Kim byli bogowie?
Ten artykul bedzie kolejnym moim rozwazaniem na temat "bogow" - czym byli, skad sie wzieli, jak pojawili sie w ludzkiej swiadomosci.
Ludzie "od zawsze" wierzyli w bogow. Bogowie byli obecni we wszystkich kulturach, kazde, nawet najmniejsze plemie posiadalo swoich bogow. Rozni to byli bogowie. Ale czy aby na pewno? Jesli im sie przyjrzec, to wcale sie tak bardzo od siebie nie roznia, mozna znalezc miedzy nimi wiecej podobienstw niz roznic. A wiec... W znakomitej wiekszosci przybyli z nieba - no tak, bo niby skad mieli przybyc bogowie? To tylko teraz wydaje nam sie takie oczywiste - ale skads musialo wziac sie to stwierdzenie, bo nie pojawilo sie tak po prostu w umyslach naszych przodkow. Cos nie powstaje z niczego, musial zatem istniec jakis powod, ktory pozwolil im sadzic, ze bogowie przybyli z nieba. Tu jeszcze pewne wyjasnienie - niebo rozumiane bylo jako cos, co znajduje sie ponad chmurami - a wiec nie cos mistycznego, ale jako 'konkretne miejsce' do ktorego mozna sie udac. Uwaza sie czesto, ze bogowie, zwlaszcza wsrod ludow prymitywnych byli personifikacja sil przyrody: grzmot, blyskawica itp. cos czego ludzie sie obawiali i czego nie rozumieli. Wszystko w porzadku, ale przybysze udzielali ludziom rad, uczyli ich wykonywania narzedzi, wykonywania broni, polowania, uprawy ziemi. Motywem na trwale zwiazanym z takimi nauczycielami jest ich powrot do nieba, do gwiazd, oraz obietnica ponownych odwiedzin. Troche trudno jest chyba wyobrazic sobie piorun, ktory zstepuje z nieba, rozmawia z tubylcami, naucza ich, a nastepnie odchodzi jednoczesnie obiecujac powrot. Co wiecej wyobrazenie 'boga' u ludzi starozytnych bylo odmienne od tego jakie mamy o nim dzis. Tacy bogowie-nauczyciele wcale nie byli kims wszechmocnym ani wszechwiedzacym ani wiecznym ani niesmiertelnym. Nierzadko toczyli ze soba wojny, z wykorzystaniem czegos, czego nie mozna nazwac inaczej jak zaawansowanej techniki oraz broni i to nawet z dzisiejszego punktu widzenia! Jesliby 'zjawisko bogow' ograniczalo sie tylko do jednego kregu kulturowego lub w roznych kulturach skrajnie sie roznilo, mozna by je potraktowac poblazliwie. Jednak tak nie jest, poniewaz dotyczy ono dokladnie calej ziemi i wszystkich kultur starozytnych, a podobienstwo jest wrecz nie do odrzucenia! Tak wiec o ile w obrebie kultur jednego kontynentu mozna mowic o mieszaniu sie kultur i wierzen to trudno jest cos takiego stwierdzic, jesli chodzi o lady oddzielone od siebie oceanem. A takie same motywy znajdujemy zarowno w Azji, Europie, Afryce jak i obu Amerykach. Rowniez na wyspach Pacyfiku. W takiej sytuacji mozna chyba zaryzykowac stwierdzenie: bogowie byli istotami z 'krwi i kosci' podobnymi do ludzi. Z tym podobienstwem zreszta to jest jeszcze inna sprawa, bowiem wedlug wielu wierzen to wlasnie czlowiek zostal stworzony na podobienstwo boga, lub zostal urodzony przez Pramatke, ktora przybyla z gwiazd czy wrecz przybyl z gwiazd. No dobra, dosc tego teoretyzowania, przyjrzyjmy sie konkretnym przykladom. Oto jak przybywaja bogowie:
Plemie Nga-Ti-Hau prowadzi wojne ze znacznie silniejszym wrogiem, czlonkowie plemienia poprosili boga Rongamai o pomoc, ten zas przybyl wkrotce: 'Jego pojawienie bylo niczym blask gwiazdy, jak plomien ognisty, jak slonce." bog przelecial nad wioska i wyladowal, a "ziemia zadrzala, chmury kurzu przeslonily widok, dal sie slyszec huk grzmotu, a potem jakby szum muszli."
W staroindyjskim podaniu, Wisznu-puranie, bogowie przybywaja pojazdem: "...z nieba zstepuja dwa lsniace jak slonce, skladajace sie z kamieni szlachetnych wszelkiego rodzaju, poruszajace sie o wlasnej sile wozy kierowane przez nich przez promienista bron chronione."
W legendzie Maorysow, bog Pou-Rangahua laduje na ziemi i stwierdza: "Przybywam i mam nieznana ziemie pod nogami. Przybywam i nowe niebo wiruje nade mna. Przybywam na te ziemie i jest ona dla mnie przyjaznym miejscem spocznienia."
Wszyscy bogowie pojawiaja sie w klebach dymu, ognia, towarzyszy temu potezny dzwiek, porownywany do gromu. Taki opis mamy na przyklad w Biblii w ksiedze Ezechiela:
"Patrzylem, a oto wiatr gwaltowny nadszedl od polnocy, wielki ogien plonacy oraz blask dokola niego, a z jego srodka promieniowalo cos jakby polysk stopu zlota ze srebrem, ze srodka ognia..."
"...W srodku pomiedzy tymi istotami pojawily sie jakby zarzace sie w ogniu wegle, podobne do pochodni, poruszajace sie miedzy owymi istotami zyjacymi. Ogien rzucal jasny blask i z ognia wychodzily blyskawice..."
"...Gdy szly, slyszalem poszum ich skrzydel jak szum wielu wod, jak zgielk obozu zolnierskiego, natomiast gdy staly, skrzydla mialy opuszczone. Nad sklepieniem, ktore bylo nad ich glowami, rozlegal sie glos; gdy staly, skrzydla mialy opuszczone. Ponad sklepieniem, ktore bylo nad ich glowami, bylo cos, co mialo wyglad szafiru, a mialo ksztalt tronu, a na nim jakby zarys postaci czlowieka. Nastepnie widzialem cos jakby polysk stopu zlota ze srebrem, ktory wygladal jak ogien wokol niego. Ku gorze od tego, co wygladalo jak biodra, i w dol od tego, co wygladalo jak biodra, widzialem cos, co wygladalo jak ogien, a wokol niego promieniowal blask. Jak pojawienie sie teczy na oblokach w dzien deszczowy, tak przedstawial sie ow blask dokola. Taki byl widok tego, co bylo podobne do chwaly Panskiej."
No i co wy na to? Zamknijcie na chwile oczy i sprobujcie sobie przez chwile wyobrazic to co opisal ten naoczny swiadek spotkania z "bogiem". Czy wyglada, ze Ezechiel fantazjuje? Chyba nie, jest natomiast bardzo przejety tym co widzi - ale nie wie co to jest - probuje to tylko porownywac "cos jakby..." Jeszcze kilkadziesiat lat temu mozna by miec watpliwosci, co widzial prorok. Dzisiaj chyba latwo rozpoznac ladownik przystosowany do poruszania sie w atmosferze (skrzydla). Jesli by ktos nie byl jeszcze przekonany, to napisze, ze pan inzynier Joseph Blumrich, wieloletni kierownik dzialu konstrukcyjnego NASA wzial na powaznie slowa Ezechiela i...zrekonstruowal ten pojazd. Na podstawie opisu ktory przytoczylem (oczywiscie w skrocie) udalo mu sie odtworzyc wyglad ladownika z najdrobniejszymi szczegolami, parametrami technicznymi itd. Doszedl rowniez do tego, jak wygladaly te slynne "kola w kole" ktore mogly poruszac sie w dowolnym kierunku. Wynalazek opatentowal (nr 3 789 947). I kto by pomyslal, ze caly projekt pochodzi ze Starego Testamentu! Jest to chyba jeden z najlepszych dowodow obecnosci zaawansowanej techniki w zamierzchlej przeszlosci, a wiec rowniez realnosci bogow-nauczycieli. Koncze juz moje rozwazania, natomiast temat na pewno nie zostal wyczerpany, mozna powiedziec, ze zostal tylko zaczety. Mam jednak nadzieje, ze kogos zacheci to do podjecia rozwazan.
Quetzalcoatl/Clan^Twilight