Na wstępie chciałem zaznaczyć, iż jestem skończonym kinomanem (nie ma dla mnie ratunku!). Oglądałem, oglądam i mam zamiar oglądać wszystkie filmy, jakie wchodzą na ekrany naszych kin oraz czasami filmy odwiedzające wypożyczalnie. Co do wypożyczalni, sprawa wygląda następująco - dobre filmy wyświetlane są w kinach, jeżeli ominęły duży ekran oznacza to, iż są przeciętne, mierne, żałosne albo jeszcze gorzej (poza kilkoma drobnymi wyjątkami). Po co to piszę? Po obejrzeniu takiej ilości filmów, mogę swobodnie oddzielać kicz od dobrej produkcji, oceniać grę aktorów, prowadzenie kamery, scenariusz itp. (moje nieskromne zdanie - przyznaję). Oglądając film zwracam uwagę na muzykę, na to czy jest ona "dopasowana" do wyświetlanego obrazu (tu ważne jest nagłośnienie w kinie - które jednak w wielu placówkach tego typu pozostawia dużo do życzenia). Dwa (może trzy, nie pamiętam dokładnie) lata temu przyszedł do mnie kolega i zapytał czy oglądałem ostatni odcinek "X-Files" - odparłem, iż nie mam bladego pojęcia co to jest. Wyjaśnił mi to w trzech krótkich słowach : niesamowity serial telewizyjny. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się, a po krótkiej chwili dodałem: nie ma czegoś takiego jak niesamowity serial! Nie zgodził się i wyszedł. Hmm... może jednak warto to zobaczyć? Poszedłem na dół i włączyłem telegazetę. Strona taka i taka... program telewizyjny i - nie ma! Tak oto minął mi pierwszy sezon archiwum. Po pewnym czasie ten sam kolega zadzwonił do mnie i poinformował o drugim sezonie. "Nie ma sprawy, zobaczę ten durny film!" - odparłem i wykonałem podobne operacje jak wcześniej, pomijając tylko fakt włączenia telegazety. Usiadłem wygodnie w fotelu i z negatywnym nastawieniem rozpocząłem oglądanie. Cóż, muszę przyznać, iż wreszcie byłem w stanie zdefiniować coś takiego jak - niesamowity serial. Potem były kolejne odcinki, kolejny sezon... Zacząłem odczuwać pewien niedosyt spowodowany pominięciem pierwszej serii. Pojechałem do Śląskiego Klubu Fantastyki i tam w archiwum przegrałem wszystkie (no, może prawie) odcinki pierwszego sezonu. Następnie odbyła się mała sesja - pięć kaset po cztery odcinki każda (rodzice chcieli wyrzucić mnie z domu - powiedziałem: "Zgoda, ale pod warunkiem, iż zabiorę telewizor, video, i kasety z 'X-Files'"). Oto krótka historia mojego uzależnienia. Teraz do rzeczy. Są dwa odcinki, które uważam za jedne z najlepszych kiedykolwiek wyświetlanych. Pierwszy z nich pt. "Unruhe" wyróżniał się ciekawym pomysłem. Mordercze wizje przelewane na papier w postaci zdjęć. Doskonała kreacja Pruitt Vince`a (Gerry), który pomijając atrybuty fizjologiczne wykazał się niesamowitymi (może drobna przesada, ale...) umiejętnościami aktorskimi. Wielu krytyków uważa, iż dobrego aktora ocenia się po tym, czy potrafi grać oczami. Przyjrzyjcie się scenie przesłuchania, kiedy to Mulder "wyciąga" przy Gerrym informacje o śmierci jego ojca, a następnie siostry - kiedy przesłuchiwany stara się zaprzeczyć jakoby znał, którąś z wymienianych kobiet. Z pewnością P.Vince stworzył kreację niezapomnianą i szkoda tylko, iż Hollywood ma tak niewielkie zapotrzebowanie na aktorów odtwarzających role charakterystyczne, a do takich właśnie ról stworzony jest ten aktor. Jak już wspomniałem - szkoda. Jednakże oprócz pomysłu i scenariusza, "X-Files" przyciąga wprost rewelacyjna reżyseria. Za każdym razem kiedy zasiadam przed telewizorem, czekam na jakiś przysłowiowy "rodzynek", to znaczy w każdym z emitowanych odcinków są sceny, które wyciągną na wyżyny nawet słabszy epizod (ale takie nie zdarzają się często - i dobrze!). Co przyciągnęło moją uwagę w "Unruhe"? Otóż niesamowite fragmenty, kiedy Gerry zbliża się do swojej ofiary, moment kiedy zakleja jej usta, podnosi narzędzie tortur... W pomieszczenie, w którym przebiega cała akcja panuje niesamowita atmosfera grozy, tajemniczości. Mamy ciemną małą salkę, jedynym źródłem światła jest lampa sufitowa, która w odpowiednich momentach kołysze się (oczywiście nie sama z siebie), oświetlając ofiarę lub oprawcę. Ujęcia zza pleców kata, tylko chwilami widzimy przerażoną twarz kobiety, aby za chwilę zasłonił nam widok - morderca sięgający po taśmę izolacyjną lub narzędzia. Tyle różnych ujęć z wielu kamer i oczywiście odpowiedni montaż nadają tej scenie niesamowitą siłę odziaływania na widza, na jego psychikę, wyobraźnię. Nie wspomniałem jeszcze o jednym ważnym składniku tego aktu, a mianowicie o tym co mówi Gerry - a właściwie nie to co mówi, ale jak to wypowiada. Z początku słyszymy odgłosy (?) jakie wydaje ofiara, następnie cichy, opanowany i ciepły zarazem (jakby uspakajający) szept kata. Zbliża się i wypowiada kolejne słowa - wsłuchujemy się, z początku nic nie rozumiemy, ale... chwila - słowa te wypowiadane są w języku niemieckim! (wykrzyknik nie ma podkreślić tego zdania jako pewnego rodzaju odkrycia, gdyż ten język każdy rozpozna). Nie wiem, ale dla mnie ten język we wspomnianej scenie wpływał dodatnio na nastrój, słowa wypowiadane w taki sposób podkreślały z kim mamy do czynienia, Gerry jak gdyby odzielał się od świata zewnętrznego (to też nie jest żadnym odkryciem...). Wreszcie scena kiedy to Scully związana na fotelu dentystycznym próbuje wytłumaczyć, iż Gerry się myli, iż "sie hat keine unruhe". Morderca nie zatrzymuje się nawet na chwilę, tylko jakby stara się ją uspokoić i zakleja jej usta... No, wystarczy już o tym! Uważam, iż dla takich scen warto oglądać ten serial, gdyż jest w nim ich dużo i wielu polskich reżyserów mogłoby się sporo nauczyć, tylko siedząc, obserwując i analizując. O drugim odcinku napiszę za miesiąc. Pozdrawiam wszystkich fanów X-Files, a w szczególności Przemka Nowaka, który był (bezwiednie) inspiracją do napisania tego co przeczytaliście przed chwilą. Castor Troy viotrek@polbox.com