Wyprawa Rowerowa Titicaca '97
Udało
się!! Po 21 dniach przebijania się przez peruwiańskie Andy i
przejechaniu 1616km dotarliśmy na rowerach do najwyżej
położonego jeziora świata - jeziora Titicaca.
Ticlio otwarła przed nami centralne Andy, najbardziej zapomniany i
zacofany region Peru, do którego zjeżdżając szaloną
prędkością dotarliśmy z przełęczy.
Niestety radość jazdy
bez pedałowania nie trwała długo, bo już po kilkunastu
kilometrach skończył się asfalt i rozpoczęła się górska
kamienista droga - jedno z największych utrudnień tej wyprawy.
Towarzyszyła nam ona prawie do samego jeziora Titicaca. Walcząc
z andyjskimi wertepami widzieliśmy ślady strzałów na murach.
Centralne Andy to wszakże obszar działalności sławnej ze swej
okrutności organizacji terrorystycznej świetlisty Szlak.
Jeszcze kilka lat temu toczyły się tu regularne wojny z
wojskami rządowymi. Teraz jest już względny
spokój, a o tragedii sprzed lat przypominają
bardzo częste kontrole wojskowe. Olbrzymi wysiłek jaki
wkładaliśmy w przejechanie każdego kilometra był
rekompensowany niesamowitymi widokami surowych i majestatycznych
Andów. Pedałowanie nie ułatwiały nam też olbrzymie dzienne
amplitudy temperatur. W dzień paliło nas słońce, zaś w nocy
walczyliśmy z przymrozkami. Gdyby nie ciepłe śpiwory Pajaka i
doskonałe kurtki Małachowski Team to było by z nami krucho.
Następny etap naszej ekspedycji przyniósł nam trochę wytchnienia, ponieważ
wjechaliśmy do świętej Doliny Inków. Przejeżdżając przez
tą najbardziej żyzną w Peru dolinę mogliśmy nabrać sił, a
także poznać nieco niesamowitą cywilizację Inków. Z licznych
ruin jakie mieliśmy możliwość zobaczyć najbardziej
ekscytujące jest dojechanie do miasta kultu słońca Machu
Picchu. To zachowane w idealnym stanie miasto leżące głęboko
w dżungli oczarowało nas.
Odpoczynek w dolinie Inków nie trwał jednak
długo, przed nami bowiem leżał wznoszący się na wysokości
4000m. n.p.m. płaskowyż Altiplano, ostatni odcinek dzielący
nas od Titicaca.
Właśnie tam na kilkadziesiąt kilometrów przed jeziorem
przeżyliśmy najbardziej dramatyczne chwile wyprawy. Napierw nad
ranem Tomasz Ziarko stracił na jednym z zakrętów
przyczepność na oblodzonych kamieniach i wjechał do rowu.
Pomimo dużej prędkości i silnego uderzenia Tomkowi nic się
nie stało, także nasza przyczepka Taza wyszła z tego bez
szwanku. Nie był to jednak koniec kłopotów -
następnego dnia wieczorem zatruliśmy się miejscową wodą.
Spowodowało to wymioty i totalne osłabienie. Najgorsza była
jednak noc. Pojawiła się bardzo wysoka gorączka, odbierająca
nam resztki sił. Z chorobą walczyliśmy jedyną skuteczną bronią jaką jest
głodówka. Na domiar złego w nocy temperatura spadła do około
9°C.
Pomimo gorączki, głodówki i krańcowego osłabienia, sięgając po
ostatnie rezerwy organizmu przejechaliśmy ostatnie 150 km, jakie
nas dzieliły od świętego morza Inków. W końcu,
wieczorem, na wpół żywi zobaczyliśmy zielonkawą taflę
najwyżej położonego jeziora świata. W końcu dotarliśmy do
upragnionego celu - jeziora Titicaca. Czuliśmy
rozpierającą nas dumę i radość. Nad jeziorem zostaliśmy
jeszcze 2 dni, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski.
W naszych głowach kłębią się już nowe pomysły dokąd pojechać na rowerach. Mamy nadzieję, że i tym razem determinacja i ciężka praca doprowadzą nas do sukcesu.