Fantastycznie! Serwis dla miłośników SF
Zrób sobie sondę! reklama
MAGAZYN.pl -> Fantastycznie -> Publicystyka
-
-

NOWOŚCI S-F
PROGRAM TV, KINO, VIDEO
PUBLICYSTYKA
KSIĘGARENKA ZA ROGIEM
POLECAMY
LISTY Z LABORATORIUM
NIESAMOWITE, TAJEMNICZE, ZAGADKOWE
GALERIA
KOMIKS
KONKURS
LINKI
-
Publicystyka


ŻYCIE, WSZECHŚWIAT I CAŁA RESZTA
KOBIETA Z WYSOKIEGO ZAMKU
Małgorzata Wilk

Stałam pod prysznicem i zastanawiałam się nad sensem życia, nad jego odwiecznymi tajemnicami, nad regułami rządzącymi wszystkimi jego przejawami, nad fundamentalnymi pytaniami. Dziwne? Głupie? Wokół mnie spokój, cisza, odprężenie po długim dniu pracy, mózg stopniowo przestawia się na inny rodzaj aktywności i zaczyna błądzić myślami. Wokół owych fundamentalnych pytań właśnie. W listopadzie 1992 roku byłam na Hillconie III w Rotterdamie, dorocznym Beneluxconie, tym razem w Holandii. Jednym z gości honorowych był tam Tad Williams, autor "Pieśni łowcy", trylogii "Pamięć, smutek i cierń" oraz najnowszego cyklu "Inny świat" - recenzja z pierwszego tomu w grudniowym numerze "Fantastycznie!". Tad jest zupełnie niesamowity; on chyba zapomina o oddychaniu, kiedy mówi, a usta mu się praktycznie nigdy nie zamykają. Cały czas też zastanawiałam się czy nie zaplącze się w kable od mikrofonu, kiedy tak szalał przed zasłuchanymi konwentowiczami. Jest przy tym draniem zakochanym w samym sobie, ale ma tyle wdzięku i tryska dobrym humorem, energią i pomysłami, że można mu wszystko wybaczyć. Przy tym wyniosłam z jego spotkania autorskiego jedną bardzo ważną rzecz - przeświadczenie, że jestem miłośniczką fantastyki z powodu mojego widzenia i odczuwania świata, tego, że jestem inna i szukam podobnych sobie. Williams odnalazł siebie w fandomie fantastyce naukowej i myślę, że ja też. To właśnie zastanawianie się pod prysznicem, albo w autobusie, nad fundamentalnymi prawdami życia, nad tym, czym jest ludzkość, jaka przyszłość ją czeka, sprawia, że jestem inna, że inaczej patrzę na świat i że się interesuję fantastyką we wszystkich jej przejawach. Możecie ze mną polemizować, jeśli chcecie.

I tak od tych wieczornych pytań fundamentalnych, kiedy mózg zaczyna przestawiać się na inny rodzaj działania, wylądowałam nagle przy literackiej nagrodzie Nobla i Günterze Grassie. Nie powiem, żeby twórczość Grassa była mi szczególnie bliska, ale z racji wykształcenia miałam możność przeczytania kilku jego książek. Myślałam sobie zatem, co by tu znaleźć, co by kwalifikowało Grassa jako pisarza fantastycznego - jeżeli wspomnicie dawno temu wydaną książeczkę z serii "500 zagadek o...", dotyczącą fantastyki (autor Piotr Kasprowski, wieloletni działacz i prezes PSMF), to w jednym z pytań występuje "Blaszany bębenek" Güntera Grassa. Główny bohater tej powieści, Oskar, w wieku 5 lat postanawia, że nie będzie więcej rosnąć. Jest to jego bunt wobec istniejącego świata. Ponadto potrafi siłą swojego głosu rozbijać każde szkło, będące w zasięgu jego wzroku. W ogóle chyba fantastyczność Grassa przejawia się raczej w sposobie pokazania świata, w magii życia codziennego, która przepełnia jego dzieła, niż w typowo fantastycznej scenerii. Dużo ostatnio wszyscy dyskutowaliśmy o zamykaniu się w gettach, o niedocenianiu fantastyki przez krytyków głównego nurtu, celował w tym szczególnie "Fantom" i mają chłopaki rację. Jeśli nas nie chcą i nie doceniają, jeśli tzw. krytycy głównego nurtu dostrzegają tylko wątpliwej jakości wypociny swoich kolesiów, ale za to będące literaturą środka, to nie ma co się na siłę pchać. Sami kształtujemy nasze życie i nasze zainteresowania. Z drugiej jednak strony nie wolno nam się zamykać na wielkie działa literatury głównego nurtu tylko dlatego, że nie są w sposób oczywisty fantastyczne. Grassa czytać zawsze warto; choćby i z tego względu, że dotyka tematów bardzo dla nas ważnych - Grass jest Kaszubem. Grass nie jest Niemcem, ani Polakiem i takie jest jego widzenie świata, takie są jego doświadczenia, które go kształtowały, doświadczenia pogranicza, również pogranicza kultur. A pogranicze często tworzy arcydzieła.

Od literackiej nagrody Nobla, od zagranicy, należałoby się udać na własne podwórko. Po raz kolejny została przyznana nagroda Nike najlepszej polskiej książce. Zanim jeszcze poznaliśmy laureata, różni poważni (i mniej poważni zapewne również) ludzie wypowiadali się na temat nominacji i tego, kto powinien ową Nike otrzymać. I tu niespodzianka - Maciej Wojtyszko przyznałby ją Andrzejowi Sapkowskiemu, ale Wojtyszko to niestety nasz człowiek, więc się nie liczy. Któż z nas nie wychował się na historiach o Glusiu, Fikandrze i Brombie, kto nie czytał innych książek Wojtyszki? A przy tym jest Wojtyszko jeszcze bardzo cenionym reżyserem teatralnym. Ale laureatem Nike został koniec końców Stanisław Barańczak - też nasz człowiek, tłumacz nad tłumacze, który nam przybliżył arcydzieło Ursuli Le Guin "Czarnoksiężnik z Archipelagu". Gdzie się nie ruszę, wszędzie fantastyka, wszędzie ludzie, którzy tę fantastykę tworzą. Nawet w "Playboyu", poza fantastycznymi babkami oczywiście, (podobno, mnie jako kobiecie trudno ocenić, co innego "Playgirl", ale po polsku chyba jeszcze nie wychodzi).

W ostatnim felietonie obiecywałam, że przyjrzę się trochę dwóm artykułom, które zamieścił październikowy "Playboy" (listopadowy raczej nic ciekawego, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie przynosi). Są to arcyciekawy artykuł Marka Oramusa "Klonowanie Ziemi", rzecz o terraformowaniu innych planet (nota bene Marek Oramus wspólnie ze Zbigniewem Dworakiem (czy ktoś jeszcze pamięta Jana Ciągwy władza nad materią?) wygłosili odczyt p.t. Terraformowanie najbliższych planet Ziemi na ostatnim Imladris w Krakowie) oraz artykuł Andrzeja Sapkowskiego Dwójka i trzy zera na bardzo modny obecnie temat - koniec świata, przepowiednie millenarystyczne itp. Domyślam się, że felieton Sapka jest częścią jakiegoś większego cyklu, niekoniecznie autorstwa Sapka, w podtytule napisane jest bowiem: Koniec dwu... wieku, część piąta.

Zacznę najpierw krótko od artykułu Oramusa. Napisany jest bardzo prosto, również dla tych, którzy na fantastyce nie znają się ani w ząb. Wnioski płynące z artykułu nie nastrajają optymistycznie - tak wiele specyficznych czynników wpływało na powstanie naszej Ziemi, że prawdopodobieństwo znalezienia planety choć trochę zbliżonej do naszej jest znikome. W naszym układzie słonecznym jedne planety krążą za daleko słońca, inne za blisko, jeszcze inne są gazowymi olbrzymami bez stałej powierzchni, a jeszcze znowuż inne mają toksyczną atmosferą. Mimo to Marek snuje opowieść o terraformowaniu Marsa, Wenus oraz Tytana, księżyca Saturna. Nawet nasz własny Księżyc, mimo iż za mały, by utrzymał atmosferę wokół siebie, może stanowić bazę wypadową. Wszystkie projekty terraformacyjne zakładają zrzucenie na powierzchnię planet ogromnych bloków lodowych - na Wenus mogłyby one obniżyć temperaturę, a szalejące w wyniku bombardowania blokami lodu huragany może mogłyby przyspieszyć obrót planety wokół własnej osi i zapewnić jej większe nachylenie. Również na Marsa należałoby zrzucać wielkie bloki lodowe, zgodnie z tym, co zaplanował w trylogii marsjańskiej Kim Stanley Robinson, a także rozpylić czarny pył na czapy polarne, aby lud pokrywający je mógł stopnieć. Można również rozmieścić wiatraki grzewcze, napędzane siłą wiatru oraz wiercić wielokilometrowe szyby, odprowadzające ciepło z wnętrza planety. Oramus wspomina również książkę Arthura C. Clarke'a "Ogród na Marsie. Ilustrowana historia kolonizacji" Marsa, u którego terraformacja Marsa powinna się zakończyć około roku 3000.

O ile artykuł Oramusa nie przynosi wiele nadziei na przyszłość, o tyle felieton Sapka jest wielce pocieszający. Końca świata nie będzie! Przepowiednie millenarystyczne nie sprawdzą się, albowiem nie wiemy nawet czy za dwa miesiące będziemy obchodzić Sylwester roku 1968, 1992, albo 2001 czy 2010. Według Sapka ludzkość zawsze lubowała się w datach i liczbach okrągłych. Zwłaszcza setkom i tysiącom zwykliśmy przypisywać właściwości magiczne. Korzenie tego zjawiska widzi on w czasach biblijnych. Ludzie w owych czasach nie potrafili zbyt dobrze liczyć, zważywszy na to, ile mieli palców u rąk. Zatem sto, albo tysiąc stało się synonimem dla "ogromnie dużo, podobnie jak "co gwiazd na niebie" albo "ile piasku na pustyni".

Nie będę się już zbytnio zagłębiać w streszczanie artykułu Sapkowskiego, dość że powiem, że czyta się go dobrze, że jest dużo odniesień do historii i sytuacji obecnej, i choć jest źle, to właściwie jest dobrze. Tzn. końca świata na razie zapewne nie będzie. Cóż, może powinnam dać się zamrozić i doczekać czasów świata Star Trekowego? Bez pieniędzy, bez głodu, z nieograniczoną techniką i sterylną czystością i wojną z Dominium. A na marginesie Star Treka, to odnalazłam dziś recenzję Wojtka Orlińskiego z sequela do Babylonu 5 - "A Call To Arms". Wojtek pisze, że "sposób ukazywania galaktycznej polityki stawia Babylon 5 dużo, dużo wyżej ponad naiwnie jankesocentrycznym Star Trekiem - widać po obu serialach, że pierwszy powstał już po zakończeniu zimnej wojny, a ten drugi w czasach, w których Amerykanie widzieli w samych sobie jedyny ratunek dla planety przed równymi obcymi najeźdźcami." Pisze on również, że jest to niebanalna science fiction, a jednak daje temu filmowi tylko dwie gwiazdki, czyli film ten można obejrzeć "w ostateczności Niby usprawiedliwia się, że niska ocena wynika tylko z tego, że jak ktoś nie lubi SF, to wyłączy tę kasetę po kwadransie i będzie zły, że nic nie rozumie. A co to niby ma do rzeczy? Albo film jest dobry w swoim gatunku, albo nie jest. Jeśli się nie lubi kryminałów, to nie będzie się pożyczać z wypożyczalni takiego np. "Sokoła Maltańskiego", bo woli się oglądać filmy z Michaelem Dudikoffem. Co z tego, że Titanic Jamesa Camerona jest podobno znakomitym filmem, dostał tyle Oscarów i wszyscy się ogólnie nim zachwycali. Zapowiedziałam, że nie obejrzę i już. Po pierwsze nie lubię filmów katastroficznych, po drugie zwłaszcza takich, gdzie jakichś statek tonie, a po trzecie i najważniejsze, nie przepadam za Leonardo Di Caprio! Choć muszę przyznać, że w "Co gryzie Gilberta Grape'a" był rewelacyjny, ale potem niestety mu woda sodowa uderzyła do głowy.

Jestem jakoś tak naukowo nastawiona w tym miesiącu, to pewnie przez te Noble i sortowanie starych gazet, z których właściwie zostawiam tylko informacje o nowinkach naukowych. Prościej mi nad tym zapanować, niż nad negocjacjami handlowymi, nad księgowością i finansami. Z jednej strony jestem kompletnym dyletantem w sprawach nauki, będąc zdecydowaną humanistką, ale jestem też miłośniczką fantastyki i stale stykam się z nowymi teoriami naukowymi. Filmy i książki zresztą coraz częściej znajdują swoje odpowiedniki we współczesnej nauce, zostają przez odkrycia naukowe coraz to szybciej doganiane. W telewizji mówią o tworzeniu w Krzemowej Dolinie mikrochipów, składających się z kilku zaledwie atomów, skąd droga niedaleka do nanotechnologii i robotów-nanitów, pływających w naszym ciele i usuwających np. komórki rakowe. W Magazynie Gazety Wyborczej zaś piszą o planach Europejskiej Agencji Kosmicznej wystrzelenia statku, który miałby wylądować na komecie. Zdjęcie w artykule jakoś dziwnie mi przypomina scenę z filmu "Armaggedon".

Pewnie to pora roku sprawiła też, że ostatnio oddaję się różnym wspomnieniom - a może to zbliżający się Sylwester roku 2000, cóż z tego, że to jeszcze nie będzie wiek XXI. Z resztą nie tylko ja się oddaję takim wspomnieniom. Polecam wszystkim ostatni, październikowy, "Miesięcznik" Śląskiego Klubu Fantastyki, z dużym wspomnieniowym artykułem Rafała Ziemkiewicza o niegdysiejszej grupie literackiej TRUST. Długo żyję na tym świecie, ale tych szczegółów nie znałam.

Konkurs
A ponieważ jestem przy takich refleksjach i wspomnieniach, a ostatni mój konkurs okazał się za trudny - nikt nie odpowiedział prawidłowo, postanowiłam, że spytam o książkę sprzed wielu (choć to oczywiście jest względne pojęcie) lat:

W której książce polskiego autora młodzieżowego jeden z bohaterów przeklina w ten sposób: "Ty mikronie złamany! Ty probówko ze zgniłymi protonami! Ty antymaterio zielona! Ty wypławku uduchowiony! Ty pantofelku pod włos wygolony! Ty wybrakowany enzymie!" Dla ułatwienia dodam, że jedna z książek tego pisarza znajdowała się na liście lektur szkoły podstawowej. Czy nadal jest lekturą - w dobie "autorskich" programów nauczania - niestety trudno powiedzieć.

Małgorzata Wilk
Magazyn Fantastycznie! nr 11/99
www.magazyn.pl/sf

 
W numerze bieżącym:
Political correctness?
Mercedes Lackey oceniana jest zazwyczaj jako pisarka "nie najwyższych lotów"...
Ewa Pawelec, nr 2/2000

Poczytnik
Denerwuje mnie tworzenie trylogii, z których dziwnym trafem wkrótce robią się stulogie...
Romuald Pawlak, nr 2/2000

Anno Nostradami
No i skończył się ów rok pamiętny 1999 rok, w którym miało dojść do końca świata...
Małgorzata Wilk, nr 2/2000

Zmierzch (dobrych) bogów
Cykl Kronik DragonLance ubrany w atrakcyjne, kolorowe okładki może zachwycić prawie każdego miłośnika fantasy...
Wojciech Moszko, nr 2/2000

Nie wierz nigdy wężycy
Musi ona mieć w sobie jakiś magiczny klej, bo strasznie trudno się od niej oderwać...
Wojciech Moszko, nr 2/2000

PORZĄDEK MUSI BYĆ
Autorowi nieobca jest teoria równowagi w naturze i słyszał o groźbie energetycznej śmierci Wszechświata...
Michał M. Rokita, nr 2/2000

Mit pogranicza a la Niven
Myślę, że historie o osadnikach są w pewnym sensie kwintesencją całej idei SF...
Ewa Pawelec, nr 2/2000

Psychodeliczna podróż razy dwa
Wurt to coś w rodzaju cyberprzestrzeni, w której można przenosić się do świata snów...
Małgorzata Wilk, nr 2/2000

Mrocznie i po sarmacku
lubię książki, które dają jakiś cień szansy bohaterom...
Małgorzata Wilk, nr 2/2000

"Smoki zimowej nocy" czyli aby do wiosny
Drugi tom sagi jest drobnym krokiem naprzód w porównaniu z poprzednim...
Wojciech Moszko, nr 2/2000

Gierka o tronik
Nazwijmy ten gatunek: "fantasy płaszcza i szpady"...
Wojciech Moszko, nr 2/2000

Odcinanie kuponów czyli prequele, sequele i sidequele
Niestety, nawet moja cierpliwość do cykli ma swoją granicę...
Ewa Pawelec, nr 2/2000

Błądząc w mrokoczasie na krwiościeżkach
Motywy upadku cywilizacji skombinowane są z szaloną maszyną, która chce zawładnąć światem...
Ewa Pawelec, nr 2/2000

Kameleon Super
Czytanie biografii znanych ludzi może być bardzo pożyteczne jeśli wiele postaci i wydarzeń zawartych w treści książek zostało zaczerpniętych z doświadczenia autora.
Dariusz Adamus, nr 2/2000

Smok i sękaty król – Gordon R. Dickson
Człowiek z czasów nam współczesnych przenosi się w przeszłość...
Małgorzata Wilk, nr 2/2000

Dobro i zło
Tegoroczny NORDCON odbywał się pod hasłem Armageddonu, ostatecznej walki Dobra ze Złem...
Piotr W. Cholewa, nr 2/2000

Ona tak pięknie pluje...
Na jednej z planet skonstruowano skoczka - urządzenie umożliwiające pokonanie dowolnej odległości w jednej chwili...
Marek Pawelec, nr 2/2000

Najdalsza droga donikąd
Przyznam się od razu: lubię chore książki, czyli takie, które wkręcają się człowiekowi w mózg jak pasożyt i siedzą tam długo...
Jolanta Pers, nr 2/2000

W poprzednich numerach:
OSTATECZNY KRACH SYSTEMU KORPORACJI?
"Ryk tornada" był pisany w czasach gdy jeszcze nikt nie słyszał o owieczce Dolly i jej skracających się telomerach...
Michał M. Rokita, nr 1999/2000

Szpital kosmiczny
Proteusz był demonem egipskim, którego należało pochwycić w czasie snu i trzymać tak długo, aż wróci do własnej postaci. Wówczas przepowiadał przyszłość...
Małgorzata Wilk, nr 1999/2000

"Straż! Straż!"
Przekładanie tego typu twórczości wymaga nie tylko doskonałej znajomości obu języków, ale i poczucia humoru zbliżonego do autora, a jednocześnie zrozumiałego dla polskiego czytelnika.
Wojciech Moszko, nr 1999/2000

CUBE rozpruwacz
Przesłanie filmu jest jasne i oczywiste wyłożone w sposób klarowny...
Dariusz Adamus, nr 1999/2000

Coś trzeba jednak wiedzieć
Biorąc się do tłumaczenia, trzeba posiadać pewną, najlepiej rozległą wiedzę ogólną...
Piotr W. Cholewa, nr 1999/2000

Trisha sama w lesie
Po mało udanym "Worku kości" sięgałam po kolejną książkę Kinga z mieszaniną obaw i nadziei...
Jolanta Pers, nr 1999/2000

Tak postępujcie
Słowa z filmu Star Trek od dawna funkcjonują w języku amerykańskim, tak jak u nas cytaty z Kubusia Puchatka...
Małgorzata Wilk, nr 1999/2000

Robert Girardi – Duch Magdaleny
Książka szumnie mieni się "Najlepszą powieścią roku 1997" według Washington Post...
Małgorzata Wilk, nr 1999/2000

David Ambrose – Przesąd
Orson Scott Card napisał o tej książce, że jest to "najbardziej przerażająca historia, jaką zdarzyło mi się czytać w ostatnich latach"...
Małgorzata Wilk, nr 1999/2000

Glenn Cook "Zapada cień wszystkich nocy"
Początek utworu był dosyć dziwny. Przypominał raczej niewydarzone próby amatorów, niż profesjonalnie napisaną powieść...
Wojciech Moszko, nr 1999/2000

ŻYCIE, WSZECHŚWIAT I CAŁA RESZTA
Myślałam sobie, co by tu znaleźć, co by kwalifikowało noblistę Grassa jako pisarza fantastycznego...
Małgorzata Wilk, nr 11/99

John Morressy - Kedrigern na tropie wspomnień
Jest to raczej literatura podobna do filmu Goście, goście, albo do twórczości grupy Monty Python...
Małgorzata Wilk, nr 11/99

EGZEKUCJA NA EGZEKUTORZE
Toksyczne! Pod żadnym pozorem nie należy się zbliżać do tej książki...
Małgorzata Wilk, nr 11/99


Podziel się z nami swoimi uwagami. Napisz !
-
-
-
Nowości s-f | Zapowiedzi | Publicystyka | Księgarenka
Polecamy | Listy z laboratorium | X-Files | Galeria | Komiks | Konkurs | Linki
-
-
Fantastycznie | Star Wars | Zdrowie | Matura 2000 | Horoskop | Obyczaje | Humor
-
(c)1999 CATALIST Systemy Multimedialne sc