Legal_banner.jpg (8271 bytes)

krytyka

Odbicie piłeczki - rzecz o tomiku "Milknienie"

Stara dobra szkoła naszego Mamuta powiada, że "definicją poezji jest: Ťminimum słów - maximum treściť" "poetą się bywało, a nie było raz na zawsze". Przeglądając stronki Szeptu można się dowiedzieć, że Mamut to absolwent(ka) polonistyki, więc faktycznie podstawy ma. Co prawda u mnie wykształcenia nawet humanistycznego nie uświadczysz (miast do liceum zachodziłem do technikum, jakoś zawsze to mnie bardziej kręciło), ale wydaje mi się, że szkoła Mamuta cytowała Norwida, który poetą sam był (jest), a nie bywał. Co ciekawe po Norwidzie pojawili się inni poeci, którzy rozgłaszali zgoła odmienne przekonania np. "wszystko jest poezją" (Stachura). I to nie umniejsza wagi ich dokonaniom. Poezja jest zagadką - to powiedziałem ja: Laskowski Jacek vel Egoya.


To co Mamut wyekstrahował jako przesłanie autora Milknienia do potencjalnego czytelnika zamyka w słowach: "Piszę wiersze. To oznacza, że jestem taki bardzo wyjątkowo wrażliwy. Na kolana profani. Jestem poetą i poetą będę".

 

 

To nic, że może chodzić tutaj przede wszystkim o jeden wiersz (Po drugiej stronie barykady), który, nie bez powodu, umieściłem na końcu tomu. Mamut wyczuwa to w całym tomiku (wyjątkową wrażliwość?), hmm, nieźle. Ale z tymi "profanami na kolanach" to już nie wiem co począć, spytam tak: Czy taki Mickiewicz nie stawiał poety niemalże obok Boga? A nawet w miejsce Boga, choć mu się to nie opłaciło. To oczywista przesada, ale czy właściwie bycie poetą to nie jest wyróżnienie? Jakaś misja? Zadanie?

Dalej Mamut przekonuje: "Gdyby poezją było tylko wszystko to, co mu [poecie] w duszy śpiewa czy skrzeczy, nie byłoby miejsca w niej na czytelnika, odbiorcę, adresata". No cóż, nie potrafię i nie mogę tutaj się bronić, oceny "miejsca na odbiorcę" dokonuje sam odbiorca. Pewne jest, że jeśli wiersz czyta ktoś o podobnych doświadczeniach i przemyśleniach do autora inny będzie jego stosunek do tekstu od osoby o innym spojrzeniu na świat. Dla jednego jakaś myśl może być novum, spróbuje się w niej odnaleźć, postawić w jej obliczu, dla innego może być starą prawdą i wtedy tekst wyda mu się naiwny, wręcz płytki i nie znajdzie z nim odpowiedniej płaszczyzny porozumienia. Ale nie zgadzam się, że w Milknieniu brak komunikacji z czytelnikiem. Pojawiają się pewne propozycje, sugestie, podszepty i pytania, które uważnemu czytelnikowi każą na chwilę przerwać czytanie ipomy śleć: czy autor kpi, czy o drogę pyta?

A puszczony luzem Mamut zadaje kolejny krwawy cios: "W zbiorku tekstów nagromadzenie autoprezentacji jest przytłaczające: ŤEgoyať i to wszechobecne Ťjať. Męczy." Zarzut "nagromadzenia autoprezentacji" jest raczej przesadzony, a nawet bezpodstawny. To znowu przytyk do wiersza Po drugiej stronie barykady i o ile ten wiersz można podciągnąć pod "autoprezentację", to innych o podobnym zabarwieniu nie pomnę. Chyba, że Mamut ma na myśli pisanie w pierwszej osobie (liczby pojedynczej czy mnogiej). Ale to chyba oznaka jakiejś, ogólnie pojętej szczerości. Piszę wzasadzie to co widzia łem, słyszałem, czuję i myślę. Staram się być, na ile to możliwe, bezpośredni i piszę, gdy trzeba: "ja", "ty", a gdy trzeba to "my", "wy", "oni". Czy można inaczej identyfikując się z tym jednocześnie? Ale może ja faktycznie jestem niewyedukowany jak spekuluje Mamut streszczając wiersz xxx [i znów każą nam iść...] w zdaniu: "kto nie z nami ten przeciw nam" i stwierdzając "wyedukowany człowiek pamięta, ile historycznego zamętu spowodowało wprowadzenie takiego porządku słów". Co prawda już pierwszy wers "i znów każą nam iść" mówi, że to nie "my im", ale "oni nam" i powyższe zdanie powinno raczej brzmieć: "kto przeciw nam ten nie z nami", ale wymowa wiersza i tak jest nieco szersza, więc ufam, że uważny czytelnik nie wyciągnie tak pobieżnych wniosków.

To wszystko jednak nic, bo ciekawie zaczyna się robić, gdy Mamut marzy o posiadaniu kluczy do Parnasu. Dowiadujemy się, że rzesza, i tak zbyt liczna, bezrobotnych jeszcze by wzrosła. Mamut, wywąchawszy niecenzuralne słówko, grozi: "zamknęłabym furtki przed zjawiskami językowymi z wiersza Hint czy Kosmologia". Stąd wniosek dla potomnych: pisząc miejcie się na baczności i pewne rzeczy lepiej przemilczcie, bo możecie nie sięgnąć Parnasu (wyedukowany człowiek wie, że to już przerabialiśmy i to całkiem niedawno ;-). A jeśli już poeta (grafoman?) użyje tzw. wulgaryzmów Mamut skwituje ich użycie w ten sposób: "są wyznacznikiem siły jego wieszczenia, najpełniej wyrażają jego stosunek do świata. Razi mnie taka ekspresja. Takiej Ťpoezjiť wysłuchuję na każdej ulicy, w większości filmów akcji, czyżby świat zaludniali sami poeci? Wątpię.". Wydaje mi się, że widzę tu sprzeczność. Wszak, jeśli jakiś wyraz czy fraza "najpełniej wyraża stosunek do świata", mamy pewność, że obcujemy zprawdziw ą poezją. Jak to było? "Minimum słów - maximum treści", tak Mamucie? Nie ma słów niepoetyckich, wiersze są jak budowle z klocków, z których każdy można odpowiednio wkomponować, a niektóre mają tak nietypowe kształty, że niemożliwe do zastąpienia, a konieczne, by budowla stała niezachwianie. Niebezpiecznie robi się, gdy taki np. wieżowiec wybudujemy w większości z surowych, zwichrowanych klocków. Nie tylko runie, ale może nawet zranić beztroskich przechodniów. A sporadycznie i umiejętnie wetknięty klocuszek, nawet niemożebnie bezkształtny, doda tylko smaczku do widoku całości. Na szczęście Mamutowi kluczy do Parnasu nie dadzą, więc śpimy spokojnie (tak Mamucie, "my" wierszokleci). Zresztą władzę w rękach jednostki także już przerabialiśmy w historii i skutki tego wyedukowany człowiek także zna. Póki co władzę ma klika (świadomie pejoratywne określenie) i nieskończenie dużo wody upłynie, nim na tym polu zadziała prawdziwa, poprawnie rozumiana demokracja. Trzeba niestety kombinować, by zabłysnąć tam i ówdzie (ale to chyba inna opowieść).
Ciekawostka: Mamut nie czyta zbyt wnikliwie tekstów, wiersz pod tytułem Kosmogonia nazywa Kosmologia. Być może różnica niewielka, acz znacząco wpływa na sens wiersza. A może Mamut, zarzucając dalej autorowi słabość warsztatu, sam odczuwa podobne niedostatki? E, chyba nie, toż to krytyk. On po prostu za dużo czyta.

Tymczasem tropmy dalej kroki Mamuta, a skok teraz poczynił podstępny i nienaturalny w swym gatunku, bo oto zaczyna słodzić: "Z prawdziwą przyjemnością stwierdzam, że w zbiorku trafiają się również prawdziwe perełki". Wreszcie - myśli zmęczony poeta należy mi się nieco od krytyka (i nieważne czy krytyk to synonim życia lub odwrotnie, a może jeszcze inaczej). Ale niedługo dane było poecie zacieszać się, bo Mamut spieszy ze sprostowaniem chwilowej słabości pióra: "Szkoda, że są w większości tak przytłoczone nadmiarem słów, że aż tracą blask swojej urody i świeżości". No cóż, tomiku perełek nie wydał jeszcze nikt i chyba nieprędko taki się urodzi, dzięki czemu mamy do czego dążyć (znowu to przeklęte "my").

Ale spójrzmy ukradkiem na zdziwionego poetę. Dziwi go, że Mamut uważa za udany tekst Dni, godziny, minuty. On sam uważa, że to jeden z najsłabszych tekstów w tomiku, ale może coś przeoczył. Się zweryfikuje. Oczywiście nie obyło się bez tradycyjnego już prztyczka, żeby poeta nie zapomniał miejsca przy stole i powyższy tekst poza całym "udaniem" ma jednakowoż wadę: długość, ale "po dokonaniu pewnych skrótów zyskałby na jakości". "Jeszcze bardziej zyskałby" - pcha się na usta poety, ale musi milczeć, z krytykiem nie ma żartów. Cięcia przydałyby się także Iskrze Bożej wyrokuje Mamut: "Może mały eksperyment z redukcją powtórzeń?". Poeta zlicza w pamięci drobne na zakup niezbędnych nożyczek. A my w tzw. międzyczasie śledzimy poczynania Mamuta, powracającego znienacka do xxx[i znów każą nam iść...], w którym tym razem "widać świadomy zamysł twórczy". Okazuje się, że Mamut po zatoczeniu koła odkrył nową drogę (nową percepcję?) i już nie przeszkadza mu nawet, że wiersz ten to tylko banalne odkrycie "kto nie z nami ten przeciw nam" oraz przywoływanie przez niewyedukowanego poetę "historycznego zamętu spowodowanego wprowadzeniem takiego porządku słów", ale coś więcej. No, oczywiście nie za wiele, bo w wierszu tym, postawionym obok nawet wg. Mamuta lepszego wiersza Kamieniołom, "paralelizm składniowy wydaje się miejscami dość przypadkowy". Niech będzie, że wyszło niechcący, poeta nie uczony w szkołach tylko na ulicy, na analizie składniowej się nie rozumie.

Za to Mamut dobiega na koniec swej ścieżki i widząc kres wędrówki jakby łagodnieje: "Na uwagę zasługują w zbiorku miejsca, w których ujawnia się zmysł obserwacyjny autora, np. ŤPrzemyślenia oczekującegoť, kapitalny cytat z reklamy. Wtym tek ście jest materiał na kilka bardzo dobrych wierszy, osobnym mogłoby stać się ostatnich pięć wersów.". Aż żal wzbiera w poecie, że tak zmarnował materiał. I choć wspomniany ostatnio wiersz też poeta zalicza do słabszych, w ukrytym ego koncypuje, że być może z tych lepszych jego zdaniem także dałoby się wykrzesać coś więcej (przydadzą się nożyczki). Tymczasem na dobranoc poeta dowiaduje się, że na razie jest "upozowanym poetą" i powinien popracować "nad pogłębieniem warsztatu", dlatego pokornie spuściwszy wzrok zbiera wszystkie niechlujnie rozrzucone narzędzia (pamiętamy, że skończył technikum, nie jakieś tam filologie), ociera stanowczym ruchem zawilgłe oczy i zmierza posępnie ku warsztatowi, by co nieco podostrzyć, podszlifować i wkrótce z lepszym skutkiem wyruszyć na łowy. Drżyjcie Mamuty, nadchodzi Wasz kres!

Koda

Miło, że ktoś przeczytał mój tomik, miło, że napisał co myśli. Mam tylko dziwne przeświadczenie, że Mamut raczej rzuciła okiem niż wczytała się głębiej. W tomiku są teksty dużo ciekawsze niż wymienione w recenzji i nie jest to tylko moje zdanie, szkoda że niczego się o nich nie dowiedziałem. Generalnie dziękuję i mam do wylania na koniec jeszcze odrobinkę goryczy (może nie przepełnię czary): dlaczego na stronie Szeptu obok recenzji mojego tomiku brak zdjęcia Mamuta, skoro obok innych egzystuje bez szkody dla nikogo, a wręcz jest ozdobą?

egoistyczny do bólu Egoya nazywany w pewnych kręgach Jackiem Laskowskim