WYPRAWA MORZE KORTEZA ( 13 ) Yvonne Szymanski | |
WCZORAJ 11 czerwca 97 (sroda) JUTRO | |
Dzisiaj Krzysiek wraca. Odwie╝li╢my go wiec do Puerto Escondido. Sprawnie prze│adowali╢my jego rzeczy i on l▒dem, a my wod▒ pojechali╢my do Loreto. My po benzynΩ i nowe zakupy a on aby jeszcze raz pobyµ chwilΩ z nami. Znowu powt≤rzy│a siΩ rutyna z szukaniem kogo╢ kto przywiezie nam benzynΩ. Ja zosta│am na │odzi a oni pojechali. Wst▒pili te┐ do informacji turystycznej, mieszcz▒cej siΩ w ratuszu, aby dowiedzieµ siΩ jak to jest z wysp▒ Carmen i pozwoleniami na wej╢cie czy l▒dowanie na niej. Okaza│o siΩ, ze faktycznie dwa lata temu zosta│a sprzedana i nowi w│a╢ciciele nikogo tam nie wpuszczaj▒. Miejscowe w│adze czuj▒ siΩ wiΩc pominiΩte i oszukane. Piotr i Krzysiek po zaspokojeniu ciekawo╢ci poszli na stacjΩ benzynow▒. Znale╝li tam w ko±cu gotowego do przywiezienia nam tej benzyny. Nazywa siΩ Armando i ca│kiem nie╝le m≤wi po angielsku. Wynik│ jednak kolejny problem. Wy│▒czyli pr▒d. Pompy wiΩc nieczynne a jak d│ugo to potrwa oczywi╢cie nikt nie wie. Trzeba czekaµ. Czekaj▒c uciΩli sobie pogaduszkΩ z Armando. Pracowa│ on przez kilka lat w ma│ym kramie w Los Angeles, u W│och≤w. Zarobi│ trochΩ pieniΩdzy i osiad│ w Loreto. Przymierza│ siΩ do Puerto Vallarta, lecz tam jest za drogo na to co on zaoszczΩdzi│. Tu kupi│ ch│odniΩ i kuter rybacki o wdziΩcznej nazwie Perla II. Zbudowa│ dom i sta│ siΩ wa┐n▒ osob▒ w miasteczku. Zatrudnia rybak≤w na tydzie±, zamra┐a z│owione ryby i wywozi je na p≤│noc do Stan≤w. Ulgi celne kt≤re s▒ czΩ╢ci▒ umowy "NAFTA" jemu pomog│y. Innym nieszczeg≤lnie. Na pytanie na kogo bΩdzie g│osowa│ za dwa tygodnie opowiedzia│ ┐e na by│ego burmistrza z PRI, bo w przeciwie±stwie do obecnego gwarantowa│ dostawΩ pr▒du, konieczn▒ do mro┐enia ryb. Po nabraniu benzyny po┐egnali╢my siΩ z Krzy╢kiem. On do domu na p≤│noc, my na po│udnie do "East Cape". Morze znowu siΩ rozhu╢ta│o. Zalewani wod▒ dop│ynΩli╢my do najbli┐szej zatoczki na wyspie Carmen. Sta│o ju┐ tam kilka │odzi. Ko│o 6-tej mimo moich protest≤w Piotr zdecydowa│ siΩ p│yn▒µ w inne miejsce. Uzna│, ┐e dop│yniemy do Agua Verde. GPS wskazywa│, ┐e jest 20 mil czyli oko│o godziny p│yniΩcia. Jest przed zmrokiem wiΩc powinni╢my zd▒┐yµ. Niestety nie uda│o siΩ. Wiatr zerwa│ siΩ tak du┐y, ┐e fale zrobi│y siΩ 5-cio stopowe. Woda wlewa│a siΩ na pok│ad. Do tego s│o±ce zasz│o i zaczΩ│o robiµ siΩ ciemno i nieweso│o. Na dok│adkΩ i silnik znowu piszcza│ sygnalizuj▒c, ┐e zatka│ siΩ paprochami z benzyny. Trzeba wiec by│o stan▒µ na rozszala│ych falach i czy╢ciµ filtr. Gdy tylko wy│▒czyli╢my silnik, oczywi╢cie woda wla│a siΩ na pok│ad. Ju┐ nie my╢leli╢my o dop│yniΩciu do Agua Verde, a do jakiejkolwiek w miarΩ os│oniΩtej zatoczki. Zaczyna│o robiµ siΩ ju┐ ciemno. Przy resztkach ╢wiat│a dotarli╢my do niewielkiej zatoczki. Tu mocno zakotwiczyli╢my │≤d╝. Wiatr od l▒du wzmaga│ siΩ. Szarpa│o nami niemi│osiernie. Do tego wiatr sta│ siΩ nagle lodowaty, jakby chcia│ nam dodatkowo do│o┐yµ. Znowu wiΩc co chwilΩ zrywali╢my siΩ w nocy by sprawdziµ czy nie zdryfowali╢my na otwarte morze, lub czy za chwilΩ nie rzuci nami o ska│y. Kotwice trzyma│y mocno. JUTRO |