INNE POCZT╙WKI
WYPRAWA MORZE  KORTEZA  ( 35 )   Yvonne Szymanski
WCZORAJ    3 lipca 97 (czwartek)    JUTRO
Rano pop│ynΩli╢my po┐egnaµ siΩ z Debbie. ZajΩ│o to jednak chwilΩ a w tym czasie zaczΩ│y na wodzie robiµ siΩ grzywacze. Trzeba wiΩc by│o poczekaµ. Z wysoko╢ci jej domu, stoi na wysokiej skarpie, obserwowali╢my fale. Niestety zamiast maleµ siΩ zwiΩksza│y. Musieli╢my wiΩc siedzieµ u niej i s│uchaµ jej narzeka± na mΩ┐a i rozwa┐a±, co to by ona nie dokona│a gdyby on j▒ popiera│.
Jednym z jej dzie│ s▒ scenki na trykotowych koszulkach. Mog│oby i nawet byµ ale niepotrzebnie dodaje z│oto. Twierdzi ┐e to nadaje bizantyjski styl, ja my╢lΩ ┐e robi siΩ szmirowate. Wyjawi│a nam te┐, ┐e jej druga pasja to ╢piewanie. WystΩpuje w okolicznych miasteczkach, na ro┐nych fiestach i walkach kogut≤w. ªpiewa meksyka±skie pie╢ni ludowe? Jej marzeniem jest nagranie kasety na co nie ma pieniΩdzy i znowu wini za to mΩ┐a, kt≤ry wed│ug niej jest po prostu zazdrosny. Na to stwierdzenie Piotr a┐ uni≤s│ brwi. O tym jak bardzo Debbie buja w ob│okach ╢wiadczy jej zamiar stworzenia w tym odludnym miejscu "Centrum Kultury". Nie wyja╢ni│a jednak jakiej. Spytali╢my siΩ jej te┐ dlaczego chc▒c byµ artyst▒ wybra│a w│a╢nie to miejsce. By│oby jej przecie┐ du┐o │atwiej robiµ karierΩ w kibucu, lub tam sk▒d pochodzi, czyli w Nowym Jorku. Stwierdzi│a, ze zachwyci│a ja natura a mia│a do wyboru dwa miejsca na ziemi, Baja, gdzie by│a ju┐ wcze╢niej z grupa hippis≤w, lub kibuc w Izraelu. Ta druga mo┐liwo╢µ nieco nas zaskoczy│a mimo, ┐e wiedzieli╢my, ze jest ┐yd≤wk▒. Wyja╢ni│a, ┐e chcia│a przywracaµ stare ┐ydowskie ziemie jej prawowitym w│a╢cicielom. W owym czasie my╢la│a, ze to jest jej powo│anie. Teraz twierdzi, ┐e dzia│alno╢µ artystyczna. Stale zreszt▒ uwa┐a, ┐e nie by│oby ╝le gdyby wybra│a kibuc. Ma racjΩ, tam pasowa│aby du┐o bardziej. Mog│aby wystawiaµ swoje dzie│a w miejscowym domu kultury i sztuki na ziemiach okupowanych. Maluj▒c na koszulkach bohaterskie zmagania z palesty±czykami. Ko│o 4-tej fale lekko zmala│y. Postanowili╢my siΩ rozstaµ. Byli╢my ju┐ zreszt▒ zmΩczeni t▒ wizyta. Na koniec jeszcze Debbie spyta│a siΩ, czy nie mamy zbΩdnego jedzenia. Oczywi╢cie mia│am. Zapas konserw by│ spory i chΩtnie czΩ╢µ z nich oddam. Ucieszy│a siΩ ogromnie. Powiedzia│a, ┐e dzisiaj dzieci bΩd▒ mia│y ucztΩ, bo od d│u┐szego czasu jedz▒ tylko fasolΩ. RΩce mi opad│y. Doda│am wiΩc i kilka batonik≤w i dropsy. W ko±cu wiΩc wyruszyli╢my dalej. Przep│ynΩli╢my chyba z dwie mile. Fale zrobi│y siΩ olbrzymie, z 5 st≤p. Jedna z nich wdar│a siΩ na pok│ad i zala│a znowu wszystko. Poza wiatrem i falami dosz│y du┐e swells. ZaczΩ│o wygl▒daµ ╝le. Tworzy siΩ tu podobne zwΩ┐enie jak przy La Ventana gdzie omal┐e nie dosz│o do nieszczΩ╢cia. Nie ryzykowali╢my. Piotr wiΩc przybi│ do najbli┐szej zatoczki. Nie by│o mo┐liwo╢ci aby p│yn▒µ dalej. Zostali╢my tu na noc pilnuj▒c nieustannie g│Ωboko╢ci. Bali╢my siΩ aby nie osi▒╢µ na ostrych kamieniach, kt≤re stercza│y z wody. Odp│yw w tym miejscu jest 6-7 stop.
JUTRO