The Legendary Pink Dots - 25.10.99 Warszawa, Hybrydy

Po d│ugim wyczekiwaniu przed wej╢ciem do klubu, uatrakcyjnionym przechadzaj▒cym siΩ Ryan'em Moore, kt≤ry sobie co╢ tam ╢piewa│, mo┐na by│o przecisn▒µ siΩ przez beznadziejnie w▒skie drzwi i dostaµ siΩ do ╢rodka i tam poczekaµ jeszcze trochΩ. Szkoda, ┐e dopiero co otwarte Hybyrydy oczywi╢cie musia│y byµ jako╢ niedorobione. Przez pierwsze chyba trzy utwory wys│uchaµ mo┐na by│o dodatkowych efekt≤w d╝wiΩkowych wydawanych przez zepsuty wentylator. Z jednej strony patrzy│em na scenΩ, widzia│em jak staruszek siΩ mΩczy, wydaj▒c z siebie mroczne nuty i pr≤buj▒c wprowadziµ t│um w trans a z drugiej warcz▒ca g│o╢no maszyna wyrywa│a mnie co chwile z hipnotycznego stanu.

Niesamowite wra┐enie zrobi│ na mnie kawa│ek, w kt≤rym Ka-Spel przeprowadza│ metafizyczn▒ rozmow▒ z papierosem. Po prostu krΩci│o siΩ w g│owie i nie wiadomo by│o co robiµ.

Du┐o utwor≤w pochodzi│o pewnie z „Nemesis Online”, ale tej p│yty niestety nie znam. A je╢li cokolwiek s│ysza│em to tylko podczas poprzedniego koncertu w Proximie.

Ze znanych mi dobrze rzeczy lecia│y „Disturbance”i niesamowita „Princess Coldheart”.

Brakowa│o mi co prawda „The Grain Kings” ale w sumie to ile┐ mo┐na graµ to samo? Za to na sam koniec, o ile dobrze zrozumia│em, specjalnie dla Warszawy polecia│a kr≤tka wersja „Belladony”, zagrana na samej gitarze. WolΩ orygina│, ale mi│o by│o taki rarytas us│yszeµ. Generalnie koncert ca│kiem fajny. Niech ┐a│uj▒ Ci co nie byli.

Fanthir