|
|
|
Jeśli nie Bóg, to co? Duda Sylwester
Znaczenie słowa Bóg
Słowo Bóg zdawałoby się jest. Dosłownie istnieje i jednocześnie nie posiada
sensu. Sensu o tyle, że jesteśmy skorzy odrzucić je, by odsunąć od siebie
wiarę, ale kiedy ją już(!) odrzucimy nadal mniemamy: "Nie wierzę w Boga!".
Same słowa tutaj nie są tym, co winno się z nimi kojarzyć. Są neutralne i
nie posiadają znaczenia, a jednocześnie staramy się, by coś to słowo
znaczyło. Bóg jako tako, jest czymś co trzeba byłoby zauważyć. Św. Tomasz z
Akwinu także dochodził. Nie tyle do samego słowa, co jego znaczenia.
Pytaniem otwartym pozostaje tutaj forma słowa. Wszyscy Ci, którzy wierzą,
mówią Bóg. Nie zdziwmy się, kiedy próbując zastąpić to słowo jakimś innym
wymyślonym synonimem, ludzie głęboko wierzący oskarżą nas o ateizm,
dyskryminację ich poglądów. Raczej zdałoby się tłumaczyć to tym, że
przeżywają wiarę, a nie ją rozumują. Tak! O tyle właśnie św. Tomasz miał
rację. Mówił, że Boga nie da się pojąć rozumem. Akurat to dla ateisty jest
świetnym dowodem na to, że pogląd tego świętego był jednocześnie rozkazem
brzmiącym mniej więcej tak: "Śmiesz odrzucić Boga? Nie uda Ci się, jest od
Ciebie doskonalszy i posiada większy i silniejszy rozum od Ciebie, marna
ludzka istoto!." Jeśli uwierzymy w tę doskonałość i w przesłanie owego
świętego. nigdy nie dojdziemy do nieistnienia Boga, bowiem to, co nazywamy
rozumem, temu zadaniu nie podoła. A co posiadamy potężniejszego, jak nie
rozum? Mówiąc już końcowo w tym wstępie, powiem, że to wręcz niedorzeczny
stan i jednocześnie stwierdzenie. Dowodem niesłuszności stwierdzenia św.
Tomasza jest to, że miłość, która jest przejawem emocjonalnym (a nie
rozumowym), były tym, co pobudziło rozum (u świętego), że poddał się
wewnętrznym przemianom emocjonalnym. Jeśli uznamy, że niewiedza była tutaj
także "sprawcą" tych emocji, możemy mniemać, że reakcja św. Tomasza
(fizycznie) była słuszna, ale nie rozumowa. Rozum ludzki nie stara się
wierzyć. Wiara, raczej powiedziałbym, należy do stanów emocjonalnych, które
wyzwalają we wnętrzu człowieka pożądanie. Pożądanie, które z kolei można
nazwać poświęceniem. Jest to określenie wiary ogólnej. To ta, która nie
dotyczy tylko Boga, ale i nas samych, kiedy wierzymy, że zdamy egzamin, że
pewna sytuacja kiedyś się skończy itd. A więc słowo Bóg jest neutralne.
Przyjmuje znaczenie i jednocześnie go nie posiada. Jest jakoby: idealne!
Doskonałe. Bo kiedy jego znaczeniu zaprzeczymy, to i tak słowo to będzie
istniało. Negacja jest jednym ze specyficznych podejść, który dominuje w
udowadnianiu. Zaprzecza się, że coś istnieje - posiadając dowody na
nieistnienie lub ich nie posiadając. Jeśli dowodów nie posiadamy nazywa się
to przekonaniem lub sceptycyzmem. A więc musimy w drodze tolerancji ustąpić
istnieniu słowa Bóg. Tak naprawdę jest złożone z trzech liter, piszę się
przez o z kreską i najczęściej z dużej litery.
Czy Bóg istnieje?
Nie wiem. Jeśli zakładam to najprawdopodobniej żyję (ja, Ty i inni). Bóg w
sensie materialnym, nie istnieje. Jako tako. Hola, hola, przecież Boga można
znaleźć w naturze! Tak! O ile wierzycie, że można go tam znaleźć! To właśnie
ten zasadniczy powód, kiedy nie można niczego udowodnić, ani zaprzeczyć.
Jeśli zaprzeczymy i tak sprzeciwimy się temu, czego pewni nie jesteśmy.
Zupełny paradoks, a jednocześnie piękna wizja, która nie opiera się na
wiedzy i rozumie, a na wyobraźni i kreatywnym przejawie zdawałoby się
boskiej twórczości. Jestem tego pewien, że Bóg istnieje! Natomiast
interpretacje określonych religii nie są słuszne i często można znaleźć w
nich wiele sprzeczności. Jeśli uważamy, że Bóg jest doskonały, to może to
wynikać również niejednoznacznie. Albo jest doskonały, albo jest doskonały
paradoksalnie. Jakkolwiek byśmy tego nie rozważali, tak otrzymamy
stały punkt, punkt wyjścia, który kończy się niewiedzą. A oto właśnie moja
doktryna. Nie wiemy! A jednak boimy się, bądź nie boimy i wierzymy. Zadać
sobie pytanie, czy Bóg istnieje, to tak jak udowodnić, że niewiedza jest
skończona, czyli ugruntowana - dowiedziona. Przecież, nigdy nie dowiemy się
ile jej jeszcze jest. Wiemy natomiast (choć nie precyzyjnie i także nie
znamy jednostek miary), że wiedza nasza w tej chwili ma określone granice.
Zdajemy sobie sprawę z ilości, natomiast jakiekolwiek zastrzeżenia do
pewności granicy wiedzy, wynikają z naszego mniemania o jej ogromie. Mogę
stwierdzić, że znacznie większa jest niewiedza, jest nieograniczona,
doskonała i jedyna w sobie.
Przedstawmy więc pewien schemat, który uwidoczni to, o czym tutaj myślę:
NIEWIEDZA >>> ROZUM >>> WIEDZA
To właśnie ciągłe zmiany. No przecież za pomocą rozumu przechodzimy od
Niewiedzy do Wiedzy. Bezsensowne byłoby ustawianie Boga poza Niewiedzą
(bliżej lewej strony tego równania), bo przecież wystarczy o nim nie
wiedzieć. Wystarczy tylko pogubić się w dochodzeniu do jego istnienia lub
nieistnienia i można łatwo stwierdzić, że wtedy tylko (!) i wystarczająco
jest to niewiedzą. Ja myślę, że ten powyższy wykres, jeszcze zdałoby się
rozszerzyć o kilka podpunktów (form treściowych). Można pokusić się o
dopisanie czegoś takiego:
NIEWIEDZA >>> WYOBRAŹNIA/ZMYSŁY >>> ROZUM >>> WIEDZA >>> CZˇSTKI WIEDZY
Wydaje się to dość logiczne i budujące. Oczywiście struktura jest
hierarchiczna. Najwyższy priorytet ma NIEWIEDZA. To ona decyduje o tym, że
rzeczywistość jest taka jaka jest. Mamy i na nią wpływ, ale tylko wtedy
kiedy posiadamy cząstki wiedzy. Stosując je (choć w nikłym stopniu),
zmieniamy tę rzeczywistość. Owe cząstki wiedzy z kolei staną się w drodze
syntezy przeobrażeniem w dalsze cząstki wiedzy, które zostaną "wyrwane" z
niewiedzy. Czy wtedy powiemy, że niewiedza zmniejszyła swoją objętość? Nie!
Bo nie wiemy - czy tak jest rzeczywiście! Czy zmiania się ilość informacji,
które niewiedzę zmniejszą lub zwiększą? Hmmmm.
Jakie są powiązania między mną, a Bogiem, Bogiem a naturą, Bogiem a moim
rozumem?
Właściwie też mógłbym powiedzieć, że nie wiem. Będę jednak uparcie dążył do
tego, że silną wolę posiadamy. Mianem silna wola określa się stan gotowości
(i możliwości, które daje nam rzeczywistość), do przyjęcia wyboru elementów
materialnych, bądź nie materialnych (z rzeczywistości dosłownej), które z
kolei staną się pożądanym stanem psychiczno-fizycznym. Coś w rodzaju
uspokojania się i szczęśliwości. Można pokusić się o wyjaśnienie słowa
rzeczywistość. Właściwie to to, co się wokół nas dzieje. Nie to, co
postrzegamy zmysłami i nie to, co rozum zaczyna przy doznaniach zauważać. To
to, co nie jest określone z góry. Mnogie zdarzenia i właściwe bez znaczenia.
To to, czego nie rozumieny i rozumiemy - razem. Do tego stopnia wymieszane,
że gubimy się przy szukaniu dzielącej te pojęcia granicy. Powiązanie między
mną, a Bogiem istnieje tylko w przekonaniu, że wychowany byłem w tej, a nie
innej wierze i w takiej pozostanę do końca. Oczywiście treściami Biblia nas
powiązuje. Powiązują nas także prawa człowieka, prawie zupełnie odmienne niż
prawa boskie i dogmaty religii. Niemniej jednak rzeczywistość jest inna.
Dano nam rozum, po to by mógł dojść do wniosku, że Bóg jest naturą, a ja
należąc do natury, jestem z nim powiązany (i tutaj wydawałoby się, że nie
duchowo, a materialnie), ale także rozum nam dano, do tego, by podważyć coś,
co jest niepewne. Można tę niepewność wyrazić słowami: "Czym jest Bóg?".
Zdałoby się, że koncepcja naturalistyczna, o której przed chwilą pisałem
jest słuszna. Tak! Nie trzeba rozumować, a wystarczy tak sobie założyć. Co
innego dzieje się, kiedy chodzi o duchowy stan człowieka. Nie tylko zadajemy
sobie wtedy pytania, ale oczekujemy odpowiedzi od nas samych (i co
ważniejsze) od Boga, przez naturę, przez nasz rozum. Ale czy tu możliwe jest
zrozumienie Boga przez rozum? Tzn. rozumując, mamy ujednolicić własne zdanie
o własnym rozumie, który na dodatek ma być łączony z Bogiem. No jak?
Zroumieć własny rozum? Pozostawiam to zdanie Wam samym. Pomyślcie!
Bóg, Talibowie i rozum
Dość ciekawy problem, bo dziejący się teraz. Nie wiem ile rozumu mają
Talibowie, ale wydaje mi się, że ich ciała bardziej reagują emocjonalnie na
stan wojny, niżeli na prawa człowieka płynące z rozumu. Ile w tym różnicy?
Tyle, że emocjonalnie można wzbudzić agresję popędy i inne "szokujące"
czasami rzeczy. Acz nie pozostawiajmy rozumu, jako neutralnej rzeczy. On to
także potrafi czasem nieźle namieszać. Moja opinia brzmiałaby tak: Nie
używając rozumu przeżywamy, przeżywamy wiarę, przeżywamy islam. Rodzi się
Bogobojność, jednocześnie rodzą się optymistyczne przesłanki. Wierzący
Talibowie, mniemają, że Allah weźmie ich prosto do siebie, kiedy zginą w
dzihadzie lub w Jego imię. Oczywiście, prawa człowieka nie mają tu
znaczenia. W przypadku Talibów wydaje się to być takie, jak czysto duchowy
stan, który jest zamknięty w sobie. Tzn. bardziej przeżywają istnienie
własnej duszy, niżeli ciało, które umożliwia egzystowanie owej duszy. To
całkiem zdawałoby się doskonałe. Tylko, czy możliwe jest istnienie duszy,
bez ciała? Zakładam, że jeśli rzeczywistość nasza ogranicza się do
materialnego postrzegania nas samych (np. ja widzę Ciebie, a Ty mnie), to
niemożliwy jest stan kontaktu form: materialnej z niematerialną. Jedynie da
się to zauważyć między ciałem a duszą. Wtedy jesteśmy jednością, a nie
stycznością dwóch osobowości i dwóch fizyczności. Obiecałem - nie będę się
rozwodził o Talibach.
Czy wiedza, jest potrzebna by wierzyć?
Nie wiem, ale można dodać, że: i tak, i nie! Jeśli zakładam, że dochodzimy
do istnienia Boga rozumem, czego w chrześcijanizmie nie da się zrobić, jak
mówił św. Tomasz. To zapewne wiedza stanie się istotnym elementem dowodowym.
Jeśli czujemy, że Bóg jest, boimy się, lub chcemy za wszelką cenę udowodnić,
że Bóg jest, zapewne nikły procent wiedzy nam się przyda. Bardziej będzie to
dotyczyło przesłanek Pisma Świętego i zachwytu (a to nie rozumowe, bo nie
dochodzimy do wniosków, a podziwiamy), niż rozumowych podejść, które mają
dogmatyzujący wpływ na ostateczny wynik rozważań. Chociaż myślę, że święci
chrześcijańscy już ten wynik znali, zanim udowodnili, że Bóg jest! Dziwne?
Zawirowanie czasowe, zmiana pola czasu? Tak! Nie tyle dowód, że to czas się
pomieszał, a tego, że obmyślono wiarę w podejściu emocjonalnym.
Najpiękniejsze jednak jest to, że później rozum dopisał postulaty
paradoksalne oraz te, które pozostają pytaniami otwartymi. Wynikiem czego
jest doskonałość boska, zarazem niewiedza, bo rozważając nadal pozostajemy w
niewiedzy, również w mądrości, bo ona zdawałoby się jest wiedzą.
Czym jest wiara?
Tutaj powiem, że w/g mnie: antycypowanym (pożądanym) stanem niematerialnej,
konceptycznej rzeczywistości. Tzn. Pożądamy tego, co płynie z wiary, a nie
tego czym jest. Tutaj zaczyna się problem, kiedy próbujemy precyzować
znaczenie słowa wiara. Wiara jest! To wiemy. Czym jest? Tego akurat nie
wiemy w takim stopniu, by wiedzieć czym jest. Niepewność, przy określaniu
znaczenia wynika z wiedzy na jej temat. Po prostu wiemy, ale kiedy próbujemy
owe znaczenie ugruntować, zadajemy sobie pytanie: Czym jest wiara
rzeczywiście!!! Można mniemać, dochodzić, udowadniać. Jednak taki stan
rzeczy nie będzie jednoznacznością! Nie będzie ilustrował dogłębnie
znaczenia słowa wiara. Wiara może wynikać z emocjonalnego podejścia do
tłumaczenia tego pojęcia, tak jak było w przypadku św. Tomasza. Oni
wierzyli, bo czuli i za wszelką cenę chcieli udowodnić, że Bóg istnieje.
Tylko nie wiedzieli zasadniczego powodu mówiącego o istnieniu. Nie
wiedzieli, jak jest rzeczywiście! A więc mniemam tutaj, że kiedy
rzeczywistość zaczyna być odrębną formą tłumaczenia, wiara przechodzi na
plan wyobraźni, która determinuje uczucia, emocje i to co przeżywamy. Nie
wątpliwie w chrześcijanizmie istnieje bogobojność. To właśnie emocje
negatywne są powodem by "na przymus" wierzyć. To dość ciekawe, bo zabiera
nam to pewną część nas samych. Naszą wolną wolę. Doskonałość wiary
chrześcijańskiej polega na tym, że istnieje wiele paradoksów, które
pozostawią nas w punkcie wyjścia: "musimy wierzyć!".
Sprostowanie i zakończenie
Tak więc już nieźle się osłuchaliście i macie pewnie mętlik w głowie.
Nie ukrywam, że sam także coś mi tu nie daje spać. To ta niewiedza. Dosłownie
szok. To niewiedza jest największym wrogiem rozumu i nie w sensie agresywnym
lub negatywnym. Raczej powiedziałbym czymś, z czym rozum ma wielką
styczność. Próbuje ją unicestwić, aby przejść do stanu równowagi tutaj
(fizycznie) nas samych. A wnikając głębiej - ciała. Ciało się uspokaja,
kiedy niczym nie jest "obłożone". Moja koncepcja niewiedzy, nie wzięła się z
głębokich zamysłów, nad Bogiem. "Zlepiłem" te dwa słowa i teraz zastanawiam
się, czy to zestawienie, ma jakiś sens. Do tej chwili polemizuję, i czekam,
kiedy: albo odrzucę tę teorię, albo ją zaakceptuję. To na razie!
Macie pytania lub obelgi? Walcie śmiało, lubię krytykę:
djsynchronic@poczta.onet.pl
Filozofia poznania to niezwykle ciekawy dział. Równie ciekawy jak filozofia pojęć podstawowych czy metafizyka. Konkretyzując: mamy tu do czynienia z inteligentnymi rozważaniami w inteligentnej formie na dość popularne w kręgu NoName tematy. Jak sam Autor przyznaje, trudno ująć ten tekst w jakąś zgrabną kilkuzdaniową syntezę. Nie umniejsza to jednak jego wartości, a dowodzi jedynie moich ograniczonych zdolności recenzenckich. Niemniej pomysły są godne głębszego przemyślenia i rozwinięcia
IAO
Duda Sylwester
poczta: djsynchronic@poczta.onet.pl
|
 
|
|