Odwiedziny strażnika leśnych dusz
Jacek M. Gierczak
Alicja wstała dziś, jak zwykle, o półtorej godziny za późno. Działo się tak, już od paru tygodni. To również denerwowało Jakuba, jej najserdeczniejszego przyjaciela. Dziewczyna nie pojawiała się w szkole. Rodzice, wyjeżdżający do pracy do miasta o niczym nie wiedzieli, a obecna sytuacja w życiu Alicji nie wróżyła żadnych przyszłościowych rewelacji - nagromadziła się w szkole masa zaległości, a nieśmiała dziewczyna bała pojawić się w szkole - tak przynajmniej przypuszczano, po kilku telefonach dyrektorki do domu. Jakub, zaniepokojony brakiem Alicji w szkole, postanowił do niej pójść, sam uciekając z lekcji. Nigdy dotąd tego nie robił, jak się jednak później okazało, było to dla niego całkiem ciekawe doświadczenie - chociażby ze względu na prześliczny widok obleganego ze wszystkich stron przez znudzonych telewizją, zapitych w trupa wędkarzy stawu.
Drogę do Alicji, pomimo iż wydawała się ona długa, można było swobodnie pokonać w granicach kwadransa. Jakub szedł swym koślawym krokiem, potykając się co jakiś czas o wystające z ziemi grube korzenie, mające swój początek wśród drzew, zamykających obręb nowo powstałej dzielnicy. Jakub nigdy nie miał okazji jej odwiedzić, widywali się na lekcjach, sporadycznie spacerowali wokół jeziora, mieszczącego się nieopodal szkółki. Jednak pamiętliwy Kuba znał drogę, przypominając sobie w czasie swej wędrówki wskazówki jakie przekazała mu koleżanka.
* * *
Alicja mieszkała całkiem przyzwoicie - pochodzący z zamożnej rodziny rodzice dziewczyny, uwielbiali przestrzeń, poza tym byli już w wieku, w którym człowiekowi co dzień rano nasuwa się myśl o "ustabilizowaniu materialnym". Dziewczyna nie narzekała na brak nowych rzeczy, dobrego jedzenia i bezpieczeństwa. Mogła zarzucić rodzicom tylko jedno - brak zainteresowania jej osobą. Przeskakiwała ze szkoły do szkoły, jak wiewiórka w lesie na drzewa, ale nie to było najgorszym problemem - sedno tkwiło w trudności integrowania się z innymi uczennicami, które, wiecznie zakłopotane, miały już swoje przyjaciółki i nie wystawiały do Alicji choćby koleżeńskiej dłoni. Gdy wprowadziła się tutaj, to jest do Kolbud myślała, że odnajdzie wreszcie kogoś wartościowego - kogoś, kogo bez problemu będzie można obdarzyć zaufaniem. Już w pierwszy dzień, niezwłocznie rozpoczęła poszukiwania "drugiej połówki". Tu dotknęła ją kolejna porażka, jeszcze większa niż wcześniej - dziewczyn w trzecich klasach było bardzo mało a jeśli już były, to cały czas zaabsorbowane przebywaniem ze swoimi chłopakami-sportowcami. Całe 4 miesiące spędziła na monotonnym spędzaniu czasu - najpierw w domu, potem w szkole by dzień zakończyć w swym pokoju na drugim piętrze. Prawdopodobnie, gdyby nie Iggy Pop, zwariowałaby kompletnie. I tak któregoś dnia, tak jak zaczęła się monotonia, tak szybko zniknęła. Pewnie nawet nie pamięta kiedy zniknęła...
Pierwszy raz zetknęła się z nim na korytarzu przed końcem pierwszego semestru, idąc po odbiór potrzebnych materiałów na nowy semestr z historii i blankietu podania o pisanie egzaminu poprawkowo-podsumowującego całe 4 miesiące nauki. Alicja miała problemy jedynie z biologią, a na widok chłopaka, biorącego z blatu całą stertę podań o egzaminy sprawdzające, zdrowo pobladła ze współczucia. Kuba tylko spojrzał na nią chłodno i specyficznym, szybkim krokiem zniknął za rogiem korytarza. Dopiero po chwili chwyciła, że to ten, który nie dawno dołączył do klasy. Samego Jakuba jako osobę, poznała dopiero na uroczystym rozpoczęciu drugiego półrocza - na temat jego paromiesięcznej nieobecności w szkole chodziły najróżniejsze pogłoski (które, zresztą, w konfrontacji z prawdą obracały się w proch). Jedno było jednak pewne - tajemnicze zniknięcie z życia szkolnego miało wiele wspólnego z nagłą śmiercią jego starszej o trzy lata siostry. Od tamtej pory, chłopak zamknął się w sobie, stając się wyjątkowo nieufnym i wręcz aspołecznym uczniem. Alicja wszelkimi możliwymi sposobami próbowała do niego dotrzeć. W końcu, postanowiła bliżej go poznać... By później poznać jego...
* * *
Kuba pokonał wyjście z lasu, wysmarkał nos w wilgotną, bawełnianą chusteczkę i ogarnął wzrokiem rozprzestrzeniającą się przed nim długim pasmem drogę, kończącą się niewyraźnie, gdzieś w okolicach wysokich, ślicznie ogrodzonych trawiastymi ogródkami domów. Ruszył przed siebie - po chwili znów się potknął, tym razem jednak wyjątkowo nieszczęśliwie, gdyż poślizgnął o owiniętą giętkim plastikiem końcówkę sznurowadła. Upadł prosto na twarz, wypuszczając ściśnięte skórzanym paskiem książki. Najpierw pojawiło się zdumiewająco interesujące uczucie. Ułamek sekundy później, kątem oka dostrzegł unoszące się po lewej stronie tumany kurzu, tworzące przez chwilę rodzaj ściany piaskowej, jakby ktoś z prędkością światłą wyprzedził go, o mały włos nie taranując jego ciała. Wstał, przetarł koniuszkami palców wskazujących oczy i podszedł by pozbierać zabrudzone książki. Ścisnął je ponownie paskiem, zarzucił na lewy bark i poczłapał wprost. Parę kroków dalej, znów ogarnęło go to dziwne uczucie - tym razem przyprawiło go o mrowienie w... intymnych częściach ciała. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie poczuł. Wrażenie, jakie odczuwał parę sekund później nie było obawą, lękiem - raczej chęcią zaznania tego ponownie. Rozejrzał się dookoła. Wokoło nie było żywej duszy, nie licząc przelatujących nad jego głową ptaków, kierujących swój lot w kierunku lasu. Idąc dalej, przed oczyma zaczął dostrzegać parujące, rozpuszczające się powietrze tworzące rodzaj bariery, która zniekształcająca pole widzenia w zasięgu dwudziestu metrów. Kiedy pełen wewnętrznej obawy, przeszedł przez nią dalej, wszystko było już w porządku. Reszta dnia była już zupełnie zwyczajna...
Alicja, odziana jedynie w samą bieliznę, zeszła po schodach kierując się do kuchni. Panująca w środku duchota skłoniła ją do szybkiego otworzenia okna. Usiadła przy stole, sięgnęła do zlewu po niedomytą szklankę i napełniła ją do połowy zawartością, wyciągniętego uprzednio z lodówki kartonika mleka. Upiła nieco, przecierając powstałe pod górną wargą "wąsy" i włączyła telewizor. Leciał właśnie odcinek najnowszej serii odcinków Toma & Jerry'ego, którzy nie robili na niej już żadnego wrażenia. Przeszła do living roomu, mijając długi korytarz i ze szklanką mleka w ręku wyszła na balkon. W oddali ujrzała sylwetkę Kuby, idącego jakby od dwóch dni, wycieńczonego i obciążonego jakimś dziwnym zdarzeniem. "Co on tu, u licha, robi?" pomyślała błyskawicznie. Tylko tyle udało jej się ujrzeć z daleka - na drodze jej wrodzonej (choć skrupulatnie skrywanej) ciekawości wbiegła migiem na pierwsze piętro i tam, wychodząc na najdłuższy, wypoczynkowy balkon swych rodziców dojrzała wyraźniej postać Jakuba, który pewnym, choć chwiejnym krokiem kierował się w kierunku jej domu. Wbiegła na drugie piętro i szybko ubrała się w coś schludnego. Akurat zbiegła na dół, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. Dziewczyna podeszła do drzwi, przekręciła klucz w drzwiach i otworzyła je. Przez chwilę ogarnęło ją dziwne uczucie, miała wrażenie iż Kuba przez ułamek sekundy miał twarz hybrydowego połączenia dżdżownicy ze ślimakiem. W odpowiedzi na ten odrażający widok, przechyliła gwałtownie głowę w lewo. Kuba na widok zapatrzonej w jakiś punkt twarzy Alicji, szturchnął ją w ramię.
- Hej, tutaj jestem, a może, hehe, oślepłaś? - Alicja spojrzała na niego i gestem prawej ręki dała znak by wszedł do środka.
- Zawsze starasz się być tak dowcipny? - powiedziała cicho, poprawiając grzywkę swych bujnych włosów.
- Nie wiedziałem, że jesteś na mnie zła. - wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Bo nie jestem... - jęknęła, jakby przyduszona dziesięciokilogramowym workiem kartofli.
- To dlaczego nie przychodzisz do szkoły? - spytał bezpośrednio, składając ręce w nożyczki.
- Myślisz, że nie przychodzę ze względu na ciebie? - spojrzała na niego badawczo.
- Nie wiem, może być setka różnych powodów... - wzruszył ramionami. Położył na parkiecie książki i oparł się o ścianę.
- Tak, to prawda, ale ciebie do nich nie zaliczam, jasne? - rzekła stanowczo.
- Tak, OK... - podrapał się po czuprynie.
- To dobrze... napijesz się czegoś...? - skierowała swe kroki do kuchni.
- Spoko, nieco mnie suszy. - poszedł za nią, zdejmując po drodze buty.
- Woda? Mleko? Hebrata... - wyliczała, wystawiając palce z zaciśniętej pięści.
- Może być woda. - stwierdził krótko.
- Nie mogę uwierzyć że jesteś taki skromny - uśmiechnęła się, specyficznie rozciągając usta.
- Zawsze mówię o tym, co mam na myśli, nawet jeśli sprawiam kompletnie inne wrażenie... - tłumaczył cierpliwie, jednak Alicja, nalewając mu z kubka wodę mineralną z nowo otwartej butelki zdawała się łapać co trzecie słowo. Denerwowało ją nieco asymilacyjne podejście Kuby do ludzi ale przecież był to jedyny sposób integracji z innymi ludźmi. To tłumaczyło jego, nierzadko głupkowate zachowanie, ale nie usprawiedliwiało go. Był jedynym człowiekiem z którym można było sensownie porozmawiać i Ala musiała się z tym pogodzić.
- Chodź, usiądź, wyglądasz koszmarnie. - powiedziała.
- Coś podobnego, ty niczego nie upiększasz... - oddał z nawiązką. Lubił się przekomarzać i Ala doskonale o tym wiedziała. Czasem jednak, stawało się to nie do zniesienia. Usiadł naprzeciw niej, rozłożył ręce na stole. Po chwili wychylił zawartość szklanki, zrobił głęboki wdech i zaczął dłubać językiem między zębami, spoglądając jednocześnie w stronę telewizora.
- No więc, co cię do mnie sprowadza - Alicja patrzyła na niego w pełnym skupieniu.
- Przyszedłem cię odwiedzić, nigdy u ciebie nie...
- Ach tak, racja. Pewnie przyszedłeś zapytać dlaczego nie chodzę do szkoły?
- Tak, dokładnie.
- Nie wiem czy warto o tym mówić.
- O wszystkim można mówić, byleby druga osoba, czyli ta która słucha, miała na uwadze iż jest to coś ważnego...
- Nie wiem...
- Zawrzyjmy umowę. Jeśli ty mi o czymś ważnym powiesz, ja zrobię to samo...
- Nie rozumiem po co mamy uprawiać między sobą taką głupią grę?
- Nie wiem już jak do ciebie podejść! Przecież znasz mnie trochę... - wyciągnął w niej kierunku rękę, jednak ona nawet nie położyła swoich na blacie stołu. Zignorował to. Był cierpliwy.
- Co przerabiacie w szkole? - spytała wpatrując się w porysowaną powierzchnię blatu.
- Krótko? - odpowiedział pytaniem na pytanie, podnosząc brwi.
- Najkrócej jak się da, nie chcę zbyt wiele myśleć o szkole... - podparła dłonią czoło.
- Dobra... więc tak... Funkcje, Francja, powtarzamy Alkany i Kinetyka, niedługo facet zacznie przeprowadzać doświadczenia także byłoby dobrze gdybyś...
- OK. Już wiem... wystarczy, do cholery! - nalała trzęsącą się ręką nieco wody do nowej szklanki.
- Nie jesteś ostatnio nieco zdenerwowana?
- Owszem jestem, jesteś kurewsko spostrzegawczy!!! - wrzasnęła, spadając z krzesła. Upadając na podłogę, uderzyła głowę o parkiet. Przez chwilę, leżała kompletnie znieruchomiała. Jakub zareagował tak szybko, że nawet nie zdążył wysłać nawet informacji do mózgu, głoszącej o zamierzeniu wypuszczenia szklanki z ręki. Szkło upadło, łamiąc się na trzy proporcjonalne wielkością części. Zerwał się ze krzesła i doczołgał się wręcz do leżącej przyjaciółki. Schwycił ją za rękę, dotknął delikatnie twarzy.
- Zadzwonić do twoich rodziców...? Ala?! - spojrzał ze strachem. Było z nią wyraźnie źle. Kuba nawet w najdalszych snach nie spodziewał się tak dziwnego obrotu sytuacji.
- Uh, pomoż mi dostać się do pokoju, prrr-osszę.
- Oczywiście. - podniósł ją, przewiesił prawą rękę przez szyję i począł iść z nią w stronę schodów. Po chwili byli już na górze. Alicja była nieco oszołomiona i już na pierwszym piętrze powiedziała że wejdzie sama.
Wszedł do środka. Kuba pomógł Alicji położyć się na łóżku. Przykrył ją kocem, usiadł na krześle nieopodal i rozejrzał się po pomieszczeniu. Niska, lśniąca metalicznie, wieża HI-FI stała w rogu, rozbłyskując przeszło dziesiątką bogatych w kolory światełek, rozpuszczając się gęsto na matowej ścianie pokoju. Dębowe, przymocowane do ścian półki uginały się pod naporem różnorakich książek i całych roczników POPCORNu. Po drugiej stronie widać było komputer, półkę z przeszło trzystoma płytami i mały telewizor. W zasadzie wszystko, czego potrzeba siedemnastolatce. Wstał i usiadł obok niej, na łóżku.
- Podać ci coś?
- Nie, chciałabym abyś ze mną posiedział... Powiedź coś... cokolwiek... - wyszeptała ledwo. - Boli mnie głowa. Musiałam nieszczęśliwie upaść... nigdy jeszcze...
- Nie mów nic, odpoczywaj - przyłożył jej dłoń do ust. Wrócił na krzesło, spojrzał w okno, przykładając dłoń do ust. Wyginał na boki dolną wargę. Myślał.
- Wiesz, kiedy moja siostra umarła, byłem nawet szczęśliwy. To zadowolenie trwało tylko jeden dzień, bo następnego, już zaczęło mi jej brakować. Nie wiadomo dlaczego, miałem ochotę z nią porozmawiać - przetarł rękoma twarz - ...usiąść, wypić herbatę, usłyszeć coś ciekawego. I wtedy... rozejrzałem się wokoło i zobaczyłem pustkę. Pustkę w moim pokoju, który jeszcze wczoraj dzieliłem z siostrą. Wtedy też zrozumiałem że chyba nigdy nie byłem na nią zły, że... że sprawiałem jedynie takie wrażenie, broniłem się przed nią. Jest tyle rzeczy które chciałbym jej teraz powiedzieć, ale wiem że nie mogę, już nie mogę. Zacząłem się obwiniać, modliłem się do Boga, by obdarzył mnie jej twarzą, stworzył mnie całkowicie na nowo - stworzył mnie kobietą. Widzisz, chciałem być jej repliką, lecz tylko na płaszczyźnie wizualnej, chciałem tylko wyglądać tak jak ona, by pokazać wszystkim jak bardzo żałuję. Wspomnienia nie dawały mi spokoju, cały czas słyszałem jej głosy, a zasypiając słychać było z wnętrza poduszki jej głos, śpiewający jedną z jej ulubionych piosenek, nie pamiętam teraz tytułu... Mam nadzieję że kiedyś się z nią spotkam i wszystko jej opowiem - opiszę jej każdy, kolejny zwyczajny dzień w moim życiu... - w tym całym potoku myśli i słów, zasnął. Alicji z całą pewnością, urwała się świadomość o wiele wcześniej.
Wieczorem rodzice zajrzeli do pokoju Alicji i spytali czy wszystko jest w porządku. Ala grała z Kubą n-tą partyjkę Scrabbli, rozmawiając na wszelakie tematy. Wcześniej, jakoś o siedemnastej, Kuba zadzwonił do domu i powiadomił rodziców że zostanie u Alicji w domu. Wyrazili jednorazową zgodę, pod warunkiem że jutro pójdzie do szkoły (powiedzieli że zadzwonią aby to sprawdzić). Kuba obiecał pójść, mówiąc że to wyjątek, iż zostaje u koleżanki na noc.
- Kubuś, powiedz szczerze... śniłam ci się kiedyś? - spojrzała na niego, spod gąszczu opadających jej na twarz włosów.
- Tak. O ile sobie przypominam to parę razy... A czemu pytasz? - powiedział, układając siedmiowyrazowy czasownik na planszy.
- Bo mi ostatnio śni się jakaś koszmarna zjawa, nie wiem jak ci to wytłumaczyć...
- Lepiej mi o tym nie mów, teraz jest dobrze, przezwyciężyliśmy twoją fobię.
- Widzisz... właśnie dlatego nie chodziłam do szkoły. Miałam nieodparte wrażenie że on jest wszędzie; że... jest we mnie. - powiedziała przejęta.
- To tylko sen, mózg porządkuje informacje i z całego tego bajzlu wychodzą takie a nie inne dziwactwa. Spokojnie... - spojrzał jej prosto w oczy. - ...wszystko się ułoży...
Rano, wszystko było jakby odmienione. Razem wstali, zjedli śniadanie i poszli do szkoły. Reakcje na pojawienie się Alicji w szkole były różne - od uciechy, przez ignorancji aż do wstrętu. Z trudem wysiedzieli do drugiej po południu by zerwać się z dwóch ostatnich lekcji. Zaraz po obiecanym przez ojca telefonie.
Wyszli ze szkoły i skierowali swe kroki do miasteczka by kupić coś do jedzenia i picia. Planowali pójść nad staw i, jak zwykle, pogadać.
Przeszli przez skrzyżowanie i doszli pod sklep. Rozbity, najprawdopodobniej kamieniem, szyld PEPSI, otoczony teraz zygzakowatą pajęczyną nie sprawiał zachęcającego wrażenia do kupna czegokolwiek w środku. Nieopodal znajdował się kościół i posiadłość jednego ze stałych bywalców stawu, pana Mieczysława, mającego nieciekawą opinię wśród sąsiadów.
- Masz, kup coś do picia i jakieś chipsy - dała mu do ręki dziesięć złotych w papierku. Kuba tylko uśmiechnął się i bez słowa wszedł do sklepu. Alicja rozejrzała się po okolicy, widząc w usytuowanej po drugiej stronie ulicy palące się nieśmiało światełko - coś jakby odbicie lusterka w popołudniowym słońcu. Zawiązała mocno sznurowadła u trampka i (nie kryjąc zaciekawienia) przeszła na drugą stronę ulicy obracając rutynowo głowę najpierw w prawo, a potem w lewo. Stanęła przy drewnianym, szczerbatym ogrodzeniu i przecisnąwszy się, jak zahipnotyzowana, poszła w stronę stodoły. Światełko nagle zanikło, w odmętach ciemności. Jakkolwiek to interpretować, zwyczajnie zgasło. "Kurde, co jest?", pomyślała w duchu i jeszcze bardziej zdecydowanym krokiem poszła do przodu. Ogarnęło ją dziwne uczucie, czuła gorąco we wszystkich, najbardziej wrażliwych na dotyk częściach ciała. Przeszła przez nią pierwsza fala podniecenia, tak silna, że niemalże upadła na gęsto obrośniętą chwastami trawę. Kiedy byłą już u wejścia do środka drewnianej chałupy, poczuła gwałtowne uderzenie w tylną część ciała, jeszcze bardziej intensywną i o wiele dłuższą od poprzedniej. Upadła na zwietrzałe siano. Z głębi ciemności wyłoniła się, opleciona trocinami dłoń i pomogła jej wstać. Alicja na widok ręki, zrobiła gwałtowna krok do tyłu i maksymalnie skonsternowana, wytrzeszczyła oczy do granic możliwości. Już miała krzyknąć gdy postać przemówiła:
- Nie uciekaj, nie zrobię ci krzywdy... - rzekła dziwnym, jakby metalicznym głosem. Wydawało się że jego słowa odbijają się od wszystkiego co otaczało ją dookoła - ścian stodoły, drzew i dalej chaty pana Mietka.
- Skąd niby mam to wiedzieć? - postąpiła kolejny krok do tyłu. Promienie słoneczne zlały się na jej sylwetkę tworząc swoisty kontrast wyglądu do panującego w tej sytuacji nastroju.
- Mówisz do mnie... już wiesz że nic ci nie grozi... - powiedział w odpowiedzi. Ręka znikła w ciemności.
- Nie rozumiem - wychyliła głowę i spojrzała w stronę sklepu jednak Kuba najwyraźniej czekał jeszcze w kolejce.
- Gdy ktoś się boi... - wyłonił się z cienia -...brak mu tchu... - wyglądał co najmniej przerażająco, ale może tylko ze względu na fakt iż był inny. Jego ciało oplecione było dziwną, lepką substancją, ręce pokryte miał trocinami, nogi grubymi, sterczącymi włosami a na głowie nosił coś w rodzaju kapelusza.
- Brak mu tchu? Ale ja naprawdę się boję...
- Nie... ty jesteś... - przeszedł swobodnie na drugą stronę stodoły.
- No? Jaka jestem? - Alicja pysznie oparła pięści o biodra tworząc z rąk dwa równoramienne trójkąty.
- Podniecona - w miejscu, gdzie ludzie zwykli mieć usta, nieznajomy rozszerzył swe trzy malutkie dziurki, najprawdopodobniej okazując w ten sposób swoją nieskrywaną sympatię. Zaczerwieniła się.
- Dlaczego każda część twojego ciała wygląda inaczej? - podeszła bliżej, przyglądając się uważnie.
- Ponieważ każda ma swoje potrzeby... - westchnął, siadając pod drzwiami, by widoczny tylko dla niej.
- Dlaczego tu siedzisz, kim w ogóle jesteś? - kucnęła na jego wysokości.
- Pochodzę z bardzo daleka... - wycedził niepewnie.
- Hehe, wybacz ale nie wierzę w cywilizację pozaziemską... - rzekł z nutką znudzenia.
- Nie, nie, nie, nie to miałem na myśli. Zostałem stworzony by sprawiać przyjemność. - spojrzał pewnie w jej stronę.
- Ty?! Przyjemność?! - wybuchnęła śmiechem.
- Może to dla ciebie śmieszne, ale tak właśnie jest...
- Przykro mi, ale nie wierze ci...
- Dobrze, więc skoro już tu przyszłaś, to może spróbujesz?
- Czego niby mam spróbować? - wstała.
- Wy, ludzie, jesteście wszyscy tacy sami, gdy nie widzicie co możecie otrzymać, nigdy nie ryzykujecie, obawiając się... ośmieszenia. Czy kiedykolwiek zrobiłaś coś całkowicie spontanicznie, tak prosto od siebie? - podrapał się po skroni.
- No... nie... - odparła zakłopotana.
- Właśnie... - prawie jęknął.
- I po to jesteś? - zmarszczyła czoło.
- Między innymi. Muszę zadowolić jeszcze jedną osobę, wtedy mój władca pozwoli mi podejść... bo... on mnie kontroluje... - uśmiechnął się.
- Aha... co mam zrobić? - spytała zaciekawiona
- Po prostu powiedź coś co zawsze chciałaś powiedzieć... albo co chcesz zrobić. Musi to być coś prawdziwego... - spojrzał na nią swymi jednokolorowymi, czerwonymi oczyma.
- Chciałabym poznać siostrę mojego przyjaciela, Kuby...
- Teraz już idź, idź stąd! - krzyknął wstając do pozycji stojącej. Zniknął w ciemnym wnętrzu pomieszczenia.
"Niesamowite", pomyślała Alicja, czując na wysokości brzucha ciągły skurcz naprężający jej wszystkie mięśnie. "To na pewno o wiele ciekawsze i przyjemniejsze doświadczenie niźli te z fizyki...", pomyślała. Dziewczyna szybkim krokiem doszła do sklepu. Kuba stał nieopodal, dopijając zawartość plastikowej butelki, oplecionej papierową etykietką FANTY. Zauważywszy go, z uśmiechem na twarzy podeszła, całując go w policzek.
- Za co? - spytał, kompletnie zdziwiony.
- Za cierpliwość, mości panie! - uradowana chwyciła go za rękę i poczęła iść w stronę stawu. Pociągnięty za dłoń Kuba omal nie wylądował na ziemi - w ostatniej chwili utrzymał równowagę. W mgnieniu oka, pokonali teren kościoła i wyszli na polanę, widząc zachodnią część stawu, z tej strony, przyjemnie obrośniętego krzakami. Zbiegli szybko
- Szybko! Chyba nie chcesz w ramach przegranej pożyczać mi swoich majtek!?! - krzyknęła biegnąc przed siebie. Jakub w pewnym momencie pomyślał że mówi poważnie.
Dobiegli do brzegu. Alicja rozebrała się do bielizny i podeszła pomoczyć nogi. Kuba nie ukrywał zdziwienia. Sam usiadł, otworzył paczkę paprykowych chipsów i przyglądał się przyjaciółce.
- No co? Nie dołączysz do mnie... - odwróciła głowę w jego stronę.
- Wolę popatrzeć... - powiedział z wypchanym ustami.
- Dobrze, popatrz sobie. - zdjęła resztę odzienia. Wstała i podeszła do niego.
- Jesteś pewien?
Dobrze. Gdy połykam twe palce i czuje jak wątroba przetrawia je na nowe, z równo obciętymi paznokciami, czuję że zawsze będzie mógł mi coś zaoferować. Zawsze będzie tak samo, to oczywiste. Dobrze. Kiedy cię dotykam, mam wrażenie że jesteś ze szkła, które tylko przy użyciu przemocy straci odwagę. Dobrze. Nie przestawaj. Wszystko wokoło maleje, ty jesteś największy. Przerastasz mnie, czuję się jakbym była oplatana przez jeden, wielki mięsisty język, zasilany tysiącami zdrowych, odważnych żył, gotowych zetrzeć ze mnie skórę. Wszystko w jednym celu - na drodze niezapomnianej przyjemności... Możesz już skończyć; teraz nie widzę nikogo innego jak mego mentora, który czuje że spełnił swój obowiązek...
Leżeli na trawie przeszło dwie godziny, obrysowując palcami puszyste chmury, kryjące rozświecającą sylwetkę słońca.
- Powinniśmy już iść, dochodzi piąta... - spojrzał na śpiącą Alicję. Wstał, nałożył na siebie podkoszulek i poszedł nad wodę, umyć twarz. Zapiął guziki u spodni. Gdy się odwrócił, po Ali nie było najmniejszego śladu obecności, może poza wydeptanym miejscem jej spoczynku.
- Ala, chodź, idziemy... - podniósł opakowanie po chipsach i książki. Rozejrzał się uważniej po krzakach. Po chwili skupionej wokół liści obserwacji dostrzegł delikatny ruch w okolicy najbardziej oddalonej od niego.
- Alicja, daj spokój, nie jesteśmy już dziećmi. Kiedyś to było fajne, ale teraz... - westchnął głośno, oddychając głęboko.
"Co się jej stało, to do niej niepodobne...". Wszedł między krzaki. Po chwili, po lewej stronie dostrzegł dziwnie wyglądającą postać, siedzącą między krzakami.
- Ty też mi się śniłeś...
- Co?! Kim, na miłość boską, jesteś? Strażnikiem leśnych dusz?!! - zesztywniał tak przeszywająco
- Haha! - roześmiał się, rozprzestrzeniając falę ciepła w jego stronę. Kuba mimowolnie cofnął się. I tu tym razem nie utrzymał równowagi, potykając się o konary krzaków, wylądował na jednym z nich, przyjmując na plecy nieprzyjemne ukucie przeszło piędziesięciu spiczastych łodyżek.
- Pytanie powinno być sformułowane nieco inaczej... Powinieneś raczej spytać czym jestem... - zerwał listek z krzaka i zjadł. - Haha... - śmiał się patrząc w dal. Żuł głośno aczkolwiek nie mlaskał.
- Nie obchodzi mnie to, co zrobiłeś Alicji? - wstał i podszedł pewnym krokiem do niego.
- Komu?! O kim ty mówisz? - spojrzał w jego stronę swymi czerwonymi oczyma.
- Nie boję się ciebie...
- Przecież wcale o to nie proszę, haha...
- Z czego się cieszysz? - zacisnął pięści.
- Wy ludzie jesteście tacy szczodrzy, kto by pomyślał... Biegniecie do czegokolwiek co tylko wydaje wam się piękne. Ale wszystko jest czymś opakowane... Może ty też chcesz się o tym przekonać?
- Chyba będę zmuszony odmówić.
- Nikt cię do niczego nie zmusza. Gdy tak na ciebie patrzę, zauważam że mało rzeczy robisz spontanicznie. Powinieneś podejść do życia w inny sposób.
- I ty mi to mówisz?! - z twarzy Kuby ani na moment nie znikała obawa. Nieznajoma mu postać wyglądała wystarczająco inaczej, by można się było jej przestraszyć o każdej porze dnia i nocy w każdym możliwym miejscu na Ziemi.
- Tak, mówię to ja... ktoś kto w rozmowie widzi powód... - odwrócił głowę w stronę polany.
- Jaki jest temat naszej rozmowy? - nawet nie zauważył jak szybko dał wciągnąć się w konwersację.
- Przyjemność... - połknął przeżuty liść.
- No nie! Co ty możesz o niej wiedzieć? - rozłożył ręce w geście ignorancji. Odwrócił się z zamiarem odejścia.
- Więcej niż ci się zdaje, chłopcze... - to w niego uderzyło. Te słowa, ta siła, która w ułamku sekundy przeobraziła się w wysokie fale skurczu, oblewające teraz jego plecy. Upadł na kolana. Tylko jęknął.
- Pochodzisz z kosmosu?
- A czy to ma jakieś znaczenie?
- No, w zasadzie nie ma...
- No więc po co pytasz... nie uda ci się zmienić tematu naszej rozmowy. Wstrzymaj jeszcze trochę. Zaraz będzie po wszystkim...
- Po czym?!!! - wstał, dłonie same kierowały mu się w stronę krocza. Skulił się gdy uderzyła w niego kolejna fala przyjemności.
- Uh... tt-too ty... ty sprawiasz...
- To tylko wrażenie... tak naprawdę nic się z tobą nie dzieje...
- Jjja-kk to nie?! Przecież czuję!!!
- Co wy ludzie możecie wiedzieć o uczuciach. - tu odwrócił się w jego stronę - Nic nie wiecie!!! Są wam kompletnie obce.
- Tt-oo po-wwiiedź mi czym jest uczucie... - wycharczał przez zaciśnięte zęby.
- Nie pojmiesz tego, chłopcze. Nawet się nie staraj... - wstał, piętami drapiąc owłosione łydki.
- Z jakiegoś powodu nie mogę stąd odejść... Gdzie jest Alicja?!!! - zacisnął pięści. Gdyby spojrzał teraz w lustro z pewnością przestraszyłby się samego siebie.
- Widziałem jakąś dziewczynę idącą w stronę kościoła... - westchnął.
- Coś podobnego...
- Kogo starasz się naśladować, synu?
- Nikogo, jestem sobą... - odparł, już spokojniej. Wydawało się, że zaczął się przejmować każdym, nawet najmniej istotnym wyrazem wypowiadanym przez postać.
- A może nie wiesz kim jesteś i ciągle zadziwiasz samego siebie... he, he, nie przyjmuj tego tak bezpośrednio do siebie, nie jesteś sam, he he he!!! - roześmiał się gromko. Jego specyficzny ryk odbijał się od wszelkiej roślinności otaczającej przestrzeń i trafiał wprost do jego uszu. Zaniemówił.
- Sam więc widzisz, że jesteś tylko pustym hipokrytą. Rozumiem cię, straciłeś przecież kogoś bliskiego, zapewne przekonałeś się o jej wartości dopiero kiedy cię opuściła a teraz chcesz stworzyć kreację, maskując się tak intensywnie jak to tylko możliwe. Ludzi oszukasz, samego siebie też, ale natury nie oszukasz. Mnie nie oszukasz... - począł iść w stronę polany.
- Jaki z tego morał...?! - krzyknął, naprężając szyję.
- Zacznij kontrolować swe uczucia. Realizuj kłamstwa, a prawdę pozostaw dla siebie.
Realizuj kłamstwa..., to jakiś pieprzony klaun, ćpun, biega nago oblepiony jakimiś chwastami i prawi komunały. Co mu do tego, nie wiadomo co sobie wyobraża? A może ja nie wiadomo co sobie wyobrażam? Wpadł w nieprzyjemną dla niego burzę mózgu, idąc nieśmiało w stronę domu Alicji.
Nie jestem hipokrytą, nie chcę po prostu by ludzie znali na wylot wszystko to, co zachodzi w moim życiu, tłumaczył sobie.
Podszedł do drzwi. Wytarł buty po wycieraczkę i zadzwonił dzwonkiem. Drzwi otworzył ojciec Alicji.
- Kuba, wejdź proszę, Ala jest u siebie. - wskazał ręką na schody, dziwnie się trzęsąc.
- Dziękuje panu - wszedł do środka. Zdjął buty.
- Dać ci coś do picia, zanim pójdziesz na górę? - spojrzał na niego. Jego oczy na przemian zyskiwał niebiesko-czerwone, gęste zabarwienie. Zauważywszy to Kuba, zrezygnował z propozycji. Wszedł na górę. Pokonał schody i zapukał do pokoju Alicji.
- Proszę - usłyszał niewyraźnie. Nacisnął na klamkę i wszedł. Alicja na jego widok, przykryła się prześcieradłem.
- Co tu robisz? Myślałam, że poszedłeś do domu...
- Dlaczego się przykryłaś, przecież nie jest zimno?
- A dlaczego ty zapiąłeś rękawy swej koszuli, przecież nie jest zimno?
- Nie wiem, mogę je podwinąć... - spojrzał w jakiś punkt pokoju, po chwili ponownie spojrzał w jej stronę - o co ci chodzi?
- O nic... nn-iiic - wykrztusiła z siebie, widząc jak Kuba podwija rękawy swej flanelowej koszuli. Jego chude dłonie, pokryte były trocinami.
- O mój Boże... - zaczęła machać rękoma, chcąc zakryć sobie przed oczami jego widok.
- Ccc...co??? - spojrzał na nią maksymalnie zdziwiony. Alicja okryła się jeszcze szczelniej i położyła się na lewy bok. Na widok swych rąk, Jakub osunął się na kolana. Równo poukładane deski parkietu zazgrzytały nieprzyjemnie, okazując tym samym swe niezadowolenie.
- O cholera!!! - spojrzał na ręce. Trociny poruszały się, jakby poruszane lekkim wiaterkiem, wciskały się tępymi końcówkami spod skórę, gilgocząc żyły.
W niekontrolowanej przez niego furii, jego machnięciem zrzucił wszystko z znajdowało się na biurku. Dopiero po chwili spostrzegł że jego spodnie w okolicach krocza są kompletnie mokre. Powierzchnia dżinsowego materiału pokryta była mlekiem. Napój z leżącej na podłodze, grubej szkalnki, ścielił równomiernie gładką powierzchnię podłogi.
- Operujesz skojarzeniami... - spojrzał zmieszany w sufit.
- Co?! - wstała do pozycji siedzącej, gryząc materiał pościeli.
"Dlaczego marnujesz tyle tej życiodajnej substancji".
- Tak, co sobie przed chwilą pomyślałaś...?!?!
- Nic... naprawdę... - odparła, patrząc na niego zza kolan.
- Nic?! - zaczął wymachiwać rękoma, okazując swą bezsilność.
- Oblałeś się, poczekaj, pomogę ci... - wyszła na chwilę z pokoju. Kątem oka, Kuba dostrzegł że jej nogi pokryte są grubymi gąszczami grubych włosów. Odwrócił głowę, omal nie zhaftował się na podłogę. Po chwili wróciła, ze ścierką i wodą w kubeczku.
- Nie, nie trzeba - rzekł, nieco zakłopotany.
- Daj spokój, wszystko rozbabrasz. Po drugie: przecież nie proszę ciebie żebyś zdejmował spodnie, prawda? - zmoczyła chusteczkę wodą.
"Lepiej żebyś nie prosiła. Bo ja to, w zasadzie bym chciał cię prosić abyś zdjęła majtki.".
- Racja. Co mam zrobić? - spytał, rozglądając się po pomieszczeniu. - Zaraz pewnie wparuje twój ojciec poznać naszą wspólną tajemnicę.
- Usiądź tutaj - wskazała palcem na wysokie krzesło przy biurku.
- Dobrze. - usiadł. Alicja podeszła i zaczęła trzeć chusteczką po materiale.
- Też go widziałeś... - rzekła.
- Kogo, może raczej co... - przerwał jej. Spojrzał na nią, a raczej na jej włosy, widząc równiutki przedziałek na głowie. Podniosła głowę patrząc mu w oczy. Były tak czerwone, że aż krwiste. Obserwując je, doznał dziwnego wrażenia że za chwilę wyskoczą i go oślepią.
- Coś jest z tobą nie tak...
- Zaraz wpadnie tu twój ojciec.
- Nie przyjdzie.
- Dlaczego? - chwycił ją za ramiona.
- Powiedziałam że jestem zajęta depilowaniem nóg. - odparła z lekkim uśmiechem.
- Ach, faktycznie doskonały powód...
- Nawet nie wiesz jak mój ojciec się tego brzydzi.
- Ty też go widziałaś... - spojrzał na drzwi. Zdawało mu się że futryna płonie, a w momencie gdy drzwi, wyważone potężną siłą zamieniają się w drobne drzazgi pojawia się jej ojciec, mając zamiast ust, trzy głęboki dziurki połączone jakimiś wielokolorowymi sznurkami.
- Tak, jest niesamowity, prawda? - spojrzała na niego, trąc mu spodnie. Miał wrażenie że rozpina mu rozporek i sięga pod majtki. Przestań, co robisz... nie tutaj!!!
Odepchnął ją od siebie. Wstał i podszedł do okna. Oparł się na łokciach i patrzał w jakiś punkt w lesie.
- Zabije go... zatłukę, po co ja... - odwrócił się w jej stronę.
- Jeśli zrobisz mu krzywdę to jednocześnie nas pozbawisz zdrowia...
- Niekoniecznie. Pozbędę się tych trocin czy co to w ogóle jest...
- Dajmy mu odejść..
- Niby jak?!! - wydarł się na całe gardło. Ciągle wyobrażał sobie że jej ojciec zaraz tu wpadnie.
- Kuba, na to jest tylko jeden sposób.
Jakież to przyjemne. Czasem wydaje mi się że wszystko wokół mnie jest kompletnie mokre. Gdy budzę się, jestem cała mokra. Idę na dół zjeść z rodzicami śniadanie. Ojciec siedzi na mokrym krześle, ubrany w przemoczony garnitur, przy mokrymi stole, trzymając w ręku śliski od wody nóż. Mama, z przemoczoną "trwałą", w mokrym szlafroku kończy jeść mokrą kanapkę z dżemem. Ojciec wystukuje na mokrej podłodze rytm jego ulubionego kawałka Kasi Kowalskiej, wkładając do ust mokrą łyżeczką miękką, wodnistą porcję płatków kukurydzianych. Okna niemalże pływają w ścianach, a ogień walczy na kuchence o życie. Jakież to piękne. Dobrze. Teraz ty też jesteś cały mokry...
- Kuba, powiedz mi... ale tak szczerze, co chcesz robić w życiu? - powiedziała szeptem, leżąc obok niego.
- Szczerze? Jeszcze nie wiem... - miał ochotę zapalić papierosa, zrobić coś nowego. Coś, czego jeszcze nigdy dotąd nie robił.
- To jestem od ciebie lepsza. - uśmiechnęła się.
- A niby czym chciałabyś się zająć? - spojrzał na nią i pocałował ją w czoło.
- Chcę sprawiać przyjemność... Przez całe życie... - westchnęła, podpierając się na pięści.
Alicja wstała pierwsza. Zadzwonił telefon.
- Tak, słucham? - powiedziała ochrypłym głosem.
- Jest u ciebie Kuba, a może gdzieś się włóczy po nocach, sam nie wiem już ja z nim...
- Tak, jest... już go panu daje. - szturchnęła Kubę, zatopionego w wygodnym łóżku. Przebudzony, przetarł twarz i chwycił za słuchawkę.
- Halo? - przemówił, drapiąc się po włosach, jakby chciał zdrapać coś z powierzchni czaszki.
- Jakub, gdzie ty się włóczysz, co ty sobie, synu, wyobrażasz?
- Tato, porozmawiamy jak wrócę.
- Jeszcze mnie igno.....pip.......pip......pip.... - odłożył słuchawkę.
- Idę pożegnać się z rodzicami, dawno tego nie robiłam. Dziś mają pewnie ciężki dzień w pracy. - wyszła z pokoju. Słuchać było tylko jej ciężko stawiane kroki na schodach.
Wstał, podrapał się po lewym pośladku i podszedł do okna. Otworzył je. Wtedy dopiero spostrzegł że denerwujące go trociny zniknęły bez śladu. Dręczyło go tylko czy Alicja również pozbyła się owłosienia.
Rozejrzał się, podziwiając przepiękną panoramkę. Z jego okna, zyskiwała ona zupełnie inny, można by nawet rzec, że brzydki wymiar. W oddali zobaczył postać. Poruszała się niezwykle szybko i już w chwilę później znajdowała się przy ogródku.
- Przeszedłem wam podzię... - w pewnym momencie wypowiadania zdania chwycił się za głowę i odwrócił głowę. Patrzył na polanę i mówił:
- Już nadszedł czas, by się pożegnać.
- Przepraszam że byłem wobec ciebie taki... - powiedział Kuba, próbując gdzieś zatrzymać rozbiegane oczy.
- Rozumiem. Cóż, tacy już jesteście, nie macie czego się wstydzić... My też mam swoje wady. Dobry człowiek, to człowiek z wadami - sztuką jest zaakceptować i obserwować jak sobie z nimi radzi.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - spytał nieśmiało.
- Popraw się.
I wtedy nagle pojawiły się ich dziesiątki. Ukazywali się wszędzie - zza krzaków, spod wysokiej trawy. Po chwili zbiegli się w jedną grupę. Polana wypełniła się jego braćmi, którzy, identyczni wyglądający, po chwili oczekiwania aż dołączy on do grupy, poczęli kierować się w stronę lasu.
- Dziękuje wam, dzięki wam zdałem sprawdzian, teraz jestem wolny! Dziękuję i przepraszam za wszystko! - krzyczał do niego, machał w jego stronę ręką, biegnąc jednocześnie w stronę swojego ludu.
- Pamiętaj, każdy każdego kontroluje, sztuka polega na sprawieniu wrażenia, iż każdy dzień jest całkowicie zwyczajnyyy...! - usłyszał niewyraźnie głos, niesiony już podmuchem porannego, przyjemnego wiaterku.
- Bądź pewien, że zapamiętam. I czasem skłamie, dla własnego i jej dobra... - ale tego postać już nie usłyszała, niespodziewanie znikają w gęstwinie leśnych drzew.
Wtem, do pokoju wpadła ucieszona Alicja. Kuba zerknął niepewnie na jej nogi, teraz, już gładkie.
- Z kim rozmawiałeś? - szepnęła mu do ucha.
- Z nim. Odszedł by rozpocząć własne życie. Możemy być pewni już nigdy nie zakłóci naszego spokoju. Dał nam szansę na ujrzenie namiastki prawdziwego życia...
I tak dziesięć lat później, w zwyczajny, letni poranek doczekali się dziecka. Dopiero wtedy ujrzeli i poczuli namacalną istotę swego życia...
Jacek M. Gierczak
e-mail: isidoro@kki.net.pl Gdańsk, styczeń 2001
|