Super i hiper
Wizard
Jelcyn poruszył temat-rzekę. Ostatnio nie widziany, obecnie temat supermarketów zaczyna wracać do życia. Chciałbym napisać, jak ja to widzę, ponieważ wydaje mi się, że artykuł mojego "przedpiszcy" nie poruszył wszystkich spraw z supermarketami związanych, a tym bardziej nie było obiektywnego spojrzenia na nie ze strony konsumenta.
Cieszą mnie super i hiper markety. Jest to miejsce, gdzie mogę wejść na dwie godziny i kupić niemal wszystko, czego mi na co dzień potrzeba - od papieru toaletowego aż do komputera. Nie tylko znajdę wszystko naraz w jednym miejscu, ale i przy okazji zaoszczędzę sporo pieniędzy, kupując hurtowo. Większej oszczędności w stylu wkładania batoników do kieszeni, raczej nie polecam, tym bardziej że zaoszczędzona forsa jest raczej niewielka. A telewizora i tak nie wyniesie się w spodniach :)
Ale nie oto mi chodzi.
Chodzę po sklepie i wybieram produkty. Na każdym jest cena, nie muszę za każdym razem pytać sprzedawcy w prowincjonalnym sklepiku "ile to kosztuje? a to? ooo, to za drogo, to ja nie biorę". Jak coś znajdę lub zatrzymam się przy jednym stoisku nie opadnie mnie natychmiast kilku sprzedawców próbując wcisnąć towar, którego nie potrzebuję. Tutaj kupuję SAM i to się dla mnie liczy. Z pustym koszykiem nigdy i tak nie wyjdę, bo nie ma sensu iść do hipermarketu np. po gazetę, skoro obok jest kiosk!
Gdy już mam produkt, który mnie interesuje, wkładam go do wielkiego koszyka na kółkach, zwanego wózkiem sklepowym - jest on na tyle duży, że mogę ułożyć osobno chemię, osobno żywność i osobno pozostałe rzeczy. A przy kasie zapakuję to sobie w osobne torby i będzie higienicznie że aż strach. Krótka kolejka (jest 40 albo nawet 60 kas, a przy każdej najwyżej 6 osób i to tylko w okresie świątecznym), w przeciwieństwie do małego i dusznego sklepiku osiedlowego, gdzie naraz tłoczy się na 8 metrach kwadratowych 10 osób, przy czym niektóre dlatego, że chcą zapytać "czy jest...?". Potem sprzedawca (przypuśćmy, że kupuję bułki) ładuje mi do torby brudnymi łapami obmacana i obkichane w tym tłoku moje bułki i bierze ode mnie tymi samymi łapami forsę (nie wszyscy używają torebek, zresztą to niewiele daje). Natmiast w hipermarkecie wybieram te bułki sam i sam pakuję je moimi brudnymi :) łapami do torebki. Miejsca jest dosyć, więc i bakterii mniej niż gdyby każdy na te bułki właził.
Zostawmy bułki, zajmijmy się bankructwem małych sklepików. To jest sprawa nieunikniona. Wciąż będą miały klientów, jednak z czasem ich szeregi wykruszą się i sklepiki zbankrutują, powiększając grono bezrobotnych. Jednak odwróćmy kota ogonem - bezrobotny, czasami bez prawa do zasiłku, jest biedny, czyż nie? Zatem szuka oszczędności, tak? A jaka może być większa oszczędność niż kupować tam, gdzie jest najtaniej? Może 20 groszy to dla ciebie mało, ale kupując 20 różnych produktów i na każdym zaoszczędzając średnio 20 gr. i robiąc takie zakupy raz w tygodniu przez miesiąc zaoszczędzasz 16 zł. A przecież to i tak za mała kwota - proszek do prania jest 3 zł tańszy, a sól do zmywarek nawet 10 zł. Gdybym kupował owoce też zaoszczędzę więcej. Nie opłaca mi się?
Wracając jeszcze do kas - czy możesz w osiedlowym sklepiku zapłacić kartą kredytową? Nie. To nie USA. Ale i tak robiąc zakupy na cały tydzień (przecież pracujesz i sklepiki są zamknięte, w przeciwieństwie do hipermarketów, kiedy ty wracasz z pracy, a także w niedzielę?) musisz wydać - przypuśćmy - 300 zł. To ja mam taką forsę nosić ze sobą? Wtedy, gdy mogę iść do hipermarketu i nie tylko zaoszczędzić, ale także zapłacić kartą, nie nosząc gotówki? Nie! Jestem zdecydowanie za ułatwianiem sobie życia.
Wizard
e-mail: wizaard@poczta.onet.pl
|