 |
OSTATECZNY KRACH SYSTEMU KORPORACJI? Michał M. Rokita
Ostatnimi czasy sytuacja zmusiła mnie do podjęcia pracy fizycznej. Przy pracy owej (jak zresztą sama nazwa wskazuje) nie trzeba myśleć, za to można dumać. Tak zatem nad każdą wygrzebaną renesansową skorupą dumałem sobie nad zdobyczami cywilizacji, a przy każdym wyciąganym cztery metry w górę wiaderku ziemi, nad tym co jest jeszcze do wymyślenia. Na przykład takie wspomaganie, żebym się nie musiał tak z tym wiadrem czy inną łopatą mordować. Jakieś przeszczepy mięśniowe, cyberkończyny, czy może nawet cały zgrabny egzo(endo)szkielecik. Jednym słowem cyberpunk. I co prawda od czasu do czasu pojawiają się tu i ówdzie informacje, że komuś udało się wynaleźć sztuczny mięsień albo nową ulepszoną protezę, ale takie wszczepy i cyborgizacje, jakie przewijają się przez karty książek cyberpunkowych i karty postaci do CP RPG, długo jeszcze zostaną w sferze fantastyki. Zresztą prawie cały gatunek nadal leży w tej gestii, co jak na fantastykę tzw. bliskiego zasięgu i ponad piętnaście lat historii brzmi trochę zastanawiająco. Bo niby co nam pozwala dane dzieło po przeczytaniu odłożyć na półkę i powiedzieć - "To był cyberpunk"? Nie jest to próba zdefiniowania gatunku, ale ma mój chłopski rozum, powinny się w takim utworze pojawić (w różnych proporcjach): sieć komputerowa, modyfikacje ciała ludzkiego - genetyczne lub mechaniczne oraz samotny bohater, punk walczący z chciwymi, niegodziwymi i w ogóle paskudnymi megakorporacjami. Charakteryzującymi się tym, że mają japońskie nazwy lub przynajmniej skośnooki zarząd. No i niestety ten gatunek, czy przedstawianie go w taki sposób wypala się. Mamy, owszem, ten cały Internet po którym buszują rozmaici hackerzy i chakerzy, ale z wizjami Gibsona nie ma to wiele wspólnego. Jak nie wierzycie - spytajcie dowolnego admina. Cyborgizacje są jeszcze w powijakach i pewnie minie sporo czasu zanim będę mógł zamontować sobie w uchu magnetofon (praktyczna rzecz, zwłaszcza jak ktoś ci coś naobiecuje), a przebojem rynków Europy Środkowo-Wschodniej będzie cyberwątroba z wymiennymi filtrami. Punki też już poznikały, a przynajmniej poznikały napisy na murach "PUNKS NOT DEAD" co chyba znaczy, że nie ma już kto ich pisać. W sumie na jedno wychodzi. I wielkie korporacje jeszcze nie rządzą światem. Chociaż z drugiej strony może już rządzą - tylko jeszcze o tym nie wiemy. No bo niby i czemu mielibyśmy wiedzieć? Będąc mniej lub bardziej przeciętnymi konsumentami, kupujemy w sklepie dany towar, zwracając uwagę na jego nazwę, a bardzo rzadko na producenta. A z uważnej lektury można się dowiedzieć ciekawych rzeczy. Dla przykładu weźmy pewną firmę wytwarzającą (choć lepiej by było powiedzieć posiadającą) produkty spożywcze i higieniczne. Z takich nieco bardziej znanych marek przytoczę margaryny Flora i Rama; herbaty Lipton i Brooke Bond; lody Cornetto, Magnum i Solero; proszki Omo i Persil; płyny Cif, Domestos i Sunlicht; mydła Dove i Lux; kosmetyki Calvina Kleina; dezodoranty Axe, Denim, Impulse i Rexona; szampony Clear, Organics i Timotei; pastę do zębów Signal... Uff, sporo tego. Podobnie kupując takie rzeczy jak puszkę Pepsi, butelkę 7UP lub Mirindy, kubełek w KFC, pizzę w Pizza Hut, paczkę chipsów Lays lub Ruffles dajemy zarabiać tym samym ludziom. Oczywiście na razie nie jest jeszcze tak jak w najczarniejszych wizjach, gdzie znikają granice państwowe, a pojawiają się granice wpływów korporacji, ale kto wie jak to się będzie rozwijać. Być może będzie tak, że wielkie korporacje zastąpią powoli tradycyjnie rozumiane państwa, stopniowo wykupując sobie terytoria, tworząc własne siły zbrojne i walutę, zdobywając kosmos, czy tocząc zacięte wojny. Korporacje, które przywiązują pracownika do siebie pracą, płacą i ideologią. Powstaje tylko pytanie "Po co? Czy to się opłaca?". Najwidoczniej tak. Nie musząc płacić podatków i mając praktycznie nieograniczony dostęp do bazy przyszłych pracowników można sporo zaoszczędzić. Co zresztą widać na historycznych przykładach, kiedy człowiek posiadający nieco więcej energii i siły militarnej potrafił założyć państwo i naród. Z tą niewielką różnicą, że teraz siłę militarną zastępuje w większości przypadków siła pieniądza. Wypisz, wymaluj Nowe Średniowiecze. Na razie jednak wizja ta występuje wyłącznie w utworach fantastycznych, np. w "Ryku tornada" Waltera Jona Williamsa. Dlaczego jednak tyle się rozwodziłem na początku o cyberpunku? Bo moim zdaniem "Ryk tornada" spełnia powyższe warunki by do tego gatunku być zaliczonym. Mamy właśnie ową wizję potężnych mega (a właściwie poli) korporacji. Korporacji rządzących światem i konkurujących między sobą, wykradających sobie ludzi, projekty naukowe czy tajne dokumenty. Korporacji eksplorujących kosmos, sięgających do pasa asteroid i Jowisza, przeprowadzających na dole studni orbitalnej na staruszce Ziemi eksperymenty socjologiczne. Z różnym skutkiem. Mamy komputery i Sztuczne Inteligencje choć miłośnicy Gibsona mogą poczuć się nieco rozczarowani. AI nie są tak rozwinięte jak jakiś WinterMute, nie ma cyberprzestrzeni z geometrycznymi wizualizacjami katalogów i serwerów. Mamy za to wyświetlającą się na ekranie strukturę plikową, mamy języki programowania widać, że Williams lepiej odrobił lekcję informatyki.
Mamy również ingerencję w organizm ludzki i to na dwojaki sposób. Oprócz zmian technicznych rozbudowa tkanki mózgowej, "nitki" przyspieszające przewodzenie impulsów nerwowych czy Maski Ulicy mamy również znacznie dalej idące ingerencje w ludzkie DNA. Tutaj widać też lepsze przygotowanie Williamsa. TANSTAAFL. Nie można bezkarnie sobie w genach grzebać. Zdecydowana większość ludzi drugiego rodzaju zmodyfikowanych genetycznie nie jest w stanie żyć na Ziemi w warunkach normalnego ciążenia, muszą swe życie spędzać na stacjach orbitalnych. Jedyne co może rozbawić to (będący w gruncie rzeczy osią książki) pomysł na klonowanie. Obywatel zostawia fragment swojej tkanki i gdy umrze hoduje się i wypuszcza w świat jego klona. Ale "Ryk tornada" był pisany w czasach gdy jeszcze nikt nie słyszał o owieczce Dolly i jej skracających się telomerach. Jeszcze zabawniejszy jest fakt, że klon otrzymuje osobowość i wspomnienia oryginału. Które sobie do odpowiedniego momentu czekają spokojnie w formie cyfrowej jako plik komputerowy. Ciekawe czy w dobie systemu MS Windows i "Y2K Problem" Williams odważyłby się napisać to samo?
Jeśli już jesteśmy przy wszczepach, cyberacjach, drutowaniu się itp. to powiem, że zawsze ciekawił mnie sposób w jaki taki wszczep się uaktywnia. Bo Williams się wykpiwa pisząc beztrosko "myślą". Myślisz, że chcesz coś uruchomić i to się uruchamia. Nie powiem, sprytnie. Ale jak to wygląda od strony technicznej? Czujnik reagujący na impuls nerwowy? Zgoda, ale jak odróżni impuls świadomy od mimowolnego? A jeśli odróżnia, to czy można sobie coś takiego odpalić będąc na pijanym? Na haju? Mając wysoką gorączkę? To może jednak uruchamiać je w sposób mechaniczny? Powiedzmy za pomocą skurczów mięśni. Ale tu znowu pojawia się problem. Ów skurcz (zestaw skurczów) musi być na tyle prosty żeby móc odpalić wszczep w każdej chwili, ale na tyle skomplikowany żeby nam się nic nie włączało np. w trakcie snu. Można ewentualnie tak jak w "Miłośniku zwierząt" Donaldsona (dawno temu w Fantastyce) gdzie bohater miał mały pstryczek-elektryczek w zębach. Tylko ciekawe jak często mu się to włączało podczas jedzenia.
Nie miałem już sił zastanawiać się głębiej nad przedstawieniem lotów kosmicznych, ale z tego co pamiętam nie było aż tak źle. Williams pamięta o braku ciążenia podczas lotu (walczy się z tym wprawiając statki lub stacje w ruch wirowy siła odśrodkowa robi za ciążenie. Lot do pasa asteroid trwa około miesiąca, podczas którego załoga z zasady się nudzi, a i sama załoga jest dobierana pod względem psychologii, żeby wszyscy wytrzymali ze sobą przez ten czas na ograniczonej przestrzeni nie można palić, niemile widziani są ludzie nadmiernie towarzyscy czy gadatliwi. Kolejny punkt dla Williamsa.
Jeszcze jeden punkt przydzielam autorowi za wprowadzenie Obcych. Bo są oni faktycznie obcy. Różnią się od ludzi wyglądem, zachowaniem, sposobem porozumiewania się, psychiką. Nie są to Startrekowskie humanoidy z dużą ilością gutaperki na twarzy.
I na koniec jeszcze wspomnę o bohaterze. Steward nie wyróżnia się zbytnio spośród innych głównych postaci dzieł CP. Były żołnierz sił specjalnych, próbuje rozwiązać tajemnicę swojej (swojego oryginału) śmierci. Stopniowo odkrywając kolejne elementy swojej przeszłości odkrywa również (co w CP nie jest jakimś zaskoczeniem), że mimo chęci samodzielnego działania okazuje się pionkiem w iście bizantyjskiej grze korporacji służb specjalnych i Obcych. Ale w świecie przyszłości nie da się być zbyt niezależnym.
Walter Jon Williams "Ryk tornada"
Prószyński i S-ka, 1999
Ocena *** (Właściwie... to można)
Michał M. Rokita
Magazyn Fantastycznie! nr 1999/2000
www.magazyn.pl/sf
|
|
W numerze bieżącym: |
Political correctness? Mercedes Lackey oceniana jest zazwyczaj jako pisarka "nie najwyższych lotów"...Ewa Pawelec, nr 2/2000
Poczytnik Denerwuje mnie tworzenie trylogii, z których dziwnym trafem wkrótce robią się stulogie...Romuald Pawlak, nr 2/2000
Anno Nostradami No i skończył się ów rok pamiętny 1999 rok, w którym miało dojść do końca świata...Małgorzata Wilk, nr 2/2000
Zmierzch (dobrych) bogów Cykl Kronik DragonLance ubrany w atrakcyjne, kolorowe okładki może zachwycić prawie każdego miłośnika fantasy...Wojciech Moszko, nr 2/2000
Nie wierz nigdy wężycy Musi ona mieć w sobie jakiś magiczny klej, bo strasznie trudno się od niej oderwać...Wojciech Moszko, nr 2/2000
PORZĄDEK MUSI BYĆ Autorowi nieobca jest teoria równowagi w naturze i słyszał o groźbie energetycznej śmierci Wszechświata...Michał M. Rokita, nr 2/2000
Mit pogranicza a la Niven Myślę, że historie o osadnikach są w pewnym sensie kwintesencją całej idei SF...Ewa Pawelec, nr 2/2000
Psychodeliczna podróż razy dwa Wurt to coś w rodzaju cyberprzestrzeni, w której można przenosić się do świata snów...Małgorzata Wilk, nr 2/2000
Mrocznie i po sarmacku lubię książki, które dają jakiś cień szansy bohaterom...Małgorzata Wilk, nr 2/2000
"Smoki zimowej nocy" czyli aby do wiosny Drugi tom sagi jest drobnym krokiem naprzód w porównaniu z poprzednim...Wojciech Moszko, nr 2/2000
Gierka o tronik Nazwijmy ten gatunek: "fantasy płaszcza i szpady"...Wojciech Moszko, nr 2/2000
Odcinanie kuponów czyli prequele, sequele i sidequele Niestety, nawet moja cierpliwość do cykli ma swoją granicę...Ewa Pawelec, nr 2/2000
Błądząc w mrokoczasie na krwiościeżkach Motywy upadku cywilizacji skombinowane są z szaloną maszyną, która chce zawładnąć światem...Ewa Pawelec, nr 2/2000
Kameleon Super Czytanie biografii znanych ludzi może być bardzo pożyteczne jeśli wiele postaci i wydarzeń zawartych w treści książek zostało zaczerpniętych z doświadczenia autora.Dariusz Adamus, nr 2/2000
Smok i sękaty król Gordon R. Dickson Człowiek z czasów nam współczesnych przenosi się w przeszłość...Małgorzata Wilk, nr 2/2000
Dobro i zło Tegoroczny NORDCON odbywał się pod hasłem Armageddonu, ostatecznej walki Dobra ze Złem...Piotr W. Cholewa, nr 2/2000
Ona tak pięknie pluje... Na jednej z planet skonstruowano skoczka - urządzenie umożliwiające pokonanie dowolnej odległości w jednej chwili...Marek Pawelec, nr 2/2000
Najdalsza droga donikąd Przyznam się od razu: lubię chore książki, czyli takie, które wkręcają się człowiekowi w mózg jak pasożyt i siedzą tam długo...Jolanta Pers, nr 2/2000
|
W poprzednich numerach: | OSTATECZNY KRACH SYSTEMU KORPORACJI? "Ryk tornada" był pisany w czasach gdy jeszcze nikt nie słyszał o owieczce Dolly i jej skracających się telomerach...Michał M. Rokita, nr 1999/2000
Szpital kosmiczny Proteusz był demonem egipskim, którego należało pochwycić w czasie snu i trzymać tak długo, aż wróci do własnej postaci. Wówczas przepowiadał przyszłość...Małgorzata Wilk, nr 1999/2000
"Straż! Straż!" Przekładanie tego typu twórczości wymaga nie tylko doskonałej znajomości obu języków, ale i poczucia humoru zbliżonego do autora, a jednocześnie zrozumiałego dla polskiego czytelnika.Wojciech Moszko, nr 1999/2000
CUBE rozpruwacz Przesłanie filmu jest jasne i oczywiste wyłożone w sposób klarowny...Dariusz Adamus, nr 1999/2000
Coś trzeba jednak wiedzieć Biorąc się do tłumaczenia, trzeba posiadać pewną, najlepiej rozległą wiedzę ogólną...Piotr W. Cholewa, nr 1999/2000
Trisha sama w lesie Po mało udanym "Worku kości" sięgałam po kolejną książkę Kinga z mieszaniną obaw i nadziei...Jolanta Pers, nr 1999/2000
Tak postępujcie Słowa z filmu Star Trek od dawna funkcjonują w języku amerykańskim, tak jak u nas cytaty z Kubusia Puchatka...Małgorzata Wilk, nr 1999/2000
Robert Girardi Duch Magdaleny Książka szumnie mieni się "Najlepszą powieścią roku 1997" według Washington Post...Małgorzata Wilk, nr 1999/2000
David Ambrose Przesąd Orson Scott Card napisał o tej książce, że jest to "najbardziej przerażająca historia, jaką zdarzyło mi się czytać w ostatnich latach"...Małgorzata Wilk, nr 1999/2000
Glenn Cook "Zapada cień wszystkich nocy" Początek utworu był dosyć dziwny. Przypominał raczej niewydarzone próby amatorów, niż profesjonalnie napisaną powieść...Wojciech Moszko, nr 1999/2000
ŻYCIE, WSZECHŚWIAT I CAŁA RESZTA Myślałam sobie, co by tu znaleźć, co by kwalifikowało noblistę Grassa jako pisarza fantastycznego...Małgorzata Wilk, nr 11/99
John Morressy - Kedrigern na tropie wspomnień Jest to raczej literatura podobna do filmu Goście, goście, albo do twórczości grupy Monty Python...Małgorzata Wilk, nr 11/99
EGZEKUCJA NA EGZEKUTORZE Toksyczne! Pod żadnym pozorem nie należy się zbliżać do tej książki...Małgorzata Wilk, nr 11/99
|
|