Relacja 4 - 11.07.1999
[Powrót do relacji]

Po ponad 10 dniach jazdy przez wypalone słońcem masywy Karakorum opuściliśmy Islamską Republikę Pakistanu. Wyjechaliśmy z tego państwa jedynym przejściem granicznym jakie jest otwarte między Pakistanem a Indiami. Już tam na własnej skórze dane nam było poczuć jak bardzo napięta jest teraz sytuacja pomiędzy tymi dwoma mocarstwami atomowymi. Gdy przyjechaliśmy na granice, po obu stronach przejścia zgromadzone były już tłumy ludzi wykrzykujące wrogie hasła w swoim kierunku. W pewnym momencie agresja obu grup była już tak wielka, że tylko szlaban graniczny i zgomadzone wojska powstrzymywały Pakistanczyków i Hindusów przed otwartymi starciami. W tej sytuacji poddenerwowane służby graniczne obu państw przez ponad 4 godziny przeszukiwały nasze bagaże i dokładnie oglądały rowery w poszukiwaniu kontrabandy. Gdy w końcu, po wielu formalnościach i deklaracjach przekroczyliśmy tę gorącą granicę, uzmysłowiliśmy sobie jak bliski jest wybuch przemocy między tymi dwoma państwami. Ku naszemu zdziwieniu juz kilkanaście kilometrów za przejściem nie było widać śladu napięcia jakie obserwowaliśmy kilka chwil wcześniej. My jednakże popedałowaliśmy szybko w stronę najbliższego lotniska. Tam bowiem czekał na nas samolot, który miał nas przetransportować nad Kaszmirem, czyli regionem będącym powodem tej całej sytuacji. To w Kaszmirze ma teraz miejsce ofensywa wojsk indyjskich przeciw popieranym przez Pakistan Islamskim separatystom. Jedyna droga wiodąca przez ten obszar w strone Himalajów jest pod ciągłym obstrzałem artylerii, tak więc nie podjęliśmy ryzyka przedostawania się nią. Nasz samolot przeleciał nad terenem konfliktu i wylądował już z dala od niebezpieczeństwa w sercu indyjskich Himalajów, czyli pasmie Ladakh. Stąd czeka nas dalsza przeprawa przez najwyższe góry świata.

Aktualizacja: Lesiu