Fantastycznie! Serwis dla miłośników SF
Magazyn Fantastycznie! reklama
MAGAZYN.pl -> Fantastycznie -> Publicystyka
-
-

NOWOŚCI S-F
PROGRAM TV, KINO, VIDEO
PUBLICYSTYKA
KSIĘGARENKA ZA ROGIEM
POLECAMY
LISTY Z LABORATORIUM
NIESAMOWITE, TAJEMNICZE, ZAGADKOWE
GALERIA
KOMIKS
KONKURS
LINKI
-
Publicystyka


PORZĄDEK MUSI BYĆ
L.E. Modesitt, jr "Magia Recluce", "Wieże Zachodzącego Słońca"
Michał M. Rokita

Są książki, które zmieniają bieg losów świata. Są książki, co do których nie można zostać obojętnymi. Są książki, które wzbudzają emocje wśród czytelników, dorabiają się wielbicieli, fanatyków, fanklubów i długich dyskusji na każdym możliwym forum. Są wreszcie książki, które po przeczytaniu wciska się w najgłębszy kąt półki, tak żeby przypadkiem nikt ich u nas nie zobaczył (bo wstyd) lub używa jako np. podkładkę pod kiwającą się szafę. Książki z cyklu Sagi Recluce autorstwa L.E. Modesitt jr. (niestety nie znam płci autora) zaliczają się do tej ostatniej kategorii.

Cykl nie odbiega zbytnio od klasycznej, sztampowej, trzecioligowej fantasy. Wszystko co się w nim pojawia jest znane aż do bólu. Dobrzy czarodzieje, źli czarodzieje, dobre krainy, złe krainy, intrygi władców, miłość, która przetrwa najgorsze chwile, kaye odległości żeby połączyć ze sobą dwa serca, którym jest to pisane od pierwszych stronic... i tak dalej, i tak dalej. Oczywiście skłamałbym pisząc, że autor jest zupełnie nieoryginalny. Wprowadza on bowiem rzecz, która w zamyśle miała zachwiać konwencją - źli magowie ubierają się na biało a dobrzy na czarno. I co więcej autor podaje uzasadnienie. Prawda, że wstrząsające novum? Mogę tylko zgadywać, że jego ulubionym filmem jest film „Good guys wear black” z Cześkiem Norrisem.

Nieoryginalność nie jest jedynym grzechem sagi. Oprócz tego mamy tam schematyzm, autyzm, banał, wtórność i brak pomysłów. By zaś nie być gołosłownym, przytoczę kilka przykładów. O czym bowiem ta książka jest? W pierwszym tomie - „Magia Recluce” jest sobie wyspa - Recluce, na której rządzi ład i dobrzy (a więc ubierający się na czarno) magowie. A ze wszystkich stron są krainy, gdzie rządzą magowie chaosu (biali) i nikt tam naszych dobrych magów nie lubi. Niestety porządek i ład panujący na wyspie nie wszystkim odpowiada. Zatem co roku zbiera się tych niezadowolonych i wysyła w świat szeroki. Niech sobie wędrują i oglądają jak to na ich wyspie rodzinnej jest fajnie w porównaniu z całą resztą. I niech decydują czy zostanie czy wróci. Sposób, przyznam, dosyć humanitarny w porównaniu z takimi np. Spartanami, którzy kalekie niemowlęta rzucali w przepaść. W każdym razie książka się zaczyna od takiej sytuacji. Główny bohater, Lerris, jest chłopcem wchodzącym w wiek dojrzewania, który to okres skłania do zadawania rozmaitych pytań i negowania nie pasujących odpowiedzi. Zatem w imię wyższych racji trzeba się go pozbyć. Zbiera się grupka nieprzystosowanych i wysyła w świat szeroki. Bohater nasz dostaje błogosławieństwo rodziny (która, broń Boże nie protestuje – oni też szanują wyższe racje) i książkę – „Podstawy ładu”. I z miejsca okazuje się, że nikt go nie lubi, wszyscy chcą go zabić, okraść lub niecnie wykorzystać a najlepiej parę tych rzeczy naraz i to w nieobowiązującej kolejności. Co pewien czas nasz bohater trafia w różne Złe Miejsca i Nawiedzane Ruiny a gdzie by nie poszedł zawsze ma pod wiatr i pod górkę. Na jego szczęście nie wędruje sam. Szybko napotyka na swej drodze maga dobrego, który go uczy. Spotyka również maga złego, który chce go wykorzystać niecnie a mianowicie chce przejąć jego ciało i umiejętności magiczne. Bo nietrudno się domyśleć, że bohater nasz jest ukrytym talentem jakich mało, co jak się go nauczy, to zmieni świata tego twarz. Koniec końców nasz heros nabiera umiejętności w posługiwaniu się magią, zabija złego maga, odnajduje kobietę, którą kocha, czego on nie wie do samego końca, a my zgadujemy już przy pierwszym ich spotkaniu i dalej zapewne żyją długo i szczęśliwie. Piszę zapewne, bo dalszego tomu ich przygód nie dane mi było doczytać. Choć drugi tom - „Wieże Zachodzącego Słońca” jest. Ale, uwaga! Opowiada o czymś prawie zupełnie innym. W tym tomie przenosimy się w zamierzchłe czasy kiedy Recluce jeszcze nie istnieje. I mamy głównego bohatera, Creslina, będącego chłopcem wchodzącym w okres dojrzewania, który to okres skłania do buntu młodzieńczego. Na obiekt swojego buntu wybiera zaaranżowanie jego ślubu z kobietą, której nie zna, a więc nie kocha. Korzystając z dogodnej chwili ucieka i zaczyna wędrować przez szeroki świat i z miejsca okazuje się, że nikt go nie lubi, wszyscy chcą go zabić, okraść lub niecnie wykorzystać a najlepiej parę tych rzeczy naraz i to w nieobowiązującej kolejności. Co pewien czas nasz bohater trafia w różne Złe Miejsca, a gdzie by nie poszedł zawsze ma pod wiatr i pod górkę. Na jego szczęście szybko napotyka na swej drodze maga dobrego, który go uczy. Spotyka również magów złych, którzy chcą go wykorzystać niecnie a najlepiej zabić. Bo nietrudno się domyśleć, że bohater nasz jest ukrytym talentem jakich mało, co jak się go nauczy, to zmieni świata tego twarz. Koniec końców nasz heros nabiera umiejętności w posługiwaniu się magią, zabija masy złych magów, zakłada Recluce, odnajduje kobietę, którą kocha, czego on nie wie do samego końca, a my zgadujemy już przy pierwszym ich spotkaniu i dalej zapewne żyją długo i szczęśliwie. Piszę zapewne, bo dalszego tomu ich przygód nie dane mi było doczytać. (Uff, jak to miło, że ktoś wymyślił funkcje copy/paste). Oczywiście są między oboma tomami ogromne różnice, ale (jakby to powiedział wiedźmin Geralt) ogrom tych różnic jakoś umknął mej uwadze.

Co zaś do autyzmu - autyzm literacki polega na wdawaniu się w nieistotne drobiazgi i opisywanie ich z lubością i samozaparciem. Bohater nie zjada po prostu śniadania, o nie. On zjada dwa jajka na bekonie, lekko ścięte, grzankę z masłem orzechowym i wypija sok ze świeżych pomarańczy (przy czym najważniejsza jest świeżość tych pomarańczy, bo jak wiadomo masa ludzi uwielbia sok z pomarańczy nieświeżych). (Zdaniem redakcji, Modesitt po prostu chciał podkreślić, że nie jest to sok z kartonu –przyp. red.). Saga Recluce jest takimi opisami usiana równie gęsto co sernik mojego wujka rodzynkami. W mniemaniu autora bohater nie może wejść do karczmy, zjeść posiłku i rano pojechać dalej. On musi obejrzeć karczmę ze wszystkich stron, odprowadzić konia do stajni, nakarmić go i wyczyścić, następnie wejść, usiąść, przestudiować menu (zwykle dwie lub trzy pozycje), zamówić poczekać, dostać, zapłacić, nie dać się przy tym oszukać, zjeść, obejrzeć dokładnie innych gości, iść do pokoju, wymyć się, wyprać ubranie i wreszcie z ulgą (dla czytelnika) zasnąć. Zastanawia zwłaszcza tutaj troska o higienę głównych bohaterów. Autor widać wychodzi z założenia, że co nie jest opisane nie istnieje. Zatem przez strony wszystkich innych książek fantasy (i nie tylko) włóczą się tłumy śmierdzących, obszarpanych i zarośniętych do granic niemożliwości brudasów. A w sadze nie. Panowie, czapki z głów!! A to jeszcze nie wszystko. Bohater śpiąc na koi okrętowej nie ma sufitu tuż nad głową. On ma ten sufit pół cubita nad głową. Wychodząc na wzgórze nie widzi pięknych łąk jak okiem sięgnąć. One się ciągną wiele kayow w każdą stronę. (Dygresja. Autor w celu, zapewne, uatrakcyjnienia dzieła wprowadza własne jednostki długości – rzeczone kaye i cubity. Podczas lektury udało mi się rozszyfrować, że cubit to ok. pół metra. Ile wynosi jeden kay pozostaje na razie tajemnicą.)

Oczywiście istnieje jeszcze drugie wytłumaczenie takiego stylu pisarstwa. Wydawca miał zły dzień lub chwilową zaćmę i zgodził się płacić autorowi tzw. wierszówkę. W sumie to jego problem, on wybuli, ale powinien pomyśleć, że ucierpi na tym również czytelnik.

Jest jednak rzecz, która nie pozwoliła mi po lekturze otworzyć okna celem pozbycia się owych woluminów mocnym rzutem w stronę Wisły. Jest to dbałość autora o Równowagę. Na tę rzecz zwracam uwagę od czasu katowickiego Polconu gdy na spotkaniu z P.W. Lechem Huberath zadał mu swe słynne już pytanie „Skąd w jego świecie mag bierze dynię?” ( w znaczeniu – skądś teleportuje, przetwarza atomy powietrza w atomy dyni lub coś podobnego). L. E. Modesitt jr. ten aspekt opisuje z wyczuciem. Ład i Chaos muszą być w równowadze. Gdy w jednym miejscu zwiększa się poziom Ładu (np. na skutek działań bohatera) w innym miejscu wzrasta poziom Chaosu. Podobnie, gdy w drugim tomie bohater Mag Burz wywołuje szybko i bez zastanowienia wielki sztorm, w sąsiednich krainach następują znaczące zmiany pogodowe. Widać autorowi nieobca jest teoria równowagi w naturze i słyszał o groźbie energetycznej śmierci Wszechświata wynikającej z uporządkowania panującej dookoła entropii (szkoda, że o tej teorii nie słyszała moja matka mimo iż tłumaczę jej to za każdym razem gdy chce mnie zmusić do posprzątania pokoju). Dlatego nie może na całym wykreowanym świecie zapanować ład i porządek. Inna sprawa, że byłoby to nader nudny świat i rozumiem tych niezadowolonych wyrzucanych z Recluce. Drugim plusem, jaki udało mi się znaleźć (małym, ale cieszącym) jest fakt, że ilustracja na okładce pierwszego tomu, choć nie odbiega daleko od okładkowej sztampy odnosi się do konkretnej sytuacji na kartach powieści.

Suma summarum – jeśli ktoś jest fanatykiem fantasy z dużą dozą samozaparcia – może to przeczytać. Jeśli nie, to można sobie lekturę z czystym sumieniem odpuścić. Świat od tego nie ucierpi.

Na zakończenie tradycyjna złośliwostka. Nie wiem czy to wina autora, redaktorów, korektorów czy tłumacza. Ale na dwóch sąsiednich stronach postać kobieca dwukrotnie zmienia kolor włosów. A ponieważ niegdzie nie jest opisana jako kobieta – kameleon, nie czyni nic w tym kierunku, ba nawet nie wychodzi z pokoju, dzieje się to w odstępie kilkunastu minut czasu akcji, a znajdujący się w tym samym pomieszczeniu ludzie nie reagują zdziwieniem, uważam to za zwykły błąd.

** (Można. Ale po co?)

Michał M. Rokita
Magazyn Fantastycznie! nr 2/2000
www.magazyn.pl/sf

 
W numerze bieżącym:
Political correctness?
Mercedes Lackey oceniana jest zazwyczaj jako pisarka "nie najwyższych lotów"...
Ewa Pawelec, nr 2/2000

Poczytnik
Denerwuje mnie tworzenie trylogii, z których dziwnym trafem wkrótce robią się stulogie...
Romuald Pawlak, nr 2/2000

Anno Nostradami
No i skończył się ów rok pamiętny 1999 rok, w którym miało dojść do końca świata...
Małgorzata Wilk, nr 2/2000

Zmierzch (dobrych) bogów
Cykl Kronik DragonLance ubrany w atrakcyjne, kolorowe okładki może zachwycić prawie każdego miłośnika fantasy...
Wojciech Moszko, nr 2/2000

Nie wierz nigdy wężycy
Musi ona mieć w sobie jakiś magiczny klej, bo strasznie trudno się od niej oderwać...
Wojciech Moszko, nr 2/2000

PORZĄDEK MUSI BYĆ
Autorowi nieobca jest teoria równowagi w naturze i słyszał o groźbie energetycznej śmierci Wszechświata...
Michał M. Rokita, nr 2/2000

Mit pogranicza a la Niven
Myślę, że historie o osadnikach są w pewnym sensie kwintesencją całej idei SF...
Ewa Pawelec, nr 2/2000

Psychodeliczna podróż razy dwa
Wurt to coś w rodzaju cyberprzestrzeni, w której można przenosić się do świata snów...
Małgorzata Wilk, nr 2/2000

Mrocznie i po sarmacku
lubię książki, które dają jakiś cień szansy bohaterom...
Małgorzata Wilk, nr 2/2000

"Smoki zimowej nocy" czyli aby do wiosny
Drugi tom sagi jest drobnym krokiem naprzód w porównaniu z poprzednim...
Wojciech Moszko, nr 2/2000

Gierka o tronik
Nazwijmy ten gatunek: "fantasy płaszcza i szpady"...
Wojciech Moszko, nr 2/2000

Odcinanie kuponów czyli prequele, sequele i sidequele
Niestety, nawet moja cierpliwość do cykli ma swoją granicę...
Ewa Pawelec, nr 2/2000

Błądząc w mrokoczasie na krwiościeżkach
Motywy upadku cywilizacji skombinowane są z szaloną maszyną, która chce zawładnąć światem...
Ewa Pawelec, nr 2/2000

Kameleon Super
Czytanie biografii znanych ludzi może być bardzo pożyteczne jeśli wiele postaci i wydarzeń zawartych w treści książek zostało zaczerpniętych z doświadczenia autora.
Dariusz Adamus, nr 2/2000

Smok i sękaty król – Gordon R. Dickson
Człowiek z czasów nam współczesnych przenosi się w przeszłość...
Małgorzata Wilk, nr 2/2000

Dobro i zło
Tegoroczny NORDCON odbywał się pod hasłem Armageddonu, ostatecznej walki Dobra ze Złem...
Piotr W. Cholewa, nr 2/2000

Ona tak pięknie pluje...
Na jednej z planet skonstruowano skoczka - urządzenie umożliwiające pokonanie dowolnej odległości w jednej chwili...
Marek Pawelec, nr 2/2000

Najdalsza droga donikąd
Przyznam się od razu: lubię chore książki, czyli takie, które wkręcają się człowiekowi w mózg jak pasożyt i siedzą tam długo...
Jolanta Pers, nr 2/2000

W poprzednich numerach:
OSTATECZNY KRACH SYSTEMU KORPORACJI?
"Ryk tornada" był pisany w czasach gdy jeszcze nikt nie słyszał o owieczce Dolly i jej skracających się telomerach...
Michał M. Rokita, nr 1999/2000

Szpital kosmiczny
Proteusz był demonem egipskim, którego należało pochwycić w czasie snu i trzymać tak długo, aż wróci do własnej postaci. Wówczas przepowiadał przyszłość...
Małgorzata Wilk, nr 1999/2000

"Straż! Straż!"
Przekładanie tego typu twórczości wymaga nie tylko doskonałej znajomości obu języków, ale i poczucia humoru zbliżonego do autora, a jednocześnie zrozumiałego dla polskiego czytelnika.
Wojciech Moszko, nr 1999/2000

CUBE rozpruwacz
Przesłanie filmu jest jasne i oczywiste wyłożone w sposób klarowny...
Dariusz Adamus, nr 1999/2000

Coś trzeba jednak wiedzieć
Biorąc się do tłumaczenia, trzeba posiadać pewną, najlepiej rozległą wiedzę ogólną...
Piotr W. Cholewa, nr 1999/2000

Trisha sama w lesie
Po mało udanym "Worku kości" sięgałam po kolejną książkę Kinga z mieszaniną obaw i nadziei...
Jolanta Pers, nr 1999/2000

Tak postępujcie
Słowa z filmu Star Trek od dawna funkcjonują w języku amerykańskim, tak jak u nas cytaty z Kubusia Puchatka...
Małgorzata Wilk, nr 1999/2000

Robert Girardi – Duch Magdaleny
Książka szumnie mieni się "Najlepszą powieścią roku 1997" według Washington Post...
Małgorzata Wilk, nr 1999/2000

David Ambrose – Przesąd
Orson Scott Card napisał o tej książce, że jest to "najbardziej przerażająca historia, jaką zdarzyło mi się czytać w ostatnich latach"...
Małgorzata Wilk, nr 1999/2000

Glenn Cook "Zapada cień wszystkich nocy"
Początek utworu był dosyć dziwny. Przypominał raczej niewydarzone próby amatorów, niż profesjonalnie napisaną powieść...
Wojciech Moszko, nr 1999/2000

ŻYCIE, WSZECHŚWIAT I CAŁA RESZTA
Myślałam sobie, co by tu znaleźć, co by kwalifikowało noblistę Grassa jako pisarza fantastycznego...
Małgorzata Wilk, nr 11/99

John Morressy - Kedrigern na tropie wspomnień
Jest to raczej literatura podobna do filmu Goście, goście, albo do twórczości grupy Monty Python...
Małgorzata Wilk, nr 11/99

EGZEKUCJA NA EGZEKUTORZE
Toksyczne! Pod żadnym pozorem nie należy się zbliżać do tej książki...
Małgorzata Wilk, nr 11/99


Podziel się z nami swoimi uwagami. Napisz !
-
-
-
Nowości s-f | Zapowiedzi | Publicystyka | Księgarenka
Polecamy | Listy z laboratorium | X-Files | Galeria | Komiks | Konkurs | Linki
-
-
Fantastycznie | Star Wars | Zdrowie | Matura 2000 | Horoskop | Obyczaje | Humor
-
(c)1999 CATALIST Systemy Multimedialne sc