Relacja 7 - 21.07.1999
[Powrót do relacji]

Właśnie opuszczamy Himalaje i wjeżdżamy na indyjskie niziny. Wydawało się, że jazda po mocno już równym terenie, prawie na poziomie morza powinna być stosunkowo łatwa w porównaniu z przebijaniem się przez najwyższe góry świata. Niestety tak nie jest, a to za sprawą monsunu, czyli wielkich deszczy, które corocznie w tym okresie nawiedzają ten region. Z powodu trwającej ulewy spokojne dotąd strumienie przeistaczają się w niszczące kipiele a nasączona wodą ziemia spływa nawet z niewielkich wzniesień z destrukcyjną siłą. Przygotowując się do wyprawy wiedzieliśmy o tych wszystkich zagrożeniach, jednak nie przypuszczaliśmy, że będziemy ich uczestnikami. A tak właśnie się stało - wczoraj, zjeżdżając do niewielkiej doliny rzecznej w kierunku nizin, na własne oczy zobaczyliśmy jak pod wpływem deszczu ogromny zwał ziemi osunął się nagle na jadącą kilkadziesiąt metrów przed nami ciężarówkę. Uderzenie było tak silne, że ciężarówka dosłownie rozpadła się jak domek z kart, zmiażdżona wielotonową siłą. Kierowca pojazdu musi mówić o wielkim szczęściu i własnej trzeźwości umysłu, bo udało mu się wyskoczyć ze zgniatanego samochodu w ostatniej chwili. W ten sposób główny trakt komunikacyjny wiodący z Himalajów został zablokowany. Po obu stronach zwałowiska zaczęła się gromadzić długa kolejka samochodów. I tu stała się rzecz niezwykła: grupa przypadkowych ludzi zamieniła się w sprawny zespół usuwających własnymi rękami i przy pomocy dostępnych narządzi powstałą blokadę. My nie czekaliśmy na efekt ich prac i postanowiliśmy przenieść rowery nad osuniętą ziemią. Choć było to ryzykowne i zgromadzeni ludzie ostrzegali nas przed niebezpieczeństwem, z trudem przeprawiliśmy się na drugą stronę i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wiedzieliśmy, że to nie ostatnia nasza przygoda z niebezpiecznym żywiołem jakim jest woda.

Aktualizacja: Lesiu