczuł ból i głośno krzyknął w tym samym momencie się obudził w swoim łóżku razem z Dominiką, którą obudził także swoim krzykiem. Dominika patrzyła na niego przerażona.
- O co chodzi? zapytał John, gdyż dopiero po chwili poczuł ogromny ból. Spojrzał na swoją klatkę, na której widniała ogromna szrama, z której zaczęła spływać krew.
Dominika nie wpadła w histerie, a szybko pomogła zatamować krwawienie i zawiozła Johniego do szpitala. W drodze do niego nie odezwali się do siebie słowem.
Lekarz opatrzył Johniego poczym zwrócił się do niego:
- Jak to się stało?
- Nie uwierzy pan.
- Domyślam się. uśmiechnął się doktor. Za dwa, trzy tygodnie nie powinno być po tym śladu.
- Dziękuje doktorze. Johny założył koszulkę i biorąc kurtkę skierował się w stronę drzwi.
- A następnym razem niech państwo znajdą sobie lepsze urozmaicenie seksu, niż cięcie ciała ostrymi narzędziami. doktor zaczął się śmiać.
John nic nie odpowiedział tylko trzasnął drzwiami.
Dominika stała oparta o maskę BMW, czekając na Johniego. Ten podszedł do samochodu wolnym krokiem.
- Wszystko w porządku skarbie? zapytała z czułością w głosie dziewczyna.
- Dam radę prowadzić. chłopak obszedł samochód i usiadł za kółkiem.
Włożył kluczyk do stacyjki, ale nie odpalił, trzymając ręce na kierownicy opuścił głowę. Popatrzył się na Dominikę.
- Nic nie mów skarbie, po prostu odwieź mnie do domu. rzekła.
Johny bez słowa odpalił samochód i ruszyli.
Gdy już odwiózł Dominikę krążył po mieście, nie mogąc zrozumieć co się wydarzyło. W końcu zatrzymał samochód, przed mostem i wszedł na niego. Po środku zatrzymał się i opierając się o barierkę popatrzył się w dal. Księżyc świecił jasnym blaskiem, odbijającym się w wodzie.
- To za to, że dawno nie byłem w kościele, Boże? mówił niedosłyszalnym tonem. Za to, że przestałem wierzyć? Kiedyś lubiłem zadawać ci takie pytania, udawałem, że mi odpowiadasz. podniósł kamień i rzucił nim przed siebie, ten uderzył wodę wywołując głośne plusk. Ale ty nigdy mi nie odpowiedziałeś. - Johny zrezygnowany wsiadł do samochodu i wrócił do domu.
Tej nocy już nie zasnął.
Następnego dnia choć znów powiodło mu się w pracy, wcale nie miał dobrego humoru. Próbował się skontaktować się z Dominiką, ale nie mógł jej zastać, do tego rana bardzo go bolała. Gdy wszedł do domu, od razu sięgnął po winko. Rozłożył się na kanapie z zamiarem upicia się. To był drugi taki moment w jego życiu, gdy był aż tak przygnębiony. Już miał pociągnąć z gwinta, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Czego? zapytał.
- Pamięta mnie pan? Wczoraj do pana dzwoniłam, odłożył pan słuchawkę, może dzisiaj będzie pan bardziej rozmowny. Johny, aż się zjeżył gdy usłyszał ten sam nie naturalny głos.
- Ty pijawko! krzyknął. Nafaszerowałaś mnie jakimś świństwem i to przez ciebie to wszystko. Pierdolona naciągaczko!
- Niech się pan uspokoi. Lepiej dla pana byłoby bym była tą jak pan mówi naciągaczką. Ale niestety jestem tym kim jestem, a pana problem jest naprawdę poważny.
- Oświeć mnie.
- Musi pan przyjechać tu na miejsce, wtedy wszystko wyjaśnię.
Johny czuł na piersiach ból i chyba tylko to zmusiło go, aby się przemóc.
- Dobra pijawko podaj ten adres.
Johny wziął coś do pisania.
- Zapisał pan?
- Tak.
- Czekam na pana.
- Nie wątpię.
- Johny odłożył słuchawkę.
Chwilę siedział w milczeniu.. Ale w końcu wstał, zabrał kluczyki od samochodu i wyszedł z mieszkania.
Wróżka mieszkała w jednej z biedniejszych dzielnic. John powoli sunął swoim BMW jedną z nich, szukając adresu podanego przez tajemniczą wróżkę. Nagle zauważył jeden ze sklepików na którym widniał szyld: Wróżka Majo wróżby i odpędzanie złych duchów. John zajechał na parking i pomyślał tak jak myślałem pierdolona szarlatanka, zaraz jej pójdzie w pięty to odpędzanie złych duchów. uśmiechał się zmierzając w stronę sklepiku. Sklepik był niewielki. Na zewnątrz pomalowany fioletową farbą, był dość zadbany. W przeciwieństwie do pozostałych budynków umieszczonych w tej dzielnicy. Powoli otworzył drzwi. W środku było bardzo mało miejsca. Liczne stojaki z najróżniejszymi cudeńkami stały dookoła. Za ladą nikogo nie było. Johny czuł się nie swojo. Gdyby ktoś z firmy widział go w takim miejscu byłby skończony. Nagle z zaplecza wyszła urodziwa murzynka. Miała na oko dwadzieścia pięć lat. Cała była obwieszona wisiorkami.
- A więc jest pan. To dobrze dla pana.
- Słuchaj....panienko, nie jestem w zbyt dobrym humorze. Więc ile chcesz za nie nękanie mnie więcej. sięgnął do kieszeni po portfel.
- Ach, wy ludzie sukcesu, myślicie, że pieniądze załatwią wszystko. uśmiechnęła się, John zdenerwowany podszedł do niej i już ją chciał złapać, gdy w ostatniej chwili się opamiętał.
- Co mi chcę pan udowodnić? zapytała ironicznie. Ja mogę pana zostawić, ale to coś wróci do pana tej nocy i każdy z następnych snów będzie cięższy dla pana. Chcę panu pomóc i nie chcę za to żadnych pieniędzy. gdy zobaczyła zdziwioną i lekko przestraszoną minę Johniego dokończyła. Proszę na zaplecze, porozmawiajmy.
John bez słowa ruszył za drzwi wskazane przez wróżkę. Pokój był średniej wielkości, na środku postawiony był okrągły stolik i przysunięte do niego dwa krzesła. John usiadł na jednym z nich. Wróżka przygasiła światło i usiadła naprzeciw.
- Wiem, że jest pan zdenerwowany i zdezorientowany, ale obiecuję, że zrobię wszystko, aby panu pomóc.
- Jestem na granicy załamania psychicznego kobieto. John złapał się za głowę.
- Spokojnie. Najpierw muszę spisać pana dane.
- Dane? A po co ci kurwa dane?
- Proszę nie przeklinać.
- Jasne kurwa.
- A więc do widzenia i niech pan tu nie wraca. wróżka zerwała się z miejsca urażona.
- Nie, przepraszam. Nie będę przeklinać przy panience. ta usiadła z powrotem.
- A więc.... mówiąc to wyciągnęła jeden z formularzy. Nazwisko?
- Znałaś mój numer telefonu, a nie znasz mojego nazwiska?
- Proszę odpowiadać na pytania.
- Comburn. odpowiedział zrezygnowanym głosem John.
- Imię?
- John.
- Data i miejsce urodzenia.
- 3 października 1974 roku. Chicago.
- Imię matki?
- Sara.
- Ojca?
- Jim.
- Niech pan zrobi te badania i jutro jeszcze przyjdzie do mnie. podała mu jedną z kartek. Johny przyjrzał się jej i wybuchnął:
- Badanie krwi? Moczu? Badanie spermy? Kobieto!
- Nie może pan wyjaśnić pewnych spraw, ja staram się pomóc. Więc niech pan po mnie nie krzyczy!
- Tak przepraszam. Johny znowu spotulniał.
- Co wydarzyło się trzy dni temu w godzinach wieczornych?
- Co? Nic szczególnego, siedziałem z dziewczyną u mnie w domu.
- Niech pan sobie przypomni to ważne. John zamyślił się.
- O Boże wiem co. Ten cholerny album. schował głowę między rękami.
- Jaki album?
- Jakiś z krajobrazami dzikich krain. Gdy oglądałem go znalazłem jedno zdjęcie, którego krajobraz wydał mi się cholernie znajomy, tak jak bym już tam był kiedyś.
- Niech pan koniecznie przyniesie ze sobą ten album.
- Wyrzuciłem go.
- A wie pan co to była za kraina?
- Nie mam pojęcia.
- Musi pan koniecznie znaleźć ten album. John przypomniał sobie, że album wziął dozorca. Odetchnął.
- Dobrze. Chyba nawet wiem gdzie go wyrzuciłem.
- A teraz niech mi pan opisze te swoje sny.
- Jak pani wie były dwa W pierwszym siedziałem na koniu, byłem jakimś rodzajem wodza, za mną podążało olbrzymie wojsko. W drugim śnie, byłem jednym z więźniów tych samych żołnierzy, których w poprzednim śnie prowadziłem. Ich wódz podszedł do mnie. Ten wódz miał moją twarz. Krzyknął, żebym mu oddał duszę i zrobił mi ten ślad. podniósł koszule i ukazał ranę.
- Chyba wiem o co chodzi.
- To niech mnie pani wróżka oświeci. w głosie Johna można było dosłyszeć olbrzymią nadzieje.
- Najpierw musi pan usłyszeć i uwierzyć w to co teraz powiem.
- Już mnie nic nie zdziwi.
- A więc wie pan, że na świecie jest multum religii. I jest multum jej wyznawców. Takich osób jak ja jest na świecie niewiele. Jesteśmy równomiernie rozmieszczeni po ziemi, aby pilnować porządku. Są dwa światy. Ten w którym się teraz znajdujemy i świat bogów. Tylko to wcale nie są bogowie tylko tacy nad ludzie. widząc zdziwienie Johna przerwała.
- Nad ludzie, tak? zapytał po chwili milczenia John.
- Wiem, że wam ludziom źle kojarzy się takie stwierdzenie, ale tak już jest. A więc nad światem tych bogów, jest najwyżej rozwinięta istota rozumna, zwana Najwyższym. Pan wyznaje?
- Kiedyś wyznawałem chrześcijaństwo.
- A więc ten najwyższy to w religii chrześcijańskiej jest właśnie Bóg. Istnieje także coś takiego, jak reinkarnacja. I właśnie ten barbarzyńca, którego pan spotkał w swoim śnie to było pana poprzednie wcielenie. Pamięć każdego zwykłego człowieka umiera razem ze śmiercią, ale pan w poprzednim wcieleniu się musiał zabezpieczyć i pamięć jakimś cudem przetrwała. Teraz, gdy zobaczył pan ten obraz w albumie pamięć się wyzwoliła i żyją w panu dwa wcielenia. I to które umarło chcę przejąć nad panem kontrole.
- Dlaczego ja?
- To bezlitosne przeznaczenie. Jest wiele takich przypadków przejmowania ciała przez poprzednie wcielenia. Często się to udaje. Ale często kończy się chorobą psychiczną. Wtedy taka dusza jest na wieki potępiona. Stąd tyle schizofreników. Czy panu uda się pokonać siebie w poprzednim wcieleniu, zależy tylko od pana. Konfrontację będą zachodzić właśnie podczas snu.
- zapadła chwila milczenia. Rozumie pan?
- Tak, rozumiem. Więc albo stanę się takim barbarzyńcą, albo popadnę w chorobę psychiczną?
- Albo uda się panu wydostać z tej matni.
- Boże, mam walczyć z samym sobą.
- Chyba pan zrozumiał. Czy jest pan śpiący?
- O nie, już nie zasnę. Mam tabletki.
- To tyko wyniszcza organizm, a do starć i tak dojdzie. Po tabletkach nie będzie się pan mógł bronić.
- Najlepiej jeśli pojadę teraz po ten album i na te badania. wstał i żegnając się wyszedł na zewnątrz.
Gdy usiadł za kierownicą, chwilę się trząsł ze strachu za nim dał rade zapalić silnik.
Recepcjonista siedział sobie spokojnie za ladą i oglądał walkę bokserską, na którą czekał już cały tydzień. Nagle ktoś krzyknął:
- Gdzie jest dozorca?! recepcjonista odwrócił się i ujrzał Johniego Comburna, bez krawata, z przekrwionymi oczami i trzęsącymi się rękami.
- Dzień dobry panie Comburn. Dozorca jest w piwnicy naprawia chyba instalacje grzewczą.
Johny nie odpowiadając pobiegł na klatkę schodową i zbiegł schodami do piwnicy. Recepcjonista jeszcze chwile patrzył za Johnym poczym powiedział do siebie:
- Tak kończą ci cholerni juppie. odwrócił się i znów zagłębił się w walkę dwóch spoconych murzynów.
Johny dopadł dozorcę i złapał go za fraki.
- Gdzie jest ten album?
- Niech mnie pan puści panie Comburn! krzyczał przestraszony dozorca. Johny się opamiętał i uwolnił uścisk. Chodzi o ten album, który mi pan podarował?
- Tak, o ten.
- Spaliłem go..
- Co zrobiłeś? Johny nie mógł uwierzyć w słowa dozorcy.
- Spaliłem go. Przecież pan tak chciał.,
- Ty stary cholerny idioto.
- No, no wypraszam sobie.
- Coś ty najlepszego zrobił. Johny załamany wyszedł z budynku. Był coraz słabszy. Połknął jeszcze tabletki i ruszył do kliniki na badania.
W piwnicy dozorca zanosił się diabelskim śmiechem, w jego torbie leżał ten sam album, który rzekomo miał już być spalony.
- Bo kto daję i odbiera ten się w piekle poniewiera. powiedział do siebie dozorca i zabrał się za dalszą pracę.
Był już późny wieczór kiedy Johny po zrobieniu wszystkich badań zajeżdżał pod sklepik wróżki. Choć trzymał się już ledwo na nogach dojrzał, że stało się coś niedobrego. Tłumy ludzi zgromadzone na ulicy, oraz wozy policyjne dawały tego dowód. Sklepik właśnie kończyli gasić strażacy. John wysiadł z samochodu i podążył w kierunku zbiegowiska. Wróżka Majo leżała na ulicy, była na pewno już nie żywa. Jej ciało było w strasznym stanie.
- Co tu się stało? zapytał się łamiącym głosem John, jakiegoś dzieciaka.
- Zabili tą dziwkę. Pewno się przeliczyła. Musiała znowu kogoś naciągnąć i nękać go. Pan wie ile do niej psycholi przychodziło? Wreszcie spalili jej ten szatański sklepik.
John bez słowa wrócił do samochodu i gdy usiadł na fotelu ze zmęczenia stracił przytomność.
Obudził się w niewielkiej białej klitce. W pokoju bez klamki. Wstał i z ironią w głosie powiedział do siebie:
- A więc już zwariowałem? Co za ulga.
Nagle drzwi bez klamki się otworzyły i wszedł do środka człowiek o twarzy Johniego, ten sam człowiek, którego widział w śnie.
- Rozczaruję cię robaczku, to tylko sen.
- To ty! Ty jesteś moim poprzednim wcieleniem. Johny stanął na równe nogi.
- Spokojnie, nie chce już niszczyć ciała w którym będę egzystował.
- O nie! To moje ciało.
- Ty jesteś mną, a ja jestem tobą, w końcu jesteśmy tą samą duszą.
- Ty już umarłeś! Ty już nie masz prawa.
- Głupia czarna niewolnica ci zamąciła w głowie.
- To ty ją zabiłeś?
- Moi wyznawcy.
- Twoi....wyznawcy?
- Usiądź na tej miękkiej białej podłodze, chce z tobą porozmawiać.
- John zrezygnowany usiadł Musisz zrozumieć dlaczego, chcę pogwałcić prawa boskie. Pomyśl nad tym. Gdyby moi czarownicy nie schowali mojej pamięci wewnątrz ciebie, żyłbym teraz twoim pustym życiem i czerpał z niego uroki życia. Ale ja mam misję której jeszcze nie zakończyłem mój lud mnie potrzebuje.
- Proszę cię zostaw mnie.
- Ja chcę tylko abyś przypomniał sobie kim byłeś, przekazać ci moją pamięć. Wtedy się połączymy. Nie umrzesz nie bój się. Zrozumiesz mnie po prostu.
- Nie pozwolę ci.
- Nawet jeśli udałoby ci się zablokować mój wpływ, to w najlepszym wypadku wylądujesz w jakimś zakładzie psychiatrycznym. To byłoby najgorsze dla nas, zrozum. Bylibyśmy na wieki potępieni.
- Więc, opowiedz mi kim byłem w poprzednim wcieleniu, jeśli już mam oddać moją dusze temu wcieleniu.
- Wiedziałem, że jesteś rozsądnym i inteligentnym człowiekiem, w końcu jesteś mną. Urodziłem się w małej wiosce. Kraina w której żyłem była bardzo biedna, rządzona przez marnotrawnego i głupiego władcę. Ludzie głodowali i panowała okropna bieda. Kiedy podrosłem stanąłem na czele rewolucji i obaliliśmy głupiego tyrana. Ja stanąłem na czele. Sprawiłem, że kraina, którą przyszło mi rządzić stała się bogata. Ludzie mnie szanowali, a wywrotowcy bali się mnie. Zdobywałem kolejne tereny, dla mojego ludu.
- I co chcesz jeszcze rządzić? Po to jest potrzebne ci to ciało.
- Mój lud wpadł w ręce tyranii.
- Z tego co widzę, ty też musiałeś być tyranem.
- Pod moim panowaniem ludzie byli szczęśliwi.
- Na pewno musieli być.
- Ty....ty nic nie wiesz.
- A ilu ludzi zginęło z twojego rozkazu?
- Tylu ilu musiało dla dobra mojego kraju.
- Mi to wystarczy, nie oddam ci ciała.
- Oddasz. w oczach poprzedniego wcielenia pojawił się tryumf. John zerwał się i chciał rzucić się na poprzednie wcielenie, ale tylko przeleciał przez nie. To cię przerasta kmiotku. Mogę sprawić, że będziesz cierpiał. Mogę z tobą zrobić wszystko. Więc, oddaj mi to ciało.
- Nie. John cofnął się pod białą ścianę.
- Jak chcesz. nagle John poczuł że jest zawieszony w powietrzu. Nagle jego ciało zaczęło płonąć.
- Możesz tak płonąć przez nieskończoność. Myślisz, że jest coś takiego jak miłosierdzie i dobro. Ci pseudo-bogowie u góry już dawno znudzili się tymi dwoma pojęciami.
Nagle obudził się siedział w swoim samochodzie pod sklepikiem wróżki. Czuł jeszcze przez chwilę ten gorąc, który męczył go podczas snu. Wyszedł z samochodu i rozglądnął się. Wszystko wyglądało tak niewinnie.
- Ten kto stwierdził, że podczas snu nie czuje się bólu musiał być idiotą.
- pomyślał sobie i ruszył w stronę sklepiku.
Wszedł do spopielonego pomieszczenia. Uważając, aby nie pobrudzić się sadzą dostał się na zaplecze. Na stole zauważył szkatułkę, o dziwo na stole leżała szkatułka w nienaruszonym stanie. W środku znalazł coś na kształt listu.
"Moje dni już na tej kwaterze dobiegają końca, sprzeciwiłam się Bogom i chciałam ci pomóc, do tego wyjawiłam ci tajemnice tego wszechświata, nie wybaczą mi tego. Pewno nie doczekam twojego powrotu więc mam cichą nadzieje, że chociaż przeczytasz tą kartkę. Złamałam dla ciebie święte prawo chcąc pomóc duszy która próbuje pokonać barierę reinkarnacji. Mogę ci tylko jeszcze zdradzić, że odkryłam iż to ci nad-ludzie bawią się w ten sposób ludzkim przeznaczeniem. Niech najwyższy ci pomoże. Powodzenia"
Wróżka Majo
Wrócił do swojego samochodu, naglę zadzwonił telefon komórkowy.
- Comburn, gdzie się podziewasz? usłyszał głos swojego szefa.
John rozłączył się Po paru sekundach telefonów znów zabrzęczał.
- Jak śmiesz się wyłączać? Za godzinę rozprawa w sprawie spółki Vernus, a ciebie jeszcze w firmie nie ma.
- Słuchaj szefuniu., w tej chwili mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Jak śmiesz śmieciu., jeśli nie pojawisz się na tej rozprawie, możesz poszukać sobie nowej pracy, ale ja już się postaram, abyś jej w tym mieście nie znalazł. tym razem to szef odłożył słuchawkę.
Johny zamyślił się. Rzeczywiście nic nie znaczy, w poprzednim wcieleniu był wodzem, był królem, a teraz, jest tylko nędznym adwokatem. Spojrzał na telefon i ze złością wykręcił numer do szefa:
- Dwa słowa pierdol się! poczym odłożył słuchawkę.
Czuł się wspaniale, czuł się jak ktoś ważny. Powiedział te słowa jednemu z najważniejszych ludzi w mieście.
Z piskiem opon odjechał.
Wszedł do swojego mieszkania, położył na stole książkę i rozebrał się. Zimny prysznic dobrze mu zrobił.
Przebrał się w czyste rzeczy i już miał zacząć zastanawiać się co zrobić teraz, gdy ktoś zastukał do drzwi. Stał w nich dozorca.
- Już pan tu nie mieszka. Chyba pan się domyśla panie Comburn, że to pana szef dzwonił. Ma pan natychmiast opuścić mieszkanie.
- Ta? Co ty nie powiesz.
- Jeśli pan się będzie opierał, zadzwonię po policję, więc lepiej było by dla pana jeżeli.... nagle Johny zauważył, że w teczce dozorcy znajduje się album. Wkurzony złapał dozorcę za fraki i wrzucił do mieszkania. Potężny cios w twarz sprawił, że dozorca nie utrzymał się na nogach.
- Spaliłeś ten album, tak? zapytał ironicznie wyciągając album z torby.
- Przepraszam, ja...
- próbował się tłumaczyć dozorca.
John kopnął zwijającego się na podłodze dozorcę.
- Wszyscy jesteście w to kurwa zamieszani.
- Nie wiem o czym pan mówi. próbował się tłumaczyć dozorca wycierając ręką krew z nosa.
John wziął prowizoryczny sznur i zwinął nim dozorcę, mówiąc do niego jednocześnie.
- Wiesz stary mam dość. Chcę być kimś. A na razie byle dozorca nie boi się mnie wyrzucić, ale to się zmieni.
- Nie wiem o czym...
- dozorca nie dokończył, gdyż John zakneblował mu usta.
Wszedł do łazienki i wyciągnął tabletki na sen.
- Dobra barbarzyńco czas się połączyć. mówiąc to połknął tabletki.
John stał na olbrzymim wzniesieniu. Niebo miało kolor dzikiej czerwieni, a wiatr obrał kolor niebieski.
- A więc jednak chcesz być królem? zapytało jego poprzednie wcielenie pojawiając się nagle.
- Nie mam wyjścia, a ty nie dasz za wygraną, więc lepsze to niż szpital psychiatryczny.
- Jednak jesteśmy tą samą duszą. Powiedz tak, jeśli się zdecydowałeś. Już nikt nigdy ci nie podskoczy. A z tym twoim szefem, rozprawimy się osobiście. Więc, powiedz tak.
- O Tak !. odpowiedział John
W tym samym momencie poczuł, że jego ciało obraca się z coraz większą prędkością. Czuł, że rozpada się na miliony atomów, aby w chwilę później znów się połączyć w jedną całość. Nagle poczuł olbrzymi ból tak jakby ktoś otworzył jego czaszkę, jego pamięć i wspomnienia powiększały się. Widział morza krwi, ludzi ponabijanych na pal, olbrzymie armie i krwawe bitwy. W końcu obudził się.
Wstał., nawet nie zwrócił uwagi na związanego dozorcę i wyszedł na zewnątrz. Wsiadł do samochodu i skierował się w stronę firmy prawniczej. To co robił, robił instynktownie, nie umiał nad tym zapanować. Gdy wchodził do budynku swojej firmy, podniósł ogromny patyk leżący na trawniku. Każdy który go mijał patrzył się na niego jak na idiotę. John wszedł do środka jednego z pomieszczeń.
- Tobie Comburn chyba zupełnie odwaliło? Jest skończony! krzyknął szef, gdy zobaczył go w drzwiach.
-
O widzę, że naprawdę kiepsko z tobą. dodał widząc w rękach Johniego ogromny drąg.
John bez słowa podszedł i uderzył kijem z całej siły szefa w głowę. Ta rozleciała się na wiele kawałków. Wszyscy ludzie, którzy widzieli całe zajście stali osłupiali w pokoju, nie mogąc się ze strachu poruszyć. Johny natomiast wyszedł przez nikogo nie zatrzymywany na zewnątrz wsiadł do BMW i ruszył na wschód do krainy, gdzie czekał na niego jego wierny i miłujący go lud. Każdy zmysł szalał czując potężną ekstazę, wreszcie znów zasiądzie na tronie swojego królestwa, które swoimi rządami zbudował, a które teraz powoli się rozpadało. Ostatnią rzeczą o której myślał były konsekwencje. Upojony własną siłą sunął do przodu. Tym razem widział już jak dołączyć do nad-ludzi. Wiedział, że aby tak się stało lud musi uznać go za boga wtedy odrodzi się już w tym świecie nad-ludzi. Śmiał się z biednego Johna, który stopniowo malał w jego duszy. Jednak będąc już sto kilometrów za miastem wbił się w blokadę policyjną. Siła uderzenia spowodowała, że stracił przytomność.
Barbarzyńca John powoli odzyskiwał przytomność znajdował się w białym pokoju bez klamki. Zamknął oczy nie wierząc w to co zobaczył, lecz gdy otworzył je ciągle znajdował się w tym samym pomieszczeniu.
- Nie możecie mi tego zrobić. Jestem władcą, jestem królem. Nie wiele mi brakuje, aby być jednym z Bogów. Kmioty.
Zaczął rzucać się na miękkie ściany w szale, odbijając się od nich.
Tymczasem w jednym pokoi kontrolnych psycholog zapytał się ochroniarza:
- Kto tak krzyczy?
- Ten nowy psychol.
- Ten, który rozwalił swojemu szefowi łeb? zapytał się z uśmiechem psycholog.
- Ten sam.
- Biedni ludzie. Nigdy do końca nie uda nam zrozumieć ich pogmatwanej psychiki. Ale nic. Idę na lunch. Zapisuj wszystkie teksty, które wykrzykuje ten biedak, potem je przeanalizuje.
Po pewnym czasie Johny stracił siły i skulił się w jednym z kątów, głośno myśląc.
- Co ja zrobiłem, w tym wcieleniu miałem dobre życie. Co ja zrobiłem. nerwowo kręcił głową. Jak to mówili czarnoksiężnicy w moim królestwie, jeśli ci się nie uda twoja dusza będzie na wieki potępiona. O najwyższy, chciałem tylko dołączyć do tych bogów, którzy żyją w tym lepszym świecie. Nienawidzę cię. skulił się jeszcze bardziej.
- To przez ciebie, to przez ciebie. dobywał się glos Johna, gdzieś z głębi duszy.
- Zamknij się kmiocie. Ty nic nie rozumiesz! krzyczał.
Ochroniarz przysłuchiwał się tej nagrywanej rozmowie i powiedział sam do siebie:
- Jezu toż to przecież kolejny schizofrenik, ile ich do jasnej ciasnej jeszcze natura spłodzi?
Tym czasem na drugim świecie Bogowie dyskutowali:
- Wiedziałem że mu się nie uda. Płaćcie panowie. Rozrywka gwarantowana, ale kto się założył to teraz niech płaci.
- Masz. oddał cześć swojej siły nerwowym ruchem jeden z Bogów.
- Nie martw się, na drugiej duszyczce się odegrasz.
- Najwyższy nas nakryję, zobaczycie jak to się skończy.
- On się nigdy nie dowie o tym podziemiu.....nigdy!. dodał jeden z Bogów podliczając wygraną siłę.
Tymczasem na sekretarce Johniego, której już nikt nie odsłucha była nagrana następującą wiadomość:
"To ja Dominika. Przepraszam cię, że zostawiłam cię tamtej nocy. Proszę cię, zadzwoń, nie chcę cię tracić. Kocham cię!"
KONIEC
Opinie jurorów na temat tego tekstu znajdują się tutaj.
Wszystkie prawa zastrzeżone
Maciej Dydo alias Fidomaxi
fidos@friko4.onet.pl
http://friko4.onet.pl/ka/fidos
Jastrzebie Zdrój ul.B.Czech 38 44-330