Relacja 6 - 18.07.1999
[Powrót do relacji]

Od ostatniego dramatycznego przejazdu przez druga najwyższą przełęcz świata Tanglang La pokonaliśmy kolejne trzy przełęcze powyżej 5000m. To była niezwykle trudna i niebezpieczna przeprawa. To co najbardziej spowalniało naszą jazdę to znaczne wysokości na których przyszło nam jechać. Chociaż organizmy nieźle zaaklimatyzowały się do jazdy stale powyżej 4000m to jednak silnie rozrzedzone powietrze w znacznym stopniu zmniejszyło wydolność naszych organizmów. W sprawnym pokonywaniu kilometrów przeszkadzały nam również drogi, które są tu w opłakanym stanie. Największym zaskoczeniem były strumienie górskie płynące bezpośrednio przez drogę. Przejechanie na rowerze takiej przeszkody to nie lada trudność. Rwący nurt i śliskie kamienie mogą spowodować, że najmniejszy błąd skończy się zepchnięciem do głębokiej przepaści. Jest to o tyle prawdopodobne, że woda była często tak głęboka, że zakrywała prawie całe koła naszych rowerów. Gdy poradziliśmy sobie z wodą, Himalaje uraczyły nas kolejną niespodzianką. Kilkakrotnie na drogę spadały osuwające się ze zboczy górskich kamienie. Te swoiste spadające kamienne pociski powodowały przyspieszone bicie naszych serc kiedy przelatywały zaledwie kilka metrów koło naszych rowerów. Aż strach pomysleć co by się stało, gdyby nas trafiły.
Teraz opuszczamy już Himalaje i zjeżdżamy na niziny. Do najwyższych gór świata wrócimy już za nieco ponad tydzień, kiedy to wjedziemy do Nepalu.
Żegnamy się teraz również z zniesamowitą kulturą tybetańską, która właśnie tutaj, w indyjskich Himalajach, rozwinęła się tak doskonale. Nie bez powodu ten region nazywany jest Małym Tybetem. My mieliśmy szczęście trochę bliżej poznać tę kulturę. Przypominamy sobie niezwykle miłe spotkanie z tybetańskim mnichem, który podszedł do nas na jednym z postojów. Po kilkuminutowej pogawędce, wspieranej mocno pracą rąk, ten niski człowieczek zaprosił nas do gompy, czyli małego buddyjskiego klasztoru, wzniesionego na samym szczycie kamiennego wzgórza. Po godzinnej wspinaczce byliśmy na miejscu. Podczas wspólnego posiłku przyrządzonego specjalnie dla nas przez gospodarzy, ku naszemu zupełnemu zaskoczeniu na talerzach pojawily sią... typowe polskie pierogi z mięsem. Okazało się, że pierogi są znanym tybetanskim przysmakiem, serwowanym na specjalne okazje. Niestety nie mogliśmy zostać i delektować się kolejnymi potrawami naszego gospodarza - trzeba było jechać dalej.

Aktualizacja: Lesiu