|
|
|
Historia mistrza...
- Znowu?!- Błagalny głos młodzieńca przebiegł po komnacie- ile razy mam ją jeszcze gasić i zapalać?!
- Aż się nauczysz!- Wysoki mężczyzna z mieczem przy boku wskazał na świecę- A teraz jeszcze raz. Lewą zapalasz, prawą gasisz.
Nie, nie tak, za szybko, ona eksploduje!- Świeca rozleciała się na miliony kawałków.- Na Arana! Rimazoldzie co robisz?! Wiem, że jesteś zdolny i bardzo mocny, ale żeby nie opanować tak prostego wyzwolenia energii?! Przecież opanowałeś tyle trudnych technik, dziedzin magicznych, a nie potrafisz zgasić świeczki za pomocą magii! Jesteś zbyt niecierpliwy! Dlatego, aż to rozpoczęcia turnieju opuścisz wieżę i wyruszysz w świat, aby poznać nowe techniki, zaklęcia, innymi słowy doskonalił się będziesz przez następne 20 lat poza wieżą.
- Ale mistrzu, nie jestem gotów wiesz przecież, że mnie zabiją! Te wiedźmy kiedy odkryją, że potrafię używać mocy rozszarpią mnie na strzępy! Wiesz przecież, że teraz tylko kobiety mogą czarować!
A i one są prześladowane przez palladynów i błędnych rycerzy, nie wspominając o zwykłych ludziach! Najgorsi są palladyni i rycerze- cholerni "obrońcy" ludzkości. Tylko chwała i pieniądze im w głowie!
- Tylko pieniądze. Chwała pozwala stawiać wysokie, bardzo wysokie ceny. Jednak ty jesteś najzdolniejszym uczniem jakiego miałem i wierzę, że sobie poradzisz, poza tym tu byś się już nie rozwinął.
Masz weź ten miesz i tę księgę. Jako specjalista magii powietrza będziesz wiedział co zrobić z wiedzą w niej zawartą. Pamiętaj też, że inne dziedziny magii pięciu żywiołów też powinieneś poznać. Miecz potrafi przewodzić moc, i dzięki niemu będziesz mógł rzucać tyle zaklęć pierwszego poziomu ile zechcesz bez strat energii. Pamiętaj o tym.
Weź jeszcze 50 sztuk złota, przydadzą Ci się.
- Dobrze mistrzu. Dziękuję za wszystko! Spotkamy się za 20 lat na turnieju. Może uda mi się do tego czasu opanować sztuczkę ze świeczką!- mówiąc to Rimazold opuścił Wieżę Wichru i podążył za chylącym się ku zachodowi słońcem...
***
W gospodzie siedziało niewielu klientów, a większość była tak zalana, że nawet obdzierani ze skóry myśleliby, że ich kto łaskocze i prosiliby o jeszcze! Karczmarz siedział za "barem" (barem tego w żadnym razie nazwać nie można) przytłoczony jak się zdawało smrodem, który unosił się w około. W kącie siedział średniego wzrostu młodzieniec o kasztanowych włosach i sączył powoli kufel krasnoludzkiego piwa. Dzień zapowiadał się całkiem nieźle. Po wczorajszej "bójce" (nie bójką tego też nie można by tego nazwać), a raczej masakrze popełnionej na bandzie goblinów, która atakowała okoliczne wsie mieszek był pełny, żołądek też nie narzekał, można więc było wyruszyć w dalsza drogę na zachód ku turniejowej arenie. Kiedy już kończył sączyć złoty, trochę mętny napój do gospody wpadło dwóch palladynów. -Boże- pomyślał młodzieniec- czy oni nie mają nic lepszego do roboty? Ich pancerze lśniły w smudze światła, która przedarłszy się przez szparę w okiennicy "rozświetlała" wnętrze.
- Ty jesteś Rimazold?- obaj palladyni obnażyli miecze celując w młodzieńca siedzącego w kącie- jeżeli myślisz, że możesz używać mocy wszem i wobec to się mylisz! My rycerze Błękitnego Grotu ukarzemy cię za to zuchwalstwo!
- Ile dostaniecie za moją głowę?- spytał młodzieniec, a na jego twarzy pojawił się uśmiech- No ile! Chcę wiedzieć na ile ceni mnie książę Menilli za ocalenie wiosek przed bandą goblinów! No ile wam płaci za głowę swego dobroczyńcy!
- Zaraz zetrę Ci ten parszywy uśmieszek z tej prostackiej mordy. Na kolana śmieciu nie oprzesz się sile naszych ostrzy!
- Tępi jak zawsze. Nie wygłaszaj mi tu moralizatorskich bajeczek dla dzieci! Tych bajek nawet dzieci słuchać nie chcą. Ja się grzecznie pytam ile za mnie dostaniecie, a nie jaki jest oficjalny powód napaści na mnie!
- Tysiąc sztuk złota- odpowiedział bez mrugnięcia okiem rycerz z Lwem i sokołem na tarczy.
- Coraz wyżej mnie cenią. Ostatnio jak uratowałem wioskę przed bandytami to cech czarownic dawał tylko dwieście, hm coraz lepiej!
- Czarodziejek odmieńcu, czarodziejek. Bo widzisz one umieją czarować w przeciwieństwie do Ciebie, gównojadzie!
- Mięso na ustach rycerza sprawiedliwości... Co się dzieje z tym światem...
- Dobra koniec zabawy poddaj się, albo...
- Albo co?! Połaskoczesz mnie tym swoim nożem?
- Wyjdźmy na zewnątrz.
- Dobra dajcie mi tylko zapłacić!
Karczmarz leniwie wziął zapłatę. Mrugnął do Rimazolda i wręczył mu jakąś malutką książkę.- Przyda Ci się mój chłopcze- rzekł i szybko znikł na zapleczu.
- No na co czekasz odmieńcu?!- warknął palladyn z lwem na tarczy.
- Już idę! Aż tak się spieszysz do grobu pogański ryju?!
Palladyni rzucili się na niego wirując ostrzami. Ich miecze śmigały próbując odnaleźć lukę w obronie Rimazolda. Nie znalazły. Każdy ruch mieczy czarodzieja był lekki, doskonale wymierzony i nieprawdopodobnie szybki. Ostrza śmigały raz za razem uderzając o siebie i sypiąc iskrami na około. Rimazold parował ciosy z łatwością, wychwytując przy okazji każdy najdrobniejszy błąd w ataku, czy lukę w obronie. Jego dwa miecze śmigały szybko przechodząc od parady do cięcia lub finty i znów do parady. W pewnym momencie zauważył, że przeciwnicy za bardzo odsłaniają przy ataku swe boki. Nawet najlepsza zbroja nie uchroniłaby ich przed śmiercią, nawet nie zdążyli zareagować na ciosy Rimazolda. - I tak byli lepsi od poprzedników - pomyślał - Ciekawe kogo przyślą następnym razem? Może czarodziejkę...
***
Do miejsca gdzie miał odbyć się turniej zostało jakieś trzy tygodnie drogi. Rimazold żył z wykonywania różnych zleceń dla prostych ludzi. To leczył dzieci z gorączki, to pozbywał się bandytów z okolicy, czasami zabijał gobliny zdarzyło się i parę gigantów, tu napatoczył się smok, a tam jakiś zwariowany kapłan - ot takie tam proste robótki. Przez ostatnie piętnaście lat bardzo się rozwinął. Nauczył się kontrolować moc perfekcyjnie, poznał wiele nowych zaklęć, technik. Stał się także mistrzem wody. Teraz zdobył księgę czarów ognia. Był wdzięczny karczmarzowi za ten dar. Do turnieju pozostało jeszcze pięć lat. Nasz młody przyjaciel jednak już podążał w kierunku turniejowej maty, chciał się zmierzyć z kilkoma magami przed turniejem. Rzygam już palladynami- narzekał-ilu to już ich mam? Chyba ze czterdziestu na rozkładzie.
- Stój przybyszu! - Dobiegł go głos z korony drzew.
- Nie kryj się wiem gdzie jesteś! - Odwrzasnął.
- Dokąd podążasz nieznajomy?
- Nie twój zakichany interes głupia dziewczyno! Złaź z tego drzewa nim sam się do Ciebie pofatyguję!
- Jaki szlachetny rycerz...
- Nie ironizuj i tak to nic Ci nie pomoże!
- Rimazold! Głupi i naiwny jak zawsze.
- No nie kapłanka Arana Kima`aep Dura. Co za spotkanie. Nie zmęczyło Cię już wysyłanie za mną palladynów? Jak wy ich szkolicie, oni nawet zwykłego chłopa z widłami nie potrafiliby zabić!
- Nie obrażaj ich odmieńcu!
- Chcesz walczyć? Proszę jestem do twojej dyspozycji!
- Nie dotrzesz na turniej! A przedtem oddasz mi księgę, którą dał ci karczmarz!
- O nie tego ci nie oddam! Co chciałoby się zgłębić czar ognistej kuli wieczności, co?! Jak chcesz pokażę Ci ją!
- Nie potrafiłbyś odczytać tej księgi odmieńcu!
- Pewna jesteś?
- No cóż chciałam po dobroci, ale jeśli sobie tego życzysz...
- No na co czekasz, rzucaj te swoje "czary"!
- Pioruno-strzała - z jej dłoni wyleciała starzała iskrząca się elektrycznością.
- Tylko tyle?- Z łatwością uskoczył- Ognisty deszcz - z niebios posypały się strzały ognia wzniecając liczne pożary.
- E umiesz odczytywać zaklęcia, mhm... Potrafisz może coś jeszcze?
- A i owszem potrafię czarować bez zaklęć, czy inkantacji.
Jestem magiem myśli dużo lepszym niż 10 lat temu...
- To może oddasz mi księgę?!
- Nie za potężne czary kryją się w jej wnętrzu, a teraz płacz - księga stanęła w płomieniach i rozsypała się na wiór.
- No cóż szkoda... Żegnaj więc Rimazoldzie nikt już nie będzie Cię niepokoił, przynajmniej do czasu. Wiesz idzie nowa religia i wszystko się zmieni, ludzie będą nas nienawidzić, aż wytłuką, ale cóż widocznie taka jest nasza rola....
- Stój! Czemu odchodzisz?
- Jeszcze nie pojąłeś? Ja po prostu chciałam przeżyć lecz ty odebrałeś mi tą szansę. Cóż może to i lepiej...
- Boże przecież możesz iść dalej ze mną.
- Nie każdy ma własne życie, a ty i tak wypaczyłeś moje przeznaczenie... Jesteś złodziejem Rimazoldzie. Twoje przeznaczenie jest za silne dlatego chciałam cię zabić. Cóż nie udało się. Żyj więc własną legendą wojowniku nowej religii...
***
Kapłanka odeszła nie wiedziałem jeszcze wtedy co ona miała na myśli i wtedy bałem się jej przepowiedni, aż w końcu poznałem Kaera`aru, który pokazał mi jej istotę . Wiesz ja wcale nie chciałem walczyć po prostu chciałem żyć, ale odkąd Bóg pokazał nam swego syna podążyłem za nim i podążam do dziś. Widzę, że i ty zacząłeś już uczyć. Nie powiem Ci ani tak, ani nie bo sam wiesz, że udzielać rad nam nie wolno po prostu posłuchaj serca to najlepszy nauczyciel. Ja spełniłem swoją rolę. Cóż czas odejść po dwudziestu pięciu wiekach. Wiesz na co ją skazujesz pokazując jej moc? Wiem wybór należy do niej, ale czy ona tego chce?
Opowiedziałem Ci moją drogę na turniej... Nigdy tam nie doszedłem, ale teraz nareszcie będę mógł stawić czoła tamtym zawodnikom, może i ty kiedyś do nas dołączysz. Po prostu żyj własna legendą! Na mnie już czas...
***
- Rimazold odszedł.
- Wiem. To duża strata.
- Popatrz na nich. Czy oni kiedykolwiek zrozumieją istotę Boga?
- Nie wiem. Nic mi do tego. Kochaj mnie.
- Mam nadzieję, że zawsze tak będzie...- pogrążyli się w miłosnych uniesieniach. Może to ostatni raz? Nikt nie wiem co przyniesie jutro.
- A teraz?
- Co teraz?
- A co teraz może nasz walka jest bezsensowna? Tak wielu nas zginęło...
- Pamiętasz tam na chodniku koło "Góry"?
- Pamiętam...
- Więc uszy do góry i ruszajmy. Nie wiem może zginiemy.
- Może. Cóż taka jest kolej rzeczy...
- Ruszajmy więc.
- Dokąd?
- Do ludzkich serc...
- Coś mi to przypomina - uśmiechnął się - kochajmy się.
- Myślisz, że to normalne?
- Co?
- No wiesz to, że to robimy na chmurze?
- Nie wiem. Wiem, że Cię kocham i to wszystko.
- Tak dla nas normalność to coś innego.
- No.
***
Ich legenda rosła...
"Upadły wojownik"
poczta: skargi@interia.pl
|
 
|
|