Legal_banner.jpg (8271 bytes)

czyli poezja z Krakowa

 

 

 Przyjaciołom

Spod rozkopanej darni zimy
odarty stopą z stycznia praw
spocony kształt wczorajszych traw
uderzył w oczy w myśli w rymy
a dziś są moje urodziny

Pokryte śniegiem schły godziny:
kilka balkonów gestów róż
obłoczków słów co tchnięte w mróz
dyskretnych fal adrenaliny
Uściski dłoni kilka płyt
nawarzonego piwa łyk
którego jeszcze nie kończymy
a dziś są moje urodziny

W supłach pamięci pajęczyny
był jak ze sztuk Kantora ruch
uśmiechy powiek ramion duch
dzisiaj są moje urodziny
A okruch zimy komentarza
tkwił w dedykacji ciepłych codach:
że nic dwa razy się nie zdarza
szkoda...

Czekając na zimę

W grudniu grał wieczór mróz zwykły siekł
aż duch-wiatr chuchnął i spadł nam z nieba-
-nalności naszej na lód na śnieg
deszcz Deszcz bezczelny ciepło zaśpiewał

Wytknął palcami w lodzie sto sit
leje aleją lód taje taje-
-mniczy na niczym spełza w bruk płyt
w banał kanałów w niebyt zatajeń

Nasz deszcz już śniegów zapory zmył
to już niezaspa niebiałość nieja-
-sności ze snów już wsiąkają w pył
tylko pod butem brunatna breja


Telefony

Wykręcam się jak mogę z wybranych numerów
skazaniec który wisi na słuchawki sznurze
Z nas każdy zna swój numer i ma w czym wybierać
na tarczy albo z tarczą wystarczy na dłużej

A to co nas łączyło to było jak impuls
jak magia magnetycznych kart wróżki w Oriencie
Gdy dziś na trwogę dzwonią gdzieś z łącz labiryntów
coś nam nie odpowiada bywamy zajęci

Głos żebrze "rzuć monetę" choć wie żetonanic
tonowe wybieranie ton nowych meldunków
I żeby tylko sygnał ten był odebrany
I żeby to nie wyszło w najbliższym rachunku


***

w codziennej cieplutkiej kąpieli
zanurzam się w lekki luz
i ręce umywam do bieli
i pianę spłukuję z ust

subtelne i miękkie mydliny
ukoją niekorny kurz
i jestem czysty od winy
i spływa to po mnie już

Acz z perspektywy swej wanny
Dociekam to ważna rzecz!
Wypieram się żem jest wyprany
Żem uciekł w cieplutką ciecz!

dociekam rozmydlam rozważam
świadomy swej wagi lecz
tracę jej tyle co waży
ta której wyprę się ciecz


***

Wysłać list krótkim idź
stąd na światło dzienne
w skrytkach poczt wtedy skryć
pismo niepiśmiennych

znaczek dać albo znak
gestem rozesłania
potem już czekać tak
na niepoczytanie

zwyczaj znasz - na twój znak
trafi stempel brzydki
choć sto słów wyślesz w świat
trafią znów do skrytki

mniejsza jak drogo by
zapłacić za słowo
z workiem bzdur będą szły
pocztą sztandarową

Lecz list słać ciągle źle
z adresem imienia
chociaż się przecież nie
wierzy w przeznaczenie

przecież już w oknie jest
Listonosza beret
a on zna w końcu gdzieś
bez przeznaczeń - cele

Koniec języka

Zbiera się nam na burzę Coś wisi
w gęstym powietrzu ciepłym zawzięcie
Na horyzontach chmurnych od ciszy
wzbiera napięcie

W tej atmosferze ciepłem nadzianej
kształt rzeczy zdaje jakby się ścinać
a przestrzeń w drobin zawirowaniach
szemrać zaczyna

Kolor soczysty mdli Wszystko staje
w dziwacznym świetle płomiennie płowym
Mdli męczy szumi wzbierać się zdaje
tętnieniem głowy

Zbiera się nam na burzę Ogromną
W parnej przestrzeni ust To ich łyka-
-nie nie-powietrza gromadzi grom na
końcu języka

Więcej wierszy autora słó powyższych znajdziecie pod adresem: www.wiersze.i.krakow.pl

uwagi ślij na adres redakcji
janek@ostrowmaz.com.pl

lub bezpośrednio do autora:
 koozmin@ganinet.pl