|
|
Mógłbym zacząć kolorowo i opisowo w stylu: " Eddie Kazinski siedział skulony ze strachu, strachu tak przeraźliwego, że zwymiotował prostu na siedzącego przed nim dowódcę plutonu. Ten nawet nie zareagował, bowiem zafrasowany był to żarliwą modlitwą, tym lękliwym oglądaniem taktycznej mapy miejsca, gdzie jego kompania - "Charlie" - miała wylądować. A miejsce faktycznie nie napawało optymizmem. Najeżona niemieckimi umocnieniami plaża "omaha beach " 06.06.1944 roku miała się stać grobem setek amerykanów..." - i tak dalej, i tak dalej. Albo tak: "właśnie wpadła w moje spocone z niecierpliwości ręce, kolejna, już piąta część znakomitej serii "closów" - "Close Combat 5: Invasion Normandy. Ta genialna w swej prostocie gra, pozwala nam dowodzić małymi oddziałami piechoty, czy nawet pojedynczymi pojazdami: czołgami, transporterami opancerzonymi, itd. Piąta część wyssała wszystko co najlepsze z poprzednich!"
Dosyć!
| |
|
Nie ukrywam, że pierwotnie tak sobie zaplanowałem recenzję tej gry. Najpierw ładny wstęp, potem konkrety i wreszcie gorące zachęcanie do jej kupna. Bo przecież nie mogło być inaczej. Producent zapowiadał poprawienie wszystkich błędów z tragicznej wręcz części czwartej -"Close Combat 4: Batlle of the Bulge", nowy wspaniały edytor, piękne mapki i w ogóle zupełnie nową grę. Zresztą w niedawnych zapowiedziach CC5 szczegółowo opisywałem co miało nas czekać.
Stało się całkiem inaczej. Mój pierwszy niepokój wzbudziła recenzja na wiodącym (skąd ja znam to określenie?) polskim serwisie o grach. Jej autor pisał i pisał, i nic konkretnego nie napisał. Samo lanie wody, w końcu sobie uzmysłowiłem, że albo gościu w ogólne gry nie widział, albo napisał swoją recenzję na podstawie screenów. Wersja demonstracyjna gry także zawierała mnóstwo bugów, myślę sobie no cóż, chłopaki na pewno do czasu wersji finalnej je wszystkie wyeliminują. Jednak po skończeniu dwóch najdłuższych kampanii i stoczenia dziesiątek bitew po obu stronach konfliktu, mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że CC5 Normandia jest grą nadającą się co najwyżej do podtarcia tyłka (za przeproszeniem).
Zaczną od tego, że w ogóle nie poprawiono inteligencji jednostek. Od zawsze wiadomo, że komputer nie grzeszy intelektem, ale to co wyprawia tutaj woła o pomstę do nieba. O ile obrona jeszcze mu (powiedzmy) wychodzi, to znaczy stoi w jednym miejscu i w ogóle nie reaguje na zmieniającą się sytuację, to atak w jego wykonaniu jest żałosny. Prze do przodu w kierunku "Victory points" (VP) jak jakiś robot. Zresztą powiedźcie sam. Widzi przed sobą jakiś VP, który jest broniony krzyżowym ogniem przez moje 4 odziały i co wtedy robi nasz "geniusz"? Zamiast wycofać się i próbować atakować flankami, albo próbować obejść, to on ładuje się prosto w sam środek piekła. W efekcie, w parę minut, oddział komputera zostaje wybity do nogi. Żeby było śmieszniej po chwili w ten sam sposób giną jego kolejne jednostki. Sytuacja taka powtarza się nagminnie. Jedyny przejaw inteligencji jaki udało mi się zaobserwować, to rzucanie przez ostrzeliwany oddział, zasłon dymnych w kierunku przeciwnika.
Zresztą w tego typu grach jedyną sensowną rozgrywką jest gra z żywym przeciwnikiem. W CC5 przyznaje bez bicia, stoczyłem jedynie potyczki po kabelku z kumplem i nie powiem było przyjemnie do czasu kiedy doszło do takich paranoicznych sytuacji o których poniżej.
Jednostki dalej poruszają się w sposób chaotyczny. Nagle nie wiadomo, dlaczego moje własne czołgi albo inne pojazdy poruszały się w zupełnie inną stronę niż im wskazałem. Znajomemu zdarzyła się sytuacja, ze rozkazał przejść swojej jednostce po moście a oni sami wybrali sobie drogę przez rzeczkę ! Znów dochodzi do najgorszych koszmarów z części czwartej, kiedy to na mostach blokowały się albo wykonywały jakieś komiczne manewry nasze jednostki pancerne. Czasem prostu w kierunku przeciwnika co kończyło się dla nich tragicznie.
Jednak najgorszym okaleczeniem gry, były wzięte całkowicie z kosmosu statystyki pojazdów. Na przykład według autorów gry, lekki czołg Stuart ze swoim śmiesznym 37mm dziełkiem był w stanie zniszczyć skąd nikąd, doskonałe niemieckie średnie czołgi Pzkpw IVG wyposażone w armatę 75mm. Z początku nie chciałem wierzyć, kiedy otrzymałem w tej sprawie alarmujący mail od Bergera. Szybko jednak przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy to wrogi Stuart zniszczył moje dwa Pzpkw IVG. Od razu mówię, że nie była to jakaś bajerancka i doskonale przygotowana zasadzka, tylko czysty płaski teren, i nie bezpośrednia odległość tylko aż 260 metrów. A każdy kto choć raz zagrał w obojętnie jaką część CC wie, że jest to w tej grze spora odległość. Takich kwiatków jest więcej, jak przypadek, kiedy ocalały wrogi członek załogi czołgu w pojedynkę zniszczył moją 3osobową obsługę karabinu maszynowego. Nie wiem jakiś bohater Związku Radzieckiego, Rambo albo cholera wie kto.
Całkowicie skopany jest także edytor. Zdaje sobie sprawę, że sporo graczy w ogóle nie używa tego narzędzia i w przypadku CC5 sam odradzam jego używanie. Powstaje jednak pytanie jak można było spieprzyć bo ciężko to inaczej określić, tak wspaniały edytor jaki mieliśmy w bezsprzecznie najlepszej części trzeciej. A tamtejszy edytorek to prawdziwe cudo. W parę minut mogliśmy stworzyć każdą bitwę, na bieżąco mieliśmy podgląd terenu i używanych jednostek., których zresztą było do wyboru o niebo więcej. Czy możecie sobie wyobrazić, że w CC5 do wyboru po stronie Niemców mamy tylko 3 rodzaje czołgów i 2 rodzaje dział samobieżnych ? U aliantów jest niewiele lepiej tam tylko 3 typy czołgów i 2 dział samobieżnych. Dla mnie to są wręcz kpiny z gracza. Do tego podczas tworzenia własnych kampanii i bitew, nie mamy bezpośrednio podglądu terenu, lecz widzimy go tylko w ujęciu strategicznym. Praktycznie rzecz biorąc, pozostaje nam żmudne przeglądanie wszystkich mapek, potem zapisanie sobie co ciekawszych i dopiero ich wybór. Samo wybieranie jednostek to też istny horror. W CC5 najpierw, musimy "podglądać" poszczególne oddziały, wczytać się w mało czytelne napisy i dopiero je wybrać.
|
|
Oczywiście pamiętając o nędznym wyborze o którym pisałem. Pomijam fakt, że jednostki są tutaj ukazane po prostu nieczytelnie, jeżeli w CC3 na pierwszy rzut oka po obrazku poznawałem, ze mam do czynienia np. z SdKfz 234/2 "Puma" to w CC5 są to jakiś koszmarne rysuneczki, zrobione pod jakimś dziwnym kątem.
Rozumiem, że podczas operacji desantowych, alianci mieli do czynienia z niewielką ilością niemieckich czołgów- praktycznie jedynie wieczorem 6 czerwca doszło do zorganizowanego starcia z 21Dpanc, konkretnie 22 p.panc. Lecz przecież o mały włos mogło dojść do użycia potężnego IKPanc. SS, wyposażonego w nieużyte (!!!) w CC5 "panthery" czy "tygrysy". No ale skoro autorzy pozwoliliby na niszczenie ich przez jakieś lekkie czołgi Stuarty, albo samochody opancerzone Greyhound 37 mm to może i lepiej.
Śmieszny jest także sam pomysł aby gra się odbywała w trybie strategicznym. Nie wiem kto doradza autorom, i dlaczego zupełnie olali głosy licznych fanów tej serii, którzy już po beznadziejnej części IV, protestowali przeciw wprowadzeniu tych udziwnień. W CC5 w trybie strategicznym bawimy się w jakieś przemieszczanie, naszych jednostek po mapie, co pewnie ma - sam nie wiem, lepiej ukazywać nasze postępy w walce.? Sprowadza się to w praktyce do, przesunięcia żetonów reprezentujących nasze oddziały w kierunku pól zajętych przez przeciwnika. Zresztą wybór kierunków w które możemy je przesunąć też jest "imponujący" bo przeważnie będą możliwe jedna lub dwie drogi..
Wielkim błędem jest także odejście od innego znakomitego pomysłu, z części 3 w której przez całą kampanię mieliśmy do czynienia z jednym oddziałem, oczywiście uzupełnianym w wyniku poniesionych strat. Tam autentycznie mogliśmy się zżyć z naszymi ludźmi, ja wręcz znałem ich nazwiska na pamięć. I jak wyskoczył komunikat, że np. "Munchen is killed" od razu wiedziałem, że chodziło o gościa, który służył pode mną od samego początku i dostał 2 żelazne krzyże. A jak fajnie wyglądał oddział lub czołg, który pod koniec kampanii, miał na koncie dziesiątki zniszczonych wrogich czołgów i masę jednostek piechoty. Dodatkowo w samej, grze mieliśmy żołnierza lub pojazd, który reprezentował bezpośrednio nas osobiście. W CC5 autorzy zaserwowali nam wielki pasztet, cały czas przewija się nam mnóstwo oddziałów przed oczami. Nie sposób zapamiętać nawet naszych największych bohaterów. A my w samej grze, jesteśmy jakimś bezosobowym tworem, posyłającym na rzeź naszych ludzi. Zdecydowanie beznadziejny pomysł.
Naprawdę ciężko znaleźć dobre strony CC5, w odniesieniu do części trzeciej, jedyne co uległo poprawie to dużo ładniejsze efekty ostrzału moździerzy, czy wsparcia powietrznego. Bo kiedy nagle pojawił się wrogi myśliwiec i zniszczył mój najlepszy czołg to wyglądało to prześlicznie. Same mapki też w sumie nie są najgorsze, pełne żywopłotów, i pól. Są dosyć ładne i chyba dość realistycznie oddają rzeczywistość. Szczególnie fajny jest widok, zniszczonych szybowców- przewożących amerykańską 82 i 101 DPD.
Niestety są to jedyne pozytywy, jakie odnalazłem w części piątej. Już nawet nie będę czepiał się faktu, że wolałbym aby CC5 odbywało się na froncie dalekowschodnim. Być może autorzy usłyszą wołania graczy i CC6 w końcu przeniesie nas na krwawe plaże Iwo Iimy czy Okinawy. Oni jednak wybrali front zachodni i totalnie grę skopali.
Reasumując, odradzam CC5 każdemu, kto liczył na powiew świeżości, bo srodze się zawiedzie i miast niej otrzymał stare przechodzone i śmierdzące buciory, mające na celu tylko i wyłącznie wyciągnięcie pieniędzy. Choć co do ceny to warto podkreślić jeden z pozytywów a mianowicie fakt, ze gra będzie sprzedawana nie w bandyckiej cenie 200 zł, jak to ma w zwyczaju Microsoft, lecz za jedyne 99 złotych.
Jednak szkodą by było, aby ci którzy jeszcze nie zetknęli się z serią "closów" (a są jeszcze tacy?) po mojej wytykającej błędy, lecz zaręczam szczerej recenzji, zupełnie odwrócili się od tego typu gier. Bo sama idea gry, w której dowodzimy małymi oddziałami piechoty, gdzie żołnierze obdarzeni są własną psychiką, i którzy nie wykonają bezkrytycznie każdego polecenia, jest wręcz genialna. W związku z tym wszystkim nowym polecam naprawdę doskonałą i pod każdym względem lepszą od CC5 - "Close Combat 3: The Russian Front". Tym bardziej, że jej cena znacznie spadła. Sami zobaczycie co znaczy gra z doskonałym edytorem, ba gra do której powstały genialne mody, które przekształcają w zupełnie nową grę. Mody te są do ściągnięcia za zupełne friko z internetu. A starym i doświadczonym "closowcom" również polecam powrót do korzeni. No chyba, ze cierpicie na nadmiar gotówki i jesteście całkowicie nie wrażliwi na wymienione przeze mnie buraki wtedy kupujcie CC5, ale nie mówcie potem, że nie ostrzegałem.
OCENA: 5 / 10
Grafika: 8 | Dźwięk: 7 | Miodność: 3
Rodzaj gry:
strategia
|
|
Chyba tylko niska cena i powiedzmy ładne eksplozje;
|
 |
większość to minusy, więc musiałbym tu jeszcze raz napisać całą recenzję;
|
Wymagania:
P200, Win 95/98/2000, 32 Mb RAM, 4X CD ROM, 4 MB video card
Producent: Microsoft
Dystrybutor PL: Play-It
Internet: www.play-it.pl
|
|
|