Reporter

Cofnij
Strona główna
Poprzedni artykułNastępny artykuł


-= OPOWIADANIA =-
Reporter nr 02 - 2000.02.25 Grzegorz Złotowicz

Poszukiwacz wnętrza (5/15)

Było niedzielne przedpołudnie, lecz mimo to Backley musiał zajrzeć do pracy. Sprawa, którą aktualnie prowadził, wymagała od niego stałego trzymania ręki na pulsie wydarzeń, których ostatnio nie brakowało.

Już w chwili, gdy przekroczył próg swojego biura, został poinformowany, że nadinspektor Willings koniecznie chce z nim rozmawiać. Backley spokojnie podszedł do telefonu, ale wtedy dowiedział się o czymś, co miało do reszty popsuć mu dzień -zameldowano mu, że rano odkryto w bramie domu przy Black Avenue zwłoki Tima Bradley'a - poćwiartowane w znany już sposób. Bradley zaginął w piątek w nocy, o czym poinformowała wczoraj jego dziewczyna, lecz dotychczas inspektor nic o tym nie wiedział - sprawami zaginięć zajmował się zupełnie inny wydział. Backley nakazał, by odtąd zgłaszać mu wszystkie przypadki zaginięć w mieście, lecz dopiero po dłuższej chwili skojarzył fakty i zadrżał na myśl, że sprawa którą prowadzi nie jest już sprawą krojenia zwłok kradzionych z kostnicy, a przeradza się w prawdziwą, kryminalną aferę.

Backley zadzwonił pośpiesznie do Willingsa, lecz ten wiedział już o nowym obrocie spraw i wyraził tylko nadzieję, że to było pierwsze i ostatnie morderstwo tego typu. Inspektor poinformował o swoim zamiarze monitorowania wszystkich zaginięć w mieście, na co jego zwierzchnik zgodził się, prosząc jednocześnie o sprawozdanie z nowych wydarzeń na jutro przed południem.

Backley odkładając słuchawkę pomyślał, że czeka go jeszcze sporządzenie raportu na jutro; myślał długo o tym, co tak na prawdę mógłby napisać, czym "pochwalić się" przed zwierzchnikiem, kiedy dotychczasowe śledztwo sprowadza się do ciągłych niespodzianek ze strony przestępcy i braku jakichkolwiek osiągnięć ze strony organu ścigania. W końcu postanowił napisać zwięźle o całej sprawie, usprawiedliwiając brak efektów, krótkim czasem na przygotowanie metody prowadzenia śledztwa.

Podjął jednakże pewne działania zabezpieczające, o których mógł nadmienić - zwiększył ilość patroli kontrolujących miasto, nakazał zwracać specjalną uwagę na dzielnice, które dotychczas pomijano, do których policja zwyczajnie nie wjeżdża. Miał nadzieję, że poszukiwany pojawi się w jednym z miejsc, które właśnie będzie obserwowane przez patrol, zostanie ujęty i sprawa zakończy się szybko i bezboleśnie. Pomylił się w dwóch sprawach: pomimo przyjęcia rozkazu, żaden policjant nie odważył się zapuszczać zbyt głęboko w ciemne uliczki przedmieścia, natomiast przestępca był zbyt ostrożny, by pozwolić się złapać.

Wystukując miarowo raport na maszynie, Backley usłyszał dzwonek telefonu. Podniósł słuchawkę, chwilę słuchał, powiedział "Nie, nic takiego nie miało miejsca" i rozłączył się.

- No to się zaczęło - pomyślał - ale skąd mogli, u diabła, wiedzieć o tym aż tak szybko...?

W tym momencie był gotów zamordować z zimną krwią każdego dziennikarza, reportera lub fotografa, który stanąłby w drzwiach jego biura. Na szczęście dla obu stron drzwi gabinetu inspektora pozostały zamknięte do czasu, gdy ten ochłonął i skończył raport. Dopiero wówczas nowa informacja rozeszła się szeroko w kręgach dziennikarzy i po raz kolejny naczelny wydziału "przestępstw natury ciężkiej" musiał przyjmować prawie do wieczora nieproszonych gości, zwykle uzbrojonych w aparaturę nagrywającą.

Wieczorem opadł na fotel i odetchnął z ulgą święcie przekonany, że nic gorszego nie może go już dzisiaj spotkać. Ale po raz kolejny los spłatał mu figla, gdyż prawie jednocześnie zameldowano o trupie z wykrojonym kręgosłupem, rozpoznanym jako znany w tamtej dzielnicy włamywacz oraz o kolejnym worku zwłok, ocenionych przez lekarzy na "jeszcze świeże", to znaczy człowiek został zamordowany nie więcej jak 12 godzin temu.

Backley był wykończony, lecz pomimo to nowe informacje sprawiły, że na jakiś czas znowu poczuł się zdolny do działania. Szybko zadzwonił do Willingsa, którego jednak nie zastał; po krótkim namyśle postanowił umieścić wzmiankę o nowych wypadkach na końcu raportu. Tak też zrobił, po czym opuścił swój gabinet w kiepskim humorze, dającym się najprościej streścić w słowach "Niechby tam diabli wzięli was wszystkich, żeby porządny gliniarz nie mógł nawet odpocząć w niedzielę...".

Proszę państwa! Kilka minut temu reporterzy naszej telewizji ujawnili zatajaną przez policję informację - w bramie przeznaczonego do rozbiórki domu przy Black Avenue odkryto pokrojone ludzkie zwłoki.
Z naszych informacji wynika, iż były to szczątki Tima Bradley'a, który zaginął przedwczoraj w nocy. Trudno powiedzieć jaki był cel mordercy czy morderców, lecz brutalność zabójstwa przywodzi na myśl ujawnioną kilka dni temu aferę "Mordercy trupów". Jeśliby te hipotezy okazały się prawdziwe, to oznaczałoby to, że niebezpieczeństwo zaczyna grozić wszystkim mieszkańcom naszego miasta.
Dlaczego więc policja, w obliczu bezsilności swoich metod wobec tego przestępcy, próbuje ukrywać fakty!?
Nie wiemy, lecz poproszony o wywiad inspektor Thomas Backley odmówił rozmowy z nami...
Dlaczego?
Czyżby nie miał nic do powiedzenia tysiącom ludzi, których życie zależy od precyzji jego dochodzenia, której jak dotychczas nie miał możności zademonstrować?
W tym momencie trzeba powiedzieć prawdę: policja nie potrafi chronić obywateli, którzy przecież płacą właśnie na ten szczytny, lecz zaniedbywany cel, podatki!
Czy szalony morderca powtórzy swoją zbrodnię?
Jeśli tak, to kto będzie jego następną ofiarą?
Jak długo przyjdzie nam jeszcze czekać na jakieś zdecydowane działania ze strony policji? Na razie zginął jeden niewinny człowiek. Śmiercią tragiczną umarł Tim Bradley, jeden z obywateli naszego miasta, człowiek, jak każdy z nas. Zginął, gdyż policja nie potrafiła ochronić go przed szaleńcem. Czy muszą być następne ofiary niekompetencji organu ścigania?

Proszę państwa! Właśnie otrzymałem informację, że naszym dziennikarzom udało się nagrać wywiad z Ingrid Snakesen, dziewczyną Tima, która zgłosiła na policję fakt jego porwania; zapraszam do obejrzenia wywiadu transmitowanego na żywo z domu Ingrid.

Dziennikarz nacisnął klawisz komputera umieszczonego poza zasięgiem obiektywu i w czasie, gdy w telewizorach tysięcy widzów ukazała się twarz Ingrid i reportera, rozsiadł się wygodniej w fotelu, myśląc o setkach dolarów premii jaką dostanie redakcja po tej aferze. Tymczasem Ingrid zarzucana była mnóstwem pytań "Jaki był Tim?", "Czy myślisz, że to zemsta jakiegoś jego wroga?"... po pięciu minutach dziewczyna zrozumiała, że zgoda na udzielenie wywiadu rządnym sensacji dziennikarzom była dużym błędem.


- No to mamy, mówiąc delikatnie, następną "ciekawą" sprawę po tych kradzieżach z kostnicy - stwierdził ironicznie nadinspektor Willings, gdy jego podwładny, Thomas Backley, pojawił się na umówionym spotkaniu.
- No, zgadza się - zgodził się Backley - ale nie wiem, czy na pewno są to dwie różne sprawy.
- Tak, też tak myślę; zbyt wiele zbieżności zdarzeń - zauważył nadinspektor.
- Więc należy traktować to wszystko jako jedno dochodzenia? - upewnił się Backley.
- Zgadza się. To jednak nie wszystko.
- Co ma pan na myśli?
- Myślę, że ponieważ mamy do czynienia z seryjnym mordercą, należałoby skorzystać z pomocy psychiatry, inaczej do niczego nie dojdziemy... Aha, macie już jakieś wyniki?
- Niestety, jak na razie nie. Sprawca nie pozostawia żadnych śladów... powiedziałbym, że jest to przestępca doskonały.
- Nie wierzę w przestępstwo doskonałe, - stwierdził nadinspektor, - zwłaszcza, jeśli zabójca działa seryjnie. Wcześniej czy później musi popełnić jakiś błąd, który należy od razu wychwycić.
- Jak na razie nic takiego nie zrobił.
- No dobrze, a co z tymi zwłokami z rozdzielni elektrycznej?
- No cóż. Tu jest pewien problem, gdyż różni się to trochę od poprzednich morderstw. Sprawca pozostawił zwłoki bez krojenia ich na cząstki, nie zapakował ich do worka, a poza tym wygląda na to, że kroił je na miejscu; przy innych szczątkach nie było wiele krwi.
- Więc zaczyna się śpieszyć... to świetnie, nasze szanse rosną.
- Mam taką nadzieję nadinspektorze... aha, ale co z tym psychiatrą?
- Dzisiaj skontaktuję się z centralą, poproszę, żeby przysłali mi jakiegoś fachowca od siebie. Słyszałem, że mają tam paru dobrych... na przykład Evans...
- Evans? Jack Evans? To ten co swego czasu rozwiązał sprawę "nietoperza z Barnson"?
- Tak. Znakomity psychiatra. Myślę, że z nim załatwilibyśmy sprawę szybko... jeśli tego nie zrobimy, to niestety będziemy musieli podać się do dymisji.
- Niestety, tak - zgodził się Backley - Evans to nasza jedyna szansa.

[spis treści][do góry]