Magazyn internetowy NoName - zobacz nas on-line!
Polemiki    
Poprzedni artykuł Następny artykuł

Ten, który daje szczęście

Adam Chwedyk

Bardzo często niepotrzebnie denerwowałem się czytając artykuły pojawiające się w NoName. Niepotrzebnie dlatego, że przecież każdy może mieć swoje zdanie na różne tematy, a to zdanie nie musi być koniecznie takie jak moje. A z drugiej strony:

Wielokrotnie na łamach magazynu pojawiały się już teksty traktujące o Bogu, religii, klerze - to głównie one spowodowały, że myślałem, by samemu coś napisać. Myślałem i myślałem, a w końcu pod wpływem przyjaciela się przełamałem.

I jeszcze jedna ważna rzecz do wstępu: Już ponad dwadzieścia lat można kupić (lub wypożyczyć) książkę wydaną przez Wydawnictwo Znak. Jest ona opracowaniem powstałym na podstawie ankiet Tygodnika Powszechnego z jednym tylko pytaniem, będącym także tytułem książki: "Kim jest dla mnie Jezus Chrystus". Także pod wpływem tejże napisałem ten tekst. Nie jest on polemiką do żadnego wcześniejszego artykułu. Opisane są w nim zaś moje doświadczenia, przemyślenia i marzenia...


Jeszcze dwa lata temu moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Prawie co tydzień siedziałem w jakieś knajpce, poza tym dość często chodziłem na różne rockowe koncerty, nieźle zakrapiane alkoholem. Miałem dużo kumpli wśród tamtejszego środowiska. I wtedy była to dla mnie super sytuacja. Czego więcej oczekiwać od życia, niż kolejnej imprezy? Ale czy byłem szczęśliwy?

W moim życiu nie było wtedy miejsca dla Boga. Nie można przecież żyć w ten sposób, a później z czystym sumieniem iść do kościoła. Rodzice nie pytali nawet, czy tam byłem...

Później zaczęły do mnie docierać także idee anarchistyczne - z "no future" na czele, z niechęcią do Kościoła i kleru, a także z bezgraniczną wolnością dla wszystkich. O nieprawdziwości tych haseł przekonałem się dopiero później...


Było to rok temu, kwiecień i rekolekcje wielkopostne. Przyszedłem już po rozpoczęciu nauk, przywitałem się z ekipką i zauważyłem, że muszę siąść w pierwszym rzędzie, gdyż wszystkie inne, aż do końca, były zajęte. Pomyślałem: "trudno, posłucham, co mają mi do powiedzenia". Rekolekcje prowadził ojciec Tytus - fajny gość, z dość przyjemnym głosem. I, o dziwo, nie nudził ani trochę. Zaczął od historii muzyków rockowych tworzących dziś trzon zespołu 2Tm2,3. A ponieważ znał ich osobiście (część nawet od młodości), jego opowieść była niesamowicie barwna i ciekawa. Poruszał w niej tematy alkoholu, narkotyków, dobrej zabawy.

Każdy z dni był poświęcony jednej z trzech najpiękniejszych cnót: wierze, nadziei i miłości. Mnie one były niemalże obce - "no future" przekonało mnie, że nie warto w nic wierzyć, przecież i tak umrzemy, a świat razem z nami. Dlatego też na rekolekcjach do serca zapadła mi najbardziej historia, którą pięknie streszcza biblijne stwierdzenie, iż "nadzieja zawieść nie może" (Rz 5,5). Na koniec drugiego dnia zakonnik wziął gitarę elektryczną i tak rąbał w struny przy piosence Armii, że wymiękałem...


Trzeciego dnia odprawiana była Msza święta. Przyjechałem przed kościół, gdzie spotkałem znajomych. Wszyscy planowali wybrać się do knajpy. Zaproponowali to także i mnie. Ja czułem jednak, że dziś nie mogę tego zrobić, i że właśnie teraz powinienem iść posłuchać Jezusa. A więc, szczęśliwym trafem znalazłem się w środku kościoła i klęknąłem w jednej z ostatnich ławek, gdyż nie byłem na tyle odważny, by iść na sam przód. A czytania i kazanie były o miłości. Nie takiej do sympatii. Takiej wielkiej - przez duże M - Miłości Boga do ludzi. I tej naszej, mniejszej - do drugiego człowieka, do bliźnich. To wszystko przemówiło do mnie w dziwny sposób. Zacząłem się zastanawiać, jak to jest, że Ktoś oddaje za mnie życie, a ja mam Go gdzieś?


Całe moje nawrócenie było niesamowitym dziełem Ducha Świętego - to On wtedy przemawiał przez osobę zakonnika, to On działał w moim sercu. To także On, przez koleżankę z klasy, przekonał mnie, bym wstąpił do wspólnoty Ruchu Światło-Życie, a później pojechał na wakacyjne rekolekcje. To wszystko działo się tak szybko i było dla mnie tak niepojęte... Ja tylko poddałem się temu działaniu i dzisiaj ani trochę nie żałuję swojego wyboru.


A więc, później były też rekolekcje wakacyjne. Tam bliżej poznałem Jezusa - Odkupiciela i Zbawiciela. A poznałem Go głównie w ludziach. W Kasi, która potrafiła przeciwstawić się swoim kłopotom, w wiecznie spokojnym i zrównoważonym Pawle i w ciągle uśmiechniętej Joasi, w przezabawnym Krzyśku, w Michale, dysponującym niesamowitą wiedzą i w Ewie, i w Martynie, i we wszystkich innych, którzy dali mi tyle radości i zrozumienia, dzięki którym wzrastały we mnie wiara, nadzieja i miłość.

Także tam postanowiłem, że to właśnie Jezusowi oddam swoje życie. Bo przecież każdy z nas ma jakieś swoje ideały, idoli, do których próbuje się upodobnić. Dla mnie takim idolem jest Chrystus. Jest On bardzo niepopularny, w 100% niekomercyjny. A te Jego stwierdzenia: "Jeśli ktoś chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9,23). Trudno to pojąć, jeszcze trudniej przyjąć do serca, a czy da się z tym żyć? Cały czas staram się uczyć nowych prawd wiary, a największa z nich jest zarazem najpiękniejsza. Jezus mówi: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie" (J 11,25-26). Życie wieczne - czy to nie wspaniałe, że Ktoś chce nam dać (i to bezinteresownie!) taki dar? Wystarczy powiedzieć "tak, poproszę" i troszkę się wysilić...


Wtedy dopiero raczkowałem, lecz wiedziałem, że On już żyje we mnie. Po rekolekcjach przyszła znowu szkoła, okres ciężki, choć także obfitujący w różne cudowne niespodzianki. W naszej parafii pojawił się człowiek, który aktualnie jest dla mnie prawdziwym wzorem, ale także przyjacielem - ksiądz Michał. Bo ksiądz to też człowiek, tyle że wybrany do pełnienia swojej posługi - w tym miejscu właśnie muszę powiedzieć, że z klerem wcale nie jest tak, jak to większości może się wydawać. xMichał jest tego niesamowitym przykładem. Jest to człowiek bardzo prosty, lecz jakże pełen mądrości i radości. Tak jak inni ludzie również ma swoje zainteresowania: lubi czytać ciekawe książki, słuchać dobrej muzyki, spacerować, chodzić po górach. A jego kazania... czegoś takiego słucha się z prawdziwą przyjemnością - poruszają tematy trudne w tak delikatny sposób, niemalże poetycko, a jednocześnie kategorycznie - mistrzostwo!

Ten obraz może wydawać się trochę wyidealizowany - przecież każdy ma jakieś wady. Oczywiście, xMichał też nie jest doskonały, często o czymś zapomina, czasami się denerwuje... Tylko Bóg jest bez zarzutu, "kto z was zaś jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień." (J 8,7)


Po wakacjach także zaczęła się moja miłość do tzw. muzyki chrześcijańskiej. Głównie do tej ostrzejszej, z mocnym czadem: Armii i Tymoteusza, później też dostałem najnowszą płytę Houka. Muzycy tych zespołów są sztandarowym przykładem na to, jak diametralnie można zmienić swoje życie. Od dna wciąż pną się w górę... aż do nieba... Bo przecież każdy może być świętym: taki ja i taki ty też.

Ja do tej świętości zdążam różnymi drogami - mniej i bardziej krętymi. Niemalże rok temu przyłączyłem się do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Jest to ruch stricte abstynencki. Coś jak straight edge :), czyli zero alkoholu, papierosów, narkotyków - kategoryczne nie wszystkim nałogom i zniewoleniom. Bo dopiero niedawno zauważyłem, że to Jezus daje prawdziwą wolność. Ta lansowana przez media, czy przez ogrom młodzieży, chociażby na Love Parade, to nie jest już wolność, lecz swawola. Powtarzam więc za świętym Pawłem: "Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę" (1 Kor 6,12).


Gdy trzy dni temu z moimi przyjaciółmi, Mirką i xMichałem, leżeliśmy na górze Zborów, a także później, przy Cudownym Obrazie w Częstochowie, zastanawiałem się nad tym, co zmieniło się w moim życiu od czasu, gdy byłem tam ostatni raz. A zmieniło się wiele: przede wszystkim znalazłem sens życia. Straciłem wprawdzie starych znajomych, lecz zyskałem nowych (i to nie znajomych, lecz przyjaciół), dzięki którym, a także dla których, chcę wciąż trwać w Jezusie. Jestem także bardziej radosny, a moje nastawienie do życia jest wyjątkowo optymistyczne. Bo "jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?" (Rz 8,31)

Ten nasz wyjazd na Jasną Górę był cudowną sprawą. Pojechaliśmy tam, by zamówić noclegi na naszą, planowaną na przełomie lipca i sierpnia, pielgrzymkę. Mieliśmy masę czasu, przecież nikt nas nie gonił. I wykorzystaliśmy go znakomicie - pochodziliśmy po górkach, opaliliśmy się przy okazji. Na górze Zborów zrobiliśmy sobie piknik z kawą i ciasteczkiem. To takie małe radości dla ciała, ale było też coś dla ducha. Modliliśmy się przy Cudownym Obrazie, później, gdy ksiądz załatwiał Mszę św., z Mirką poszliśmy jeszcze do kaplicy Adoracji Najświętszego Sakramentu. Na koniec xMichał odprawił Drogę Krzyżową. Gdy wracaliśmy, po czternastu godzinach chodzenia, załatwiania, ale też żartowania, byliśmy naprawdę wykończeni.

W jakim celu to piszę? Chcę po prostu pokazać, że życie z Bogiem nie musi być dewocją. Teraz nie wyobrażam sobie, bym mógł żyć inaczej. On jest dla mnie Tym, który daje szczęście!!!


Możecie pisać, że jestem chory psychicznie i nienormalny. Bo jak można bredzić takie głupoty? Możecie mówić, że to wszystko, co napisałem to nieprawda, że Bóg (jeżeli w ogóle istnieje) jest bardzo niesprawiedliwy, gdyż zsyła na nas tyle cierpień. Właśnie na nas, a nie na przykład na sąsiadów, którzy zazwyczaj są pijani, a awantury u nich się nie kończą.

Ja wiem tyle: na pewno doświadczyłem Miłości Jezusa. To prawda - On żył dwadzieścia wieków temu, urodził się w stajni w Betlejem, a Jego ojczym był zwykłym cieślą. To także On umarł na krzyżu - tego nikt nie zaprzeczy, a świadczy o tym wiele źródeł, nie tylko chrześcijańskich, lecz nawet historycznych. To właśnie On rozmnożył chleb, to On wskrzesił Łazarza i uleczył wielu niewidomych oraz chromych, a poza tym uczynił jeszcze wiele innych wspaniałych cudów. I wreszcie - to On zmartwychwstał. Tego już nie potwierdzają źródła historyczne. To trzeba przyjąć na wiarę. Może, gdy dzisiaj wieczorem chwilę się nad tym zastanowisz, a później pójdziesz do kościoła, to tak jak ja stwierdzisz, że Jezus żyje!!! Oby właśnie tak było.


Chcę podkreślić jeszcze jedną bardzo ważną rzecz - nie zamierzam nikogo nawracać. Każdy przecież ma swoją wolną wolę i to od niego zależy wybór. Trzeba pamiętać jednak, że źle wybierając można stracić życie wieczne. Czy warto?


A więc wybieraj dobrze.
Pokój z Tobą!


PS. Tak przy okazji, to chętnie nawiąże kontakt z ludźmi o podobnych jak ja poglądach i zainteresowaniach. Zapraszam do korespondencji!


Adam Chwedyk
e-mail: EdziuT@poland.com
e-mail: EdziuT@wp.pl
(04.05.01 - 10:35)

Poprzedni artykuł Następny artykuł


Stare Gry - chcesz pograc w gry sprzed lat?


Copyright 1999-2001 Magazyn internetowy NoName
Wszelkie prawa zastrzeżone