Witaj wędrowcze. Znajdujesz się na początku swej drogi, na początku powieści. Dokąd zajdziesz, kogo spotkasz, co zobaczysz? Zależy to tylko od Ciebie. Czeka Cię długa podróż, pełna niebezpieczeństw i trudności, dlatego dam Ci dobrą radę. Nadstaw uszu i wysłuchaj uważnie gdyż od tego zależą dalsze Twe losy. Idź zawsze przed siebie, nigdy nie wracaj do miejsc gdzie Twa noga już stąpała, nie oglądaj się za siebie. Pamiętaj, w chwili gdy postawisz pierwsze kroki na tej niepewnej drodze, zło najstraszniejsze zawsze będzie czaiło się za Twymi plecami, śledziło każdy Twój ruch. Dlatego nigdy nie cofaj się z obranej drogi bo po tych, którzy to uczynili słuch zaginął na wieki. Gdy dopniesz celu, końca wędrówki, znajdziesz magiczny eliksir. Wypij go a ponownie znajdziesz się tutaj. Wtedy, jeśli znajdziesz w sobie wystarczająco dużo odwagi, będziesz mógł rozpocząć wędrówkę od nowa, przeżywając nowe przygody. Teraz ruszaj w drogę i niech los Ci sprzyja...
Druga wyprawa (Nr 1)
Budził się. Czuł jak jego ciało powracało do życia. Hibernacja, której tak się bał wcale nie była taka straszna jak sądził. Wręcz przeciwnie, mrowienie w mięśniach, które odczuwał było nawet przyjemne.
-Nareszcie jesteśmy na miejscu - pomyślał i w tej samej chwili uświadomił sobie, że oznacza to dla niego początek okresu wypełnionego ciężką pracą ale nie przejął się tym zbytnio. Lubił swoje zajęcie. Zdobycie stanowiska informatyka tej wyprawy kosztowało go wiele trudów i dumny był ze swojego sukcesu.
Zanim się jeszcze urodził, fizycy odkryli pewną właściwość przestrzeni, dzięki której możliwe były szybkie podróże międzygwiezdne. W niedługim czasie po tym wydarzeniu postanowiono wysłać wyprawę do najbliższej gwiazdy posiadającej planety. Pamiętał te filmy dokumentalne, sprawozdania z budowy na orbicie ogromnego statku zabierającego na pokład ponad setkę załogi. Niestety wyprawa ta nie powróciła. Jeszcze gdy był na studiach postanowiono wysłać kolejny statek aby dowiedzieć się co było tego przyczyną. Właśnie wtedy obiecał sobie, że będzie jednym z członków jego załogi. Nic go tutaj nie trzymało a miał duże szanse zakwalikowania się. Był informatykiem a w czasie takiej wyprawy było duże zapotrzebowanie na ludzi jego profesji. Wszystkie systemy statku były kontrolowane przez komputer. Udało mu się a teraz dotarł już na miejsce.
Powoli uchylił powieki lecz zamiast spodziewanej ciemności ujrzał krocie czerwonych, ostrzegawczych lampek świecących nad jego głową. Momentalnie oprzytomniał. Drżącymi rękoma uruchomił panel kontrolny i wywołał okno statusu.
************************************* ZAPAS TLENU: 0,1% - 5 MINUT AKUMULATORY: 2% STATUS: AWARYJNA DEHIBERNACJA *************************************
Dopiero po chwili dotarło do niego znaczenie tego co przeczytał. Za wszelką cenę starał się zachować zimną krew. Wiedział, że panika w takiej sytuacji oznacza śmierć.
-Co się stało? - wyszeptał - Komory hibernacyjne zasilane są bezpośrednio z reaktora. Gdy przechodzą na własne akumulatory od razu rozpoczynają proces dehibernacji. Chyba że... - myśl, która przyszła mu do głowy przeraziła go śmiertelnie - Hibernatory są jednocześnie kapsułami ewakuacyjnymi. Gdy statek znajdzie się w krytycznej sytuacji, system wyrzuca je w przestrzeń.
Wywołał okno statusu systemu. Komunikat, który ujrzał potwierdził jego obawy.
******************************************** STATUS SYSTEMU NIEDOSTĘPNY PRZYCZYNA: PROCEDURA EWAKUACJI ZAKOŃCZONA ********************************************
Teraz wszystko stało się jasne. Statek uległ zniszczeniu a on i reszta załogi dryfuje w kapsułach ewakuacyjnych bez szans na ratunek. Spojrzał na wskaźnik poziomu tlenu i poczuł przypływ rezygnacji. Zostało mu trzy minuty życia. On i ponad setka ludzi, których znał niedługo zginie.
-Dlaczego w takich sytuacjach przeprowadza się awaryjną dehibernację - pomyślał - Chyba tylko po to, żeby można się było pożegnać z życiem.
Nie chciał się udusić, nie chciał umierać. To nie miało się tak skończyć. Zawsze obawiał się tego, że zaśnie i już się nie obudzi ale w tej chwili, gdyby mógł wybierać, wolałby ten rodzaj śmierci niż oczekiwanie na nadejście powolnego końca.
Nie wiedział co zrobić. Miał dopiero 25 lat, całe życie było jeszcze przed nim a teraz? Podjął decyzję. Wystukał na klawiaturze komendę otwarcia kapsuły. Umrze szybko, nie będzie czekał aż wskaźnik poziomu tlenu zejdzie do zera. Zamknął powieki i oczekiwał w napięciu na nadejście końca. Usłyszał działanie mechanizmu uszczelniającego, drzwi śluzy zostały otwarte i... nic się nie stało. Otworzył powoli oczy. Zauważył, że ze śluzy bije jasne, oślepiające światło. Poczuł się kompletnie zdezorientowany. Postanowił wyjść na zewnątrz. Odpiął pasy zabezpieczające, czujniki przytwierdzone do ciała i wydostał się z kapsuły. Ku swemu zdziwieniu stanął na miękkim, sypkim podłożu. Poczuł wiatr na twarzy. Palące słońce nie pozwalało mu otworzyć przywykłych do ciemności oczu. Mrużył powieki jednak po chwili mógł już swobodnie rozejrzeć się po okolicy.
Znajdował się na pustyni. Gdziekolwiek spojrzał widział wysokie, pomarszczone wiatrem wydmy. Piasek miał dziwny kolor, brąz z odcieniem zieleni. Spojrzał w górę. Ujrzał małe, oślepiające słońce i żółte niebo usiane białymi, kłębiastymi chmurami. Kilkanaście metrów dalej leżał spadochron, dzięki któremu kapsuła nie rozbiła się o powierzchnię.
-Co się dzieje? Gdzie ja jestem! - krzyknął i w przypływie rozpaczy usiadł na ziemi zakrywając dłońmi twarz.
Nie mógł w to uwierzyć. Jeszcze przed chwilą miał umrzeć a teraz siedzi na jakiejś pustyni nie wiadomo gdzie. - A może to sen? - pomyślał. Uszczypnął się. Zabolało. To nie był sen. Ale co się stało? Nie mógł tego pojąć.
Jedno było pewne. Gdy był zahibernowany statek uległ uszkodzeniu i to mogła być jego wina. To on przeprowadzał ostatni przegląd systemu. Ale przecież wszystko było w normie, wszystko robił zgodnie z regulaminem. Zresztą pamiętał to dobrze. Siedział przed głównym komputerem i czekał na drugiego informatyka. Takiej kontroli nie mógł przeprowadzić sam. Nudziło mu się trochę więc grał z komputerem w warcaby. Wygrał dwie partie, przegrał trzy. W pewnej chwili usłyszał odgłos kroków. Do sali weszła Anna.
-No tak. Mamy tyle roboty a ty sobie w najlepsze grasz. Tak, to jest właśnie Tomasz jakiego znam - powiedziała udając zdenerwowanie i przybierając groźny wyraz twarzy.
-Wiesz, podobno kobiecie wypada spóźnić się na randkę więc myślałem, że mam jeszcze trochę czasu - odpowiedział i obydwoje wybuchli śmiechem.
Rozumieli się bez słów. Nic dziwnego zresztą, znali się od dawna. Studiowała kiedyś w okolicy jego miasta. Poznali się na pewnym szalonym przyjęciu, które zorganizował ich wspólny znajomy. Szybko stali się parą jednak nie trwało to długo. Odeszła. Zrozumiał, że była to tylko i wyłącznie jego wina ale było już za późno. Nie widzieli się przez dłuższy czas, spotkali się dopiero na komisji kwalifikacyjnej tej wyprawy. Od tamtej pory znowu są razem. Nie potrafił zdefiniować tego co było między nimi ale był szczęśliwy. Ona zresztą też, mimo tego, że na statku lecącym w kierunku innej gwiazdy trudno było wybrać się do kina czy na spacer. Wpadali jednak co jakiś czas na jakiś szalony pomysł i konsekwentnie go realizowali. Na przykład wczoraj w śluzie powietrznej...
-Nad czym się tak zastanawiasz? - zapytała wyrywając go z zamyślenia.
-Nad niczym konkretnym - odpowiedział z uśmiechem.
-To nie myśl za dużo. Jesteśmy już poza układem słonecznym i za kilka godzin idziemy spać. Trzeba sprawdzić system - stwierdziła i usiadła przed panelem kontrolnym.
-No dobrze - powiedział - Wiesz co? Jedyną rzeczą, której się obawiam jest hibernacja. Kojarzy mi się to z mięsem w lodówce. A jeśli się coś stanie to nawet o tym się nie dowiem. Umrę śpiąc.
-Co za głupoty wygadujesz? Hibernacja jest konieczna. Nie da się przecież zabrać ze sobą żywności, wody i tlenu dla stu pietnastu ludzi na sześcioletnią wyprawę. Zresztą w razie awarii system automatycznie przeprowadzi dehibernację. Przecież dobrze o tym wiesz. - mówiła patrząc na niego drwiącym wzrokiem.
-Wiem. Po prostu boję się tego.
-Rozumiem. Ja też. Dlatego musimy dopilnować, żeby wszystko działało idealnie - uśmiechnęła się.
-Więc zacznijmy w końcu tę kontrolę.
Zajęło im to trzy godziny. Wszystko było w normie. Nie było żadnych nieprawidłowości. Dwie godziny później stali przy komorach hibernacyjnych.
-No to dobranoc - powiedział
-Dobranoc, miłych snów - odpowiedziała patrząc mu w oczy - mam nadzieję, że będziesz śnić o mnie.
-Ja też - uśmiechnął się.
To było wszystko co pamiętał. System był sprawny.
Cały czas dręczyła go to, że nie wie co się stało z Anną i resztą załogi. On przeżył. Może inni też. Najgorsze jednak było to, że nie wiedział gdzie się znajduje. Zastanawiał się czy to samo stało się z poprzednią wyprawą? W pewnej chwili przyszła mu do głowy pewna myśl.
Pamięć podręczna! - krzyknął - dlaczego wcześniej na to nie wpadłem - przypomniał sobie, że każda kapsuła ma pamięć, w której przechowywane są ostatnie komendy wydane przez system. Wszedł z powrotem do kapsuły i uaktywnił panel kontrolny. Z danych, które tam znalazł wywnioskował, że byli w połowie drogi gdy zdarzyła się awaria. Czujniki zarejestrowały jakąś masę na drodze statku, jednak teleskopy nie potwierdziły tej obserwacji. System rozpoczął dehibernację ludzi odpowiedzialnych za czujniki jednak pięć minut później zarejestrował wahania grawitacji wokół statku. Potem były już tylko raporty z wystrzeliwania kapsuł. Nie wyjaśniało to jednak miejsca jego pobytu.
-Co teraz? - pomyślał - albo zostanę tutaj i umrę z pragnienia albo pójdę przed siebie i... umrę z pragnienia - sytuacja wydawała się beznadziejna. Jednak po dłuższej chwili postanowił iść. Może znajdzie kogoś z załogi. Nie było sensu tutaj siedzieć i czekać.
W każdej kapsule znajduje się pakiet ratunkowy, znalazł w nim kilka litrów wody, jakąś wysokokaloryczną papkę w tubce, broń, flary, plecak i kilka innych mniej potrzebnych rzeczy. Zapakował to co wydawało mu się najbardziej przydatne i wyszedł z kapsuły. Ruszył w drogę nie oglądając się za siebie. Na początku marsz sprawiał mu trudności. Słońce wiszące na żółtym niebie paliło go po twarzy, piasek osuwał mu się pod nogami jednak po godzinie wędrówki teren złagodniał. Grunt stawał się twardszy, wydmy ustąpiły miejsca bezkresnej równinie. Zaczął odczuwać zmęczenie, jednak szedł dalej. Nie było sensu się zatrzymywać. Po czterech godzinach drogi kątem oka zauważył jakiś niewyraźny kształt na horyzoncie. Postanowił iść w jego kierunku.
smiTH 10.07.2000r smith@alpha.net.pl
Znalazłeś się na rozstaju dróg. Jeśli chcesz spotkać średniowiecznych rycerzy, idź w lewo. Jeśli chcesz być uwięziony przez mieszkańców planety, idź w prawo.
(Kliknij w jeden z drogowskazów)
|