|
|
|
NOCNE WYOBRAŻENIA (Cztery piętra nad ziemią) Jason Mason
Obudziłem się po świcie przywitany Jamajskimi rytmami wydobywającymi się z głośników, zapachem słonecznego, upalnego dnia nad zatoką, który niesiony przez lekką i orzeźwiającą bryzę morską unosił się nad miastem. Słońce było już w górze od dobrych kilku chwil, lecz przytłumione przez lekkie chmurki, "upalną mgłę" i ciężkie powietrze zdawało się być jakby nieobecne w tym całym żarze wstającego dnia.
Trochę jeszcze nieprzytomny nadal czułem się jakby tkwił w objęciach snu. Dzień dopiero powstawał z pod ciemnej kurtyny nocy i tak samo ja, dopiero wybudzałem się z mych nocnych wizji.
Pamiętam kobietę... raczej dziewczynę. Nigdy przedtem nie widziałem jej twarzy, lecz pomimo tego coś mówiło mi, że jesteśmy sobie bliscy. Rozmawialiśmy... nie pamiętam sensu, ani choćby słów z naszej rozmowy, lecz nie było to chyba takie tam puste gadanie. Zbliżyliśmy się ku sobie... objąłem ją. Pocałowaliśmy się.
Widziałem całą tą sytuację z perspektywy trzeciej osoby - jakbym ktoś inny był w moim ciele, podczas gdy ja byłem... no właśnie, gdzie? Byłem obserwatorem i choć wszystko czułem, to nadal byłem daleko od centrum wydarzeń - jakbym oglądał moje życie z pewnej odległości.
Przez połowę dnia przeglądałem stare zdjęcia, starałem przypomnieć sobie tą twarz - należała ona do kogoś, kogo kiedyś spotkałem, lecz kto to był? Może był to ktoś, kogo spotkałem na mojej drodze życiowej i zupełni nieświadomie zapamiętałem; może był to ktoś, kogo codziennie widuję, lecz tak naprawdę nie dostrzegam, a może to moja podświadomość wykreowała obraz postaci, której tak naprawdę nie ma, a która przez krótką chwilę stała się zlepkiem mych pragnień, pasji i marzeń?
Idąc pogrążoną w upale ulicą przyglądałem się każdej mijanej dziewczynie - za każdym razem myśląc: "A może to ona?". Jadąc tramwajem nie odrywałem wzroku od szyby - poszukując postaci z mego snu na mijanych tłocznych i leniwych ulicach. Młode matki z dziećmi, samotne kobiety, także te idące za rękę ze swymi chłopcami i te w towarzystwie swych koleżanek, kolegów. Szukałem, obserwowałem. starałem się porównywać, lecz nie znalazłem jej - twarzy z mego snu.
Nastała noc. Ciężkie, dzienne powietrze ustąpiło, temu morskiemu, orzeźwiającemu i nocnemu. Cały gwar dnia umilkł gdzieś... ulice stały się znów puste, a pomiędzy zielenią i szarymi budynkami przemykali w pośpiechu już nieliczni spacerowicze. Usypiany spokojnym dźwiękami Autechre resztką przytomności starałem się jeszcze przypomnieć sobie tą twarz... w pośpiechu dnia, podczas poszukiwań kompletnie wymazałem ją z mej pamięci. Nadal nie wiedziałem kim ona była, a co gorsza teraz już nie pamiętałem jak wyglądała. Ogarniający mnie spokój świata wewnętrznego, jak i zewnętrznego powoli sprawiał, że mój umysł odpływał gdzieś... gdzieś daleko, do najgłębiej ukrytych obszarów mej jaźni, gdzie może znajdowała się odpowiedź na pytanie, które stawiałem sobie od świtu.
Myśli w mej głowie, kłębiły się. Panujący spokój sprzyjał memu odprężeniu, lecz pomimo późnej pory, zmęczenia i... słodkich "kołysanek" nie mogłem zasnąć. Już nie starałem przypomnieć sobie twarzy, nie starłem się przypomnieć do kogo ona należała - teraz myślałem nad sensem tego snu.
Byliśmy razem, lecz nagle wszystko się urwało. Przed oczyma miałem obrazy podobne do tych z filmów dokumentalnych o wojnie. Wszędzie panujący chaos, wszędzie zgliszcza, cierpienie, kurz i... leżące ciała. Stałem sam pośrodku tego wszystkiego... jej nie było w pobliżu. Szukałem jej, lecz nie znalazłem. Wołałem, lecz nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Wreszcie przez ułamek sekundy zdawało mi się, że ją widzę... wtedy mój sen dobiegł końca. Obudziłem się, i choć przed chwilą śniłem jeszcze o tej twarzy, widziałem ją dokładnie, tak w chwili po przebudzeniu obraz był niewyraźny, jakby zamazany, zamglony.
To nie mógł być zwykły koszmar senny. To było coś więcej - jak podświadome ziszczenie tego co przeżywałem, jakby opowiedziana historia z moje życia - trochę ubarwiona, lecz nadal jak najbardziej prawdziwa. Od jakiegoś czasu szukałem kogoś, goniłem za kimś, choć tak do końca nie byłem pewien kto to był. Postać z mego snu? Może, lecz jeśli to właśnie jej poszukiwałem, to dlaczego nie mogłem jej odnaleźć? Dlaczego spotkałem ją we śnie, a nie w codziennym życiu? Może tak naprawdę ta osoba nie istniała, o to za czym tak goniłem było tylko wizją kreowaną przez wiele rozczarowań, które teraz stworzyły ideał z tych wszystkich porażek z mojego życia?
Wstałem do okna. Czas płynął mi szybko na rozmyślaniach i nawet nie zauważyłem kiedy wschodnie niebo powoli zaczęło stawać się jaśniejsze. Zapaliłem papierosa... "Głupie przyzwyczajenie" - pomyślałem. Patrzyłem w niebo... noc powoli ustępowała miejsca na nieboskłonie dniu. Ulice były kompletnie puste. Ruch uliczny ucichł, nie było ludzi, a światła w oknach i poblask telewizyjnych ekranów był już rzadkością... na dworze panowała kompletne cisza. Rozglądałem się po ścianach budynków na przeciwko... wtedy ujrzałem ją. To była kobieta, a może dziewczyna? Nie dostrzegałem jej twarzy, lecz widziałem jej zgrabne ruchy.
Przyglądałem się jej przez kilka dobrych chwila. Ona... stała na balkonie i rozglądała się po przycichłym świecie. Wreszcie dostrzegła mnie. Wyprostowała się... patrzyliśmy na siebie przez minutę - w kompletnym bezruchu. Wreszcie ujrzałem w górze jej rękę... pomachała mi. Czy to miał być znak, a może zwykła życzliwość? Starałem odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Wreszcie ona odeszła od okna... uczyniłem to samo. Spędziliśmy kilka dobrych minut patrząc na siebie z oddali. Ciekawe kim była... postacią z mego snu? Może, a może była tylko zgubiona w tym wszystkim podobnie jak... mogła też po prostu nie mieć ochoty na sen, ale ten znak... pomachała mi. Zwykła życzliwość? A jeśli coś więcej, jeśli to jest ta osoba, której tak bardzo poszukiwałem, która nawiedziła mnie w mym śnie?
Postanowiłem, ze spotkam się z nią następnego dnia, porozmawiam, poznam... przekonam się. Ale to dopiero jutro, kiedy słońce wzejdzie i kiedy odpocznę chwilę po emocjach upalnego sierpniowego dnia i nocy.
Jason Mason
poczta: jasonmanson@poczta.onet.pl
|
 
|
|