Treny

Spokojne, niemal sielskie życie na wsi zostało nagle zakłócone w
sposób tragiczny pod koniec 1579 roku, kiedy to zmarła ukochana córeczka
Kochanowskich Urszulka, mająca niespełna 3 lata. Rozpacz była tym większa,
że poeta przypisywał córce talent poetycki i marzył, aby była jego
następczynią.  Śmierć ukochanego dziecka stała się dla poety pobudką do
napisania cyklu 19 trenów. Geneza tego cyklu jest problemem złożonym
i nie należy doszukiwać się jej jedynie w śmierci dziecka. 
"Treny" to cykl całkowicie oryginalny, a nawet nowatorski wobec tradycji
poezji funeralnej (pogrzebowej).  Rozliczeniu podlegają w "Trenach"
humanistyczne zasady światopoglądu poety. Już w pierwszym utworze cyklu
ulegają deprecjacji hasła stoickie:
   "Próżno płakać" - podobno drudzy rzeczecie.
    Cóż, prze Bóg żywy, nie jest próżno na świecie?
    Wszystko próżno - macamy, gdzie miękcej w rzeczy,
    A ono wszędy ciśnie - błąd - wiek człowieczy!"
W "Trenach" odzwierciedlone zostały po raz pierwszy w polskiej poezji
przeżycia rodzinne i uczucia najbardziej osobiste, przedstawiona została
wyraziście zarysowana, pełna wdzięku i uroku postać dziecka. W "Trenach"
wyraziła się też w sposób przejrzysty kultura literacka poety i jego
wykształcenie humanistyczne, udokumentowane licznymi odwołaniami do
mitologii i literatury starożytnej.
"Treny" nie powstawały jednak całkiem spontanicznie, rozpatrywane w
całości mogą być potraktowane jako traktat filozoficzny o ludzkim losie i
życiu, o jego stosunku do świata. W cyklu spotykamy się z wyrazami buntu
wobec świata, jak i próbą pogodzenia się z losem. W rezultacie prawdziwym
bohaterem "Trenów" staje się sam autor, rozpaczający po utracie córki
ojciec, przedstawiający własne uczucia, przemyślenia i wewnętrzne
rozterki.  Kompozycja "Trenów" jest także dokładnie przemyślana,
poszczególne utworu cyklu można podzielić tematycznie.
Autor zastosował kompozycję zbliżoną do kompozycji starożytnego epicedium
(utworu poświęconego osobie zmarłej). Zgodnie z tymi założeniami pierwsze
utwory przynoszą pochwałę osoby zmarłej, przedstawienie jej, rozpatrywanie
okoliczności śmierci. Środkowe wiersze cyklu to opłakiwanie osoby zmarłej,
przeradzające się u Kochanowskiego w ból i rozpacz, powodujący załamanie
się dotychczasowego, optymistycznego poglądu na świat. Końcowe utwory tego
cyklu to poszukiwanie pocieszenia, prowadzące do psychicznego uspokojenia
i pogodzenia się z losem.
Wbrew pozorom treny nie stanowią zaprzeczenia renesansowej postawy poety.
Już samo uczynienie główną bohaterką nikomu nie znanej, trzyletniej
dziewczynki jest wyrazem indywidualizmu poety. Kryzys światopoglądowy,
który poeta przedstawia w środkowych utworach całego cyklu, także zostaje
w końcu zażegnany, co będzie można prześledzić analizując poszczególne
utwory. "Tren I" można potraktować jako rodzaj wstępu, ponieważ autor
zwraca się do Heraklita, greckiego filozofa, który uchodził za pesymistę,
wciąż płaczącego nad znikomością spraw ludzkich oraz do Symonidesa, autora
trenów, aby mu pomogli opłakiwać utraconą córkę. Sam poeta jeszcze nie
wie, czy ulgę przyniosłoby mu zapamiętanie w cierpieniu, czy też gwałtowne
próby przezwyciężenia bólu:
     "Nie wiem, co lżej: czy w smutku jawnie żałować,
      Czyli się z przyrodzeniem gwałtem mocować".
W "Trenie V" zmarła Urszulka została porównana do młodej oliwki, która
pomyłkowo została ścięta przez nadgorliwego ogrodnika. Podobnie jego
córeczka, podcięta tchnieniem śmierci, padła u stóp zrozpaczonych rodziców.
W zakończeniu wiersza znajdujemy bezpośrednią strofę do Persefony,
władczyni krainy śmierci, która pozwala na to, aby rodzice Urszulki
wylewali tyle łez rozpaczy.
W "Trenie VI" poeta nazywa swą ukochaną córeczkę "Safo słowieńską",
wyznaje, że nie ziściły się marzenia, w których wyznaczył ją nie tylko na
dziedziczkę posiadłości, lecz przede wszystkim własnego talentu. Następnie
przedstawiona jest rozrzewniająca scena - umierające dziecko słowami
pieśni ludowej, śpiewanej przez pannę młodą, opuszczającą dom rodzinny,
żegna się z rodzicami:
     "Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę,
      Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca zasiędę
      Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz jechać,
      Domu rodziców swych miłych wiecznie zaniechać".
Nastrój smutku, uczucie bólu i rozpaczy zostaje spotęgowane przez widok
ubiorów Urszulki. Wyznaje to poeta w "Trenie VII", używając przy tym wielu
zdrobnień - letniczek, uploteczki, członeczki. Z żalem stwierdza, że matka
inną wyprawę szykowała dla swej córki, a jej za cały posag wystarczyło
"giezłeczko" z lichej tkaniny.
Wspomnienia wciąż dręczą i nie dają zapomnieć o ukochanej osobie. Pisze o
tym poeta w "Trenie VIII", rysując dokładny portret psychologiczny
Urszulki, która zawsze była wesoła i rozśpiewana, wypełniała sobą
wszystkie kąty w domu, "wdzięcznym szczebiotem" zabawiała ojca i matkę. Po
jej odejściu nastała straszliwa pustka w domu, która potęguje ból
rodziców:
     "Teraz wszystko umilkło, szczere pustki w domu,
      Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu,
      Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
      A serce swej pociechy darmo upatruje".
"Tren IX" przynosi załamanie się renesansowego poglądu na świat autora. 
W utworze tym następuje bezwzględny rozrachunek z filozofią stoicką. Poecie
wydawało się, że posiadł właśnie tę stoicką mądrość, toteż nie zna bólu,
rozpaczy, strachu. W obliczu śmierci córki ujrzał jednak poeta ruinę swego
dotychczasowego systemu wartości i kryzys ideologiczny:
     "Terazem nagle z stopniów ostatnich zrzucony,
      I między insze, jeden z wiela policzony".
W "Trenie X" do punktu kulminacyjnego dochodzi rozpacz niepocieszonego
ojca po stracie ukochanego dziecka. Poeta zadaje beznadziejne pytanie:
     "Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała,
      W którą stronę, w którąś się krainę udała".
Nie jest pocieszeniem myśl, że być może najdroższa córka została już
zaliczona w poczet aniołków bądź też Charon przewozi ją już do
podziemnego królestwa. Wiersz kończy się błagalną prośbą do córeczki, aby
w jakiejkolwiek postaci pojawiła się przed ojcem:
     "Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest, lituj mej żałości,
      A nie możesz li w onej dawnej swej całości,
      Pociesz mnie, jako możesz, a staw się przede mną,
      Lubo snem, lubo cieniem, lub marą nikczemną".
W "Trenie XI" Kochanowski powraca do rozważań natury ogólnej, dotyczących
światopoglądu i postawy człowieka wobec świata. Jest to jeden z niewielu
trenów, w których nie padło imię Urszulki, autor nie wspomina też o jej
śmierci. Tren ten rozpoczyna się od pesymistycznego stwierdzenia:
     "Fraszka cnota! - powiedział Brutus porażony.
      Fraszka, kto się przypatrzy, fraszka z każdej strony".
Niestety, ludzi dobrych, pobożnych, cnotliwych także nie omijają
nieszczęścia, cierpienia, wszystko zależy od ślepego losu. Czyż więc warto
być dobrym, cnotliwym, pobożnym? - nasuwa się pesymistyczne pytanie,
pojawia się zwątpienie.
Starożytne epicedium było zakończone pocieszeniem i napomnieniem. Motywy
te odnajdujemy w końcowych utworach całego cyklu. Najbardziej
charakterystyczny jest "Tren XIX", w którym poeta stara się spojrzeć na
życie bardziej trzeźwo, stara się znaleźć ukojenie bólu. W tym trenie
zjawia się poecie we śnie jego zmarła matka z Urszulką na ręku i koi jego
serce wiadomością, że jego córeczka zaznaje już wiecznej szczęśliwości w
niebie, a poprzez swą przedwczesną śmierć uniknęła wielu trosk, cierpień i
smutków, które zapewne spotkałyby ją w życiu doczesnym. Matka poety
apeluje do jego rozsądku przypominając synowi, że wszyscy ludzie są
śmiertelni i każdy ma wyznaczony czas swego życia i śmierci:
     "Śmiertelna jak i ty twoja dziewka była,
      Póki jej zamierzony kres był, póty żyła".
W zakończeniu tego utworu poeta parafrazuje maksymę Cycerona: "humana
humae ferenda", czyli "ludzkie przygody ludzkie noś". W myśl tej maksymy
należy z godnością przeżywać wszystko to, co człowiekowi może się
przydarzyć. "Treny" uznawane są za szczytowe osiągnięcie liryki
renesansowej, poeta wykazał w nich subtelność przeżywania, stworzył
przepiękne dzieło liryczne, nasycone elementami filozoficznymi.