Reporter

Cofnij
Strona główna
Poprzedni artykułNastępny artykuł


-= FORUM =-
Reporter nr 02 - 2000.02.25 Marek Adamin

Ojcowie Narodu

Ostatnio w naszym Sejmie, w komisji zajmującej się ruchem drogowym, narodził się kolejny wspaniały pomysł. Oto posłowie umyślili sobie, że nasze samochody powinny być wyposażone w ogranicznik prędkości. Na przykład limit ustalony byłby na 110 km/h i ani metra więcej. Choćby cisnąć gaz do przysłowiowej "dechy", auto powinno statecznie sunąć z limitowaną prędkością. A do tego mógłby być jeszcze guziczek, po naciśnięciu którego limit zmniejszałby się do 60 lub 50 km/h. To miałoby zapewnić bezpieczną jazdę po mieście. No i jeszcze wszystkie nasze pojazdy, wzorem autobusów i TIR-ów miałyby być wyposażone w tachometry, aby zawsze można było sprawdzić, co kierowca ostatnio przeskrobał.

Zaiste, bardzo szlachetny cel przyświecał naszym parlamentarzystom. Po naszych drogach faktycznie jeździ mnóstwo wariatów i ich okiełznanie wyszłoby nam wszystkim na dobre.
Coś mi się jednak wydaje, że w ten sposób nie da się tego zrobić.

Nie chcę tu roztrząsać wad i zalet takiego rozwiązania. Uderzył mnie jednak sposób, w jaki posłowie - jako reprezentanci władzy ustawodawczej - traktują nas, obywateli.

Oto oni bowiem, znaleźli się na niedostępnych zwykłym obywatelom wyżynach , gdzie panuje sprawiedliwość i bezwzględny ład moralny.

A my, maluczcy, na nizinach, taplamy się w bagienku moralnym, błotku słabości, wad i występku.

Wychodząc z tego założenia traktują nas wszystkich jak krnąbrne, niesforne i w dodatku niezbyt inteligentne dzieci, sami przybierając pozę srogiego, mądrego ojca.
To samo widać na przykładzie batalii o zakaz handlu w niedziele. Osobiście bardzo nie lubię spędzać wolnego czasu na zakupach, ale to moja sprawa, jak spędzam niedzielę. Każdy katolik (bo na te wartości powołują się zwolennicy tego zakazu) ma też wolną wolę i sumienie, i nim powinien kierować się przy planowaniu swojego wolnego dnia.

Zastanowiło mnie, skąd się to bierze.

Przejawy takiego paternalizmu dostrzec można wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z Władzą. I to już na najniższym szczeblu.
Tak traktują nas panie urzędniczki w biurach. Karcą obywateli jak niesfornych łobuziaków. Gdy na przykład jaka para obywateli (płci przeciwnych oczywiście !) zechce zawrzeć związek małżeński w Urzędzie Stanu Cywilnego, to musi to zgłosić co najmniej miesiąc wcześniej. Bo obywatele wymyślają różne bzdury i są nieodpowiedzialni. Mogą na przykład nie wiedzieć co właściwie robią, chcąc się pobrać. Lepiej niech to sobie przemyślą przez miesiąc.

Jeśli natomiast ktoś zetknął się bezpośrednio z Urzędem Skarbowym lub ZUS-em, pewnie doświadczył na sobie bałaganu jaki tam panuje. Wielokrotne ponaglenia w sprawie składania dokumentów, które już dawno zostały złożone nie należą do rzadkości. I nikt nie myśli przepraszać za to obywatela, który jest tylko po to, by wypełniać polecenia urzędników.

To wszystko nie zmieni się, dopóki nie zmieni się nasze własne myślenie o tym, czym jest państwo i kim jesteśmy my sami. Nie zmieni się to, póki nie zaczniemy sami o sobie myśleć jak o podmiotach tego państwa.

Państwo to my - wszyscy razem. Jesteśmy za nie odpowiedzialni - ale też mamy swoje prawa. Wszystkie urzędy nie miałyby racji bytu, gdyby nie było nas, bo to nasze sprawy są tam załatwiane. To są po prostu punkty usługowe, tyle że opłacane z naszej wspólnej kasy. A to że ludzie tam pracujący mają dużą władzę, zobowiązuje ich tym bardziej do zachowania pewnego poziomu.

Musimy być też świadomi odpowiedzialności za własne życie. Minęło już dziesięć lat od upadku dawnego sytemu a mimo to niektórzy wciąż postrzegają państwo jak wszechmocną, wszechwiedzącą machinę, która egzystuje sama dla siebie. Wizja rodem z "Roku 1984" Orwella, która wciąż gdzieś w nas tkwi.

Oto na przykład dzwoni do radia rolnik i wygłasza tezę, że państwo ma od niego kupić jego świnie. Albo górnik , który zgłasza pretensje, że jak on weźmie odprawę górniczą (około 30 tys. nowych złotych !) i założy firmę, to nikt się już nie interesuje, czy ta firma działa, czy może ma kłopoty albo bankrutuje.

Ci ludzie stali się kalekami. Są ubezwłasnowolnieni, pozbawieni inicjatywy, zdani całkowicie na innych. Za dawnych czasów państwo sprowadzało ludzi do kopalni, posyłało ich do szkoły, dawało książki, zeszyty i ołówki. Dawało mieszkanie, wczasy w Bułgarii i talon na "malucha". Teraz, gdy się to skończyło, nie są w stanie pojąć, że ich własne życie zależy przede wszystkim od nich samych. Czekają, aż ktoś za nich zorganizuje ich własny świat, powie co mają teraz robić.

To właśnie wykorzystują ci, którzy próbują ustalać nam życie w każdym calu, planować je co do minuty zgodnie z własnymi zasadami. Przekonani o własnej nieomylności, żądni władzy, pragną wszystkim narzucić swój (jedyny słuszny, oczywiście) światopogląd. Stąd już blisko do fundamentalizmu. Najłatwiej ustalać zakazy i regulaminy. Znacznie trudniej jest uczyć i wychowywać. I zbyt wiele czasu, wysiłku i środków to wymaga. Taka praca da efekty dopiero za wiele, wiele lat. Być może całe pokolenia muszą stopniowo zmieniać swoją mentalność i swój światopogląd.

Dlatego pewnie zawsze ktoś będzie miał ochotę regulować nasze życie.

[spis treści][do góry]