Kalendarium
28 lipca
  


Banos

Należy podkreślić, że autor pomysłu na rozwiązanie komunikacji autobusowej w Ekwadorze powinien być natychmiast zaproszony do naszego PKSu na gościnne wykłady i szkolenia. Właściciele linii nie tylko zapraszają ciepło gości do swoich autobusów (zazwyczaj w danym kierunku jedzie równocześnie więcej niż jeden autobus) ale i wyjeżdżają w miasto nawołując i zapraszając przechodniów do podroży w wybranym kierunku. Tak się składa, że wiedzą, jakimi ścieżkami przemieszczają się podróżni idąc do dworca i najczęściej turyści znajdują swój autobus już w połowie drogi. Nie ma oczywiście mowy o czekaniu na autobus.

Tak więc po ciężkim dniu w najwyższych urzędach celnych Ekwadoru w końcu wyjeżdżamy do Banos. Według zgodnej opinii miejscowych jest to jedno z najpiękniejszych miast Ekwadoru. Nasze oczekiwania są więc mocno wyśrubowane. Po trzech i pół godzinie podroży znajdujemy się na szczycie góry, w której dolinie znajduje się nasz punkt docelowy. Nasza uwagę zwrócił na siebie górujący nad Banos ośnieżony szczyt wulkanu Tungurahua. Słyszeliśmy wiele o gwałtowności wybuchów tego wulkanu i jest on jednym z celów naszej wizyty. Autobus zatrzymał się w dziwnie wyglądającej wiosce. Kierowca poinformował nas, że musimy wysiadać - to jest Banos. Obskurny targ, odrapane i niedokończone budynki - czy to jest ten sławny ekwadorski kurort? Szukając hostalu przeszliśmy kawałek miasteczka i na szczęście okazało się, że przystanek znajduje się w najgorszej części miasta, ale trudno był zatrzeć pierwsze wrażenie. Miasteczko położone jest podobnie jak austriacki Innsbruck - ze wszystkich stron ściana gór. W nocy gwiazdy widać tylko pionowo nad głową. Reszta światełek to lampy i światła sygnalizacyjne na otaczających je górach. Banos było nieco wyludnione. Turystów odstraszyły ostatnie silne erupcje wulkanu Tungurahua. Po znalezieniu hostalu pierwsze nasze kroki skierowaliśmy do właściciela terenowego busa z prośbą do zawiezienie nas maksymalnie wysoko - tak aby można było obejrzeć nocne wybuchy wulkanu. Długo nie szukaliśmy i ok. 21 wyruszyliśmy w górę. Na miejsce dotarliśmy po godzinie. Było warto. Huk wybuchów był najbardziej znaczący. Co jakiś czas widoczna była też łuna światła pochodząca z krateru. Postanowiliśmy wejść tam koniecznie nazajutrz. Ten teatr w którym główną role grał Tungurahua skończył się blisko północy. Pełni wrażeń zjechaliśmy do Banos chcąc poznać także inne aspekty życia Ekwadoru.