G-Police
Pigmey
To był rutynowy patrol. Slater i jego skrzydłowi Hill oraz Rossman przemierzali niebo nad jednym z miast księżyca Calipso swoimi Havoc'ami. Czasy, kiedy to miasta były osłonięte od pustki kosmosu wielkimi, przeźroczystymi kopułami już minęły. Kilka lat po pokonaniu Nanosoft'u naukowcy współpracując z inżynierami zbudowali generatory tlenu. Miasta zaczęły się rozwijać pokrywając 38% całego księżyca. Teraz było o wiele trudniej walczyć z przestępczością. Kryminaliści mogli chować się w olbrzymich jaskiniach. Nawet na powierzchni planety, gdzieś z dala od siedlisk ludzi mogli pozostać niewykryci przez wiele miesięcy.
Havoc Slater'a był inny, niż wszystkie tego typu maszyny. Specjalnie dla niego, jako bohatera został zmodyfikowany i teraz jest sterowany bezpośrednio falami mózgowymi. Cztery lata temu, po raz pierwszy w jego długim życiu udało się komuś zestrzelić Havoc'a, którego on pilotował. To, że przeżył było cudem. Odniósł bardzo ciężkie obrażenia i stracił władzę w nogach, co normalnie uniemożliwiało latanie. Pilot, który tego dokonał latał również na Havoc'u tyle, że dla Nanosoft'u. Jego maszyna była prawie cała czarna. Z boku miała wymalowaną białą czaszkę. Nikt dokładnie nie wie, co się z nim stało. Zestrzelił jeszcze potem kilka maszyn GP i zniknął. Ponoć któryś z pilotów GP zestrzelił go, ale nie wiadomo na pewno.
Slater myślał właśnie o przeszłości, gdy nagle usłyszał dźwięk systemu ostrzegawczego. Został namierzony, tylko przez co? W zasięgu wzroku nie było nic. Nagle alarm umilkł. Przyszedł za to komunikat od Rossman'a. Teraz to on był celem. Rossman był młodym jeszcze, ale doświadczonym pilotem. Wiedział jak postępować w takich przypadkach. Czekał. Dźwięk z ciągłego zamienił się w pikający. Rakieta odpalona. Już do niego leci. Odbezpieczył spust flar i zakłócaczy i czekał.
- Za jakieś 24 sekundy odpalę wabiki i zrobię ostry zwrot o 90 stopni w lewo i 45 w górę po czym włączę dopalacze - myślał Rossman. Nie wiedział jednak tego, czego świadomy był człowiek, który odpalił rakietę. Był to pocisk nowego typu, który miał wprowadzać w błąd pilotów tak, jak właśnie zrobił to z Rossman'em. 300 metrów od celu rakieta przyśpieszyła do takiej prędkości, że dystans do celu przebyła między piknięciami systemu ostrzegawczego. Podmuch wybuchu rzucił maszyną Slatera tak, że mało nie wpadł na Hill'a. Gdy opanował maszynę zobaczył już tylko spadające szczątki maszyny swojego skrzydłowego. Od razu zeszli do małego wąwozu, aby nie dostać następnego prezentu.
- Co z twoją maszyną? - zapytał Hill.
- W porządku, tylko trochę zdartej farby i kilka rys - odparł Slater.
- Co teraz? Mój radar nie wykrył miejsca, z którego nastąpił atak - Hill też nie był nowicjuszem, ale nie wiedział co robić. -Może to jakiś niewykrywalny dla radarów myśliwiec - ciągnął dalej Hill.
- Może, ale teraz bardziej mnie interesuje jak się stąd wydostać bez żadnych... nieprzyjemności - Slater myślał nad rozwiązaniem tego problemu, gdy nagle usłyszał przeciągłą serię i dźwięk pocisków uderzających o metal.
- Spadam, ale spróbuję wylądować - krzyczał Hill z płonącego Havoc'a. Slater szukał kogokolwiek, kto mógł ostrzelać Hill'a, jednak nie widział nikogo. Postanowił wylecieć z zagłębienia. Zauważył, że Hill wylądował i nic mu nie jest. Teraz mógł się martwić o siebie. Wyleciał, lecz nadal nikogo nie widział.
- Uważaj. Jest za tobą - komunikat Hill'a rozległ się z głośnika. Slater zrobił obrót o 180 stopni. Teraz przed nim wisiała znana mu już maszyna. Ten sam czarny Havoc, który zestrzelił go cztery lata temu.
- Witaj Slater. Nazywam się Ris Portlander. To ja zestrzeliłem cię cztery lata temu. Pamiętasz? - powiedział przeciwnik.
- Trudno zapomnieć - odparł Slater. Już zastanawiał się jak pokonać wroga. Miał tylko 4 rakiety naprowadzane radarowo, bombę z ładunkiem 500 kilogramów i obrotowe działko kalibru 30 milimetrów. Bombą raczej dużo nie zdziała. Rakiety też raczej nie przydatne z powodu powłoki antyradarowej wroga.
- Czyżbyś miał jakieś kłopoty z doborem uzbrojenia? - drwiąco zapytał Portlander. Slater nawet nie zauważył chwili, kiedy jego Havoc był skanowany.
- Lepiej martw się o siebie, bo zaraz nie będzie ci do śmiechu - tak jak Slater nie wiedział prawie nic o swoim przeciwniku, tak ten nie wiedział, że Slater jest mistrzem w prowadzeniu ognia z działka swojej maszyny.
- Zaczynamy - powiedział Portlander. W tej samej chwili Havoc Slatera został namierzony. Bohater był gotowy na wszystko. Jednak Portlander zwiększył ciąg i wyminął Slatera z boku. Z chwilą, gdy to zrobił alarm umilkł.
- Zna się na walce powietrznej - pomyślał. -To będzie pasjonujący dog fight, nie sądzisz? - Powiedział do Portlandera, ale ten nic nie odpowiedział. Po chwili lotu wykonał nawrót. Zobaczył, że druga maszyna też nawraca. Alarm znowu zaczął piszczeć. Slater odbezpieczył działko. Był gotów do strzału. Usłyszał pikanie systemu ostrzegawczego. Patrzał na wyświetlacz i w ostatniej chwili włączył dopalacze. Dzięki temu nie został trafiony, ale kolejna rakieta zmierzała już w jego kierunku. Slater szybko ustabilizował lot i krótką serią zniszczył nadlatujący pocisk. Podciągnął dziób trochę do góry i kolejna seria tylko dzięki natychmiastowej reakcji Portlander'a nie trafiła bezpośrednio w kokpit czarnego Havoc'a. Przez kilka chwil próbowali zająć dogodną pozycję. W końcu udało się to Slater'owi, który wystrzelił w kierunku przeciwnika trzy krótkie salwy. Dwie z nich weszły prosto w ogon czarnego Havoc'a, ale nie spowodowały żadnych uszkodzeń. Portlander w posługiwaniu się pokładowym działkiem nie był tak dobry i teraz już to wiedział, ale miał jeszcze jedną rakietę. Gdyby tylko udało mu się trafić bezpośrednio w kadłub maszyny Slater'a, na pewno by wygrał. Po kilku nie udanych próbach Portlander'owi udało się zająć dogodną pozycję. Namierzył przeciwnika i odpalił pocisk. Policyjny Havoc zrobił ostry zwrot, ale było już za późno. Rakieta trafiła, ale tylko w tylne usterzenie powodując tym samym utratę sterowności w maszynie Slater'a.
- Teraz jesteś jak kaczka na strzelnicy - zaśmiał się Portlander.
- Nie myśl sobie, że tak łatwo się poddam - wykrzyczał do mikrofonu kapitan policji.
Havoc Slater'a kręcił się w kółko. Portlander ustawił się tak, by być skierowanym w bok uszkodzonej maszyny. Zaczął strzelać z działka raz po raz trafiając we wroga. Tym sposobem uszkodził działko i lewy pylon z wyrzutniami rakiet. Slater zaczął obracać swojego Havoc'a w stronę, w którą się kręcił. Odbezpieczył rakiety i po obróceniu się w kierunku Portlander'a odpalił dwie z rakiet, które wisiały pod prawym pylonem. Niestety nie mógł namierzyć maszyny przeciwnika więc głowice się nie uzbroiły. Trafiła tylko jedna z rakiet, jednak sam impet pędzącego pocisku wystarczył do uszkodzenia systemu żyroskopowego. Portlander stracił kontrolę nad swoją maszyną. Po chwili katapultował się ze spadającego Havoc'a. Wylądował bezpiecznie. Jego maszyna uderzyła w ziemię wznosząc tumany kurzu, lecz nie wybuchając. Portlander zaczął biec w stronę wraku po czym zniknął w dymie i pyle. Po chwili pojawił się z ręczną wyrzutnią rakiet naprowadzanych. Slater wiedział, że z jego uszkodzoną maszyną ma małe szanse na ominięcie pocisku z tej odległości. Portlander odpalił pocisk, ale Slater włączył dopalacze i udało mu się uniknąć trafienia. Miernik paliwa dopalaczy wskazywał zero, a wróg już ładował kolejną rakietę do wyrzutni. Spojrzał na wyświetlacze w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mu pomóc. Bomba. To jego ostatnia szansa. Z trudem wycelował, choć w sumie nie musiał bombą o takiej sile rażenia. Poszła. Zobaczył Portlandera, który już celował. I nagle oślepił go blask wybuchu. Maszyną rzuciło w bok. Silniki zawyły po czym Havoc runął w dół, jednak Slater zdążył się katapultować. Bomby o wadze 500 kilogramów zrzuca się z reguły z większych niż 20 metrów wysokości. Po chwili odzyskał przytomność. To Hill go ocucił.
- Co z Portlanderem? Przeżył? - zapytał Slater jeszcze nieprzytomny.
- Nie. Zniknął w fali ognia. Na pewno nie przeżył. Bomba spadła kilka metrów od niego. Zobacz co zrobiła z twoją maszyną - odpowiedział mu skrzydłowy.
- Wiem wiem, chciałem się tylko upewnić - zaśmiał się Slater. Hill również zaczął się śmiać. Po chwili przyleciała ekipa ratunkowa wezwana już dobre 20 minut temu przez Hill'a.
Miesiąc później. Kolejny rutynowy patrol.
- To już trzecia moja maszyna - powiedział Slater.
- Tak. Dwie poprzednie poszły z dymem. Sam widziałem, ale wy zresztą też - Hill z uśmiechem na ustach mówił do Rossman'a, którego ekipa ratunkowa znalazła we wraku jego Havoc'a jeszcze żywego.
- Takich rzeczy się nie zapomina, co Slater? - powiedział Rossman. -Bez odbioru - dodał jeszcze. Dalej polecieli w ciszy.
Pigmey
e-mail: pigmey1@interia.pl
|