Jazz na ludowo, lud na jazzowo
"Rewelacja!" - tak drugiego dnia festiwalu "Jazz nad Odrą"
we Wrocławiu mówiła Urszula Dudziak przed zaśpiewaniem kolejnego
jazzowo-ludowego utworu z serii "polskie melodie po amerykańsku". Wraz z Grażyną
Auguścik, Urszula zainspirowana festiwalowym hasłem: "jazz na ludowo, lud
na jazzowo" stworzyła oryginalne, funkowo-hip-hopowe interpretacje repertuaru "Mazowsza"
i "Śląska". Z radością wysłuchałem ujazzowioną
Kądziołeczkę, Oberka Opoczyńskiego i
Prząśniczkę z akompaniującym żeńskim triem prosto zza oceanu w
składzie: Rachel Z. (kb), Allison Miller (dr), Miriam
Sullivan (b). Urszula Dudziak, znana już z łączenia muzyki ludowej z jazzem i
jej cyfrowego przetwarzania (patrz płyta Malowany ptak),
doskonale zaprezentowała swój obfity w eksperymenty warsztat wokalny. Talentowi Grażyny
Auguścik także nie można zaprzeczyć. Potwierdzają to wspaniałe improwizacje np. w
piosence Kukułeczka kuka. Obie artystki ambitnie zrealizowały swój pomysł,
podobnie jak Zbigniew Namysłowski grający przed ich koncertem, znany
już z Jazz Jamboree`97,
projekt Dances. Mimo tego, że
jego występ odbył się bez Jose Torresa (perc) i Macieja
Strzelczyka (viol), Tańce zabrzmiały wyśmienicie. Brawa należą
się przede wszystkim Cezarowi Paciorkowi za piękne improwizacje na
akoredeonie oraz Grzegorzowi Grzybowi za pełną ekspresji grę
na perkusji. Na "Jazz nad Odrą" było widać i słychać, że Namysłowski mimo
powracania do swoich wcześniejszych dokonań twórczych (np. do Kuyaviak Goes
Funky) nadaje swoim kompozycjom zupełnie nową formę wprowadzając nowe pomysły
aranżacyjne i zapraszając do współpracy młodych muzyków (oprócz wymienionych także
Krzysztofa Herdzina (p) i Olo Walickiego (b)). Ludowy
charakter występu Namysłowskiego potwierdzały także liczne dźwięki tamburyna i
grzechotek. Nieco mniej ludowo, ale równie interesująco świętował 40-lecie swojej
pracy artystycznej Aleksander Mazur. Oprócz występów uczniów
jubilata, na scenie wrocławskiego "Impartu" pojawili się także m. in. Piotr
Wojtasik, Henryk Miśkiewicz i Levandek. Mazur
wraz ze swoim Big Bandem zaprezentowal swoje autorskie kompozycje oraz utwory,
których tytułów - jak twierdził - nie trzeba zapowiadać, bo wszyscy je znają. Po
koncercie przez ponad 15 minut wręczano bohaterowi dnia kwiaty, fotel (!) i śpiewano sto
lat.
Z drugiego dnia "Jazzu nad Odrą" zostanie mi w pamięci przede wszystkim
zakulisowe spotkanie z muzykami Zbigniewa Namysłowskiego i Ulą Dudziak. Do końca życia
nie wpadnę na pomysł, by pisać długopisem po śliskim papierze! Olo Walicki
zrobił prawie dziurę w okładce od Dances, Namysłowski mrużąc oczy
spytał: "Widać coś?", a Ula musiała ratować się swoim pisakiem. Czasami
ciekawie jest poznać muzyków za sceną. Marek Karewicz, prowadzący
tego wieczoru festiwal, przybrał rolę "poganiacza". Nic dziwnego... koncert skończył sie o
1:30 w nocy.
Zapraszam za rok do Wrocławia na kolejny "Jazz nad Odrą". Choć
organizatorom, mimo zapowiedzi, nie udało się tym razem zaprosić Joe Zawinula, to z
pewnością postarają się o światową gwiazdę w przyszłym roku. Dziś gratulacje
należą się Jackowi Wolffowi za doskonały plakat oddający ideę
"jazzu na ludowo" i Fundacji "JnO" za energię, jaką włożyła w
organizację festiwalu.
Paweł Pokutycki