Powrót

Wspomienia z wakacji

Rowy - sierpień 1996


Tegoroczne lato nie rozpieszczało nas pogodą. Podczas urlopu spędzonego z rodziną (2+2) w Rowach na 14 dni było zaledwie 6 dni słonecznej pogody i tylko ostatni dzień był naprawdę ciepły. Mimo wszystko trudno było narzekać pamiętając, co przeżywali wczasowicze w lipcu. Wróciliśmy wypoczęci, zrelaksowani, z wieloma miłymi wspomnieniami.


Do Rowów przybyliśmy w sobotę wieczorem, po dość męczącej podróży. Zaoszczędzenie ok. 70 km było okupione jazdą po dziurawych, krętych i zatłoczonych drogach niższej kategorii. Zgodnie z opisem uzyskanym telefonicznie, szukaliśmy naszego ośrodka niedaleko od centrum. Zgodnie ze wskazówkami przechodniów jechaliśmy i jechaliśmy. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że jest to niemal ostatni ośrodek w stronę Ustki, dokładnie w przeciwną stronę niż plaża naturystów :-(( Urlop nad morzem okazał się więc całkiem aktywną formą wypoczynku. Do domu wróciliśmy bez dobrych paru kilogramów!

Niemal od razu dopadły nas komary. Do końca pobytu były naszą zmorą. Jedynie na plaży w pełnym słońcu i przy silnym wietrze, miało się od nich wytchnienie. Poza tym były zawsze i wszędzie, boleśnie kłując nawet przez ubranie i niewiele sobie robiąc ze środków odstraszających.

Niedziela

PlażaW niedzielę obudziło nas piękne słońce. Na plażę N pierwszy raz wybraliśmy się wzdłuż morza. Mimo przyjemnego spaceru zrezygnowaliśmy w przyszłości z tej drogi: zajęła nam prawie dwie godziny. Wiał niezbyt silny i raczej chłodny wiatr. Na granicy powitała nas tablica "NAGA PLAŻA". Doszliśmy późno więc nie było specjalnie tłoczno, część plażowiczów już się zbierała do domu. Dominowały pary, było też trochę rodzin z małymi dziećmi, kilku samotnych panów w średnim wieku. W grupie młodzieży w wieku 18 - 20 lat tylko chłopcy byli w "strojach organizacyjnych", dziewczęta odważyły się jedynie na topless. Wzdłuż plaży snuli się tekstylni spacerowicze, zerkający mniej lub bardziej dyskretnie na nagusów.

Poniedziałek

Tym razem poszliśmy krótszą drogą (ok. 50 min.). Było nadal słonecznie, ale wiał silny i chłodny wiatr. Plaża była dużo luźniejsza: trochę par, jakaś grupa chłopców. Widać było, że większość osób zbiera się do powrotu. Mimo dużego samozaparcia (w końcu dotarcie tutaj kosztowało nas sporo czasu) i nas wkrótce wywiało.

Wtorek

Tego dnia niebo zasnuwały gęste chmury. Ponieważ nie padało wybraliśmy się na spacer po plaży w kierunku wschodnim. Plaża naturystyczna była praktycznie opustoszała. Wiatr był słaby, nie było zbyt zimno, więc zdecydowałem się na kąpiel, dołączył też do mnie syn. Mimo zachęt, nasze panie się nie mogły jakoś zdecydować. Szkoda. Było po prostu bosko! Tuż przed powrotem do domu, ponownie wskoczyłem do morza. To była chyba najprzyjemniejsza kąpiel morska podczas tych wakacji!

Następne dni były pochmurne i chłodne.

Niedziela

Znośna pogoda wróciła dopiero w niedzielę. Na nagą plażę wybraliśmy się znowu po południu. Nie było przesadnego tłoku (były głownie pary), prawie nikt się nie kąpał z powodu niezbyt przyjemnego wiatru. Wzdłuż morza spacerowało wielu tekstylnych. Na plażach naturystycznych na całym świecie dość bywają panowie w średnim wieku (w kąpielówkach, o ile nie egzekwuje się obowiązkowej nagości). którzy przyszli sobie pooglądać. Czasem sprawiają też inne problemy (szczególnie, jeśli są po czymś mocniejszym). W tym roku nie spotkaliśmy, na szczęście, ani jednego takiego typa. Tego dnia spotkaliśmy za to samotną panią, której zachowanie trudno było zinterpretować. W grajdołku obok nas rozłożyła się pani w wieku 40 - 45 lat. Nie miała żadnego ekwipunku, poza ręcznikiem. Była tam dość długo, prawie tak długo jak my (wychodziliśmy jako jedni z ostatnich). To co mnie trochę zdziwiło: w ogóle się nie rozbierała (była w dwuczęściowym kostiumie kąpielowym), Najpierw się trochę rozglądała, a potem już tylko coś czytała, nie zwracając uwagi na otoczenie. Żeby spokojnie poczytać, nie musiała tak daleko łazić. Jeśli chciała a się bała, to jakoś za mało zwracała uwagi na otoczenie (żeby się oswajać). Nie wyglądała też ani na dziennikarkę ani na podgladaczkę. Było to trochę dziwne ale w żaden sposób nikomu nie przeszkadzało.

Poniedziałek, wtorek

Następne dwa dni wypadły nam z powodu małych problemów zdrowotnych.

Środa

Pogoda była słoneczna, ale po południu wiatr się wzmagał, więc w środę wybraliśmy się po śniadaniu. Okazało się, że wśród naturystów bardziej popularne jest plażowanie przedpołudniowe - było dużo więcej osób niż poprzednio. Ok. 12:30 przeszedłem się po plaży i naliczyłem 38 stanowisk (obejmowało to obszar do 20 m za "boiskiem" - dalej mocno się przerzedzało, ale było ok. 10 w zasięgu wzroku). Jako ostrożną średnią można przyjąć ze 2 osoby / stanowisko co daje ok. 80 osób (razem z oddalonymi mogło być 100). Nie jest to co prawda wynik imponujący, ale jeśli uwzględnić słabą pogodę tego lata i koniec sezonu (we wsi było widać, że się wyludnia), można uznać go za całkiem przyzwoity. Jak zwykle dominowały pary i rodziny (w tym towarzystwa "mieszane": nadzy z ubranymi), był też jeden "singiel" ale także i samotna pani. W sumie skład bardzo wyrównany pod względem płci. Jeśli chodzi o wiek, to dominowały osoby stosunkowo młode, ale nie brakowało też i starszych (w tym para w wieku ok. 60 lat - wbrew temu co głoszą przeciwnicy naturyzmu, nie był to widok "nieestetyczny"). Z pewnym zdziwieniem zauważyliśmy parę grajdołów dalej sąsiadów z naszego ośrodka. Ale w końcu po co przyjeżdża się do Rowów?

Kiedy wracaliśmy na obiad, na plażę zaczęła napływać zimna mgła.

Czwartek, piątek

Te dni, nie nadawały się na plażowanie a nawet na spacery wzdłuż plaży z uwagi na bardzo zimny i nieprzyjemny wiatr towarzyszący mgle napływającej na plaże. We wsi i w lesie było ciepło a czasem nawet słonecznie.

(Ta Ostatnia) Sobota

Boisko do siatkówki Pogodziliśmy się już z tym, że skończyło się nasze plażowanie. Bardzo miłym zaskoczeniem było więc piękne słońce jakie obudziło nas w sobotę. Tym razem pogoda naprawdę dopisała: nie tylko słonecznie ale i ciepło, wiatr był umiarkowany. Chociaż był to ostatni dzień sezonu i popołudnie, na plaży było całkiem dużo ludzi: musieliśmy rozłożyć się "w drugim rzędzie", gdyż wszystkie miejsca wzdłuż wydmy były zajęte. Tym razem nie chciało mi się liczyć, ale było chyba o połowę więcej osób niż poprzednio, znów głównie rodziny i pary. Dzieci bawiły się na brzegu morza, gdzie utworzyły się zatoczki z cieplejszą wodą, na "boisku" toczył się mecz siatkówki. Sporo osób spacerowało, ale tym razem dużą ich część stanowili naturyści (niektórzy, co prawda, do spaceru częściowo się ubierali).

Ten ostatni dzień w dużym stopniu wynagrodził nam rozczarowania związane z pogodą tego lata. Choć naturyzm w Polsce w dużym stopniu stracił na popularności i ilość plażowiczów nawet w najładniejszy dzień była znacznie mniejsza niż na plażach tekstylnych, nie czuliśmy się rozczarowani.Mama z dzieckiemWygląda na to, że naturyzm tracąc swój masowy charakter zyskał na jakości. Większość plażowiczów stanowiły pary i rodziny z dziećmi. Atmosfera na plaży była bardzo przyjacielska i relaksująca. Mimo że plaża stała się łatwiej dostępna, nie wywoływało to konfliktów z tekstylnymi. Jedynym wyraźnym minusem była częsta obecność tekstylnych spacerowiczów, przeszkadzająca szczególnie początkującym nagusom. Ponieważ spacerowicze nie byli natrętni i konfliktowi, nie była to chyba zbyt wygórowana cena za bliskość plaży N tym bardziej, że tylko jej położenie na całkowitym odludziu dałaby jakąś gwarancję spokoju (w 1990 roku naga plaża była mniej więcej dwa razy dalej, a ilość spacerujących była zbliżona).


W niedzielny poranek pożegnaliśmy Rowy. Tym razem wybraliśmy trasę dłuższą, ale wiodącą szosami lepszej klasy. Niestety, częściowo w teorii: tuż za Trójmiastem czekał na nas objazd, kierujący nas na drogi, które chcieliśmy ominąć...


Powrót
Aktualizacja: 97-06-30