Początkowe kilometry naszej ekspedycji to przebicie się z miejsca startu -
wioski Askole do miasteczka Skardu. Trasa ta była niezwykle trudna
technicznie do jazdy na rowerze i zarazem bardzo niebezpieczna. To po czym
jechaliśmy trudno nawet nazwać drogą, był to raczej rodzaj wyboistego
górskiego traktu pełnego zdradliwych zakrętów i niebezpiecznych zjazdów. Tu
błąd można popełnić tylko raz. Do tego doszło, że droga była częściowo
nieprzejezdna z powodu obsunięć się ziemi i zasypania kamieniami. Tutaj
pomogły nam zalety transportu rowerem, cały nasz dobytek można było
przenieść nad tymi niebezpiecznymi miejscami. Pomimo tych trudności
zaczęliśmy się już zbliżać do Skradu gdy naszą drogę przecięła fala powodziowa
z roztapiającego się lodowca. Na własne oczy widzieliśmy porwanego nurtem
rzeki jeepa, który osiadł na mieliźnie kilkaset metrów niżej. Ta przeszkoda
oznaczała od kilkunastogodzinnego do kilkudniowego przymusowego oczekiwania,
aż nagła powódź się cofnie. Ale tym razem mieliśmy dużo szczęścia i już
następnego ranka woda opadła do bezpiecznego poziomu. W końcu z pomocą
miejscowych udało się nam pokonać i tę trudność. W ten sposób dotarliśmy do
miasteczka Skardu, gdzie po nabraniu zapasów ruszyliśmy wzdłuż doliny
Indusu. Ta przywitała nas nieznośnym żarem. Zdajemy sobie sprawę, że z każdym
kilometrem ciepło będzie się tylko potęgować osiągając swe apogeum na
słynnej drodze Karakorum Highway. Ale to jeszcze wszystko przed nami...
|