Maciej "Fidomaxi" Dydo - o autorze najwięcej można dowiedzieć się zaglądając na jego stronę http://friko4.onet.pl/ka/fidos. Kontakt e-mail z autorem: fidos@friko4.onet.pl. Adres fizyczny do Fido to: Maciej Dydo Jastrzębie Zdrój, Ul. Czech 38, 44-335.
Azyl w tawernie |
Kolejna partia |
Śnieg prószył na wszystkie strony, wędrowiec z trudem brnął przez zaspy. Był ubrany w stary zniszczony kożuch, przez ramię miał przewieszoną torbę.
- Gdzie ta cholerna tawerna? - mruczał pod nosem. Czuł, że powoli opuszczają go siły.
Parę kilometrów dalej ujrzał ogromną dolinę. A na jej samym dnie małe miasteczko.
- To musi być tam.- ostrożnie schodził ze wzgórza.
W końcu znalazł się na jednej z uliczek tej wioski. Przechodził powoli, podpierając się laską, patrzył się na każdego jakimś tajemniczym wzrokiem. Ludzie schodzili mu z drogi po prostu się go bojąc. W końcu jego tajemniczy wzrok ujrzał upragnioną tawernę. Otworzył powoli drzwi i ujrzał sporą grupę dobrze zbudowanych chłopów upijających się piwem. Powoli wszedł do środka.
- Ty obdartusie czego tu szukasz!?- krzyknął barman widząc że gość ma zniszczone ubranie.
- Ostatniej wieczerzy. - powiedział pewnym głosem starzec, ściągając kaptur. Na jego szyi barman ujrzał naszyjnik wypełniony najszlachetniejszymi ozdobami.
- Tak oczywiście. - powiedział zmieszany barman. - Eriko odbierz od pana płaszcz. - dziewczynka posłusznie odebrał od gościa płaszcz i wyniosła go na zaplecze. - Niech szanowny gość pozwoli. - prowadził tajemniczego osobnika, między stolikami, aż trafili na jeden wolny. - O! Proszę usiąść. - odsunął krzesło.
- Hani Akos. - powiedział do barmana przybysz.
- Tak oczywiście. Jedną sekundę.
- I przynieś mi jeszcze udziec jagnięcy, jestem głodny.
- Oczywiście, za chwilkę wszystkie twoje życzenia spełnię mistrzu. - barman odszedł od stolika.
Bar nie był obskurny, ale też nie był elegancki, była to typowa mordownia tylko że z klasą.
Świece zawieszone pod ścianami bardzo dobrze oświetlały całe pomieszczenie wypełniając je swoistym klimatem. Przybysz pałaszował przyniesioną przez barmana potrawę gdy do stolika przysiadło się dwóch barczystych mężczyzn.
- Witaj mistrzu, nie spodziewaliśmy się ciebie w naszych skromnych progach.
- Jedna noc, potrzebuje jednej nocy na odpoczynek. - pokazał wskazujący palce przed oczy mężczyzn.
- Oczywiście. - odparli.
- Pokażcie jeszcze swoje znamiona. - powiedział jeszcze przybysz.
Oboje rozsunęli koszule i ukazali na swoich piersiach wypalone znaki w kształcie pierścieni.
- No. - odparł mistrz i dał do pocałowania swój pierścień dwóm naznaczonym.
- Będzie mistrz mógł spędzić tą jedną noc w tej tawernie.
- Co za idioci! - krzyknął z zażenowaniem mistrz i uderzył pięścią w stół. - Przecież to pierwsze miejsce w którym zaczną mnie szukać.
- Mistrzu, ta tawerna ma podziemne przejście po za wioskę.
- Aha, chyba, że tak. - odparł spokojniejszym tonem mistrz. - Idźcie już! - nakazał po chwili mistrz.
- Akos Ke mistrzu. - odpowiedzieli na odchodnym naznaczeni.
- Oczywiście, Akos Ke. - skinął głową mistrz.
Gdy zjadł posiłek. Podszedł do barmana. Ten posłusznie otworzył przed mistrzem drzwi na zaplecze i pokazał mu pokój w którym miał gościć mistrz.
- To uchybia mojemu honorowi, żeby spać w takiej norze! - krzyczał rozwścieczony mistrz.
Barman klęknął przed mistrzem i rzekł rozpaczliwym tonem:
- Mistrzu przebacz mi, ale tylko ten pokój jest połączony z tajnym podziemnym wyjściem o którym ci już na pewno członkowie organizacji opowiadali.
Mistrz zamyślił się po czym rzekł:
- Doceń moje miłosierdzie, a więc łaskawie zgodzę się tu zostać.
- Dziękuje ci panie.
- Wyjdź już. - kiwnął palcem.
- Tak oczywiście. - barman pośpiesznie wycofał się z pokoju i zamknął drzwi.
Mistrz zdjął buty i rozłożył się na łóżku, był bardzo zmęczony całodzienną wędrówką. Oczy powoli same mu się zamykały.
W tawernie na sali w rogu siedziało razem z towarzyszami dwóch mężczyzn, którzy rozmawiali wcześniej z mistrzem.
- I co powiedział? - zapytał niepewnie brodaty mężczyzna.
- Nic, kazał tylko znaleźć schronienie.
- Nic wam nie opowiedział o sytuacji w królestwie, to skandal!- brodaty mężczyzna nie krył zażenowania.
- Nie bluźnij. To mistrz. On wie co robi. Wiesz przecież, że cały czas jest ścigany, dzisiaj przeszedł, aż z Etawy. To czterdzieści kilometrów. W taką pogodę. Trzeba go doceniać. Chyba, że nie jesteś?
- Co nie jestem?
- Nie jesteś w naszym spisku.
- Odszczekasz to psie. - brodaty mężczyzna wyciągnął miecz, wstał i przyłożył go do tchawicy niedowiarka.
- Przepraszam. - rzekł głośno oddychając niedowiarek.
Brodaty podszedł do ofiary podniósł ją i rzucił na drewnianą ścianę ta odbiła się od niej i upadła na ziemię.
Brodaty odetchnął głębiej, po czym odrzucił miecz i rozdarł sweter.
- Widzisz to....widzisz to Baldwinie? - krzyczał ukazując mu swój znak wypalony na piersi. - Ja też cierpiałem, ja też mam dość tego terroru.
- Widzę. Ale nie powinieneś bluzgać na mistrza. - odparł Baldwin zbierając się z podłogi.
- Nadstawiamy karku za niego i chyba mamy prawo wiedzieć co się dzieje w naszej sprawie?
Nagle podbiegł do kłócących się barman i złapał obu za barki prowadząc do stolika.
- Co wy robicie, co? Rozumy potraciliście. Przecież wszyscy się na was gapią.
- Przecież każdy wie w wiosce o co tu chodzi.
- A jeśli teraz w barze jest jakiś szpieg króla?
- Nie pomyślałem o tym. - brodaty zmieszany rozglądnął się po barze.
- A kiedy ty w ogóle myślisz Erik? - zapytał ironicznie barman i szturchańcem uderzył go w głowę.
Odszedł przeklinając pod nosem, a spiskowcy nadal spiskowali między sobą.
Po paru godzinach mistrz wstał i przeciągnął się. Parę godzin snu wystarczyło mu, żeby nabrać energii.
Otworzył drzwi i krzyknął do barmana, żeby ten przyniósł mu coś do picia. Na dworze powoli zapadał zmrok. W tawernie było już mnóstwo jegomości. Panował niesamowity hałas na sali. Mistrz czekając na jakiś trunek usiadł na łóżku i przetarł rękami oczy. Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich szesnastoletnia dziewczynka.
- Czego chcesz? - zapytał donioślę mistrz, łapiąc jednocześnie za miecz ukryty pod łóżkiem.
- Przyniosłam tylko piwo, tatuś kazał.
Mistrz wstał i przeszedł się po pokoju.
- Tatuś powiadasz ?
- Tak, tatuś. - odpowiedziała przestraszonym głosem dziewczynka.
- Usiądź na łóżku. - rozkazał pewnym głosem mistrz.
- Ale tatuś kazał mi zaraz wracać. - dziewczynka była coraz bardziej przestraszona.
Mistrz otworzył drzwi i zwrócił się do barmana.
- Muszę porozmawiać chwilę z twoją córeczką.
- Ale, ale po co? - barman nie pewnie odwrócił się w kierunku zaplecza.
- Nie pytaj, muszę z nią porozmawiać.
- Dobrze mistrzu. - barman pokornie spuścił głowę.
- No. - mistrz zamknął drzwi i przekręcił klucz od środka.
Parę minut później barman żałował swojej zgody. Nachodziły go najgorsze myśli, nie wiedział co się dzieje w pokoju na zapleczu, a ni nie mógł nic dosłyszeć, gdyż pianę okrzyki jego klientów skutecznie zagłuszały jakiekolwiek dźwięki. Lał dalej piwo starając się odpędzić wszystkie złe myśli. Wiedział, że jeśli sprzeciwiłby się mistrzowi, wykluczyliby go ze spisku, a tego nie chciał. Ludzie należący do spisku stanowili w mieście elitę, a by cię w jakiejkolwiek elicie przynosi zawsze korzyści. Po chwili do sali nieoczekiwanie wpadło wojsko króla.
Brutalne wkroczenie, zdziwiło prawie każdego na sali, tylko jeden z chłopów podszedł pewnym krokiem do dowódcy wojska i wskazał spiskującą szajkę siedzącą w kącie. Dowódca w momencie wydał rozkaz aresztowania spiskowców i wyprowadzenia ich z baru. Spiskowcy nie widząc drogi ucieczki potulnie dali się skuć i wyprowadzić.
- A więc gdzie jest Kritpherson?
- Barman wie. - odpowiedział kapuś.
- Tashi! Ty przeciwko nam? - w głosie barman nie było złości, był za to ogromny żal.
- Teraz w mieście będzie nowa elita. - odpowiedział bezczelnie Tashi.
Dowódca popatrzył się na niego, po czym wydał rozkaz, aby także pojmać judasza. Ten wyprowadzany prawie się popłakał.
- A więc gdzie jest Kritpherson? - ponowił pytanie dowódca zbliżając się do barmana.
Ten spuścił głowę i milczał:
- Swoją budę już straciłeś. Na pewno każe ją spalić, ale możesz ocalić wioskę. Powiedz gdzie on jest. - dowódca był nad wyraz spokojny.
Barman rozejrzał się po pozostałych zgromadzonych w barze mieszkańcach wioski i widząc ich wzrok po chwili odpowiedział.
- Za tymi drzwiami. - wskazał drewniane drzwi za ladą.
- Gratuluję, właśnie uratowałeś tą marną wioskę, oczywiście jeśli go znajdziemy. - dodał uśmiechając się.
Kazał wyważyć drzwi. Po chwili dowódca stał w środku pokoju rozglądając się:
- Nie ma go. - stwierdził, widząc nie posłane łóżko.
- Bo nigdy go tu nie było panie. - barman próbował ratować sytuację.
- Zamknij się niewdzięczniku! - dowódca uderzył z całą swoją siłą barmana w twarz. Ten potoczył się parę dobrych metrów koziołkując. - Spiskowców oraz chłopów zdolnych do pracy, młode kobiety do nie woli, a resztę zabić.
Wojsko rozpierzchło się.
- Wioskę spalić? - zapytał jeszcze niepewnie jeden z żołnierzy.
- Oczywiście. - dowódca wyszedł na dziedziniec, gdzie właśnie zaczynały się dziać dantejskie sceny.
Parę kilometrów dalej. Na ogromnym stoku, pod drzewem wśród śniegu siedział mistrz Kritpherson razem z córką barmana.
- W takiej śnieżycy na pewno nie będą mnie szukać, możesz wracać do wioski.
- Ale mówiłeś, że mnie kochasz. - mała powoli zaczynała płakać.
- Przed godziną tak mówiłem. - Kritpherson wyszedł spod drzewa i podążył na północ. Mała patrzyła się jeszcze jakiś czas na niego, po czym wbiegła na wzgórze i spojrzała z niego na wioskę. Wioska płonęła, było w niej pełno wojska, a i dosłyszeć mogła krzyki i rozpacz. Zbiegła z powrotem ze wzgórza i dopadła mistrza.
Stanęła przed nim, zatrzymał się, popatrzyli się na siebie, po czym mała uderzyła go otwartą ręką w twarz.
- Zabili ich, wszystko spalili. Zabili mojego tatusia. - Mała biła już pięściami w ślepej furii.
Mistrz złapał ręce dziewczynki.
- Odejdź. - powiedział spokojnie.
- Zabili ich.
- To przykre, ale muszę już iść. - mistrz ominął małą.
- Przez ciebie. -dodała głosem pełnym bólu.
- To nie tylko ja, ty tego nie zrozumiesz.
- A więc weź mnie ze sobą, abym zrozumiała. Mimo tego wszystkiego ja cię kocham.
- Kochasz? - mistrz uśmiechnął się. - Odejdź.
- Jeśli mnie ze sobą nie weźmiesz to wrócę do wioski i powiem wojskowym gdzie jesteś.
- Nie rób tego. - powiedział mistrz, wyciągając rękę podchodząc do małej.
- Weźmiesz mnie? - zapytała z nadzieją mała.
- Tak, wezmę cię. - a mówiąc to przytulił dziewczynkę, odetchnęła z ulgą i także przytuliła się do mistrza.
- Dziękuję. - odpowiedziała wdzięczna.
- Zaprowadzę cię... - powiedział spokojnie mistrz jednocześnie wbijając w bok małej sztylet.-.... do nieba. - dodał cicho, kładąc dziewczynkę na śniegu, który padał bez ustanku.
Schował nóż i zabrał dziewczynie ciepłe ubranie dziewczynie, sam się nim jeszcze nakrywając i odszedł nawet nie zamykając oczu dziewczynie jak to jest w zwyczaju w stosunku do martwego człowieka. Schodził ze wzgórza, mówiąc do siebie.
- Tak, noc będzie zimna, ale do następnej wsi mam niecałe dwadzieścia kilometrów, dam radę. Dam radę wywołać w końcu to cholerne powstanie
Powoli zanikał w padającym śniegu. Na otwarte oczy dziewczynki spadły kolejne płatki zimnego śniegu, a za
wzgórzem dogorywał już ogień z palących się zgliszcz.
Tekst pochodzi ze strony 5000słów.
Prawa autora tekstu zastrzeżone.