Relacje z wypraw w Sudety
opublikujemy każdy dostarczony artykuł
Przełęcz
Puchaczówka
Michał Pastwa, lipiec 2000
Przełęcz Puchaczówka jest jedną z piękniejszych jakie widziałem. Śmiało może konkurować na przykład z bieszczadzką Pod Tołstą, tatrzańską Kondracką, bądź też z przełęczami himalajskimi czy kaukaskimi, o których tylko słyszałem. Leży w Sudetach rozdzielając malownicze pasmo łagodnych Krowiarek od stromych zboczy Czarnej Góry. Przełęcz z 864
m.n.p.m. nie robi wrażenia na poszukiwaczach ekstremalnych przeżyć, a jednak... W czerwcu przebiegał tędy szlak Salomon Trophy 2000. Zaiste, tylko twardziele dotarli pieszo do przełęczy, po dwóch dniach zmagań i 150 km marszu. Szli
„na nogach z waty” i na przełęczy dosiadali rowery górskie. Ich kondycję w tym miejscu najlepiej określa komentarz Julii (5 lat). Widząc chwiejącego się, młodego atletę, który bezskutecznie próbuje wsiąść na rower, rzuciła ze zdziwieniem:
„Tato, przecież ten pan nie umie jeździć!” Wszystkim proponuję własne, 2 dniowe
„trophy”, najlepiej rodzinne. Na pewno potrzebny będzie namiot, dobre buty, pojemnik na wodę.
Dzień pierwszy
Wyruszając samochodem z Wrocławia mamy przed sobą 2 godziny jazdy nie pozbawionej uroków. Kierujemy się na południe, trasą na
Kłodzko. Już kilka kilometrów za Wrocławiem wyłania się monumentalna sylwetka Ślęży. Niegdyś potężny wulkan, wygasły przed milionami lat - możemy czasem usłyszeć taką opowieść. Nieprawdziwą niestety, bo geneza góry jest znacznie spokojniejsza, ale prawdą jest, że przez wieki była miejscem pogańskich kultów.
Do dziś nad samotną Ślężą unosi się atmosfera tajemniczości. Po drodze mijamy malownicze dolnośląskie wsie i miasteczka. W górski klimat wprowadza nas historyczne Bardo z przełomem rzeki
Nysy Kłodzkiej, klasztorem Redemptorystów i coraz bardziej emocjonującymi zakrętami i zjazdami szosy. Kilka kilometrów za Bardem, samochód wspina się na płaskowyż, skąd przy dobrej widoczności rozciąga się przepiękna panorama Sudetów. Na wprost Góry Bystrzyckie, po prawo w głębi Karkonosze ze Śnieżką. Nieco bliżej zaś wyrasta zielony
„grzyb” najwyższego szczytu Gór Stołowych - Szczelińca. Po lewej w dali majaczy Masyw Śnieżnika. Przejeżdżamy przez Kłodzko, kierujemy się na Lądek Zdrój, Stronie Śląskie, mijamy wieś Sienna i serpentynami drogi wspinamy się na Przełęcz Puchaczówka. Na przełęczy wita nas XVIII wieczna kapliczka przytulona do samotnego klonu i nostalgiczna panorama Krowiarek. Nieco powyżej przełęczy, na łagodnym zboczu stoi drewniana podhalańska bacówka. Baca z Zakopanego wypasa owce
i kozy, sprzedaje oszczypki (15 zł), wyśmienity biały owczy ser (15 zł/kg) i żyntycę. Każdego powita dobrym słowem,
a owczarki podhalańskie szczekają z szacunku dla gości i poczucia obowiązku, jakie nosi w sobie każdy pasterski pies. Tu można rozbić namiot i warto też pomyśleć o drewnie na wieczorne ognisko. Druga część dnia to wyprawa na Czarną Górę. Od przełęczy Puchaczówka kierujemy się czerwonym szlakiem, przekraczając szosę prosto przez las pniemy się do góry. Po godzinie osiągamy szczyt Czarnej Góry 1205 m.n.p.m. Ze szczytu rozciąga się panorama na Góry Złote i Bialskie, a solidne drewniane ławki zachęcają do odpoczynku. Idąc dalej czerwonym szlakiem mijamy rozległe rumowisko skalne i po 10 minutach schodzimy na szeroki, bezleśny płaskowyż. Stąd widok na masywną kopułę Śnieżnika 1425 m.n.p.m i zalesiony szczyt Iglicznej.
Widać też schroniska
„Pod Śnieżnikiem” i „Maria Śnieżna”, a w dali szachownice pól Kotliny Kłodzkiej.
Rozległe, bezleśne obszary to efekt katastrofy ekologicznej lat 70 i 80 - masowego wymierania lasów pod wpływem zanieczyszczeń powietrza i tzw. kwaśnych deszczy. Teraz bardzo powoli przyroda odradza się. Wśród kamieni, wykrotów, poskręcanych uschłych drzew wyrasta nowe pokolenie
jarzębin, świerków i jodeł. W lipcu czekają tu na nas jagody w dużej obfitości, a gdzieniegdzie zwarte zarośla malin z owocami dojrzałymi górskim słońcem i powietrzem. Wracamy na szczyt i zgodnie ze znakami schodzimy ścieżką do górnej stacji kolejki linowej krzesełkowej. Tutaj zimą rozchodzą się zjazdowe trasy narciarskie do Siennej, a także na okoliczne wzniesienia spięte nićmi wyciągów orczykowych. Latem kolejka zachęca rowerzystów górskich i paralotniarzy do korzystania z bezpłatnego
wwożenia sprzętu do góry. Zjazd kolejką to wydatek 10 zł na osobę, dzieci 8 zł, można też kupić karnet na zjazd rodzinny za 30 zł. Przy dolnej stacji kolejki możemy zjeść przyzwoity obiad za 15-20 zł. Sienna to niewielka osada leżąca u stóp Czarnej Góry, zimą jest popularnym, choć jeszcze młodym ośrodkiem narciarskim. Cała osada to obecnie kilka domostw, murowany kościół z XVIII wieku i szerokie utwardzane parkingi, latem przeważnie puste. Jeszcze w ubiegłym wieku w okolicy wydobywano rudy metali i do dziś na zboczach Pasiecznika znajdziemy liczne kamienne kopce i resztki dróg służących do zwożenia urobku. Z Siennej podchodzimy szosą na przełęcz - pół godziny spacerkiem. Przed wieczornym odpoczynkiem warto zaopatrzyć się w wodę. Małe źródełko wypływa 200 m poniżej przełęczy idąc ścieżką na północ poniżej bacówki. Herbata z górskiej wody wynagrodzi ten dodatkowy wysiłek. Gdy zapadnie zmrok, wieczorne ognisko nad przełęczą, cykanie świerszczy i pobekiwanie owiec na długo pozostaną w naszej pamięci.
Dzień drugi,
zapowiada długi marsz i zmienne krajobrazy. Wpierw jednak dobrze jest zwinąć namiot, bo po powrocie trzeba mozolić się nie tylko z tropikiem i
śledziami, ale i własnym zmęczeniem. Od przełęczy schodzimy na północ drogą obok źródełka. Zagłębiamy się w las, idąc krawędzią zbocza, uciekającego z lewej strony stromo w dół. Głęboko w dole słychać szum potoku. Po 1,5 godzinie schodzimy do doliny. Wśród bujnych łopianów i gęstych traw, górski strumień żyje zimną wodą, zapachem ziół i mokrych kamieni. Dnem doliny biegnie dobrze utrzymana droga, wysypana białym wapiennym tłuczniem. Niegdyś była tu osada, o czym świadczą porosłe mchem ruiny budynków, przydrożne kamienne krzyże i zdziczałe drzewa owocowe. Zaledwie kilka kroków dzieli nas od
teatralnej scenerii kamieniołomu z rozrzuconymi głazami marmuru i piarżyskiem zatrzymanych w ruchu kamieni. Skalne wyrobisko już z daleka bije blaskiem kremowej bieli i pastelowych odcieni. Z bliska daje poczucie ciepła i dziwnego pokrewieństwa człowieka i kamienia, ascezy i siły. Schodząc drogą po chwili mijamy wapiennik, kunsztownie zbudowany w formie kamiennej wieży. Bystre oko dostrzeże rok budowy: 1934. Dalej droga prowadzi nas do pierwszych zabudowań wsi Konradów. Mijamy opuszczone gospodarstwo i nowym drewnianym mostem przekraczamy potok. Stoimy u podnóża grzbietu Krowiarek, od którego dzieli nas ponad 300 m różnicy wzniesień, nie znakowana trasa wśród wysokich traw, zalesionych zboczy i krzaczastych zapadlin. Po drodze napotkamy zagubione nad potokiem gospodarstwo, ostatni żywy ślad dużej niegdyś osady. Może odkryjemy inne ślady, jak choćby sędziwe czereśnie z wybornymi owocami ukryte wśród łąk i lasów. Na płaski, szeroki grzbiet podchodzimy brnąc w trawie po pas. Idziemy przez centrum wsi, dumnej z wysokiego położenia, rozległych pastwisk i ogromnych, kamiennych budowli zamieszkałych przez wiatr i deszcz, słońce, jesienne mgły i zimowy szron. Latem pilnuje ich żmija i zaskroniec, a człowiek rzadko tu przemyka. Prawie słychać w powietrzu muczenie bydła, beczenie owiec i ludzki gwar, a modlitwa z kościoła nieopodal przełęczy, unosi się nad strzaskanymi krokwiami stropu i resztkami kamiennego ołtarza. Ruiny kościoła św. Marcina. Obok zarastający cmentarz kryje bezimienne groby mieszkańców przedwojennego Martinsbergu i ostatni zadbany grób z datą 1947. Być może tu spoczywają prochy zmarłego w 1837 r. księdza Georga Seipela uwiecznionego w powieści Karla von Holteia
„Christian Lammfell”.
Jesteśmy na grzbiecie Krowiarek w Marcinkowie. Dalej żółty szlak jak nitka cywilizacji poprowadzi nas równą, trawiastą drogą, opadającą łagodnie w dół do asfaltowej szosy. Nie jeden z nas obejrzy się raz jeszcze za siebie...
Po dobrej godzinie jesteśmy na przełęczy Puchaczówka, po pięciu godzinach od wymarszu zamknęliśmy krąg.
©
Michał Pastwa, lipiec 2000
|