Magazyn internetowy NoName - zobacz nas on-line!
Polemiki    
Poprzedni artykuł Następny artykuł

Polemika do arta "Coś o Tobie" - NN14

Emka

Drogi Andrew Xfeel

Wiesz, nie mogę nie skomentować Twojego arta, bo Twoje poglądy wydają mi się, delikatnie rzecz biorąc nielogiczne, niczym nerwowy sen schizofrenika.

Po pierwsze - czy uważasz się za kogoś lepszego? Czy może doświadczyłeś jakiegoś mistycznego objawienia, że dajesz sobie prawo myśleć o reszcie świata jako o głupiutkich robaczkach, a Ty jedyny, który zna PRAWDĘ.

Gdy nadchodzi wiosna większość ludzi początkowo przeżywa depresję - nagły atak słońca, ciało jakieś takie nieruchawe, wszystko boli, nic się nie chce, senność itp. Poza tym - okres równonocy wiosennej, to sezon pogrzebowy - na pewno wielu ludzi przeżywa osobiste tragedie. No ale cóż - Ty chodzisz po świecie beztrosko niepomny wszelkiemu cierpieniu i złu i wiatr delikatnym tchnieniem szepta Ci do ucha słowo "miłość"...

Udało Ci się kilka rzeczy w życiu osiągnąć, lecz nie potrafiłeś się nimi cieszyć - chełpiłeś się nimi, ale nie czułeś smaku zwycięstwa - czyżby przerost ambicji?... Nie umiesz docenić trwającej chwili, czujesz nieustający głód i niedosyt - nic nie jest w stanie go zaspokoić - to nie wynik działań społeczeństwa, lecz Twojego systemu wartości - owszem, kształtuje się on pod wpływem otoczenia, ale to Ty ostatecznie podejmujesz decyzje, co będziesz uznawał za dobre, a co za złe.

Oglądałeś pseudo kultowy Matrix i wierzysz. Wierzysz? Wiara narkotykiem słabych - ten, kto boi się żyć na własny rachunek, ten właśnie wierzy, bo jeżeli coś dzieje się złego, to wtedy wiara w coś o wiele silniejszego jest ratunkiem dla słabej duszyczki.

Oglądałeś śmierć zwierząt. Widziałeś, jak konały. Zwrot "na Twoich oczach" określa, że byłeś czegoś naocznym świadkiem. I później pewnie wspomnienie powracało, prawda? Ty w obliczu śmierci, brak reakcji w relacji z zanikiem akcji... Współczułeś sobie tego okropnego przeżycia, prawda?
W obliczu śmierci kogoś bliskiego myślisz pewnie, jak będzie Ci brakowało tej osoby. I to jest egoizm - myślisz - jak MNIE będzie jej brak, a nie - jak JEJ będzie tego wszystkiego, co tu miała - brak. Tak też żałujesz zwierzaczka, które później wpakujesz po odpowiednim przetworzeniu do ust. A potem, żeby lepiej się trawiło, pójdziesz na spacer - żebyś nie zmarzł, weźmiesz skórzaną kurtkę, skórzane buty, pasek skórzany będzie podtrzymywał Ci spodnie, żeby nie opadły.

Nie umiesz się cieszyć tym, co masz - bo gdy patrzysz w lustro myślisz, że chciałbyś być kimś innym. A dlaczego nie chcesz być sobą tylko w inny sposób? Tak powątpiewasz w swoje możliwości przemiany, że wolisz wykreować sobie nową, idealną osobowość? I, naturalnie tęskniąc za nią, nic nie będziesz robił. A twoje życie to wieczna tęsknota - za innym życiem.

Uważasz się za wszechmądrego? Usiłujesz (to dobre słowo) definiować to, co niedefiniowalne - miłość. Pouczasz innych, jak mają kochać, a czy sam potrafisz to czynić? Obrażasz ludzi wmawiając im, że kochają imaginację - wyobrażenie danej osoby. Odrzucasz naukowe podstawy miłości - a wszak podczas tego zjawiska (?) zachodzi mnóstwo procesów chemicznych, które są uzewnętrznieniem (!) miłości. Czemu miłość dla Ciebie jest grą, w dodatku żałosną? Zatraceniem własnej wrażliwości? A mnie wszyscy mówią, że gdy kochają, to odkrywają w sobie nagle pokłady wrażliwości, subtelności, inaczej widzą świat.

Strach w miłości? Nie sądzę, by to było dobre połączenie. Bo, wg mnie, gdy kochasz, nie musisz bać się, np. zdrady (a chyba o to Ci chodziło) - prawdziwe uczucie obroni się samo. A pożądanie i wiążący się z nim seks jest fizycznym aspektem miłości. Związek bez fizyczności jest niepełny, skazany na niepowodzenie - owa fizyczność w końcu musi się pojawić. Czasami to jest po prostu przytulenie się i wsłuchanie w rytm serca drugiej osoby. Seks jest piękny, ale pod warunkiem, że jest UWIEŃCZENIEM miłości tej idealnej, niecielesnej, a nie jej substytutem.

Chciałam o coś zapytać. Czy wierzysz w miłość matczyną? Matki do dziecka? Jaka jest ta miłość? Bezinteresowna? Piękna? Czy może to nie jest miłość? Matka bezgranicznie kocha swoje dziecko, jakie by ono nie było (nie biorę pod uwagę dewiacji psychicznych matek). I myślisz, że ile kobiet jest zdolnych do takiej, jakby nie było, najprawdziwszej miłości?

Piszesz, że prawdziwa miłość to umiejętność dzielenia się, ona istnieje tylko wtedy, gdy szczęście które przeżywasz jest wynikiem współdziałania. Nieprawda. Nigdy nie chciałeś uszczęśliwić kogoś? I cieszyć się również jego szczęściem? Czasami większą radość sprawia obdarowywanie niż samo otrzymywanie. Dlaczego także ta osoba nie może być szczęściem mojego życia i odwrotnie? Niejasny :) jest dla mnie zwrot "to nie ta osoba jest Twoim szczęściem, lecz fakt, że razem potraficie stworzyć światło dnia podczas nocy". Poeta?
Myślę, że poprawniejszym określeniem prawdziwej miłość jest jednak współbytowanie - ale to takie zbliżone do wegetacji, więc może jednak współżycie - co określa wspólne życie, którego elementem jest również dzielenie, ale nie definiuje ono miłości. Współżycie - bo wszystko chcecie robić razem, jak najwięcej czasu spędzać razem - dążycie do jedności, czytacie sobie w myślach - to przypomina coś na kształt scalenia, a nie rozkładu, podziału...

Piszesz:
Prawdziwa miłość to umiejętność odbierania rzeczywistości taką, jaka ona jest, a nie taką jaką chcesz ją widzieć, zobaczyć to znaczy umrzeć, umrzeć dla tego świata w którym dotychczas żyłeś. To tak jakbyś szedł po ulicy i wokoło otaczało Cię mnóstwo ludzi, lecz ty czujesz się taki wolny, czujesz ich obecność a jednak jesteś sam na sam z sobą......

Po Twoich wywodach dotychczasowych sądziłam, że potrafisz odbierać rzeczywistość, taką, jaką ona jest, a Ty stwierdzasz, że "zobaczyć to znaczy umrzeć..." - samotny wśród tłumów? Wolność oznacza brak uzależnień - a Ty wszak jesteś zależny od całej masy ludzi. I nie tłumacz, że to poetycka przenośnia, że nie rozumiem, ale irytują mnie ludzie, którzy piszą w ramach "sztuka dla sztuki" - czyli grunt, by to ładnie wyglądało, ładnie się czytało, a jakie przesłania niesie - mniejsza z tym.

Odczuwasz śmieszność przypominając sobie, że w chwilach porażek myślisz "przecież jestem tylko człowiekiem". A nigdy nie czułeś dumy? Z tego, że przynależysz to tego gatunku (choć powodów do wstydu jeszcze więcej może)? A gdy pierwszy CZŁOWIEK stawiał kroki na Księżycu? Jest Ci to obojętne. I tego zdania się wówczas nie wypowiada - jego prawidłowa modyfikacja, to coś na kształt "Jestem człowiekiem!".

Smutno sobie uświadamiasz, że być może jesteś życiowym nieudacznikiem - masz duży potencjał wiedzy i doświadczenia, a nie potrafisz wszystkiego tego wykorzystać. Umiejętność przystosowania się do różnych sytuacji zowią inteligencją czasami...

Piszesz, że ludzie są jak maszyny, pracują jak maszyny, ponieważ pracują nie dla samej czynności, satysfakcji czy dla radości, lecz dla pieniędzy, uznania, kariery. A czy te ostatnie nie mogą być równoznaczne satysfakcji? Nie odczuwałbyś satysfakcji, gdyby po tygodniach ciężkiej pracy otrzymałbyś wypłatę - Twoje własne pieniądze (np. na lepszy komputer), które sam zarobiłeś?

Biedaku! Wmawiano Ci zawsze, że nie grzeszysz mądrością... Żal mi Ciebie... Nienormalne sposoby motywowania panują w niektórych kręgach społecznych...

Ostatnie trzy akapity to jak słowa nawiedzonego, proroka (bez obrazy dla wszystkich, którzy się poczuwają do tych funkcji).

Piszesz:
A teraz zastanów się, jak ktoś może o Tobie powiedzieć jaki jesteś, przecież Cię nie zna i nigdy nie pozna tych wszystkich wzlotów i upadków które miały miejsce w Twoim życiu, Ty to jesteś Ty, w całej swojej okazałości, nie jesteś ani zły ani dobry, jesteś taki jaki jesteś, jesteś tym co myślisz. Ludzie, którzy wydają o Tobie opinie, zarówno te dobre i jak i te złe nie są w stanie jednak powiedzieć prawdy, prawdę o sobie znasz Ty i tylko Ty.

A jednak wiesz, że w głębi Twojej duszy kryje się niesamowite bogactwo, skarb który istnieje po to byś mógł go odkryć, ta głęboka i złotonośna żyła która tylko czeka na to byś swoim sercem dał jej możliwość pojawienia się w Twoim życiu.

Stoisz przed furtką do nieba, właśnie w tej chwili, w tej tak szczególnej chwili dzierżysz klucz do szczęścia, którego tak bardzo pragniesz, nie wahaj się ani chwilę, przekręć klucz a zobaczysz, że w życiu oprócz szarych zwykłych dni są również i niedziele........

Sam nie wiesz, kim jesteś, nikt nie jest w stanie wydać o sobie opinii. Odpowiedzi niosą chwilę - ale te, które nadejdą. Nie możesz przewidywać np. tego, jak się zachowasz w określonej sytuacji, bo to tylko przewidywania. Sam nie wiesz, jak skomplikowane procesy odbywają się w Tobie i sam do końca nie wiesz, czemu postąpiłeś tak, a nie inaczej.
Nikt nie jest zły ani dobry? A to czemu? Nie ma w Tobie żadnych uczuć, żadnych przejawów akcji? Etyka dawno temu powstała, systemy wartościowania każdy sobie sam wykształca na własne potrzeby by właśnie móc oceniać, a Ty beztrosko zaprzeczasz istnienia przejawów dobra i zła...
Wcześniej napisałeś, że chcesz być innym (kiedy przeglądasz się w lustrze), a tu nagle - że masz "złotonośną żyłę" czekającą możliwości pojawienia się w Twym życiu. To jak jest? Chcesz innego życia czy tego, które już masz? I czy przypadkiem to nie są rozważania niedoszłego samobójcy?
I, zaklinam - napisz, o co chodzi z ową furtką do nieba - niektórzy po prostu są szczęśliwi już teraz, a Tobie chodzi o jakiś konkretny rodzaj szczęścia? I tak samotnie chcesz je osiągnąć?

Pozdrawiam autora tak zagmatwanego arta i proszę o wyjaśnienie dręczących mnie kwestii


Emka
e-mail: emka2@poczta.onet.pl

Poprzedni artykuł Następny artykuł


Stare Gry - chcesz pograc w gry sprzed lat?


Copyright 1999-2001 Magazyn internetowy NoName
Wszelkie prawa zastrzeżone