strona główna klub recenzje informacje
DżezNet

- Zaczynamy! - wydanie premierowe - - - - - - -

Tomasz Stańko - Litania Tomasz Stańko
Litania

Niełatwo napisać coś o płycie, która cieszy się europejską sławą i popularnością. Rzesza zawodowych krytyków dawno już zdarła pióra (ewentualnie klawiatury) analizując wątki, gamy, barwy, plany i co tam jeszcze można tudzież nie można. Słuchając muzyki staram się więc nie obciążać umysłu całą tą, skądinąd sympatyczną i w pełni zasłużoną, zawieruchą wokół Tomasza Stańki i jego skandynawskiej drużyny. Bo też i jest to muzyka medytacyjna, wprowadzająca w swoisty dżezowy trans - bez koncentracji się nie obejdzie. Celebrujmy więc.

Litania, czyli modlitwa. Już sam tytuł sugeruje, że nie będzie to Komeda popularny, "piosenkowy", jak u Roberta Majewskiego. W książeczce płyty wyczytałem, że celem artystów było zgłębianie "mrocznych stron" twórczości Mistrza. I można to poczuć niemal w każdym momencie. Podział na utwory często się zaciera - muzyka płynie, rozwija się, cichnie, po chwili podejmuje przerwany wątek albo zaczyna nowy... Powracającym motywem jest Sleep Safe And Warm, odmieniony przez trzy interesujące "przypadki" - "pływającą" trąbkę lidera wzbogaconą w tle pianinem, dyskretną gitarą czy w finale całym już zespołem. Tomasz StańkoJest nostalgicznie, czasem niepokojąco, a gdy z mroku wychodzi słońce, jest jakby nieco przysłonięte chmurami (Ballad for Bernt). Tam, gdzie Majewski bawił się "czystymi" melodiami, Stańko miesza rytmy (Repetition) i delektuje się mrocznymi brzmieniami (Night-time Daytime Requiem). Kulminacją modlitwy jest oczywiście tytułowa Litania. Słuchając jej zawsze przypominam sobie... biblijną księgę Eklezjastesa (niezorientowanym zacytuję fragment: Wszystko ma swój czas...).

Tak niesamowity klimat jest kwestią zarówno materii (czyli genialnych utworów Komedy), jak i energii (świetnego zespołu). Oczywiste jest zarówno to, że wszyscy są perfekcyjnie zgrani i nagrani, jak i to, że każdy z instrumentalistów prezentuje poziom iście mistrzowski. Można pokusić się o specjalne wyróżnienie tych czy innych partii: łkającej i krzyczącej trąbki Stańki, bardzo "kolorowej" perkusji Jona Christensena czy rockowo-kosmicznych akcentów gitarowych Terje Rypdala (nadających ton w The Witch, który "filmowo" skojarzył mi się z Truposzem Jarmuscha). Jednak dopiero ułożenie tych klejnotów daje w efekcie wspaniały naszyjnik - a może raczej kalejdoskop, bo układ zmienia się nieraz z minuty na minutę, ale nastrój pozostaje ciągle ten sam. Tak harmonijne połączenie akustycznej tradycji i współczesnej techniki nagraniowej po prostu rzuca na kolana (coś podobnego "zrobiła mi" kiedyś muzyka z Kansas City Altmana).

I choć powalić może także cena albumu (ok. 50 zł - niestety), a i koncertami w kraju Stańko nas nie rozpieszcza (brawa dla TVP za nagranie!), to niniejszym oświadczam, że Litania jest pozycją obowiązkową w zbiorach każdego szanującego się dżez-maniaka. Bo jest to jazz polski (Stańko, Komeda) i europejski (zespół) i amerykański (Komeda) - a wszystko na najwyższym poziomie. Jeżeli chcesz mieć tylko jedną (?!) płytę z muzyką Komedy, to polecam tę właśnie. Mogę się zresztą założyć, że wkrótce sięgniesz po kolejne...

Jan C. Stradowski



Zobacz także:

Recenzja płyty Robert Majewski plays Komeda -
oraz 2. Festiwal Muzyki Filmowej w Łodzi poświęcony Komedzie -



informacje | recenzje | klub | strona główna | e-mail