|
Skrawek krawędzi |
![]() |
Autor: Kaspar "nimrod7" Immelman Fading brain waves (2/3) |
Gabriele III.Szum w głowie. Pomiędzy chaotycznymi myślami przeplatały się różnej częstotliwości
piski. Niesamowity ból. Vector rzucał się na łóżku przez parę minut nie
mogąc znieść tego, co zalęgło się w jego głowie. Spokój. Cisza. Odosobnienie.
Ból minął. Vector leżał na łóżku trzymając się za spocone czoło. Gdy oprzytomniał
spojrzał na pomieszczenie. Mroczne... Z oddalonej o parę kroków kuchni
padało niemrawe światło, odbijające się o stojące na szklanym stole filiżanki.
Jego własne mieszkanie. Dzwonek. Kyle zsunął się na podłogę, chwiejnym
krokiem skierował się w stronę drzwi. Spojrzał na monitor. Przed drzwiami
stała Gabriele. Coś zaszumiało. Po naciśnięciu przycisku wrota zaczęły
się chować do przegrody w ścianie. Gabriele dotknęła rozpalonego czoła mężczyzny. Przeniosła go na łóżko. Sprawa zaczyna się pieprzyć Vector. Powiedziała uchylając okno. Wyłonił się widok na nieczynne kominy fabryki. Ptaki, mechaniczne czy żywe ?... - Retoryczne pytanie. Zrobiło się jaśniej. Wyłączyło się awaryjne zasilanie. Włączyło normalne. Gabriele zasiadła przed komputerem, wgrała dysk Dobson Corp. Minęła godzina. Dziewczyna poszła do łazienki. Zapaliła małą, górną lampkę, z której pierwsze błyski wyłoniły się dopiero po chwili. Słaba żarówka potrzebowała dużo czasu, zanim zaczęła świecić całą swoją, bardzo wątłą mocą. W dodatku mrugała co jakiś czas. Gabriele patrzyła się w swoje odbicie. Światło grało na jej mrocznej twarzy, wydawało się, że ma zmarszczki. Błękitne oczy odbite w nierównej powierzchni bardzo starego lustra wydawały się czerwone. Gabriele... Dotknęła rękami policzków, wytarła lekko rozmazaną szminkę. Z kranu zaczęła lecieć zimna woda. Spłynęła szybko po twarzy dziewczyny. Ręcznik nawilżony w kilku miejscach. Osoba poprawiła swoje długie, czarne, aksamitne buty. Otarła kurz z zielonej, lub jak kto woli, szarej spódniczki. Leżąca na pralce paczka ampułek zaszeleściła. Dziewczyna połknęła jedną, popiła cieknącą nadal, kranową wodą. Zakręciła kurki. Ręcznik spadł na ziemię. Kobieta usłyszała rumor w pokoju. Poprawiła czerwoną kredką usta. Wyszła z łazienki. Vector siedział przy szklanym stole, popijał kawę. Do połowy filiżanka była pusta. - Wstałeś ?... Mężczyzna ułożył ją na łóżku, zdjął jej buty na obcasach. Przykrył delikatną pościelą. Umył ręce i twarz w łazience. Zgasił światło. Nałożył jeansową bluzkę i wyszedł. 20000724. Black Hole V.Z pomieszczenia wyszedł jakiś przygarbiony okularnik. Nie było już nikogo
oprócz barmana. Vector usiadł na krześle, nad niezmytymi resztkami krwi. Gabriele IV.Vector spotkał przed wejściem do baru Doom Drivera. Gabriele siedziała na łóżku i wpatrywała się w obraz wiszący na przeciwległej
ścianie. Przedstawiał on zbiór chaotycznych linii różnego koloru, w większości
odcieni błękitu. Pomiędzy nimi równoległe, bardzo cienkie paski czerwieni.
To coś symbolizuje... - Szepnęła. Haikinn stygnął na szklanym stole. Ice III.Chwila cierpienia. Poczuł, że głowa mu eksploduje od środka. Potężny ból. Wrzasnął w agonii. Spokój. Cisza. Ciężki oddech. Otarł czoło z potu. Otworzył oczy. Znajdował się w jakimś pomieszczeniu. Pierwsze na co zwrócił uwagę to pomalowane na jasno-niebieski kolor ściany. Wstał. Kilka promieni słonecznych przedzierało się przez żaluzje. Nad sobą ujrzał przylepiony taśmą klejącą plakat. Przedstawiał on prawdopodobnie jakiś zespół. Czterech facetów, z punkowymi, różnokolorowymi fryzurami, trzymających dziwne gitary i nic poza tym. Pod nimi niezrozumiały napis i jakieś cyfry : 340567. Na ciemno-niebieskim dywanie leżała czerwona, lekko pobrudzona wstążka. Vector podniósł ją. Brakowało jednej nad prawa skronią. Spojrzał, że nie ma jeansowej kamizelki, ani łańcuszka. Czarną bluzkę ma nadal założoną, oprócz tego na prawą dłoń ma wsunięta czarną rękawiczkę bez palców. Kyle otworzył drzwi i wyszedł z pomieszczenia. Korytarz słabo oświetlony przez błękitna lampę, prowadził prosto przez kilka metrów. Dalej znajdowały się drzwi na lewo i na prawo. Wyglądały identycznie - cienkie, metalowe, a klamki zastępowały dziwne, wklęsłe miejsca. Vector wsadził rękę do jednego, znajdującego się w drzwiach po lewo. Otworzyły się. Ukazało się duże pomieszczenie. Po środku stała olbrzymia maszyna, prawdopodobnie komputer, z dwoma klawiaturami i dwoma monitorami. Cała przeciwległa ściana była oszklona. Na krzesłach przy sprzęcie siedziało dwóch mężczyzn. Jeden brunet w niebieskich okularach, z mnóstwem tatuażów na rękach. Ubrany był w jeansowe, czarne spodnie i takiego samego koloru kurtkę. Drugi wyglądał na młodszego, mniej więcej dwudziestoletniego. Założony miał czarny płaszcz z kapturem. Włosy ścięte do 9mm, ze skroni wystawały mu jakieś ciemno-niebieskie przewody, poprowadzone za uszami, a potem w dół szyi. - Virganian-Yeth Akh-Norr, co to oznacza ? Otchłań.Obraz olbrzymiego, mrocznego miasta przybliżał się. Puste miasto. Brak światła. Wszędzie wysiadła elektryczność. Brak życia. Sterty śmieci walały się popychane przez potężny wiatr. Chmury burzowe były tak wielkie, że nie przepuszczały światła. Trzaski piorunów. Z centrum miasta dochodziły krzyki, potworne zmiany częstotliwości głosów. Środek wypełniła olbrzymia czarna otchłań. Rozszerzała się coraz bardziej pochłaniając coraz to nowe połacie nieskończonego miasta. Środkiem drogi szli ludzie, chaotycznie. Poruszali się kulejąc, łapiąc się za głowę, za ręce, które są nadgnite. Brudne kawałki skóry odczepiały się od partii mięśni, które wyżerały robaki. Vector zobaczył siebie idącego nad krawędź dziury. Potwornie zimno. Ludzie rzucali się w przepaść, z której emanowało zło. Kyle spojrzał w dół. Sam wyglądał jak żywy trup. Sina skóra, zapadnięte policzki, zepsute zęby, oczy prawie niesprawne, wypadające włosy. A w dole ciemność... Skok... Gabriele V.Vector zbudził się. Miał lekki ból głowy. Poczuł zapach haikinn - kubek
tego napoju stał na biurku przy klawiaturze. Napój parował. Kyle opuścił
pokój. Przy szklanym stole siedziała Gabriele i przeglądała jakieś kolorowe
czasopismo, spojrzała spod oka na wchodzącego, lekko chwiejącego się mężczyznę. Tłoczno było na ulicach. Mnóstwo samochodów i helikopterów. Vector i Gabriele przechodzili obok głównego placu, na którym rozłożony był olbrzymi dywan w kształcie czerwonego rombu. Przy jednym z wierzchołków stała niezliczona ilość ludzi - od dzieci po starców. Cisza, spokój, powaga. Za przeciwległym wierzchołkiem wznosiły się metalowe schody, po których wił się czerwony dywan ze złotymi zdobieniami. U szczytu znajdował się tron, aktualnie pusty. Obok niego zbierała się narodowa gwardia. Nad tronem rozmieszczony był olbrzymi, czarny ekran. Szum przelatujących samolotów. U podstawy schodów stało dwóch trębaczy. - To dzisiaj jest jakieś święto ? - spytał Vector. Oddalili się od placu. Szli w stronę dwóch olbrzymich wież korporacyjnych, na których znajdowały się liczne reklamy, neony, kolorowe zdobienia : Kup to... Zamów... Okazyjna cena... - Cały szum tych haseł handlowych niszczył od środka psychikę Gabriele. Cholernie się poczuła, dziwnie osaczona. Złapała Vectora za rękę. Wydawało jej się, że traci wzrok. Trzymała się kurczowo. Przelatujący nad nią samochód zostawił za sobą dziwną łunę, czerwoną łunę. Jakieś wibracje. - Szybciej Vector... Zdawało jej się, że Black Hole jest kilka kroków przed nią. Zaczęła biec, a Vector patrzył tylko jak jej włosy szarpane były wiatrem. Wyciągnął do niej rękę, ale nie zdążył nic powiedzieć. Delikatne dźwięki fortepianowej muzyki unosiły się w powietrzu, i jakby zgiełk miasta ustał. A Kyle zastygł w bezruchu, wszystko dla niego za szybko się stało. Deszcz życia, deszcz krwi. Samochód uderzył w Gabriele, która uniosła się w rytm fortepianowych dźwięków. A wzrok jej nie ukazywał bólu, tylko dziwne szczęście. I muzyka kończyła się, kiedy ciało dziewczyny przytuliło się do ziemi. Sen płynął powoli. Samochód zatrzymał się kilka metrów dalej. Uniesiona ręka Vectora pozostała w bezruchu przez kilka sekund, aż do czasu kiedy wreszcie zegar ruszył. Ale ruszył zbyt szybko. Krew Gabriele sączyła się do kratki ściekowej. Kierowca złapał za telefon. Syreny w oddali... Szpital na Barker St. 17.Pokój był ciemny, nieliczne światła dobiegały z korytarza. Cicho. Słychać było tylko szum maszyny podtrzymującej Gabriele przy życiu. Wszystko powoli przesiąkał typowy zapach lekarstw i szpitala. W mroku sali oczy Vectora wydawały się być brązowe, a odbijające się w nich światło pulsujących diod dawało złudzenie czerwieni. - Wiesz Vector... Wyglądasz jak trup... Dosłownie... - dziewczyna z trudem
uśmiechnęła się. Wyszedł ze szpitala. Wieczór. Deszcz. Rozejrzał się, ale nigdzie nie
widział mężczyzny. Skierował się w stronę domu. Od pewnego czasu przestała
go interesować Aisth, Jiin-Kun Daar, oraz cała ta sprawa z mdd. Teraz
liczyła się Gabriele, ale wiedział też, że jej ojciec w jakiś sposób się
do niego dobierze. Byle tylko nie wysyłał bandziorów. Zastanawiał się
dlaczego Gabriele rzuciła się pod koła, ale też jego myśli gwałtownie
zaczęły płynąć w inną stronę. Virganian-Yeth Akh-Norr. Żeby tylko dorwać
Doom Drivera. Vector poczuł, że znów musi się Tam znaleźć. Jak najszybciej.
Gdy zbliżał się do domu potrącił go zakapturzony mężczyzna, który zaraz
pobiegł kryjąc się za zakrętem. Vector podniósł się i poczuł, że w kieszeni
od spodni znajduje się jakiś przedmiot - elektroniczny notatnik. Spokój. W domu panował spokój. Vector nie zapalał światła. Nieliczne
blaski z zewnątrz wdzierały się do środka. Mężczyzna usiadł na łóżku.
Rozbłysło jaskrawo-zielone światło, mocno rażące w oczy - uruchomił notatnik.
Jakiś tekst pojawił się na ciekło-krystalicznym monitorku : Dzięki, że
mi pomogłeś w szpitalu. Jestem ci wdzięczny. W razie jakbyś miał jakieś
problemy dzwoń 066544231210. Typhoon Van Griestberg. - Vector położył
notatnik na stole. Poszedł do łazienki. Lustro. W mroku zobaczył swoje
odbicie. To nie był on. To był jakiś wrak człowieka. Woda powoli zaczęła
sączyć się z kranu. Obmył nią twarz. Wyszedł z domu. Noc. Zupełna noc. Ciszej niż zwykle było na ulicach. Vector skierował się do terminalu informacyjnego - pamiętając ten pierwszy raz kiedy dostał od Doom Drivera działkę tego dziwnego narkotyku. Widział jak nad nim przelatuje olbrzymi liniowiec, potężna maszyna. Oświetlany czerwonymi, mrugającymi lampkami. Zmierza na południe - na lądowisko korporacyjne. Yllhar Inc. Za nim widać malutkie błyski dwóch statków - obstawa, zawsze nadlatują i kontrolują liniowiec, kiedy ten zbliża się do lądowania. Ciekawe kiedy taka kupa żelastwa popsuje się i spadnie na miasto... Ale najważniejsze są pieniądze, po cholerę dokować w porcie za miastem żeby stamtąd przewieść drogą naziemną transport, znacznie lepiej ryzykować, że kiedyś ta pieprzona maszyna z jakiegoś powodu runie... - Kyle zbliżał się do hotelu "Lost hOpe". Na rogu ulicy stał Doom Driver. - Vector ? Wyglądasz tak jakby cię na kilka godzin do lodówki włożyli...
- Zdziwił się punk. Kyle rzucił się na łóżko. Usłyszał odgłos telewizora dobiegający z góry. Cholerni sąsiedzi... - Zażył wszystkie dawki narkotyku naraz. Zamknął oczy. Czekał... Ice IV.Ciemność. W oddali słychać było burzę. Vector poczuł, ze znów jest w
IX. Leżał na łóżku. Obok niego siedział mężczyzna w płaszczu z kapturem. Vector podniósł się. Głośno odetchnął. Spojrzał na lewą rękę, gdzie powyżej dłoni znajdowało się 13 śladów po nacięciach. Co ona próbowała zrobić ? - Zastanowił się. Do pomieszczenia wszedł brunet z mechanicznymi oczami i mnóstwem tatuażów na rękach - Harris. - IX ? - Spytał. Wstrząs. Eksplozja. Vector upadł na ziemię widząc jak metalowe belki z sufitu zaczęły się walić. Drugi wybuch. Słychać strzały. Agonia. Krew trysnęła na ściany. Martwe ciało Harrisa osunęło się na ziemię, tuż przed twarzą Vectora. Trzeci wybuch. Mężczyzna w płaszczu z kapturem sięgnął po automat i zaczął siać zaporowym ogniem po korytarzu. Błyski. Wysiada oświetlenie. Płaszcz przedziurawiony. Błyski. Krzyk. Kyle wstał, wziął rozbieg i rzucił się przez okno. Ciemność. Chrzęst łamanych żeber. Biegnij... Wstał chwiejąc się, krew płynęła mu po prawej ręce, nie za bardzo mógł nią ruszać. Szkło w skórze. Poszarpane tkanki. Ziemia. Upadł na ziemię. Cholerne szczęście... Zsunął się na poziom chodnika, zaczął biec w stronę tunelu oznaczonego "Ulvvern Hyees". Jakieś głosy za nim. Nieważne. Szum przejeżdżających samochodów. Zbiegł po schodach. Znalazł się na czymś przypominającym stację metra. Mnóstwo tu ludzi. Wbiegł w tłum. Pisk. Maszyna zaczęła się zatrzymywać na najbliższym torze, zaraz potem druga nadjechała na tor trzeci. Bicie serca. Mocne bicie serca. Widok Aisth, jej słowa : Schyl się . Kyle upadł na ziemię. Strzały rozwaliły szyby stojącego przed Vectorem pojazdu, kilku ludzi krzyknęło w śmiertelnej agonii. Zapaliły się czerwone, ostrzegawcze lampy. Vector podniósł się i resztkami sił wbiegł do ruszającej maszyny. Upadł na szkło. Strzały. Ból. Ból... Cholera, teraz mogłoby się to przerwać... Mógłbym już wrócić do swojego ciała... - Podniósł się z ziemi i usiadł na niewygodnym krzesełku. Szkło... Próbował wyjąć kawałki wbite w jego rękę, brakowało sił. Oparł się o szybę zostawiając na niej ślady krwi, strużka czerwonego płynu ciągle spływała mu z rannego czoła. Zamykał oczy. Usypiały go światła za oknem, pojawiające się z taką samą częstotliwością. Czerwień. Ciemność... |