Back to Homepage / Powrót na stronę główną
Kultura

Cudowne
poznańskie lata

Wybitny polski kompozytor Krzysztof Penderecki przez swoją twórczość jest mocno związany z poznaniem. Współpracował z Leokadią Serafinowicz, która prowadziła Teatr "Marcinek". Jego kompozycje śpiewał z powodzeniem w kraju i za granicą Poznański Chór Chłopięcy pod dyrekcją Jerzego Kurczewskiego. Tutaj odbyła się niezapomniana polska premiera "Czarnej Maski" w Teatrze Wielkim. Wreszcie Uniwersytet Adama Mickiewicza nadał profesorowi Pendereckiemu tytuł doktora honoris causa.
- Panie profesorze, czym dla pana jest muzyka? Czy wyobraża pan sobie życie bez muzyki?
- Na pytanie, czym jest muzyka, nikt chyba dobrze nie potrafi odpowiedzieć. Nie mogę odpowiedzieć, bo muzyka oznacza dla mnie całe życie. Nic innego nie robię prawie od urodzenia... Gdy miałem pięć lat, zacząłem grać na fortepianie. Na siłę posłał mnie ojciec na lekcje fortepianu. Tak się zaczęło i tak już zostało. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki.
- A która z pozostałych sztuk jest panu najbliższa?
- Jeżeli nie byłbym muzykiem, to prawdopodobnie ogrodnikiem albo botanikiem. Mając jakieś trzynaście lat, chciałem zostać leśnikiem, pójść do szkoły leśnej. Ojciec mi to wybił na szczęście z głowy, pewnie zostałbym gajowym. Ale mój pradziadek był nadleśniczym w majątku Raczyńskiego koło Dębicy w Zawadzie. Zresztą Raczyński sprowadził go z Niemiec, nazywał się Joseph Berger. Potem się spolonizował. Moja miłość do drzew została prawdopodobnie przekazana mi w genach.
- Czy są momenty zwrotne w pana twórczości? Jest takie określenie - iluminacja twórcza. Malraux pisał, że świadomość wykuwa się na najszerszym polu doświadczeń. Czy u artysty jest to ewolucyjne, czy rzeczywiście są takie momenty iluminacji duchowej, która powoduje nowe rozumienie sztuki?
- Jestem raczej człowiekiem dobrze, mimo pozorów, zorganizowanym. Ponieważ wiem, co będę robił za cztery, pięć czy dziesięć lat, nie może być mowy o żadnej iluminacji.
- Możemy chyba mówić o fenomenie polskiej drogi muzyki w czasie przeszłym. Czy bez nadmiernej megalomanii?
- Wydaje mi się, że miejsce polskiej muzyki jest równie mocne, jak w latach sześćdziesiątych. Wszystkie inne szkoły, szczególne niemiecka, zostały podbudowane bardzo silną teorią. Teoria niemiecka jest nawet mocniejsza od samej muzyki. A u nas teoria muzyki została w tyle za twórczością. Ta cała szkoła nie zostawiła śladu w literaturze naukowej. Polska miała szaloną szansę światową, a to nie zostało wykorzystane.
- Ale o polskiej szkole lat 50-60., także o panu, mówi się jako o szkole awangardy. Pó«niej pana muzyka stawała się coraz bardziej komunikatywna, nie tylko dla wytrawnych melomanów. Jeszcze chwila, a być może trafi pod strzechy. Czy jest pan z takiej ewolucji zadowolony?
- A nie trafi czasem pod blaszane dachy? A mówiąc serio: to stało się właściwie prawie z każdym kontestatorem tej awangardy lat pięćdziesiątych. Ci, którzy nie poszli dalej, to albo im się nie udało, a próbowali, jak Stockhausen, pozostali w tyle i zostali prawie zapomniani.
- Dzieło życia? Czy wybrałby pan jakiś utwór jako dotychczasowe dzieło swego życia?
- Zawsze jest to ostatni utwór. W tej chwili to "Siedem bram Jerozolimy". Ale jeśli pan to samo pytanie zada mi za kilka miesięcy, gdy będę miał ukończoną "Mszę", nad którą właśnie pracuję, to będzie najprawdopodobniej właśnie "Msza".
- Wielokrotnie opowiadał pan, że komponuje wszędzie, zarzuca pomysły i wraca do nich, niewykorzystane w jednym dziele, mogą się znale«ć w innym. Jak to możliwe, aby skomponować tak monumentalne dzieło na przysłowiowych serwetkach kawiarnianych, w samolocie, w hotelu?
- Oczywiście, że jest to możliwe. Myślę całościowo. Utwór mam najpierw w głowie od początku do końca. A potem piszę fragmenty, które mnie interesują, wypełniam plamy jak w Tablicy Mendelejewa. Dla przykładu podam, że najpierw w "Siedmiu bramach Jerozolimy" napisałem zakończenie czwartej części, a potem wróciłem do początku drugiej i tak dalej. Nigdy nie piszę utworu od początku do końca, a czasem na przykład - to od końca do początku.
- Czy ma to jakieś uzasadnienie?
- Ponieważ pisząc partyturę mam już w głowie dokładny plan utworu, obojętnie od którego fragmentu rozpoczynam pracę.
- Dla kogo pan pisze?
- Interesuje mnie wyrobiony słuchacz, który chodzi na koncerty, rozumie muzykę klasyczną.
- Kiedy przestało panu wystarczać komponowanie? Dlaczego sięgnął pan po batutę?
- Komponowałem od najmłodszych lat, ale chciałem być skrzypkiem, wirtuozem. I to chyba we mnie zostało. Chęć kreowania muzyki sprawiła, że zacząłem dyrygować.
- Co jest największym niebezpieczeństwem dla artysty, który zmaga się z wiecznością?
- Codzienność, kiedy siada się przed nie zapisaną kartką papieru. Są tacy artyści: ci, którzy malują jeden obraz przez całe życie, inni - poszukujący. I z tym się identyfikuję. Takimi byli: Picasso, Strawiński, Beethoven...
- Poznań dla pana to nie tylko chóry, które bardzo często śpiewają pana utwory, ale również, a może przede wszystkim, Teatr "Marcinek" prowadzony wtedy przez Leokadię Serafinowicz.
- Moja przygoda z teatrem zaczęła się od choroby mojego profesora - Artura Malawskiego, który zachorował i nie mógł dokończyć ilustracji muzycznej do krakowskiej "Groteski". Poprosił mnie o to, bym napisał za niego. Napisałem i posypały się następne zamówienia z łódzkiego "Arlekina", warszawskiej "Lalki" i z Poznania. Pani Leokadia Serafinowicz i pan Wojciech Wieczorkiewicz zwrócili się do mnie z propozycją skomponowania muzyki dla Teatru "Marcinek" i tak współpracowaliśmy prawie osiem lat. To były cudowne lata. Pisałem zawsze w ostatniej chwili. Niekiedy w drodze z Krakowa do Poznania, w pociągu, pisałem tylko głosy instrumentów, ponieważ nie było już czasu na skończenie partytur. Poza tym pani Serafinowicz z panem Wojciechem Wieczorkiewiczem robili filmy animowane, które również ilustrowałem muzycznie.
- Czy doświadczenie z teatrem dziecięcym pomogło panu później w tworzeniu muzyki operowej?
- Oczywiście, zwłaszcza w "Królu Ubu". Bez muzyki pisanej dla dzieci pewnie utwór ten by nie powstał.
- Po latach znowu odniósł pan sukces, oddając Poznaniowi polską premierę "Czarnej maski".
- I to była najlepsza realizacja sceniczna tego dzieła.
- W jakim kierunku pójdzie sztuka?
- Gdybym to wiedział, jutro zacząłbym tak pisać.

Rozmawiał Stefan Drajewski
Foto: Romuald  Świątkowski

Krzysztof Penderecki

Wonderful Poznan Years

The artistic works of Krzysztof Penderecki, an eminent Polish composer, are closely related to Poznań. Krzysztof Penderecki co-operated with Leokadia Serafinowicz, a director of 'The Marcinek Theatre'. His compositions are successfully sung at home and abroad by The Poznań Boys Choir, led by Jerzy Kurczewski. The unforgettable premiere of 'The Black Masque' was also staged in Poznan Grand Theatre. Last, but not least, Adam Mickiewicz University granted him the title of doctor honoris causa.
- Dear professor, what does music mean to you? Can you imagine your life without it?
- I think that no one can give a proper answer to this question. I am not able to answer it myself, because music is my whole life. I have done nothing else since I was born. I started to play the piano when I was five. My father made me take piano lessons. It started like that and it stayed like that. Now I can not imagine my life without music.
- Apart from music, what other form of arts is close to you?
- If I had not become a musician, I would probably be a gardener or a botanist. When I was thirteen, I wanted to be a forester. Fortunately, my father got this idea out of my mind. If not for him, I would probably be a forester now. My grand grandfather, whose name was Joseph Berger, was a forest manager in the Raczyński estate in Zawada, close to Dębica. Mr Raczynski brought him to Poland from Germany and this is how my great grandfather became a Pole. My love for nature and trees must have been inherited from him.
- Have there been any turning points in your career? We often speak of so- called 'creative illumination'. Malraux wrote that 'conscience is born in the widest field of experience'. Do you believe that it is an artistic evolution or are there such moments of spiritual illumination, which make an artist understand music in a new, different way?
- I am a well organised person  and I know what I am going to do in four, five or ten years time, so there is no place for spiritual illumination in my life.
- But on the other hand, we are allowed to talk about the phenomenon of Polish music only in the past tense? Isn't there too much megalomania?
- The position of Polish music nowadays is as strong as it used to be in the sixties. All other schools, especially the German one, were based mainly on theory. The German theory of music is even stronger than the position of the music itself. The situation in Poland is reversed. The Polish school missed its world chance and hasn't left a trace in world scientific literature.
- Nevertheless, the Polish school of the fifties and sixties is spoken of as avant-garde. It took you, as a representative of the school, some time before your music became more communicative and understood not only by a sophisticated audience. It might take a little more time before your music becomes popular. Are you satisfied with such an evolution?
- I think that this is exactly what happened to each of the fifties avant-garde artists. Those who did not move further, but tried hard, like Stockhausen, lagged behind or became forgotten.
- Which of your compositions would you call the work of a lifetime?
- It will always  be the last piece. Right now, it is 'Seven Gates of Jerusalem'. But if you ask me the same question in a few months time when I finish 'The Mass', then it will be that composition.
- You have said many times in interviews that  you compose everywhere and that you often put aside your ideas and then come back to them after some time. If they are not used in one work, they can be included in another. How is it possible that such great, monumental works are created on napkins in coffee bars, on a plane or in a hotel room?
- Of course, it is possible. First, I have the whole of a composition in my head, right from the beginning to the end. Then, all I have to do is to write the interesting fragments  down and complete it like the Mendeleyev chart.
In 'Seven Gates of Jerusalem' for example, I wrote the ending of the fourth part first and then came back to the second part. I never write a composition from beginning to end, but it is sometimes written from the end to the beginning..
- Why do you work that way?
While writing the score down, I have the whole plan of the work in my head, so it does not really matter what I start my work with.
- Who is your music intended for?
- I am interested in a discerning listener, who regularly attends concerts and understands classical music.
- When did you realise that composing was not enough for you? Why did you decide on conducting?
- I have composed music since I was very young, but I have always wanted to become a violinist, a virtuoso. It must have stayed somewhere deep inside of me. My drive to create music must have pushed me to take the baton into my hands.
- What poses the biggest threat to an artist who struggles with eternity?
- It is day-to-day life, when you sit down in front of a blank piece of paper. There are two types of artists; these who paint one single picture and those who are searching throughout their entire lives. I identify with the latter type. Picasso, Stravinsky and Beethoven all belonged to this group, too.
- For you, Poznan denotes not only the choirs which sing your music, but also, maybe most of   all, 'The Marcinek Theatre" led by Leokadia Serafinowicz...
- My adventure with theatre started when my professor, Artur Malawski, got sick and was not able to finish composing the music to 'Grotesque', staged in Cracow. He asked me to do that for him and after that I received some orders from 'The Arlekin Theatre' in Lodz, 'The Lalka Theatre' in Warsaw and from the Poznan theatre. Ms Leokadia Serafinowicz and Mr Wojciech Wieczorkiewicz asked me to compose music for 'The Marcinek Theatre' and we co-operated for almost eight years. These were wonderful years. I always wrote my music at the last moment. I sometimes wrote only voices for instruments while on a train from Cracow to Poznan. I never had time for completing scores. I also composed music for cartoons created by Ms Serafinowicz and Mr Wieczorkiewicz.
-Was the experience in writing music for children's theatre helpful in creating opera music later on?
- Yes, especially in the case of  'The Ubu King'. This work would have not been created if not for my writing music for children.
- You achieved one more success in Poznan after staging the Polish premiere of 'The Masque' here.
- And this has been the best  stage performance of this work so far.
- In what direction is your music evolving now?
If I knew that, I would start writing in this style tomorrow.


 Wojciech S. KaczmarekUjście | Krzysztof  Penderecki | WSHiG | MTP | Altvater | Strzelno
 
Pszczyna | Philips | TP SA | Orbis | Nasi partnerzy | Stopka


Designed by Stanimex