Spis treści Cyberpunk 2020

Skrawek krawędzi


Autor: Kaspar "nimrod7" Immelman
Strona: www.paladin.republika.pl

Fading brain waves (2/3)

Gabriele III.

Szum w głowie. Pomiędzy chaotycznymi myślami przeplatały się różnej częstotliwości piski. Niesamowity ból. Vector rzucał się na łóżku przez parę minut nie mogąc znieść tego, co zalęgło się w jego głowie. Spokój. Cisza. Odosobnienie. Ból minął. Vector leżał na łóżku trzymając się za spocone czoło. Gdy oprzytomniał spojrzał na pomieszczenie. Mroczne... Z oddalonej o parę kroków kuchni padało niemrawe światło, odbijające się o stojące na szklanym stole filiżanki. Jego własne mieszkanie. Dzwonek. Kyle zsunął się na podłogę, chwiejnym krokiem skierował się w stronę drzwi. Spojrzał na monitor. Przed drzwiami stała Gabriele. Coś zaszumiało. Po naciśnięciu przycisku wrota zaczęły się chować do przegrody w ścianie.
- Co się stało Vector ? Jesteś potwornie blady - Dziewczyna przywitała go w wejściu.
- Pieprzona narkotykowa wyobraźnia... Pieprzony kolorowy świat po zażyciu... Jednej działki ? Cholera... Plączą mi się myśli...
Kyle nie pamiętał jak znalazł się w pokoju na łóżku, siedziała przy nim Gabriele.
- Gabriele ?
- Co ?
- Na biurku, przy komputerze leży dysk. Wgraj go i przejrzyj zawartość
- Nie wiem, czy na awaryjnym będzie można go włączyć
- Na awaryjnym ?
- Awaryjnym zasilaniu, elektrownia poszła w dym. Serwer sieci też...
- To rzeczywiście nie będzie można odpalić sprzętu... Mówisz, że elektrownia poszła ?
- Słyszałam plotki... Znowu nie poszedłeś do pracy, ojciec jest trochę wkurzony
- Która godzina ?
- 1.30
- W nocy ?
- Nie. Znowu miałeś wizję ?
- Byłem, może to wydać się śmieszne, kobietą. - Na twarzy Gabriele zarysował się lekki uśmiech - Cholera... Stanąłem przed barem - dziwne, wszystko dokładnie pamiętam - przyjrzałem się swojej żywej powłoce... Pamiętam każdy szczegół... Te tatuaże, warkocze... Jakiś facet wybiegł... Bar przypominał Black Hole... Tatuaże, te misterne, błękitne kształty... Widziałem je gdzieś... Virganian-Yeth Akh-Norr... Virganian-Yeth Akh-Norr... - Vector złapał się za głowę. Silny ból. Poczuł tak potężny wstrząs, że zawył w agonii. Stracił przytomność. Jęczał jeszcze przez chwilę - Virganian-Yeth Akh-Norr...

Gabriele dotknęła rozpalonego czoła mężczyzny. Przeniosła go na łóżko. Sprawa zaczyna się pieprzyć Vector. Powiedziała uchylając okno. Wyłonił się widok na nieczynne kominy fabryki. Ptaki, mechaniczne czy żywe ?... - Retoryczne pytanie. Zrobiło się jaśniej. Wyłączyło się awaryjne zasilanie. Włączyło normalne. Gabriele zasiadła przed komputerem, wgrała dysk Dobson Corp. Minęła godzina. Dziewczyna poszła do łazienki. Zapaliła małą, górną lampkę, z której pierwsze błyski wyłoniły się dopiero po chwili. Słaba żarówka potrzebowała dużo czasu, zanim zaczęła świecić całą swoją, bardzo wątłą mocą. W dodatku mrugała co jakiś czas. Gabriele patrzyła się w swoje odbicie. Światło grało na jej mrocznej twarzy, wydawało się, że ma zmarszczki. Błękitne oczy odbite w nierównej powierzchni bardzo starego lustra wydawały się czerwone. Gabriele... Dotknęła rękami policzków, wytarła lekko rozmazaną szminkę. Z kranu zaczęła lecieć zimna woda. Spłynęła szybko po twarzy dziewczyny. Ręcznik nawilżony w kilku miejscach. Osoba poprawiła swoje długie, czarne, aksamitne buty. Otarła kurz z zielonej, lub jak kto woli, szarej spódniczki. Leżąca na pralce paczka ampułek zaszeleściła. Dziewczyna połknęła jedną, popiła cieknącą nadal, kranową wodą. Zakręciła kurki. Ręcznik spadł na ziemię. Kobieta usłyszała rumor w pokoju. Poprawiła czerwoną kredką usta. Wyszła z łazienki. Vector siedział przy szklanym stole, popijał kawę. Do połowy filiżanka była pusta.

- Wstałeś ?...
- Która godzina ?
- Trzecia, punktualnie
- Przejrzałaś dysk...
- Tak, włączyli i...
- Rozumiem, i co ?
- Dane techniczne... Pełno danych, nie tak całkiem niezrozumiałych... Plany jakiejś maszyny, wielkości piętrowego domu, takiej samej szerokości, zżerającej prądu co całe osiedle... Nie wiem tylko...
- "To coś, co może poszerzyć ludzkie horyzonty. Nigdy człowiek nie stanął przed większą szansą na..."
- Na... - Gabriele przyjrzała się potężnym, mrocznymi chmurom. - Będzie deszcz...
- Nie... Nie będzie... Zbliża się noc... Jak zwykle o tej porze
- Przyjrzyj się mi... Uważnie...
- Ładna jesteś, twarz zdradza zmęczenie, nie spałaś ?
- Od dwóch dni... Bardzo to widać ?
- Masz bladą cerę...Tylko lekko podkrążone oczy...
- Vector...
- Odpocznij, najlepiej prześpij się. Sen bardzo ci się przyda, bardzo...
- Vector... Straciłam poczucie czasu... Cholera, wszystko było takie słodkie do czasu... Do czasu jak spojrzałam na siebie...
- Co bierzesz ?
- To nie ma sensu, śmieszny jesteś. Denerwujesz się, że masz jakieś wizje - normalny objaw post-narkotykowy. Wizje są realne ? A zastanawiałeś się, czy to co cię teraz otacza to nie wizja ? Wizja... Marzenie, sen... Naćpałeś się gdzieś tam... A teraz przeżywasz to pieprzone wyimaginowane życie... Virganian-Yeth Akh-Norr...
- Gabriele... - Oczy dziewczyny... Kobiety... Zaszkliły się.
- Przestań... - Kichnęła - Nie mów nic. Niech pozostanie cisza... Jaki świat jest piękny... Ludzie żyją, kochają się, budują mieszkania, pracują, dożywają sędziwego wieku i w ciszy, tak bardzo potrzebnej ciszy umierają... Cisza jest nośnikiem wszystkich uczuć... Płacz w samotności... Śmierć... Gdy chcesz być sam, oderwać się od tłumu ludzi pędzących tylko w jednym celu, ślepo, w jednym, zakichanym kierunku... Prąd Stworzyciela ciągnący rzekę istnień w nieznane... Nieznane...Tam gdzie się rodzą i umierają... - Kichnęła - Vector... Ostatnio miewam wrażenie, że wszystko to co widzę kiedyś już się wydarzyło... - Gabriele spociła się, przetarła ręką mokrą bluzkę. Zdawała sobie sprawę, że jej mózg już nie wyrabia. Spuściła głowę. Zaraz potem zasnęła, na siedząco.

Mężczyzna ułożył ją na łóżku, zdjął jej buty na obcasach. Przykrył delikatną pościelą. Umył ręce i twarz w łazience. Zgasił światło. Nałożył jeansową bluzkę i wyszedł. 20000724.

Black Hole V.

Z pomieszczenia wyszedł jakiś przygarbiony okularnik. Nie było już nikogo oprócz barmana. Vector usiadł na krześle, nad niezmytymi resztkami krwi.
- Jest może Aisth ?
- Zaraz ją zawołam
Z pokoju na zapleczu wyszła jak zwykle tajemniczo piękna dama.
- Chodź Vector...
Wszedł do tego samego pokoju, w którym leżał wcześniej. Ciemno-zielone światło zamieniono na jasno-niebieskie. Ściany miały kolor błękitny u góry, przechodzący w odcień morskiej, beztlenowej głębi na dole.
- Masz dysk ?
- Postanowiłem go nie brać... "To coś, co może poszerzyć ludzkie horyzonty. Nigdy człowiek nie stanął przed większą szansą na...", na... Nie chcę tego... Mam dziwne przeczucia...
- Vector, zrozum. Ta praca pochłonęła kilkanaście lat ciężkiej pracy, pochłonęła kilka istnień ludzkich. Maszyna pozwoli prawdopodobnie znaleźć miejsce do życia dla innych ludzi, pozwoli uzyskać surowce mineralne, które są na wyczerpaniu tu, na naszej planecie.
- Umożliwi lot w kosmos ?
- Tak, a właściwie w inny kosmos...
- Inny ?
- Vector, musisz dać mi ten dysk
- Sydowa i Vertigo zabili z powodu tych danych ?
- Sydow miał je dać Vertigo i ... Słuchaj, mam przyjaciela, nazywa się Jiin-Kun Daar. Będzie tu za trzy godziny. Wręczysz mu dysk ? Proszę...
- Ja czegoś tu nie rozumiem, Sydow był związany z twoją grupą ?
- Tak, miał dostarczyć dysk Vertigo. Vertigo miał go zanieść do naszej centrali, gdzie zaczęlibyśmy montować sprzęt. Plan nie wypalił, teraz trzeba go jakoś naprawić.
- Nie...
- Słuchaj, dostałeś to przez przypadek. To jest jedyny egzemplarz, bo pierwotny - znajdujący się w bazie technicznej, został sformatowany - mniejsze ryzyko przechwycenia. Masz to i tylko z własnej, nie przymuszonej woli nie chcesz oddać. Nie chcesz oddać ludzkich marzeń, tego na co czekał człowiek przez bardzo wiele dziesiątek lat.
- Cholera... Pieprzę to... Jakaś grupa idiotów wyprodukowała tajemniczy mdd, druga grupa chce go przechwycić, zresztą niewiadomo w jakim pieprzonym celu... "To coś, co może poszerzyć ludzkie horyzonty. Nigdy człowiek nie stanął przed większą szansą na..."... Virganian-Yeth Akh-Norr... Ładna jesteś Aisth, dlaczego nie pójdziesz własną, osobną drogą, z dala od tego wszystkiego ?
- Vector, myślisz że nie chciałam ? Widzisz, miewam taką ochotę codziennie, zostawić swoją powłokę i... Nie jesteś pierwszym, który tak do mnie mówi... Pierwszym był mój mąż, "zostaw świat i nie wracaj". Rozterki. Dochodzę do wniosku, że są ważniejsze cele, nie pieniądze, nie sława, nawet nie szczęście, tylko chęć zrobienia coś dla ludzkości. Wzniosłe stwierdzenia...
- Dysk...

Gabriele IV.

Vector spotkał przed wejściem do baru Doom Drivera.
- Daj 10 działek tego samego shitu co wtedy...
Zapłacił i skierował się w stronę domu. Na dworze robiło się ciemniej niż zwykle o tej porze. Kilka przelatujących helikopterów przypomniało Vectorowi widok miasta z narkotycznych wizji. Obejrzał się za siebie obserwując szybę baru Black Hole, jej tajemnicze odbicie. Stanął na ulicy, minął go bardzo szybki samochód. Zdawało mu się, że z dala od miasta unosi się czerwona łuna. Złudzenie ?... Ruszył w stronę domu.
20000724.

Gabriele siedziała na łóżku i wpatrywała się w obraz wiszący na przeciwległej ścianie. Przedstawiał on zbiór chaotycznych linii różnego koloru, w większości odcieni błękitu. Pomiędzy nimi równoległe, bardzo cienkie paski czerwieni. To coś symbolizuje... - Szepnęła. Haikinn stygnął na szklanym stole.
- Gabriele, już wstałaś ?
- Nie wyspałam się...
- To poleż jeszcze
- Gdzie byłeś ?
- W Black Hole, w sprawie dysku. Aisth, żona właściciela baru chce, żebym oddał jej mdd, właściwie to za parę godzin mam go przekazać Jiin-Kun Daar'owi.
- Oddasz ?
- Nie wiem... To jest dla niej bardzo ważne. To ma pomóc ludzkości, podobno...
- Masz jakieś narkotyki ?
- Kupiłem niedawno parę działek od Doom Drivera, ale wiesz przecież, że...
- Vector... Pozwól mi utopić świadomość w głębi melancholii... Jest to mi bardzo potrzebne... Zrozumiałam świat, pozwól mi ochłonąć...
Kyle położył jedną dawkę na stole. Gabriele wypiła haikinn. Mężczyzna zażył pozostałe dziewięć porcji narkotyku.
- Czemu aż tyle ? - Spytała trochę przestraszona dziewczyna.
- Chcę mieć wizję, trwającą wystarczająco długo, aby...
- Vector...
Gabriele wzięła porcję ze stołu, rozerwała torebkę, wysypała zawartość na rękę i zaczęła wąchać. Łzy popłynęły jej z oczu.
- Sprawa zaczyna się pieprzyć Vector...
Mężczyzna położył się na łóżku przed komputerem. Zamknął drzwi do pokoju, zgasił światło. Poczuł ból głowy. Zamknął oczy.

Ice III.

Chwila cierpienia. Poczuł, że głowa mu eksploduje od środka. Potężny ból. Wrzasnął w agonii. Spokój. Cisza. Ciężki oddech. Otarł czoło z potu. Otworzył oczy.

Znajdował się w jakimś pomieszczeniu. Pierwsze na co zwrócił uwagę to pomalowane na jasno-niebieski kolor ściany. Wstał. Kilka promieni słonecznych przedzierało się przez żaluzje. Nad sobą ujrzał przylepiony taśmą klejącą plakat. Przedstawiał on prawdopodobnie jakiś zespół. Czterech facetów, z punkowymi, różnokolorowymi fryzurami, trzymających dziwne gitary i nic poza tym. Pod nimi niezrozumiały napis i jakieś cyfry : 340567. Na ciemno-niebieskim dywanie leżała czerwona, lekko pobrudzona wstążka. Vector podniósł ją. Brakowało jednej nad prawa skronią. Spojrzał, że nie ma jeansowej kamizelki, ani łańcuszka. Czarną bluzkę ma nadal założoną, oprócz tego na prawą dłoń ma wsunięta czarną rękawiczkę bez palców. Kyle otworzył drzwi i wyszedł z pomieszczenia. Korytarz słabo oświetlony przez błękitna lampę, prowadził prosto przez kilka metrów. Dalej znajdowały się drzwi na lewo i na prawo. Wyglądały identycznie - cienkie, metalowe, a klamki zastępowały dziwne, wklęsłe miejsca. Vector wsadził rękę do jednego, znajdującego się w drzwiach po lewo. Otworzyły się. Ukazało się duże pomieszczenie. Po środku stała olbrzymia maszyna, prawdopodobnie komputer, z dwoma klawiaturami i dwoma monitorami. Cała przeciwległa ściana była oszklona. Na krzesłach przy sprzęcie siedziało dwóch mężczyzn. Jeden brunet w niebieskich okularach, z mnóstwem tatuażów na rękach. Ubrany był w jeansowe, czarne spodnie i takiego samego koloru kurtkę. Drugi wyglądał na młodszego, mniej więcej dwudziestoletniego. Założony miał czarny płaszcz z kapturem. Włosy ścięte do 9mm, ze skroni wystawały mu jakieś ciemno-niebieskie przewody, poprowadzone za uszami, a potem w dół szyi.

- Virganian-Yeth Akh-Norr, co to oznacza ?
- Wstałaś IX ? To dobrze, piękny dzień się zapowiada. Czujesz się już dobrze ? - Spytał się starszy.
- Nie... Nie jestem IX. - Vector usiadł na krześle stojącym przy małym monitorku. Przyglądał się potężnemu miastu, jakie było widoczne za szybą. Ciągnęło się, aż do linii horyzontu.
- Nie jesteś IX... A kim jesteś ?
- Nazywam się Vector Kyle, znalazłem się tutaj ponownie po zażyciu pewnego narkotyku, wcześniej trafiłem do ciała tej dziewczyny przy jakimś barze.
- IX, wszystko w porządku ?
- Co oznacza Virganian-Yeth Akh-Norr ? - Starszy mężczyzna zdjął okulary ukazując swoje mechaniczne oczy. Zmarszczył brwi.
- Naćpałaś się ?
- O to samo spytał mnie mężczyzna, który wybiegł z baru. Odpowiadam : Tak naćpałem się.
- To byłem ja, ja wybiegłem z Black Hole - Powiedział mężczyzna w płaszczu z kapturem.
- Black Hole ??? - Dziwna zbieżność. Wydaje mi się, że mój mózg tworzy sobie jakiś świat z cząstek świata realnego... Kiedy stanąłem na ulicy przed tamtym Black Hole... Szyba... - Vectorowi plątały się myśli.
- Tak, tak się nazywa ten bar
- Kim jest IX ?
- Dziewczyną
- A coś więcej możesz o niej powiedzieć ?
- Studiuje informatykę, pisze oprogramowanie dla firmy komputerowej, tylko ostatnio coś jej nie wychodzi. Wczoraj nie poszła do pracy. Czasami bierze narkotyki... - Vector złapał się za bolącą coraz mocniej głowę. Ona jest podobna do mnie, ja skończyłem informatykę, też pisałem...Problemy... Narkotyki... - Głowa boli coraz mocniej, wzrok zaczyna wirować.
- Powiedzcie IX, kiedy ona odzyska kontrolę nad... - Kyle zawył z bólu.

Otchłań.

Obraz olbrzymiego, mrocznego miasta przybliżał się. Puste miasto. Brak światła. Wszędzie wysiadła elektryczność. Brak życia. Sterty śmieci walały się popychane przez potężny wiatr. Chmury burzowe były tak wielkie, że nie przepuszczały światła. Trzaski piorunów. Z centrum miasta dochodziły krzyki, potworne zmiany częstotliwości głosów. Środek wypełniła olbrzymia czarna otchłań. Rozszerzała się coraz bardziej pochłaniając coraz to nowe połacie nieskończonego miasta. Środkiem drogi szli ludzie, chaotycznie. Poruszali się kulejąc, łapiąc się za głowę, za ręce, które są nadgnite. Brudne kawałki skóry odczepiały się od partii mięśni, które wyżerały robaki. Vector zobaczył siebie idącego nad krawędź dziury. Potwornie zimno. Ludzie rzucali się w przepaść, z której emanowało zło. Kyle spojrzał w dół. Sam wyglądał jak żywy trup. Sina skóra, zapadnięte policzki, zepsute zęby, oczy prawie niesprawne, wypadające włosy. A w dole ciemność... Skok...

Gabriele V.

Vector zbudził się. Miał lekki ból głowy. Poczuł zapach haikinn - kubek tego napoju stał na biurku przy klawiaturze. Napój parował. Kyle opuścił pokój. Przy szklanym stole siedziała Gabriele i przeglądała jakieś kolorowe czasopismo, spojrzała spod oka na wchodzącego, lekko chwiejącego się mężczyznę.
- Vector, naprawdę te narkotyki są super, nie miałam może tak dokładnej i wyrazistej wizji jak tyle, ale...
Kyle spojrzał na zegarek - dokładnie za pół godziny ma spotkać w barze Jiin-Kun Daar'a.
- Muszę wyjść Gabriele, posiedzisz tu jeszcze ?
- Jak chcesz mogę iść z tobą
20000724.

Tłoczno było na ulicach. Mnóstwo samochodów i helikopterów. Vector i Gabriele przechodzili obok głównego placu, na którym rozłożony był olbrzymi dywan w kształcie czerwonego rombu. Przy jednym z wierzchołków stała niezliczona ilość ludzi - od dzieci po starców. Cisza, spokój, powaga. Za przeciwległym wierzchołkiem wznosiły się metalowe schody, po których wił się czerwony dywan ze złotymi zdobieniami. U szczytu znajdował się tron, aktualnie pusty. Obok niego zbierała się narodowa gwardia. Nad tronem rozmieszczony był olbrzymi, czarny ekran. Szum przelatujących samolotów. U podstawy schodów stało dwóch trębaczy.

- To dzisiaj jest jakieś święto ? - spytał Vector.
- Cholera wie... Latam sobie gdzieś... Nie wiem nawet gdzie... Nie ma to jak powolne odcinanie się od rzeczywistości... - powoli odpowiedziała Gabriele.
- Przestań. Weź się w garść, przynajmniej jak jesteś ze mną - Spojrzał jej prosto w błękitne oczy. Pojawiły się w nich łzy.
- Chodźmy...

Oddalili się od placu. Szli w stronę dwóch olbrzymich wież korporacyjnych, na których znajdowały się liczne reklamy, neony, kolorowe zdobienia : Kup to... Zamów... Okazyjna cena... - Cały szum tych haseł handlowych niszczył od środka psychikę Gabriele. Cholernie się poczuła, dziwnie osaczona. Złapała Vectora za rękę. Wydawało jej się, że traci wzrok. Trzymała się kurczowo. Przelatujący nad nią samochód zostawił za sobą dziwną łunę, czerwoną łunę. Jakieś wibracje.

- Szybciej Vector...
- Co się stało ?
- Szybciej... Chcę wreszcie gdzieś usiąść...
Czuła, że ledwo idzie, mimo tego forsowała się. Szum w głowie. Nie chciała dopuścić, aby agonia wdarła się w jej głowę. A tak jest blisko... Ulica... Ból... Gabriele puściła się Vectora.
- Daleko jeszcze do Black Hole ? - spytała z drżeniem w głosie.
- Skręcimy w tą ulicę... Co ci jest ? - spojrzał na jej bladą twarz.
- Nie wiem... Dziwnie się czuję...
- Tam jest ławka, może usiądziesz i odpoczniesz chwilę ?
- Nie... Chodźmy do baru... Szybciej...

Zdawało jej się, że Black Hole jest kilka kroków przed nią. Zaczęła biec, a Vector patrzył tylko jak jej włosy szarpane były wiatrem. Wyciągnął do niej rękę, ale nie zdążył nic powiedzieć. Delikatne dźwięki fortepianowej muzyki unosiły się w powietrzu, i jakby zgiełk miasta ustał. A Kyle zastygł w bezruchu, wszystko dla niego za szybko się stało. Deszcz życia, deszcz krwi. Samochód uderzył w Gabriele, która uniosła się w rytm fortepianowych dźwięków. A wzrok jej nie ukazywał bólu, tylko dziwne szczęście. I muzyka kończyła się, kiedy ciało dziewczyny przytuliło się do ziemi. Sen płynął powoli. Samochód zatrzymał się kilka metrów dalej. Uniesiona ręka Vectora pozostała w bezruchu przez kilka sekund, aż do czasu kiedy wreszcie zegar ruszył. Ale ruszył zbyt szybko. Krew Gabriele sączyła się do kratki ściekowej. Kierowca złapał za telefon. Syreny w oddali...

Szpital na Barker St. 17.

Pokój był ciemny, nieliczne światła dobiegały z korytarza. Cicho. Słychać było tylko szum maszyny podtrzymującej Gabriele przy życiu. Wszystko powoli przesiąkał typowy zapach lekarstw i szpitala. W mroku sali oczy Vectora wydawały się być brązowe, a odbijające się w nich światło pulsujących diod dawało złudzenie czerwieni.

- Wiesz Vector... Wyglądasz jak trup... Dosłownie... - dziewczyna z trudem uśmiechnęła się.
- Nie mów o trupach...
- Naprawdę to nie byłam ja, to coś we mnie... Wskazywało mi kierunek... Wizje... - Zamknęła oczy, głośno odetchnęła.
- Vector... - Uniosła w powietrze rękę - Złap ją... Niech cię poczuję... - Dotknął jej delikatnej dłoni.
- Czasami sobie myślę, jak fale dźwiękowe odbijają się od kropel deszczu, a każda z nich przenosi falę dalej i dalej... Zniekształca ją... Nie widzę ciebie Vector... Ale czuję... Słyszysz moje serce ? Boli... Mocno bije...
- Czas wizyty się skończył - Powiedziała pielęgniarka, która dopiero co pojawiła się w drzwiach.
- Przyjdę jutro Gabriele... - Położył jej rękę na pościeli i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Powoli zaczął kierować się w stronę windy.
Wcisnął zielony guzik. Winda zaczęła zjeżdżać. Nagle Vector usłyszał za sobą szept :
- Może mi pan pomóc ? - Spytał niski człowiek, z poharataną twarzą, ubrany w piżamę w czerwono-niebieskie paski. Krył się w cieniu pokoju.
- Co się stało ? - Kyle odwrócił się i podszedł do niego.
- Może pan mi pomóc wydostać się z budynku ?
- Więżą ciebie tutaj czy co ? - Zdziwił się Vector.
- Tak... Bardzo pana proszę - Złożył ręce w błagającym geście.
Po chwili znaleźli się w windzie.
- Jak się zatrzyma, niech pan zagada pielęgniarkę, ja postaram się dobiec do wyjścia
Kyle wyszedł z windy. Rozejrzał się. Na korytarzach pustki. Skierował się do młodej dziewczyny siedzącej za biurkiem tuż przy wejściu. Co chwilę wstukiwała ona coś do komputera stojącego za nią.
- Bardzo przepraszam, czy może pani sprawdzić w jakim pokoju leży Hellen Lohner ?
- Tak, oczywiście... Ale czas odwiedzin już się skończył
- Ale po co miałbym się jutro o to pytać, jak mogę teraz - Uśmiechnął się.
Obróciła się i bardzo szybko wstukała imię i nazwisko do komputera. Pokręciła głową.
- Przepraszam, ale ta osoba nie leży w tym szpitalu
- Musiałem pomylić... Może pani sprawdzić czy ona leży na Veylenn St. 37 ?
- Chwileczkę...
Vector spojrzał na kartkę z opisem pacjenta : Gabriele Neverly. Wstrząśnienie mózgu... - I tyle zdołał odczytać w tak krótkim czasie.
- Przepraszam, ale tam też jej nie ma, czy rzeczywiście chodzi panu o tą osobę ?
- To jest przyjaciółka mojego kolegi, prosił mnie żebym ją odwiedził... Ale pewnie jak zwykle przekręciłem nazwisko... Przepraszam... Do widzenia...
- Nie ma za co...

Wyszedł ze szpitala. Wieczór. Deszcz. Rozejrzał się, ale nigdzie nie widział mężczyzny. Skierował się w stronę domu. Od pewnego czasu przestała go interesować Aisth, Jiin-Kun Daar, oraz cała ta sprawa z mdd. Teraz liczyła się Gabriele, ale wiedział też, że jej ojciec w jakiś sposób się do niego dobierze. Byle tylko nie wysyłał bandziorów. Zastanawiał się dlaczego Gabriele rzuciła się pod koła, ale też jego myśli gwałtownie zaczęły płynąć w inną stronę. Virganian-Yeth Akh-Norr. Żeby tylko dorwać Doom Drivera. Vector poczuł, że znów musi się Tam znaleźć. Jak najszybciej. Gdy zbliżał się do domu potrącił go zakapturzony mężczyzna, który zaraz pobiegł kryjąc się za zakrętem. Vector podniósł się i poczuł, że w kieszeni od spodni znajduje się jakiś przedmiot - elektroniczny notatnik.
20000724.

Spokój. W domu panował spokój. Vector nie zapalał światła. Nieliczne blaski z zewnątrz wdzierały się do środka. Mężczyzna usiadł na łóżku. Rozbłysło jaskrawo-zielone światło, mocno rażące w oczy - uruchomił notatnik. Jakiś tekst pojawił się na ciekło-krystalicznym monitorku : Dzięki, że mi pomogłeś w szpitalu. Jestem ci wdzięczny. W razie jakbyś miał jakieś problemy dzwoń 066544231210. Typhoon Van Griestberg. - Vector położył notatnik na stole. Poszedł do łazienki. Lustro. W mroku zobaczył swoje odbicie. To nie był on. To był jakiś wrak człowieka. Woda powoli zaczęła sączyć się z kranu. Obmył nią twarz. Wyszedł z domu.
20000724.

Noc. Zupełna noc. Ciszej niż zwykle było na ulicach. Vector skierował się do terminalu informacyjnego - pamiętając ten pierwszy raz kiedy dostał od Doom Drivera działkę tego dziwnego narkotyku. Widział jak nad nim przelatuje olbrzymi liniowiec, potężna maszyna. Oświetlany czerwonymi, mrugającymi lampkami. Zmierza na południe - na lądowisko korporacyjne. Yllhar Inc. Za nim widać malutkie błyski dwóch statków - obstawa, zawsze nadlatują i kontrolują liniowiec, kiedy ten zbliża się do lądowania. Ciekawe kiedy taka kupa żelastwa popsuje się i spadnie na miasto... Ale najważniejsze są pieniądze, po cholerę dokować w porcie za miastem żeby stamtąd przewieść drogą naziemną transport, znacznie lepiej ryzykować, że kiedyś ta pieprzona maszyna z jakiegoś powodu runie... - Kyle zbliżał się do hotelu "Lost hOpe". Na rogu ulicy stał Doom Driver.

- Vector ? Wyglądasz tak jakby cię na kilka godzin do lodówki włożyli... - Zdziwił się punk.
- Tak się czuję, że szkoda gadać... Masz może trochę tego samego proszku co mi dawałeś ostatnio ?
- Dla dobrego klienta zawsze mam towar...
- Daj z 5 działek... Hmmm... Ale jak ja ci zapłacę... Mam tylko resztki kasy, a coś wątpię w zarobki z mojej roboty...
- Nie ma sprawy, potrzebuje morfiny, jeśli do jutra przyniesiesz mi trzy ampułki z morfiną to dam ci nawet 10 działek
- A skąd ja wezmę morfinę ?
- Twój problem, tak poza tym to zegarków i innych kosztowności nie przyjmuję - Uśmiechnął się.
- Dobra, daj teraz te kilka torebek, a na jutro dostaniesz morfinę - Vector przeczuwał, że do jutra tego nie załatwi, ale tez bardzo zależało mu na narkotyku od Drivera.
- O tej samej porze jutro
20000724.

Kyle rzucił się na łóżko. Usłyszał odgłos telewizora dobiegający z góry. Cholerni sąsiedzi... - Zażył wszystkie dawki narkotyku naraz. Zamknął oczy. Czekał...

Ice IV.

Ciemność. W oddali słychać było burzę. Vector poczuł, ze znów jest w IX. Leżał na łóżku. Obok niego siedział mężczyzna w płaszczu z kapturem.
- Znów tu jestem... - Szepnął Kyle.
- Już ci lepiej ? - Spytał mężczyzna.
- To ja... Vector Kyle...
- Jak to ? - zdziwił się i wstał z łóżka.
- Znowu zażyłem narkotyku i jestem w ciele tej IX...
- Ja pierdolę, zawołam Harrisa - Mężczyzna wybiegł z pokoju.

Vector podniósł się. Głośno odetchnął. Spojrzał na lewą rękę, gdzie powyżej dłoni znajdowało się 13 śladów po nacięciach. Co ona próbowała zrobić ? - Zastanowił się. Do pomieszczenia wszedł brunet z mechanicznymi oczami i mnóstwem tatuażów na rękach - Harris.

- IX ? - Spytał.
- Nie... Vector...

Wstrząs. Eksplozja. Vector upadł na ziemię widząc jak metalowe belki z sufitu zaczęły się walić. Drugi wybuch. Słychać strzały. Agonia. Krew trysnęła na ściany. Martwe ciało Harrisa osunęło się na ziemię, tuż przed twarzą Vectora. Trzeci wybuch. Mężczyzna w płaszczu z kapturem sięgnął po automat i zaczął siać zaporowym ogniem po korytarzu. Błyski. Wysiada oświetlenie. Płaszcz przedziurawiony. Błyski. Krzyk. Kyle wstał, wziął rozbieg i rzucił się przez okno. Ciemność. Chrzęst łamanych żeber. Biegnij... Wstał chwiejąc się, krew płynęła mu po prawej ręce, nie za bardzo mógł nią ruszać. Szkło w skórze. Poszarpane tkanki. Ziemia. Upadł na ziemię. Cholerne szczęście... Zsunął się na poziom chodnika, zaczął biec w stronę tunelu oznaczonego "Ulvvern Hyees". Jakieś głosy za nim. Nieważne. Szum przejeżdżających samochodów. Zbiegł po schodach. Znalazł się na czymś przypominającym stację metra. Mnóstwo tu ludzi. Wbiegł w tłum. Pisk. Maszyna zaczęła się zatrzymywać na najbliższym torze, zaraz potem druga nadjechała na tor trzeci. Bicie serca. Mocne bicie serca. Widok Aisth, jej słowa : Schyl się . Kyle upadł na ziemię. Strzały rozwaliły szyby stojącego przed Vectorem pojazdu, kilku ludzi krzyknęło w śmiertelnej agonii. Zapaliły się czerwone, ostrzegawcze lampy. Vector podniósł się i resztkami sił wbiegł do ruszającej maszyny. Upadł na szkło. Strzały. Ból. Ból... Cholera, teraz mogłoby się to przerwać... Mógłbym już wrócić do swojego ciała... - Podniósł się z ziemi i usiadł na niewygodnym krzesełku. Szkło... Próbował wyjąć kawałki wbite w jego rękę, brakowało sił. Oparł się o szybę zostawiając na niej ślady krwi, strużka czerwonego płynu ciągle spływała mu z rannego czoła. Zamykał oczy. Usypiały go światła za oknem, pojawiające się z taką samą częstotliwością. Czerwień. Ciemność...

Na górę strony