Po ponad 10 dniach jazdy przez wypalone słońcem masywy Karakorum opuściliśmy
Islamską Republikę Pakistanu. Wyjechaliśmy z tego państwa jedynym przejściem
granicznym jakie jest otwarte między Pakistanem a Indiami. Już tam na własnej
skórze dane nam było poczuć jak bardzo napięta jest teraz sytuacja pomiędzy
tymi dwoma mocarstwami atomowymi. Gdy przyjechaliśmy na granice, po obu
stronach przejścia zgromadzone były już tłumy ludzi wykrzykujące wrogie
hasła w swoim kierunku. W pewnym momencie agresja obu grup była już tak
wielka, że tylko szlaban graniczny i zgomadzone wojska powstrzymywały
Pakistanczyków i Hindusów przed otwartymi starciami. W tej sytuacji
poddenerwowane służby graniczne obu państw przez ponad 4 godziny
przeszukiwały nasze bagaże i dokładnie oglądały rowery w poszukiwaniu
kontrabandy. Gdy w końcu, po wielu formalnościach i deklaracjach
przekroczyliśmy tę gorącą granicę, uzmysłowiliśmy sobie jak bliski jest
wybuch przemocy między tymi dwoma państwami. Ku naszemu zdziwieniu juz
kilkanaście kilometrów za przejściem nie było widać śladu napięcia jakie
obserwowaliśmy kilka chwil wcześniej. My jednakże popedałowaliśmy szybko w
stronę najbliższego lotniska. Tam bowiem czekał na nas samolot, który miał
nas przetransportować nad Kaszmirem, czyli regionem będącym powodem tej
całej sytuacji. To w Kaszmirze ma teraz miejsce ofensywa wojsk indyjskich
przeciw popieranym przez Pakistan Islamskim separatystom. Jedyna droga
wiodąca przez ten obszar w strone Himalajów jest pod ciągłym obstrzałem
artylerii, tak więc nie podjęliśmy ryzyka przedostawania się nią. Nasz
samolot przeleciał nad terenem konfliktu i wylądował już z dala od
niebezpieczeństwa w sercu indyjskich Himalajów, czyli pasmie Ladakh. Stąd
czeka nas dalsza przeprawa przez najwyższe góry świata.
|