Od ostatniego dramatycznego przejazdu przez druga najwyższą przełęcz świata
Tanglang La pokonaliśmy kolejne trzy przełęcze powyżej 5000m. To była
niezwykle trudna i niebezpieczna przeprawa. To co najbardziej spowalniało
naszą jazdę to znaczne wysokości na których przyszło nam jechać. Chociaż
organizmy nieźle zaaklimatyzowały się do jazdy stale powyżej 4000m to jednak
silnie rozrzedzone powietrze w znacznym stopniu zmniejszyło wydolność
naszych organizmów. W sprawnym pokonywaniu kilometrów przeszkadzały nam
również drogi, które są tu w opłakanym stanie. Największym zaskoczeniem były
strumienie górskie płynące bezpośrednio przez drogę. Przejechanie na rowerze
takiej przeszkody to nie lada trudność. Rwący nurt i śliskie kamienie mogą
spowodować, że najmniejszy błąd skończy się zepchnięciem do głębokiej
przepaści. Jest to o tyle prawdopodobne, że woda była często tak głęboka, że
zakrywała prawie całe koła naszych rowerów. Gdy poradziliśmy sobie z wodą,
Himalaje uraczyły nas kolejną niespodzianką. Kilkakrotnie na drogę spadały
osuwające się ze zboczy górskich kamienie. Te swoiste spadające kamienne
pociski powodowały przyspieszone bicie naszych serc kiedy przelatywały
zaledwie kilka metrów koło naszych rowerów. Aż strach pomysleć co by się
stało, gdyby nas trafiły.
Teraz opuszczamy już Himalaje i zjeżdżamy na niziny. Do najwyższych gór
świata wrócimy już za nieco ponad tydzień, kiedy to wjedziemy do Nepalu.
Żegnamy się teraz również z zniesamowitą kulturą tybetańską, która właśnie
tutaj, w indyjskich Himalajach, rozwinęła się tak doskonale. Nie bez powodu
ten region nazywany jest Małym Tybetem. My mieliśmy szczęście trochę bliżej
poznać tę kulturę. Przypominamy sobie niezwykle miłe spotkanie z tybetańskim
mnichem, który podszedł do nas na jednym z postojów. Po kilkuminutowej
pogawędce, wspieranej mocno pracą rąk, ten niski człowieczek zaprosił nas do
gompy, czyli małego buddyjskiego klasztoru, wzniesionego na samym szczycie
kamiennego wzgórza. Po godzinnej wspinaczce byliśmy na miejscu. Podczas
wspólnego posiłku przyrządzonego specjalnie dla nas przez gospodarzy, ku
naszemu zupełnemu zaskoczeniu na talerzach pojawily sią... typowe polskie
pierogi z mięsem. Okazało się, że pierogi są znanym tybetanskim przysmakiem,
serwowanym na specjalne okazje. Niestety nie mogliśmy zostać i delektować
się kolejnymi potrawami naszego gospodarza - trzeba było jechać dalej.
|