Legal_banner.jpg (8271 bytes)

16.gif (1634 bytes)

 

Przed Wami utwory zebrane z ostatniego numeru "papierowego" szeptu. Nazwisk sporo, lektura ciekawa, nic tylko czytać...

 

Lada dzień powinien się ukazaćjesienny numer, także o cierpliwość prosimy...

Sorki za pewną niespójność graficzną tego pliku, po dziesięciu konwertowaniach z najprzeróżniejszych formatów nie miałem siły dalej z nim walczyć, ale czytać się da. 

 

 

 

 

 Wojciech Zalewski

Eli, Eli lama sabachtani?

Niczym syna jednorodzonego Twego,
Boże, za czystość serca mnie wydano
na śmierć męczeńską... cierniem głowę mą
ukoronowano... krzyż mi nieść kazano...

Eli, Eli lama sabachtani?

Niczym syn jednorodzony Twój, Boże,
przebyłem drogę krzyżową płynącą
mej krwi strugami... I smagany biczami
dotarłem na Golgotę majaczącą...

Eli, Eli lama sabachtani?

Niczym syn jednorodzony Twój, Boże,
na trupiej czaszce zostałem odarty
z szat królewskich... I ukrzyżowano mnie
wśród łotrów, bym łoktuszną hańby był okryty...

Eli, Eli lama sabachtani?

Niczym syn jednorodzony Twój, Boże,
na krzyżu wiszę dziś znękany, krwią płaczący,
a żadnej łaski od Ciebie nie doznawszy
wołam ku Tobie głosem, co z żalu drżący:

Eli, Eli lama sabachtani?

Wojciech Zalewski

Zachód słońca nad Morzem Bałtyckim

Zachodzące słońce boskim swoim palcem tknęło
horyzontu linii, morza tafli, plaży miałkości

i wszystko stało się czerwienią namiętności,
którą me serce tego wieczoru zapłonęło.

Zachodzące słońce boskim swoim tchnieniem
/tchnęło,
a zapach romantyzmu zatańczył nad tonią
morza razem z przybrzeżnych sosen wonią
i czułości twe serce, kochana, zapragnęło.

Więc przytuliłaś się do mnie tak, jak chmur
/krocie
tuli się do ciepłego łona słonecznego,
a ja twe ciało pieściłem tak, jak tkliwego
morza fale pieszczą plażę - całą w złocie.

I zapłonęliśmy tak, jak ten horyzont dziwu,
tlący się co wieczór, a nigdy nie gasnący
i wygaśliśmy, kiedy księżyc w pełni lśniący
okrył nasze ciała ziębiącą falą przypływu...

Wojciech Zalewski

Niechaj ozwie się dzwon...

Niechaj ozwie się dzwon
sam z siebie dźwięczący,
niech funeralny ton
nawiedzi mnie pieśnią swą,
a śmierć niech rozłączy
me ciało i duszę mą,
aby ta błąkała się
i cierpiąc katusze
jękliwie śpiewała
lub, by w bezdeni
abysu truchlała,
bo wszystko milsze mi
niż to życie przeklęte,
w smętek...

Wojciech Zalewski

Tysięczny dzień samotności

dzieląc los anachorety biblijnego
- Mającego za druha tylko własny cień -
I wśród miałkości pustynnej świata tego
W solitudzie spędziwszy tysięczny dzień,
Do siebie samego czule przytulam się,
Gładzę swe lico szponem męki zorane
I patrząc na swoje odbicie źródlane
Szepczę tak namiętnie, chętnie: Kocham Cię...

Łucja Agnieszka Pławska

...
Poczekam

Słońce stanie się pierwszą
przysięgą
początkiem mej drogi

zabłyśnie na niebie
rozświetli umysł źle
przechowywany
zatęchły...

poczekam...
przecież kiedyś wszystkie
gwiazdy spadną jak deszcz
a ja w postaci
kogo- lub czegokolwiek
przywitam nowy dzień

poczekam...
choć wysłuchać mi
przyjdzie stu miliardów
wyrzeczeń
zaklęć
przekleństw
nim stanę się pierwszą
przysięgą
końcem mej drogi
jednością
- w czekaniu na czas, który
mnie nie minie /

Łucja Agnieszka Pławska

...
złapać w dłonie wiatr
magnetyczny wiatr
rozpinając nici
napinając mięśnie
zatopić się w suchym
lakonicznym śmiechu
rozdrobnić marzenia
wypełniając cień

złapać w dłonie wiatr
ten lubieżny czar
jego wszechmocy
wielkiej bezwiedniości
myśli pogrążając w pyle
marzeń kruchych
zamieniając oczy w deliryczne sny

zatopić ręce w wietrze
tym roztapiającym
zapomnień choć na chwilę
wstać
wyjść
odlecieć
roztrzaskać się o szybę

Łucja Agnieszka Pławska

...
lubię te poranki kiedy mgła jest gęsta
a ulice jeszcze śpią
pustką i brudem straszą chodniki
a pijący z trudem wyczuwają grunt...

lubię wówczas chodzić samotnie
rozdzierać powietrze gęste i leniwe
zatapiając się w głębokich tunelach
wydrążonych przez oddech...

lubię te poranki
- tylko wtedy wiem, że miasto
nie musi być złem...

 

Łucja Agnieszka Pławska

...
tworzą się obrazy poubierane w zielone
sukienki w rozpiętych płaszczach idą w stronę
słońca zapatrzone w świetlistych widm
neony...
tworzą się obrazy pełne oddalenia ogłuszone
nocą hukiem czarnych młotów rozgryzających
ciemnych błękitów skały...
tworzą się obrazy... nieskończonych wcieleń.

 

Łucja Agnieszka Pławska

...
A między nami tylko cisza zawiesza pajęczyny
lirycznie owija nam szyje by kokon swój
zamknąć na wietrze żeby wyschły
zmęczone minuty...

Agnieszka Anna Witek

Dziewiąta Am

Palce drzew
mnie sprowadziły
Palce drzew
krępują me ruchy
/już kiedyś zrobiły
mi krzywdę/
Niebo krwawi...
Pora mi ciało swe
oddać palcom drzew.

Agnieszka Anna Witek

Smutek

Na dnie spojrzenia
smutny błękitny
strumyk
widzę,
już kiedyś się w nim
utopiłam
dlatego każdemu
powtarzam
nic nie jest tym
czym się zdaje

Agnieszka Anna Witek

Anemon

Zimno mi
Póki Cię nie poznam

Ożyw mnie szeptem
co złamie mój lód blady

ja
rozkocham w sobie
twój zapach

Zapłacz na moim weselu.

Agnieszka Anna Witek

Senność

Parada pcheł
przeszła
przez lunapark
bladym świtem
- korzyści z mroku
że nic nie widać
chodzę więc
i jak jajka
z gwiazd
podkradam
sny
poczciwym owieczkom,
ludziom
nie mającym koszmarów,
jak pchły krwiopijczych
sama
nie mogę zasnąć...

Krzysztof Biliński

Ostatnia Pieśń Piekielnych Upiorów

Zawsze gdy noc jest samotna,
przeklęte dusze pukają do bram.
To chóry piekielnych upiorów -
teraz i na zawsze śpiewają pieśń.

Zawsze kiedy pragnę zapłakać,
samotny chór owija mą duszę.
To oni są przy mnie na wieki -
Każdy z nich pragnie mego serca.

Zawsze kiedy smutki mnie nawiedzą,
chór upiorów rozpacza wraz ze mną.
Wtuleni w cienie leśnej polany,
szeptamy opowieści o zmierzchu czasów.

Zawsze gdy noce są długie,
ponure wichry szeptają do mego serca.
Na niebie pośród błyskawic
tańczą niewidzialne upiory piekła...

... a kiedy ja zatańczę wraz z nimi -
nigdy mnie już nie spotkacie...

sierpień 1993

 

Krzysztof Biliński

Okręt Samotny

Z oddechu mgieł
sunął ku mnie bajeczny kształt -
w jego czarnych żaglach płakał wiatr.
I śpiewał pieśń
omszałych wierzb - nad grobem snów
przy czarnej studni czarnych łez
Ktoś wołał mnie...
poznałem głos - wieczny skowyt
tęsknoty, co tli się na dnie Sheol.
Zabrał me serce daleko stąd,
a oczy me i dusza
błądzą w wieczny mrok.

Trąciłem ster na morze chmur -
kadłub ocienił księżyca blask.
Usypiam w ciemności sennych fal...
Sam nie wiem, czy nadal jestem ja?

Otwieram bramy mej duszy otchłani...
Ster w moich dłoniach od krwi wilgotny.
Na wieczną podróż oboje skazani -
Ja i mój okręt - Okręt Samotny...

Krzysztof Biliński

...
zostanie się
ze wszystkim
jak się nie ma
upadając
opowiedziała
mi to ziemia
w dżdżysty wieczorek
tamtego poranka
gdy szedłem
i odszedłem

Krzysztof Biliński

...
Gdy ciernie owiną serce -
nadejdzie noc
i zwątpienie
zaszydzi ustami śmierci,
by grążyć w grobach
i śnić
o nicości
i patrzeć w nicość...
i umierać...

11.I.1998

Krzysztof Biliński

Porzucona Dusza

Rozrzucam brylanty łez
by rozsiać smutek.
Rozrzucam ogniste skry,
by nienawiść siać.
I rzucam ostatnią kroplę krwi
na czarny, marmurowy grób.
Dusze cierpiące - przyzywam Was!!!
Każda srebrnym światłem karmiona
dziś i jutro - na wieczność!
W zamku samotności
komnaty są bowiem zbyt daleko,
by starczyło czasu się spotkać...
Klepsydra wszechświata kruszy się,
a gwiezdny pył pokrywa kurhan.
Unoszę ostatni lament /psalm/
do nieistniejących snów...
Znów pora porzucić dogasające marzenia -
ruszyć w podróż bez końca -
by szukać i nie znaleźć -
iść naprzód i wciąż powracać.

Rzucam serce zaklęte w lapis-lazuli
ku hebanowym świątyniom.
Rzucam ostatnią miłość
W ciemnej sali - pustej nocną magią.
I rzucam na zawsze duszę...
leć duszo - leć! - samotna - zagubiona...

To nie ja rzucam -
to Śmierć znów miota kości
po szachownicy życia

31 sierpień 1997

Sebastian Komorowski

pirneu

pirneu ma klin
mówi o ptactwu
i niespokoju
kruk mu się
gnieździ
w karku
świerzb przechodzi jemu w pióra
nie krukowi - jemu
mówi o ptactwu
języki mu się kręcą
krócą
kruco
kręty
włos
ma
pirneu

Sebastian Komorowski

wdrażając łamanie dłoni

zecer mami
krwotok
przy fortepianie
kocią łapą po grdyce
zryte struny
zografem
byt
zasyt
postderma skręcona z jelit

Sebastian Komorowski

silny

całując w czoło ukraińską poetkę
rocznik siedemdziesiąty ósmy
całując ją w czoło

kapią
łzy denaturatu
i zapędy nacjonalistyczne
kapią
do miednicy

mandrola

dłuto i kreda
parują
parzą
broczą
wanilią piersi
apetycznie
zecera dłonie
eteryczne
bliżej
stawy mleczne
rude
eteryczne

Sebastian Komorowski

Starość

Pomiędzy szeptami
włosy wypadają z głowy
lot ich lekkości tego samego
stylu co palm zielonych rzucanych
przed Jezusem
całe to zielsko
wpycha się z pożądaniem
w koturny wielkości tej chwili
jak ciecz kocha naczynia
ironia
pomiędzy szeptaniem
ostatni raz ślepy gwałci kukłę Marzanny
jedyne wyjście - podróż na znaczku

Marcin Biernacki

palmetyda

odurzony mnogim zapachem ciał
zanurzam się
w niepohamowanych żądzach
szaleństwa głodnych spojrzeń
wypływam
bezkresem ludzkich pejzaży
z rozkoszną namiętnością
aby znów zatonąć
w niemym uścisku oszalałych uczuć

Marcin Biernacki

nepero

płaczesz
rozdając łzy przebaczenia
krople anielskiej tęsknoty
a zarazem kolejne rany
ukojone obłędnym wzrokiem

obdarta pożądaniem w eksplozji ust
i mglistych spojrzeń ekstazie
łzami rozczesujesz policzki
niedosytem słów pełne

płaczesz?
płaczę
bukietem róż spragnionych czułości
boskiej pieszczoty kropel rosy

Arthur Mieczkowski

...
Wciąż zapalam świece
Mych oczu
Lęk, strach
Wypuszczam
Przez okno nocy
Gdzie strumień
Wlewa w me rany
Wiary krew
Zapładniam wszechświat
Mą nadzieją
Kradnąc Bogu
ostatni gwóźdź
Szukam zbawienia.

01.09.98

 

Arthur Mieczkowski

...
Rzeczywistość
Teraźniejszość
W pustce zlękniony
Na światło i pył
Rozdarty
Słowa
Odbite w lustrze
W majakach schowany
Usta
Szept
Zgaszone
Ciepło w chłodzie
łzy
W obłędzie wydarte
Z twarzy
Krzyk i dotyk
Zapamiętane

99.10.11

Arthur Mieczkowski

...
Zimne naczynia
Pełne łez
Parują na podłodze
Pośród macek wspomnień
Reflektory świec
Rzucają cienie dnia
Na ściany obdarte
Z koloru uczuć
W próżni zawieszona
Magia słów
Wydarta z Twych ust
Tak głośno ktoś puka
W me okno

08.12.98

 

Arthur Mieczkowski

Opowieści o snach nie muszą być absurdem -
absurdem jest nie śnić opowieści.

Widziałem Cię skrytą w cieple baśniowej przyrody,
kolory były zapachem wdzierającym się do mego
wnętrza. Przyciśnięta do ziemi, przykładałaś oczy do
swych oczu: "by widzieć zwierzęta". Przyciśnięta do
ziemi, przykładałaś uszy do swych uszu: "by słyszeć
zwierzęta". Przyciśnięta do ziemi, przykładałaś usta
do swych ust: "by rozmawiać ze zwierzętami"...
Przyszedł ten, który Cię podniósł - tego nie dośniłem.

Arthur Mieczkowski

"Znak"

Toptak
Który przelatuje
Co dzień nad mym domem
Spala wrażliwość
Wnosi stosy zapomnienia
Jego nieodczuwalna droga
Gubi mnie w odmęcie
Gasi pragnienie wędrowca
Rozkłada się na podłodze
Pośród nieuchronności losu
W nocy
Jego głos zapala światło
Bym mówił o życiu

98.07.29

 

Arthur Mieckowski

...
Niech będę twą twierdzą
Nie do zdobycia
Przez uczucia
Niech ramiona będą murem
Nie do sforsowania
Przez ciepłe spojrzenia
A łzy twe niech będą
Moją fosą
Gdzie utopię wrogów
Nie ukrywaj się
Pod zbroją obojętności
Jestem twą twierdzą
Nie do zdobycia

Arthur Mieczkowski

Erotyk dla śmierci

Wierzę, że przyjdziesz
Obudzić mnie
Chłodnymi ustami
Wierzę, że zaśniesz
Wraz z moimi marzeniami
Boję się wiary
I oczu Tych
Na chwilę przed
Zaproszę Cię do tańca...

marzec 98

Arthur Mieczkowski

...
Jesteś mym strachem
Samotnością we krwi
Kroplą czarnego deszczu
Na dnie chaosu
Poruszasz wiatr
Ocierając me oczy z łęz
Wlewasz rozkosz pamięci
Wmój ogień
Tlący się na dnie wspomnień
A ofiarą Twe grzechy
Oddaniem echo trzech kroków

10-07-99

Arthur Mieczkowski

Ciało

Przestałem oddychać powietrzem
Zaintrygował mnie bezruch
Zatrzymane cienie na twoim ciele

Wplątałem się w Twoje włosy
Nie szukam pośród nich uczuć
Jedynie zapachu materialności

Wychodzę z zamkniętymi powiekami
Z gąszczu twego oddechu
BY rozpalić pragnienia
Na całym ciele mój i twój

Kiedy tak powstrzymywany
W odrobinie wszczepionego bólu
Zaglądam w ciało rozkoszy
Mówisz, że się zapominasz

Powracam w niewolę twych oczu
W ciało wlewające łzy
Słone od pożądania
Zapadam się w twym drżeniu

A cisza nad ranem
Zbudzi zastygłe dłonie
By przemówiły ogniem

25.01.1999

Bolesław Bryński

List do Przyjaciół

nie wierzcie,
że jesteście tylko
morską pianą
ani lotem
jesiennego liścia

Wy swoim trwaniem
przecinacie strefy
kilku czasów

Bolesław Bryński

dla Danusi

zasuszone róże

czerwone róże usychając
brunatnieją białe szarzeją
żółte ciemnieją

są jak piąstki niemowląt
zaciśnięte

ich aksamitne płatki chrzęszczą

one nie umierają
wierzę że zamykają
w sobie
cząstkę życia

blask istnienia

drobinkę szcęścia
czyjeś łzy

tchnienie wiecznośći

skurczone
pomarszczone
jak staruszki twarz
płatki róż
zesztywniałe
kruche

trwają
wciąż
nieskończenie
na granicy
śmierci

Bolesław Bryński

...
urzeczywistniasz się
w ziarnku gorczycy
erupcji wulkanu
cierpieniu artysty
krzyku rozkoszy kobiety

Ty
nieprzenikniony

sobota, 15 listopada 1997

Krzysztof Beśka

Wtrącenie

...kolejny ciepły dzień
zapach europejskiego tytoniu
kwitnącego jaśminu a może akacji
ptaki nieokreślonych barw
wesoło kąpiące się w kałużach
słodko - cierpki smak wina
głośny śpiew jakichś dziewcząt
owady leniwie zataczające
koła o niewiadomych wymiarach
na stole zwinięta w rulon
poranna gazeta

słoneczny dzień
któryś z rzędu
daleko do południa
pary brudnych policzków
dziewietnastoletniej Jeleny Milić
1075 i pół kilometra stąd
przeciętych trzema mililitrami łez
jeszce dalej...

 

Krzysio Beśka

Erotyk w godzinach pracy
Jak zapięty w gładkie wełny
Enrica Coveri dzień krótki
odcień marnego
panno urzędowa
z białymi skrzydłami
z papieru
kto pozwolił wspiąć się
aż tak wysoko
lecz już wyżej
po stopniach wbiegamy
nad kontynentów posiwiałe dachy
skąd spojrzeć - w mgły koszulce
cienkiej doliny i nabrzmiałe
wzgórza jarzębiny kiść
tam wąska lśniąca strużka
we włosach potarganych
wiatr
w niej się zanurzyć
głęboko wypełnić po brzegi
ciebie
dzwonów jasny ton
Trzecia
dzisiaj i tak nic już pan nie załatwi

Krzysio Beśka

Szkic do autoportretu z fajką

Profil bardziej w lewo - wyżej głowa
niech nie pomyślą... Uśmiech - ironicznie
półsłodko - o - tak! Więcej światła
żadnej nienawiści ani obłędu w oczach
patrzeć uważnie - może lekko przymrużyć oko
Nie ściągać brwi... nie czas na filozofię
gdy młoda brzózka w tle ławka park i rzeka
a na grzbiecie podarty biały pokoszulek
z solidarycą krwawych plam na piersiach
po czereśniach... Założyć nogę na nogę
prawa wystukuje pils hitu miasta
na lewej przed chwilą usiadł kolorowy motyl
Dłoń położyć na kolanie - tę nie trzymaną
złotym ogniwem łańcucha co gotowa w pięść
się zwinąć i uderzyć w stół - niech leży
dziś wolna od wieszcych gestów od prób
zmierzenia się z wiekiem dwudziestym...
Między palcami świeże źdźbło trawy

gorący popiół rozsypcie pod stopami...

 

Krzysio Beśka

Autoportret z kobietą
Zwijał się
jak w ukropie
gdy przedwczesna radość lata
u jej stóp w mały kłębek
najwierniejszy pies
z bólu zapomniany kolejny rok

zawinęla kosmyk włosów
na lewym uchu
uwijał się
sprawnie miedzy przeszkodami
na krętej drodze omijając kamienie
z pędzlem dłutem piórem by jej postać
piękniej wpisać w wieczność zieleń
ze spóźnionym... a którym jest
sprzątaniem resztek siebie zła

zawinęła kosmyk włosów
na prawym uchu
Wieczór ja
moja słodka ty jedyna
zwijam w kułak dłoń z wierszem
a sprzed twoich okien niebieskich
ten w kwiatach cały majdan uczuć pierdolony!

Agata Witek

KSIĄŻĘ /I ESTHER II/

Światłość nocy
wykąpana i świeżą.
w postrzępionym cieniu pająka
co przycupnął na ścianie
łazienki

Światłość Anielich
oczu i głosu

Obie bliskie mi
i dalekie
mi

Dobranoc Aniele Stróżu
nie mój.

Agata Witek

KSIĄŻĘ I ESTHER

W bladości obleczone
niezwykłe lustra
oddechem nie skażone
piękniejszym nie poświęcone oczom.
Błękitne rzeki w nich płyną
Tragicznie strzaskane

lotem
niby ptak
z wyżyn umysłów
ku końcowi przywiedzione
zakutymi w złoto dłońmi
z ochotą.

Agata Witek

...
Jestem tu
a jakby mnie nigdy
nie było
i nigdzie.
Stoję
gdzie stałem przedtem.
Czuję, że nigdy nie czułąm...
W nieczułości czas przeszły
posklejałam w jeden film
i stoję tu na darmo
z pustymi dłońmi.
Choć nic się nie zmieniło
nie odczuwam tego czego się
nie da naprawić
przemijam nie czując.

a cuda za mymi plecami
kwitną.

Agata Witek

dla Marcina

Co rano zapinasz guziki
lub zasuwasz zamki

a mi zimno w przeciągach

jesz śniadanie
obcinasz paznokcie

pogodzę się z tym, że nie jesteę Bogiem

chorujesz,
czasem brak Ci ogłady

Anioł z nazwy
zgodzę się, lecz

bodajbym spłynęła choć kroplą
deszczu po twej twarzy

Adam Nyckowski

Tomasz

Podejdź tomaszu
Rzekł pan...
W kapeluszu

tomasz przyszedł
Przywitał się
I uciekł
Nie wierząc
Że spotkał boga

Adam Nyckowski

Chrystus

Ułaskawiony
Chrystus
Płacze
Niespełniona krew
Majestatycznie
Płynie po jego
Policzkach
Kontemplując
Cierpienie
Twarzy

Ułaskawiony
Chrystus
Płacze
On wie najlepiej
Na litość
Boską
Nie ma co liczyć

Adam Nyckowski

Feniks

Chciał stać się panem
Własnego zmartwychwstania

Oblał się benzyną
I podpalił
Ogień nadawał mu formę
Tak jak naczynie
Kształtuje ciecz

Gorejący krzew
Ognisty krzyż

Jutro znów obudzi się
Z popiołów
Z nową butelką benzyny

Adam Nyckowski

Na skraju spalonego lasu

Siedziała samotna jak
Topniejąca kula
Ciszy
Oczy nabrzmiałe
Od łez i
Twarz dobrze spreparowanej
Ikony

Być może jedyna
Na pewno
Pierwsza całowała
Rany konających
Brzóz
Być może ostatnia
Na pewno
Jedyna zmówiła
Paciorek nad grobem
Sarny i zająca

Czteroletnia Ania K.
Od urodzenia
Nieuleczalnie chora
Na raka

Agnieszka Czanińska

...
mój spokój zburzył krzyk
moich przyjaciół.
cichy szept przerywał czyjś
śmiech.
a to lustrzane odbicie
dawno już nie ciszy

Agnieszka Czanińska

...
pokuszenie

spowiadam się tobie,
kimkolwiek jesteś.
spowiadam z grzechów,
jakiekolwiek one są.
staję się lekka i
obrzydliwie czysta.
przeraźliwie krzyczę w
pogoni za tym, co
niedoskonałe,
by znów stanąć przed tobą,
kimkolwiek jesteś.

...
usypiam lekka.
moja głowa, twoje kolana.
gładzisz włosy, słowa i
szept.
Dłonie.
ciepło świec, podmuch
wiatru
kolorem twoich oczu.
pachnie strachem.
szczęk trzaskanych drzwi
deszczem pada.
nasze obietnice.
kończymy się inni i
zaczynamy inaczej.
budzę się lekka, a
jakoś mi ciężko.

Jacek Laskowski

Kamieniołom

Kamieniom sprawił będę imiona
Temu dam Mikołaj, Temu Orfeusz
a Tamtemu większemu Norbert na przykład.
Tym dam Izydor, Kamil i Aleksander.
Wszystkim dam po jednym różnym imieniu.
I po imieniu Je wszystkie zawołam
i poprowadzę
i cisnę
na głowy tych
którzy
po nich deptają
bez słowa przeprosin.

Jacek Laskowski

I rzekł

W podniebnych harców moich biegi
W pomiędzy dłoni Jego cienie
me zapomnienie

Czy mam już mówić trwać do słońca
co przepełnionym światła brzegi
pucharu sięga?

Tak, to milczenie setką ogni
eksplodujących nocnym echem
ładuję werset

I On zaniesie po horyzont
płaczem się wielkim świat zatrzęsie
raz siedem, siedem.

Magdalena Przywoźna

...
Krzyczysz po otchłań
O śmierć prosisz
A ludzkie twarze
Wykrzywione
Ukryte
Pod stygmatem mima
Zagłębiają się
W sobie.

...
Stałością ciała
Rozcinasz tartaki
Nagością rzęs
Hańbisz gładkość ciszy
A wśród spojrzeń
Umierają karmiące się
Sobą słowa.

16.XII.99

...
Deptani wyborami przez
Umieranie duszy
Bez bliskości ciała
Skrywamy pragnienia
Niczym motyle
Kusimy barwami.

...
Odebrani
Od głębi
Tkani przez słowa
Umyślnie jak ślepcy
Zapominamy, że żyjemy.

31.X.1999

...
Okrywasz mnie
Samotnością swej dłoni
A cienie jej warkoczy
Zamierają w Twych łzach
Tak dalekich
Kaleczonych wstydem
Obcych ust.

28.XI.99

...
Kojącym jest
Odejście bez twarzy
Po odbiciu
Grabienie myśli
Na kolejne nagrobki
Zdeformowanych dusz.

...
Czas niewinności
Jej warg
Po przebijanie
Za ostrzem dłoni
Wydał na pokuszenie
Czerwień kolejnej
Z Róż.

...
I odejdziesz
Bezpamięci
Spośród kryształów
Wydobyty
Na zatracenie
Bezistnienia.

16.XII.99

...
Nie pragnę
Już ciepła
Smutnych dłoni
Nie odmienię ich
Przez cień
Wiatr zagrał
W liściach żałości
Zaprzedanych posągom
Jej warg.

15.XII.99

...
I lustra
Kochały swoje odbicia
Póki skamieniały popiół
Nie rozbił ich tafli
Obcym oddechem
W Twej dłoni

25.07.99

...
A z dymu
Gniewne pieśni
Wspinają się
Stopniami
Bez gestu drżenia

16.12.99

...
po wtórym
rozmilczeniu Ciebie
ptaków skrzydła
ciemne
kreślą kraty murowane
na cichym posągu
Twych dłoni

...
Zburzony krąg

- inne spojrzenie, inny głos
Gestów brak
Bez dotyku
Giną barwy
Zatarł się ostatni
Kamień z krwi
Nicość buduje pustkę
- namaszczenie odejściem.

..
Katowanie duszy
Pustką
Zmieniającą
Objawienie drzew
W gruz
Popiołów barw
Przez
Karmiące się bólem
Oczy

14.12.99

...
I zapragnę
Pójść w tę
Bez tej tej drogi
Cienia
A łagodny strach
Zabrzmi
Szelestem Jej imienia.

16.12.99

..
Nie depcząc
A tuląc chłó
ulic
Odchodzisz w siebie
By zbierać
Okruchy ich twarzy

...
Dom po geście
Nie powstanie
pokryją go skrzydła
Przez blady świt
Upominający się o swą
Pokutę - rozrywanie ciała
Bólem.

Jacek Uglik

"Łóżko Dostojewskiego"

Nie sypia się
się nie śni

późno już
zgaś wszystkie światła
słyszysz

wszystkie

ułóż wygodnie siebie
w krześle
zasłoń oczy
słuchaj

opowieści
o tym że świat ten będzie
zbawiony przez
piękno
poza tym łóżkiem

"A
przepraszam
jeśli można słówko
/pytam z czystej
ciekawości/
czy można
pić na zdrowie słońca?"

Jacek Uglik

Kulturalne miasto Europy 2000
w roku 1999, lato"

Odnoga rynku, Floriańska

w taki czas
z rynku wyrasta mrowie głów
czerwone
suknie suknie
żółte przechodzą łagodnie w inny

na Floriańskiej
pod krzyżem wbitym w mur
stara baba klęczy
stoi garbus kloszard
z prawej w szybie sklepu
idzie chuda jego ręka

odszedł
poszedł przez chleb  gołębie i
miasto
przez dzień
ale nie ma już
nie ma
jest ciemno
południe

Jacek Uglik

podają żółte wyrazy

Jeszua Ha - Noori z miasta Gamala
lat 27, syn Syryjczyka

wędrujący z miasta do miasta
spośród wszystkich swoich uczniów co
jak psy
umiłował najmocniej M. Magdalenę
często całował ją w usta
i nie tylko

na żółtych zdjęciach

na krzyżu kochał
kobietę
ona do
ust
jak ktoś komu nic co ludzkie

grzech zratował
jego mnie
i tę dziwkę

powiedziano mu:
"Matka twoja i twoi bracia
stoją na dworze i chcą mówić
z tobą"
odrzekł:
"Któż jest moją matką
i którzy są moimi braćmi"
I odesłął ich
w czasie tym M. Magdalena
leżałą naga u jego stóp
pana

Jacek Uglik

...
o czym możemy
kiedy wkłądam w ciebie palce
i czy w ogóle
a przy tym nie zapomnieć
to znaczy ułożyć
sobie
dobrze w głowie

jeżeli mówię ona
nie mówię o nas
słowa
nie mówię ty

patrzyłem na
biel twarzy
myśląc że anioł
też patrzy
a to śliska sperma
a to życie

przecież wiesz
dawniej często powtarzałem
że nigdy nie dotknę

Magda Anyszewska

...
Nabrzuszona powietrzność
nagłym porywem
obarczała noc
bezsenną.

Zwierszyłam przedśnień
jasności,
choć nękały mnie
jej widma zmroczone
i wzrok niespokojny
zahaczał się w wodach.

Wydobyłam migoczących
świateł pachnidła.
Twych czywań ustronie
nad źródłem
wciąż żywym,
gdzie ukoiły mnie
poziomkowe wiersze,
gdzie krzepkość wonna
rumianej łąki
mienie się ceramicznie.

Mizerna w podzięce
przez przyjęcie pierwsze
i kolejne
w początku
zrudziałej poświaty
nakazałąm wstaćwzrastać
kwiatom w darń
Twego kraju
i unosić powabnie
szyję w herbacianym
rozkwicie.

Nad trenem
księzycowej sukni
srebrników
wpatrzone w dal
najbliższą
łączyły się
bratersko - siostrzane
konstelacje
I sen
nie nadchodził
choć czerpałam garściami.
I sen
nie odszedł

10.02.2000

Magda Anyszewska

...
przepłyń przeze mnie
w soku owocnym
A wyrzucę na brzeg
światło i zapach
pełnego falowania
Wejrzyj w wilgotne kratery wnętrza
A pochłonę Cię
Zanurzę w głębinie
-doszczętnie.

Magda Anyszewska

...
odbierz mi głód
serca i ciała
zapisz mnie sobą.
Wypełnij dojrzałe
i
mocno>
Pomóż
wydać siebie samą
na świat.

Magda Anyszewska

Kielich

Kielich aż po brzegi
napełniony był
ciszą.
Teraz cisza poruszona jest
lekkim rozchyleniem
nagich ust.
Tak chciwie...
spoczęły na krawędzi ciała
wydając ostry szept.

Magda Anyszewska

...   dla O. R. S.

Maestro
mych oddechów
tętniących w srebrnej umbrze
Wiesz jaki jest czas
sączący się niezaistnieniem Twym
czas milczącej topieli
Czas martwych łąwic
Brakiem śpiewu
wodnych serafinów
Unoszą mnie puste stalle
-Mętny firnament nade mną
O liście brzasku
jedynie myślę...

Magda Anyszewska

...
Nasycasz moje usta
szkarłatem
kiedy wołam Cię
bezimiennie
W wiecznym nieodnalezieniu...

Błądzę w obcych
spojrzeniach mężczyzn
szukam Cię
w bliskiej i dalekiej
obecnośći

Dla Ciebie
rozkwitam
oczekującym tonem
Miodną żywicznością
cięciwy.

Janek Kożuchowski

.....
kocham chwilę cudną, gdy Twoje ramiona
gdy usta, oczy i Ty rozogniona
a wieczór czerwony krwią rzęsistą płonie
i gorąc i ogień i zbłądzone dłonie

W tańcu żądz namiętnych zmieszane języki
wokół grzmi muzyka, jęki oraz krzyki
walcem połączone nogi mokre rosą
palce niestrudzone wieść miłosną niosą

Janek Kożuchowski

tak mi smutno dzisiaj bez ciebie
i tak mnie męczy brak gwiazd na niebie
dziwnie bezświetlnie odczuwam słońce
chłodno i zimno ognie płonące
jakoś bezwiednie i trochę szro
niewiele się czuję i mało
środkowa mnie pustka trawi
brakuje głosu, brakuje wrzawy
i braknie błękitu w niebie
i smutno mi, bo bez Ciebie

Agnieszka Mastalerz

"pzryjdę późną nocą"

Nocy
przypomnę
jak pachnie
twoja materia
gdy zamknę drzwi
i zostawię wszystkie te
krzyczące cienie

ja - pustelnik
wrócę tam znów
gdy zadzwonią
na koniec mszy
porannej
przygląśdnę się
erozji pragnień

a nocą
uciekam od siebie
by stanąć obok...
a nocą
czekam
nocą
srebrnoszare
nici
i projekcja dnia
- dziś
to wczoraj
i jutro
słowo - bezsłowie
to krok
a może dwa westchnienia

przychodząc późny picasso
mojej głowy bryły marzeń
dziś czerwień rzuca pąs
krwawy
na kwadrat wyobraźni

pół - noc
homeostaza
- nareszcie
mój śnie
przyjdę późną porą...

Justyna Mularczyk

...
czasmi śnię
że jestem złotowłosą Laurą
i biegnę
coraz dalej i dalej
przez las
gdzie sowy śpiewają
gdzie pod kamieniem
każdy skrywa serce...
ja biegnę coraz prędzej
żelazną drogą
mostem
przez las
oddycham ciężko
wykręcam do tyłu ręce
biegnę
przez las
w czarnej sukience
by jeszcze raz zatańczyć
ten dziwny taniec
...na krawędzi

6 września 1998

Justyna Mularczyk

...
las przeraża swoim szeptem
oczy sowy wszystko widzą
coraz dalej i dalej...
i ginie ścieżka powrotna serce drży
by nie odkrył nikt
kryjówki pod mchem
ból traci znaczenie
gdy zamknięto drzwi
spalono mosty
gniew już
nie potrafi umieścić
... a zegary
biją jak serce
tak szybko i niespokojnie

17.02.99

Justyna Mularczyk

Czy zdołam przez noc pustą
i ciemną tak bezkreśnie
do świtu dotrzeć...?
Nie umiem przecież znaleźć
żadnej drogi
potrafię tylko
zdjąć pot z czoła
a to naprawdę nie to samo
co zdjąć ból z serca
Głosu żadnego
w głuchym krzyku bezkształtnym
Odnaleźć nie jestem zdolna,
ASni usłyszeć śpiewu, który ukoi
Tak wiele rzeczy nie potrafię pojąć
Dla własnej zguby
upijam się gorzkim życiem
do szleństwa.
Po wszystkich kątach
rozrzucam swoje winy
i mam już tylko tyle siły
aby uderzyć głową w białą ścianę
Bo wiem dobrze
że nie rozdano jeszcze
tych najgorszych kart...

15 października`98

Justyna Mularczyk

...
stoi czas
wszystko dźwięczy
szumem fal
śpiewem świerszczy
świat ucieka coraz dalej
też chcę uciec
tam gdzie jescze
w gęstym lesie
nikt swej ścieżki
nie wydeptał
znaleźć chcę swe
święte miejsce
gdzie kwiat polny
na prawdziwie czarnej
rośnie ziemi
kraj chcę swój odnaleźć
gdzie szum drzew
jest hymnem
pieśnią tych co
                         zmartwychwstają

Justyna Mularczyk

...
sowy włóczą się po lesie
czujesz na swych skroniach wiatr?
chłodem pachnie
z mchu odart kamień, czujesz?
ciężko pachnie
cięzko serce bije
słyszysz? śpiewam
cicho śpiewam
znowu śpiewam
żeby mniej się bać
tego co nadejdzie
tego co nie przyjdzie nigdy
noc zaklinam w mgłę
mech mnie ochłonie
coraz głębiej mną nasiąka
widzisz? drżę
odwracam się plecami
do wszystkiego

Justyna Mularczyk

...
na wiatr
rozpuszczam włosy
czernią skalane
rozkłądam ręce
i przywołuję wrony
by serce moje
rozdziobały
aby nie czuło
nigdy więcej...
bólu...

Justyna Mularczyk

...
czekanie
uczy rzeźbić słowa w szept
i śpiewać głosem wilka
krwią pisać każdy dzień...
testament
co naoc
mam oczy
coraz bardziej granatowe
i głębiej wszystko widzę
korytarzami tętnic
dreszcz puszczam w obieg
siedzę i nasłuchuję
dźwięków z oddali...
z której strony
Twój głos nadbiegnie

Justyna Mularczyk

wkładam na głowę
koronę z kolczastych gałęzi
i suknię
z dnia na dzień coraz bardziej szarą
przyodziewam
idę... i gubię liść za liściem
przez kałuże
których brzegów oko nie sięga
w milczeniu spoglądamw niebo
siwe jak głowa staruszki
która już na nic nie czeka
prócz śmierci...
idę... powoli stawiam krok za krokiem
już nie spieszę się niogdzie
nie dbam by zdążyć na czas

Justyna Mularczyk

...
tak dużo jeszcze chciałabym powiedzieć
zakleić rany które wiecznie bolą
sama sobie niewytłumaczalne rzeczy
wytłumaczyć
i z wypisaną w oczach
dziecięcą naiwnością
szukać dalej tej dobrej drogi
chciałabym mieć taką siłę
by walczyć o to, co z góry już przegrane
by głos podnosić
i rzucać słowa na świat zaklęty w kamień

Anka Sergent

...
Bałwochwalczość
Twego uwielbienia
biorę ja
za niechcianego rachunku
- deskę -
zdjętą z krzyżą
do którego świętośći
mnie ukrzyżowałeś
zapomnianymi dobrami
- żem wyrosła
murem jak kościół,
gdzie Ty zagubionego,
ja nieznanego
- szukamy boga

Anka Sergent

...
-Milczenie_
nie karmi się przecież
- ciszą  -
gwar ziemi
ciemnego chleba
można bezsłowiem rozpleść
na szepczące głosiki
- niemocą _
wszelkiego mówienia
rozbłogosławić
hamowany krzyk kamieni

Anka Sergent

...
A kiedy poszarpię
na wskroś, na wszerz
na północ i całą krew
przedziobię do suchej nitki
nieboskłon Twoicj
- o mnie
wyobrażeń
- uplecione słońce
na głowę założę
i będę obnosić na tacy
jak barbarzyńskie spełnienie samotności

Anka Sergent

...
Teraz
niech się słowa
skręcają w suchym bólu
gdy ja naocznienie
dygocącej tęsknoty
w siebie wbiję
piórem tępym piórem
wleję podskórnie
atrament brzemienny
wszech - brakiem

Monika Bławat

rozkwitam
rządkiem potencjalnych mężó
ojców
nadal szkarłatna
w euforii comiesięcznych ochów
co wiosnę zwalczając magnetyzm
maczam palce tylko w życiu
smakuję fizycznej tylko soli

zawsze naprzeciw
tym co dobrowolnie oddają
sto procent ze swych dzwudziestu czterech godzin
podsuwam usta
w swoje  nie - swoje pięć minut
wysysam soki
barwiąc się w egoizm
on już dawno wierność we mnie zakrzyczał

Monika Bławat

...
się słowo zaplątało
dawnym zwyczajem
że witać się nawzajem
cmoknięciem w dłoń
się imię wyszemrało
i tyle wiem

Monika Bławat

...
chcesz będę ci Ewą
kojącą snem o ósmej trzydzieści w kolejce podmiejskiej
miąższem i sokiem jabłka

Afrodyta w twoim domu już dawno
poszłą spać
w spolocie nóg perfidnych Adamó
wyszeptana z przeszłości
i ciepła twojego łóżka

wiem powlekę za tobą
nowe tysiąclecie
nowe piekło i nowy raj
i nawet niejednego Adama
i nie na czterech ale dumnie wyprostowana

jutro najzwyczajniej zapomnę
o twoim życiu ujętym w kęs
stojący mi w gardle
szeregu pytań spod znaku
czy mogę? nie odpowiem
jutro najzwyczajniej wypiję herbatę
podam dłoń Afrodycie
i zasnę snem upadłej kobiety.

Monika Bławat

...
dzięki Ci ofiarny Adamie
za uległość
akt wolnej woli jabłeczny
soczysty rajem poza Rajem

za zapomnienie bezgrzechu
bezpokusy
beznamiętności
w imię ziemskiej różnorodnośći jabłoni

za wsydliwość co zezwala
rozdmuchiować się
w ukryciu przed Bogiem
rozanielać
niby grzesznie
a przecież i tak już wygnani

Ewa

Monika Bławat

...
1.
po tych Namiętnościach
na kształt prozy Marka Hłaski
i niepohamowanej ekspresji
pytanie:
jak rozdzielimy czas
i majątek liter
by neutralnie skinąć głową
przez ulicę
nie rozkrawając miasta
demarkacyjną nieobecnością

2.
po tych Namiętnościach
na kształt prozy Marka Hłaski
i niepohamowanej ekspresji
na nowo przywłąszczymy sobie
należne godziny
odgnieciemy wyleżane w podłodze wgłębienia
i blizny kłotni
ujęte w sklerotyczny nawias
by spokojnie z kimś następnym
wypocić w pościel resztki siebie

Adam Nyckowski

Feniks

Chciał stać się panem
Własnego zmartwychwstania

Oblał się benzyną
I podpalił
Ogień nadawał mu formę
Tak jak naczynie
Kształtujące ciecz

Gorejący krzew
Ognisty krzyż

Jutro znów obudzi się
Z popiołó
Z nową butelką benzyny

Adam Nyckowski

Na skraju spalonego lasu

Siedziała samotna jak
Topniejąca kula
Ciszy
Oczy nabrzmiałe
Od łęz i
Twarz dobrze spreparowanej
Ikony

Być może jedyna
Na pewno
Pierwsza całowała
Rany konających
Brzóz
Być może ostatnia
na pewno
Jedyna zmówiła
Paciorek nad grobem
Sarny i zająca

Czteroletnia Ania K
Od urodzenia
Nieuleczalnie chora
Na raka

Agnieszka Czanińska

...
mój spokój zburzł krzyk
moich przyjaciół.
Cichy szept przerwał czyjś
śmiech.
a to lustrzane odbicie

dawno już nie ciszy.

Agnieszka Cznińska

...
bredzą rozlane deszczu
krople.
jakżebym chciała wszystkie
policzyć.
sobą ogarnąć i schować w kieszeni.
nosić je, póki nie wyschną
oczy.

Agnieszka Czanińska

...
pokuszenie

spowiadam się tobie,
kimkolwiek jesteś.
spowiadam z grzechó,
jakiekolwiek one są.
staję się lekka i
obrzydliwie czysta.
przeraźliwie krzyczę w
pogoni za tym, co
niedoskonałe,
by znów stanąć przd tobą,
kimkolwiek jesteś.

Agnieszka Czanińska

usypiam lekka..
moja głowa, twoje kolana.
gładzisz włosy, słowa i szept.
Dłonie.
ciepło świc, podmuch
wiatru
kolorem twoich oczu.
pachnie strachem.
szczęk trzaskanych drzzwi
deszczem pada.
nasze obietnice.
kończymy się inni i
zaczynamy inaczej.
budzę się lekka, a
jakoś mi ciężko.

Jacek Laskowski

Kamieniołom

Kamieniom będę sprawiał imiona
Temu dam Mikołaj, Temu Orfeusz
a Tamtemu większemu Norbrt na przykłąd.
Tym dam Izydor, Kamil i Aleksander.
Wszystkim dam po jednym różnym imieniu.
I po imieniu je wszystkie zawołam
i poprowadzę
i cisnę
na głowy tych
którzy
po nich deptają
bez słowa przeprosin

Jacek Laskowski

I rzekł

W podniebnych harców moich biegi
W pomiędzy dłoni Jego cienie
me zapomnienie

Czy mam już mówić trwać do słońca
czy przepełnionym świateł berzegi
pucharu sięga?

Tak, to milczenie setką ogni
eksplodujący nocnym echem
ładuję werset

I On zaniesie po horyzont
płaczem się wielkim świat zatrzęsie
raz siedem, siedem.

Paweł Gil

Przypadłość dnia

Przychodzą nastroje
Odchodzi mgła
Płyniemy
Dni mijają
Stają się coraz zimniejsze
Przemijanie trwa
Kwaity już nie kwitną
Obojętność
Apatia
Przypadłość dnia
Miłowanie

Katarzyna Suliga

Jestem ślepa
bo jest ciemno
wokół mnie
A ciebie
nie ma
i wszyscy
odeszzli
już dawno
daleko
beze mnie

Katarzyna Suliga

...

Bo najbezpieczniej
jest zasnąć
zamknąć się w skorupie
NA chwilę, może na całe życie
I czekać
Na koniec świata
który przychodzi
po cichu lub głośno
szarpie
za ramię
zdrętwiałe

Remigiusz Okraska

śmieszne są chwile
gdy plotki
zamarzają
w naszych ustach

cyrkowcy
zjadają kasztany
popijając
rozpuszczonym śnmiegiem

gdzieś tam
kilkoro ludzi
otula ciszę
wspólnym szalikiem

Remigiusz Okraska

...
na małej scenie
czterech ścian
dwaj mężczyźni
przybici do lustra

włączone reflektory
zastąpimy zapałkami
spalone kostiumy
nagich ciał

zapomniane wiersze
poobsiadały kąty
w wąskim przejściu
potykamy się o siebie

nasze gesty
z oóźnionym zapłonem
zniechęcają
potencjalnych wielbicieli

Remigiusz Okraska

kula w łeb

kula w łeb
każdemu ze śpiacych
tzry bułki
i serek topiony
ten trójkąt koniecznie.

wieczorem wychodzę na żęr
zawsze znajduję puste ławki.

ostatnie takie tango
pierwszy strzał.

w garniturze wyglądasz jak most karola
trzymam się balustrady spoglądając w dół.

nie ma odwrotu fantomas zasnął.

ojciec chrzestny
odkłada pióro.

nawet w lesie
nie ma pokoju.

naciągam na głowę koc
za oknem twarz barabasza

od roku nie padał deszcz
a rzeki występują z brzegów
niezwykle sprytny sabotaż
uciskanego proletariatu.

łodzie krążą po mieście
kajaki przed sklepem mięsnym
wilgotna lada
cynaderki na mokro.

Radek Wiśniewski

...
w tzrecie urodziny Anusi Leka

oszalałe serce
trzyletniej tajemnicy
- w ruchu kolorowej piłki
od rąk do rąk
i znowu po dywanie
na przekór słowom dorosłych
-zawiera się cała mądrość

nie oddajesz łatwo
tajemnicy serca
jakbyś czuła
że nadejdzie czas
- i widzę znaki zapytania
spływające
po spojrzeniach matki
jak po soplach

jeszcze wczeppiasz drgnienia
w matczyny sweter
odbijasz czoło
policzki o meble
rozstawione zupełnie
nie na Twoją głowę
z żarem włąściwym
pierwszemu pocałunkowi
- którego owoc
być morze gorzki
ale nie teraz

łąpczywie wyciągam ręce
jeszcze raz
usiądź proszę
może poczuję
jak to było
kiedy turlanie piłki
było najwyższym wyrazem
oddania
a oszalały trzepot
wystarczył za wszystko

Metys

...
dym  papierosa
poniesie
but Chaczy
w krzajach
a mnie
się coś
uraja
maja

Metys

by mieć
w sobie
zawarte
to co
nic nie warte
tyle warte
co we mnie
zawrte

Metys

zdarzenie
ukradkiem wzięte
wejrzenie
idziesz
kołysząc biodrami
z oczu
zabieram
to!

Metys

wstałem już
otrzepując kordłe
chłodnej nocy
co płonołem
kradnąc ogień
wiem, bo tylko tak
odejść bez
zostawienia
odejść bez
uciekania
całujesz pragnienia
ustami
sen przetarł mi oczy

Metys

ta kartka konsystencji
papieru ściernego
heblem mych nerwów
tunelami do niewiadomych
pulsujących jeszcze
ścierając chropowatość ciszy
ja milknę
ruch oczu za ucieczką
tak - płomień kartki
zgnieciona w śmietnik
w nowy wysyłania wymiaru
mglistość
lecz zmartwychwstanie
tam na innym kontynencie
lub na autobusu siedzeniu

Metys

dziś mi wybacz
ukojenie bólu
dziś mi wybacz
zmysłów śnienie
dziś mi wybacz
ranne wykrzyczenie
imienia twego nadaremno
dziś mi wybacz
niewybaczenia

Metys

niepokoje sam ukoję
w ruchach wszelkich
spoczywa
niewład
kwiat rośnie '
twój bez mych
dłoni
cóż mi
wypuścić spijając
ostatki rosy

Metys

korpusy ciał
przebiegają obok
konsystencja galarety
snującej się
po powłoce zbitej
ziemi piasku
chowamy do szuflady

zranione palce
nie kończymy
sklejania składanek
twarzy napotkanych
i nie zrozumiałych
zostawiamy swój
wzrok na
zgnieceniach prześcieradeł
i poświatach kineskopów
zarazumiali bogowie
dobijają się
do wytartych krzeseł i kurzu
odciaki

 

Mariusz "szopen" Rymarczyk

...
po tzrykroć
unoszę w sobie postaci
jako cienie
od rzeczy rzucane o ziemię

to różni
na wietrze

w drodze przez miasto
coraz bardziej przed oknem
za szybą
wciąż są pozostawione
jakby dalekie pasje...

przez kształt
są szkicem
pokąd rosną ich cienie

Mariusz "szopen" Rymarczyk

...
w szkicu
cień mój posyłam
jednaki
z dłońmi.

oddaję siebie
pomiędzy ustami
a ołówkiem
obnażam
wyblakłe ciało.

pytania
przejmują jako ciernie
włożone,
chociaż zmieniam strony, słowa
niewprawione
układam ciało.

czekam.

Mariusz "szopen" Rymarczyk

przedstawiony
na kształt dłoni
rozkładam
cienie szybujące ptaków,
i  kreski
podobnie oddane-
pismo.

w winie przelane

bezwiednie
dopełniają się odpowiedzi.
oto ja:
włożonym cierniem
wniwecz obracam siebie.

Mariusz "szopen" Rymarczyk

...
cierniem
dłonie nawracam

skruszone
gubią blady odcień
ciała

Radek Wiśniewski

STOPKLATKA. MIASTO INFERNO

Joachimowi

Moglibyśmy tak krążyć po peronie do rana i układać plany nowych
światów. Ale trzeba jechać, więc po pół godzinie krążę jak tygrys w
klatce przedziału, czas galopuje chociaż swobodnie kieruję sobą, od
kasy do kasy, od stacji do stacji, i szukam człowieka po drugiej stronie
zapisanych kartek. Masz rację przyjacielu, który niesiesz miastem uścisk
dłoni. Jesteśmy niepełnymi zbiorami, kliszą nawiniętą,
poplątaną na rolkach projektora życia.

Moglibyśmy tak krążyć bez końca i obracać w dłoniach sprawy dzięki
którym kino nie narzeka na repertuar, tylko statyści się zmieniają.

Moglibyśmy tak krążyć. Ale trzeba wsiąść do pociągu, chociaż
wiemy dokąd nas nieuchronnie zawiezie.

19.02.1999

Radek Wiśniewski

ECKENFORDE 1997 /PIEŚŃ POWROTU III/

Miaasto żegnało mnie słońcem. Chciało się przeprosić po dniach mgły i
sztormów. Do przedmieścia odprowadzał mnie cień kościoła, dobrotliwa
twarz austryjaka, który przyniósł pod powiekami do wioski rybaków cień
wspomnienia swoich rodziców o Trembowli miasteczku na kresach Rzeczy-
pospolitej. Oenius Loci dopowiadał szeptem historię czasu dodmierzanego
powodziami i wylewami morza, mozolnym rytuałem zarzucania i wybierania
siecią srebra zliczanego łuskami szprotów, śledzi i makreli. Czterej
jeźdźcy omijali to miejsce, a prości ludzie wznosili na nowo swe domy
w tych samych miejscach, nie martwiąc się o to pod czyim berłem. Opowieści
o Tyranach Wschodu opowiadano tutaj jak nową wersję baśni braci ariom.
Po latach zachowało się prawie wszystko, od sieci l młynków do kawy po
kebastan z okrętu nazwanego imieniem gockiej bogini! wojny.
Wracając do mojego miaata, przeoranego pługiem dziejów, zachowuję w
pamięci spokojny gród życzliwych ludzi, jak pieczęć pojednania. W uszach
brzmią jeszcze słowa mistrza:
- Pożegnanie jest zaproszeniem do spotkania.

No i to by było chyba wszystko.