|
|
|
Mity globalizacji Size.
Do poruszenia tego tematu skłoniło mnie kilka wydarzeń, ale przede wszystkim jednostronna propaganda w tym zakresie i to z dwóch stron: z jednej przedstawiane są tylko argumenty za, kusząc świetlaną wizją przyszłości w świecie z globalną gospodarką, oraz z drugiej strony przedstawiane są tylko argumenty przeciw, strasząc wszelkimi plagami jakie nas dosięgną wraz z realizacją procesu globalizacji. Ponieważ żaden proces, a już na pewno nie proces tak bardzo skomplikowany, nie niesie ze sobą tylko i wyłącznie strat lub korzyści, postanowiłem przyjrzeć się bliżej tej całej globalizacji zarówno z teoretycznego jak i praktycznego punktu widzenia, to znaczy wprowadzania w życie jej założeń. Czym wobec tego jest globalizacja, że jedni pieją nad nią z zachwytu, inni natomiast gotowi są narażać życie w protestach przeciwko wprowadzaniu jej w życie? Najogólniej i najkrócej mówiąc, globalizacja to idea dążąca do zniesienia barier pomiędzy państwami świata. Barier nie tylko w sensie granic celnych, ale również a może przede wszystkim barier blokujących swobodny przepływ informacji, kultury, myśli, ludzi i kapitałów. Od razu rodzi się jednak pytanie: po co? Ano właśnie, w teorii takie otwarcie powinno spowodować gwałtowny rozwój światowego handlu, umożliwić nieskrępowane inwestycje w biedniejszych krajach umożliwiając ich rozwój, oraz poprawę poziomu życia ich mieszkańców. Poza tym globalizacja powinna spowodować uproszczenie i ujednolicenie przepisów regulujących działalność gospodarczą w poszczególnych krajach, co z kolei powinno zlikwidować lub ograniczyć administracyjną czy też biurokratyczną obsługą sfery gospodarczej, zlikwidować lub ograniczyć dziedziny gospodarki działalność w których regulowana jest poprzez zezwolenia koncesje itp., co powinno przyczynić się z kolei do dalszego nakręcania ogólnoświatowej koniunktury i wzrostu dobrobytu. Natomiast w sferze kultury, myśli, informacji, globalizacja ma zapewnić ich swobodną i nieskrępowaną wymianę, co ma kluczowy wpływ na rozwój nauk zarówno technicznych jak i humanistycznych czy też filozoficznych. Nadmienić należy, że globalizacja w tym zakresie właściwie już się dokonała, gdyż dzisiaj każdy niemalże przy odrobinie dobrej woli i staranności ma dostęp do informacji, zdobycie których jeszcze kilka lat temu kosztowałoby wiele, wiele wysiłku i czasu. Podobnie wygląda sprawa z wymianą informacji, gdzie każdy posiadający dostęp do Internetu może swobodnie kontaktować się z kimś z drugiej półkuli wysyłając i odbierając nawet kilkaset razy dziennie informacje, dokumenty itp. No cóż, Eden na ziemi jaki obiecują zwolennicy globalizacji jest na wyciągnięcie ręki! Chyba jednak nie całkiem. Gdy się temu dobrze przyjrzeć, mimo że w teorii wszystko wygląda tak różowo, to w praktyce zmienia kolor dosyć radykalnie. Dlaczego? Łatwo zauważyć, że pierwsze skrzypce w procesie gospodarczej globalizacji grają wielkie ponadnarodowe koncerny oraz rządy narodowe najbogatszych państw świata. Elementarz ekonomii mówi, że każdy podmiot będący uczestnikiem gry rynkowej dąży do MAKSYMALIZACJI ZYSKU. Skrajną głupotą byłoby sądzić, że nagle koncerny te wywracają elementarz i stają się altruistami. Nie trzeba szukać daleko, popatrzmy co dzieje się w Polsce, gdzie nikt nie wymaga od tych koncernów jakichś altruistycznych gestów, ale tylko i wyłącznie tyle, aby przestrzegały prawa w zakresie finansów, płaciły podatki od zysków oraz reinwestowały przynajmniej ich część w Polsce. Nic z tego, wykazywane zerowe zyski i transfer potężnych sum do rajów podatkowych to już normalna ich praktyka, z którą nawet się zbytnio nie kryją. A rządy najbogatszych państw? No przecież z racji swojej potęgi gospodarczej a w ślad za tym możliwością dysponowania ogromnymi pieniędzmi z budżetów tych państw i innymi instrumentami oddziaływania na gospodarkę, będą musiały kreować politykę zapewniającą stały wzrost dobrobytu przede wszystkim mieszkańców tych krajów. Gdyby postąpiły inaczej to dotrwałyby najdalej do najbliższych wyborów w swych krajach. Czy ktoś widzi sytuację, że dajmy na to rząd Francji bardziej dba o wzrost poziomu życia dajmy na to Bułgarów obniżając chociażby odrobinę wzrost dobrobytu Francuzów? Chciałbym wierzyć, że tak właśnie będzie. Ale to jest gdybanie. Popatrzmy jak wyglądają procesy globalizacyjne już dzisiaj: spójrzmy na politykę krajów określanych jako G7, które grzmią na inne kraje za dotowanie z budżetów państw poszczególnych firm, czy też gałęzi gospodarki. Same jednak dotują swoje rolnictwo gigantycznymi kwotami. Domagają się od innych znoszenia barier celnych (oczywiście w imię swobodnego przepływu towarów), same jednak chronią swoje rynki przed konkurencją z zewnątrz jak tylko mogą. Wymuszają swobodny przepływ kapitałów oburzając się na pomysły jakiegokolwiek opodatkowania międzynarodowych transakcji finansowych, natomiast za wszelką cenę starają się ograniczyć swobodny przepływ osób, o czym przekonujemy się przy okazji negocjacji warunków stowarzyszenia z UE. Jest jeszcze kilka problemów zakłócających ten sielankowy obraz globalizacji. Ale proponuję spojrzeć na ten problem z własnego podwórka, a mianowicie postawić pytanie, co my jako Polska, jako Polacy zyskaliśmy już na procesach globalizacyjnych? Może ktoś ma inne odczucia, ale ja już od kilku dobrych lat słyszę od polityków, od ekonomistów, że jest źle ponieważ już ponieśliśmy pewne koszty stowarzyszenia z UE, natomiast jeszcze nie czerpiemy z tego faktu korzyści. Słyszałem to już 5, 4, 3, 2 lata temu i rok temu, i w tym roku również. Możliwe, że taka globalizacja, w której jak na razie to biedni przyczyniają się do wzrostu dobrobytu bogatych przyniesie korzyści i tym biednym (a o to przecież, jak mi się wydawało chodzi w całym procesie globalizacji), jest tylko pytanie KIEDY? I za jaką cenę?
Size.
poczta: ma55@wp.pl
|
 
|
|