Darmowa prenumerata - tu i teraz!
BezImienny - wersja online!
Protal internetowy InterFlash
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Oneirika_76251


M.

Stała na wzgórzu, wsparta o postrzępiony, krwawoczerwony sztandar z lwem. Jej metaliczne ciało pokryte było sadzą, krwią i zadrapaniami. Spomiędzy pociemniałych płyt wyrastała blada szyja zakończona głową o delikatnej, kobiecej twarzy. Miedziane loki spadały jej na ramiona. Gdy stała na tle zachodzącego słońca, z mieczem w jednej ręce i sztandarem w dłoni, a wiatr rozwiewał jej włosy, wyglądała jak bogini wojny. Piękna i niebezpieczna. Patrzyła na pole bitwy, które rozciągało się przed nią. Kyna. Tak się nazywała. Słońce błyszczało w jej zielonych oczach. I ujrzała chwałę.

Alyr była jej zupełnym przeciwieństwem. Zrośnięta trwale z metalem cesarzowa nie była podobna do swojej siostry. Alyr miała na sobie czarną, haftowaną srebrnymi nićmi tunikę, na plecach kołczan pełen strzał z białymi piórami, a w dłoni łuk. Imponujący, prawie dwumetrowy czarny łuk, z łęczyskiem porośniętym kolcami. Jej ciało także tworzyło kontrast. Blada twarz z niewielkimi czarnymi wzorami pod oczami, ręce i nogi pokryte siecią delikatnych, czarnych rysunków. Obcisła tunika kryjąca to, czego nie powinni widzieć wszyscy. I warkocz aż do kostek, spleciony z włosów barwy węgla. Patrzyła przed siebie lodowo błękitnymi oczami. Widziała trud.

Cala leżała pomiędzy swoimi pobitymi żołnierzami, zaciskając dłonie na ostrzu, które przybijało ją do ziemi. Jej jasne włosy, tworzące świetlisty plac wokół jej głowy, przesiąkały rozlaną krwią. Stalowoszare oczy patrzyły w górę, na krążące sępy. Czuła ciepło własnej krwi, spływającej po jej brzuchu i wsiąkającej w ziemię. Widziała śmierć.

Cesarzowa Kyna leżała na kamiennej ławie. Była pozbawiona swojej metalowej skóry. Teraz jednak wydawała się straszniejsza niż jako stalowa bogini wojny. Ciemnoczerwone mięśnie przeplatały się ze złotymi, srebrnymi, miedzianymi i stalowymi drucikami. Z metalowych ram opinających jej ciało sterczały haki i kolce. Dekolt o barwie kości słoniowej szpeciły (czy może zdobiły?) lśniące nity. Zdjęto z niej zniszczoną zbroję. Właśnie kuto dla niej nową, złoconą. Chwała nadchodziła.

Alyr siedziała w półmroku. Próbowała ułożyć w myślach plan. Była królewską skrytobójczynią. To miało być jej ostatnim zadaniem. Tron był dla niej odległy o strzał z łuku. O jedną czarną strzałę ze śnieżnobiałym grotem. Chciała to zrobić. Wyjść z cienia swojej stalowej siostry. Gdy trafi - czeka ją chwała. Gdy nie trafi - czeka ją śmierć. Wyobraziła sobie samą siebie, wiedzioną w pętach na egzekucję. A potem nagą, tkwiącą na palu, z oczami wydziobanymi przez kruki. Nadchodził trud.

Cień kładł się na twarzy Cali. Leżała w kałuży krwi, z dłońmi zaciśniętymi na wielkim mieczu. Mieczu bez ozdób, prostym kawale stali należącym do jednego z setek zwykłych żołnierzy. Widziała przejrzystą, ciemnoszarą postać z sierpem. Zakapturzoną, groteskowo zgarbioną. Ona, księżna Cala, stała u kresu życia. Z pokaleczonymi dłońmi zaciśniętymi na chłodnej stali, z ostrzem tkwiącym gdzieś we wnętrznościach, leżąca w kałuży własnej krwi. Wiatr niósł po pobojowisku krakanie i kwaśny odór. Śmierć nadchodziła.

Werble rozbrzmiewały w sali tronowej. Cesarzowa Kyna w złotej zbroi i purpurowym płaszczu szła dumnie w stronę swojego wielkiego, złoconego tronu. Patrzyła na znajdujące się za tronem wnęki z czaszkami. Do kolekcji dołączyły już głowy krnąbrnych książąt, którzy byli na tyle głupi, by nie przyjąć cesarskiego jarzma. Wszyscy kłaniali się cesarzowej w pas. Kolejne zwycięstwo. Usiadła na tronie i spojrzała na zebranych. Jej siostry nie było wśród nich. Zapewne za chwilę dołączy, ubrana we wspaniałą czarną suknię i śnieżnobiałe futro. Nadeszła upragniona chwała.

Alyr, ukryta na ciemnej galerii, wyciągnęła strzałę. Założyła ją na cięciwę, naciągnęła łuk... Musiała trafić w gardło cesarzowej. Serce jej siostry, skryte za złoconą zbroją, było nieosiągalne. Powróciła w wyobraźni kilka godzin wcześniej, do momentu, w którym zrzuciła z siebie aksamitną koszulę nocną. Patrzyła naga w lustro, przesuwając dłońmi po swoim ciele. Alabastrowa skóra pokryta czarnym jak noc ornamentem. Długie godziny bólu. Igła wbijająca się w jej skórę, raz koło razu. Pomyślała, że nawet na palu wyglądałaby pięknie. Co z tego, że jej oczy dawno wyjadłyby kruki, a skóra stała się blada i sina? Ona, księżniczka, cesarska skrytobójczyni, zawsze była otoczona opieką. Sama zresztą też o siebie dbała. Otrząsnęła się. Ujrzała siostrę siedzącą na tronie i miotającą dumne spojrzenia. Wymierzyła. Wstrzymała oddech. Puściła cięciwę. Nadszedł trud. Ten trud, który oznaczał chwałę albo śmierć.

Wiedziała, że to koniec. Umęczony umysł Cali dostarczał jej coraz bardziej nieprawdopodobne wizje. Zamknęła oczy. Poczuła ucisk na piersiach. Otworzyła je znowu. Siedziała na niej piękna, czarnowłosa kobieta. Była zupełnie naga. Z jej pleców wyrastały olbrzymie, kruczoczarne skrzydła. Tajemnicza nieznajoma nachyliła się nad nią. Miała czarne oczy i ciemnoczerwone usta. Przytknęła swoje wargi do warg Cali. Księżnę uderzył lodowaty chłód. Wiedziała, kim była nieznajoma. Puściła miecz i przytuliła ją do siebie. To był długi pocałunek. Namiętny. Zamknęła oczy. Czuła zimną słodkość. Ręce Cali, obejmujące nieistniejącą kochankę, opadły bezwładnie na zakrwawiony pancerz. Głowa księżnej przechyliła się lekko na bok. Nadeszła śmierć.

Kyna ujrzała czarny pocisk, sunący w jej stronę. Ujrzała też blask oczu w ciemności. Nie mogła go zatrzymać. Może nie chciała. Przed jej oczami przewinęło się całe życie. Nauki fechtunku. Jazdy konnej. Bolesna synteza jej ciała i stali. Przebudzenie po całonocnych obrzędach. Dotyk stalowych palców na twarzy. Jej własnych stalowych palców. Jej zbroja stała się jej skórą, metal był jej ciałem. Nie czuła ciężaru. Stopniowo zapomniała też o bólu. Potem następne obrazy. Bitwy. Wojny. Egzekucje. Tysiące ciał. Wrogowie, zdrajcy, buntownicy. Skrzypienie sznurów, błyski toporów i mieczy, twarze zamarłe w wyrazie potwornego bólu. I jej siostra. Jej siostra, znikająca w drzwiach sali tronowej i powracająca, by złożyć raport. Zawsze wykonywała powierzone jej zadania. Kolejne widoki. Księżna Cala, przygwożdżona mieczem do ziemi. Opluta i znieważona przez cesarzową. Zostawiła ją na polu bitwy. Zabroniła dobijać pod karą śmierci. Teraz zapewne się z nią spotka. Czarna strzała przybiła szyję cesarzowej do oparcia tronu. Czerwone krople prysnęły dookoła, zabarwiając śnieżnobiałe lotki. Kyna zdążyła jeszcze wycharczeć "Zdrada!". W mgnieniu oka nadeszła śmierć. Kyna nawet jej nie widziała.

Alyr stała na ciemnej galerii, patrząc na swoją martwą siostrę. Głowa opadła bezwładnie na pierś, złote ręce zwisały z oparć, pancerz pokrywał się krwią z przebitego gardła. Cesarzowa Alyr. Wiedziała, że prześcignie siostrę. Obie umiały zabijać. Jednak Alyr była w tym lepsza. Zeszła na dół z kielichem. Nabrała weń krwi martwej cesarzowej. Wypiła ten ciepły, ożywczy płyn. Jej nowym miejscem był tron. Nie cień. Nie pal. Tron cesarstwa. Ona będzie lepiej pilnować swoich poddanych. Nie dojdzie do zamachu na nią. Już ona, cesarzowa Alyr, o to zadba. To był kolejny trud.

Minęło piętnaście lat. Cesarzowa Alyr rządziła twardą ręką. Dochowała się trzech synów. I tego dnia jak zwykle wkroczyła rankiem do sali tronowej. Nie spodziewała się takiego przyjęcia. Dwóch baronów chwyciło ją za ręce. A potem poczuła stal wbijającą się w jej ciało. Rzucili ją na podłogę. Zadawali ciosy. Wszyscy. Książęta, baronowie, hrabiowie, nawet damy dworu. Cesarzowa zasłaniała się rękami. Nie dała rady. Resztkami sił trzymała się życia, pokłuta sztyletami. Milczący tłum się rozstąpił. Alyr spojrzała na tron. Siedziała tam jej siostra. Zakuta w pancerz, taka jak piętnaście lat temu. Ale wnękę z czaszkami zasłaniały olbrzymie, czarne skrzydła. Jej siostra bezszelestnie wstała i podeszła do niej. Kyna uklęknęła przy siostrze. Delikatnie ujęła Alyr za skronie. Cesarzowa szepnęła tylko "Wybacz mi, Kyno...". Potem Kyna pocałowała ją w usta. Alyr poczuła zimną słodkość. Z jej ust popłynęła krew. I nie było już nic.


M.
poczta: miszkale@poczta.onet.pl