Darmowa prenumerata - tu i teraz!
BezImienny - wersja online!
Protal internetowy InterFlash
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Czarodziej


Linc

Nie czuł już bólu. Był rozluźniony i zrelaksowany, tylko naciągnięte mięśnie dawały o sobie znać. Z raną było lepiej - zagoiła się w mgnieniu oka. Wiedział, że nie może tak często wykorzystywać swojej mocy, to go za bardzo osłabia. Wiedział też o tym, że ci ludzie, którzy napadli na karawanę będą go szukać. Nie namyślał się długo, wziął swoją torbę i ruszył przed siebie. Nie wiedział, gdzie zajdzie. Nigdy nie był na tym terenie. Wiedział tylko, że na północy jest osada, nic poza tym. Czuł się zdezorientowany, zagubiony. Potęgowało to otoczenie - stary, ciemny las z pewnością skrywający wiele niebezpieczeństw. Starał się o tym nie myśleć, zapomnieć o niebezpieczeństwie. Jeśli tu zostanie, z pewnością go znajdą. Cóż mogę stracić? - powiedział w duchu.

Stara, siwa postać kierowała się ścieżką, prowadzącą w nieznanym kierunku. Dróżka była porośnięta, co wskazywało, iż niewiele osób nią podróżuje. Był sam na tym odludziu. Starał się jednak zwrócić uwagę na piękno krajobrazu. Drzewa przepuszczały promienie wschodzącego słońca, opadające na mały strumyk. Wszystko zaczynało się zielenić. Słychać było śpiew ptaków i odgłos pluskającej wody. Zakapturzona postać zdała sobie sprawę, że się myliła. Krajobraz, jaki się przed nim rozciągał, był piękny. Starał się kąpać w promieniach słońca i czerpać pełnymi garściami z otaczającej go natury. Na jego starej, pokrytej zmarszczkami twarzy pojawił się wyraz zadowolenia. Przyklęknął i wziął w ręce odrobinę wody. Przysunął ręce do ust i zaczerpnął życiodajnego elementu. Poczuł, jak w jego starym ciele ożywa młodzieńczy duch. Nie pamiętał, kiedy był ostatnio tak zrelaksowany. Chciał tu zostać choćby na kilka chwil, położyć się i odpocząć. Wtedy przypomniał sobie o jego poszukiwaczach. Z jego twarzy zniknął uśmiech. Ze swojej torby wyjął bukłak i nabrał do niego wody ze strumyka, po czym wstał i ruszył w dalszą drogę.

Starał się iść szybko, a jednocześnie spacerować i podziwiać przyrodę. Tu było naprawdę pięknie. Niewiele jest takich miejsc w dzisiejszych czasach - myślał. Doszedł do rozstaju drogi. Miał teraz trudny dylemat; w którą stronę iść? Być może ta decyzja zaważy na jego życiu. Nie było tabliczki, która podałaby wędrowcowi pomocną dłoń. Znów poczuł, że jest tu kompletnie sam. Pomimo ciepłego dnia, przeleciało go zimno, wskazujące niejako na sytuację, w jakiej się znalazł. Zdecydował iść w lewo, choć czuł, że będzie tego gorzko żałował.

Było południe. Słońce przygrzewało coraz bardziej, toteż postać zatrzymała się na odpoczynek. Czuła ból w każdym zakątku swego wątłego ciała. Był to ból nieporównywalny z niczym innym. Pomyślał, że zbliża się koniec. Za chwilę na suchej ziemi pod postacią pojawiła się kropla. To była łza. Cóż jednak możemy zrobić wobec starości? Czekać, jak nadejdzie koniec? Zygfryd do takich osób nie należał. Zawsze brał czynny udział we wszystkim, co się w okolicy działo. Był przede wszystkim przyjacielem. Nikomu nie przeszkadzał, a tylko starał się pomóc. Na niego zawsze można było liczyć. Do kogo on się jednak ucieknie o pomoc? Nie miał już przyjaciół. Odwrócili się od niego. Zostawili go na pastwę losu, niczym najgorszego wroga. Nie czuł do nich urazy, choć nie zdawał sobie nigdy sprawy, dlaczego go odrzucili. Jego przemyślenia przerwał przeszywający ból. To było nie do zniesienia. Czarodziej czuł, jak zatraca życie. W swych ostatnich chwilach życia starał się nie myśleć o tym. Wspominał dobre czasy. Zamknął oczy i wyobraził sobie lata młodzieńcze. Po chwili upadł na ziemię i oddał ducha.


Linc
poczta: linc@o2.pl