- home
- news
- wywiady
- recenzje
- biografie
- zdjęcia
- liryki
- mp3
- flyers
- księga gości
- linki
- o nas
- e-mail
- kontakt
|
|
MADHOUSE - zapewne niewielu z Was kojarzy tą nazwę. A to poważny błąd, gdyż zespół naprawdę zasługuję na większą uwagę niż do tej pory i szkoda by było, aby zakończył swoją działalność. Smutny jest fakt, że powodem tej decyzji może być brak zainteresowania wytwórni i fanów. Dzisiaj w świecie opanowanym przez pozerów "słuchających" wyłącznie ekstremum, aby pokazać innym jakimi to oni nie są twardzielami lub nirvany, niewielu interesuje się zespołami, które nie są modne, ale na pewno bardziej wartościowe niż te wszystkie Metaliki, Sepultury i nirvany razem wzięte!!! Mam nadzieję, że dzięki MIP zespół zyska nowych fanów, których naprawdę potrzebuje! Aha, panowie na zdjęciu obok nie są skejtowcami - ale jak mówi Jarek Płocica - jest to najładniejsza ściana w okolicy, haha
- Hm... Dlaczego zdecydowaliście się grać thrash, a nie np. black czy ostatnio coraz bardziej popularny death metal?
- To nie była nigdy kwestia decyzji w stylu "dobra chłopaki od dzisiaj gramy thrash". Po prostu w miarę tego jak dojrzewała nasza muzyka eliminowaliśmy numery, które nas nie kręciły i po jakimś czasie zaczęło to wyglądać tak a nie inaczej. Mam nadzieję, że ten proces jeszcze długo się nie skończy. Może to wydać się dziwne ale na pierwszych próbach graliśmy bluesa. Zresztą pamiętam jak w studio u Manka puściliśmy demo z jednego z naszych pierwszych koncertów (wcześniej zapewniając twardo, że gramy heavy-metal) - po chwili słuchania padło stwierdzenie: macie brzmienie jak bluesmani. Nie było nam do śmiechu, ale wtedy nie zwracaliśmy dużej uwagi na brzmienie. Jeżeli chodzi o black, czy death to nikt z nas nie słucha takiej muzy, więc granie tego byłoby po prostu nieszczere. Moda nie ma tutaj znaczenia.
- Wspominałeś kiedyś, że jeśli po nagraniu drugiego dema nie zainteresuje się Wami żadna wytwórnia sprzedajecie "zabawki" i zajmiecie się czymś innym. Rozumiem Twoje rozgoryczenie, ale nie uważasz jednak, że byłoby to zbyt pochopne?
- Pochopne, to dobre słowo. Może to nie zabrzmi skromnie ale gramy już parę lat i czasem szlag nas trafia, że nie możemy się przebić. Owszem trochę koncertów, demo, próby - to niezła satysfakcja. Ale są momenty gdzie chciałoby się coś więcej a tu komercyjny rynek i jeszcze na dodatek mieszkamy na głębokim zadupiu. Nie chcę już mówić o tym, że wpakowaliśmy w sprzęt i studio trochę kasy. Zresztą nie lubię biadolenia. To tylko moje zdanie, reszta może się za mną zgodzić lub nie.
- A może mieliście po prostu za słabą promocję, dotarliście do za małej rzeszy ludzi...
- Jeżeli mówimy o promocji to myślę, że zrobiliśmy dosyć dużo, oczywiście w amatorskim rozumieniu tego słowa. Obstawiliśmy rozgłośnie radiowe, gazety, ziny, distra i wszędzie sprawa wyglądała podobnie. Wszyscy mówili jesteście OK, będziecie mieli audycje, recenzje, artykuł itd. potem z reguły dotrzymywali słowa, my spotykaliśmy się z jakimś tam odzewem i dalej cisza. W tej chwili nasz materiał ma półtora roku i w zasadzie zaprzestaliśmy go promować bo najwyższy czas na coś nowego. Może wiosną...
- Mógłbyś zdradzić jakieś szczegóły, czy też jeszcze za wcześnie, aby cokolwiek zdradzać?
- No cóż, mamy trochę nowych numerów ale też sporo zaległości związanych ze zmianą gitarzysty, nowym miejscem na próby itd. Jednak będziemy się sprężać i następne demo musi się pojawić.
- Pochodzicie z południowowschodnich rejonów Polski, "na zadupiu" jak przed chwilą powiedziałeś. Nie jest to jakiś znany rejon, jak np. Wrocław, czy Olsztyn, jeśli chodzi o scenę metalową. Powiedz w takim razie kilka słów o tutejszym podziemiu.
- W samym Jarosławiu gra w tej chwili o dziwo trzy metalowe bandy. Obok nas są jeszcze chłopaki z BORGMESTER DAHL - na nich stawiam, jeżeli chodzi o najbliższą przyszłość, grają bardzo ostrą muzę, gdzieś na dniach mają nagrać demo, myślę, że będzie ciekawe. Druga ekipa to TARASK, grają klasyczny heavy, poczekamy, zobaczymy. Jest jeszcze kilka "sezonowych" projektów np. DIE HARD. Trudno nazwać to sceną, bo to młode zespoły i oby im się nie znudziło. Najbliższy metalowy punkt na mapie to Rzeszów.
- Na "Kings Of Taste" znalazły się również trzy utwory zarejestrowane "na setkę". Mógłbyś wyjaśnić znaczenie tego wyrażenia?
- Nagrywanie na setkę zazwyczaj polega na:
1. Zespół wchodzi do studia,
2. Każdy łapie za instrument,
3. Realizator mówi "teraz!",
4. Wszyscy grają numer razem do momentu aż ktoś się pomyli,
5. Wszyscy opierdalają, tego który się pomylił (hahaha - Achtanga)
6. Powrót do punktu 2
7. Po czterdziestu podejściach każdy członek zespołu nienawidzi tego numeru, zespołu i realizatora.
8. Po pięćdziesiątym razie wszyscy zgodnie dochodzą do wniosku, że pierwsze podejście i tak najlepiej wyszło i niech zostanie (my tak zrobiliśmy!!!).
Mówiąc poważniej nagranie "na setkę" ma ten plus, że gra się wspólnie co objawia się przeważnie fajnym klimatem nagrania. Minus jest taki, że każda pomyłka grozi wyrzuceniem z zespołu i obrażeniami ciała. W naszych numerach nagranych tą metodą słychać małe obsuwy ale zostawiliśmy je świadomie.
- No, mam nadzieję, że nikt nie odejdzie od zespołu z tego powodu. Ja w każdym razie bałbym się u Was grać, hehe... Przeglądając książeczkę znalazłem w niej pozdrowienia dla szpitala psychiatrycznego, co skojarzyło mi się zaraz z nazwą Twojego zespołu - MADHOUSE. Czy jest jakiś związek? Jaka jest geneza nazwy zespołu?
- Bardzo dobre skojarzenie. Kiedyś byłem na obozie z ludźmi z Częstochowy a oni od razu eee... Jarosław świrownia. Tak naprawdę ta nazwa to wyraz naszego patriotyzmu lokalnego, nasze miasto słynie głównie z jednego z największych zakładów psychiatrycznych w Polsce a oddział B2 to kultowe miejsce (psychopaci, mordercy). Nikt nie wierzy, że u nas można spotkać kolesi w piżamach uciekających przy minus 20 po parku. A pozdrowienia wynikają z tego, że spędziłem tam ubiegłe wakacje.
- A to ciekawe... mógłbyś co nieco o tym powiedzieć?
To bardzo długa i wielowątkowa historia. Jej główny nurt kreci się koło baru "Murzynek" zwanego tez swojsko "mordownia". Wielokrotnie byliśmy tam świadkami niewytłumaczalnych, paranormalnych zjawisk. Często np zdarzało się, że wracałem do domu w nie swojej skórze, mało tego, parokrotnie wróciłem nie do swojego domu. Niektórzy z moich kolegów byli znajdowani później w rożnych częściach miasta, jak sami później mówili "z całkowicie skasowana pamięcią". Dla mnie sprawa była oczywista - jesteśmy infiltrowani przez Obcych (oj panowie, chyba przesadzacie z gorzałą, hehe - Achtanga)! Niestety nikt nie chciał wierzyć, w to co było przecież tak oczywiste. Bo czym można wytłumaczyć fakt, ze bez żadnych śladów zniknęło kilka par słuchawek do mojego walkmana, kilka moich czapeczek, ze już o pieniądzach nie wspomnę... Ostatecznym dowodem jest fakt, ze wróciłem kiedyś z baru z tajemnicza blizna za lewym uchem, co dla każdego średniokumatego przygłupa (czyli również dla mnie) oznacza, ze mam wszyty przez Obcych mikroprocesor. Nikt nie podzielał moich teorii, stad wakacje w znanym jaroslawskim sanatorium...
- A tytuł dema? Niewiele zespołów, zwłaszcza młodych nazywa swoje wydawnictwo nie tytułem jednego z utworów, ale wymyślając coś innego. Co zadecydowało, że "Kings Of Taste" nazywa się tak, a nie np. "W.S.W"?
- "Kings Of Taste" to refren numeru "Cypis". Ten numer opowiada historię naszego kumpla z osiedla, znanego w okolicy jako jeden z lepszych smakoszy alkoholi wysokoprocentowych (to taka polska tradycja) (Polak potrafi jak mawiają, hehe - Achtanga). Jak się dowiedział, że ten numer jest o nim to zażądał kasy za prawa autorskie do historii jego życia. Tłumaczenie powinno oddawać właśnie takie znaczenie, czyli bardziej "smakosze" niż królowie dobrego smaku. Spotkaliśmy się z opinią "eee MADHOUSE cwaniaki - królowie" - to miał być żart a nie jakaś pieprzona pycha. Kto tego nie czai nie ma poczucia humoru.
- A właśnie. Dwa utwory nie mają pełnych tytułów, ale tylko same, że tak to nazwę, inicjały. Dlaczego? Mówię oczywiście w/w "W.S.W." i "M.I.K.Y.".
- Z numerem W.S.W była taka historia, że graliśmy go na próbach długo nie mając konkretnego tytułu. W końcu ktoś dla ułatwienia nazwał go wolny-szybki-wolny - z tego skrót to WSW. Mieliśmy niezły polew, kiedy w radiu Rzeszów prowadząca audycję przeczytała "dablju es dablju". A jeśli chodzi o M.I.K.Y to skrót od "maybe I kill you" - patrz refren. Dusza czasem śpiewa "maybe I love you" ale to dla jaj.
- Również ciekawy jestem dlaczego w książeczce nie ma liryk utworów zarejestrowanych "na setkę".
- To z założenia były numery jakby dodatkowe. W studio traktowaliśmy je jako wypełniacz i dlatego we wkładce teksty zostały opuszczone. Pomijam fakt, że robiąc okładkę nie mogłem ich zmieścić...
- Ok, myślę, że na tym zakończymy. Dzięki za wywiad. Trzymam kciuki za przyszłość, czekam na kolejne wydawnictwo, gdyż półtora roku to dosyć długo. No i mam nadzieję, że się na nim nie zawiodę. Czy mógłbyś jakoś ładnie zakończyć ten wywiad?
- Chciałbym życzyć innym zespołom, żeby im się zawsze chciało robić muzykę jaką kochają bez względu na tzw. "prozę życia". OK. Achtanga dzięki za wywiad, czekam na drugi numer zina, będziemy w kontakcie. Pozdrawiam i do zobaczenia. No i dzięki za info o nas w internecie, sprawiło nam to niezłą radochę.
Mariusz Stelągowski
Copyright © 1999 Mariusz Stelągowski
|