Spis treści Film

Recenzje


Morgana, Duchess of CUD

Don Kich(a)ot z Rivii

Tytuł: Wiedźmin
Reż.: Marek Brodzki
Scen: Michał Szczerbic
Zdj.: Bogdan Stachurski
Scenogr.: Ewa i Andrzej Przybyłowie
Muz.: Grzegorz Ciechowski
Wyk.: Michał Żebrowski, Grażyna Wolszczak,
Zbigniew Zamachowski, Anna Dymna
Czas: 140`

Ocena - 1/10

Antonina Kłoskowska w wydanym niemal przed półwieczem opracowaniu poświęconym kulturze masowej, napisała, że filmowa adaptacja dzieła literackiego jest z natury czymś gorszym od pierwowzoru. Coraz trudniej jest z tą opinią polemizować, a kiedy ogląda się najnowszy efekt mariażu obrazu i słowa- "Wiedźmina" Marka Brodzkiego, wręcz polemizować z nią nie sposób. Jednak pozostawmy uprzedzenia i nie oceniajmy pierwszej polskiej produkcji fantasy przez pryzmat opowiadań Andrzeja Sapkowskiego, na bazie których powstała. Przez chwilę nie bądźmy toczącymi pianę z ust fanatykami, którzy od samego początku byli przeciwni realizacji i szkalowali nieszczęsnych twórców, podpisując protesty, tworząc komitety, wyśmiewając obsadę. Oddajmy im sprawiedliwość i oceńmy "Wiedźmina" filmowego w oderwaniu od książkowego. Oceńmy samodzielne dzieło.

Po pierwsze, podziwiajmy przemyślność scenarzysty, który zdołał dwa zbiory opowiadań zredukować do dwugodzinnej fabuły. Po drugie, pogratulujmy całej ekipie odwagi. Sięgnęli do fantastycznej stylistyki, zupełnie nie znając języka i motywów, jakimi operuje. W efekcie na ekranie otrzymujemy dziwaczną hybrydę, której gatunkową przynależność trudno określić. Reżyser upiera się przy filmie drogi. W istocie, wędrówki tam sporo - Geralt pośród łanów zbóż, Geralt na tle górskiego pejzażu, Geralt na brzegu morza. Ale czy bohater przechodzi jakąkolwiek przemianę? Czy jego "droga" ma cel? Film Brodzkiego nie daje odpowiedzi na te pytania. Jego wiedźmin snuje się po świecie z błędnym wejrzeniem Don Kichota, karmiąc napotkanych na szlaku podróżników natchnionymi tyradami z pogranicza taniej filozofii. Michał Żebrowski, skądinąd dobry aktor, wyraźnie "nie czuje" postaci i nie udaje mu się uratować fatalnie napisanej roli. Bez przekonania macha kataną, od czasu do czasu wykrzywia pooraną bliznami (brawa dla charakteryzatora) twarz i wygłasza swoje przemowy z recytatorskim zacięciem. Jednak jak można mieć do niego pretensje, skoro dialogi prezentują poziom byle telewizyjnego serialiku i poważnie traktować ich nie można.

Grę reszty obsady trudno ocenić, bo mało kto pojawia się na ekranie dostatecznie długo, aby popisać się aktorskim kunsztem. W tym momencie warto zwrócić uwagę na nowatorskie podejście do montażu - film jest zlepkiem przypadkowo pociętych i losowo uszeregowanych scen. Towarzysze Geralta pojawiają się znikąd, by za chwilę znów zniknąć z ekranu. Skąd się wzięli? Kim są? Jaka jest ich rola - niesposób dociec, chyba że zna się książki (ale przecież w tym wypadku zupełnie się od książek odżegnujemy). Co jakiś czas pojawia się jasnowłosa dziewczynka; od biedy można uznać zamieszanie wokół tej postaci za motyw stanowiący fabularną ramę dla całej opowieści. Tyle że my wiemy, dlaczego Ciri jest dla wszystkich tak cenna, ale czy będzie to tak samo jasne dla przeciętnego zjadacza chleba, którego kontakt z prozą Sapkowskiego ogranicza się do obejrzenia okładki którejś z książek?
Nie ma filmu fantasy bez efektów specjalnych. Wykreowane w wyobraźni światy, nie tak łatwo zwizualizować. Jak udało się to wiedźmińskiej ekipie? Jeśli uznamy, że chcieli złożyć hołd legendzie kina klasy C- Edowi Wood'owi, pogratulujmy, udało się bez potknięć. Jeśli gumowe paskudztwa rodem z bazaru i wybitnie nieefektowny smok to nie dzieło przypadku- współczuję nieudolności.

Pomimo wszystko Markowi Brodzkiemu należy się podziw. Konsekwentnie i z żelaznym uporem realizował swój zamysł i to z czystej radości tworzenia, bo dla kogo nakręcił ten film, jeśli nie dla siebie? Miłośnicy prozy Sapkowskiego obraz ten wyśmieją, inni pewno zasną (bo z ekranu wieje nudą i to bynajmniej nie jest delikatna bryza). Debiutantom zdarzają się błędy, wybaczmy M.B. jego potknięcia. Szkoda tylko, że nie przekonamy się, czy to temat okazał się zbyt trudny, czy brak zdolności zawinił. Po tak spektakularnej klęsce, tylko producent - szaleniec pozwoliłby panu Brodzkiemu na samodzielną reżyserię.

Oklaski. Żadnego jeszcze filmu nie oceniłam tak nisko.

Na górę strony