|
|
||||||||||
Poetycka komercjalizacja. Pieniądze. Wokół nich kręci się cały świat, nawet nasza scenowa poezja nie jest od tej reguły wyjątkiem. To czętso one decydują o zasięgu rażenia cudnych poematów które zapełniają łamy różnorakich zinów i wydawanych nieoficjalnie tomików poetyckich. Choć każdy człowiek sceny, taki co to życie strawił (a przynajmniej dziesięć dioptri sokolego wzroku) na wczytywaniu się w powielaczową twórczość, krzyknie że jednym z ideałów jego i jemu podobych jest hasło Love, Freedom & Poetry too free of charge ;). Krzyczeć nikt nikomu nie zabrania, takie mamy czasy dzięki Bogu. Hasło to jest w sumie niezłe i z tego co mi wiadomo, to jakoś nikt nikomu nie zabrania rozdawać swego majątku (nowy samochód lub łeb na karku i talent od Bozi) za darmo. Według mnie jest to nawet niezły pomysł, by młodzi poeci, zanim zostaną starymi poetami (znaczy się dojrzałymi twórczo) popraktykowali trochę za friko. W sumie to jest tak dokładnie za darmo, bo poeta też coś zyskuje za to, że dołożył do interesu, sprzedał stare koło od roweru i przekserował swój tomik w trzydziestu egzemplarzach. Poeta ów zyskuje coś niesamowicie cennego, kontakt z czytelnikiem, i to czytelnikiem nie byle jakim, scenowym. Scenowy czytelnik charakteryzuje się zaś między innymi: |
|
||||||||||
|
Ta żywiołowość to jest fajna sprawa, bo autor (przeważnie młody) piszacy dotąd do szuflady ma szansę skonfrontować swoje dokonania z odbiorcą. Jeszcze parę lat temu taka konfrontacja często okazywała się niemożliwa, lub przynajmniej trudna, szczególnie dla ludzi młodych. Z przyczyn różnych:
Dziś tych barier nie ma. I choć niektórzy psioczą, że zalewa nas powódź tandety, że nie wiadomo co wybrać, bo za dużo się zrobiło tych tomików i gazetek, że kiedyś to było inaczej, lepiej, a za komuny to wogóle!, a przed wojną, panie to była do piero poezja. Coś w tym jest. W owych czasach cudownej komuny rzeczywiście czytelnik nie mógł się czuć zagubiony, bo od najmłodszych lat wiadomo było jakich poetów czytać (najlepiej to Mickiewicza & Słowackiego) a jakich nie czytać bo za słaby poziom (np. Herbert). Dzisiaj nie ma tak łatwo, to fakt, ale fakt z którego się cieszę. Janek Kożuchowski
|