|
|
|
Nosiciel Światła? Jasna Prometea
Kimże jest szatan, że tak bardzo porywa ludzi ku sobie? Lucyfer podświadomie mami ludzi
światłem; powiedziałbym nawet oślepia ich wszelką fascynacją. Jeżeli podchodzimy do czegoś z wewnętrzną fascynacją to musi w tym być już
jakiś demon; chyba jakaś istota demoniczna która rozświetla
do niebotycznych luksów jakąś rzecz czy sprawę i w ten sposób powoduje nasze oślepienie. Wtedy mamy do czynienia z człowiekiem-fanatykiem,
ślepo (o właśnie!) oddającym swe siły na rzecz tego czy tamtego.
W tym musi być Lucyfer! Po prostu w tym jest za dużo światła! Światło w swoim założeniu ma być dobre, to znaczy służyć człowiekowi; nie w
znaczeniu bycia sługą człowieka, ale bardziej sługą jego dobrego życia. Światło w wykonaniu Lucyfera to fajerwerki świetlne porażające
zmysł widzenia. Niesie on tyle światła, że człowiek nie potrafi już wchłonąć w siebie całej jego potężnej dawki i zostaje dosłownie porażony -
ulega fascynacji. Dlatego dzięki porażeniu fascynacyjnemu możemy wypaczyć (omylnie pojąć) nawet szczytne ideały -
znamy w chrześcijaństwie idee ubóstwa totalnego, wszelkie harce z biczowaniami, samokastracją,
okaleczaniem ciała w imię jego pokonania. Otóż to! Dochodzimy tu być może do zagadki dlaczego dla Lucyfera tak ważne jest ciało ludzkie! Bo przecież
nieustannie odwołuje się on albo do naszych skłonności cierpiętniczych
(w istocie każdy przesadny pokutnik to nieświadomy lucyferianin) albo do hedonistycznych,
skrajnie libertyńskich mówiąc nam, że spełniać postulat instynktów (zwierzęcych rzecz jasna!) to wcale nic złego - to wszak natura! Zainteresowanie
Lucyfera wyraźnie skoncentrowane jest na ciele. Oczywiście rodzi się pytanie, co jest takiego w ciele, w instynktach, że delektuje go widok albo rozpasanego
(zwierzęcego) uwolnionego w człowieku instynktu,
albo cierpienia, w chwilach, gdy człowiek próbuje okiełznać swój instynkt. Łatwo zwrócić uwagę, że instynktem najbardziej oślepiającym ludzi jest instynkt
rozmnażania. U zwierząt wszystko to przebiega
rzeczywiście naturalnie, u człowieka jednak, brzydko mówiąc jedynego zwierzęcia (oj! ucieszyłem teraz Lucyfera) obdarzonego świadomością swojej wolności
manifestowanie się instynktów przybiera czasami odrażające wymiary (choćby Markiz de Sade). Otóż to: SEX!!! Odwołajcie się do własnych odczuć by poznać
niezaprzeczalną siłę instynktu! On ma wielką siłę. Oczywiście to siła zwierzęca, biologiczna, ponieważ w swoich złożeniach ma zabezpieczać gatunek przed
wymarciem. Mówi się często, że człowiek manipuluje seksem w reklamie, w pracy, w życiu codziennym, a wszystko w celu własnej korzyści. Ja bym bardziej powiedział, że to właśnie
seks manipuluje ludźmi; oczywiście nie seks w wymiarze biologicznym ponieważ sam instynkt jest ślepy, prawie że bezświadomościowy. I tu właśnie włącza
się Lucyfer z całym swoim potencjałem intelektualnym, duchowym; Idea instynktu rozmnażania najbardziej odpowiada w założeniach idei lucyferiańskiej -
fascynacja, brak kontroli, rzekome wyzwolenie się przez bierne poddanie się czemuś. Lucyfer widzi w człowieku tą wielką, acz ślepą, siłę biologiczną i
przyczepia się tam ze swoją piekielną inteligencją duchową. Szandor LaVey może zatem pisać w
swojej Biblii "Bądź jak lew na ścieżce" pomimo, że Chrystus wyraźnie przed nim ostrzegał: "Rzekł Jezus: "Szczęśliwy lew, którego zje człowiek. I lew
stanie się człowiekiem. Przeklęty człowiek, którego zje lew. I człowiek stanie się lwem" (Ewangelia wg Tomasza, 7). Mamy tu dokładną wykładnię co
dzieje się z człowiekiem, gdy podda się lwu (czyli zwierzęciu w swoim wnętrzu): sam stanie się zwierzęciem (lwem). Ktoś zapyta: "a czy to coś złego?"
. No cóż... mnie tam nie pociąga perspektywa staczania się do roli zwierzęcia, ślepe manifestowanie każdego mojego instynktu, bierne poddawanie
się zawołaniom lędźwi. Zwróćmy na to, co mówi Chrystus: "Szczęśliwy lew, którego zje człowiek. I lew stanie się człowiekiem" - a więc ta zwierzęcość
zostaje opanowana, poskromiona, ale nie w sensie uwięzienia lecz sublimacji. Człowiek sublimuje instynkt i tym sposobem przestaje być zwierzęciem
("I lew stanie się człowiekiem"). Możemy teraz jeszcze raz powrócić do symbolu pentagramu opisywanego w NN#16. Satanistyczna jego wersja jest
niejako odwróceniem układu pierwotnego (powstają spekulacje co dokładnie ten fakt oznacza - patrz NN#16 i mój list w dziale Filozofia w NN#18).
Nie-lucyferycznie pojmowany człowiek to istota świadoma "lwa" w własnym wnętrzu i starająca się "pożreć" go, by "stał się człowiekiem";
psychologicznie można to odczytać jako wysiłek w kierunku okiełznania podświadomej sfery id - człowiek stoi wtedy na dwóch nogach, a zauważmy,
że w "lucyferycznej" wersji pentagramu człowiek "staje na głowie" a jego lędźwie górują: symbolicznie i dosłownie! W planach Lucyfera człowiek
to zwierzę folgujące własnym instynktom i godzący się na ich prymat nad rozumem. Oczywiście układ taki jest bardzo atrakcyjny dla pewnych ludzi,
chyba nawet dla szanowanego IAO... otóż w odpowiedzi na mój list, w którym zauważyłem, że "człowiek odwrócony" w satanistycznej wersji pentagramu
może oznaczać kierowniczą rolę rozumu (jaźni) w zaspokajaniu żądz - rodzi się wtedy istna bestia humanum, którą Jerzy Prokopiuk obrazowo i dosadnie określa jako inteligentne bydle ludzkie*. Na taką uwagę IAO odpowiedział mi: "Doskonale! Jest to jedna z opcji, przyznaję bardzo kusząca". Sami przyznacie, że w tych jego słowach da wyczuć się swoistą, może nawet nieco ukrywaną, ale jednak fascynację... Flesz fascynacji pociąga wielu ludzi, nawet naszego redaktora działu Filozofia, który powinien wydawać się być wolnym od wszelkich pokus (boć filozofia to umiłowanie mądrości a nie przyjemności! A jakże!). Oczywiście trochę żartuję :-)... widzicie jednak, że lucyferyczne skłonności do rozpalania w ludziach fascynacji nie omijają chyba nikogo; wyobraźcie sobie teraz ludzi stojących na niskim poziomie moralnym (duchowym) - ich nie przygotowanie wewnętrzne czyni ich prawie zupełnie bezbronnymi na oślepiające luksy Lucyfera - i widzimy ich jak ślepo prowadzeni są droga zwierzęcej instynktowności; jeżeli ktoś nazywa to wolnością, to chyba powinien się mocno zastanowić...
Chrystus (jako inspiracja) proponuje nam diametralnie inną drogę: to my mamy zjeść "lwa". Co ciekawe w apokryficznej ewangelii wg Tomasza czytamy,
że "lew stanie się wtedy człowiekiem"! Być może dokonana przez nas sublimacja naszej zwierzęcości służy jakiemuś rozwojowi? (ale to spekulacje na inną
okazję). Oczywiście wolność człowieka sprawia, że to on sam wybiera którą drogą podąży: czy lucyferyczną oświetlaną oślepiającymi halogenami fascynacji,
w folgowaniu zwierzęcym instynktom; czy może wybierze drogę Nazarejczyka i "pożre lwa by stał się człowiekiem" co musi wiązać się z jakimś wysiłkiem,
pracą, a nie biernym folgowaniem. Lucyferiański paradygmat "człowiek to zwierzę" wszedł nawet w praktykę pedagogiczną - ze smutkiem przychodzi mi
słuchać, jak dzieciaki 12-13 letnie z uczuciem pewności mówią mi, że człowiek to zwierze i basta! Po prostu tak ich uczą w szkole... Oto inspiracja Lucyfera -
wmówić nam, że jesteśmy tylko zwierzętami, że rozprawy o duchu to jakieś czcze gadaniny świętoszków. Zestawmy teraz tą zwierzęcą perspektywę Lucyfera ze
słowami Chrystusa - jesteście Dziećmi Bożymi... ba! Synami Bożymi! Chrystus proponuje nam perspektywę boską, kosmiczną - Lucyfer zwierzęcą, ziemską. Oto podstawowa różnica.
Do mnie osobiście bardziej przemawiają słowa Chrystusa. I to jest prawdziwy wymiar wolności - jeżeli ktoś godzi się na folgowanie instynktom zwąc ten wybór
jedyną wolnością to grubo się myli! Wolny jest tylko wybór, konsekwencją zaś takiego albo innego wyboru jest nasz los - sublimacja albo upadek, lub, jak malują to katolicy,: niebo albo piekło.
*patrz czasopismo Gnosis, nr 7: Jerzy Prokopiuk, Steinerowska Demonozofia" (lub
http://www.gnosis.art.pl/numery/gn07 _prokopiuk_steinrowska_dem.HTM); proponuję zajrzeć nie tylko do tego artykułu, ale na całą zawartość
www.gnosis.art.pl - to strona dla wszystkich których interesuje tematyka poruszona w tym artykule.
Ech, piekło i szatani... Skoro już mnie oskarżają o satanizm to pora, by się wytłumaczyć. Po pierwsze: czy ja naprawdę wyglądam na
satanistę??? Eee, no dobra może z innej strony. Tak poważnie, to w przytoczonym fragmencie: "Jest to jedna z opcji, przyznaję bardzo
kusząca" miałem na myśli opcję interpretacyjną, a nie światopoglądową, czy jakąś inną. Chodziło mi o to, że podoba mi się Twoje
wytłumaczenie i koncepcja, a nie, że zafascynował mnie któryś z elementów jej treści i że uważam go za atrakcyjny dla siebie w
sensie dosłownym. A tak na marginesie to niezły donosiciel z Ciebie. Człowiek coś chlapnie, nie wyrazi się jasno i już mu to w a
rtykułach wypominają i o satanizm oskarżają. To pewnie za karę, że na listy coraz rzadziej odpowiadam. Cóż począć, taka praca i takie studia.
Co do samego tekstu to jest on oczywiście zwięzły i konkretny. Pomijając nawet powoływanie się na takie wynalazki ostatnich lat
jak ewangelia wg Tomasza, za którymi osobiście nie przepadam, czyta się go bardzo dobrze. Zarysowana została determinacja
chrześcijańskich wyborów, jest szczypta o naturze Lucyfera w eseistycznym duchu, jest także akcent moralizatorski.
Ja tylko dodam od siebie, że imię "Niosący światło" jest uważane za dowód intelektualnego charakteru postaci Lucyfera.
"Niosący światło" - czyli ten, który objawia mądrość. Jest najbardziej cywilizowanym z władców piekła, odpowiedzialnym za
działalność, którą można przyrównać do diabelskiego dydaktyzmu. Ofiarował pierwszym rodzicom wiedzę o grzechu. Inna sprawa,
że niekoniecznie wyszło to im na dobre.
Stroniący od uciech doczesnych
IAO
Jasna Prometea
poczta: promete@wp.pl
|
 
|
|