Dune
2000
Wszystko
rozpoczęło się od powieści S-F Franka
Herberta. "Diuna" szybko zyskała sobie
miano powieści kultowej, a sam autor stał się
milionerem. Później doczekaliśmy się filmu,
który podobno nie wypadł oszałamiająco w
Stanach, ale mnie się podobał. Teraz potrzeba
było tylko jednej rzeczy - gry! I tym sposobem
firma Westwood wypuszcza na rynek
"Dune". Gra ta jest "mieszanką"
przygody i strategii. Za jakiś czas pojawia się
"Dune 2", ale z taką różnicą, że
jest już tylko RTS'em (grałem w nią jeszcze na
Amidze - Amiga r00lz!!!). W ciągu ostatnich dwóch
lat (1997, 98) można było zauważyć bardzo
szybki wzrost techniki komputerowej. Właśnie w
tym czasie ktoś z Westwood'a wpadł na cieniutki
pomysł, może by tak wziąć engine gry Red
Alert, ubrać go w "piórka" Diuny,
dodać trzy zera do tytułu poprzedniej części
i zarobić kupę dolców. Gdy po raz pierwszy
zobaczyłem Dune 2000, to dostałem czkawki, ale
na pewno nie z wrażenia, tylko z rozczarowania!
Na początek dwa sakramentalne pytania:
- jaki tryb trudności;
- jakim rodem (domem) będziesz dowodził, a mamy
do wyboru:
ATRYDZI - posiadają arsenał zbliżony do
Harkonenów oraz broń specjalną (każdy ród ma
swojego asa w rękawie) - Sonic Tank'a. Jest on
dobry na piechotę, ale nie nadaje się na
jednostki opancerzone.
HARKONENI - jest to ród posiadający jednostki o
największej sile rażenia. Ich asem jest
Devastator Tank. Dysponuje on potężnym
promieniem energetycznym i autodestrukcją, która
rozwali blisko położone jednostki i częściowo
budynki.
ORDOSI - to najsłabszy ród, więc nim
najtrudniej będzie ostatecznie wygrać. Mają
Deviator'a, jest to taka wyrzutnia rakiet (jak
Missile Tank), ale zamiast rakiet posiada zielony
gaz, który chwilowo przekabaca twoje jednostki
na stronę Ordosów (wystarczy strzelić w
zainfekowaną jednostkę i po kłopocie).
Pierwsza misja polega na zebraniu odpowiedniej
ilości przyprawy o wartości 2500 kredytów.
Następne misje stawiają jedno motto - zabij,
zniszcz, wysadź wszystko, co wrogie. Można tak przejść
trzy lub cztery misje, a potem robi się nudno
(zmienia się jedynie położenie twojej bazy i
ilość przyprawy na planszy). Z biegiem czasu
(misji) technika będzie bardziej zaawansowana.
Rozpoczynamy od piechoty i lekkich pojazdów
(Trike, Quad, Raider), a kończymy na ciężkich
czołgach (Combat Tank, Sonic Tank, Deviator,
Devastator Tank). Pojawiają się też te same,
co w Dune 2, budynki (np. elektrownia, starport,
fabryka ciężkiego i lekkiego sprzętu). Jak dotąd
nie widziałem nic nowego. Pod koniec gry
(ostatnie dwie misje) każdy ród ma możliwość
wybudowania swojego pałacu, który da nowe
"bronie":
- Harkoneni mają do dyspozycji rakietę (niektórzy
powinni pamiętać ją z Dune 2), która
rozpryskuje się nad bazą wroga siejąc
zniszczonka;
- Atrydzi mają do pomocy Fremenów, ale to tylko
trochę lepsza piechota, więc wystarczy
przejechać się po nich czołgiem;
- Ordosi wysyłają sabotażystę, który wysadzi
wybrany budynek wrogiej bazy.
Teraz dla odmiany pojawi się kilka małych i dużych
zalet tej gry:
- nowością jest możliwość zaznaczenia
kilkudziesięciu jednostek naraz. Nareszcie dzięki
paru kliknięciom można doprowadzić naszą armię
pod bazę wroga. Pamiętacie może jak było w
Dune 2? (tak, trzydzieści jednostek i trzydzieści
kliknięć, nie licząc oczywiście stopniowych
podejść do wrogiej bazy);
- pojawiło się dwóch nowych facetów (jeden
przejmujący budynki wroga i drugi rozwalający
czerwie, ale dostępny tylko w multiplayerze);
- opcja multiplayer, ale nic się nie zmieniła w
stosunku do "multipla" z Red Alert'a;
- pustynia jest trochę pofałdowana (nie wszędzie
da się wjechać);
- aktorskie filmiki pomiędzy misjami. Myślę,
że twórcy bardziej skupili się na nich,
zamiast na grafice i innowacjach;
- najbardziej znaczącym plusem (przynajmniej dla
mnie) jest poprawiona muzyka. Grałem w Dune 2000
tylko z sentymentu i podziwu dla klimatycznej
muzyki.
Na końcowe schlastanie tego RTS'a, trzeba wyciągnąć
i ZAZNACZYĆ dwa wnioski. Dune 2000 to
praktycznie Red Alert, posiadający zero
poprawionej grafiki (a na pewno można było
lepiej!) i innych nowatorskich rozwiązań.
Kolizebo
|