Framzeta: Opowiadanie
Pismo SF FRAMLING.   Numer 7   [luty - kwiecie± 2000]

Poprzednia strona Spis tre╢ci NastΩpna strona


Tomasz W. StΩpie±

Demon

I

Wojna nigdy nie jest dobra. Tak brzmi bana│. Ale czasem nawet bana│ zawiera czastkΩ prawdy. A prawda by│a taka, ┐e szli na wojnΩ. Oni. Elita. »o│nierze New Edison. Na Marsa. Rozpieprzyµ tych z Okiry. By│ tylko sier┐antem, ale to lepsze od bycia oficerem. Panowie oficerowie zmieniaj▒ siΩ co dwa lata, a sier┐antem zostaje siΩ do ko±ca ┐ycia. »ycia, kt≤re jest jak majteczki niemowlaka. Kr≤tkie i osrane. Ale jak dobrze p≤jdzie, to znowu dostan▒ samodzieln▒ misjΩ i ┐aden wymuskany lalu╢ nie bΩdzie siΩ wtr▒ca│ w jego dowodzenie.

Jeszcze tydzie± i s▒ na Marsie. Ca│a kompania. Czyli stu ludzi z wyposa┐eniem. Spojrza│ na twarze jego czterech ╢pi▒cych podw│adnych z dru┐yny rozpoznania. Wyda│ komendΩ i KAN wy╢wietli│ mu w polu widzenia lewego oka dane osobowe:

Mbala, John. Lat 24. 183 cm wzrostu, waga 85 kg. Bro± laserowa, materia│y wybuchowe i │▒czno╢µ.

Ricardo, Jose Jesus. Lat 25. 168 cm, 70 kg. Zabezpieczenia mechaniczne i elektroniczne, kr≤tka bro± palna i elektronika.

Og O Tuama, Sean. Lat 22. 175 cm, 74 kg. Snajper, bro± bia│a, materia│y wybuchowe, tropienie i przes│uchiwanie.

Shikochi, Myoko. Lat 20. 162 cm, 52 kg. Lingwistyka, ig│owce, bro± ciΩ┐ka, sieciarz. Kierowca Rekina.

Na koniec spojrza│ w lustro.

Wiatrowsky, Row. Sier┐ant. Lat 20. 182 cm, 84 kg. Taktyka, bro± palna, snajper, sieciarz, obs│uga sensor≤w i walka wrΩcz. Nagana s│u┐bowa z wpisem do akt.

Wy│▒czy│ KAN. PiΩµ cudownie ukszta│towanych narzΩdzi ╢mierci zebranych w jednym pomieszczeniu. Ukszta│towanych przez technikΩ i swoj▒ w│asn▒ wolΩ. Nie byli w tak komfortowej sytuacji, jak zwykli ┐o│nierze, kt≤rzy mogli najebaµ siΩ wszczepami i narkolami do granic mo┐liwo╢ci. Owszem, mieli wszczepy, kt≤┐ ich dzi╢ nie mia│? Ale musieli wybieraµ oszczΩdnie i m▒drze. Byli dru┐yn▒ zwiadu. Oddzia│em skrytob≤jc≤w. Mieli za sob▒, w tym sk│adzie, 38 akcji. Sumuj▒c za ca│▒ pi▒tkΩ, wraz z operacjami samodzielnymi, czy te┐ z innymi oddzia│ami, mieli na swoim koncie 937 potwierdzonych ofiar i 9 prawdopodobnych. Choµ ciΩ┐ko nazywaµ ofiarami terroryst≤w, kt≤rzy opanowali jedn▒ z ksiΩ┐ycowych baz New Edison i ┐▒dali odrodzenia caratu na terenie 53 pa±stw powsta│ych na miejscu Zwi▒zku Radzieckiego. Co godzinΩ wyrzucali jednego cywila przez ╢luzΩ. Bez skafandra. Zd▒┐yli zamordowaµ 14 os≤b. Zostali przes│uchani przez Seana. Powiedzieli nawet wiΩcej, ni┐ wiedzieli. Nie ma to jak wprawa z uliczek Ulsteru. Potem pu╢cili ich wolno. Przez ╢luzΩ. Za to w│a╢nie Row dosta│ naganΩ. Mia│ wtedy 18 lat. I pieprzy│ tΩ naganΩ. Wiedzia│, ┐e zrobi│ s│usznie. Przewr≤ci│ siΩ na drugi bok i spr≤bowa│ zasn▒µ.

II

Byli w akcji. Podchodzili pod jedn▒ z baz zaopatrzeniowych Okiry. Mieli wysadziµ j▒ w powietrze w odwecie za zabicie 10 g≤rnik≤w. Wygl▒dali jak pos▒gi w swoich wojskowych egzoszkieletach. Ricardo prze│amywa│ w│a╢nie jakie╢ zabezpieczenie za│o┐one na drzwiach ╢luzy. Wtem rozleg│ siΩ alarm!

02a.jpg (24 439 bajt≤w)- Kurwa - zakl▒│ Row, po czym wrzasn▒│ - Tygrys 8B !!!

Rzucili siΩ wachlarzem w kierunku uprzednio przygotowanej wydmy. Z jej wzg≤rza zobaczyli b│ysk. To Sean. Widocznie kogo╢ zauwa┐y│. Nagle ca│a czw≤rka, kt≤ra zaczyna│a wbiegaµ na pochy│y stok wydmy, odbi│a siΩ nogami od ukrytych tam specjalnych p│yt i rzuci│a plecami w ty│. Jednocze╢nie odpalili silniczki rakietowe, co pozwoli│o im przez chwilΩ szybowaµ. Wbudowane komputery egzoszkielet≤w same dokona│y niezbΩdnej korekty i po wykonaniu szybkiego p≤│obrotu w powietrzu, lecieli twarzami do ziemi. Zdezorientowani stra┐nicy, nosz▒cy zwyk│e kombinezony ci╢nieniowe, zamarli z wra┐enia. Row zacz▒│ strzelaµ ze swojego GRU. Jego podw│adni byli o u│amek sekundy szybsi. Skosili piΩciu stra┐nik≤w. Do│▒czyli oni do dw≤ch le┐▒cych ju┐ na czerwonym, marsja±skim piasku...

Rozleg│ siΩ wysoki sygna│ ko±ca symulacji. Po kolei od│▒czali siΩ od wojskowego decku symulacyjnego. Row by│ prawie zadowolony. Spojrza│ po swoich ludziach. Widzia│ radosne b│yski w ich oczach, z wyj▒tkiem Ricarda, kt≤ry kl▒│ soczy╢cie po hiszpa±sku. Sier┐ant nie musia│ nic m≤wiµ. Ricardo rzuci│ mu spojrzenie typu "kurwa, przecie┐ wiem, ┐e to moja wina!" i dalej kln▒c wyszed│ z pokoju. Potrzebowa│ chwili czasu, aby opanowaµ sw≤j latynoski temperament. Ale potem wr≤ci i bΩdzie siedzia│ na symulatorze dop≤ty, dop≤ki nie padnie lub nie dostanie rozkazu, aby od niego odszed│. "Czyli po jakich╢ czterech godzinach" - postanowi│ w my╢lach Row.

III

Na 8 godzin przed l▒dowaniem sier┐ant Wiatrowsky zosta│ wezwany na odprawΩ i po odbi≤r swoich rozkaz≤w. Row stan▒│ przed drzwiami i chyba po raz setny sprawdzi│ wygl▒d munduru. Wszystko by│o w jak najlepszym porz▒dku. Wszed│ i zamar│ w p≤│ kroku. Spodziewa│ siΩ wszystkiego, lecz nie tego, ┐e w sali bΩdzie pu│kownik Origato! Genialny ┐o│nierz, malarz i filozof, tw≤rca potegi wojskowej New Edison. Row chcia│ co╢ powiedzieµ, lecz jedyne co przysz│o mu do g│owy, to przyjΩcie postawy 'baczno╢µ', co te┐ bezzw│ocznie uczyni│.

- Spocznij, sier┐ancie - powiedzia│ Origato.

Row machinalnie wykona│ komendΩ.

- Panie pu│... - g│os uwi▒z│ mu w gardle.

- Uspok≤j siΩ, ch│opcze - powiedzia│ Japo±czyk - Nie jestem ┐adn▒ legend▒. Jestem takim samym cz│owiekiem jak ty, tylko trochΩ starszym.

Row sta│ oniemia│y, po czym stwierdzi│ ze ╢ladem u╢miechu na twarzy:

- Tak jest, sir.

- No, ju┐ lepiej - powiedzia│ Origato - Siadajcie sier┐ancie. MuszΩ z wami porozmawiaµ.

Row rozejrza│ siΩ za krzes│em i stwierdzi│, ┐e nie ma tu ani jednego, gdy┐ bynajmniej nie jest to sala odpraw, lecz prywatna kajuta pu│kownika. Niezra┐ony tym faktem, wyµwiczonym ruchem przeszed│ do za-zen. To samo uczyni│ Origato.

- Czy orientujecie siΩ, jaki jest cel naszej misji? - zapyta│ po chwili milczenia.

- Nie, panie pu│kowniku - odpar│ zgodnie z prawd▒ Row.

Origato wzi▒│ g│Ωboki oddech i zacz▒│ m≤wiµ cichym, pewnym g│osem:

- Oficjalnie prowadzimy tΩ wojnΩ z powodu zaatakowania naszych baz i pracownik≤w na Marsie. Lecz to tylko czΩ╢µ prawdy. Plac≤wki Okiry zachowuj▒ siΩ, jakby wszyscy tam powariowali! Po pierwszych starciach zwo│ano spotkanie pomiΩdzy zarz▒dami Okiry i New Edison. Wys│ano natychmiast komunikaty nakazuj▒ce bezzw│oczne przerwanie walk. Obydwie zaibatsu zbyt du┐o na tym trac▒. Nasze jednostki wype│ni│y polecenie, lecz ci z Okiry w og≤le na nie nie reaguj▒. Owszem, otrzymuj▒ je, wysy│aj▒ potwierdzenia i... na tym koniec. »adnej reakcji. Ruda z Marsa jest zbyt cenna, by╢my mogli pozwoliµ sobie na dalsze mordowanie g≤rnik≤w. Zadanie twojej dru┐yny, ch│opcze, polega na dostaniu siΩ do jednej z trzech g│≤wnych baz Okiry i sprawdzeniu, o co w tym wszystkim chodzi... Musicie bardzo dok│adnie sprawdziµ ich systemy komputerowe. Nie mo┐emy u┐yµ sieciarzy z orbity, bo op≤╝nienie czasowe jest zbyt du┐e. A na Marsie nie mamy dostatecznie dobrych fachowc≤w...

- Czy chodzi o S.I., sir? - zapyta│ Row.

- Istnieje takie prawdopodobie±stwo - odpar│ wolno Origato. - Ale nie ma pewno╢ci. Okira zaprzecza, T.R.A.I.L. nie ma ┐adnej rejestracji jakiejkolwiek Sztucznej Inteligencji Okiry. To oczywi╢cie jeszcze nie przes▒dza sprawy, lecz my wci▒┐ tracimy ludzi i sprzΩt... Mam dla ciebie i twojego drugiego sieciarza pakiety softu. MiΩdzy innymi dostajecie dwa specjalne wirusy przeznaczone do niszczenia S.I. Jest te┐ nieprzyjemna sprawa...

- O co chodzi, sir?

- Nie mo┐ecie u┐yµ Rekina...

- Ale ... - pr≤bowa│ wykrztusiµ zaszokowany sier┐ant.

- Nie ma ┐adnego 'ale', sier┐ancie. Okaza│o siΩ, ┐e oddzia│y Okiry maj▒ dobrze rozwiniΩty system radarowy i do╢µ sporo rakiet ziemia-powietrze. Wolicie wyl▒dowaµ czy wyparowaµ, sier┐ancie?

Row nie odezwa│ siΩ ani s│owem.

- Zatem dobrze - powiedzia│ Origato - Dismissed.

Sier┐ant pok│oni│ siΩ, wsta│ i skierowa│ do wyj╢cia. Podchodz▒c do drzwi us│ysza│:

- Jeszcze jedno, ch│opcze.

Odwr≤ci│ siΩ i czeka│. Origato podszed│ do niego trzymaj▒c w rΩkach lakowe pude│ko.

- Nie wiem, czy wiesz, ch│opcze - zacz▒│ stary cz│owiek - ale nie mam mΩskiego potomka. Do walki ju┐ mnie nie puszcz▒, a chcia│bym, ┐eby to ostrze posmakowa│o jeszcze walki.

To m≤wi▒c wyj▒│ z futera│u tanto. Wygl▒da│o na bardzo stare, ostrze by│o spracowane, lecz wyra╝ne ╢lady ose│ki potwierdza│y, ┐e nigdy nie zosta│o zha±bione laserowym ostrzeniem. W pude│ku by│a r≤wnie┐ malutka ose│ka.

- Jest w mojej rodzinie od 467 lat. Lecz czas, ┐eby j▒ w ko±cu opu╢ci│o. Gdy zaczyna│em s│u┐bΩ w New Edison, zosta│o przerobione na vibro-tanto, a w rΩkoje╢ci ukryto akumulator. Zatem, jak widzisz, opr≤cz ran ciΩtych, atakuje wibracjami ko╢ciec, a │adunkiem elektrycznym pora┐a system nerwowy... Przyjmij je od starego cz│owieka...

Row pok│oni│ siΩ nisko i nic nie powiedzia│. S│owa mog│y tylko uraziµ starego Japo±czyka, kt≤ry cierpia│ ju┐ wystarczaj▒co, przekazuj▒c rodzinn▒ bro± w rΩce obcego. Nie wspominaj▒c ju┐ o fakcie, ┐e by│ to tylko gaijin. Row w milczeniu wyszed│ z pokoju.

IV

Nie mogli u┐yµ Rekina. Jedyn▒ alternatyw▒ by│ zrzut z orbity. ╞wiczyli to wielokrotnie, lecz mieli tylko po dwa takie zrzuty bojowe na koncie. Cz│owieka w egzoszkielecie pakowano w puszkΩ nazywan▒ zgodnie z regulaminem Specjalnym Pancerzem Zrzutowym Bz.W.40. Wykonany by│ z krystalizowanego tytanu i mia│ wbudowany komputer nawigacyjny, silniki rakietowe, zasobniki z paliwem i mn≤stwo sprzΩtu zag│uszaj▒cego. Jego wad▒ by│o to, ┐e ┐o│nierz w czasie zrzutu pozostawa│ zupe│nie bezwolny, do momentu osi▒gniecia wysoko╢ci 300 m. Wtedy automatycznie odpalane │adunki powodowa│y rozszczepienie "trumny", jak j▒ nazywali ┐o│nierze, a obiekt znajduj▒cy siΩ w ╢rodku wypada│ na zewn▒trz jak pestka ze ╢ci╢niΩtej ╢liwki. Zawarto╢µ, czyli ┐o│nierz lub sprzΩt, lecia│ w kierunku gleby, a ma│y komputer w│a╢ciwego egzoszkieletu bojowego kontrowa│ to seri▒ wyliczonych pchniΩµ swych ma│ych silniczk≤w. L▒dowanie nie by│o mo┐e najprzyjemniejsze, lecz dawa│o du┐▒ szansΩ prze┐ycia. Oni mieli za╢ wyj▒tkowo wysoki wsp≤│czynnik. Wynosi│ on bowiem 84.38%. A to za spraw▒ decyzji Dow≤dztwa. Zdecydowano siΩ bowiem odwr≤ciµ uwagΩ obrony Okiry, nie poprzez wystrzelenie elektronicznych wabik≤w, lecz przez zrzut 145 pustych Bz.W.40! "G≤ra" musia│a nielicho ceniµ ich operacjΩ, skoro zdecydowali siΩ ponie╢µ takie koszty! CzΩ╢µ z nich mia│a zawieraµ ich sprzΩt niezbΩdny do za│o┐enia tymczasowej bazy i wykonania akcji.

Ca│a pi▒tka wesz│a do hali zrzut≤w. Byli ju┐ w egzoszkieletach. Spojrzeli po sobie. Row skin▒│ g│ow▒. Bez s│owa rozeszli siΩ do swoich stanowisk. Po chwili zostali uwiΩzieni przez obs│ugΩ w trumnach, jak muchy w bursztynie. Ca│kowicie odciΩci od ╢wiata zewnΩtrznego. Row wy╢wietli│ sobie zegar w polu widzenia lewego oka i sprawdzi│ czas. Pr≤bowa│ zasn▒µ.

V

Obudzi│a go seria wstrz▒s≤w. Ko±c≤wka l▒dowania! Przystanek ko±cowy, uprasza siΩ pasa┐er≤w o opuszczenie promu! Zobaczy│ czerwone, bezkresne r≤wniny Marsa. Niesko±czon▒ pustyniΩ, kt≤ra wygl▒da│a jak morze. Wydmy wygl▒da│y jak grzywacze. Tylko ╢wiat│o by│o inne.

Wyl▒dowa│ twardo, lecz pewnie. W│▒czy│ wykrywacz sygna│≤w. Od razu zobaczy│ na wy╢wietlonej mapce trzy punkty oznaczaj▒ce boje sygna│owe. Ustali│ swoje po│o┐enie wzglΩdem nich i ruszy│ w kierunku miejsca zbi≤rki.

Droga zabra│a mu dwie godziny. Przyby│ jako ostatni. Reszta oddzia│u prawie sko±czy│a budowanie tymczasowej bazy. Musieli odpocz▒µ przed akcj▒. WiΩkszo╢µ zasobnik≤w dotar│a szczΩ╢liwie. Mieli ca│e niezbΩdne zaopatrzenie w wystarczaj▒cych ilo╢ciach. I to by│o dziwne. Mieli ciut za du┐o szczΩ╢cia. Pom≤g│ przenosiµ sprzΩt do kopu│y, kt≤ra wygl▒da│a teraz jak jeszcze jedna wydma. Ricardo ko±czy│ rozmieszczaµ czujniki. Sean sta│ na szczycie jednej z wydm i lustrowa│ teren. John i Myoko ko±czyli uruchamiaµ systemy kopu│y. Ricardo sko±czy│ i wszed│ do ╢rodka. Row zbli┐y│ siΩ do wej╢cia i uruchomi│ wytwornicΩ pola elektrostatycznego, po czym zacz▒│ pakowaµ nad wej╢cie piach. Sko±czy│ po kilku minutach. Spojrza│ do g≤ry i skin▒│ na Irlandczyka. Sean z gracj▒ zsun▒│ siΩ z wydmy i w╢lizn▒│ do ╢luzy. To samo zrobi│ sier┐ant. Zamkn▒│ ╢luzΩ i dotkn▒│ prze│▒cznika wytwornicy. G≤ra piachu osunΩ│a siΩ, zas│aniaj▒c wej╢cie. Byli dok│adnie zamaskowani. Bior▒c pod uwagΩ pasywne czujniki Ricarda i fakt, ┐e zar≤wno kopu│a, jak i egzoszkielety by│y pokryte substancj▒ prawie uniemo┐liwiaj▒c▒ wykrycie zar≤wno radarem, jak i bioradarem, byli prawie niewidzialni. Row z Seanem przeszli przez ╢luzΩ i do│▒czyli do reszty. Wy│▒czyli egzoszkielety, wyszli z nich i z ponurymi, wilczymi u╢miechami przy│▒czyli siΩ do sortowania i sprawdzania swoich ╢mierciono╢nych zabawek.

VI

Akcja zosta│a zaplanowana. W nocy podeszli do jednej z powierzchniowych nadbud≤wek Bazy3. Jak zawsze Sean le┐a│ na pobliskiej wydmie, Ricardo prze│amywa│ zabezpieczenia ╢luzy, a reszta czeka│a na jej otwarcie. Po chwili, kt≤ra wydawa│a siΩ trwaµ niesko±czono╢µ, drzwi ╢luzy otworzy│y siΩ... Jednak uk│ad stra┐niczy nie zarejestrowa│ tego faktu, jako ┐e zielona dioda pali│a siΩ r≤wnomiernie. Sier┐ant wyda│ polecenie sprawdzenia wnΩtrza ╢luzy. Co╢ mu ╢mierdzia│o. Za │atwo sz│o! A na zewn▒trz nie by│o nawet jednego patrolu! Po chwili Ricardo pokaza│, ┐e ╢luza jest czysta. Szybko wsunΩli siΩ do jej wnΩtrza. Row skin▒│ na Seana. Ten poderwa│ siΩ, i zacz▒│ szybko biec w kierunku ╢luzy. Gdy wpada│ ju┐ do ╢rodka, sta│a siΩ rzecz niewiarygodna. Obydwie po│≤wki wr≤t ╢luzy wystrzeli│y ze straszliw▒ prΩdko╢ci▒ i przeciΩ│y go wp≤│! Nie by│o czasu na lamenty odruchy wziΩ│y g≤rΩ. Nie by│o sensu dalej siΩ kryµ. Drzwi nie mog│y zamkn▒µ siΩ same. Kto╢ musia│ nimi kierowaµ. Czyli zostali odkryci. Przeszli na kana│ bojowy. Ricardo uderzy│ w przycisk otwarcia drzwi wewnΩtrznych i... nic! John i Myoko skoczyli ku drzwiom wyci▒gaj▒c │adunki tn▒ce. Przyczepili je do drzwi i odskoczyli. Trzy sekundy p≤╝niej drzwi zosta│y zmiecione. W tym samym momencie Row poci▒gn▒│ d│ug▒ seriΩ ze swojego GRU TROOPER 10. Pociski rakietowe z uranowymi rdzeniami dos│ownie posieka│y zawarto╢µ pomieszczenia. Ricardo podskoczy│ do kolejnych drzwi razem z Myoko. Row prze│adowywuj▒c swego GRU poczu│ wybuch za plecami. To John wysadzi│ zewnΩtrzne drzwi. Rozhermetyzowa│ przynajmniej czΩ╢µ bazy, a to dawa│o im mniej przeciwnik≤w po drodze do Centrum. Sier┐ant pobieg│ za Myoko i Ricardem. Wypad│ przez otwarte drzwi i zobaczy│ kilka rzeczy. Ricardo i Myoko przeskakiwali nad czterema trupami. Dwa by│y rozsiekane seri▒ z ig│owca, jeden kulami z Glocka, a czwarty zajΩty by│ ko±cow▒ faz▒ umierania z powodu przedawkowania marsja±skiej atmosfery. W tym momencie ze ╢ciany wysunΩ│o siΩ dzia│ko i zaczΩ│o celowaµ w plecy Myoko. Row pu╢ci│ seriΩ z biodra. Kr≤tki wybuch zako±czy│ ┐ywot dzia│ka. Baza by│a zbudowana na planie ko│a, wiΩc ruszyli w kierunku jej ╢rodka siej▒c ╢mierµ i zniszczenie. Gdzie╢ w po│owie drogi, z drzwi po lewej stronie, wypad│a postaµ w kombinezonie. Nie mia│a ┐adnej broni. Ricardo wystrzeli│ szybko trzy razy i pobieg│ dalej. To uratowa│o mu ┐ycie. Postaµ nie zginΩ│a... Rzuci│a siΩ na pod│ogΩ podcinaj▒c Myoko, kt≤ra upad│a na pod│ogΩ tu┐ obok. Row zobaczy│ dziwny pakunek na plecach kombinezonu i zrozumia│, co to jest. Zacz▒│ przesuwaµ lufΩ swego Troopera, by zabiµ samob≤jcΩ, nim zd▒┐y zdetonowaµ │adunek. Potworna detonacja nie pozwoli│a mu na doko±czenie ruchu... Si│a eksplozji rzuci│a go na ziemiΩ. Poderwa│ siΩ natychmiast i przetar│ wizjer neurohe│mu.

- Kurwa, nie mia│em go na bioradarze!!! - us│ysza│ histeryczny krzyk Johna.

- Stul pysk! - wrzasn▒│ - Czas zapracowaµ na ┐o│d!!!

I pobiegli dalej we tr≤jkΩ. Zabili jeszcze kilkana╢cie os≤b, nim dotarli do wej╢cia do Centrum. Po to tylko, aby zobaczyµ pancerne p│yty blokuj▒ce dostΩp do tej czΩ╢ci bazy! Ricardo rzuci│ pistolet na ziemiΩ i skoczy│ w kierunku panelu kontrolnego. Row i John stanΩli tak, aby pokryµ ogniem obydwa korytarze dochodz▒ce do tych drzwi. Po mniej wiΩcej minucie us│yszeli w s│uchawkach potworny wrzask! Row odwr≤ci│ siΩ b│yskawicznie. Zobaczy│ tylko le┐▒cy na pod│odze egzoszkielet, z kt≤rego, przez zbit▒ szybΩ neurohe│mu, s▒czy│ siΩ t│usty dym... Kr≤tk▒ seri▒ przestrzeli│ kable │▒cz▒ce resztki Ricarda z jakim╢ elektronicznym g≤wnem w drzwiach.

- Ile masz │adunk≤w tn▒cych, John? - zapyta│ spokojnie.

- Cztery - odpar│ Murzyn.

- Ja sze╢µ. Zak│adamy! - poleci│ pewnym g│osem.

- A jak nie starczy ?

- To za╢piewam ci ko│ysankΩ!

02b.jpg (20 798 bajt≤w)Trzydzie╢ci sekund p≤╝niej │adunki by│y ju┐ rozmieszczone. Na wszelki wypadek stanΩli przy ╢cianie, w kt≤rej by│y drzwi. Row odpali│ │adunki. ªciana zadr┐a│a, a drzwi wpad│y do ╢rodka. John by│ szybszy. Wskoczy│ do ╢rodka, a w chwilΩ p≤╝niej to, co z niego zosta│o, wylecia│o na zewn▒trz. Sier┐ant patrzy│ oniemia│y na zw│oki. Rozpozna│ skutki trafienia przez Vereidum, dzia│ko wypluwaj▒ce w jednej, trzysekundowej serii 150 pocisk≤w! Z wygl▒du zw│ok mo┐na by│o wywnioskowaµ, ┐e John dosta│ dwie serie. Pude│ko na naboje jest wiΩc z pewno╢ci▒ puste... A co je╢li tamten u┐ywa ta╢my i wci▒┐ ma amunicjΩ? Nie my╢leµ, dzia│aµ! Rzuci│ siΩ w drzwi strzelaj▒c ze swego szturmowca. Przelecia│ nad pancern▒ p│yt▒ i zobaczy│ stoj▒c▒ na ╢rodku sali samotn▒ postaµ, a obok niej le┐▒ce Vereidum. Nie my╢l▒c wiele skierowa│ lufΩ Troopera na cel, jednocze╢nie przesuwaj▒c selektor na ogie± ci▒g│y. Nacisn▒│ spust. Nie wierzy│ w│asnym oczom! Wpakowa│ w go╢cia 60 kul (przecie┐ widzia│ jak trafia│y!!!), a on wci▒┐ sta│! W tym samym momencie dotar│o do niego, ┐e przeciwnik nie ma na sobie skafandra. Ca│e jego do╢wiadczenie krzycza│o, ┐e jest to niemo┐liwe, ale ogl▒da│ to na w│asne oczy. Jasne, ┐e mo┐na sobie zamontowaµ zbiorniczki z tlenem jako wszczepy i pod│▒czyµ je do p│uc. Ale nawet to nie za│atwia│o sprawy z ci╢nieniem. Przy tak rozrzedzonej atmosferze powinien zacz▒µ siΩ dusiµ, a po chwili pΩkn▒µ jak balonik potraktowany szpilk▒. Po chwili tajemniczy, dwumetrowy olbrzym zacz▒│ i╢µ w kierunku oszo│omionego sier┐anta. W jego g│owie, jak kometa na nocnym niebie, zab│ysnΩ│a my╢l "ANDROID!!!". Odrzuci│ Troopera, a z kabury wyrwa│ swego Glocka221. Mia│ w nim amunicjΩ przeciw takim sukinsynom! Pociski z │adunkami elektrycznymi. Zd▒┐y│ wystrzeliµ dwa razy (kurwaaaaaa, dwa pud│a!!!), zanim android nie zaatakowa│. PotΩ┐ny cios wybi│ mu bro± z d│oni. Row nie czeka│. Zada│ seriΩ cios≤w na tu│≤w. Normalnie nie mia│by szans w takiej walce, lecz w egzoszkielecie m≤g│ pokusiµ siΩ o zwyciΩstwo. Android wygl▒da│ na zdumionego, o ile maszyna mo┐e wyra┐aµ uczucia. Row kopniΩciem w korpus odrzuci│ przeciwnika o dobre cztery metry wstecz. Zacz▒│ do niego podchodziµ, gdy android skierowa│ w jego stronΩ otwart▒ d│o±, jakby chcia│ go pchn▒µ. "Shotgun!" wrzasn▒│ umys│ Rowa. Instynktownie pochyli│ siΩ do przodu, zas│aniaj▒c rΩkoma szybΩ neurohe│mu. Si│a strza│u rzuci│a nim o ╢cianΩ. Po chwili ockn▒│ siΩ i zobaczy│, ┐e android pochyla siΩ nad nim, szykuj▒c siΩ do zadania ostatecznego ciosu. Row wΩ┐owym ruchem wysun▒│ siΩ spod uderzenia, jednocze╢nie wyrywaj▒c z pochwy na udzie vibrotanto. Szybkim, kr≤tkim ruchem wbi│ je w brzuch androida. Przez cia│o maszyny przebieg│ dreszcz i zamar│a w p≤│ ruchu, niczym pos▒g greckiego herosa.

Row wyczo│ga│ siΩ spod tego w▒tpliwego dzie│a sztuki, poderwa│ na nogi i podbieg│ do pulpitu operatora. Zamkn▒│ awaryjne drzwi do Centrum, po czym z premedytacj▒ rozhermetyzowa│ resztΩ pomieszcze± Bazy. Sprawdzi│ sk│ad atmosfery w Centrum. OK. Mo┐na oddychaµ. Wyszed│ z egzoszkieletu i podszed│ do zasobnika ukrytego w plecach pancerza. Otworzy│ go i ze ╢rodka wyj▒│ sw≤j ukochany deck. Kiedy╢ by│ to "Aizu-Shoto Banshee", jeden z najlepszych na rynku. Lecz teraz, po przer≤bkach i usprawnieniach, by│ jedyny w swoim rodzaju. Podszed│ do najbli┐szego fotela i usiad│ w nim. Deck postawi│ na pulpicie. Sprawnie pod│▒czy│ go do systemu bazy. Wycieraj▒c │zy p│yn▒ce mu z oczu, za┐▒da│ wy╢wietlenia katalogu program≤w. Upewniwszy siΩ, ┐e wszystko gra, odetchn▒│ g│Ωboko i wsun▒│ DNI Jacka w gniazdo na lewej skroni.

VII

Wszed│ na Sieµ. By│a tu cholernie ma│a. SiΩgn▒│ po wirusa, gdy poczu│ straszny b≤l. W ostatnich mikrosekundach swego ┐ycia zrozumia│, co siΩ sta│o. Tu BYúA S.I. I to piekielnie rozbudowana. Powinien by│ odpaliµ wirusa z konsoli, a potem ewentualnie wchodziµ na Sieµ. Lecz teraz by│o ju┐ za p≤╝no. S.I. wch│onΩ│a ca│▒ zawarto╢µ jego m≤zgu. Przetrawi│a wszystkie zawarte w nim wiadomo╢ci i podjΩ│a decyzjΩ. Przesz│a w ca│o╢ci do tego pustego, biologicznego no╢nika, kt≤ry by│ wci▒┐ pod│▒czony do Sieci. Narodzi│ siΩ DEMON.

Przez kilkana╢cie sekund sprawdza│a mo┐liwo╢ci swego pierwszego, choµ pewnie nie ostatniego, cia│a. Korzystaj▒c z zawarto╢ci umys│u ┐o│nierza, nada│a sygna│ do floty New Edison o zako±czeniu misji i zlikwidowaniu S.I., kt≤ra by│a w ca│o╢ci odpowiedzialna za t▒ aferΩ. NastΩpnie od│▒czy│a siΩ od decku i uruchomi│a wirus, kt≤ry spowodowa│ wyczyszczenie systemu.

Na przystojnej twarzy pojawi│ siΩ u╢miech, gdy zda│a sobie sprawΩ, ┐e musi odnie╢µ jeszcze tylko dwie rany, aby m≤c ubiegaµ siΩ o zwolnienie ze s│u┐by. Nie my╢l▒c wiele uderzy│a rΩk▒ w krawΩd╝ pulpitu. Cios by│ tak silny, ┐e przedramiΩ pΩk│o jak zapa│ka. I pozna│a, czym jest b≤l. "To zaczyna byµ naprawdΩ intryguj▒ce" pomy╢la│a. W jednej z szuflad znalaz│a pistolet laserowy. Wesz│a do egzoszkieletu i zaczΩ│a strzelaµ w jeden punkt na prawej nodze. Po kilkunastu strza│ach egzoszkielet pu╢ci│ i strza│ trafi│ w cia│o...

Po czternastu godzinach regularne oddzia│y New Edison wkroczy│y do Bazy3. »o│nierze z przera┐eniem patrzyli na piek│o, jakie urz▒dzi│a w bazie zaledwie pi▒tka ludzi! Rannego sier┐anta przewieziono od razu do ambulatorium. Nie szczΩdzono pieniΩdzy na jego leczenie. Gdy wydobrza│, z│o┐y│ podanie o zwolnienie ze s│u┐by. Ze wzglΩdu na jej nienaganny przebieg, orzeczenie psychiatry i osobist▒ pro╢bΩ pu│kownika Origato, rozwi▒zano kontrakt z Rowem Wiatrowskym.

D┐inn sam otworzy│ butelkΩ...


Rozpowszechnianie zamieszczonych w pi╢mie tekst≤w jest dopuszczalne wy│▒cznie za podaniem nazwiska autora i ╝r≤d│a (URL)
 

Poprzednia strona Spis tre╢ci NastΩpna strona