 Gdzieś w górnej części kuluaru zaczynamy być już bardzo zmęczeni ciągłym wysiłkiem.
Przystajemy na odpoczynek, ciężko dysząc, co kilka minut...
Kończymy wspinanie w kuluarze po dwunastu godzinach, o 9-tej wieczorem przy świetle czołówek.
Zdecydowaliśmy się atakować ścianę "na lekko", więc na grani czeka nas biwak bez namiotu,
karimatek, śpiworów, z resztką czekolady, kilkoma plasterkami żółtego sera
i paroma łykami śmierdzącej naftą (do bazy tragarze dostarczyli nam wodę w kanistrze po nafcie) herbaty.
|