![]()
|
- Zaczynamy! - wydanie premierowe - - - - - - - |
![]()
"Nie samym Stańką człowiek żyje" - rzucił filozoficznie sprzedawca,
gdy wziąłem do ręki tę płytę. "Właściwie to szukam Miśkiewicza"
- pomyślałem, no i stało się: na okładce poza liderem Robertem (trąbka oczywiście) zobaczyłem nazwisko kolejnego Majewskiego (Wojtek - pianista co najmniej obiecujący) oraz drugi "klan": Henryka (oczywiście saksofon altowy) i Michała
(bębny) Miśkiewiczów. A do tego jeszcze Zbigniew Wegehaupt (kontrabas). Moja kieszeń pożegnała się z kwotą 38 zł i 50 gr polskich w tempie błyskawicznym. Warto było, choć muszę też przyznać, że ucierpiała na tym nieco nauka do egzaminu. Ale jak tu się oprzeć takim delicjom? Komeda niewątpliwie jest już klasykiem przez duże "K". I tak jak każdemu klasykowi w Polsce grozi mu nuda tudzież "muzeum", bo taką już tu mamy tradycję, że klasyków szanujemy aż do przesady: każda próba potraktowania ich w inny, autorski czy bardziej popularny (zaznaczam, że nie chodzi mi o disco-polo) sposób wywyołuje
Co prawda słychać tu wyraźnie, kto jest liderem: już w otwierającej płytę Ballad for Bernt dominuje raz liryczna, raz drapieżna trąbka, ustępująca miejsca tylko klawiszom i nastrojowej, "szurającej" solówce basu. W pogodnej Szarej Kolędzie gra już cały zespół, a Robert i Henryk poza solówkami wdają się pod koniec w porywający dialog. Z kolei Kołysanka to smakowity popis "klanu" Majewskich, który - przy odpowiedniej promocji - mógłby być u nas równie popularny, jak niedawno temat wiodący z "Fortepianu". A Sophia's Tune, balansująca między ostrymi, "Milesem pachnącymi" akcentami trąbki a
nastrojową przytulanką, dosładzaną przez Wojtka? Same hity. Zwolennicy bardziej poważnego i "wymagającego" dżezu też nie będą rozczarowani. Po pierwsze - Repetition, wypełnione pulsującym niepokojem basu, zmianami tempa i przeplatającymi się popisami solowymi. Po drugie - Night-time Day-time Requiem / Po katastrofie, które przez niemal kwadrans raczy nas porcją smutku i grozy, przechodzącej wręcz w histerię (ach, Miśkiewicz...), by znienacka ucichnąć i zmienić się w spokojny, optymistyczny temat podany przez pianino i bas. To właśnie pogodne zakończenie (płyty i recenzji) dedykuję tym, którzy uznali czołowe zderzenie dżezu z wolnym rynkiem za "katastrofę kultury". Po burzy wychodzi słońce. Jan C. Stradowski
|
Zobacz także:
Recenzja płyty Litania Tomasza Stańki - |
|