|
|
|
|
Świąteczne zwyczaje Kultura mieszkańców wsi położonych u stóp Beskidów czy na Pogórzu, rozwijana na przestrzeni wieków, to nie jedynie z uporem podkreślany i prezentowany folklor muzyczno-taneczny lub przypominana czasem rzeźba i malarstwo ludowe, ale również najpowszechniej i do dziś obecne zwyczaje, obrzędy, przesądy, porzekadła, legendy i przypowiastki, pojawiające się jakże często jako temat czy źródło inspiracji pisanej i niepisanej, a istniejącej w ustnym przekazie, chłopskiej literatury. To bogactwo życia umysłowego Górali Beskidowych, Pogórzan czy Nadwiślan zamieszkujących Ziemię Wadowicką, czyli dorzecze Skawy od źródeł po ujście (w jej historycznych granicach), było niegdyś bardziej zauważane, skrzętnie odnotowywane i wykorzystywane w pracy naukowej czy twórczości literackiej wielu wybitnych postaci z lat minionych. Na owych powieściach ludu opierał swe dzieła jeden z prekursorów krajoznawstwa na obszarze Nadskawia, literat Adam Gorczyński z Brzeźnicy, ich echa obecne są w twórczości Zegadłowicza i innych z Czartaka, na obrzędach i zwyczajach polskiego ludu osnuła swój uroczy "Rok polski" Zofia Kossak-Szczucka. Zanotowali je nie bez zachwytów w XIX w. Seweryn Goszczyński i Maria Steczkowska, badali z żywym zainteresowaniem Seweryn Udziela, Szymon Gonet, Tadeusz Seweryn, U. Janicka-Krzywda czy profesor wadowickiego gimnazjum, wybitny etnograf Władysław Kosiński. Sekundowali im dzielnie, spisując i gromadząc cenne materiały wiejscy nauczyciele (Woźniki, Witanowice), duchowni, czy tkwiący przecież kulturowymi korzeniami w atmosferze wsi ziemianie. A dziś? Poza wąskim gronem fachowców, tej dziedzinie ludowej kultury niewielu poświęca więcej uwagi, mimo że to ona, z wolna zanikając jeszcze wciąż autentycznie funkcjonuje. Funkcjonuje, kiedy barwne stroje ubierane są już tylko na estradach, bądź schroniły się w muzeach, a taniec i muzyka prezentowane jako swoisty towar eksportowy wsi mieszkańcom miast i turystom. Funkcjonuje oparta o religijność ludzi wsi. Żyje płynąc z przeświadczenia o udziale sił nadprzyrodzonych w kreowaniu człowieczego bytu, jakby sobie nie objaśniano źródeł owej świadomości. Warto przeto reliktom wskazanych zjawisk kulturowych, obecnym dotąd pośród Beskidu i Pogórza, przyjrzeć się i pozwolić żyć w naszych umysłach w postaci pewnej wiedzy o pięknej inności polskiej wsi. Oto kilka zapisów świątecznych zwyczajów i przesądów z okolic Budzowa, Witanowic i Brzeźnicy. Może poznanie tychże zachęci kogoś do gromadzenia materiałów na ten temat i ich upowszechniania? OKRES BOŻEGO NARODZENIA I NOWEGO ROKU (GODY) Na dzień lub dwa przed Wigilią w chatach beskidzkich górali i miesz- kańców Pogórza rozpoczynała się gorączkowa krzątanina. Dzieci i młodzież z pomocą dorosłych przygotowywały choinkowe ozdoby: barwne łańcuchy, wymyślne światy z płatków, słomiane zabawki, wycinanki z bibuły. Zawieszane u sufitu drzewko przyjmowało swój świąteczny strój, podczas gdy starannie sprzątano izbę na przyjęcie maleńskiego gościa, który corocznie przybywał między ludzi w niezwykłą, oczekiwaną noc. Podłogi zaścielano słomą, która tu zalegała przez święta, bo sprzątanie było zabronione. Przygotowano drobne szczapki do rozpalenia ognia, wreszcie przyrządzano wigilijne potrawy. Z pojawieniem się pierwszej gwiazdki ujmowano leżący na wiązce siana przykrytej obrusem opłatek, by ze wzruszeniem łamać go i spożywać z wymienianiem życzeń serdecznych. Zasiadano wreszcie do stołu, często na ławach słomą nakrytych, aby raczyć się tradycyjnym żurem z grzybami, kluskami z makiem, grochem i kapustą, wreszcie rybą lub zupą siemionką - przygotowaną z siemienia lnianego (tylko na Pogórzu). Wigilijne jadło podawano zwykle na jednej wspólnej misie. Resztki z wigilijnego stołu, okruchy opłatków, siano - przeznaczone były dla czworonożnych domowników. WigiLijną słomą owiązywano pnie owocowych drzew, aby te lepiej rodziły. (Beskid Makowski). Po wigilijnej kolacji dziewczęta wychodziły przed dom nasłuchując szczekania psa. Wskazywało ono kierunek skąd nadejdzie kandydat na męża. Od której z dziewcząt jako pierwszej, pies przyjął kość w Boże Narodzenie, ta mogła najrychlej spodziewać się zamążpójścia. Pospiesznie w ów dzień wracano z kościelnych nabożeństw. Kto zdołał innych wyprzedzić, miał gwarantowany urodzaj. Rozpowszechnione posypywanie sąsiadów święconym na św. Szczepana owsem łączono z tzw. podchodami. Użycie do tego celu cukierków - było nieomylną wróżbą choroby. Okres karnawału kończyły zapusty. Odwiedzali wówczas beskidzkie domostwa przebrani zapustnicy, nazywani zockami (od żaków), zbierający do koszyczków jajka lub inne wiktuały. W tym czasie unikano mielenie zboża na żarnach i szycia lub reperacji odzieży. Przekroczenie pierwszego zakazu zwiastowało głód, zaś posługiwanie się nitkami mogło sprowadzić węże w pobliże domu. WIELKI TYDZIEŃ - WIELKANOC Wielkoczwartkowy wieczór jaśniał w Beskidzie blaskiem rozpalanych ognisk. To palono "judasze", chcąc pognębić w pamięci niecnego zdrajcę Zbawiciela. Wielki Piątek to dla wielu uczestnictwo w kalwaryjskim misterium pasyjnym. Górale idący ścieżkami Męki Pańskiej starali się przybrudzić odzież świętą ziemią, aby po powrocie wyprać ją, zyskując wodę do polewania pól dla zapewnienia urodzaju. Noc z piątku na sobotę była czasem oczyszczającej kąpieli w często lodowatym nurcie rzek. Wielka Sobota to znów na Pogórzu wizyty "zocków" zbierających ofiary ze "święconego". W poświęconym podczas sobotnich obrzędów kościelnych ogniu opalano drewienka (z leszczyny) służące do wykonania krzyżyków zatykanych na zagonach przed wielkanocnym świtem. Obserwowano również w dzień Zmartwychwstaniia zachód słońca, które wyjątkowo, jak twierdzono, trzykrotnie pojawiało się i nikło za horyzontem. I nadchodził dzień swawoli, uciech, żartów rozmaitych. W "śmigusowy" ranek niejeden budził się w domostwie o zamalowanych szybach okiennych, stwierdzał brak furty w ogrodzeniu lub nie mógł znaleźć przeniesionej w inne miejsce "wygódki", nielicznym tylko udawało się uniknąć "dyngusowej" kąpieli. A dzieci z gałązką bazi, ze śpiewem, chodziły "po śmiguście" oczekując darów od hojnych gospodarzy. Pozostałe z Palmowej Niedzieli bazie, zapalane, chronić miały domostwa przed gromami nadciągających letnich burz. |