|
Nie ukrywam, że kiedy pierwszy raz usłyszałem o filmie, nie miałem bladego pojęcia, że będzie to film akcji. Raczej dramat. Moje złudzenia zostały rozwiane już po pierwszej notce, którą przeczytałem i zdjęciu, jakie zobaczyłem w Cinemie. "Wariacja na temat 'Romea i Julii' opowiedziana z widowiskowością Matrixa" to zdanie plus informacja, że w głównej roli wystąpi Jet Li, spowodowały szybsze bicie mojego serca. Aktor, którego umiejętności zrobiły na mnie ogromne wrażenie w 'Zabójczej Broni 4', wpisał się na stałe na moją prywatną listę aktorów (obok Stevena Seagala, Bruce'a Lee), którym nie tylko nie obce są sztuki walki, ale wykazują się niezwykłą finezją podczas ekranowych mordobić (to bezkompromisowe podejście Seagala do przeciwników).

Przeszukując informacje na temat filmu, znalazłem zwiastun, który pokazywał m.in. scenę walki, gdzie niczym zawieszeni w powietrzu jak kolibry, starli się dwaj mężczyźni. W tym momencie pomyślałem, że film zdystansuje Matrix na tym podłożu. Każdy więc rozumie, że oczekiwałem ogromnie niecierpliwie momentu, kiedy wreszcie przyjdzie zobaczyć mi cały film.
Wreszcie stało się. Nadszedł moment, na który tak długo czekałem. W czołówce, jak i później całemu filmowi towarzyszy muzyka hip-hopowa, niestety nie jestem guru muzycznym, więc nie bardzo będę mógł sypać tytułami piosenek, w każdym razie muzyka buduje nastrój, tu klimat jest hip-hop, pełno wyluzowanych kolesi mówiących charakterystycznym slangiem.
Na początku, zanim ktoś obejrzy 'Romeo musi umrzeć', zaintryguje go zapewne tytuł. Częściowo wyjaśniłem to w nagłówku, ale przyszedł czas, aby poświęcić tej kwestii trochę więcej miejsca. Zacznę od przybliżenia fabuły.
Oakland zdominowane jest przez dwie wielkie rodziny mafijne. Jedna afroamerykańska, druga to triada. Choć nie przepadają za sobą, prowadzą wspólnie interesy. Pewnego dnia wszystko zaczyna się sypać, syn bossa Chińczyków zostaje zabity i powieszony na słupie. Śmierć chłopaka musi zostać pomszczona. W międzyczasie starszy brat zamordowanego był w więzieniu, tam dowiedział się o wszystkim i wściekły postanowił odnaleźć zabójcę brata. Obiecał kiedyś matce, że zawsze będzie go chronić. Po brawurowej ucieczce odlatuje do Stanów. Han (Jet Li) swe pierwsze kroki kieruje do mieszkania brata. Tam udaje mu się ustalić, gdzie ostatnio dzwonił Chu.
Przypadkowo - bardziej lub mniej - poznaje piękną dziewczynę Trish (Aaliyah), która okazuje się być córką bossa czarnych. I tu zaczyna się wątek 'Romea i Julii' oraz zakazanego owocu. Choć całość zawężona została tu do głównej idei, to i tak fakt, że zawiązuje się uczucie między tym dwojgiem, ma swoje odzwierciedlenie właśnie w sztuce Szekspira; wiecie - Werona, dwie zwaśnione rodziny. To nie podoba się, szczególnie gorylom ojca dziewczyny. Wkrótce ma miejsce kolejna tragedia, która łączy ich i razem próbują rozwiązać zagadkę, która wcale nie jest tak prosta, jak się wydaje.
|
|
Całość przeplatana jest pełnymi akrobatyki walkami. Niektóre wyglądają niesamowicie, są pełne kunsztu, gracji, wspomnianej finezji, widać jak Han bawi się z przeciwnikami. Całkowicie kontroluje sytuację, robiąc z walczących idiotów. Są też akcje, które zapierają dech w piersiach, choć są fizycznie nie możliwe do wykonania, ale przecież za to kochamy kino, że możemy obejrzeć coś, czego nie widzi się codziennie i być nigdy nie zobaczy. Zawsze w kółko powtarzam, że Jet Li ma takie umiejętności, których w życiu nie nauczy się Keanu Reaves. Twórcy efektów, chcieli wprowadzić coś, co wciskałoby w fotel równie mocno jak, np. scena zawiśnięcia w powietrzu Trinity lub kiedy Neo unikał strzałów agenta, nie stawiali na stopklatkę, wpadli na inny pomysł, ciekawy, jednak moim zdaniem nie na tyle, aby był uważany za lepszy niż ten z Matrix. Zamiast wspomnianych spowolnień, zrobiono jakby x-ray. Aby spotęgować siłę lub efekt ciosu, obraz zmieniał się na jakby właśnie rentgenowski, który pokazywał dany obszar ciała i to, co się z nim dzieje, np. łamane kości, przebite serce. Nie wiem, mnie osobiście nie zachwycił ten pomysł, ale też nie widzę żadnych przeciw, ogólnie to nie przeszkadza. Reszta efektów specjalnych sprowadzała się do pozbawiania realizmu scen walki. Niekiedy walczący potrafił zawisnąć w powietrzu, oś przebiegająca wzdłuż jego ciała utrzymywała się w takiej samej pozycji, a walczący obracał się wokół niej, wywijając przy tym niezłego młynka nogami. Wizualnie robi to ogromne wrażenie, choć wydaje mi się, że jednak przesadzono z ilością sznurków, mimo to ostatnia scena wbija w fotel.
Jet Li stworzył kreację, której po prostu nie da się nie lubić. Zrozumie to każdy, kto obejrzy 'Romeo...'. Kto pamięta jeszcze 'Zabójczą broń 4', gdzie grał zdecydowanie czarny charakter? Różnica charakteru tych dwóch postaci jest jak niebo, a ziemia. To niesamowite, jak wszechstronnym aktorem jest Li. Oczywiście nie gra sam, partneruje mu niezwykle piękna Aaliyah, która urodą mogłaby obdarzyć z kilkanaście aktorek, uważanych za piękności. Na podłożu aktorskim wypada całkiem nieźle, a z takim ciałem, ehem... talentem daleko zajdzie. W ogóle aktorzy w 'Romeo musi umrzeć' to w dużej mierze gwiazdy sceny hip-hopu amerykańskiego, np. taki DMX.
Andrzej Bartkowiak debiutuje tu jako reżyser i choć nie jest to dzieło wybitne, to muszę przyznać, że film mu się udał. To bardzo miłe, że taki film, który zdobył sławę, robiony był przez Polaka. Warto właśnie dlatego wybrać się do kina. Mogę się założyć, że wielbicielom Matrixa wcale nie muszę rekomendować, to samo fanom filmów rodem z Hong Kongu. Choć na siłę można by się w 'Romeo...' doszukiwać jakichś prawd życiowych, to tak naprawdę chodzi tylko o jedno - miłe i pełne wrażeń spędzenie czasu.
"Romeo musi umrzeć" (Romeo Must Die) Akcja/Romans, USA 2000
Ocena: 3.5/5
Reżyseria: Andrzej Bartkowiak
Scenariusz: Eric Bernt, John Jarrell
Obsada: Jet Li, Aaliyah, DMX, Isaiah Washington, Russell Wong, Edoardo Ballerini, Delroy Lindo, D.B. Woodside, Anthony Anderson, Tong Lung, Jon Kit Lee, Byron Lawson
Oficjalna strona: http://www.romeomustdie.net/
Oficjalna polska strona: http://romeo-musi-umrzec.interia.pl/
|
|