Fantastycznie! Serwis dla miłośników SF
Zrób sobie sondę! reklama
MAGAZYN.pl -> Fantastycznie -> Samotny Strzelec
-
-

NOWOŚCI S-F
PROGRAM TV, KINO, VIDEO
PUBLICYSTYKA
KSIĘGARENKA ZA ROGIEM
POLECAMY
LISTY Z LABORATORIUM
NIESAMOWITE, TAJEMNICZE, ZAGADKOWE
GALERIA
KOMIKS
KONKURS
LINKI
-
Samotny Strzelec
Niesamowite, tajemnicze, zagadkowe

Sięgaj tam gdzie twój gaźnik nie sięga
Krzysztof Śmiatacz

Ludzie od dawna pokonywali niezmierzoną przestrzeń kosmosu, wymyślając różne sposoby oderwania się od Ziemi, na różne sposoby pokonując ogromne odległości. Podróżowali oczywiście w wyobraźni, przeżywając przygody bohaterów książek czy też - w późniejszym okresie - filmów fantastycznych. A że autorów SF nie ograniczało nic poza ich wyobraźnią, wymyślali i nadal wymyślają najdziwniejsze metody przemieszczania się w przestrzeni międzygwiezdnej.

Zasady dobrego wychowania nakazują oddać hołd pionierom gatunku, czyli klasykom, którzy eksploatowali stary jak świat pomysł z armatami. Wystrzeliwano z nich zarówno Ziemian ('Pierwsi ludzie na księżycu' Juliusza Verne'a, 'Na srebrnym globie Jerzego Żuławskiego) jak i kosmitów (patrz Herbert G. Wells 'Wojna światów'), jednakże pomysł ten pojawił się i zniknął w literaturze i filmie z szybkością przelatującego pocisku armatniego. Bo cóż to za cywilizowany sposób podróżowania - co najwyżej dla cyrkowców. Nie wspomnę już o tym, że rokujący niewielkie szanse przeżycia dla pasażerów, gdyż przyspieszenie, jakiemu podlega taki pocisk jest olbrzymie, jako że w przeciwieństwie do lotu rakietowego, gdzie energia uwalniana jest stopniowo, pociskowi wystrzelonemu z armaty musimy nadać całą energię na samym początku lotu, a następnie jest ona stopniowo wytracana. Dlatego też początkowe przyspieszenie wystarczy, by przerobić pasażerów na mało apetyczną papkę.

Nowoczesny Homo Sapiens podróżuje wygodnym statkiem kosmicznym, jak bohaterowie wszystkich 'Odysei kosmicznych' Arthura C. Clarka. Co z tego, że wolno im to idzie, w końcu nie wylatują nawet poza nasz Układ Słoneczny, a do tego od biedy wystarczą tradycyjna silniki na paliwo płynne. Popularne są też rozwiązania oparte na silnikach atomowych, jak choćby w wielu powieściach Stanisława Lema.

Prawdziwe trudności piętrzą się dopiero przed autorami zamierzającymi wysłać swych bohaterów daleko, daleko w kosmos.

Jeśli chce się w kosmosie pokonać naprawdę duży dystans w rozsądnym czasie, trzeba przemieszczać się szybko, bardzo szybko, szybciej od Krzysztofa Hołowczyca "przy pracy", szybciej nawet od promów kosmicznych. Ponieważ prawdopodobieństwo spotkania kosmitów w naszym układzie słonecznym jest niewielkie, to aby mieć szansę na ich zobaczenie, należy udać się przynajmniej w okolice najbliższej gwiazdy - oczywiście nie mam tu na myśli naszego Słońca.

Ta gwiazda to ciemnoczerowona Proxima Centauri, oddalona 4,28 lat świetlnych od naszej planety. Oznacza to, że lecąc z prędkością światła dotarlibyśmy tam za 4,28 roku. Oczywiście człowiek chciałby dolecieć tam, gdzie wzrok (czyt. teleskop) nie sięga, czyli chociażby wyskoczyć w odwiedziny do sąsiedniej galaktyki - proszę bardzo jak ktoś zdoła utrzymać się przy życiu przez jakieś 100 tysięcy lat. No problemo, jak mawiał Alf.

Natomiast światło z najodleglejszych gwiazd, jakie możemy zobaczyć na naszym nocnym niebie potrzebowało 15 miliardów lat, aby do nas dotrzeć (lecąc z prędkością światła, oczywiście :-) ). A jest to podobno ten sam czas, jaki upłynął od momentu stworzenia wszechświata! Trochę długo, co?

Człowiek to jednak sprytne stworzenie i zawsze sobie jakoś poradzi. Jak się jedzie pociągiem cztery godziny to jak można skrócić ten czas np.: do godziny - po prostu trzy godziny przesypiając! Pasażer z przedziału cierpiący na bezsenność, o ile nas jeszcze nie okradł, po przeczytaniu wszystkich gazet i oglądnięciu wszystkich odmian krajobrazu za oknem co minutę patrzy na zegarek, a śpiochowi czas przebiegł względnie szybciej niż innym. A jak by się udało jeszcze zwolnić lub lepiej, zatrzymać metabolizm, to człowiek może się wcale nie postarzeć. Jak mówią, sen to zdrowie. Wówczas w zupełności wystarczy podróżowanie z zupełnie realnymi prędkościami. W ten sposób właśnie podróżują dzielni komandosi i cywile w serii filmów Obcy. Cóż, z tą metodą wiąże się jedna zasadnicza wada: podróże kosmiczne trwają setki lat, i przy odrobinie pecha po powrocie możemy nie zastać już naszej cywilizacji na powierzchni dobrej starej matki Ziemi.

Ci, którzy nie lubią długo spać, już dawno przekroczyli prędkość światła czyli ok. 300 000 kilometrów na sekundę. I to na najróżniejsze sposoby. Niektórzy autorzy, jak Harry Harrison (książka pt.: 'Bill, bohater galaktyki'), mieli pomysły o tyleż zabawne, co nierealne. Otóż Bill, który podobnie jak wojak Szwejk nie chce, ale musi uczestniczyć w różnych wydarzeniach (w tym wypadku na skalę międzygalaktyczną), podróżuje wraz ze swoją flotą wojenną w sposób dość niezwykły. Statki poruszają się dzięki Napędowi Dmącemu. Najprościej można wytłumaczyć tę technologię na przykładzie dziewczynek grających w gumę. Guma nie rozciągnięta ma np. 2 metry długości. I oto dziewczynka A stoi w miejscu, zaś dziewczynka B oddala się na maksymalną odległość dla tej gumy, tak aby ta nie pękła. Będzie to odległość np. 20 metrów. Kiedy guma jest już maksymalnie naciągnięta, dziewczynka A, która stała w miejscu puszcza koniec gumy i dziewczynka B robi... ałła!!!... Guma wróciła do stanu poprzedniego, ale co bystrzejszy czytelnik zauważy, że przemieściła się ona ok. 20 metrów w stosunku do poprzedniego miejsca pobytu. W podobny sposób podróżuje po kosmosie nasz Bill. Statek kosmiczny i wszystko w nim (co oznacza wszystkie atomy, czyli jądra i ich elektrony) zostają proporcjonalnie rozciągnięte. Napęd Dmący zmniejsza prawie do zera energię wiążącą najmniejsze części materii, tak że cały statek rozdyma się bardzo szybko i równie szybko powraca do stanu poprzedniego. 'Nadymany' statek ma wielkość kilkunastu układów słonecznych, a nasz 'rozciągnięty' Bill, może wziąć w ręce swoją ojczystą planetę, która akurat napatoczyła się po drodze. Kiedy w końcu dziób statku dojdzie do miejsca do którego zmierza, dziewczynka A puszcza gumę i wszystkie atomy kurczą się, ale już w punkcie docelowym podróży. Wszyscy fizycy w tym momencie zapewne leżą pod stołem i ryczą ze śmiechu, bo jak można nawet z rozdymaną strukturą cząsteczkową nie zahaczyć swoim elektronem o jakąś planetę albo asteroidę, ale zaznaczam, że olbrzymie poczucie humoru tego autora usprawiedliwia takie pomysły.

Wśród 'poważnych' sposobów przekraczania prędkości światła niekwestionowanym liderem jest statek Enterprise (patrz wszystkie filmy opatrzone logo Star Trek). Lata on z prędkościami przyświetlnymi tj. zbliżonymi do prędkości światła i prędkościami nadświetlnymi od 1 do 9,9999... Warpa.

Tradycyjne prędkości uzyskuje przy pomocy rakiet fotonowych, które rozpędzają statek do prędkość światła wyrzucając ze swych silników potężne strumienie światła (w podobne silniki ma być wyposażony statek załogowy na Marsa - aż takich prędkości jednak on nie osiągnie). Do poruszania się z prędkościami przekraczającymi prędkość światła używa się tych samych silników fotonowych, ale generatory pola Warpowego tworzą bąbel otaczający statek tak, że przed statkiem przestrzeń jest zagęszczona (ściśnięta), a za statkiem odpowiednio rozciągnięta. Warp zresztą nie jest jednostką prędkości, ale współczynnikiem ściśnięcia przestrzeni, a Enterprise wskakuje w przestrzeń jak delfin do wody pozostawiając po sobie 'bąbelki powietrza' za swoim śladem. W jednym z odcinków Star Trek Voyager, nadawanych kilka miesięcy temu w Canal+, załodze wracającej z drugiego końca wszechświata na Ziemię udało się osiągnąć prędkość 10 Warp. Dzięki tej prędkości statek zagęszczał przestrzeń do tego stopnia, że mógł błyskawicznie znaleźć się dowolnym miejscu wszechświata. Jednakże oczywiście okazało się, że używanie tej prędkości nie jest najlepszym pomysłem, gdyż wówczas serial mógłby się szybko skończyć, a żaden zdrowy na umyśle producent nie zakończy serialu w momencie jego największej oglądalności, kiedy można jeszcze opchnąć sporo odcinków (patrz Archiwum X). A tak poważnie rzecz biorąc to wielu fizyków i astronomów uważa, że wszechświat jest zakrzywiony jak zwinięta kartka papieru i tak jak Kolumb podróżując na zachód w końcu trafiłby z powrotem do domu tak statek kosmiczny lecąc prosto przed siebie po jakimś czasie wróciłby na Ziemię. W serialu Star Trek Stacja kosmiczna statki kosmiczne pokonują ogromne odległości przy użyciu tunelu podprzestrzennego. Istotę tunelu podprzestrzennego można wyjaśnić na przykładzie ośmiornicy i rury. Otóż ośmiornica, której średnica przy całkowity rozpostarciu ramion na boki wynosi 1 metr, przepłynie swobodnie przez rurę o średnicy 25 cm, jeśli złoży ramiona. Kiedy zaś będzie miała ochotę, potrafi przecisnąć się przez rurę o średnicy 5 cm bez większego uszczerbku dla zdrowia. Statek kosmiczny wchodząc w tunel podprzestrzenny kurczy się (teoretycznie) i niewidzialną rurą przedostaje się w jednej chwili z jednego końca galaktyki na inny. A dlaczego tak szybko? Podobno nasza przestrzeń jest skręcona w jeszcze innym wymiarze tak, że długość tunelu jest wielokroć mniejsza w porównaniu do długości rzeczywistej tak, jak cięciwa łuku jest krótsza od samego łuku.

Niektórzy autorzy SF idą dalej i łączą tunele podprzestrzenne tworząc swoistą linię metra z przesiadkami (patrz jeden z najlepszych filmów SF ostatnich lat pt. Kontakt), gotowy system komunikacyjny stworzony dawno, dawno temu przez jakąś bardzo wysoce rozwiniętą cywilizację. Kolejni użytkownicy nie muszą nawet znać zasady jego działania, wystarczy, że znają sposób posługiwania się nim. Proszę wsiadać, drzwi zamykać! Odjazd!

Kolejny zupełnie nieziemski sposób rozpędzania statków do olbrzymich prędkości można zaczerpnąć z doświadczeń zainspirowanych tajemnicą UFO. Czymkolwiek te niezidentyfikowane obiekty latające są: pojazdami kosmitów, wehikułami czasu czy energią wydobywającą się ze szczelin w skorupie ziemskiej, zwróciły one uwagę na jeszcze jeden możliwy rodzaj napędu - napęd grawitometryczny czy też elektrograwitacyjny. Niektórzy naukowcy zupełnie poważnie zajęli się badaniem elektrograwitacji. Pozwólcie, że zacytuję fragment artykułu 'Napęd w UFO' zaczerpniętego ze strony Patryka Mikołajczyka a który jest przedrukiem artykułu z czasopisma UFO nr.4(28) 1996r. Pt. "T.Towsend Brown - czarodziej elektrograwitacji" Williama L. Moor'a.

Ojcem prób nad tym napędem był Thomas Towsend Brown, który wspólnie z dr Biefeldem odkryli zasadę zwaną "efektem Biefelda-Browna". Zasada ta mówiła, że kondensator poddany działaniu wysokiego napięcia przejawia tendencje do ruchu w kierunku jego bieguna dodatniego. W roku 1952 Brown przeniósł się do Cleveland i rozpoczął przedsięwzięcie pod kryptonimem "Winterhaven". W wyniku badań udało mu się zwiększyć sile udźwigu pojazdu nazwanego Grawitorem do tego stopnia, ze mógł się wznieść w powietrze. Przy odpowiedniej konstrukcji i napięciu rzędu kilowoltów dyskokształtne powietrzne folie samoistnie unosiły się w powietrze, wydając delikatne buczenie i emanując niebieskawa poświatę. W 1953 roku udało mu się zademonstrować lot dyskokształtnego pojazdu o średnicy 60 cm. po kołowym torze o średnicy 6 metrów, pojazd osiągał prędkość 18 kilometrów na godzinę. Do kolejnego doświadczenia użył trzech dysków o średnicy 90 cm, które poruszały się po kołowej orbicie o średnicy 15 metrów. Parametry ich lotu były tak niezwykle, ze informacje na ten temat utajniono. Kolejne doświadczenia przeprowadzał w Europie, gdzie odkrył, ze dyski w próżni są bardziej wydajne, a przykładając większe napięcie można uzyskać większa sile nośną i prędkość. Przy zastosowaniu dwustu tysięcy wolto, jego dyski osiągały prędkość kilkuset mil na godzinę! Wówczas nastąpiła seria niewyjaśnionych zdarzeń, które spowodowały, że musiał zakończyć swe doświadczenia. Od polowy lat siedemdziesiątych aż do śmierci w 1985r pracował nad projektem "Xerxes", którego celem było ustalenie, czy promieniowanie grawitacyjne jest przyczyną powstawania napięć elektrycznych, występujących w niektórych substancjach krystalicznych, które posiadają niezwykle własności dielektryczne. Uważał, ze jeżeli jest możliwe modyfikowanie pola grawitacyjnego dzięki dużemu napięciu, to możliwy jest i proces odwrotny. Odkrył, ze opór właściwy pewnych dielektryków o dużej gęstości pod wpływem słońca, gwiazd i temperatury, ulega zmianom oraz, że potrafią one wytwarzać samoistne napięcie! W wyniku doświadczeń uzyskano napięcia do 1 wolta. Wszystkich którzy jeszcze nie zasnęli informuję, że poświęciłem tak dużo miejsca temu człowiekowi z bardzo prostej przyczyny. Nieraz nie potrzeba bujać w obłokach, gdyż technologia SF może leżeć zakurzona na strychu.

Tyle artykuł.

Na koniec warto wspomnieć o teoriach niektórych astronomów badających czarne dziury. Zdaniem niektórych ekspertów czarne dziury to nie odkurzacze bez dna, które wsysają wszystko łącznie ze światłem do swojego wnętrza, lecz coś w rodzaju tunelu podprzestrzennego, a jeśli komuś uda się wlecieć cało w taką dziurę i przeżyje to doświadczenie, być może wynurzy się gdzieś daleko w innym miejscu, wymiarze albo czasie. Ja, na razie, nie piszę się na ochotnika.

Więcej o Świecie Star Trek znajdziecie na http://www.gwflota.com

Krzysztof Śmiatacz
Magazyn Fantastycznie! nr 10/99
www.magazyn.pl/sf

 
W numerze bieżącym:
"Mandżurski kandydat"
Tajny program CIA pod nazwą MKUltra "przebija" chyba wszystkie skandale...
Krzysztof Śmiatacz, nr 2/2000

W poprzednich numerach:
Głosuj na... wróżbitów!!!
Przyzwyczailiśmy się do polityków typu "nietrzeźwy król szos" czy też "amator wdzięków Pani Potockiej", nie mówiąc już o tak "normalnych" sprawach jak korupcja...
Krzysztof Śmiatacz, nr 11/99

Sięgaj tam gdzie twój gaźnik nie sięga
Jeśli chce się w kosmosie pokonać naprawdę duży dystans w rozsądnym czasie, trzeba przemieszczać się szybko, bardzo szybko...
Krzysztof Śmiatacz, nr 10/99

Bracia w Rozumie?
Nie wiem, czy w Roswell rozbił się Latający Spodek, czy może prototyp tajnego aparatu powietrznego, czy może jeszcze coś innego...
Dariusz Adamus, nr 9/99

Spustoszony będzie Aszkelon
Wszelkiego rodzaju wróżby, numerologia, horoskopy służą jednemu celowi, odsłonięciu rąbka tajemnicy jaką jest przyszłość...
Dariusz Adamus, nr 7-8/99

Wakacje z potworami
Niewątpliwie najsłynniejszym wizerunkiem potwora z Loch Ness było zdjęcie wykonane przez dr Roberta Wilsona...
Jolanta Pers, nr 6/99


Podziel się z nami swoimi uwagami. Napisz !
-
-
-
Nowości s-f | Zapowiedzi | Publicystyka | Księgarenka
Polecamy | Listy z laboratorium | X-Files | Galeria | Komiks | Konkurs | Linki
-
-
Fantastycznie | Star Wars | Zdrowie | Matura 2000 | Horoskop | Obyczaje | Humor
-
(c)1999 CATALIST Systemy Multimedialne sc