Stedam jest ze Szczecina. Niedawno skończył studia na Wydziale Transportu i Łączności Uniwersytetu Szczecińskiego. Kontakt z autorem: stedam@uoo.univ.szczecin.p.
Wypełznąć w końcu z ciemni kokona,
I tak jak Tuwim, że jest czerwona,
Że jest zielona, srebrna i czysta,
Że gdzieś za oknem rosa pobłyska,
Że w końcu, w końcu jestem szczęśliwy !
Że wokół same cuda i dziwy...
I tylko czasem
Pokrzywy,
Ale daleko, na horyzoncie,
Pod lasem.
5 styczeń 1997
Albo jesteś ogrodem z kwiatami
Tam są jabłka i wiśnie czerwone,
A ja stoję gdzieś w kącie schowany,
Strach na wróble jesienno - zimowy.
Albo jesteś Saturnem wspaniałym
Roziskrzone wulkany ciskasz od niechcenia,
A ja biegam dokoła pełen uwielbienia,
Srebrny księżyc, meteor nieśmiały.
Albo jesteś owocem indyjskim,
Egzotyczną gruszą, albo śliwą,
Jam te pestki zbyt cierpkie i śliskie,
Którym usta się w goryczy krzywią.
10 kwiecień 1996
We śnie jasny ogień rozgrzewa
Dwa ciała splecione na sofie.
Za oknem mewa,
A w głowie...
Nie ma już żadnej żałości.
Są tylko jabłka...
Konfitury miłości.
5 luty 1996
Nic się nie zmienia, nic się nie dzieje,
Wszystko jest takie jak dawniej było,
Ja się wygłupiam, Ty znów się śmiejesz,
Razem ciągniemy tą naszą miłość.
Znów przy kominku grzejesz swe dłonie,
Albo w fotelu siedzisz skulona,
Patrzę na Ciebie i w Tobie tonę,
Albo zamykam Cię w swych ramionach.
Albo zabijam swym przygnębieniem
I nic nie mówiąc znikam wieczorem,
Ty cicho płaczesz w swoim cierpieniu,
Czarnym po ścianie pisząc kolorem.
I tak żyjemy, ufni w swą miłość,
Razem przez każdą krocząc zawieję,
Wszystko jest takie jak dawniej było,
Nic się nie zmienia, nic się nie dzieje.
23 grudzień 1996
Idą święta do nas Łucek,
Idą święta.
Moją miłość Ci przywrócę
Niepojętą.
A w prezencie dam Ci siebie,
Złego ducha,
I nakarmię białym chlebem
Od Chrystusa.
Idą święta do nas Łucuś,
Idą święta.
Twoją miłość mi przywrócą
Nieśmiertelną.
A w prezencie chcę nadzieję
W oczach Twoich,
I to serce co się śmieje
Gdy jest moim.
16 grudzień 1996
Tam w oddali kołyszą się góry wysokie,
Paproć płynie na wietrze, sercem swoim śpiewa,
Plama nieba radosna, tańczy na niej mewa,
Dachy świerków strzelają w słońce jednookie.
W dole promień jaskrawy, obudził się, ziewa,
Rzeka drwi sobie z tamy, źródło ma głębokie,
Pędzi, toczy się lekko w wąwozy szerokie,
Aby dobić do celu przed zaśnięciem nieba.
To Twe oczy kołyszą płaszczem rzęs przepięknych,
Szmaragdowe brwi tańczą na niebie Twej twarzy,
Serce czeka na chwilę rozkoszy nietkniętych
Całe drżące w zieleni, że się coś wydarzy.
Pocałunek Twych piersi i ślub rąk pojętnych,
Nagle strzał wodospadu. Zasnąłem. Ty marzysz.
sierpień 1994
Gdy po dniu pełnym kwiatów i jasnych kolorów,
Przyjdzie burza tak silna, że noc zniszczy słońce,
Wiedz, że Bóg wszystkich na raz użyje przyborów,
By poskładać rozdartych Twego serca końce.
I pamiętaj, że podczas, tej najcięższej burzy,
Gdy na ziemi już wszystko się topi i skacze,
W niebie skaleczył się o kolce róży,
Ten co burzę rozpętał, i z wściekłości płacze.
Lecz pamiętaj, że choćby nawet przyszedł potop,
Sprawiedliwy otoczy Cię ramieniem łaski,
Uratuje Cię Pan Twój, bo masz serce złoto,
I wyrzuci z powrotem na słoneczne piaski.
10 maj 1995
W wyobraźni mej, w okrutnych jej wytworach,
Widzę szczęście co rozumu resztki kradnie,
Ramię w ramię na pomiętym prześcieradle,
W niespokojnych, szmaragdowych ich kolorach.
Kiedy miodem swoją duszę natrzeć pragnę,
Znowu błyskiem pędzi w głowie myśli sfora,
Nie rozbije na życiowych się zaporach,
Tylko moje upragnione sny odgadnie.
Chociaż w piersiach mych, głęboko, gdzieś tam na dnie,
Gdzie marzenia w miodnych pławią się roztworach,
Wiem, że myśl o dwóch aniołach to myśl chora,
Że kurtyna ciemna nocy z brzaskiem spadnie,
Dalej topię w wyobraźni się wytworach,
W niespokojnych, szmaragdowych ich kolorach.
14 marzec 1997
Znów nadchodzi noc demonów w moim mieście.
Choć w rodzinie coraz mniej nas pozostało,
W morzu przekleństw znów utopię swoje ciało,
Swoją duszę w nienawiści zamknę kleszcze.
Przyciągając czarną żądzą wzrok dziewiczy,
Chytrym gestem nadwyrężę kruche dłonie,
Martwym wierszem stanę później w ich obronie
I porzucę rozpalone gdzieś w piwnicy.
O północy rozpaczliwie odmieniony,
Bogobojną filozofię puszczę w obieg,
I wynurzy się z otchłani nowy człowiek,
Lecz nie przedrze się przez hałas z każdej strony.
Kiedy w górze zgaśnie tarcza księżycowa,
Beznamiętnym okiem spojrzę wokół sali,
Tępe kukły dookoła - ludzie mali
Wypuszczają w nocną przestrzeń bzdurne słowa.
Noc demonów będzie trwała długo jeszcze,
Ja swą głowę w przypadkowym złożę domu,
By o świcie wolny krokiem, po kryjomu,
W rzeczywistość lekko wrócić z rannym deszczem.
22 maj 1998
I chociaż jesteś daleko,
Daleko.
I chociaż pierś jest powieką,
Człowiekiem.
Rozpuścisz włosy - pamiętam,
Pamiętam.
Twój oddech będzie znów miętą
Ponętny...
I miłość naszą poświęcisz,
Poświęcisz.
A ja będę w Twej pamięci
Przeklęty...
7 październik 1996
Teksty pochodzą ze strony 5000słów.
Prawa autora tekstów zastrzeżone.