Powróćże Komuno w góry i nad morze Znowuż będzie można z pola ukraść zboże O, święty Józefie, zmiłuj się nad nami Wróć do nas Komuno drzwiami i oknami
Powróćże Komuno do zakładów pracy Żeby znów szczęśliwi byli rodacy Żeby pospać mogli sobie za maszyną Żeby nic nie robić i pić tanie wino
Pójdziemy z rodziną w wyborach głosować A potem po parku będziemy tańcować Niech wróci Komuna i tania kiełbasa Pół litra na głowę i piwo na kaca
Po co "Solidarność" i po co wojować Niech wróci Komuna - będziemy harcować Jedni chcą faszyzmu, drudzy księdza wolą A ja chcę komuny oraz Disco Polo Hej!
W tym kraju naprawdę wszystko może się zdarzyć Można dostać po ryju lub głaskanym być po twarzy W marcu jak w garncu a w maju jak w raju Co jeszcze się zdarzy w tym dziwnym kraju? Każdy orze jak może - do trzech razy sztuka Dwa razy nie wyszło - za trzecim oszukam Póty dzban wodę nosi póki ucho się nie urwie Co ma wisieć nie utonie - każdy skończy kiedyś w trumnie... Pieniądze szczęścia nie dają, ale lepszy rydz niż nic W tym dziwnym kraju Miała babuleńka kozła rogatego - ale go zarżnęła Z głodu okrutnego Żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała Bo póki wilk syty, póty owca cała Lepiej być zdrowym niż mieć wrzody na żołądku Mogła babcia zaczekać na rentę do piątku W tym kraju naprawdę wszystko może się zdarzyć Można przejść do czynów albo można marzyć Jak wół do karety pasuje mi bieda Żyje się raz - bo więcej się nie da Patrzę za okno, wieczorna godzina Złapał Kozak Tatarzyna A Tatarzyn za łeb trzyma Trafił swój na swego - chodziło o pokera Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera Włączyłem się do walki, kopnąłem między uda - trening czyni mistrza A wiara czyni cuda Nie święci garnki lepią, kto szuka - ten znajdzie I oni i portfele leżały na asfalcie Veni, Vidi, Vici - pieniędzy jak lodu Nagle dwóch niebieskich podeszło od przodu A że kruk krukowi oka nie wykole Spokojnie odeszli biorąc swoją dolę W tym kraju naprawdę wszystko może się zdarzyć Ze zdobytej kasy zrobiłem kapitalik Mam już trzy fabryki i pięć Mercedesów Brakuje mi tylko immunitetu W tym kraju naprawdę wszystko może się zdarzyć...
czyli pieśń o cudownym nawróceniu
Bolszewicy na mszy w pierwszych rzędach siedzą Całują sutanne i opłatki jedzą A ksiądz ich przytula i garnie do siebie SB-ków, kapusiów co chcą miejsca w niebie
Jezus na to patrzy Łez ma pełne oczy Pójdzie ksiądz do piekła Wyżej nie podskoczy
Siedzą w "Lancii" nawaleni Zdzisio, Olek, Genio, Wieś Z przodu pały na motorach, z tyłu po cywilu pies Modry z wódy opuchnięte, świńskie oczka już za mgłą Tłuste dupy wypoczęte z polowania naprzód mkną
Do Warszawy Jadą Pany
Do Warszawy z polowania Genio rzyga w siną dal Zdzisio wciąż o kurwach gada, Wiesio znów się w pory zlał Jadą chamy szczurołapy, Olek z przodu trawę ćpa Dał kierowcy cztery machy, sto sześćdziesiąt Lancia gna
Do Warszawy Jadą Pany
Nudzi mi się - otwieram gazetę Czytam o bolszewii i "Solidarności" Pijanym pośle, wojnie w Jugosławii O Nazi-froncie i Unii Wolności Dajcie! Dajcie mi robotę!
Na górze sąsiad w pijanym widzie Tłucze o ścianę pustą butelką Poszło pięć tysięcy - co mnie to obchodzi Mnie jest potrzeba pięć razy więcej Nudzi mi się - oglądam telewizję Słucham o bolszewii i "Solidarności" Dajcie! Dajcie mi robotę!
Wstaję z łóżka i idę do kuchni Nastawię herbatę - kawa się skończyła Mocną sobie zrobię, gaz odkręcam Lecz nie mam zapałek, ostatnia się skruszyła Nudzi mi się - wracam do pokoju Radio sobie włączę, kładę się do wyra Dajcie! Dajcie mi robotę!
Czasami jest słońce Czasami jest deszcz Czasami jest mrocznie Czasami jest wiersz
Wszystko zmienia się Na przemian Raz jest dobrze, a raz nie Słońce wschodzi i zachodzi Zawsze każdy inny dzień Będzie dobrze, jeśli zechcesz Jeśli tylko tego chcesz
Czasami jest miłość Czasami jej brak Czasami jest dobrze Czasami nie tak
Wszystko zmienia się Na przemian Raz jest dobrze, a raz nie Słońce wschodzi i zachodzi Zawsze każdy inny dzień Będzie dobrze, jeśli zechcesz Jeśli tylko tego chcesz
Czasami od nowa Czasami jak jest Czasami jest słońce Czsami jest deszcz
Wszystko zmienia się Na przemian Raz jest dobrze, a raz nie Będzie dobrze, jeśli zechcesz Jeśli nie, to będzie źle
Wszystko zmienia się Na przemian Raz jest dobrze, a raz nie Słońce wschodzi i zachodzi Zawsze każdy inny dzień
Wszystko zmienia się Na przemian Raz jest dobrze, a raz nie Będzie dobrze, jeśli zechcesz Jeśli tylko tego chcesz Słońce wschodzi i zachodzi Zawsze każdy inny dzień
Dzisiaj, w niedzielę, spotkamy się z Rysiem w kościele Ja trochę kasy mam, on brzuch jak Mobby Dick I on, i ja pójdziemy piwo pić Ja trochę kasy mam, on brzuch jak Mobby Dick I on, i ja pójdziemy piwo pić
Potem wpadnie Ela-Ela zawsze jest, kiedy jest niedziela A z Elą narzeczony i jego koleś Krzyś I on, i ja pójdziemy piwo pić A z Elą narzeczony i jego koleś Krzyś I on, i ja pójdziemy piwo pić
Potem wpadnie Janek-Janek zawsze ma szlugi i pianę I koleżków kilku ma-oni będą razem z nim I on, i ja pójdziemy razem w dym Koleżków kilku ma-oni będą razem z nim I on, i ja pójdziemy razem w dym
A od poniedziałku każdy robotę ma na karku I ja, i Ela, Rysiek, Janek, Krzyś I przez sześć dni nie będziemy piwa pić Ja, i Ela, Rysiek, Janek, Krzyś I przez sześć dni nie będziemy piwa pić
Ale w niedzielę, spotkamy się z Ryśkiem w kościele Ja trochę kasy mam, on brzuch jak Mobby Dick I on, i ja pójdziemy piwo pić Ja trochę kasy mam, on brzuch jak Mobby Dick I on, i ja pójdziemy piwo pić
Pęka mi czaszka, w żołądku mam muł Jak wszystkie ścieki tego świata Wstać nie mam siły Nie mogę już spać Po urodzinach mego brata
MIETEK! Wypiłeś, Mietek, Za dużo o jedną setę!
Otwieram jedno oko - kłuje mnie piach Otwieram drugie - mam to samo Zamknąć nie mogę - czuję potworny strach Ciało się zlepia z piżamą
MIETEK! Wypiłeś, Mietek, Za dużo o jedną setę!
Mam popękane wargi - nie czuję nic Wlewając w gardło wiadro wody Zachodź słoneczko - niech skończy się dzień Jutro na pewno będę zdrowy
MIETEK! Wypiłeś, Mietek, Za dużo o jedną setę!
Maryna! Chcę Ciebie i już! Dziewczyno, Ostra jak nóż! To Ty - i już - reszta to popelina Ja wiem, że ty pokochasz mnie Maryna! Maryna! Chcę Ciebie jak nikt! Bez Ciebie nie warto jest żyć Mówiłaś Heńkowi, że chciałabyś mnieć syna Pokochaj mnie, a dam Ci go Maryna! Tylko Ciebie chcę mieć na zawsze I tylko z Tobą na drugą stronę chcę przejść Ja dam Ci wszystko - co będziesz chciała Nie wiem co dalej... Maryna! Upiłem się dziś... Przez Ciebie! Widziałem Cię z kimś To była chyba dzisiąta godzina Dlaczego Ty jeszcze nie śpisz Maryna?! Maryna! Odpowiedz mi: Dlaczego Ty poszłaś z nim? Ty przecież wiesz, że ja to nie maszyna Więc szanuj me serce, proszę Cię Maryna! Dziękuję Ci! Dostałem od Ciebie list! I w głowie mi huczy I cieknie mi ślina Bo wiem, że mnie kocha! Że kochasz mnie Maryna! Maryna! Ubóstwiam Cię! Dziewczyno - Ty jesteś mym snem! Pisałaś, że w piątek o ósmej koło kina Ja będę o siódmnej Bo kocham Cię Maryna! Tylko Ciebie
Dnia piętnastego sierpnia na morzu szalał sztorm I w Gdyni się pojawił marynarz nie z tych stron On był jak heban czarny, a ona była z gór Poznali się w Sopocie, dał jej paciorków sznur
Dnia dwudziestego sierpnia wciąż morze burzy się Lecz oni spacerują na plaży pośród mew Ona w niego wpatrzona a on wtulony w nią Nie była zawstydzona, gdy w parku posiadł ją
Dnia trzydziestego sierpnia zakończył się już sztorm On czule się pożegnał, kiwi częstując ją I turnus się zakończył - wróciła więc do gór Parę miesięcy później był na wsi wielki szum
O, miły doktorze Niech pan mi pomoże Nie chcę tego brzucha Co on mi go zdmuchał
Ja tego nie zrobię Bo strasznie się boję! Ale ja zapłacę!!! No, może zobaczę...
Co ty mi tu dajesz? Za mało dostaję! Ale ja więcej nie mam!!! To idź do baby - tam...
Baba ją przyjęła Pieniądze też wzięła Drut jej tam wsadziła Dziewczyna się wykrwawiła...
Witaj! To twój dom - gnój na środku podwórka To twoja matka Ten z wąsem - to on - bierze ją zawsze, gdy chce Witaj tu! Chodź, nauczę cię Nauczę cię agresji! Bądź silny - ba zabiją cię Wypiją ci krew... Nie bój się! Nie można się bać; Strach czyni przegranym Zgaś światło W mordę wal - siła pozowli ci żyć! Patrz! Wszystko chore Ten świat - imperium agresji Apokalipsy czas Opuścił nas Bóg Gryziemy się jak psy Abbadon - Anioł Czeluści Rozłożył swoje skrzydła Witaj tu! Tu jest twój dom Siła pozowli ci żyć BALL, DEMON, MOLOCH, APPOLION, ASZERA, LEWIATAN, BESTIA
Jestem Ajron Men Zejdź mi z drogi bo zabiję cię W rękach noże mam Powyrzynam wszystkich, mówię wam Jak kto wkurzy mnie Wtedy ja nie opanuję się W rękach noże mam Powyrzynam wszystkich, mówię wam.. Odejdź ode mnie...
Co robisz, Ajronie Czy nie widzisz, że Tam, gdzie się pojawiasz To czynisz źle? Co robisz, Ajronie Czy nie widzisz, że Tam, gdzie się pojawiasz To czynisz źle?
Odejdź ode mnie...
Idą kurze móżdżki po wieści do wróżki Wróżka myje nóżki bo lubią to wróżki Kurze móżdż idą z nadzieją i zwidą Że dostaną ziarna, duchowego jadła
Zmyła wróżka nóżki - piją kurze móżdżki Piją wodę z mydłem, szczęśliwe mamidłem Wróżki im mówiły, by wodę wypiły Więc wodę wypiły - bo wróżki mówiły
Trzepała Zośka dywan, z dywanu leciał kurz Tak ciężko pracowała, że siły nie ma już Więc radio swe włączyła, a w radiu chłopak grał I lżej się jej zrobiło, gdy do niej śpiewał tak:
Kocham cię, miłości daj mi znak Kochaj mnie la, la, la, la, la, la A ona go słuchała i pokochała go Bo pięknie dla niej śpiewał on
Kierowca w autobusie, co zdążyć chciał na czas Do dech radio zgłośnił i depnął mocno w gaz Bo w radiu swym usłyszał tę samą piosenkę Co Zosia ją słuchała, więc nucił ten refren:
Kocham cię, miłości daj mi znak Kochaj mnie la, la, la, la, la, la I każdy z pasażerów zaśpiewał razem z nim Bo ładny miała piosnka rym
Kierowca autobusu przez okno wyjrzał swe Zobaczył przez nie Zośkę jak trzepie dywan ten Więc zaraz się zatrzymał - trzepaczkę wziął jej z rąk I zaczął walić w dywan, śpiewając piosnkę tą:
Kocham cię, miłości daj mi znak Kochaj mnie la, la, la, la, la, la A Zosia go ujrzała i pokochała go I już za trzy miesiące była jego żoną Lalla la la la I już za trzy miesiące była jego żoną
Hej fajni jesteście
Hej ,za raz po nas będzie Milano
A po nich chłopaki z Ekstazy , hej