Pierwsze Godziny (Nr 13)
Tak jak przypuszczał, kształty okazały się być niewielkim wzniesieniem. Teren stopniowo urozmaicał się, monotonna równina powoli ustępowała niewielkim pagórkom. Nigdzie nie było widać niczego, co wskazywałoby na obecność wody lub jakiegokolwiek życia, dookoła tylko pustynny, przygnębiający krajobraz. Niewielkie słońce dawało mu się coraz bardziej we znaki - maszerował już od dziesięciu godzin, a słońce nie zamierzało jeszcze chować się za horyzontem. Z jego szybkich, szacunkowych obliczeń wynikało, że doba trwa tu około trzydziestu godzin.
- Gdzie ja do cholery jestem - pomyślał.
Był wycieńczony. Gdyby bardzo rygorystycznie racjonował wodę, mogłoby jej jeszcze wystarczyć na około cztery dni.
Obóz rozbił przy niewielkich skałach. Nie mógł już dalej iść, nie miał już na to siły. Wraz ze stopniowym zachodzeniem słońca, zaczęło się robić chłodno. Po kilku godzinach lodowate powiewy przeszywały go do szpiku kości. Nie przyszło mu do głowy, żeby w dzień naładować baterie słoneczne swojego promiennika termicznego, który jest standardowym wyposażeniem plecaków z kapsuł ratowniczych i służy jako źródło ciepła. Nie mógł rozpalić ogniska, bo nie było niczego, co nadawałoby się do spalenia. Zapadły ciemności. Zimno paraliżowało go - podręczny palmtop, o którego istnieniu w plecaku przypomniał sobie przed chwilą, wskazywał minus 11 stopni.
Przyjrzał się palmtopowi - model XA31 z procesorem Septum 4. Znał dobrze ten sprzęt i jego możliwości. Było to bardzo przydatne narzędzie - oprócz termometru, wbudowany był jeszcze radar o zasięgu 100 kilometrów, a także skaner medyczny, który potrafił rozpoznać chorobę i postawić diagnozę. Szkoda że nie potrafił wyleczyć. Radar nie wykazywał żadnego ruchu...
Palmtop miał wbudowany komunikator o zasięgu 100 kilometrów, Tomek zarzucał sobie, że nie użył wcześniej - gdyby ktoś ze statku przeżył i znajdował się w promieniu 100 kilometrów od niego, była duża szansa nawiązania kontaktu radiowego. Wstukał komunikat i wydał systemowi polecenie wysyłania go co dwie minuty. Przełączył palmtopa na odbiór - jeżeli ktoś jest w pobliżu, może zaraz dostanie odpowiedź. Czekał dwie godziny, opierając się senności i znużeniu, owinięty wszystkim czym się dało, a co zatrzymało by chociaż odrobinę ciepła. Nie było żadnej odpowiedzi. Po kolejnych dwudziestu minutach palmtop wyłączył się.
- Przeklęte baterie słoneczne! - z rezygnacją wrzucił komputer do plecaka.
Zasypiając myślał o Annie - jak wiele by dał, żeby teraz była przy nim, żeby poczuł jej ciepło, usłyszał jej miękki głos... Mimo, że od chwili dehibernacji upłynęło dopiero kilkanaście godzin, czuł się tak, jakby był na tej planecie od wielu lat, sam. Widok ludzkiej twarzy - tylko tego teraz pragnął. Z rezygnacją spojrzał w stronę rozładowanego palmtopa...
Obudziły go dziwne szmery. Wyraźnie coś zbliżało się do jego obozowiska. Kroki. Wstrzymał oddech i chwycił za swój pistolet laserowy. To, co ujrzał w bladym świetle dwóch księżyców wiszących na niebie całkowicie go sparaliżowało. Zza skały wynurzyło się ogromne czworonożne stworzenie z masywną skorupą na grzbiecie.
- Co to, u Boga, jest?! - przerażenie odebrało mu możliwość jakichkolwiek ruchów. Zwierzę zbliżało się, jednak nie sprawiało wrażenia jakby go zauważyło. Czekał. Ogromne cielsko przetoczyło się dziesięć metrów od niego, nie zdradzając jakiegokolwiek zainteresowania jego osobą. Czy został zauważony? Tego nie wiedział, jednak wolał nie ryzykować ujawniania się. Pozostał w bezruchu. Stworzenie poszło dalej swoją drogą - w stronę pustyni, na której wylądowała jego kapsuła.
Po kilku minutach wrócił do normalnego stanu świadomości. Wiedział, że nie jest sam na tej planecie i teraz musi zachować szczególną ostrożność. Z drugiej strony, fakt istnienia żywych istot oznaczał, że gdzieś w pobliżu musi być woda...
Gdy tylko pojawiło się słońce, włączył palmtopa i kontynuował nadawanie sygnałów. Radar nie wskazywał żadnego ruchu - co stało się więc z jego nocnym gościem? Czyżby wydostał się już poza zasięg radaru? Przypomniał sobie, że również wieczorem radar nie wskazywał żadnego ruchu, skąd więc u diabła wzięło się to zwierzę, i gdzie jest teraz? Pytania...
Bez większego przekonania, bardziej siłą woli niż mięśni szedł przez prawie cały dzień. Zużył już całą tubkę wysokokalorycznej pożywki, zostały mu jeszcze dwie takie same. Przed zmierzchem rozbił kolejny obóz. Tym razem było jeszcze zimniej, ale na szczęście w dzień naładował promiennik, również akumulatory palmtopa powinny wytrzymać do świtu. Noc przebiegła spokojnie. Wnioskował, że planeta na której się znalazł, nie jest chyba zbyt gęsto zasiedlona. Radar nic nie wskazywał. Właściwie Tomek zaczynał już wątpić, czy zwierzę, które widział zeszłej nocy rzeczywiście koło niego przechodziło, czy był to tylko sen, zwłaszcza, że radar nie zwiastował pojawienia się czegokolwiek. Wolał o tym nie myśleć.
Trzeciego dnia wędrówki zaczął tracić nadzieję na odnalezienie czegokolwiek na tej przeklętej planecie. Z drugiej strony przebył dopiero 70 kilometrów...
Radar! Radar coś wykrył! - z palmtopa dobywały się ciche, dobrze mu znane piski...
*********************************
Kefas
piowojc@poczta.onet.pl
http://www.republika.pl/piowojc
|