|
To nic, że może chodzić tutaj przede wszystkim o jeden wiersz (Po drugiej
stronie barykady), który, nie bez powodu, umieściłem na końcu tomu. Mamut
wyczuwa to w całym tomiku (wyjątkową wrażliwość?), hmm, nieźle. Ale z tymi
"profanami na kolanach" to już nie wiem co począć, spytam tak: Czy taki
Mickiewicz nie stawiał poety niemalże obok Boga? A nawet w miejsce Boga,
choć mu się to nie opłaciło. To oczywista przesada, ale czy właściwie bycie
poetą to nie jest wyróżnienie? Jakaś misja? Zadanie?
Dalej Mamut przekonuje: "Gdyby poezją było tylko wszystko to, co mu
[poecie] w duszy śpiewa czy skrzeczy, nie byłoby miejsca w niej na
czytelnika, odbiorcę, adresata". No cóż, nie potrafię i nie mogę tutaj się bronić,
oceny "miejsca na odbiorcę" dokonuje sam odbiorca. Pewne jest, że jeśli wiersz
czyta ktoś o podobnych doświadczeniach i przemyśleniach do autora inny będzie
jego stosunek do tekstu od osoby o innym spojrzeniu na świat. Dla jednego jakaś
myśl może być novum, spróbuje się w niej odnaleźć, postawić w jej obliczu, dla
innego może być starą prawdą i wtedy tekst wyda mu się naiwny, wręcz płytki i
nie znajdzie z nim odpowiedniej płaszczyzny porozumienia. Ale nie zgadzam się, że
w Milknieniu brak komunikacji z czytelnikiem. Pojawiają się pewne propozycje,
sugestie, podszepty i pytania, które uważnemu czytelnikowi każą na chwilę
przerwać czytanie ipomy śleć: czy autor kpi, czy o drogę pyta?
A puszczony luzem Mamut zadaje kolejny krwawy cios: "W zbiorku tekstów
nagromadzenie autoprezentacji jest przytłaczające: ŤEgoyať i to
wszechobecne Ťjať. Męczy." Zarzut "nagromadzenia autoprezentacji" jest raczej
przesadzony, a nawet bezpodstawny. To znowu przytyk do wiersza Po drugiej
stronie barykady i o ile ten wiersz można podciągnąć pod "autoprezentację", to
innych o podobnym zabarwieniu nie pomnę. Chyba, że Mamut ma na myśli pisanie
w pierwszej osobie (liczby pojedynczej czy mnogiej). Ale to chyba oznaka jakiejś,
ogólnie pojętej szczerości. Piszę wzasadzie to co widzia łem, słyszałem, czuję i
myślę. Staram się być, na ile to możliwe, bezpośredni i piszę, gdy trzeba: "ja", "ty",
a gdy trzeba to "my", "wy", "oni". Czy można inaczej identyfikując się z tym
jednocześnie? Ale może ja faktycznie jestem niewyedukowany jak spekuluje
Mamut streszczając wiersz xxx [i znów każą nam iść...] w zdaniu: "kto nie z
nami ten przeciw nam" i stwierdzając "wyedukowany człowiek pamięta, ile
historycznego zamętu spowodowało wprowadzenie takiego porządku słów".
Co prawda już pierwszy wers "i znów każą nam iść" mówi, że to nie "my im", ale
"oni nam" i powyższe zdanie powinno raczej brzmieć: "kto przeciw nam ten nie z
nami", ale wymowa wiersza i tak jest nieco szersza, więc ufam, że uważny czytelnik
nie wyciągnie tak pobieżnych wniosków.
To wszystko jednak nic, bo ciekawie zaczyna się robić, gdy Mamut marzy o
posiadaniu kluczy do Parnasu. Dowiadujemy się, że rzesza, i tak zbyt liczna,
bezrobotnych jeszcze by wzrosła. Mamut, wywąchawszy niecenzuralne słówko,
grozi: "zamknęłabym furtki przed zjawiskami językowymi z wiersza Hint czy
Kosmologia". Stąd wniosek dla potomnych: pisząc miejcie się na baczności i
pewne rzeczy lepiej przemilczcie, bo możecie nie sięgnąć Parnasu (wyedukowany
człowiek wie, że to już przerabialiśmy i to całkiem niedawno ;-). A jeśli już poeta
(grafoman?) użyje tzw. wulgaryzmów Mamut skwituje ich użycie w ten sposób:
"są wyznacznikiem siły jego wieszczenia, najpełniej wyrażają jego stosunek
do świata. Razi mnie taka ekspresja. Takiej Ťpoezjiť wysłuchuję na każdej
ulicy, w większości filmów akcji, czyżby świat zaludniali sami poeci?
Wątpię.". Wydaje mi się, że widzę tu sprzeczność. Wszak, jeśli jakiś wyraz czy
fraza "najpełniej wyraża stosunek do świata", mamy pewność, że obcujemy
zprawdziw ą poezją. Jak to było? "Minimum słów - maximum treści", tak
Mamucie? Nie ma słów niepoetyckich, wiersze są jak budowle z klocków, z
których każdy można odpowiednio wkomponować, a niektóre mają tak
nietypowe kształty, że niemożliwe do zastąpienia, a konieczne, by budowla stała
niezachwianie. Niebezpiecznie robi się, gdy taki np. wieżowiec wybudujemy w
większości z surowych, zwichrowanych klocków. Nie tylko runie, ale może nawet
zranić beztroskich przechodniów. A sporadycznie i umiejętnie wetknięty
klocuszek, nawet niemożebnie bezkształtny, doda tylko smaczku do widoku
całości. Na szczęście Mamutowi kluczy do Parnasu nie dadzą, więc śpimy
spokojnie (tak Mamucie, "my" wierszokleci). Zresztą władzę w rękach jednostki
także już przerabialiśmy w historii i skutki tego wyedukowany człowiek także zna.
Póki co władzę ma klika (świadomie pejoratywne określenie) i nieskończenie
dużo wody upłynie, nim na tym polu zadziała prawdziwa, poprawnie rozumiana
demokracja. Trzeba niestety kombinować, by zabłysnąć tam i ówdzie (ale to
chyba inna opowieść).
Ciekawostka: Mamut nie czyta zbyt wnikliwie tekstów, wiersz pod tytułem
Kosmogonia nazywa Kosmologia. Być może różnica niewielka, acz znacząco
wpływa na sens wiersza. A może Mamut, zarzucając dalej autorowi słabość
warsztatu, sam odczuwa podobne niedostatki? E, chyba nie, toż to krytyk. On po
prostu za dużo czyta.
Tymczasem tropmy dalej kroki Mamuta, a skok teraz poczynił podstępny i
nienaturalny w swym gatunku, bo oto zaczyna słodzić: "Z prawdziwą
przyjemnością stwierdzam, że w zbiorku trafiają się również prawdziwe
perełki". Wreszcie - myśli zmęczony poeta należy mi się nieco od krytyka (i
nieważne czy krytyk to synonim życia lub odwrotnie, a może jeszcze inaczej). Ale
niedługo dane było poecie zacieszać się, bo Mamut spieszy ze sprostowaniem
chwilowej słabości pióra: "Szkoda, że są w większości tak przytłoczone
nadmiarem słów, że aż tracą blask swojej urody i świeżości". No cóż,
tomiku perełek nie wydał jeszcze nikt i chyba nieprędko taki się urodzi, dzięki
czemu mamy do czego dążyć (znowu to przeklęte "my").
Ale spójrzmy ukradkiem na zdziwionego poetę. Dziwi go, że Mamut uważa za
udany tekst Dni, godziny, minuty. On sam uważa, że to jeden z najsłabszych
tekstów w tomiku, ale może coś przeoczył. Się zweryfikuje. Oczywiście nie obyło
się bez tradycyjnego już prztyczka, żeby poeta nie zapomniał miejsca przy stole i
powyższy tekst poza całym "udaniem" ma jednakowoż wadę: długość, ale "po
dokonaniu pewnych skrótów zyskałby na jakości". "Jeszcze bardziej zyskałby"
- pcha się na usta poety, ale musi milczeć, z krytykiem nie ma żartów. Cięcia
przydałyby się także Iskrze Bożej wyrokuje Mamut: "Może mały eksperyment
z redukcją powtórzeń?". Poeta zlicza w pamięci drobne na zakup niezbędnych
nożyczek. A my w tzw. międzyczasie śledzimy poczynania Mamuta,
powracającego znienacka do xxx[i znów każą nam iść...], w którym tym razem
"widać świadomy zamysł twórczy". Okazuje się, że Mamut po zatoczeniu koła
odkrył nową drogę (nową percepcję?) i już nie przeszkadza mu nawet, że wiersz
ten to tylko banalne odkrycie "kto nie z nami ten przeciw nam" oraz
przywoływanie przez niewyedukowanego poetę "historycznego zamętu
spowodowanego wprowadzeniem takiego porządku słów", ale coś więcej. No,
oczywiście nie za wiele, bo w wierszu tym, postawionym obok nawet wg. Mamuta
lepszego wiersza Kamieniołom, "paralelizm składniowy wydaje się miejscami
dość przypadkowy". Niech będzie, że wyszło niechcący, poeta nie uczony w
szkołach tylko na ulicy, na analizie składniowej się nie rozumie.
Za to Mamut dobiega na koniec swej ścieżki i widząc kres wędrówki jakby
łagodnieje: "Na uwagę zasługują w zbiorku miejsca, w których ujawnia się
zmysł obserwacyjny autora, np. ŤPrzemyślenia oczekującegoť, kapitalny
cytat z reklamy. Wtym tek ście jest materiał na kilka bardzo dobrych wierszy,
osobnym mogłoby stać się ostatnich pięć wersów.". Aż żal wzbiera w poecie,
że tak zmarnował materiał. I choć wspomniany ostatnio wiersz też poeta zalicza
do słabszych, w ukrytym ego koncypuje, że być może z tych lepszych jego
zdaniem także dałoby się wykrzesać coś więcej (przydadzą się nożyczki).
Tymczasem na dobranoc poeta dowiaduje się, że na razie jest "upozowanym
poetą" i powinien popracować "nad pogłębieniem warsztatu", dlatego
pokornie spuściwszy wzrok zbiera wszystkie niechlujnie rozrzucone narzędzia
(pamiętamy, że skończył technikum, nie jakieś tam filologie), ociera stanowczym
ruchem zawilgłe oczy i zmierza posępnie ku warsztatowi, by co nieco podostrzyć,
podszlifować i wkrótce z lepszym skutkiem wyruszyć na łowy. Drżyjcie Mamuty,
nadchodzi Wasz kres!
Koda
Miło, że ktoś przeczytał mój tomik, miło, że napisał co myśli. Mam tylko dziwne
przeświadczenie, że Mamut raczej rzuciła okiem niż wczytała się głębiej. W
tomiku są teksty dużo ciekawsze niż wymienione w recenzji i nie jest to tylko moje
zdanie, szkoda że niczego się o nich nie dowiedziałem. Generalnie dziękuję i mam
do wylania na koniec jeszcze odrobinkę goryczy (może nie przepełnię czary):
dlaczego na stronie Szeptu obok recenzji mojego tomiku brak zdjęcia Mamuta,
skoro obok innych egzystuje bez szkody dla nikogo, a wręcz jest ozdobą?
egoistyczny do bólu Egoya nazywany w pewnych kręgach Jackiem Laskowskim
|