Nieważna płeć, ważne uczucie, powtarza moja koleżanka kochająca inaczej przy każdej naszej rozmowie o poezji. Coś w tym jest. Przeglądając radosną twórczość młodego pokolenia od razu narzucają mi się dwa skojarzenia. Po pierwsze uczucia w wyżej wymienionych arcydziełach jest rzeczywiście sporo i jest ono (to uczucie znaczy się) bardzo widoczne, po drugie, wydaje się, że zdecydowana większość twórców odczuwa mniej więcej to samo i jest to, niestety, widoczne. Samo odczuwanie nie byłoby może takie złe, bo w końcu jesteśmy takimi samymi ludźmi (chi, chi), żyjemy w tych samych realiach, dotykają nas podobne problemy. Niby prawda, ale zastanawiające jest podobieństwo formy i środków wyrazu, dzięki którym szanowni autorzy komunikują o swoich burzach wewnętrznych cudowny świat i równie cudownego czytelnika.
Zrobiłem mały eksperyment i przekartkowałem pisemko mające w winecie słówka "art & literatura". Wyniki tej małej statystyki mówią same za siebie, poezja scenowa (choć to zjawisko jest szersze) obfituje w wulgaryzmy, słownictwo koncentruje się wokół dwóch głównych tematów takich jak "ciało" i "miasto", forma tekstów to w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach wiersz biały, można rzec nawet, że biały jest do nieprzyzwoitości wprost. Dobrze to czy źle? Z jednej strony dziwić się nie ma czemu, bo wiersz czy opowiadanie odzwierciedla nastroje, opisuje zastaną rzeczywistość, dotyka spraw najważniejszych w chwili danej. W czasie wojny pisze się o jej okropnościach, podczas górskich wędrówek opisuje się magiczne zachody słońca, a gdy koledzy z gangu przypadkowo rozwalą nauczyciela rodzimego języka jakim włada poeta to i dziwić się nie ma czemu, że pióro giętkie wyrazić pragnie refleksje jakie ogarnęły umysł świadka naocznego. Także do monotonności tematu nie można się przyczepić, ale do monotonności formy to i owszem. Panowie (i Panie też) Poeci, ja błagam Was o WARSZTAT, o pracę, o szlifowanie, o dopieszczanie. Informuję o obecności synonimów i o RYTMIE, dlaczego współczesnych wierszy nie da się recytować się pytam ja kogo?
Cóż odkrywczego jest w wulgaryzmach? Przecież wszystko już było, a twórca dwustronicowego opowiadania, który w krótkim dość przecież tekście zamieścił blisko trzydzieści słów w rodzaju "kurwa", "pierdolona" w najróżniejszych konfiguracjach, odmienione przez wszystkie możliwe liczby, stopnie i przypadki, jest z pewnością bardzo zadowolony z faktu wniesienia do literackiego warsztatu czegoś nowego. Może i tak kiedyś było, gdy poezja zbuntowała się przeciwko sztywnym ramom (w których też można nieźle pohasać, ale...), ale czy dzisiaj jest to coś odkrywczego? Gdy czytam wiersz o skomplikowanej naturze łechtaczki, to zaiste ochotę mam wielką na... podręcznik anatomii, gdzie opisane jest to może mniej szczegółowo ;) ale za to dużo przyjemniejszym językiem.
Wnioski? Prawdopodobnie każdy wyciągnie sam, ale dla tych co boją się własnego zdania słów kilka pana Jana. Rolę poezji widzę jako pewnego rodzaju odskocznię od problemów świata doczesnego, od brutalności ulicy, telewizyjnej papki, "uprzejmości" współlokatorów tego najlepszego ze światów, to radość z formy, zagadki ukrytej pomiędzy wersami, to wspomnienie wędrówek, ludzi, krajobrazów, zapachów, uczuć własnych i cudzych, to...

Janek Kożuchowski
janek151@poczta.onet.pl

tradycyjnie już czekam na uwagi i zapraszam do dyskusji