Teksty Lucyny Brzozowskiej
Lucyna Brzozowska ma 25 lat, a od 15 lat pisze wiersze. Interesuje się buddyzmem Zen, a jest z natury taoistką. Uwielbia czytać, spacerować, poznawać ludzi i pisać, bo - jak sama mówi - nie może nie pisać. Pracuje na Politechnice w Bielsku-Białej. Uczy przedmiotów związanych z informatyką w Ochronie Środowiska. Kontakt z autorką: lucyn@alpha.kmr.pb.bielsko.pl.
SANSJANIN
Sansjanin
nie miał imienia
ani też niczego
ponad żebraczą miseczkę
a jednak każdy
przechodzący
pytał go
* * *
Kiedy zalega ciemność
pełna i niewiadoma
przewracam oczami
odwracam świat
na dnie;
moja własna istota -
to samo.
MOJE CIAŁO
Moje ciało
kłania się w uśmiechach
delikatne i wiotkie
pełne dojrzałej soczystości
brzoskwiń i pomarańcz
Lekko drżące pod spojrzeniem
słońca
samo jeszcze nie wie
czy to ono jest wiatrem
który gra na płatkach
przejmującą pieszczotą
* * *
Gdy idę prosto
nic mnie nie może
zatrzymać
Gdy skręcam
nadal idę prosto
To jest tak
jak z wodą
POCHWAŁA SYZYFA
Lecz ja
raz jeszcze
podejmuję heroiczną
próbę
zobaczenia siebie
Syzyf nie miał tak
ciężkiej pracy
on przynajmniej wiedział
dokąd zmierza
na jakim szczycie
chce uwolnić siebie
z jakiego brzemienia.
NIEWINNIE
Jak cichą melodią...
pocałunek...
zaśpiewaj mi
zagraj
pobawmy się jeszcze
przez chwilę
jak gdyby nie było
pustych nocy winy
z braku przebaczenia
spójrz na nasze ciała
one są niewinne
jak by mówiły
do siebie
słyszę ciebie
czuję ciebie
i za to ci dziękuję.
PRAGNIENIE
Tylko to możesz zrobić
i właśnie to jest złudzeniem.
* * *
Mogę dać ci wszystko
właśnie dlatego
że nic nie jest moje.
* * *
Jestem bardzo zmęczona.
Weź mnie w swoje ręce
i utul do snu
pieszczotą słowa.
Opowiedz mi bajkę
w której wszyscy
są dobrzy
a noce są pełne
pocałunków.
Nakryj mnie sobą
jak prześcieradłem
spokoju
tylko zostaw drzwi
otwarte na kroki
po schodach.
A potem
niech już nic
nie pamiętam
prócz miłości
błąkającej się po
ustach, oczach
i stopach...
* * *
Gdzie jest prawda
powie ci tylko
pręgowany tygrys
ale akurat
pręgowanego tygrysa
o prawdę
nie zapytasz...
* * *
Chcę być sama
chcę być zielona
chcę być nikomu
niepotrzebna
nikogo nieświadoma
Chcę wyrastać z ziemi
do słońca.
* * *
Niech mi słońce
ogrzeje dłonie
niech wiatr rozwieje
kosmyk włosów
niesforny
Niech stopy poczują
miękkość łąki
Niech wsłuchana w bicie
serca ziemi
zrozumiem
że ponad zanurzeniem
w trawie
nic nie jest ważne.
MIŁOŚĆ
Zaplatał się liść
zielony we włosach
i drży.
UPARCIE
Po prostu nie ma mnie
- choć jestem
Zwyczajnie znikam
- choć się staję
Jak gdyby nigdy nic
przechodzę przez siebie
do lasu.
WIECZÓR ZIMOWY
Ciepło domowe
spokojny oddech
dziecka
spóźnione kwiaty
od niego
bez okazji
śnieg spadający miękko
na parapet
i drzewa.
JUTRO
Jutro będzie
nieskończoną pieszczotą
tulić mnie do siebie
obejmie mnie w mocy
czasu
uniesie
Jutro nie zostawi śladów
pozwoli odejść
iść dalej
bez tkliwej tęsknoty
Jutro jest wieczne
i nie każe pamiętać
że nadejdzie ten dzień
kiedy go nie będzie.
IDĘ
Idę
Droga polna
Kwiaty na łące
Posiane łzami
że wyrosły ?
OBECNOŚĆ
Byłeś tu ?
Nie pamiętam
Może przed
zamknięciem powiek ?
Zapach ?
Tak, zapach pamiętam
Wtulony
w ciepłą przestrzeń
przede mną.
UŚMIECHY
Uśmiechając się
do Ciebie
przez sen
chcę Ci powiedzieć
* * *
Drzewo
rośnie we mnie
jest drzewo
* * *
Śmieję się do Ciebie
przez łzy
deszcz na szybie okiennej
śmiech perlisty?
Stoisz pośrodku pokoju
z uśmiechniętymi oczami
patrzysz
czy Ci się podobam?
Razem huśtamy
syna
w wielkim
czerwonym kocu
taka - tylko nasza
prywatna
zabawa
Ja i Ty
i ten mały
dzieciak
między nami
spoiwo.
* * *
Brakuje mi miejsca
w sobie
i miejsca poza
sobą
brakuje mi
drzwi i okien
brakuje cieni
rosnących na
skraju
drogi
brakuje mi
cisz i dźwięków
dzwoneczków
delikatnych
brakuje mi Ciebie
* * *
Niebo
w obłokach chmur
pociemniały
sypie dżdżu
zimnem
Drżąc
z rękami głęboko
w kieszeniach
z wodą
w butach płynącą
z uśmiechem
w oczach
i zaciętością
ust
wędrowiec
* * *
Ziemia...!
Oddycham ziemią
czarną
pomiędzy źdźbłami
trawa...!
Otulam się trawą
zielenią
między pniami
drzewa...!
Chroni mnie drzewo
brąz
między szczytami
góry...!
błękit czy zieleń
brązy czy biele
pomiędzy chmury
łby swoje wznoszą
jak gdyby były
niebem.
* * *
Gdzie nie ma radości
swawolnego śmiechu
bez ograniczeń
Nie umiem już patrzeć
prosto w słońce
jestem niewolnikiem
własnych ograniczeń
które jeśli nie sama narzucam
to konformistycznie przyjmuję
Nie ma już tej największej
i najwspanialszej rzeczy
jaką jest po prostu
być
I nie ma już drogi
do nie wiadomo
dokąd
Ani siedzenia na przystanku
przez godzinę
pisząc
Nie ma chodzenia boso
po deszczu
gdy tylko przychodzi
ochota
I nie ma
winnych
Dlatego
wszystkich winię.
* * *
Jest jeszcze coś
siedzenie
to wszystko
* * *
Nie mieszczę się
w słowach
Nawet księżyc się
uśmiecha.
* * *
Nocą
gdy nikt mnie
nie pyta
Rankiem
gdy nikt mnie
nie woła
Przychodzi do
mnie ta jasna
choć trochę
dziwna
muzyka
Jest cisza i
spokój w tym
świecie
gołębie
jedzą nam
z rąk
u stóp
siadają wróble
i ludzie
pełni są
cnót
PANI ŚMIERĆ
Przyjdź do mnie
lekkim krokiem
bądź delikatna
jak kwiat
Nie mów nic wcześniej
i nie zagrażaj
bądź gdy
nadejdzie czas
Miej jasne włosy
i czułe ręce
a z serca niech stopi
się cały lód
chcę wiedzieć
gdy
spojrzysz mi w oczy
że oto właśnie się staje
jeszcze jeden cud.
PIOSENKA DLA RZPADKOWEGO WĘDROWCA
Wczoraj
gdy myślałeś
o dniu następnym
nagle stało się
dziś
W bezchmurne noce
cykanie świerszczy
czas w miejscu
staje
i ty
Trzymaj się mocno
gdy pociąg
rusza
i gdy hamuje
też
I zawsze pamiętaj
by liczyć
gwiazdy
a nie
baranki
przed snem...
Powyższe teksty pochodzą ze strony 5000słów
Prawa autorki tekstu zastrzeżone