Antymonachomachia

Ostre ataki krytyki po napisaniu poematu "Monachomachia" zmusiły
Krasickiego do napisania "Antymonachomachi", w której tylko pozornie
wycofuje się z tego, co wcześniej przedstawił. Skoro "prawdziwa cnota
krytyk się nie boi", nie powinni "Monachomachią" poczuć się dotknięci ci
wszyscy, którzy są w porządku, a ci, których dotknęła, widocznie na
krytykę zasłużyli.
I w tym poemacie występuje Jędza Niezgody, ale tu przyjęła na siebie nieco
inną rolę. Tym razem postanowiła skłócić zakonników z autorem
"Monachonachi". Krasicki ponownie umieścił akcję utworu w klasztorze, 
z tym że świeci on samymi cnotami swych mieszkańców, co tym samym budzi
wątpliwość, czy mógł istnieć rzeczywiście:
     "Nie podła gnośność rządziła klasztorem,
      Gdzie się te sceny wydały tragiczne.
      Klasztor był cnoty zawołanym wzorem.
      Klasztor obfity w dzieła heroiczne,
      Klasztor od wieków wsławiony wyborem,
      Budował wszystkie miejsca okoliczne.
      Dzielny przykładzie, ach, któż cię wychwali!".
Jędza, zdobywszy "księgę zakonnej wojny", pragnie zapoznać mnichów jej
treścią, będąc pewna, że wywoła ich oburzenie, wprowadzi rozgardiasz 
i zagrozi świątobliwemu życiu w klasztorze. Pierwszego rozczarowania
dostarczył jej doktor, którego spodziewała się zaskoczyć w błogim
nieróbstwie. Okazało się, że: "do służby bożej spieszył" i "w chórze wraz
z bracią chwały boże śpiewał". Zaskoczył ją też porządek panujący w
klasztorze, cisza i spokój, a przede wszystkim ogromna liczba mądrych
ksiąg w klasztornych pomieszczeniach. Zła i zawiedziona opuściła klasztor.
Księga dotarła do rąk mnichów i z początku wywołała różne, nie zawsze
spokojne reakcje. Doktor, człowiek rozsądny, zrównoważony i nie pozbawiony
poczucia humoru, przyjął księgę z żartobliwym śmiechem. Podobnie zachował
się bibliotekarz. Ci dwaj, podobnie jak inni zakonnicy, wiedzą, że:
"Ubezpieczona w niewinności swojej prawdziwa cnota krytyk się nie boi", 
i że: "Trwoga występnym tylko przyzwoita", więc gotowi śmiać się razem 
z autorem. Jędza Niezgody, niezadowolona z rozwoju sytuacji, postanawia
powrócić i rozjątrzyć zbyt pokojowe nastroje. Za jej przyczyną ojciec
Gaudenty wpada w złość, rwie się do bitki, choć właściwie nie ma z kim,
Honorat "blednieje w cholerze", ale w efekcie uspokaja wszystkich
proboszcz proponując rozsądne wyjście: "Jeśli złe pismo, to go i nie
czytać. Jeżeli kształtnie, dobrze napisane, czytajmy, żartu nie biorąc do
siebie". Dla przypieczętowania zgody wniesiono puchar, na którym
umieszczone wizerunki polskich królów wprowadziły wszystkich w uroczysty,
poważny nastrój. Wtedy to jawi się Prawda i wypowiada pochlebne opinie o
autorze "pisma". Jej słowami Krasicki pragnął osłabić wrażenie, jakie w
kołach zakonnych i duchowych wywołała "Monachomachia". Prawda głosi
wszystkim zebranym:
     "Znam tego, co go dziś prześladujecie,
      Wie on, jak święte wasze zgromadzenia.
      (...) Przychylność jego, która nie jest płocha,
      Tym się obwieszcza, iż was szczerze kocha".