Legal_banner.jpg (8271 bytes)

Janek Kożuchowski

Poetycka komercjalizacja.

Pieniądze. Wokół nich kręci się cały świat, nawet nasza scenowa poezja nie jest od tej reguły wyjątkiem. To czętso one decydują o zasięgu rażenia cudnych poematów które zapełniają łamy różnorakich zinów i wydawanych nieoficjalnie tomików poetyckich.  Choć każdy człowiek sceny, taki co to życie strawił (a przynajmniej dziesięć dioptri sokolego wzroku) na wczytywaniu się w powielaczową twórczość, krzyknie że jednym z ideałów jego i jemu podobych jest hasło Love, Freedom & Poetry too free of charge ;). Krzyczeć nikt nikomu nie zabrania, takie mamy czasy dzięki Bogu.  Hasło to jest w sumie niezłe i z tego co mi wiadomo, to jakoś nikt nikomu nie zabrania rozdawać swego majątku (nowy samochód lub łeb na karku i talent od Bozi) za darmo. Według mnie jest to nawet niezły pomysł, by młodzi poeci, zanim zostaną starymi poetami (znaczy się dojrzałymi twórczo) popraktykowali trochę za friko. W sumie to jest tak dokładnie za darmo, bo poeta też coś zyskuje za to, że dołożył do interesu, sprzedał stare koło od roweru i przekserował swój tomik w trzydziestu egzemplarzach. Poeta ów zyskuje coś niesamowicie cennego, kontakt z czytelnikiem, i to czytelnikiem nie byle jakim, scenowym. Scenowy czytelnik charakteryzuje się zaś między innymi:

 

 

 

długą brodą i długimi włosami (w przypadku panów)

gładką buzią i włosami skoszonymi na jeża (w przypadku pań)

żywiołowym odbiorem przekazu (w obu przypadkach)

 

Ta żywiołowość to jest fajna sprawa,  bo autor (przeważnie młody) piszacy dotąd do szuflady ma szansę skonfrontować swoje dokonania z odbiorcą. Jeszcze parę lat temu taka konfrontacja często okazywała się niemożliwa, lub przynajmniej trudna, szczególnie dla ludzi młodych. Z przyczyn różnych:

 

technicznych - trzeba lecieć do drukarni a tam mu mówią, że wydrukują, ale co najmniej dziesięć tysięcy, bo inaczej im się nie opłaca,

społecznych - w wyżej wymienionej drukarni jakiś smutny pan w długim płaszczu stwierdził że niestety ale to jest zamach na osiągnięcia rewolucji

 

Dziś tych barier nie ma. I choć niektórzy psioczą, że zalewa nas powódź tandety, że nie wiadomo co wybrać, bo za dużo się zrobiło tych tomików i gazetek, że kiedyś to było inaczej, lepiej, a za komuny to wogóle!, a przed wojną, panie to była do piero poezja. Coś w tym jest. W owych czasach cudownej komuny rzeczywiście czytelnik nie mógł się czuć zagubiony, bo od najmłodszych lat wiadomo było jakich poetów czytać (najlepiej to Mickiewicza & Słowackiego) a jakich nie czytać bo za słaby poziom (np. Herbert).  Dzisiaj nie ma tak łatwo, to fakt, ale fakt z którego się cieszę.

Janek Kożuchowski

janek@ostrowmaz.com.pl