Darmowa prenumerata - tu i teraz!
BezImienny - wersja online!
Protal internetowy InterFlash
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Opowieść


Filip Adamkiewicz

Tom obudził się. Wstał. Rozejrzał się. Był w miejscu bardzo dziwnym. Zewsząd otaczały go szare ściany. Spojrzał w górę. Zobaczył małe okienko, w którym zmieściłby się lorek. Sufit był nawet nisko, bo około ośmiu metrów nad podłogą. Gdyby był lorkiem, mógłby się stąd wydostać. Ale niestety nim nie był. Był supretem. W supreta zamienił go czarnoksiężnik o imieniu Bernhald. Ludzie byli dla niego za silni, ale mieli słabą wolę, więc począł zamieniać ich w supretów, małych i słabych ludzików bez nosa z wielkimi zielonymi oczyma. Pewnego razu, gdy Tom zorientował się, co się dzieje, postanowił walczyć z Bernhaldem. Niestety, czarnoksiężnik urósł już w siłę do tego czasu, dzięki pochłanianiu energii z ludzi, właśnie w ten sposób zamieniając ich w supretów (schemat rozwoju człowieka względem siły wygląda następująco: lorek - stworek wielkości krasnoludka; supret; człowiek właściwy) i Tom przegrał z nim w walce, zniżając się do poziomu supreta. Ale Tom nie poddał się. Jako supret wyruszył w drogę, dostając od jednego z byłych ludzi miecz. W drodze ćwiczył, by być silniejszym od Bernhalda, i miał świadomość, że czarnoksiężnik jest wciąż coraz silniejszy, zamieniając coraz więcej ludzi w supretów, lecz nie zrażał się tym. Wiedział, że musi go pokonać, by skończyć cierpienie ludzi.

I tak pewnego razu zatrzymał się na noc w małym lasku. Rozpalił ognisko i szybko zasnął, znużony podróżą. Kiedy się obudził, był już w szarym pomieszczeniu z małym okienkiem na suficie, w którym mógłby się zmieścić zaledwie mały lorek. Tom był spokojny. Wiedział, czyja to sprawka. Wyciągnął swój miecz z pochwy, i złapał go w pozycji gotowej do walki. Próbował się skoncentrować. Wyczuł energię Bernhalda. Bardzo się wzmocnili od ich ostatniego spotkania. Czekał, aż usłyszy głos Bernhalda. Po chwili przemówił jakiś ochrypły głos.

-Widzę, że już się zbudziłeś. Znam twoje zamiary. Nie łudź się, że mnie pokonasz, Tom. W każdej chwili mogę pobrać z ciebie energię i zmienić cię w lorka.

-Zamknij się, Bernhald. Tym razem nie uda ci się. Jeśli chcesz, możesz mnie zmienić w lorka. Mam już inny sposób na siłę.

-Naprawdę? Zobaczymy.

Tom poczuł, jakby coś z niego odpływało, ale było to tylko uczucie. Zmienił się tylko jego wygląd zewnętrzny. Teraz był lorkiem. Miał wzrost krasnala, małe rączki, i duże wyłupiaste oczy. Normalnie straciłby połowę siły, lecz on nie stracił ani grama, dzięki swojemu sposobowi.

-Co jest? Dlaczego nie jesteś słabszy? Więc to była prawda. Dobrze, jesteś silny. Ale nie tak silny, by pokonać mnie!

-To się jeszcze okaże! - krzyknął Tom i wyskoczył w górę jak z armaty. Był mniejszy, więc chudszy i szybszy.

Łatwo wyleciał z ciasnego pomieszczenia. Rozejrzał się wokoło. Był na jakiejś polanie, otoczonej drzewami, a kilka metrów obok niego znajdowały się dwa otwory w ziemi. Jeden był przykryty drewnianą płytą, drugi był otwarty. To z niego wyleciał. Potem spojrzał na ten przykryty. Domyślił się, że to tam Bernhald ma swoją siedzibę. Rozbił drewnianą płytę mieczem i wskoczył do środka. Po chwili znalazł się w laboratorium. Ujrzał wielkie stalowe drzwi. Podszedł do nich i krzyknął:

-Otwieraj! Chyba nie jesteś tchórzem!

-Czy nazwałeś mnie tchórzem? Przekonasz się, że nim nie jestem.

W tej chwili drzwi otworzyły się. Ukazała się w nich wysoka postać w pelerynie. To był Bernhald we własnej osobie. Miał długie spiczaste uszy i małe oczy z kocimi źrenicami. Jego skóra była cała czerwona.

-A więc zaczynajmy! Niech wygra lepszy! - rzucił czarnoksiężnik.

-Niech wygra lepszy. - odpowiedział Tom i złapał swój miecz w pozycji do walki.

Mag również wyjął miecz, był wielki i gruby, z rączką wysadzaną rubinami.

Rozpoczęła się walka. Słychać było brzęki mieczy, ocierające się o siebie raz po raz.

Bernhald zrobił cios w brzuch, ale Tom szybko schylił się i zadał mu taki sam cios. Prawie trafił, ale mag cofnął się gwałtownie.

Tom był mały i robił szybkie uniki, dzięki temu miał trochę większe szanse w walce.

Znowu doszło do starcia mieczy. Oboje siłowali się kilka minut. Tom już opadał z sił, ale jeszcze wciąż walczył. Nagle cofnął o parę centymetrów miecz i Bernhald miał teraz przewagę. Tom znowu schylił się. Mag zareagował za późno i przewrócił się na twarz.

Bernhald był teraz w krytycznej sytuacji. Leżał na ziemi twarzą do podłogi. Na plecach czuł nogę Toma.

-To twój koniec, Bernhald. - powiedział Tom.

-Nie! Proszę... n-nie zabbijaj m-mnie...

Czarnoksiężnik powoli zaczął się dusić.

-Dlaczego miałbym się nad tobą litować? - z ironią rzekł Tom. -Za to, co zrobiłeś ludziom.... Za to, co chciałeś im zrobić... Mam się litować?

-A-ale... Daj m-mi j-jeszszcze... jedną... szszanssę... - wykrztusił.

-Takim ludziom nie daje się drugiej szansy.

-A j-jeśli p-przywróciłbym wszystkim ludziom d-dawną p-postać?

-Nie dam się nabrać na te sztuczki.

-P-proszę... jakie sz-sztuczki? J-ja chcę odpokutować... z-za m-moje grzechy...

-Hmm...

-Słowo... D-daj mi szansę... Zaraz będzie po mnie i... ludzie zostaną w... p-postaci...s-suppretów...

-Dobra. Ale jeśli to nieprawda, zabiję cię.

-Przysięgam!

-Dobra.

Tom zdjął nogę z pleców Bernhalda. Ten wstał, otrzepał się i rzekł:

-Dzięki. Jesteś tak samo głupi i naiwny jak inni ludzie.

-Jak to?

W oczach Bernhalda zapłonęła iskra ognia.

Przerażony Tom zamachnął się dobrze i rzucił miecz w stronę czarnoksiężnika.

Ten odsunął się tylko, a miecz uderzył o ścianę i roztrzaskał się w drobne kawałeczki.

Tom rzucił magowi wściekłe spojrzenie.

-Będę walczył do końca. Nawet jeśli mam walczyć gołymi rękoma.

"Muszę zdobyć jego miecz", pomyślał, i rzucił się na Bernhalda.

Czarnoksiężnik był trochę zaskoczony atakiem.

Tom zadał mu cios z pięści w twarz. Czarnoksiężnik przewrócił się.

"Teraz. Mam szansę" pomyślał Tom i szybko sięgnął ręką w stronę upuszczonego przez maga miecza.

-Nieee! - Bernhald odzyskał przytomność. Ale było już za późno.

Tom złapał miecz i próbował go podnieść. Nie miał jednak siły.

"Musi mi się udać! Od tego zależy los ludzkości" powiedział sobie w myślach.

Skoncentrował się. Złapał mocno miecz. Z wielkim wysiłkiem oderwał go od ziemi.

Po chwili znowu opadł na ziemię.

"Jeszcze raz. Dobry zamach..."

Bernhald kroczył w stronę Toma. Był już za jego plecami...

Nagle Tomowi cudem udało się podnieść miecz. Wzniósł go ponad głowę.

W tej chwili usłyszał za swoimi plecami przerażający krzyk. Obejrzał się. Jego oczom ukazał się straszny widok. Zobaczył czarnoksiężnika z krwawiącą czaszką przeciętą na pół. Mag konał z bólu.

Po chwili jęki ucichły. Tom puścił miecz i podszedł do martwego czarnoksiężnika. Miał rozciętą twarz. Był cały brudny od krwi.

"Musiał się za mną czaić. Dostał, kiedy podniosłem miecz" - pomyślał Tom.

Nagle spojrzał na siebie. Dotknął swojej twarzy. BYŁ CZŁOWIEKIEM! Wrócił do normalnej postaci! Kiedy mag umarł, jego moc odpłynęła z niego i wróciła do ludzi, dzięki czemu wszyscy odzyskali postać ludzką.

W tej chwili Tom zdał sobie sprawę, że uratował ludzkość. Postanowił zostawić to w tajemnicy, zresztą gdyby powiedział, że to on pokonał Bernhalda, nikt by mu nie uwierzył.

Spojrzał na sufit. Otwór był wystarczający, by się przez niego przecisnąć. Ale wcale nie musiał skakać tak wysoko. Przyjrzał się urządzeniom, które znajdowały się w sali. Wszystkie służyły do jednego: by wyjść z laboratorium. Bernhald był za duży, by wyjść przez otwór.

Tom podszedł do jednej maszyny. Nacisnął duży okrągły przycisk. Nagle wszystko wokół niego zawirowało. Obracał się na wszystkie strony, czuł jakby coś go wciągało jak wir.

Tak samo szybko, jak się zaczęło, tak szybko się to skończyło. Znalazł się z powrotem na polanie otoczonej drzewami. Oszołomiony, leżał na trawie chyba przez pół godziny, po czym wstał, otrzepał się i ruszył jakąś nieznaną ścieżką. Chciał wrócić do swojego rodzinnego miasteczka, do domu... Trafił na znane mu miasto. Wiedział już, gdzie ma iść. W towarzystwie zachodzącego słońca ruszył w drogę do domu...

Koniec


Filip Adamkiewicz
poczta: fifus@frugolajf.com