Szczęście

- Nie Harry, masz czas do wieczora. Jak do wieczora nie będziesz miał całej forsy, to nie będzie już dla ciebie żadnego jutra. Czy się rozumiemy ? - Powiedział głos w słuchawce.

- Tak panie Mendoza, ale proszę mnie zrozumieć, po jutrze będę już miał wszystkie pieniądze, proszę mi dać czas do pojutrza ! - Próbowałem go przekonać, choć wiedziałem, że to beznadziejne. - Halo, panie Mendoza, halo...

- Skurwiel odłożył słuchawkę - Zakląłem pod nosem - Do wieczora, jak on to sobie wyobraża ? Skąd ja wezmę 20.000$ ? Co k... mam napaść na bank, czy co ?

Dwa tygodnie temu, byłem na tyle głupi by pożyczyć owe 20.000$ od pana Mendozy - lichwiarza z naszej dzielnicy, na z góry ustawioną gonitwę. To był "pewniak", dżokeje byli opłaceni, ja miałem pewny cynk kto wygra, nic tylko zgarniać forsę. Wszystko szło świetnie, "blue diamond" - koń, który miał zwyciężyć, od początku był na prowadzeniu, już liczyłem wygraną forsę, a to bydlę się przewraca i łamie nogę. Tak więc zamiast opalać się na Florydzie, tracę całą forsę, a dziś wieczorem pewnie stracę coś jeszcze.

Pieniądze rzeczywiście miałem mieć za dwa dni, ze sprzedaży baru jedynego interesu mojego życia, który przynosił mi dochód. Ale facet, który chciał go kupić mógł mieć forsę najwcześniej pojutrze. W moim życiu, gdy coś zaczynało w końcu iść dobrze, należało zacząć się bać. Może należałem do tych pechowców, o których tyle czyta się w gazetach - wyłowiono zwłoki nieznanego mężczyzny z basenu portowego..., dziś rano w koszu na śmieci przy ... znaleziono ciało białego mężczyzny lat około .... , i tak dalej. Większość ludzi czytających to myśli sobie - porachunki mafijne, albo, to na pewno księgowy jakiegoś gangu, prał pieniądze i coś sobie z tego skubnął, a prawda najczęściej jest taka, że to biedne sukinsyny, które miały pecha - przespali się z czyjąś żoną z którą nie powinni, byli w niewłaściwym miejscu o niewłaściwy czasie, czy tak jak ja, mieli pecha i obstawili nie tę chabetę co trzeba. Zastanawiałem się powoli jak będzie wyglądał mój nekrolog, może: ciało młodego mężczyzny znaleziono dziś wieczorem na tyłach baru, powody tego zabójstwa nie są na razie znane. Fajne co ?

Tak sobie wesoło rozmyślając, stałem za kontuarem w moim, jeszcze, barze i obsługiwałem tych nielicznych klientów, którzy w tak paskudną pogodę zdecydowali się w paść na jednego. Z niepokojem oczekiwałem wieczora.

Była piąta po południu gdy oni weszli. Było ich dwóch, jeden trochę wyższy lecz obaj identycznie ubrani: w szare prochowce, dwa identyczne kapelusze i choć był dopiero początek października obaj mieli czarne, skórzane rękawiczki. Przez chwilę myślałem, że wybiła moja ostatnia godzina, ale nie, dla Mendozy nie jestem wart wynajmowania dwóch zawodowców z poza miasta. Naśle na mnie pewnie swoich przygłupich chłopczyków po 50$ sztuka i ci w zupełności wystarczą. W takim razie co robili tu ci dwaj ?

Wchodząc do baru czujnie rozejrzeli się po sali. Podchodząc do kontuaru cały czas zawzięcie dyskutowali.

- Nie Nick, to nie jest moja wina. Miał na nas czekać i go pokazać - Powiedział wyższy siadając na stołku przy barze.

- Tak, ale mogłeś się jakoś zabezpieczyć, wziąć od nich np. jego zdjęcie - Oponował niższy.

- Masz oczywiście rację, zawaliłem sprawę. Teraz jednak musimy poradzić sobie bez zdjęcia i biednego gnojka, którego ktoś utopił w basenie portowym.

- Daj dwa piwa - Rzucił niższy do mnie - Od jak dawna tu pracujesz ?

- Mam ten bar jakieś trzy lata, a o co chodzi ? - Zapytałem podając piwo

- Dowiesz się we właściwym czasie. - Uciął pytanie wyższy - Trzy lata, powinien znać wszystkie gęby w tym miasteczku. Nie sądzisz Al. ?

- To niezły pomysł. - Potwierdził Al.

- Dobra, posłuchaj dupku. - To było chyba do mnie. - Czekamy tu na takiego jednego ... "pechowca" powiedzmy, ale jest pewien problem, nie wiemy jak on wygląda. Ty nam go wskażesz. Ok. ?

- Nie mam pojęcia o czym mówicie. - Próbowałem grać durnia - Ja tu nie znam wszystkich.

- Tego na pewno znasz. - Powiedział wyższy - Jak prowadzisz ten interes trzy lata to musiałeś być nie raz w banku. Pokażesz nam niejakiego Marka Rusha waszego bankiera, a my zabijemy tylko jego . Twoje drugie wyjście - odmówisz nam, to zabijemy ciebie i znajdziemy kogoś innego kto nam go wskaże. Tak czy inaczej on już jest martwy, teraz decyduj ty - chcesz żyć ?

Mawiają, że nieszczęścia chodzą parami. Kłamią nieszczęścia chodzą grupą co najmniej pięcioosobową. Dylemat moralny, ja albo dyrektor banku, którego prawie nie znam. Wyrzuty sumienia można zwalczyć tylko wtedy gdy jest się żywym.

- Może wpiszcie się na listę społeczną, tych co mnie mają dziś zabić jest więcej, a rozczaruję was - zrobić można to ze mą tylko raz. - Jak zwykle mój cynizm dał o sobie znać w niewłaściwym momencie.

- Tak to pewien problem. - Potwierdził wyższy - Ale my jesteśmy bardziej przekonywujący a) Jesteśmy tu teraz z tobą b) My cię na pewno zabijemy, a reszta tylko prawdopodobnie.

- Kto by się oparł takim argumentom. - Stwierdziłem z przekąsem.

- Widać, że jesteś niegłupim facetem i wiesz co wybrać. - Chyba się uśmiechnął niższy.

- Skąd wiecie, że on tu dziś przyjdzie ? - zapytałem - On dosyć rzadko tu zagląda.

- Wiemy. Ma tu się z kimś spotkać o szóstej. - powiedział wyższy - Ty nic tu nie główkuj, masz go tylko pokazać, reszta to nie twój problem.

Pili swoje piwa, w milczeniu patrząc jak krzątam się po barze i obserwując czy w mojej głowie nie lęgną się jakieś durne pomysły. Lecz mogli być zupełnie spokojni, tym razem los miał wszystkie asy i ja o tym wiedziałem. Jak nie zastrzelą mnie oni, to zrobi to Mendoza. Czasami człowieka ogarnia takie zniechęcenie, że nie ma siły walczyć z losem i czeka na nieuchronne ze stoickim spokojem.

- Wiesz. - Zagadnął mnie niższy widząc chyba moją rezygnację wypisaną na twarzy- Szczęściu należy pomagać, być może coś wymyślisz, dopóki jesteś żywy zawsze masz szansę.

- Dzięki, ale obawiam się, że tym razem problem mnie przerósł. Jak nie wy, to oni, zbyt dużo musiałbym pomóc temu szczęściu. - Powiedziałem z rezygnacją w głosie - Ale dzięki za słowa otuchy.

- Nie ma za co. Od nas, o ile nie zrobisz jakiegoś głupstwa nic ci nie grozi, a dobre pomysły przychodzą czasami w najmniej oczekiwanym momencie. Trzeba im tylko trochę pomóc. - Pocieszał mnie Al.

Tak sobie miło rozmawiając, doczekaliśmy szóstej. Gdy stary zegar, który stał w rogu sali wybił szóstą, przerwaliśmy rozmowę, napięcie unoszące się między nami było wyraźnie namacalne. Spoglądałem na drzwi pewny, że zaraz się odtworzą i wejdzie przez nie Mark Rush. Oczywiście nic takiego się nie stało.

Dziesięć minut później, Al. i Nick byli wyraźnie zdenerwowani. Spoglądali na siebie z niepokojem. Pięć minut później wydarzyły się dwie rzeczy - otworzyły się drzwi i doznałem olśnienia.

Kiwnąłem głową z rezygnacją - To wasz bankier - wskazując wchodzącego. Al. i Nick byli prawdziwymi zawodowcami, wstali, wychodząc minęli niczego nie spodziewającą się ofiarę, poczym z gracją odwrócili się wyciągając pistolety z przymocowanymi doń tłumikami i ...

Przez dłuższą chwilę nikt nie zorientował się nawet, co się stało. Gdy to nastąpiło po Nicku i Alu nie było już śladu.

- Halo, policja . - Powiedziałem do słuchawki - Chciałem zgłosić morderstwo. Tak, w moim lokalu przed chwilą... Dziękuję - powiedziałem odkładając słuchawkę

- Proszę niczego nie dotykać i zostać na miejscach - Powiedziałem do przestraszonych gości próbujących jak najszybciej się stąd ulotnić. - Zaraz będzie tu będzie policja. - To podziałało nawet na najbardziej opieszałych, po chwili byłem sam. Podszedłem do ciała nie kryjąc ciekawości - Mendoza nawet po śmierci wyglądał jak lichwiarz, tylko na twarzy ten wyraz zdziwienia....




Tekst pochodzi ze strony http://www.5000slow.w3.pl.
Prawa autora tekstów zastrzeżone