NoName Story
L i n k i
Strona główna
Pierwszy rozdział książki
Redakcja
Newsy
Statystyki
Dla piszących
Powiadamianie
Download
Bannery
Mini
Bonus
Powiadamianie
Jeśli chcesz być informowany o ukazaniu się nowych rozdziałów powieści, to podaj swój e-mail.
Więcej informacji
Prenumerata NoName
Magazyn internetowy NoName - mamy najwięcej tekstów. W magazynie znajdziesz m.in felietony, poezje, opowiadania, teksty o muzyce, filmie i komputerach ...
Co miesiąc nowy numer, magazyn jest wysyłany w formie spakowanej strony www, żaden numer nie przekroczy 350Kb.
Zapraszamy też na naszą WWW

Cien nadziei
      (Nr 3)

      Tomasz nieustannie szedł w kierunku tego czegoś co mogło być ratunkiem. Nie miał jednak żadnej pewności, czy owe coś nie pozbawi go życia szybciej niż gdyby miał ginąć w bezkresach kosmosu po otwarciu kapsuły. Jednak chciał żyć, choćby tylko po to, by upewnić się o losy pozostałych członków załogi, dlatego niezmiennie podążał do tych niezbadanych błysków na horyzoncie. Zmęczenie zaczęło trawić jego ciało i jakieś dziwne głosy pojawiły się w jego głowie.

- "Stary, przestań się oszukiwać. Przecież to i tak beznadziejne. Ty już ledwo chodzisz, a twoja ostatnia deska ratunku wciąż jest cholernie daleko. Choćbyś nie wiem jak mocno tego pragnął, to i tak do niej nie dotrzesz."

      Tomek podniósł dłoń, by osłonić oczy przed wciąż palącymi promieniami zachodzącego już słońca, popatrzył przed siebie i nagle upadł na kolana. Płakał jak mały chłopiec, któremu dokuczają dzieciaki z sąsiedztwa. Zaczął coś wrzeszczeć o niesprawiedliwości i rozkopywać nogami piasek jak rozwydrzony maluch. Lecz zaraz opanował się, otarł twarz bardzo oszczędnie zwilżoną chustką, po czym znów ruszył przed siebie. Podczas tego marszu powtarzał w kółko pod nosem.

- Ty skończony durniu, co ci odbiło, żeby tak się zachowywać? Coś takiego nic ci nie daje, a wręcz przeciwnie, tylko odbiera ci siły. To nie Nowy Jork, ani nawet nie Warszawa. Tutaj nikt nigdzie nie podwiezie twojego szanownego tyłka. Jesteś zdany tylko i wyłącznie na siebie, więc przestań się mazgaić i czym prędzej zabieraj się stąd.

Mijały kolejne godziny uciążliwego marszu. Był coraz słabszy, jednak zachował zdrowy rozsądek i umiejętnie rozdzielał sobie porcje wody i owej wysokokalorycznej papki, którą producent nie wiadomo czemu nazwał "Maco". Było już prawie całkiem ciemno, lecz Tomek nie zdecydował się jeszcze na odpalenie flary. Postanowił maksymalnie wykorzystać energię słoneczną, choć mógł jedynie przypuszczać, że jest to to samo słońce, na którym tak lubił wygrzewać się w domu.

- W domu... - pomyślał - Ciekawe co teraz robią rodzice i Kasia? Nawet nie wiem, czy teraz śpią, czy... Nic właściwie nie wiem, dlatego nie mogę sobie pozwolić, by moja "taksówka" uciekła mi sprzed nosa. - uśmiechnął się i przyspieszył kroku.

W ostatnich promieniach słońca dojrzał, że jego cel wyraźnie się przybliżył. Pokrzepiony tym faktem odpalił pierwszą flarę i łyknął troszkę wody. Szedł nieustannie w kierunku, który wydawał się być zbawiennym, gdy nagle wydało mu się, że coś słyszy, jakby rozmowę.

- Masz omamy słuchowe z wyczerpania, panie Tomek. Pewnie wiatr dmie po okolicy wydając takie odgłosy. - pomyślał.

      Zaczęło go ogarniać dziwne uczucie, że przestrzeń wokół niego zmniejszyła się. Lekko zaniepokojony postanowił upewnić się, że nadal wędruje po bezkresnej niemalże równinie. Podszedł kilka kroków w lewo i, ku jego wielkiemu zdziwieniu, okazało się, że istotnie otaczają go ściany jakby znajdował się w miniaturze kanionu Kolorado.

- Co tu jest do jasnej cholery grane??? - zadał sobie to pytanie, przestraszony nie na żarty. Nie zdążył jednak udzielić sobie na nie odpowiedzi, gdyż nieoczekiwanie poczuł uderzenie w tył głowy, a jego powieki zasłoniły mu widok szybciej niż mógłby się tego spodziewać...

      Głowa bolała go jak chyba jeszcze nigdy. Fakt, nigdy przedtem nie dostał niczym tak twardym w potylicę. Powoli dochodził do siebie. Rozejrzał się wokół po ciemnym pomieszczeniu i z przerażeniem ujrzał obraz, którego nigdy by nikomu nie pokazał. Wszędzie gdzie mógł dojrzeć znajdowały się dziwne istoty, poprzykuwane do ścian pod którymi siedziały. Ich odzież była niemiłosiernie podarta, przez co ukazywała żylaste ciała jeńców. Tomek wzdrygnął się na ten widok i wtedy usłyszał znajomy metaliczny dźwięk, dźwięk który wydają łańcuchy. Spojrzał ku górze, by być stuprocentowo pewnym, że to on spowodował te brzęki. Potem nie miał już wątpliwości. Jego nadgarstki połączone były ze sobą łańcuchem, którego długość mogła sugerować iż ten, który go nim skrępował starał się maksymalnie oszczędzać na metalu. Co dziwne nie czuł odrętwienia w rękach, ale nie mógł określić jak długo znajdował się w tym miejscu. Może dzień, może siedem, a może dopiero go tu wrzucono. Towarzysze niedoli nie wykazywali jakiegokolwiek zainteresowania związanego z jego osobą, a sytuacja nie przedstawiała się różowo.

- W coś ty się znowu wpakował? - zapytał sam siebie.

- W to samo co ty Tomku, skoro cię tu widzę. - usłyszał znajomy głos w przeciwległym końcu pomieszczenia i aż zaniemówił, sam nie wiedząc czy ze zdziwienia, czy z radości że odnalazł kogoś z załogi.

- Michał czy to ty? - zapytał z niedowierzaniem

- Nie, to nie ja. To ksiądz Józef. Pewnie, że ja gamoniu, przecież zawsze robiliśmy wszystko razem, miałbym przepuścić taką okazję?

- Jak się tu znalazłeś? Co to za miejsce? O co w ogóle chodzi??? - dopytywał nieustannie Tomek.

- Czy uważasz mnie za informację turystyczną? Pomalutku. Znalazłem się w tym niezbyt wesołym miejscu chyba tak jak ty. Po zmroku dostałeś po głowie?

- Jak byś zgadł. Skoro taka z ciebie wróżka, to może jeszcze powiesz, kto był taki bezpośredni?

- Pewnie miejscowi. Pytanie tylko, którzy? Prości rolnicy, obawiający się o swe uprawy, czy też sługusy miejscowego "szefa". Straszny z niego sukinkot. Poza tym nie sądzę, by ktoś z załogi miał jakikolwiek cel w ogłuszaniu nas. - zarechotał

- Słyszę, że poczucie humoru nie opuszcza cię bez względu na sytuację - Tomek również się uśmiechnął. - Skąd jednak przypuszczenie co do "szefa"?

- Widziałem jak pracują jego ludzie. Uwierz mi, nie chciałbyś tego oglądać. Zero skrupułów, są jak huragan. Wpadają do wioski znienacka, a następnie robią tam co im się rzewnie podoba. Jeśli nie zabiją mieszkańców, to dobrze, jednak gdy tego nie zrobią to też nie wzbudzi gniewu "szefa". Nie byłbym zdziwiony, gdyby okazało się, że zabiją na jego polecenie.

- To zabrzmiało, jakbyś chciał się o tym przekonać. Jednak nasza obecna sytuacja nieco komplikuje sprawę, nie sądzisz?

- Pewnie tak, ale chyba nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie byli w stanie jakoś wydostać się stąd. Pamiętasz jak jeszcze w podstawówce dorwała nas grupa OHP - ów z podliskiej budowlanki? Ciągle, gdy sobie przypomnę ich miny, to ogarnia mnie dziki śmiech. Coś ty im wtedy naopowiadał?

- Dokładnie nie pamiętam, ale chyba podawaliśmy się za dzieci kogoś ważnego. Najlepszy trick i tak był z radiowozem. Jak można być tak głupim, by nabrać się na taki stary numer? - zaśmiał się głośno

      Nagle umilkł oślepiony snopem światła, które wpadło do środka przez otwarte drzwi. Stanęła w nich postać na pierwszy rzut oka przypominająca wielką rybę, co niesamowicie rozśmieszyło Tomka. Umilkł jednak szybko, przypomniawszy sobie o wyczynach owych "ryboli". Jego towarzysze niedoli wyglądali jakby chcieli się ukryć przed strażnikiem, który teraz przechadzał się środkiem sali. Podszedł do Michała i uwolnił jego nadgarstki, a następnie dość brutalnie pomógł mu wstać i zaczął prowadzić ku wyjściu. Kiedy zbliżali się do światła strażnik nieoczekiwanie złożył się na pół jak scyzoryk, by zaraz po tym pofrunąć z łomotem na plecy.

- Ciszej do jasnej cholery, bo jeszcze zlecą się tu twoi kolesie, a to wcale nie będzie dobre. - powiedział Michał bezpretensjonalnie do ogłuszonego strażnika.

- Hej, stary. Coś ty tam narobił?

- Trzeba być spontanicznym. - odpowiedział Michał z uśmiechem rozkuwając przyjaciela - Teraz trzeba się stąd zrywać i to w trybie ekspresowym.

- A oni? - zapytał Tomek wskazujc na pozostałych więźniów.

- Wrócimy po nich, a dwóm łatwiej się będzie przekraść niż całej bandzie. Tym bardziej, że mamy tylko jednen miotacz, czy co to tam jest.

- Może i masz rację, tyko powiedz to im.

- Liczę na to, że znajdzie się wśród nich ktoś, kto to zrozumie i im wytłumaczy. Musimy już lecieć.

      Wyszli z więzienia bardzo ostrożnie. Może nie poruszali się w zawrotnym tempie, ale lepiej być żywym i szybkim. Od czasu do czasu słychać było kilka strzałów z miotacza, następnie dwie pary nóg obutych w ziemskie NIKE.


Krzychu

Ten rozdzial napisalem natchniony fragmentami wielu rzeczy; IV epizodem SW, ksiazkami O. S. Carda, pierwsza czescia ALIENa. Lista jest nieco dluzsza, ale zamkne ja w tym miejscu. Majac nadzieje, ze moja krwawica przypadnie Wam, do gustu zycze milego czytania. Swoje opinie przysylajcie (czesto i gesto:)) na adres; krisbish@kki.net.pl
Krzysiek Biszta, Wroclaw


Znalazłeś się na rozstaju dróg. Jeśli chcesz aby więzienie okazało się snem, idź w lewo.
(Kliknij w jeden z drogowskazów)

Wybierz dalszą drogę Wybierz dalszą drogę




Magazyn internetowy NoName - off-line
Strona główna | Pierwszy rozdział książki | Redakcja | Newsy | Statystyki | Dla piszących | Powiadamianie | Download | Bannery | Mini | Bonus | Magazyn NoName
Strona stworzona przez NoName Multimedia.
Copyright (c) 2000 NoName Story.
Wszelkie prawa zastrzeżone.