Legal_banner.jpg (8271 bytes)

 Autor po kuracji odwykowejMariusz Rymarczyk

...z braku krzyża

...
nie spiszę widziadeł
oczu ich pogardą pełnych
od westchnień głębokich
i tych żądnych wiatrów
po rozpaczy w tęsknoty
jedynie imieniem barwy
wspominane napastują

 

 

 żebrząc w ubóstwie nadziei
choć rozbijam
ich piękno w moim strachu
...
na sznurze unikaj
tłoku
ciał odmiennych
w jednej pętli
imiona spalone
wolą
wiatr na uroczysku
to uwięzione szybowanie
słowem
obcowanie ze sztuką
poznanie z podziwiania
z zapomnieniem pod rękę
suchy kwiatek
umęczony słowami
o wodzie

...
oddam cierni...
całkiem tanio komplet
choć jeden
już lżej
w pozach z umęczeniem
w tle

...
umęczone krzyże
ronią żywicę.

...
nie usłyszę słów oczami
nie odczytam dłonią ust
zastygłych
a zwiedzając pokoje
przemknę ku oknom by śnić
w dłoniach spleconych
suchy liść zbyt blisko
świec

...
od bramy już
szacunkiem zwę siebie
patrzącym milczeniem stuleci
gnieciony
dłońmi mistrzów od ran
ku posadzce padam


idącym...

rozłóż ręce na
na wiatr i wśród
rzędów głodnych ścian
- dotykiem -
idź w tę
idź w tamtą
drogi końca
do kolczastych wart za
za nimi już mur
a z nadzieją straconą
wróć
stamtąd ciał kolumny
w szeregach pochyłych cyfr
z bluźnierstwem przez gaz
i ogień
w chłodny poranny wiatr
wzwyż i w dal
nie ma łez

...
liście spisane
opadły
w dłonie rękawów

...
ciała oddane
precz pod łóżkiem
w cienie

...
zróbcie miejsce
miejsce
więcej miejsca
niech wchłoną was cienie kamienic
a dla mnie rynsztok
pod słońce wesołym beztrosko
szwędać się nie chcę
oczy pieką
łzy trawią twarz
szybciej...
odsuńcie się
zróbcie miejsce
miejsce
już czas
zabierzcie drzewa
ptaki i obłoki leniwie nagie
zostawcie mi
te słońce
niech okaże swe piękno
skołtunione
w twarzy mej odrodzi się
na nowo w ubóstwie
w ustach krzyku

...
opętania dłonie
te schody gdzieś na kolanach
sny zrzucone ślepną
na których
wiatrów grzeszne melodie
gra wspaniale ciała udręcznie

...
na drzewach rozwieszę
ołtarze ich świece i cienie
w dłoniach w motyle przemienię
u dębów zastygłych słuchaniem
za prośbą nadchodzi deszcz
wysłucham mowy świec
w tęsknym płomieniu płoną ćmy
w ich kluczu... ja.

...
opuszczę krzyżowe ogrody
nocą i dniem uchodząc
od kości zdobionych tanim marmurem
a nie za mną pójdą
pozostaną
tańcząc w łzach gdzie zasnął czas
w poszukiwaniu imienia jej
opuszczę krzyżowe ogrody...

...
daleki jestem sobie
czy może zbyt śmiałym drwinom
rzucanym rankiem ku słońcu
zza ramiona drzew...

...
słońce nie powstanie
wzejdzie
motyl na sznur...

...
odchodzącym
przez łąki mówiące wiatrom
oczy przyzywam pod zmienną fala
głębi winnej
gdzie pożądań sny trwają
urywane traw płochych żagle
kobiecym pokryją się oddechem
tam przytulą ciała ślepe
płaczki wierzby
ciche matki.

Jeżeli odczuwasz potrzebę wyrażenia opinii o wierszach Mariusza /vel Schopena alias Szopa/ napisz:

Napisz do Autora!

Mariusz Rymarczyk
widnichowska 5/34
07-300 Ostrów Maz

wdzięczni będziemy za każdy list i komentarz.