|
|
|
Medytacje o sile Psyche. VitOld
Kim jesteśmy? Jak żyjemy? Jaki mamy własny sposób na istnienie?
Jesteśmy, kim chcemy. Sami kształtujemy nasz charakter. Nasze zainteresowania, ulubieni filmowi bohaterowie, nasze myśli... Sprawiają, że jesteśmy, każdy z osobna, jedynym w swoim rodzaju indywiduum. Żyjemy we własnym mikroświecie. Mamy własne zdanie na mnóstwo tematów. Komputery, dziewczyny, książki :) Czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak łatwo zachwiać, takim "domkiem z kart", tym całym psychicznym światem, na którym oparta jest cała nasza życiowa filozofia, sposób myślenia i patrzenia na świat. Dajmy na to, idziemy sobie spokojnie ulicą, nikomu nie wadząc, a tu nagle z za rogu wyskakuje kilku kolesi i z najwyższą, znaną sobie kulturą (Hej! No, ty! Skurwysynu! Kasa, albo wpierdol!), proszą Cię (sorki, za zmianę osoby odbiorcy z 'my' na 'ty', ale tak chyba będzie lepiej:), żebyś opróżnił kieszenie, a kiedy tego nie robisz... Trzy tygodnie "białego szaleństwa" na wyciągu i zwolnienie ze szkoły, masz jak w banku :) Takie wydarzenie dopiero może wstrząsnąć światem psychicznym :) Pytasz się wtedy: "I co dalej?". Zdajesz sobie sprawę, że coś jest nie tak... Jesteś nie na czasie. Otaczający Cię Świat, zaczyna Cię osaczać. Ściany zdają się być coraz bliżej i bliżej. Widzisz za oknem różowe latające słonie i zaczynasz zadawać sobie pytanie "Skąd się tu wzięły białe myszki :)?". Wtedy przyjeżdżają po ciebie mili panowie w białych kubraczkach i zabierają cię na bezterminowy urlop do "sanatorium", gdzie czeka na ciebie piękny pokój z obitymi białym, wytwornym suknem, ścianami :) Do czego zmierzam? Może chcę się wyżalić, wypłakać, że ludzie są okrutni i podli. Może nie mam ochoty już więcej wychodzić z domu, może... Eee... Sam już nie wiem... Dziś cały mój "psychiczny świat" doznał ogromnego wstrząsu spowodowanego pięścią zatrzymaną na moim prawym oku :) Doszedłem do wniosku, że taki błahy czyn (z punktu widzenia napastnika), dla mnie był równoważny z końcem świata. Moja skorupka chroniąca przed światem zewnętrznym została zmiażdżona, a ja zostałem odarty ze wszelkich złudzeń. Zmieniło mnie to diametralnie... Na przykład, wcześniej wahałem się, czy pójść na Teakewon-do, a teraz zastanawiam się tylko, od kiedy mogę zacząć. Co jeszcze? Z cichego, bezkonfliktowego człowieka, który zawsze był do wszystkich dobrze nastawiony, zacząłem się zastanawiać nad zemstą. Nie daje mi spokoju myśl. Czy gdybym postąpił inaczej, powiedział coś sensownego, czy powstrzymałbym atak na moją osobę? Niestety nie znalazłem odpowiedzi, tylko ogromną wściekłość i rozgoryczenie, że nawet nie spróbowałem bronić się, albo oddać. Nie jestem dobrym chrześcijaninem. Teraz dopiero to zauważyłem, bo gdyby w szkole (napastnik chodzi ze mną do szkoły) spróbowałby mnie uderzyć ponownie, to albo bym się zebrał w sobie i doszłoby do konfrontacji, albo bym uciekł i żył dalej, jak szczur uciekający przed kotem po kanałach. Kolejny przykład: idziesz rano do szkoły. Tam rozmawiasz z kumplami o jakiś bzdetach, przepisujesz lekcje i "trzęsiesz portkami" przed kolejnym sprawdzianem z biologii. Wracasz zmęczony do domu, ale z lekką satysfakcją po dobrze spędzonym czasie w gronie przyjaciół. Wchodzisz do salonu. Twój tato leży na kanapie. Idziesz do łazienki. Wracasz do pokoju i nawijasz do ojca. Tato leży dalej. Podchodzisz do niego. Łapiesz za ramie. Nic. Klepiesz po policzku. Nic. Nagle nachodzi cię myśl... Odrzucasz ją, uważając za niedorzeczną. Sprawdzasz ojcu tętno... nic nie wyczuwasz. Owa myśl zaczyna być coraz bardziej natarczywa. Siadasz w koncie na podłodze. Zaczynasz się zastanawiać. Łza płynie ci po policzku, a po niej następna i następna. Myślisz: "Czy to się dzieje naprawdę? Przecież to niemożliwe, żeby mój najukochańszy tatuś umarł... Może gdybym wrócił wcześniej do domu..." itd. Zastanawiasz się nad sensem swojego życia. Przychodzą ci do głowy różne inne, złe myśli. Masz ochotę pójść do kuchni. Wziąć najdłuższy nóż i wbić go w swoją klatkę piersiowej, aż po rękojeść. To jest właśnie wstrząs psychiczny. :) Kompletna zmiana głównych dyrektyw, bo czy w takiej chwili myślisz, żeby odrobić na jutro zadanie z matmy? Nie. Zastanawiasz się, co będzie dalej, dochodząc jedynie do wniosku, że już nic nie będzie takie jak dawniej i że świat, który znasz już odszedł na zawsze. Ja miałem o tyle szczęście (czy pecha?), że mój tato umarł, gdy miałem zaledwie trzy lata. Nie wiele z tego pamiętam... Ale to już temat na innego arta.
Wypadałoby teraz to wszystko jakoś podsumować, jednak jakoś "nigdy nie stawiaj roweru przy otwartej lodówce" nie wydaje się być najlepszym rozwiązaniem... Już z perspektywy kilku dni, mogę jedynie powiedzieć, jak ja sobie poradziłem ze stresem i z "małym załamaniem". Otóż wybrałem się, jak już wcześniej pisałem, na naukę samoobrony. Nie wiem, czy teraz mógłbym się obronić, przed jakimś "frajerem", ale z pewnością czuję się o wiele pewniej. Czuję się dowartościowany i czuję się bezpieczny. Może to tylko autosugestia, ale działa. Takim panaceum polecanym dla wszystkich powinien być utrzymany dystans do wszystkiego... Jednak trudno zachować zdrowy rozsądek, gdy ktoś Ci właśnie rozkwasza nos. Pierdolić to! IMHO najlepiej zapisać się na jakiś DOBRY kurs samoobrony (Teakewon-do), a jeżeli jakiś palant, albo kilku będzie miało "problem", to jak najszybciej ich załatwić i co sił w nogach spierdalać (mogą mieć kumpli :). Pamiętajcie. Głupich i brutalnych ludzi nigdy się nie pozbędziemy, ale możemy przynajmniej spuścić im łomot :) i później zamiast doła być na szczycie:)
Sfrustrowany i zmaltretowany
VitOld
VitOld
poczta: zwit@go2.pl
|
 
|
|