Wstępu tytułem

  Zanim zaczniesz czytać "Dramat typowo romantyczny", zanim zaczniesz go oceniać (mniej czy bardziej surowo) i zastanawiać się, czy aby autor nie jest li tylko bezczelnym plagiatorem - przeczytaj, skąd w ogóle wziął się ten tekst. A było to tak...

  W 1989 roku miałem raptem 16 lat i pilnie uczęszczałem do II klasy liceum. Oswoiłem się już z nową szkołą, ale nauka nie stała się przez to łatwiejsza. Szczególną niechęcią darzyłem lekcje języka ojczystego, na których nasza polonistka surowo egzekwowała znajomość cytatów z najwybitniejszych dzieł literatury. A ja akurat do cytatów nie miałem głowy. Tyle działo się dookoła... Słuchałem radia, czytałem rockowe pisma, próbowałem grać na gitarze. A tu pani psor ładuje mi do głowy, że "Słowacki wielkim poetą był" no i oczywiście, że mnie zachwyca.

  Niewiele mi było trzeba do buntu. Na pewnej pamiętnej lekcji polonistka zaczęła wykładać, czym powinien się charakteryzować typowy dramat romantyczny. I wtedy "coś" mi się stało. Zamiast notować, napisałem fragment dramatu, który taki właśnie był - typowo romantyczny. W sobotę wieczorem rozwinąłem pomysł do trzech aktów, po tygodniu dodałem jeszcze dwa, wreszcie w miarę starannie wpisałem całość do małego zeszytu... I zaniosłem do szkoły. No i wtedy się zaczęło.

  Popularność "Dramatu" nieco mnie przerosła. Znajomi czytali go pod ławkami na lekcjach, przepisywali co ciekawsze fragmenty i cytowali je. Co gorsza, zaczęły im się plątać z oryginałami. Potem omal nie doszło do wystawienia aktu drugiego (pomysł storpedowali ważni ludzie, dla których była to profanacja "Dziadów") oraz do wydania całości w licealnym periodyku. Przez kilka lat panował względny spokój, dopóki Nieregularnik Obiecujących Twórców "Młoda Łódź" nie odważył się - mimo kontrowersji - opublikować całego dramatu. Może więc ktoś wreszcie spróbuje go wystawić?

  Odeszliśmy jednak trochę od tematu. Pamiętam, że "Dramat" pisałem w jakimś szalonym porywie, prawie nie kontrolując słów, które same składały się w rymowane strofy. Używałem każdego cytatu, jaki podrzuciła mi przeładowana nimi głowa - od literatury przez film po muzykę. Dopiero znacznie później zacząłem odkrywać, skąd czerpałem swe - nieraz złośliwe - natchnienie. I zachęcam Ciebie do takiej samej, niekoniecznie poważnej zabawy. Może też Ci się spodoba? Czekam na Twoją opinię...

Jan C. Stradowski